Biskupi w sprawie edukacji zdrowotnej mijają się z prawdą

6 godzin temu
Zdjęcie: Tomasz Terlikowski


Jako ojciec i katolik apeluję do rodziców: nie bójcie się edukacji zdrowotnej. W kwestiach wychowania dzieci – przykro to powiedzieć – hierarchowie KEP są żadnym autorytetem.

Publikujemy komentarz Tomasza Terlikowskiego do opublikowanego dziś listu Prezydium Konferencji Episkopatu Polski w sprawie nowego przedmiotu szkolnego – edukacji zdrowotnej. Komentarz ukazał się pierwotnie na Facebooku.

Jest mi wstyd za Prezydium KEP. Zwyczajnie, tak po ludzku, jest mi wstyd. I to nie dlatego, iż nie zgadzam się z jej listem (choć głęboko, jako katolik, ojciec, dziennikarz, człowiek zaangażowany w obronę małoletnich przed przemocą seksualną – także – w Kościele i w rodzinie, się z nim nie zgadzam), ale dlatego, iż to wstyd, iż trzech biskupów (by nie oskarżać innych, wymieńmy tę trójkę z imienia i nazwiska – arcybiskupi Tadeusz Wojda, Józef Kupny i biskup Marek Marczak) zwyczajnie w treści tego listu mijają się z prawdą. jeżeli robią to świadomie, to znaczy, iż kłamią, a jeżeli nie, to znaczy, iż napisali list o kwestii, której nie zbadali – obie te ewentualności bardzo źle o nich świadczą.

WIĘŹ – łączymy w czasach chaosu

Więź.pl to pogłębiona publicystyka, oryginalne śledztwa dziennikarskie i nieoczywiste podcasty – wszystko za darmo! Tu znajdziesz lifestyle myślący, przestrzeń dialogu, personalistyczną wrażliwość i opcję na rzecz skrzywdzonych.

Czytam – WIĘŹ jestem. Czytam – więc wspieram

O czym mowa? O liście Prezydium KEP w sprawie nowego przedmiotu szkolnego – edukacja zdrowotna. Ten dokument składa się z kłamstw, półprawd i pełnych pseudoreligijnej troski zapewnień, tylko faktów w nim nie ma. I widać to niemal od początku. „Prowadzona przez niektóre media propaganda podkreśla, iż w edukacji zdrowotnej chodzi o zdrowie uczniów, a tymczasem w istotnej swej części przedmiot ten zawiera treści dotyczące tzw. zdrowia seksualnego, których celem jest całkowita zmiana w postrzeganiu rodziny i miłości” – czytamy już w drugim akapicie.

I niestety prawdy w tym nie ma, bo jeżeli ktoś przeczytał program, to wie, iż dotyczy on przede wszystkim zdrowia, a kwestie reprodukcyjne zajmują w nim ok. 5-10 procent. A i ten niewielki fragment w ogromnej większości dotyczy zdrowia seksualnego i psychicznego, a nie seksualności. I albo biskupi tego nie wiedzą, albo zwyczajnie oszczędnie dysponują prawdą.

A dalej jest równie wiele przeinaczeń. „Według założeń nowego przedmiotu, uczniowie mają być od najmłodszych lat poddawani erotyzacji” – piszą trzej biskupi. I znowu jest to nieprawda. Nic takiego w tym programie, w warstwie skierowanej do najmłodszych, nie ma. Nie ma erotyzacji, są informacje o rozwoju płciowym i seksualnym.

„Edukacja zdrowotna wprowadza do szkoły genderową koncepcję płci. Nie wspiera młodych ludzi w zaakceptowaniu swojej płci biologicznej. Przeciwnie, zachęca dzieci i młodzież do odrzucenia swej kobiecości lub męskości. Otwiera w ten sposób drogę do tego, aby dziewczęta identyfikowały się jako chłopcy, a chłopcy identyfikowali się jako dziewczęta. Do tego typu identyfikacji skłania obecne w podstawie programowej pojęcie «tożsamość płciowa» oraz «kwestie prawne i społeczne grup osób LGBTQ+». Ostatecznie taka droga może prowadzić do podjęcia operacji «zmiany płci», czyli nieodwracalnego okaleczenia ciała młodych ludzi i wielkiej tragedii dla nich samych i ich rodzin” – czytamy dalej.

I jak poprzednio, jest to zwyczajna nieprawda. Treści, o których mowa, w programie nie ma – jest co najwyżej mowa o tym, iż niektórzy z ludzi cierpią na dysforię płciową. A i o tym znajdziemy w programie naprawdę niewiele, a forma, w jakiej będzie to przedstawiane, zależy od nauczyciela. Ani słowa nie ma o operacjach chirurgicznych dzieci, które zresztą w Polsce nie są niczym oczywistym.

Ani słowa nie ma zaś w liście biskupów – dotyczącym w końcu edukacji zdrowotnej – o tym, czym się ona rzeczywiście zajmuje. Tak, jakby biskupowi Wojdzie, Kupnemu i Marczakowi było kompletnie obojętna przemoc w internecie, jakby nie mieli pojęcia o przemocy rówieśniczej, jakby nie wiedzieli, iż dzieci potrzebują dowiedzieć się o swoim ciele, otrzymać narzędzia obrony przed przemocą (nie tylko seksualną), iż potrzebna jest im wiedza o ich zdrowiu.

A może właśnie to jest im obojętne, bo przecież panowie o realnych problemach dzieci mają zerową wiedzę. Trzej biskupi snują więc opowieści z „mchu i paproci”, o rzeczach, o których nie mają pojęcia, a snują je, tak się składa – oczywiście całkowicie przypadkowo – tuż przed wyborami prezydenckimi.

I dlatego – jako ojciec i katolik – apeluję do rodziców wierzących i praktykujących: nie bójcie się edukacji zdrowotnej. Ona naprawdę dostarcza licznych, pozytywnych narzędzi do obrony Waszych dzieci, daje im wiedzę, która jest potrzebna, a jeżeli chcecie im dać wzór dobrego życia rodzinnego, to wystarczy, iż będziecie dobrymi rodzicami, iż będziecie się szanować i kochać, iż będziecie z nimi rozmawiać i uważnie ich słuchać.

W kwestiach wychowania dzieci – przykro to powiedzieć – hierarchowie z Prezydium Rady Stałej są żadnym autorytetem. Żaden z nich na co dzień nie walczy z problemami, jakich doświadczają rodzice i dzieci: z hejtem, z groomingiem, z wywoływaną przez sterotypizację cielesności anoreksją, z depresją dzieci. I dlatego szkoda, iż Prezydium KEP straciło dobrą okazję, żeby milczeć, albo by zająć się sprawami naprawdę ważnymi, a nie własnymi obsesjami.

Przeczytaj również: „Dojrzewanie”. Czy musimy od nowa nauczyć się, jak być rodzicami?

Idź do oryginalnego materiału