Wiesław Mering z ciemną kartą w życiorysie. To mają na biskupa w IPN

5 godzin temu
Biskup Wiesław Mering nie schodzi z ust opinii publicznej po swoim politycznym wystąpieniu na Jasnej Górze, w którym zaatakował m.in. niemieckich sojuszników z UE i NATO. Ta ingerencja w sprawy międzynarodowe Polski wywołała liczne kontrowersje i skłoniła MSZ do interwencji w Watykanie. Jak się okazuje, to nie jedyny punkt zapalny w życiorysie hierarchy – uwagę przykuwa też jego przeszłość.


W połowie lipca na Jasnej Górze odbyła się XXXIV Pielgrzymka Rodziny Radia Maryja. W wydarzeniu uczestniczyli m.in. przedstawiciele PiS oraz Tadeusz Rydzyk. Nie zabrakło też politycznych wystąpień duchownych, a największe oburzenie wśród opinii publicznej wywołały słowa biskupa Wiesława Meringa.

"Nie będzie Niemiec Polakowi bratem"; "rządzą nami ludzie, którzy samych siebie określają jako Niemców"; "granice naszego kraju tak samo z zachodu, jak i wschodu są zagrożone"; "Polską rządzą dziś polityczni gangsterzy. Zdziwiliście się pewnie temu mocnemu określeniu, ale ja zacytowałem tylko Donalda Tuska, premiera rządu, bo on tak powiedział (…) niedawno" – to tylko fragmenty jego homilii.

Na te słowa zareagował minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski. W rozmowie z TVN24 podkreślił, iż państwo nie ingeruje w sakramenty, ale oczekuje, iż duchowni nie będą wchodzić w partyjną rywalizację. – Na pewno nie jest rolą biskupów szczucie na siebie nawzajem dwóch chrześcijańskich narodów – dodał.

Minister zwrócił się również do biskupa Meringa i wezwał go do odpowiedzialności za słowa. – Kościół był kiedyś instytucją uznawaną za autorytet, choćby przez niewierzących, bo mówił głosem całego społeczeństwa, a nie tylko jednej strony sporu politycznego. Jak ksiądz biskup chce działać w polityce, to niech zdejmie sukienkę i zapisze się do PiS-u. Ale póki jest biskupem, wymagamy, aby szanował konkordat – skwitował.

Biskup Wiesław Mering współpracował z SB? Został zarejestrowany jako tajny współpracownik


Tymczasem w życiorysie biskupa seniora diecezji włocławskiej znajduje się wątek, który może budzić jeszcze większe kontrowersje niż jego obecne polityczne wystąpienia. W 2008 roku "Rzeczpospolita" poinformowała – na podstawie materiałów Instytutu Pamięci Narodowej – iż w drugiej połowie lat 70. Wiesław Mering został zarejestrowany jako tajny współpracownik Służby Bezpieczeństwa pod pseudonimem "Lucjan".

Według historyka Jana Żaryna Mering – wówczas student seminarium – miał świadomie podjąć współpracę z komunistycznym wywiadem. "W dniu 9 listopada 1976 zakończono proces pozyskiwania Wiesława Meringa przez świadomy wybór pseudonimu oraz chęć kontynuowania spotkań oraz dalszego udzielania informacji na tematy interesujące SB" – pisał dziennik.

W odpowiedzi na publikację duchowny – będący wówczas biskupem diecezji włocławskiej – zaprzeczył wszystkim doniesieniom i nazwał je fałszem.

– (...) Bez mojej wiedzy i zgody – zostałem zarejestrowany jako tajny współpracownik. Jest mi z tego powodu przykro, bo zrobiono ze mnie współpracownika na podstawie tego, co istnieje jedynie na papierze, a co nigdy się nie dokonało, bo żadnej współpracy nigdy nie podjąłem. (...) W teczce znajdują się zapisane (na szczęście!) moje słowa, iż nigdy nikomu nie obiecywałem żadnej współpracy – mówił w rozmowie z Katolicką Agencją Informacyjną w 2008 roku.

Jak twierdził Wiesław Mering, do rejestracji mogło dojść w 1977 roku, gdy odbierał paszport w Komendzie Wojewódzkiej w Gdańsku.

Wiesław Mering zaprzecza


– Potwierdziłem, iż jadę na stypendium do Francji, do Strasburga. (...) "Ucieszymy się, o ile ksiądz po powrocie powie nam o Trybunale Praw Człowieka w Strasburgu" – powiedzieli. Podczas tego spotkania zapowiedzieli też, iż odwiedzi mnie przedstawiciel ambasady z Paryża. Wziąłem paszport i wyszedłem. I to jest właśnie – tak wynika z dokumentów – moja zgoda. Niczego nie podpisywałem. Żadnych innych propozycji nie usłyszałem – twierdził.

W tej samej rozmowie dodał, iż kilka lat później SB "zaczęło go najeżdżać". – (...) Ale nikt nigdy nie proponował mi żadnej współpracy, niczego nie musiałem kwitować, podpisywać. W teczce są informacje, iż brałem pieniądze. To mogły być te 6 czy 7 zł, które dawali za kawę, ale nie mnie tylko np. gdy byłem u nich w komendzie czy jakiejś kawiarni. Takich spotkań było dosłownie kilka – relacjonował Mering.

Duchowny podkreślił również, iż dokumenty pozwalają stwierdzić, iż został zarejestrowany przez SB, jednak określenie go jako współpracownika uważa za obraźliwe. – Dziwię się, iż ktoś z – jak sądziłem – pewną klasą potrafi wypowiedzieć taką opinię. Nie chcę nikogo oskarżać, żadnej ze stron. Powiem dosadnie: o ile się ciągle nurza w bagnie zakłamanego systemu, to bardzo trudno oddzielić ziarna prawdy – podsumował.

Idź do oryginalnego materiału