Stanisława Celińska: Bóg jest bardziej samotny niż my

2 godzin temu
Zdjęcie: Stanisława Celińska


Przez całe życie szukamy rozmówcy. Kogoś, kto nas zrozumie, wysłucha, nie potępi, a raczej podniesie na duchu – mówi Stanisława Celińska. Pierwszy odcinek cyklu „Życiowe (nie)pewności”.

W najbliższych miesiącach będziemy publikować rozmowy Damiana Jankowskiego z artystkami i artystami – o tym, co w życiu pewne, i co niepewne. Jako pierwsza zaproszenie przyjęła Stanisława Celińska, pieśniarka i aktorka

Damian Jankowski: Za panią trzymiesięczne wakacje.

Stanisława Celińska: Nie pamiętam, kiedy ostatni raz miałam tyle wolnego! Chyba po raz ostatni na studiach. Ale teraz były to jednak przymusowe wakacje – zdrowie zaczęło mi szwankować, musiałam zwolnić. Poczułam też zmęczenie. Ciągłe koncerty, w dodatku praca nad płytą „Uwierz” kosztowała mnie sporo energii. Potrzebowałam tych trzech miesięcy, by stanąć na nogi. A także, by zadać samej sobie pytania.

Czego dotyczyły?

– Na przykład tego, co chcę robić. Odpowiedziałam: dalej pisać piosenki, śpiewać je ludziom. To mnie napędza. Myślę, iż ważne, by w życiu czuć się potrzebnym. Ja czuję się potrzebna dzięki muzyce.

WIĘŹ – łączymy w czasach chaosu

Więź.pl to pogłębiona publicystyka, oryginalne śledztwa dziennikarskie i nieoczywiste podcasty – wszystko za darmo! Tu znajdziesz lifestyle myślący, przestrzeń dialogu, personalistyczną wrażliwość i opcję na rzecz skrzywdzonych.

Czytam – WIĘŹ jestem. Czytam – więc wspieram

Julian Tuwim stworzył kiedyś utwór, który wykonywała Hanna Ordonówna: „Śpiewałam piosenki / brzmiały ich dźwięki / ludziom na pocieszenie”. To chyba również o pani.

– Wciąż jestem zaskoczona, jak słuchacze reagują na moje śpiewanie. Niedawno byłam w sanatorium. Kuracjusze mnie zaczepiali: „Pani Stasiu, dobrze, iż panią widzę! Dziękuję za piosenki, bardzo mi pomogły”. Okazuje się, iż te utwory towarzyszyły im, zwłaszcza w trudnych momentach.

Sam znam takich, którzy przetrwali żałobę, słuchając „Naszych nieśmiertelnych”.

– Co mogę powiedzieć? jeżeli ktoś poczuł się dzięki tej piosence pocieszony, spełniłam swoje zadanie. Wie pan, jak powstała? Po jednym z koncertów podeszła do mnie pewna kobieta. – Niech pani napisze coś dla wdów – poprosiła. Powiedziałam, iż spróbuję. Pochodziłam trochę z tą prośbą. Za jakiś czas w głowie zrodziły mi się słowa: „Umarli nie odchodzą / są za czasu ścianą / są także w naszych sercach / gdy ich pamiętamy”.

Słuchacze się wzruszają, a czy pani się wzrusza, wykonując takie pieśni?

– Nie powinnam. Na scenie mam powstrzymywać własne emocje – po to, by wyzwalać je w publiczności. Niech ona płacze, nie ja. Oczywiście zdarza się, iż głos mi się łamie, zwłaszcza przy pierwszych wykonaniach utworu. Tak było w trakcie ostatnich koncertów przy utworach „Bezsilność” i „Ziemio moja”. Natomiast ogólnie staram się zachowywać dystans, podchodzić do występów profesjonalnie. Ten zawód jest wspaniały, ale to wciąż tylko i aż zawód. Kocham scenę, ale też wiem, iż kiedy gasną światła, przychodzi prawdziwe życie, które na nas czeka: bliskie osoby, ukochane zwierzęta. Zapominanie o nich w imię pasji do pracy skończyłoby się samotnością.

Dobrze znać proporcje. jeżeli ukochany odejdzie, będę cierpiała, będzie mnie ogromnie bolało, ale świat się nie skończy, nie umrę. Sens jest gdzie indziej. Nie znika choćby w momencie śmierci

Stanisława Celińska

Udostępnij tekst
Facebook
Twitter

Inna sprawa, iż pocieszenie, o którym mówiliśmy, spływa również na mnie. Śpiewając, samą siebie pocieszam. Moje piosenki łagodzą ludzi, ale wcześniej mnie samą złagodziły, wyciszyły mnie. Zdecydowanie. Staram się teraz „nieść słońce w ramionach”, jak to jest w pewnym utworze.

