Lutego 4 dnia
ŻYWOT ŚWIĘTEGO JÓZEFA Z LEONISSY, KAPŁANA 1. ZAKONU S. FRANCISZKA BRACI MNIEJSZYCH KAPUCYNÓW, {Bullar Benedicti XIV Tom. II et Porfirius in Vitis Sanctorum T. 3.) ŻYŁ OKOŁO ROKU PAŃSKIEGO 1612.
Józef święty syn pobożnych i uczciwych rodziców Jana Dezyderi i Franciszki Paslini, urodził się we wsi Leonessie w Prowincyi Abruzzo, Królestw a Neapolitańskiego, w Diecezii Spoletań. roku 1556. Lubo jeszcze młodziuchnym będąc Józef, osierociał przez śmierć rodziców, których zgon nabawił go wielkiego żalu, jednak zupełnie poddawał się woli Boga, który jest Najwyższym Panem życia i śmierci, i od którego skinienia zależeć powinny wszystkie stworzenia, i ulegał jej we wszystkich okolicznościach, tak pomyślnych jak i przeciwnych. Przymuszony był zatem Józef udać się do Witerbo, gdzie mieszkał Stryj jego, który przyjął go w swoją opiekę i staranie, a ztamtąd poniejakim czasie odjechał do Spoleto, dla przykładania się tam do nauk. We wszystkich tych miejscach Józef prowadził życie czyste, nabożne i niewinne. Był pilnym w używaniu częstej modlitwy, świętych Sakramentów, i wszelkich innych ćwiczeń duchownych. Dla dopilnowania i dochowania skarbu czystości, który przy wrzącej krwi młodości, wystawiony jest na wielorakie niebezpieczeństwa, oddalał się zawsze od złego towarzystwa, wystrzegał się widowisk, tańców i rozmowy z osobami płci żeńskiej. Unikał oraz ile mógł, choćby spojrzenia, naśladując Joba, który jako sam powiada, przymierze był uczynił z oczyma swojemi, aby nie patrzały na twarz żadnej niewiasty, chociażby i uczciwej dziewicy.
Tym czasem, napadła na Józefa długa i uprzykrzona choroba, która mu żywiej poznać dała, jak są próżne i zawodne rzeczy tego świata, oraz jak jest ułomne i krótko trwałe życie ludzkie na tej ziemi. Zaczem objaśniony światłem Niebieskiem, postanowił, pracować jedynie nad nabyciem prawdziwych i stałych dóbr, któremi są dobra Niebieskie i troszczyć się o życie, które jedno tylko godne jest tego imienia, bo trwa na wieki. W tym celu prosił Ojców Kapucynów, aby go przyjęli do świętego zakonu swojego, nic nie wspominając o tem żadnemu z krewnych swoich, ani choćby Stryjowi, przez obawę aby nie czynił przeszkody w wykonaniu swojego świątobliwego zamiaru. Zwłaszcza iż Stryj jego rozpoczął był umowę o ożenieniu go, i zamówieniu w małżeństwo dla niego pewnej młodej Panny posażnej w Mieście Witerbo.
Przyjął Józef suknię zakonu S. Franciszka Braci Mniejszych Kapucynów, mając lat sieilmnaśeie, w Konwencie zwanym Kareerella di Assizi, i pod ten czas imię Eufraniusza, które na chrzcie świętym był przyjął, zamienił na imię Józefa. Stateczny w przedsięwzięciu, z wielką gorącością ducha obrał drogę pokuty, i stał się w niej niepospolitym przez cały czas życia swego; bo nie dość mając na pokutach i ostrościach swojego zakonu, jakich w nim jest wiele i nie małej wagi, przydawał nad to inne osobiste, tak wielkie, i tak liczne, iż zdawałyby się bydź niepodobnemi do uwierzenia, gdyby nie były zaświadczone przez osoby godne wiary, w Processach czynionych przy jego Kanonizacyi; i gdyby z drugiej strony nie było wiadomo, do czego doprowadzić może gorącość ducha ożywionego, i zasilonego łaską Wszechmogącego Boga.
