Każdy z nas czegoś szuka,
ale często ludzie nie wiedzą czego szukają i nie wiedzą, gdzie tego szukać.
Wydaje nam się, iż wiemy,
czego szukamy. Przyszłym Apostołom też się wydawało, iż wiedzą – wydawało im
się, iż szukają ryb, a tak naprawdę szukali Jezusa. Łowili całą noc i nic nie
złowili, ale gdy nadszedł ranek i za radą Jezusa wypłynęli na głębię, i
zarzucili sieci tam, gdzie On im wskazał, złowili mnóstwo ryb.
Wniosek z tego taki, że
sami chodzimy w ciemnościach, szukamy czegoś, ale nic nie znajdujemy, bo
szukamy niewłaściwych rzeczy. Dopiero Jezus wnosi w nasze życie światło. To On
nam wskazuje gdzie i czego mamy szukać.
Ludzie często idą tam,
gdzie sami chcą i szukają tego, co według nich da im szczęście, ale przeważnie
się mylą, i to, co miało być dla nich szczęściem, jest nim, ale tylko przez
bardzo krótką chwilę. Dlaczego? Bo robili to według własnego widzimisię.
Pomięli Jezusa i
postawili się na miejscu Boga, czyli zrealizowali plan Diabła na zniszczenie
ludzkości.
My często także jesteśmy
zmęczeni, jak ci apostołowie. „Przecież tyle się męczyłam. To wszystko tyle
trwa i nic. To już jest koniec. Poddaje się”. Ale koniec jednego jest
początkiem drugiego, bo jak już człowiekowi kończą się opcje, przestaje liczyć
na siebie i na innych ludzi zaczyna liczyć na Boga.
Czasem upadek na samo dno
może nam otworzyć oczy. Czasem musimy stracić wszystko, żeby zyskać coś
znacznie lepszego. Musimy wyjść ze swojej strefy komfortu, jak jaskiniowcy z
jaskiń, by zamieszkać w domu, jak cywilizowani ludzie.
Czasem trzeba
zaryzykować, by „złowić mnóstwo ryb” i może choćby ludzie powiedzą, iż jesteśmy
głupi albo popatrzą na nas z politowaniem, bo nie robimy tak, jak reszta
świata, tylko tutaj pojawia się zasadnicze pytanie: komu ty się chcesz
przypodobać – Bogu czy ludziom bo jedno wyklucza drugie?
Ewelina Szot