Najbardziej mnie chyba cieszy, gdy widzę, iż sala słucha w skupieniu.

Pani zdaniem z czego wynika to zasłuchanie?

– Może z faktu, iż czasy są, jakie są: pędzące, brutalne, pełne niepewności i lęku. Ludzie chcą, by ktoś pobył z nimi, przytulił ich. Wzruszył. Zdjął z barków ciężar. Płacz może przecież stanowić oczyszczenie.

Zatem przyznam się pani do czegoś: ostatnio uroniłem łzę wczoraj, słuchając „Gdzie jesteś, dziewczyno?”.

– Naprawdę? Ta piosenka rzeczywiście cieszy się dużym powodzeniem, głównie chwalą ją kobiety. Rzecz okazuje się jednak uniwersalna: wszyscy z biegiem lat zastanawiamy się, co się z nami stało, oceniamy nasze życiowe wybory, wracamy do przeszłości.

Tęskni pani za sobą dwudziestokilkuletnią? Wygrała pani wtedy festiwal w Opolu oraz trafiła z filmem „Krajobraz po bitwie” do Cannes.

– Zgadza się, tylko iż wtedy kompletnie nie potrafiłam się z tych sukcesów cieszyć. Pojechaliśmy na Lazurowe Wybrzeże, a ja narzekałam: mamy za słabą reklamę, Francuzi nie zrozumieją polskiej historii. Słuchając moich żalów, Daniel Olbrychski rzucił: „Ty się, Stasia, ciesz, iż tu jesteś, bo nie wiadomo, czy cię jeszcze kiedykolwiek zaproszą”. Miał rację, więcej nie zaprosili [śmiech].

Czy tęsknię za młodością? jeżeli za czymś, to za tym, by mieć lepsze zdrowie, więcej sił. Już nie mogę biegać i szaleć, ale za to mój mózg znajduje się w tej chwili w lepszym stanie niż dekady temu. Moje myślenie o świecie stało się chyba dojrzalsze. Jestem znacznie szczęśliwsza teraz, niż gdy miałam dwadzieścia jeden lat. Może nie ma za czym tak naprawdę tęsknić?

W przywołanej przez pana piosence na koniec znajduje się wskazanie, by smakować życie, „dostrzegać jak wiele ma barw. Trzeba zacząć od dziś tworzyć swój świat”. Lubię podczas koncertów powtarzać znaną maksymę: „Dzisiaj jest pierwszy dzień reszty mojego życia”. Faktycznie w to wierzę. Że jako ludzie – niezależnie od wieku, naszych zranień – możemy brać się za bary z wyzwaniami, przed którymi stawia nas rzeczywistość, zaczynać wciąż na nowo, nie dawać się. „Wiem, jak trudno nieść swój los” – śpiewam w „Dzielić się miłością”. Naprawdę wiem. Ale ostatecznie co rano wschodzi słońce, noc mija. Wszelka dekadencja jest mi obca.

Liczą się małe kroki. Michał Anioł miał zasadę: „każdego dnia jedna kreska”. Warto codziennie zrobić coś twórczego, coś dla siebie, coś, co posuwa nas naprzód na mapie życia.

Takiego podejścia nauczyła panią babcia?

– Tak jest, babcia Janeczka! Wiele jej zawdzięczam.

Opowie mi pani o niej?

– Była niesamowitą osobą, naprawdę dzielną. Przeszła przez Ravensbrück, miała na ręku obozowy numer. Musiała widzieć straszne rzeczy, a mimo to nigdy nie straciła wiary w Boga, w ludzi, w życie. W trakcie wojny trafiły z moją mamą w sam środek strzelaniny. Babcia uratowała ją: położyła nogę na jej głowie, odłamek utkwił w nodze. Nie byłyśmy biologicznie spokrewnione, to była macocha mamy. Ale mama do końca nie zwracała się do niej inaczej jak „mateczko”.

Babcia była prawdziwym wulkanem energii. Zupełnie inaczej niż my z mamą, rozmarzone artystki. Kiedy szłyśmy gdzieś razem, my się wlokłyśmy, a ona wartko kroczyła przodem.

Podobno lubiła powtarzać: „przy muzyce i robocie człek zapomni o kłopocie”.

– Makatka z tym hasłem do dziś wisi u mnie w domu, trochę już wypłowiała. To była cała babcia.

Dzwoniła też do teatru, gdy pani tam pracowała.

– Zgadza się, dzwoniła do dyrektora teatru i pytała: „Jak tam moja Stasiuńka?”.

Babcia paliła jak smok, ale momentalnie rzuciła nałóg, gdy lekarz powiedział jej, iż od tego umrze. Nie bała się samej śmierci. Bała się, iż mnie zostawi samą.

Samą? A rodzice?