Stryj jego uwiadomiony o wstąpieniu Synowca do zakonu, począł dokładać wszelkiego starania i usiłowania, aby go nakłonił do wystąpienia i powrócenia na świat. Posłał w tym celu do Assiża krewnego «swojego imieniem Leliusza Erkolani, z iu nemi osobami, aby częścią podchlebstwem i obietnicami, częścią groźbami dokazali tego, żeby Synowiec przystał na ich chęci. Ale wszystko to skutku nie wzięło; ponieważ Józef, który z całego serca jął się Krzyża Chrystusowego i mocno się go trzymał, me dał się żadnym sposobem odwieść od swego zamiaru, i wzgardził z wielką statecznością nie mniej obietnicami, jak groźbami, tak Stryja, jako i Erkolaniego, i innych krewnych. Ci widząc go statecznym i nieporuszonym w swojem świętem przedsięwzięciu, zostawili go na koniec w pokoju. A Józef postępował w drodze doskonałości Chrześciańskiej i zakonnej z taką gorliwością, iż w krótkim czasie, stał się rzadkim przykładem posłuszeństwa, umartwienia, ubóstwa, oderwania się od rzeczy doczesnych, czystości, pokory i innych cnót Świętych tak, iż podziwieniem był dla innych swoich współbraci. Nadewszystko odznaczała się w nim gorąca miłość ku Bogu i bliźniemu. Dlatego, nie przestając na pełnieniu doskonaleni tego wszystkiego, cokolwiek przepisują “stawy jego zakonu, zadał czynie zawsze rzeczy większe na chwałę Boską i dla pożytku bliźniego.
Ta jego pałająca miłość, wzbudzała go, iż usilne zanosił prośby, i one ponawiał nie raz do Ojca Generała zakonu, aby wyznaczył na Missie, który był postanowił wyprawić niektórych zakonników Kapucynów do Carogrodu, dla pomocy biednym Chrześcianom, jęczącym tam w okrutnej i niewoli Mahometańskiej, i oraz aby się starali o nawrócenie samych niewiernych, i jeśliby się im podała sposobna ku temu okoliczność. Albowiem spodziewał się Józef, iż takim sposobem uda mu się pozyskać wiele dusz Bogu, albo przynajmniej osiągnąć chwalebną koronę Męczeńską, wydając krew i życie za Chrystusa. W roku 1587 osiągnął skutek żądania swego i pełen euforii wsiadł na okręt w Wenecii, i po uprzykrzonej żegludze, w której nie bez osobliwszej i cudownej pomocy Boskiej, ocalał nieraz w niebezpieczeństwie utraty życia, przybył zdrów do stołecznego Miasta Carogrodu. Skoro wysiadł na ląd i zajawił się Ojcu Prefektowi Missyi Kapucyńskiej, zaraz był wyznaczony do usługiwania biednym niewolnikom mieszkającym w Saraju zwanym Łaźnia.
Gdy wszedł Józef do miejsca tego, został głęboko przenikniony żałością, na widok ciężkiej nędzy tych nieszczęśliwych Chrześcjan, którzy byli okowani, i iż tak rzekę, zanurzeni w brudach i plugastwie. A po większej części okryci ranami, bez posiłku i wsparcia, i niemający pomocy duchownej, a przeto, w jawnem niebezpieczeństwie wyprzenia się wiary, dla uwolnienia się z stanu tak nieszczęśliwego. Przykładał się zatem z calem uczuciem do ich pocieszenia, i zagrzania do znoszenia cierpliwie swego nieszczęścia, w nadziei nagrody, którą Bóg dla nich zgotował, ofiarując swoją gotowość włożeniu całego starania swojego w celu dania im wszelkiego ratunku i wsparcia, tak duchownego, jako i cielesnego, o ile to będzie w jego możności. Tym sposobem co dzień z rana tam chodził, i bawił aż do wieczora, a niekiedy choćby całe tygodnie tam przebywając, dawał im święte Sakramentu, i zasilał ich słowem Bożem. Te bywały tein skuteczniejsze i pożyteczniejsze, im z większą troskliwością starał się i miał pieczę o wszystkie ich potrzeby; lecząc ich rany, usługując im w chorobach, i starając się dla nich o te wszystkie wsparcia, które mógł i wolne były. Dlaczego w prędkim czasie wygnał z tego więzienia słowa nieprzyzwoite, krzywoprzysięstwa, bluźnierstwa, gry, nienawiść, i rozpacz. I stek bezbożności, jakiem pierwej było to miejsce, zamienił prawie na Klasztor, albo pomieszkanie osob zakonnych.
