„Złe wychowanie”, czyli Kościół w krzywym zwierciadle

6 godzin temu
Zdjęcie: Złe wychowanie


Komedia może stać się sposobem, by opowiedzieć o tym, o czym normalnie mówi się z trudem. Twórcy spektaklu „Złe wychowanie” chcieliby komedią wyleczyć rany, które Kościół zadał społeczeństwu.

Nie ukrywam, iż na premierowy pokaz „Złego wychowania” jechałem do Teatru Jaracza w Olsztynie z ekscytacją. Od objęcia w nim dyrekcji przez Pawła Dobrowolskiego o tej warmińsko-mazurskiej scenie zaczęła ponownie słyszeć Polska. Bliskie jest mi również przekonanie, iż w teatrach na prowincji, będących często najważniejszym ośrodkiem kulturalnym regionu, toczą się dyskusje dużo ciekawsze niż w metropoliach, a na pewno o bardziej wrażliwym słuchu na to, co zajmuje odbiorcę z kręgu szerszego niż warszawsko-krakowski zbiór kół wzajemnej adoracji.

Od idolatrii do zobojętnienia

Film Pedro Almodóvara „Złe wychowanie” był pierwszym świadomie obejrzanym przeze mnie dziełem kinematografii. Kampowo-querrowa rzeczywistość, odmalowana przez reżysera w pastelowych kolorach, wstrząsnęła mną przed laty. Jeszcze bardziej poruszył mnie wątek molestowania w katolickiej szkole.

Był to czas, kiedy jeszcze w ogóle nie mówiło się o sprawach związanych z osobami pokrzywdzonymi w Kościele, jedyną większą aferą obyczajową w tej instytucji była sprawa molestowania kleryków przez abp. Paetza, ukrócona zresztą zręcznie przez ówczesne elity kościelne i elity poznańskiego społeczeństwa, w duchu drobnomieszczańskiej omerty. Ksiądz, zakonnik, dyrektor, będący seksualnym drapieżnikiem – to było nie do pomyślenia. Co ciekawe, będąc bardzo blisko lokalnego Kościoła, nie dziwiły mnie jednak rubaszne, dwuznaczne żarty, skłonność do kieliszka czy odejścia coraz młodszych księży. „Ot, swój chłop” – myślałem. I żyłem dalej. Jak większość z nas.

Więź.pl to personalistyczne spojrzenie na wiarę, kulturę, społeczeństwo
i politykę.

Cenisz naszą publicystykę?
Potrzebujemy Twojego wsparcia, by kontynuować i rozwijać nasze działania.

Wesprzyj nas dobrowolną darowizną:

Wpłać teraz

Nie chcę przynudzać wspomnieniami, jak to kiedyś bywało, zwracam tylko uwagę, jak daleką drogę przeszliśmy jako społeczeństwo: od niemal idolatrii klerykalnej do wszechogarniającego zobojętnienia wobec Kościoła. Jasne, kilku prawicowych aktywistów chciałoby od razu powiedzieć o „wrogości wobec Kościoła”, ale nic takiego nie ma miejsca. Polskie społeczeństwo stało się raczej en massé obojętne na to, co się dzieje w Kościele jako instytucji, co wyczyniają jego hierarchowie oraz personel kontaktu bezpośredniego w tysiącach parafii w Polsce.

Myślę, iż przede wszystkim o tym jest spektakl duetu Hubert Sulima/Jędrzej Piaskowski, który to duet podobną tematyką zajął się już w „Ptakach ciernistych krzewów” w Teatrze Polskim w Bydgoszczy. Z kolei „Złe wychowanie” jest złożonym zjawiskiem, bo inaczej odbiera się je oglądając przedstawienie, a inaczej oceniając je w kontekście tego, co napisali o nim jego twórcy.

Komedia ratunkiem

W tym pierwszym porządku nie mamy do czynienia z adaptacją dzieła filmowego Almodóvara, choć jest on expresis verbis wspomniany przez aktorów. W specjalnym wprowadzeniu do spektaklu stwierdzają oni, iż zobaczymy sytuacje jakby wyjęte z filmów hiszpańskiego reżysera, rzec by można: sytuacje almodovarowskie. Sześć scen mówi o pięciu autentycznych skandalach z życia Kościoła z okresu zaledwie kilku ostatnich lat. Scena finałowa jest swego rodzaju religion fiction, zarysem możliwego scenariusza – tego, co z pewną częścią kościelnego establishmentu może się stać.

W tym, co zaproponowali Piaskowski i Sulima, nie ma drwienia z wiecznie nienasyconych katabasów, a rykoszetem śmiechu nie dostają ci, którzy z różnych powodów mimo wszystko w Kościele trwają

Szymon Bojdo

Udostępnij tekst
Facebook
Twitter

Twórcy spektaklu przyjęli do opowiedzenie tych historii konwencję klubu komediowego. Kto interesuje się teatrem improwizowanym, może w spektaklu dostrzec typowe dla tego zjawiska metody. Aktorzy na naszych oczach „wchodzą w rolę”, albo dystansują się od niej, pointując swoje kwestie pozornie neutralnym komentarzem, np. statystykami dotyczącymi zjawiska celibatu wśród księży czy przytaczając medialne fakty o danej sprawie. Wszystko to – jak w serii „W krzywym zwierciadle” – zarysowane zostaje grubą kreską, niemal plakatowo, poprzez zręcznie żonglowanie stereotypami.

Komedia może stać się sposobem, by opowiedzieć o tym, o czym mówi się z trudem. Twórcy spektaklu „Złe wychowanie” chcieliby komedią wyleczyć rany, które Kościół zadał społeczeństwu.

Sensacja czy Droga Krzyżowa?

Aktorzy zapowiadają: nie jest to zapis dokumentalny, tylko prawdopodobne odtworzenie zdarzeń, coś na kształt religijnego docu soap. Problem w tym, iż te historie w części naprawdę się wydarzyły, a w tej części, w której mogą wydawać się wątpliwe, bohaterowie – choćby kardynał Dziwisz – wciąż żyją i mogą się do nich odnieść. Hierarcha najpewniej tego nie zrobi, bo częścią kościelnej polityki jest przeczekanie i liczenie, iż sprawy rozejdą się po kościach (nomen omen – jedną ze spraw jest bycie specyficznym szafarzem relikwii Jana Pawła II).

Zarówno historie o ks. Waldemarze Irku, s. Joannie von Lossow, albo właśnie kult-biznesie, czyli te sprawdzalne, jak również fantazje na temat rzekomych związków biskupów, księży, wykorzystywaniu swojej władzy, tworzą katalog grzechów głównych polskiego Kościoła, pokazany w sposób tak dowcipny, iż sam niemal uśmiałem się do łez.

Śmiałem się do momentu sceny „odtwarzającej” sławetną orgię na plebanii w Dąbrowie Górniczej. Zacytowano autentyczne rozmowy jej uczestnika z ekipą pogotowia, odtworzone godzina po godzinie – trochę przypomina to „Sensacje XX wieku”, bardziej jednak opis męki, Drogę Krzyżową wręcz, i nie uważam, by dopuszczono się tu bluźnierstwa. To, jak pokazano zło, które triumfowało w tej sytuacji, ścisnęło mnie za gardło, spowodowało fizyczny niemal ból, ale i swego rodzaju katharsis – przekonanie, iż oto takie sytuacje przelewają krytyczną masę, wzbudzają większą społeczną kontrolę, także Kościoła. Twórcy widzą finał takiego procesu w domu niespokojnej starości dla Kościoła, rodzaju szpitala, w którym instytucja ta, nie niepokojona przez nikogo, dotrwa do końca.

Niby obojętni?

Cieszę się, iż tekst programowy, a raczej wywiad z autorami spektaklu, przeczytałem w takiej odległości czasowej od jego zobaczenia, iż nie zakłócił mi odbioru sztuki. Miałem wrażenie, iż Piaskowski i Sulima mówią z jednej strony jak obojętny jest im Kościół (który intencjonalnie i demonstracyjnie zapisują małą literą), z drugiej: dostrzegają jego wszechogarniające macki, a także miałkość intelektualną i niewielką siłę kulturotwórczą. Jakby wykonali lot na inną planetę i powrócili na nasze nadwiślańskie poletko, załamując ręce, jaka to trauma i beznadzieja, iż Kościół w Polskę i Polska w Kościół tak bardzo są wrośnięte.

Nowość Nowość Promocja!
  • Wiesław Saniewski

Wolny strzelec pod nadzorem

47,20 59,00 Do koszyka

Odnosiłem wrażenie, iż twórcy spektaklu niby są wobec tego faktu obojętni, jednocześnie trochę by chcieli, żeby przed teatrem ustawiały się różańcowe protesty. Może liczyli na to, iż przez Polskę przetoczy się dyskusja niczym po odwołaniu „Klątwy” Olivera Frljića? Tylko iż tamten spektakl poruszał tematy głębsze niż tylko dotyczące skandali Kościoła.

Ciężar gatunkowy dyskusji zależy więc od tego, gdzie położymy akcenty w krytyce kościelnej instytucji. Od dawania na tacę zera złotych przez twórców „Złego wychowania” – i innych preferujących podobne myślenie – potęga ekonomiczna Kościoła nie zwiększy się, ani się nie zmniejszy. Od szukania innych dróg na budowanie wspólnoty – nie zwiększy się jego siła symboliczna.

Czy teatr może być taką alternatywną drogą? Myślę, iż tak, o ile będzie wspólnototwórczy. Na szczęście w tym, co zaproponowali Piaskowski i Sulima, nie ma drwienia z wiecznie nienasyconych katabasów, a rykoszetem śmiechu nie dostają ci, którzy z różnych powodów mimo wszystko w Kościele trwają.

Jest w olsztyńskiej sztuce dużo dobrego teatru, aktorzy zagrywają się do utraty tchu, jest to brawurowe w ruchu scenicznym, dowcipie, w sklejeniu całej historii. Minimalistyczna żółto-purpurowa scenografia okazuje się świetną kanwą do budowania obrazów. Wprawdzie nie wiem, dlaczego kardynał Dziwisz w sytuacji domowej ukazany został w stroju liturgicznym i to jeszcze nieprzeznaczonym dla niego, ale niech tam, wolność twórcza ma swoje prawa.

Ostrzegam: sztuka nie obraża uczuć religijnych w żadnym stopniu. Ale może być lekcją o tym, jakim w gruncie rzeczy jesteśmy społeczeństwem. Bardzo gorzką lekcją.

Idź do oryginalnego materiału