– Tata umarł, gdy miałam trzy lata. Mama była skrzypaczką. Po wojnie zarabiała na nasze utrzymanie, grając na ulicy, rzadko widywałam ją w domu.

Babcia Janeczka po wojnie znalazła się we Wrocławiu. Odwiedzała nas czasem w Warszawie, a po śmierci ojca zamieszkała z nami, żeby pomóc mamie w moim wychowaniu.

Promocja!
  • Wojciech Marczewski
  • Damian Jankowski

Świat przyspiesza, ja zwalniam

39,98 49,98
Do koszyka
Książka – 39,98 49,98 E-book – 35,98 44,98

Pewnej niedzieli babcia stwierdziła, iż mnie zaprowadzi do kościoła. Wszyscy jej to zdecydowanie odradzali. Byłam nad wyraz ruchliwa – twierdzili, iż rozsadzę świątynię. Ale babcia się uparła. Poszłyśmy na mszę. Do dziś pamiętam tamto wrażenie.

Uczucie dziwności?

– Przede wszystkim zachwyt! Świat, w którym żyłam na co dzień, pozostawał szaro-czarny, przytłaczający. A tutaj nagle zobaczyłam kolory: ornaty, kadzidło, misterium, usłyszałam jakiś inny, tajemniczy język. Stałam oniemiała. To był mój pierwszy kontakt z sacrum. Potem tego uczucia szukałam – i w kościele, i następnie w teatrze.

Po latach widzę, iż babcia była moją przyjaciółką. Nie chciała, żebym zostawała aktorką. Wolała, bym była lekarzem. A jednak kiedy zobaczyła, iż nie jest w stanie pohamować mojego zapału, jeździła ze mną na różne recytatorskie konkursy, trzymała kciuki. Stawiała na mnie, jako pierwsza uwierzyła w mój talent.

Widzi pan, panie Damianie, mnie się wydaje, iż przez całe życie szukamy kogoś takiego: kogoś, kto nas zrozumie, wysłucha, nie potępi, a raczej podniesie na duchu. Szukamy ROZMÓWCY.

Takim rozmówcą może być Bóg?

– O tak. Tyle iż Bóg jest trochę biedny – wszyscy powierzają Mu swoje problemy. I samotny. Bardziej samotny niż my.

Zagrała Go pani w teatrze, w „Księdze Hioba”.

– Wypowiadając słowa: „Kto mnie obdarował, abym mu oddawał”, zrozumiałam Jego samotność. Jego wielką samotność. Bóg jest sam na swoim szczycie i marznie. Potrzebuje naszej miłości. Widzę Go dziś jako starszą osobę, która siedzi przy stole i czeka na nas.

W piosence „Drzwi odemknij” to Bóg modli się do człowieka.

– Wojtek Młynarski napisał ją na moją prośbę. Zadzwoniłam do niego i mówię: „Słuchaj, czasy są takie, iż to już nie człowiek modli się do Pana Boga, tylko Pan Bóg do człowieka, żeby w Niego uwierzył. Mógłbyś o tym napisać?”. Następnego dnia miałam przed sobą tekst.

Nawiązując do innej piosenki: śni się pani Bóg?

– Nie. To, co odczuwam we śnie, to mogą być Jego ślady. Na jawie zresztą też. Na przykład byłam w Jerozolimie. Odeszłam już od Grobu Pańskiego i idąc przez plac, powiedziałam bezczelnie: „Panie Jezu, może byś mi coś teraz powiedział? Dał wskazówkę, jak dalej żyć” [uśmiech].

I co? Dał?

– W myślach przyszło do mnie zdanie „Dziel się miłością”.

Bóg nie zawsze odpowiada od razu. Działa w świecie poprzez znaki, poprzez innych ludzi. Trzeba umieć czekać, nie tracić nadziei.

Bóg to pewność?

– W „Naszych nieśmiertelnych” napisałam, iż „rozum [Go] nie pojmie, ale serce czuje”. To musi wystarczyć za odpowiedź.

A czym dla pani jest niepewność?

– Stąpaniem po rozbitym szkle. Przygniatającą myślą, iż nie wiem, co – i czy cokolwiek jeszcze się wydarzy.

Od lat mówi pani otwarcie o swojej walce z chorobą alkoholową. Powtarza pani, iż pierwszym krokiem do zguby jest chojrakowanie, przekonanie o własnej wszechmocy.

– Klasyczny refren alkoholika brzmi: „mogę przestać pić w każdej chwili!”. To nieprawda. Bez fachowej pomocy, bez pracy nad sobą, bez Boskiej interwencji nie przestaniesz.

Pani przypadek to ten trzeci?