Lecz pałająca gorliwość świętego o zbawienie dusz ludzkich, odkupionych Krwią Jezusa Chrystusa, nie była ograniczoną do samych tylko Chrześcjan, ponieważ poglądając okiem litości na niewiernych, którzy ginęli w wyznaniu Mahometańskiem, począł starać, się o ich nawrócenie. A zyskawszy zręczność trafienia do ich serca i przekonania środkami miłości i łagodności, tyle dokazał, iż niektórych nawrócił do wiary Chrystusowej, a drugich odstępców od tej wiary, nakłonił do powrócenia na Łono Kościoła świętego. To pomyślne prowadzenie, ożywiło bardziej jego gorliwość; dla tego przyszła mu chęć stawić się przed Cesarzem Tureckim, i wszelkiego dołożyć starania, w nakłonieniu go do przyjęcia Religii Chrześciańskiej. Gdyż pozyskawszy głowę, łatwo potem byłoby rozszerzyć imie Chrystusa w całem obszernem Cesarstwie. Trudność prawie niepokonana była wyrobić przystęp do Monarchy, i wiele razy o to starał, ale zawsze był odepchnięty z łajaniem, wzgardą i biciem. Z tem wszystkiem jednak, nie tracił serca, ale tyle się starał, iż dnia jednego rano udało się jemu przedrzeć tak, iż nikt nie postrzegł, aż do trzeciego pokoju Appartamentu Cesarskiego. ale tam będąc postrzeżony i przytrzymany od żołnierzy na warcie stojących, poznany iż był Chrześcianinem, natychmiast jakby zdrajca i zbójca, chcący targnąć się na życie Monarchy, został skazany na okrutną karę zwaną Raka. Jest to kara następna: w ko puje się w. ziemio belka, w górze której w poprzek kawał belki innej jest wprawiony, i z tego wiszą dwa łańcuchy kończące się na dwóch hakach dobrze zaostrzonych, do których przywiązany bywa na te karę skazany za jedną rękę i jedną nogę, a całe ciało zawiśnie na powietrzu. Do tych haków przywiązany Józef, bynajmniej nie został ustraszonym, ani zmartwionym przez to, owszem okazywał radość, ze mógł tak zakończyć życie na Męczeństwie. A w ciężkich boleściach swoich, I nie przestawał przepowiadać wiarę Jezusa Chrystusa ludowi, który był się zbiegł w wielkiej liczbie na to widowisko. Powinien był święty umrzeć w takowej męce, ale Pan Bóg cudownie wybawił przez Anioła, który uleczywszy rany jego, rozkazał, aby do Włoch powracał.
Zabawiwszy ośmnaście miesięcy w Carogrodzie Józef, powrócił do Włoch, i od tego czasu w potem aż do śmierci zabawiał się usługą Apostolską, opowiadając słowo Boże, i pozyskując dusze ludzkie Bogu, z niezmordowaną gorliwością i mężną od w agą, wszelki wzgląd ludzki przezwyciężającą. Pospolicie lubił po rozsiewać słowa Bożego nasienie, nie już po miastach i miejscach znakomitych , lubo był ozdobiony nauką niepospolitą, ale po wsiach i miejscach prywatnych, w których ubodzy ludzie mieszkali; gdyż i w tej mierze odznaczał się jako prawdziwy naśladowca Jezusa Chrystusa swojego Nauczyciela, i Boga, który podług Proroctwa Izajasza sam powiada o sobie, iż był posłany dla opowiadania Ewangelii ubogim! Trudno wierzyć, jak wielki pożytek wszędzie odnosił święty, gdziekolwiek na przepowiadanie udawał się, a osobliwie po Wsiach i Miasteczkach prywatnych w Abruzii i Kalabrii. On nawrócił, czyli doskonalej mówiąc, Bóg użył jego usługi w nawróceniu niezliczonych grzeszników do pokuty, w ugaszeniu nienawiści i zastarzałych nieprzyjaźni od lat wielu, w wykorzenieniu złych zwyczajów i zabobonów wszelkiego rodzaju, w wykorzenieniu z roli Ewangelicznej kąkolu zgorszenia, który ją czynił niepłodną i sprawował, iż nie wydawała innego owocu, jak tylko głóg i ciernie.
