W ostatnim czasie zainteresowanie psychologów i socjologów wzbudza nowe zjawisko, a adekwatnie nowy typ osobowości zwany osobowością ekologiczną. Co ją charakteryzuje? Uczciwość, tolerancja, całościowy sposób widzenia świata, życzliwa postawa wobec stworzenia, wrażliwość na piękno przyrody, a zarazem gotowość działania w obronie jej praw. By chronić nasz wspólny dom, potrzebujemy ludzi o takiej wrażliwości, a szczególnie tych, którzy piękno świata stworzonego potrafią przekazać nam dzięki swoim talentom. Robert Dejtrowski – artysta fotograf, miłośnik przyrody i autor wielu publikacji – dzieli się z nami tym, co zapamiętał ze swoich wędrówek po bezdrożach i tym, co uwiecznił Jego obiektyw.
Cała historia zaczęła się ponad 20 lat temu… Pewnego wieczora, na przedwiośniu, wracałem do pozostawionego w pobliskiej wsi samochodu. Przez cały dzień krążyłem po podmokłym lesie i fotografowałem pierwsze oznaki wiosny: przebiśniegi, które właśnie próbowały namówić zimę do odejścia, zieleniący się pod drzewami mech, leszczynowe kwiaty żółcące się na bezlistnych jeszcze gałęziach oraz kwiaty wawrzynka wilczełyko – niewielkie, różowe, niepozorne w gruncie rzeczy, ale… pachnące intensywnie, trochę jak hiacynty. Wydawały się być trochę jak nie z tego świata. Taki zapach w zimowym jeszcze niedawno lesie był oszałamiający. Po drodze zatrzymałem się, by jeszcze sfotografować dwie wierzby i drogę w oddali. Na tle wieczornego, łososiowego nieba wyglądało wszystko niesamowicie. Z daleka słychać było kwilące głosy czajek i podzwaniającego nieśmiało skowronka. Dopiero co rozmarznięta i rozgrzana wiosennym słońcem ziemia pachniała intensywnie. Gdy robiłem to zdjęcie, nie wiedziałem jeszcze, iż jakiś kilometr dalej, na końcu drogi stoi dom… mniej więcej na środku kadru, tuż za widocznymi na horyzoncie drzewami. Stoi samotny wśród starych drzew i na skraju wilgotnych łąk, gdzie wiosną można brodzić wśród kaczeńców i słuchać rechotu żab, gdzie latem świerszcze dają czadu tak, iż drży powietrze.
I nie wiedziałem również, iż kiedyś w tym domu… zamieszkam.
Mijały lata, wierzby rosły i rosły. Ale niedługo czas przestał być łaskawy dla jednej z nich. Cały wierzchołek obumarł, połowa pnia wypróchniała. Na dodatek ktoś rozpalił w środku ognisko. Dlaczego? Są rzeczy, których nie potrafię zrozumieć. Ale wierzby są twarde. Czasem wystarczy wkopać witkę w ziemię, by w ciągu kilkunastu lat wyrosło całkiem spore drzewo. Jakiś fragment zdrowego pnia wśród próchna wystarczy, by drzewo wypuściło wiosną nowe liście i dalej walczyło o życie. Okazało się jednak, iż nie tylko czas, ale i człowiek nie był łaskawy. Któregoś roku jedna z wierzb nagle zniknęła. choćby nie wiem, co się z nią stało. Na ziemi pozostało jedynie trochę próchna, kilka połamanych kawałków drewna i łysy placek niezarośniętej ziemi. Druga straciła kawał kory, jakiś człowiek całkiem niedawno musiał się nieźle postarać by go oderwać. Rany były dosyć świeże. Do tego ktoś rozpalił tuż pod drzewem ognisko. Połowa pnia była zwęglona i poczerniała od ognia. Pewnie więc i ta wierzba niedługo będzie tylko wspomnieniem. Pozostanie na fotografiach i zaklęta w umysłach paru ludzi. I znów nie znalazłem odpowiedzi na pytanie: po co? Wyglądało to trochę tak, jakby ktoś szukał pretekstu, by wierzbę wyciąć. Dlaczego? Rosła w takim miejscu, iż nikomu raczej nie przeszkadzała. I kombajny mogły spokojnie przejechać obok i inne maszyny rolnicze również.
Minęło kilka lat. Kolejne wiosny, lata i jesienie przemijały nad światem. Drzewa wypuszczały liście i gubiły je… Nie tak dawno znowu poszedłem drogą przez pola. Już z daleka zobaczyłem zmiany. Przypalone i wymęczone drzewo runęło. Nie wiem czy samo, czy z czyjąś pomocą, bo na pniu leżał stos śmieci: jakieś butelki, puszki, opakowania po nawozach. Wszystkie większe gałęzie zostały obcięte. Sądząc po jego stanie, drzewo leżało już od kilku miesięcy. Kiedy byłem tu wiosną, jeszcze stało i próbowało rosnąć. Pewnie za moment resztki wierzby znikną, skończą w piecu jednego z pobliskich gospodarstw.
Giną powoli malownicze krajobrazy i moje ulubione wierzby. Kiedyś były jedynie ogławianie (przycinanie zapobiegające rozrastaniu się korony, nadaje ono charakterystyczny wygląd wierzbom – przyp. red.). Dziś są wycinane, palone, rozpadają się ze starości. Przemijają i pozostają jedynie w pamięci ludzi. Niektóre, utrwalone na obrazach czy fotografiach, przetrwają w tej pamięci znacznie dłużej. W wielu miejscach, które regularnie odwiedzam, starych głowiastych wierzb jest już co raz mniej. Zresztą zjawisko trwa nie od dziś. Opisywał to już profesor Wiktor Zin w książce „Krajobraz utracony”, wydanej w latach siedemdziesiątych, czyli pół wieku temu.
Kiedyś mój przyjaciel zapytał człowieka, wycinającego rosnące przy polnej drodze wierzby, po co to robi. Wszak wierzbowe drewno nie ma wielkiej wartości. Kiedyś pozostałe z ogławiania wierzbowe gałęzie były tanim źródłem opału, a rosnące przy drogach drzewa dawały cień i ochłodę w czasie prac polowych.
Wiecie, co ów człowiek odpowiedział? Że trzeba „być nowoczesnym”! A przecież stare wierzby, oprócz tego, iż dają cień i ochłodę w upalny dzień, są domem dla wielu zwierząt. Oprócz pospolitych sikor, wróbli, szpaków czy dzięciołów mogą się w nich gnieździć rzadkie dudki czy nadzwyczaj rzadkie kraski. W Polsce jest to gatunek krytycznie zagrożony, w 2020 roku ornitolodzy zarejestrowali zaledwie 16 par! Podobnie jest zresztą w całej Europie. Nie sprzyja kraskom wycinanie dziuplastych drzew i śródpolnych zadrzewień. W starych, spróchniałych w środku wierzbach znajduje też schronienie mnóstwo coraz rzadszych nietoperzy. Lubicie komary? No właśnie, a tymczasem nietoperze robią, co mogą, by komarów było trochę mniej. Wierzbowe dziuple często zasiedla też pachnica dębowa. To zagrożony wyginięciem i podlegający szczególnej ochronie chrząszcz. Całkiem okazały, bo mierzący 3-4 centymetry długości. Jego larwy rozwijają się właśnie w próchnie drzew liściastych. Pachnica to reliktowy gatunek pierwotnych europejskich lasów. Nazwa zaś pochodzi od zapachu wydzielanego przez samce. Przypomina on trochę piżmo albo… śliwki i służy do wabienia samic. Kiedyś w starej wierzbie rosnącej przed moim domem zagnieździły się piękne dzięcioły zielone, a innym razem dudki. Mogłem obserwować je po prostu z okna.
Poczciwe, pospolite, a przez to mało szanowane wierzby to także naturalna apteka. Ich kora jest wykorzystywana w ziołolecznictwie. Zawiera dużo salicylanów – silnych środków przeciwbólowych i przeciwgorączkowych. Nazwa ich zresztą pochodzi od łacińskiej nazwy wierzby – Salix. Dziś te substancje produkowane są syntetycznie i sprzedawane pod wieloma nazwami. Najbardziej znana z nich to aspiryna… Może warto pomyśleć, zanim pozwolimy, by coś bezpowrotnie odeszło?
Tekst i zdjęcia Robert Dejtrowski
Robert Dejtrowski – wykształcenia biolog i fotograf. Autor zdjęć do wielu albumów, książek, przewodników i podręczników szkolnych. Jego pasją jest fotografia przyrodnicza oraz podróże po Polsce. