Arcypolskie arcydzieła przeszły do „rezerwy”. Jakie są więc lektury obowiązkowe na wakacje?

stacja7.pl 2 dni temu

Gdy byliśmy dziećmi i wyjeżdżaliśmy na wakacje, mama pakowała do walizki także książki. Brzechwę, Tuwima, Konopnicką, bajki ludowe. Gdy dorastaliśmy, miejsce krasnoludków i Wysp Bergamutach zajęły „W pustyni i w puszczy”, „Pan Tadeusz” „Trylogia”. Wieczorami, po kąpielach w morzu i górskich wyprawach mama czytała nam te utwory i do dziś pamiętam, jak tłumaczyła trudniejsze fragmenty, wyjaśniała niezrozumiałe słowa, pomijała zbyt okrutne opisy (to późniejsze moje ustalenia), ale konsekwentnie wpajała nam zamiłowanie do książek i polska mowa rozbrzmiewała nad Morzem Czarnym, w górach Witosza czy Bałkanu. W pewnym momencie mama przestawała nam czytać, nieraz w trakcie opisu najbardziej dramatycznych wydarzeń. A my, żeby się dowiedzieć, co było dalej, dorywaliśmy się do książek… i sami zaczynaliśmy czytać. A czytać po polsku potrafiliśmy, my, dzieci, urodzone w Bułgarii, bo mama – Polka, na niedzielnych kursach w Ośrodku Polskim organizowała kursy dla dzieci z mieszanych małżeństw.

CZYTAJ>>> Henryk Sienkiewicz przyczynił się do odzyskania Niepodległości? [PODCAST]

Zmiany na liście lektur obowiązkowych

Te obrazy z dzieciństwa odżyły w mej pamięci gdy do opinii publicznej dotarły informacje o zmianach na liście lektur obowiązkowych, zaaprobowanych i podpisanych przez minister edukacji Barbarę Nowacką. Wiele o tym już pisano, tylko przypomnę, iż z lektur obowiązkowych zostały usunięte lub zredukowane do fragmentów arcypolskie arcydzieła, takie jak „Pan Tadeusz”, „Potop”, „Chłopi”. „Odprawa posłów greckich”, „Kazania Sejmowe” i „Nie-boska komedia” przeszły do „rezerwy”, czyli lektur uzupełniających. Po tym czyszczeniu licealiści w ciągu czterech lat w sumie musieliby przeczytać trzynaście książek, co zważywszy, iż nauczą się fragmentaryzacji dzieł, byłoby i tak sukcesem. Wisienką na tym gorzkim torcie, gorzkim, bo pozbawionym bezcennych składników, była wypowiedź szefowej MEN, w której wyjaśniała wprowadzone zmiany: „Lista lektur była gigantyczna i niestety nieczytana. Były pewne pomysły indoktrynacyjne, na przykład w ostatnich latach powkładano poezję niejakiego Rymkiewicza. Eksperci bardzo rekomendowali usunięcie. Podpisałam dokument, gdzie pan Rymkiewicz czy pan Dukaj się nie pojawiają”.

W innej wypowiedzi mówiła o „sekcie smoleńskiej”, bo przecież ów Rymkiewicz po katastrofie napisał wiersz, którego nie sposób zaaprobować.

Wielu publicystów zwracało już uwagę, iż minister Nowacka prowadzi konsekwentną politykę odcinania uczniów od korzeni – polskości i religii, gdyż wydała także rozporządzenie, iż od 1 września 2025 roku w szkołach ma być jedna, a nie dwie jak dotychczas lekcji tego przedmiotu.

ZOBACZ>>> Opanowałam język polski, jeden z najtrudniejszych języków świata

Pominięto motywy zmian lektur obowiązkowych

W trakcie dyskusji i licznych, analiz, pominięto, moim zdaniem, istotny problem – motywy, jakimi kierowała się pani minister, decydując się na skreślenia i usuwanie ważnych dzieł, kształtujących pokolenia Polaków. Otóż pani Nowacka argumentowała, iż ten gigantyczny stos książek jest nieczytany. Co może zrobić wobec tego minister oświaty? Zachęcać, zastanawiać się, co z tym zrobić czy pójść po najmniejszej linii oporu i to zaaprobować i pójść na rękę nieczytającym, czyli wyrzucić jak najwięcej utworów z dotychczasowej listy.

Wniosek z tych faktów płynie taki, iż mamy do czynienia z niepowtarzalną i nieznaną chyba w dziejach ludzkości strategią – mamy ministra edukacji, który robi wiele, żeby populacja była mniej, a nie bardziej wykształcona. Gdyż niedługo po objęciu resortu Barbara Nowacka zlikwidowała także prace domowe w klasach I-III, w pozostałych, aż do końca podstawówki nie będą one obowiązkowe i nie będą podlegać ocenie. „W szkole panuje ocenoza” – tłumaczyła. A ona tak chciałaby, żeby szkoły były przyjazne i niestresujące, a dzieci miały czas na rozwijanie zainteresowań (oczywiście nie bierze pod uwagę, iż w ogromnym procencie te zainteresowania są skupione na komórkach). Można rzec, iż pani minister pragnie, żeby było pięknie i dobrze.

I to jest najbardziej niebezpieczna, obok odcięcia od korzeni i kodu kulturowego, zmiana wprowadzona przez panią Nowacką. Gdyż szkoła ma uczyć, ale też kształtować charakter. Dzieci i młodzież mają nie tylko zdobywać wiedzę, ale także nauczyć się pewnej dyscypliny i ascezy, prawdy, iż w życiu nie zawsze robi się to, co jest fajne i przyjemne, iż trzeba samozaparcia i skupienia. Dlatego trzeba przeczytać nudnawą lekturę czy zastanawiać się, co poeta miał na myśli, gdyż jest to zadanie i obowiązek. Te nawyki są konieczne także w dorosłym życiu, gdy nieraz wykonuje się nudną i nieciekawą pracę, gdy trzeba zostać po godzinach czy dokończyć projekt także wówczas, gdy boli głowa. Że młodzi ludzie tej formacji nie otrzymali ani w szkole, ani w domu, świadczą pracodawcy, którzy opowiadają, jak dopiero co zatrudniony pracownik nagle odchodzi, gdyż się znudził lub zmęczył. Odchodzi spontanicznie, bo nikt go nie nauczył, iż praca to nie nieustająca rozrywka, bo zawiera także trudne aspekty, o czym zresztą poinformował Stwórca pierwszych rodziców – iż będą zdobywać chleb w pocie czoła…

CZYTAJ>>> „Nad Polską, Ojczyzną naszą, zmiłuj się, Panie”. Litania Narodu Polskiego

Jakie są lektury obowiązkowe według nastolatków?

Wróćmy jednak do lektur. Otóż pani minister może nie bierze pod uwagę, iż młodzież, zwłaszcza dziewczęta, książki jednak czytają. Kilka lat temu hitem była półpornograficzna „50 twarzy Grey’a”, w tej chwili górują utwory Katarzyny Barlińskiej, która napisała serial o nastolatce z amerykańskiego miasteczka i jej uwikłaniach w nielegalne walki. To książki określane jako Young Adult – YA – dla nastolatek i młodszych dorosłych, które zdobyły ogromną popularność. W tych warunkach ekstremalnie trudne zadanie polega na tym, aby te młode osoby przeczytały „Odyseję” i „Boską komedię” oraz przynajmniej pięćdziesiąt – sto książek z kanonu Europejczyka, bez których człowiek jest cudzoziemcem we własnym kręgu kulturowym, staje się cywilizacyjnym analfabetą.

I w związku z tematem lektur przypomniała mi się rosyjska anegdota, w której mąż zaczyna pisać coś wieczorami. Trwa to tak długo, iż w końcu zaniepokojona żona pyta, co tak naprawdę robi? Mąż wyjaśnia, iż przepisuje „Wojnę i pokój” Tołstoja. Na kolejne pytanie, czemu to robi, bo przecież tę powieść można kupić w każdej księgarni, odpowiada, iż owszem, ale rękopis jest tajemniczy, wygląda na jakiś zakazany samizdat, a on tak bardzo pragnie żeby ich Pietia przeczytał to arcydzieło…

ZOBACZ>>> „Bo kto przysięgę naruszy…”. Obietnica, wierność i… Adam Mickiewicz

Te lektury są obowiązkowe na wakacje

Jest w tej opowieści klucz także do naszego polskiego problemu. Co zrobić, żeby Piotruś, Marysia i Krysia, przeczytali w całości „Trylogię”, „Quo vadis”, „Dziady’ i „Nie-boską”? I nie tylko przeczytali, ale także zachwycili się i na dalszą drogę czerpali siłę, która płynie z tych arcydzieł? Może aż przepisywać je nie trzeba, ale w sytuacji, gdy minister edukacji poszła na łatwiznę, trzeba nad tym poważnie się zastanowić i uświadomić sobie, iż w sprawie przekazu kodu kulturowego na szkole nie można całkiem polegać i iż trzeba samemu podjąć wysiłek podania pałeczki biegnącym dalej w sztafecie. Bo cytując owego Rymkiewicza polskość to straszna siła duchowa i należy tylko oddać się tej strasznej sile, ona nami pokieruje…

Rzecz jasna, wszystko zależy od tego, czy rodzice uznają, iż warto ten wysiłek podjąć, co jest największą dla nich wartością, czy zechcą o polskie dziedzictwo zabiegać lub odpuścić i nie nudzić tymi Sienkiewiczami i Mickiewiczami, jak raczył wyrazić się inny prominent. A jeżeli jednak odpowiedź jest pozytywna, trzeba dokonać starannego doboru i zapakować kilka książek do wakacyjnego bagażu. I wieczorami, gdy nadejdzie czas zmęczenia i przesytu, udać się z dziećmi do Soplicowa…

Źródło

atom
Idź do oryginalnego materiału