Nade wszystko gorliwym okazał się w odprowadzaniu jak mógł, od komedyi, i tańców, balów, i innych podobnych światowych rozrywek zachowywanych w czasie zapustnym. Znając dobrze iż takowe rozrywki, bywają pospolicie podnietą do grzechu, trudno wyrazie jak się brzydził i niemi. I w tej mierze, tak pałającą była jego gorliwość, iż żadne ludzkie względy, ani własne przykrości, ani choćby niebezpieczeństwo życia, nie były dostateczne do pohamowania jego. Będąc największym nieprzyjacielem tańców i balów, miał zawsze zamiar wykorzenienia ich, do czego gdy z całem natężeniem swojem przykładał się, tyle dokazał, iż zyskał sobie przezwisko Guaslaballi, albo Niszczyciela tańców. Ze zaś w czasie zapustnym, bardziej niźli w innym przypuszczane bywają, przeto sługa Boski chętniej w tym czasie nastawał na nie, niźli w wielkim Poście. Z taką zaś pilnością i tak skutecznie mówił, naganiając takowe uciechy, iż pospolicie udawało się mu zapobiedz rozwiązłościom zwykłym dziać się w tej porze. Ażeby zaś zjednał Boską pomoc, któraby wspierała jego gorliwość, i pomyślnym skutkiem błogosławiła, zwykł był pierwej odprawować modlitwy ze łzami, biczowaniem się i postem. Rzec można, iż on corocznie cierpiał Męczeństwo w czasie zapustnym, tak wielkie były pokuty jego i wycięczenia, ktoremi trapił ciało swoje, a to jedynie w tym celu, aby przebłagał gniew Niebios wywołany przez nieprawości ziem i, które w tych czasach bywają największe i bez liczby.
Już dwadzieścia z górą łat było, jak święty Józef po swoim powrocie z Carogrodu zabawiał się Apostolską usługą, nauczając lud w Prowincjach Kalabrii i Abruzii przykazań Boskich, i nawracając zabłąkanych na drogę cnoty, nie tak słów swoich potęgą, jak znakomitemi przykładami swojego życia ostrego, umartwionego i pokutnego, kiedy zbliżył się czas tak od niego pożądany rozwiązania się z więzów ciała i złączenia się z Chrystusem, czego on niewątpliwe miał przeczucie. Znajdował się właśnie roku 1611. w Klasztorze della Amatriee, kiedy w początkach Października, napadła go silna gorączka, złączona z największą boleścią głowy, i z zupełnem utraceniem łaknienia, i trwała w nim koło trzech miesięcy, którą on znosił z niepokonaną cierpliwością. Do tych chorób, przyłączyła się gangrena w miejscach najdotkliwszych ciała, z przyczyny której m usieli Lekarze i Cyrulicy, użyć żelaza i ognia, choć bez żadnej pomocy i ulgi choremu, ale z przyczynieniem niezmiernych bólów, w których Mąż ten najcierpliwszy, takim zachował się sposobem , iż zdawało się, ze nie miał już czucia, i iż te czynności boleśne sprawowano, nie na jego, ale na cudzem ciele. Gdy zatem święty takim sposobem hardziej oczyszczonym został i cnota jego doświadczona jak złoto w ogniu, zasilonym będąc świetemi Sakramentami Kościelnemi, które z osobliwszem Nabożeństwem przyjął, oddał spokojnie dusze Stworzycielowi dnia 4 Lutego , roku 1612. a wieku swego piędziesiątego siódmego. Jako Bóg raczył sługę swego wsławić za życia darem cudów czynienia, Proroctwa i przenikania serc skrytości, i innemi darami nadprzyrodzonemi, tak po śmierci równie zaszczycił wielą cudami, naprzód we Wsi della Amatrice, gdzie był pogrzebionym, a potem w Leonissie swojej Ojczyźnie, dokąd roku 1659 był przeniesiony, i przez Klemensa XII. Papieża w poczet Błogosławionych był zaliczony. W roku zaś 1746. od Benedykta XIV. uroczystym obrządkiem został wpisanym w poczet świętych, i z wielbieni nabożeństwem przy znacznem zgromadzeniu się ludzi do jego grobu do tych czas jest czczonym.
Ks. Juszkiewicz, Herkulan ,,Żywoty świętych i błogosławionych trzech zakonów św. Franciszka czerpane ze znakomitych w Kościele pisarzy, jako też z Brewiarza i innych autorów i porządkiem dni roku ułożone. T. 1" str. 80-94