Czego papieskie konklawe mogą nauczyć demokracje na temat głosowania

news.5v.pl 4 godzin temu

Hakerów cechuje zdrowy sceptycyzm. Gdy tylko przyjrzą się jakiemuś systemowi, instynkt podpowiada im, by go zhakować. Ale choćby najbardziej przebiegli hakerzy mieliby trudności ze zhakowaniem jednego z najbezpieczniejszych systemów głosowania, jaki do tej pory opracowano: metody wyboru nowego papieża. Według Bruce’a Schneiera, autora książki „A Hacker’s Mind”, po prawie dwóch tysiącleciach Kościół katolicki zbliżył się w tej sztuce do perfekcji. Czego możemy się nauczyć z tego procesu?

Powinniśmy najpierw przyznać, iż jak wszystkie wybory, papieskie konklawe są kontrowersyjne. Często dochodzi do kontrowersji, gdy prawdopodobni kandydaci, lub papabili, jak nazywają ich watykańscy obserwatorzy, dyskretnie walczą o przychylność swoich kolegów kardynałów. W „Konklawe”, bestsellerowej powieści Roberta Harrisa, na podstawie której nakręcono nagrodzony Oscarem film, można odnieść wrażenie, iż papieskie wybory obfitują w intrygi, przekręty i zakulisowe układy. Historycy sugerują, iż nie jest to zupełna fikcja.

Przyszłomiesięczne wybory już wzbudziły silne emocje, a katolicy w USA wzywają do wyboru papieża bardziej „podobnego do Trumpa”, aby odrzucić liberalizm zmarłego papieża Franciszka. Jednak sześciu z dziesięciu amerykańskich kardynałów, którzy mogą głosować, zostało mianowanych przez Franciszka i wydaje się bardziej dostosowanych do jego podejścia. W sumie argentyński papież mianował 108 ze 135 kardynałów uprawnionych do głosowania, co może znacząco wpłynąć na wynik.

Nawet jeżeli kontrowersje krążą wokół kierunku Kościoła katolickiego i składu całkowicie męskiego kolegium elektorów, sam proces głosowania jest stosunkowo niekontrowersyjny, ponieważ został skodyfikowany na przestrzeni wieków.

Głosujący kardynałowie, którzy pochodzą z całego świata i pozostają w odosobnieniu podczas konklawe, zapisują nazwisko preferowanego kandydata na karcie i składają przysięgę przed ołtarzem Kaplicy Sykstyńskiej za każdym razem, gdy oddają swój głos. Każda runda głosowania jest nadzorowana przez trzech losowo wybranych kontrolerów. Rękawy komży kardynałów są wykonane z półprzezroczystej koronki (prawdopodobnie w celu uniknięcia oszustw). Odczytuje się każdy głos, bez względu na to, jak bardzo jest to czasochłonne. Często potrzeba kilku rund, aby osiągnąć ostateczny wynik.

Schneier sugeruje, iż z procesu papieskiego można wyciągnąć trzy wnioski. Po pierwsze, każdy etap systemu wyborczego jest przejrzysty dla wszystkich uczestników, choćby jeżeli głosy są tajne. Po drugie, małe i proste wybory wśród znanych sobie wyborców są mniej podatne na manipulacje. Po trzecie, gdy proces selekcji ewoluuje przez długi czas, może stać się „zaskakująco dobry”.

Dalszy ciąg materiału pod wideo

Istnieje wiele wyborów na małą skalę, które można przeprowadzić w podobny, choć mniej skomplikowany sposób, ale bezpieczne głosowanie na dużą skalę jest trudne, zwłaszcza gdy w grę wchodzi technologia.

— Nie ma czegoś takiego jak bezpieczne głosowanie, które jest czysto cyfrowe — mówi Schneier. Fakt ten jest udowadniany każdego roku na konferencji Def Con, gdzie hakerzy regularnie ujawniają wady najnowszych amerykańskich cyfrowych systemów głosowania.

Czy Amerykanie powinni brać przykład z kardynałów?

Wyzwanie związane z zapewnieniem bezpieczeństwa kart do głosowania jest szczególnie dotkliwe w Stanach Zjednoczonych, biorąc pod uwagę skalę wyborów i zakres kwestii przedstawianych wyborcom. To sprawia, iż automatyzacja jest niezbędna, choćby jeżeli jest ryzykowna, według Matta Blaze’a, profesora na Uniwersytecie Georgetown, który bada uczciwość wyborczą.

Blaze sugeruje jednak, iż istnieje sposób na zminimalizowanie ryzyka związanego z automatyzacją. Fizyczne karty do głosowania (w tym głosy korespondencyjne) pozostają niezbędne, ale mogą być rejestrowane i liczone elektronicznie przy użyciu technologii skanowania optycznego. Ten proces automatyzacji można następnie sprawdzić dzięki techniki znanej jako audyty ograniczające ryzyko.

— Jestem optymistą, , iż możemy przeprowadzić wybory o bardzo wysokim stopniu integralności, choćby przy użyciu monstrualnych kart do głosowania, jakie mamy w Stanach Zjednoczonych — mówi Blaze.

EPA/ALESSANDRO DI MEO / PAP

Biały dym unosi się z komina na dachu Kaplicy Sykstyńskiej. Watykan, 13 marca 2013 r.

Istnieją znacznie większe zagrożenia dla demokracji niż niedoskonałe mechanizmy głosowania: podburzający politycy, tacy jak Donald Trump, którzy odmawiają zaakceptowania uzasadnionych wyników; manipulacja i dezinformacja z wykorzystaniem sztucznej inteligencji; i ingerencja zagraniczna itd.

Jednak choćby tutaj historia wyborów papieskich może być pouczająca, biorąc pod uwagę, jak bardzo były one adaptacyjne. — Papieskie konklawe robią wszystko, co w ich mocy, aby zapewnić, iż ludzie głosujący i obserwujący uważają proces za uczciwy. Demokracje mogą się z tego wiele nauczyć — mówi Gina Neff, dyrektor wykonawczy Minderoo Centre for Technology and Democracy.

Przez wiele stuleci głosowanie na papieży były naznaczone przekupstwem, zastraszaniem, zamieszkami, schizmami i długotrwałymi kłótniami. Wybory w 1268 r. trwały dwa lata i dziewięć miesięcy. Usprawnienie tego procesu wymagało dobrej wiary, ciągłej adaptacji i skutecznych mechanizmów weryfikacji. Przy odrobinie szczęścia hakerzy mogą pomóc reszcie z nas szybciej osiągnąć ten cel, sygnalizując zagrożenia i proponując bezpieczniejsze rozwiązania w systemach głosowania na całym świecie.

© The Financial Times Limited 2025. Wszelkie prawa zastrzeżone. Nie wolno w żaden sposób rozpowszechniać, kopiować ani modyfikować. Onet ponosi wyłączną odpowiedzialność za tłumaczenie, Financial Times Limited nie ponosi żadnej odpowiedzialności za jego dokładność lub jakość.

Idź do oryginalnego materiału