– Połączony z dwoma innymi, ale tak. W pewnym momencie stwierdziłam, iż zacznę się modlić, by Bóg pomógł mi w walce z piciem. Nie od razu, ale z czasem odczułam, jakby Ktoś mnie uratował – przeciął nić między mną a kolejnym piwem. Dopiero potem dowiedziałam się, iż to jeden z kroków na ścieżce AA: znaleźć „siłę wyższą”, która jest większa od nas. Ja znalazłam. „Pan odmienił życie moje, gdy pochylił się nade mną”.

To wers z piosenki „Uwierz”.

Promocja!
  • Damian Jankowski
  • Ks. Andrzej Pęcherzewski

Nie ma wiary bez pytań

31,20 39,00
Do koszyka
Książka – 31,20 39,00 E-book – 28,08 35,10

– Widzę, iż słuchał pan płyty. Co do problemów emocjonalnych, bo alkoholizm to choroba emocji: nie zniknęły jak za dotknięciem różdżki. Dalej pracuję nad sobą, nad swoimi emocjami. Wspomniałam panu, iż piosenki, które piszę i śpiewam, mnie wyciszyły. To prawda, ale też wciąż pozostaję zodiakalnym bykiem – muszę uważać, żeby za bardzo się nie wkurzyć, bo wtedy lecą wióry. Do roboty mam jeszcze sporo.

Porozmawiajmy jeszcze o niepewności. W książce „Niejedno przeszłam” natrafiłem na zdanie, które mnie poruszyło: „Chciałabym wiedzieć, czy Ojciec mnie kochał”. W pierwszej chwili się zdziwiłem, ale po chwili przyznałem sam przed sobą: tak, czasem niestety tego nie wiemy…

– Miłość to dziwna sprawa, prawda? Gdy nie jesteśmy pewni, czy druga osoba darzy nas uczuciem, uruchamiają się nasze kompleksy i braki. A jeżeli człowiek ciągle domaga się dowodów miłości, staje się zaborczy i w końcu doprowadza do zerwania relacji, zwłaszcza relacji romantycznej.

Co do mojego taty: wiem, iż miałam być Stanisławem. Córka już była z poprzedniego małżeństwa.

Jak dobrze pamięta pani tatę?

– Z dzieciństwa pamiętam adekwatnie tylko jego, innych już zapomniałam. Pamiętam, jak siadałam mu na kolanach, jak pokazywał mi czarne i białe klawisze, był w końcu pianistą. Pamiętam, iż czesałam mu włosy… [chwila milczenia] Dziękuję, iż poruszył pan ten temat, rozwiał pan moje wątpliwości: tak, po latach myślę, iż tata mnie kochał.

Ja z kolei dziękuję za zdanie, które wypowiedziała pani kiedyś w rozmowie z „Tygodnikiem Powszechnym”: czasem dla dobra osoby, którą kochamy, musimy odejść niezaspokojeni. Wtedy, dekadę temu, te słowa bardzo mi pomogły.

– Tak mi podpowiedziało doświadczenie. To bardzo trudne – odejść lub pozwolić odejść, zwłaszcza gdy tego kogoś uznajemy za miłość naszego życia. Ale nie ma rady: miłość bez wolności stałaby się karykaturą. Ten, kto kocha, czasem zostaje sam jak palec. Goethe miał powiedzieć: odchodzącego nie zatrzymywać, a powracającego powitać z otwartymi ramionami.

Ładne.

– Jednocześnie dobrze znać proporcje. o ile dwoje ludzi się kocha i wierzy w Boga, to stawia Go na pierwszym miejscu i nie czyni Bogiem drugiego człowieka. Taka jest adekwatna hierarchia, wówczas wszystko się dobrze układa. jeżeli ukochany odejdzie, będę cierpiała, będzie mnie ogromnie bolało, ale świat się nie skończy, nie umrę. Sens jest gdzie indziej. Nie znika, jak wierzę, choćby w momencie śmierci.

Skoro wywołała pani na koniec ten temat: czego wtedy będzie pani najbardziej żal?

– Na nowej płycie śpiewam, iż nie będę żałowała ani kariery, ani sławy, iż „nic nie wywoła mojego smutku, prócz tej stokrotki w moim ogródku”. Najbardziej chyba będzie mi brak dotyku. Choć może, gdy wyruszymy w tę „niebieską podróż”, przekroczymy fizyczność? Będziemy ponad to? Jak pan myśli?

Stanisława Celińska aktorka teatralna i filmowa, pieśniarka i wokalistka. Dwukrotna laureatka Orła za najlepsze drugoplanowe role kobiece w filmach „Pieniądze to nie wszystko” (2001) i „Joanna” (2010). W marcu 2019 r. otrzymała nagrodę Fryderyka w kategorii Album roku – muzyka poetycka za płytę „Malinowa”. Najnowszy album, „Uwierz”, ukazał się jesienią 2024 r.

Idź do oryginalnego materiału