Wiedziałam, iż lektura będzie ciężka, więc przełożyłam ją na czas po urlopie. Niby nie jest to długa książka – 234 strony z przypisami i bibliografią, jednak pod wieloma względami wymagająca.
Pomijam kwestię oczywistą, jaką jest mój bardzo osobisty stosunek do wydarzeń tu opisanych. Jestem jedną z ofiar tego wypadku (opisałam moje doświadczenie tutaj) i zabrał mi on, tak pod względem zdrowotnym, dobrych kilka lat z życia. Mam na myśli to, iż nigdy nie wróciłam do stanu przed nim.
Wymagające w książce okazały się fragmenty dotyczące technikaliów kolejowych. Jestem pod olbrzymim wrażeniem zakresu wiedzy, jaką muszą mieć ci, którzy pracują w organizacji ruchu. Warto było przemęczyć się przez te podrozdziały, żeby zobaczyć, iż sprawa jest o wiele bardziej złożona, niż wydaje się na pierwszy rzut oka, oraz iż orzekanie w niej wymagało dużej ostrożności.
I tu pojawia się druga trudność podczas lektury – opis procesów. Ogólne wrażenie zostaje takie, iż była wola polityczna, żeby ktoś został kozłem ofiarnym. Padło na zawiadowców, bo – to już sama sobie dopowiadam – byli najniżej w hierarchii dziobania. Nie rozumiem, dlaczego sądy odmawiały później wcześniejszego zwolnienia Jolancie S., może znów odezwały się kwestie polityczne, ale już w wersji: „To będzie źle wyglądało w mediach”. interesująca jestem, co na ten temat by powiedzieli znajomi fartuszkowi (Agata?).
Nie ma epatowania nad miarę cierpieniem, tak naprawdę większość książki to kwestie organizacyjne na kolei (w tym remonty), technikalia i relacje w miejscu pracy, bez opisu czego nie da się zrozumieć do końca, iż odpowiedzialność nie spada wyłącznie na dwójkę skazanych, wreszcie kwestie prawne i wyroki.
Wnioski? Źle rozumiane miłosierdzie (z gatunku: „Ja przymknę oko dziś, ty przymkniesz jutro i jakoś to będzie, zresztą po co szkodzić drugiemu”) skończyło się śmiercią 16 niewinnych osób i cierpieniem kilkuset. Rzeczywistość w pewnej chwili powiedziała: „Sprawdzam!” i wszystkie kłamstwa oraz przemilczenia skończyły się tragedią. jeżeli ktoś jeszcze będzie mi mówił, iż każdy ma swoją prawdę, to pokażę mu zdjęcie rtg mojej twarzoczaszki po wypadku i zapytam, czy jest gotów za swoją prawdę tyle zapłacić. Nie, prawda jest jedna i najlepiej weryfikuje ją kontakt z życiem. Opis sądowych przepychanek wydaje się potwierdzać, iż kłamstwo daje radę. Myślę, iż zamknięty w psychiatryku Andrzej N. i zmuszona do emigracji zarobkowej Jolanta S. mają na ten temat odmienne zdanie.
Najtrudniejsza do przyjęcia dla mnie była historia opisana na końcu. Na szczęście nikt nie zginął, ale jeżeli w 2019 roku wciąż dochodziło do incydentów z puszczaniem pociągów po jednym torze „na czołówkę”, to znaczy, iż z naszej historii przez cały czas nie wyciągnięto wniosków. Pył opadł, złom uprzątnięto, wskazanych na winnych ukarano i wszystko poszło w niepamięć. A jak nie szkoliło się prawidłowo ludzi, tak dalej się ich nie szkoli. Mam nadzieję, iż PKP ma kolejny milion, chociaż przy obecnej inflacji to na pewno więcej, na proces, tak w razie czego? Tyle iż martwym to życia nie wróci, a okaleczonym – pełni zdrowia.
Dla siebie wyciągam wniosek, iż są sytuacje, kiedy trzeba iść pod prąd, iż choćby drobne, „niewinne” kłamstwa mogą mieć straszne konsekwencje i iż miłosierdzie zdecydowanie różni się od bycia miłym i lubianym.
Panu Bartoszowi serdecznie dziękuję za napisanie tej historii, także za sprostowanie jej wersji opowiedzianej w filmie na temat tej katastrofy na Discovery. Doceniam to, iż kilka w niej polityki, chociaż nie dało się od tej kwestii uciec, oraz to, iż autor korzystał ze wszystkich dostępnych źródeł i nie miał problemu z cytowaniem każdego rodzaju mediów, od GW po „Nasz Dziennik”. Cenna jest też bibliografia i ostrzeżenie przed czytaniem listy uszkodzeń ciała ofiar, dostępnej w sieci.
Przed katastrofą kochałam pociągi i chyba dlatego jest to przez cały czas mój ulubiony sposób poruszania się na długich trasach. Bardzo bym chciała, żeby PKP funkcjonowało jak najlepiej a przede wszystkim – jak najbezpieczniej. Mam nadzieję, iż tak książka się do tego przysłuży. Nie chcę, żeby ktokolwiek musiał przechodzić przez podobne do naszych doświadczenie.