🔉Żywot Św. Joanny Franciszki de Chantal.

salveregina.pl 1 miesiąc temu
Zdjęcie: Św. Joanna Franciszka Fremiot de Chantal


21 Sierpnia.

Żywot Św. Joanny Franciszki de Chantal.

(żyła około r. 1590.)

— Grób w Annecy w pierwszym klasztorze Wizytek.

Źródło: Żywoty Świętych Pańskich Starego i Nowego Testamentu z dzieła Ks. Piotra Skargi, T. III, 1880r.

Święta Joanna Franciszka de Chantal przyszła na świat w mieście Dijon w Burgundii we Francji 23 stycznia 1572 r. ze znakomitej i prawowiernej Fremiotów rodziny. Ojciec jej Benignus Fremiot, był za panowania Henryka IV prezydentem parlamentu Dijońskiego; matką jej była równie zacnego rodu Małgorzata Berbizy. Starsza siostra Joanny nosząca imię matki, wydaną została za barona Effron, brat młodszy Andrzej, mąż wysokich zdolności i pobożności, był najpierw arcybiskupem Biturieńskim, a potem patryarchą Akwitańskim. Matka odumarła te troje potomstwa w dziecinnym jeszcze wieku, a światły i znakomity cnotą i pobożnością ojciec, najstaranniejsze i najgruntowniejsze dał im wychowanie. Wtenczas to właśnie herezja kalwińska szerzyła się we Francji. Zdarzyło się iż pan jeden udział w niej mający, przybył raz odwiedzić jej ojca; pięcioletnia Joanna wyrwała się z rąk piastunki, i śmiało pobiegłszy do niego, rzekła: – Waszmość nie wierzysz, iż Pan nasz Chrystus Jezus istotnie jest Obecny w Najświętszym Sakramencie, chociaż Sam to powiedział, toć mu pan kłamstwo zadajesz. Zdumiał pan na mądry zarzut dziecięcia, i chcąc rzecz załagodzić, podał jej garść cukierków, ale Joanna wrzuciła je w ogień palący się na kominku, mówiąc do niego: Tak odszczepieńcy od Wiary Świętej gorzeć w piekle będą, za to, iż słowom Boskiem nie wierzą. Pojęcie tu dziecięcia i gorliwość o wiarę, prawdziwie nad jej były lata.

Utraciwszy matkę, dziewczę obrało sobie matką i przewodniczką Najświętszą Maryę Pannę, czcząc Ją i naśladując Jej cnoty. Miłą ozdobna powierzchownością, dorastając dziewica, wielu miała wielbicieli ubiegających się o jej rękę. Ojciec najgodniejszym z pomiędzy nich uznał barona de Chantal, z sławnej rodziny Rabutin, a po matce z rodu Św. Bernarda idącego, który u panującego podówczas we Francji króla Henryka IV wielkie posiadał łaski. W 20-tym roku życia Joanna poślubioną mu została, a przybywszy z nim do Bourbilly i objąwszy zarząd domu, przede wszystkim zaprowadziła w nim obyczaje chrześcijańskie. Codziennie wraz z domownikami swoimi słuchała Mszy Świętej w kaplicy zamkowej w rannych bardzo godzinach. W niedziele i święta jechała i wszystkich wyprawiała do parafialnego kościoła, a bacząc pilnie, by się nie oddawali próżniactwu, które tak łatwo do złego usposabia, wprawiała ich do czynnego i pracowitego życia. Sama też uczyła ich Zasad Wiary Świętej i codziennie wspólnie z czeladką swoją modły wieczorne odprawiała. To wszystko nie przeszkodziło jej bynajmniej do prowadzenia z największą pilnością zewnętrznych interesów, i niedługo w majątku i w domu zaprowadziła ów ład i dostatek, jakich tam nie znalazła za przybyciem do męża.

Umiała ona łączyć łagodność z surowością kiedy jej użyć zmuszoną była; męża zaś popędliwość hamowała tkliwym słowem, strzegąc by nigdy w zapalczywości nie karał. Chroniąc się zbytku i próżności w ubiorach, hojna była dla ubogich, i nieraz doznała, iż co na ich wspomożenie wydała, obficie jej się skądinąd wróciło. Po ośmiu latach pożycia z ukochanym mężem, podobało się Panu Bogu zasmucić swą służebnicę niespodzianą śmiercią jego. Wyjechawszy z krewnym i dobrym przyjacielem swoim na polowanie, z daleka wśród lasu niepoznany od niego, śmiertelnie został postrzelony, i dnia dziewiątego opatrzony Sakramentami Świętymi, przebaczając przypadkowemu zabójcy swemu, w 35-tym roku, życie zakończył. Straszny to był cios dla owdowiałej; poddanie się zupełne Woli Bożej, nie zdołało długo pokonać niewysłowionej boleści jaką ją dręczyła. Zwyciężając wszakże siebie, szczerze zabójcy męża swego odpuściła, a na znak tego, syna mu do Chrztu Świętego podała. Uwolniona od więzów małżeńskich, nie tylko do powtórnych skłonić się już nie dała, ale uczyniła Panu Bogu ślub wiecznej czystości i pokutne wieść poczęła życie. Wełniane już tylko nosiła suknie, sługi wszystkie odprawiła, a w ich miejsce ubogich, sieroty i chorych w dom przyjmując, sama im służyła, opatrywała, ubranie im łatała, oczyszczała ich rany i wrzody, a wstręt swój przezwyciężając, całowała takowe. Do wychowania dziatek swoich, syna i trzech córek największej dokładała pilności, co jej też było szczególną przeszkodą, iż swego zamysłu w opuszczeniu świata i poświęceniu się wyłącznej Służbie Bożej, do skutku doprowadzić jeszcze nie mogła.

Inna wszakże poprzednio czekała pobożną niewiastę ofiara; teść jej zażądał, ażeby z dziećmi przy nim zamieszkała. Starzec ten przykry i trudny w pożyciu, miał do zarządu domu bardzo niedobrą kobietę przy sobie. Osiadłszy tam Joanna znosiła jak najprzykrzejsze upokorzenia, dręczona była od niej najgorszym obchodzeniem. Przyjmowała jednak to wszystko w pokorze i cierpliwości, a za złe dobrem jej odpłacając, dzieci jej pielęgnowała jak własne, myjąc je, czesząc i nauczając z prawdziwie macierzyńską troskliwością. A cały kraj okoliczny błogosławił jej miłosierdzie i dobre uczynki.

Serce tej świętobliwej niewiasty całe Panu Bogu oddane i zawsze zajęte myślą doskonalenia swego żywota, wzdychało za spotkaniem świętego przewodnika duchownego, który by ją po tej drodze prowadził. Zdarzyło się właśnie, iż w tym czasie parlament w Dijon zaprosił był Św. Franciszka Salezego, biskupa Genewskiego, aby tam przybył z kazaniami na Post Wielki. Ojciec Joanny, prezydent parlamentu, doniósł to córce zapraszając ją do siebie. Pospieszyła święta wdowa do Dijon, i nazajutrz po swym przybyciu ujrzawszy świętego biskupa, poznała w nim tego, którego raz na modlitwie Pan Bóg jej był objawił; i tknięta jego kazaniem, zrozumiała, iż ten jest Sługa Boży, którego Pan Bóg na kierownika jej sumienia przeznacza. Święty Franciszek nawzajem, poznał w niej widzianą w objawieniu założycielkę żeńskiego Zakonu, który w swej myśli wytwarzał.

Po bliższym wtedy w domu ojca poznaniu, zwierzyła się Joanna Świętemu ze wszystkich uczuć, trudności i zamiarów swoich, i uspokojoną zostawszy, postępowała według rady świętego biskupa czekając dalszego rozrządzenia Opatrzności. Podwajała jeszcze miłosierdzia ku chorym i ubogim, cierpliwości i wzgardy pociech ziemskich; trapiła ciało swoje postami, biczowaniem, włosiennicą i innymi umartwieniami, a gdy ciężkie, zaraźliwe choroby nawiedziły Bourbilly, pospieszyła tam Joanna, i niosąc własną osobą wszelką pomoc swym podwładnym, zaraziwszy się, o mało sama nie przypłaciła życiem swojego poświęcenia. Z świętym przewodnikiem swoim utrzymywała ciągle piśmienny stosunek, zasięgając rady jego w każdym ważniejszym wypadku, a pałając coraz silniej chęcią oddania się wyłącznej Służbie Stwórcy, odniosła się z tym znowu do Świętego, który jej taką dał odpowiedź: – Córko moja, nie mówiłem ci byś stracić miała nadzieję zostania zakonnicą, ale raczej, byś się tymi nie zabawiała myślami, gdyż nic nam większego nie czyni wstrętu do postępowania w doskonałości stanu, w którym jesteśmy, jako pragnienie zamienienia go na inny. Widzę gorącą chęć twoją wstąpienia do Zakonu; Panu Bogu wiadomo jak to polecam często Dobroci Jego! Wszakże zostaw mi jeszcze trochę czasu do namysłu i modlitwy.

Wkrótce potem zaprosił ją Św. Franciszek, ażeby do Annécy przyjechała i z nim się naradziła. Tam dopiero powiedział jej, iż się więcej zamiarowi jej nie sprzeciwia, a zarazem oznajmił swe zamysły tyczące się założenia Zakonu Nawiedzenia Panny Maryi, co gdy usłyszała Joanna, taką uczuła pociechę i ochotę do tego dzieła, iż wątpić nie mogła, iż w tym jest Wola Boża. Wielkie jednak przewidziała w wykonaniu go trudności. Jakoż najpierw ojciec jej, potem brat Andrzej, nareszcie teść baron de Chantal sprzeciwili się najmocniej zamiarowi Joanny. Za Łaską jednak Bożą i pomocą Św. Salezego, przeciwności te zostały usunięte, a ojciec dał jej błogosławieństwo swoje, mówiąc: Idź córko kochana tam, gdzie cię Pan Bóg wzywa; a nie płaczmy, by się ludzie nie gorszyli widząc, iż nas zbyt wiele kosztuje spełnić to, co jest Wolą Bożą.

Na koniec wydawszy najstarszą córkę 13-to letnią za barona de Torrens, brata Św. Franciszka Salezego, a dwie młodsze oddawszy na nauki do klasztoru, syna zaś powierzywszy opiece ojca, zrzekła się wdowa święta dóbr wszystkich na rzecz dzieci, a sobie wymówiła tylko roczną pensję, którą jej brat arcybiskup miał wypłacać. Po czym opuszczając Dijon najcięższą jeszcze przebyła próbę. Syn jej 15-to letni nie mogąc prośbą i płaczem przemóc postanowienia matki, położył się na progu, mówiąc: Nie wyjdziesz stąd matko, chyba depcząc po twym dziecku. Rozpłakała się Święta, a ktoś widząc ją łzami zalaną, sądził iż się zawahała. Ona mu rzekła: Nie waham się, ale matką jestem. I to mówiąc przeszła przez próg, na którym syn jej leżał.

Udała się Joanna Święta do Annécy w Sabaudii, gdzie mieszkał Św. Franciszek Salezy, i pod kierunkiem jego założyła zgromadzenie sióstr Nawiedzenia Matki Bożej, tak nazwane dlatego, iż pierwotnym ich celem było nawiedzanie i doglądanie ubogich i chorych po ich mieszkaniach. Biskup święty nadał im ustawy pełne łagodności i Ducha Bożego, zastosowane dla osób słabszego zdrowia. W dzień Świętej Trójcy 1610 r. 6 czerwca, Joanna de Chantal z panną Favre, córką prezydenta z Chambéry, i z panną Bréchard, rozpoczęły pierwsze nowicjat roczny; z końcem którego przybył tam święty biskup, i wyrozumiawszy doskonałe powołanie owych oblubienic Pana Chrystusowych, odprawił z nimi obrządek profesji. Od tej chwili Joanna postępując z cnoty w cnotę, i coraz żywszą pałając Miłością Bożą, wykonała ślub nader trudny, czynienia tego, co by mniemała być najdoskonalszym. Przykład jej uczył i zagrzewał święte jej towarzyszki, których Pan Bóg tyle nasyłał ich zgromadzeniu, iż niedługo dwanaście nowych powstało tej Reguły klasztorów. Wszystkie siostry prześcigały się prawie w świętobliwości i zasługach. Obarczona ich zarządem Święta, nie tylko była wzorem doskonałej zakonnicy i przewodniczki dla innych, ale też czuwając najtroskliwiej nad dziećmi które pozostawiła w świecie, wielkie im dziedzictwo, z długów i procesów oczyszczone, zdała.

Założyła jeszcze Joanna Święta kilka klasztorów we Francji, a między tymi i w Paryżu, powierzając je duchownemu przewodnictwu Św. Wincentego à Paulo, który ten obowiązek przez lat wiele spełniał. Za naleganiem jednak kardynała Marquemont, arcybiskupa Lyonu usunięto z ustaw Zakonu tego obowiązek nawiedzania ubogich poza klasztornym domem, i ścisłą zaprowadzono klauzurę. Zgromadzenie to potwierdzone niedługo potem przez Stolicę Apostolską, znane jest u nas pod nazwą panien Wizytek.

Napełniwszy takimi pociechami serce wielkiej swej miłośnicy, Pan Bóg zasmucał ją też także niemało, odbierając jej ojca, brata, siostrę, teścia, córkę i syna który poległ na polu bitwy, zostawiwszy młodą żonę, a także wielu krewnych. Jedną wszakże z najdotkliwszych dla niej, była strata Św. Franciszka Salezego. W dniu Młodzianków 1622 r. Święta modliła się za niego, gdy usłyszała głos wyraźnie mówiący: „Już go nie masz”. A list niedługo nadeszły, oznajmił o zejściu jego w tym właśnie dniu w Lyonie. Ciało Świętego fundatora sprowadziła niebawem Joanna do Annécy, i w kościele Nawiedzenia złożyła, serce zaś pozostało w Lyońskim klasztorze. Wezwała potem najpierwsze zakonu swego siostry do siebie, i pozbierawszy wraz z niemi wszystkie pisma Świętego odnoszące się do Zakonu Nawiedzenia, złożyła z nich księgę. Listy zaś, kazania i medytacje jego, i ową złotą książkę o Miłości Bożej, którą dla niej szczególnie pisał, wydrukować kazała. Po czym zgromadziwszy dokumenty cudów, które Święty czynił, przyczyniła się do prędszej jego beatyfikacji i kanonizacji.

Sama już w podeszłym wieku, ciągłe w interesie klasztorów swoich odprawiając podróże, zachorowała ciężko w Moulin we Francji, przyjęła Ostatnie Sakramenty Święte i dnia trzeciego, wzywając Imienia Jezus, ducha Panu Bogu oddała 13 Grudnia 1641 roku.

Ciało jej sprowadzone do Annezium i w kościele klasztornym złożone, zasłynęło cudami, co skłoniło Klemensa XIII Papieża, iż ją w poczet Świętych policzył. Z czego Panu Bogu niech będzie Chwała w Świętych Jego, po wszystkie wieki wieków. Amen.

Pożytki duchowne.

Wymowny mamy dowód w żywocie tej świętej wdowy, iż nie tylko pobożność i świętość nie są przeszkodą w spełnianiu obowiązków żony, matki, córki lub przyjaciółki, ale właśnie one to piętnują cechą doskonałości każdą sprawę człowieka. Przeszła Św. Joanna próg na którym syn jej leżał, bo wewnętrzny Głos Boży powoływał ją do innego dzieła, do wyzucia się z wszelkich uczuć ziemskich i osobistych, by się stać posłusznym narzędziem Miłosierdzia Bożego nad wielu. I taką jej posłuszność i miłość hojnie Pan Bóg nagrodził, błogosławiąc tym dziatkom, z którymi niejako rozstała się z Woli Jego, a których nie przestając najczulszą otaczać opieką, wychowała na najcnotliwszych ludzi, a roztropną pracą i staraniami swymi za Łaską Bożą, w dwójnasób majątek ich pomnożyła.

Obyśmy choć na mniejsze ofiary, gdy ich Pan Bóg od nas wymaga, równie ochotnie dla Niego zdobyć się umieli!

© salveregina.pl 2024

Idź do oryginalnego materiału