W Polsce nikt nie pyta siedmiolatka, czy chce wstąpić do Kościoła — po prostu się go do tego prowadzi. W bieli, z różańcem w ręku, przez tłum wzruszonych krewnych, pod czujnym okiem księdza. Dla wielu dzieci to pierwszy moment, gdy słyszą, iż ich serce nie należy już do mamy, taty czy babci, ale do Boga — reprezentowanego przez człowieka w sutannie. I choć wszystko owinięte jest w rytuał, prezent i uśmiech, to właśnie wtedy zaczyna się coś znacznie poważniejszego: proces podporządkowania, w którym religia miesza się z władzą, a dziecięca ufność staje się narzędziem kontroli.
Adam Mazguła nie zostawia tu złudzeń — to nie jest opowieść o duchowości, ale o systemie, który od chrztu po cmentarz rości sobie prawo do sumienia człowieka. Systemie, który uczy miłości do księdza zanim dziecko zdąży zrozumieć, czym w ogóle jest miłość. I który za swoją świętość nie odpowiada przed nikim — ani Bogiem, ani państwem, ani społeczeństwem. W imię tradycji, ciszy i białego opłatka.
Poniżej publikujemy pełny tekst Adama Mazguły, który od lat krytycznie komentuje relacje państwa z Kościołem. Tym razem Mazguła przygląda się pierwszej komunii świętej jako momentowi symbolicznego podporządkowania dziecka religijnemu systemowi. Jego głos jest mocny, kontrowersyjny, ale też prowokujący do refleksji nad tym, komu i czemu naprawdę powierzamy nasze dzieci.

Fot. thefad.pl / AI
Do pierwszej komunii – marsz!
Każde dziecko chce być akceptowane, kochane i ważne. Dla naszych pociech najważniejsza jest mama, później tata i zaraz potem w hierarchii ważności do kochania ustawiają się rozpieszczający dzieci babcie i dziadkowie.
Dziecko w wieku ok. 7–8 lat dowiaduje się nagle, iż do kochania nie są rodzice i dziadkowie, ale ważniejszy jest Bóg i jego namiestnik – ksiądz. Z dziecięcego punktu widzenia, to zawalenie się systemu wartości. Na dodatek całemu aktowi powierzenia dziecka Bogu towarzyszy długi proceder przygotowań, chodzenie wraz z rodzicami na spotkania z księdzem i tłumaczenie dziecku o jego nowym obowiązku miłości.
Oczekują więc na tę miłość, której nie rozumieją, przyjmują wolę rodziców i spodziewają się uznania ze strony otoczenia i rodziny za okazane posłuszeństwo. Przed nimi piękne białe stroje, ochy i achy nad ich wyglądem i postawą, ale przede wszystkim uczta na ich cześć i pierwsze drogie prezenty od całej rodziny! Wmawia się dzieciom, iż to wszystko dla nich — staną się ważniejsi i bardziej dorośli, będą odpowiedzialni za swoje grzechy.
Obiektem tej nowej najważniejszej miłości dziecka nie może być przecież wiszący na krzyżu okaleczony, obolały i umierający Chrystus, ale dobry i miły ksiądz. W oczach dziecka to on reprezentuje Boga, tak pięknie mówi niezrozumiałe rzeczy, iż wszyscy przed nim klękają. To jego trzeba kochać i jemu poprzez spowiedź powierzać swoje tajemnice. To on jest gospodarzem domu bożego i to on daje Boga do buzi. Zresztą rodzice klękają przed nim, dając wzorce dziecku. Wie o tym ksiądz i często wykorzystuje tę sytuację, czasem w okrutny sposób. jeżeli choćby krzywda wyrządzona dziecku wyjdzie na jaw, to wierni i tak będą bronić księdza przed wymiarem sprawiedliwości, a biskup, co najwyżej, przeniesie go do innej parafii.
Na bazie pozyskanych duszyczek w okresie największego zaufania dziecka do ludzi, rodzice oddają je pod system indoktrynacji i kontroli poddańczej. Tak powstaje imperium kontroli Kościoła nad życiem małego dziecka, które nie skończy się choćby po jego dorośnięciu i po śmierci, bo cmentarze też przekazano religii.
Rodzice mają konstytucyjne prawo wychowywać dzieci zgodnie ze swoją wolą i przyjętym przez siebie wzorcami. Szkoda jednak, iż często nie pozwalają dzieciom żyć i dorastać w szacunku do wszystkiego, co je otacza. Nie pozwalają poznawać świata swoimi oczyma, oceniać go, kochać, do czasu, gdy staną się pełnoletnie i dokonają świadomego wyboru wiary i religii, zgodnie z ich zdobytą wiedzą o życiu i świecie.
Nie liczę na rezygnację duchownych z dotychczasowych praktyk łapania wiernych, gdy tylko pojawi się szansa. Nie odpuszczą żadnej duszyczce, tak jak nie odpuścili milionom innych zamordowanych w bestialski sposób za wiarę. Powtórzę, wiarę, czyli swoisty system poddaństwa i wpływów określonego boga. System, który od poczęcia, chrzest, poprzez pierwszą komunię, indoktrynację religijną w szkole, ślub, aż po pochówek na oddanym duchownym cmentarzu jest jednym wielkim ciągiem kontroli i wyzysku człowieka, bez jego woli. Bo zanim obywatel stanie się świadomy, już dawno wielkie żarna religijne zmielą jego pojęcie świata na materiał ugniatanego poddaństwa, realizowanego na klęczkach i klepiącego bezmyślnie regułki ciemnoty.
Ten bezkrytyczny rodzaj kontroli człowieka poprzez wiarę jest tak silny, iż nie pozwala swobodnie myśleć, kieruje naszym zachowaniem i jest gotowy na każdy rodzaj poświęcenia.
Duchowni poprzez powołanie się na Boga wzywają do działania, bo Bóg wzywa, to się Bogu nie podoba, lub rozgrzeszają w stylu: „Bóg tak chciał”. Poddanie bywa tak chore, iż pozwala oddać swoje dziecko dla pedofila, albo uzasadnia mordowanie innych w najokrutniejszych wojnach religijnych, oczywiście, w imię Boga.
Tymczasem biskupi w praktyce nie podlegają polskiemu prawu i nie ponoszą odpowiedzialności za swoją przestępczą działalność. Mało tego — obecny rząd i pożal się Boże Duda, publicznie okazują poddaństwo tym biskupom. Tak więc żyjemy w kraju, w którym rządzi mafijna władza pozorów i tylko pozorów.
Mistyczny Bóg Chrystus, który nie żyje od dwóch tysięcy lat, został z woli Dudy choćby królem Polski, a jego matka królową. Tak abdykował Duda i stał się strażnikiem wiary i władzy biskupów. Prawo do ich świętości posiadają największe kanalie społeczne, zakłamani swoją bezczelnością. Ci biskupi jednak nie biorą odpowiedzialności za swoje czyny, bo zawsze można powiedzieć, iż Bóg tak chce. Oni biorą sobie tylko system kontroli nad społeczeństwem, bogactwo, władzę, bezkarność, zabawę i radosne bezprawie. Wszystko to za zasłoną świętości zatroskanej i bezkarnej.
Każdy obywatel ma prawo do wolności wyznawania swojej religii, ale — do jasnej cholery — dzieci też mają to prawo! Pozwólcie naszym dzieciom chociaż dorosnąć, aby mogły podejmować decyzje religijne w sprawie nie waszego, ale swojego prywatnego życia!
Adam Mazguła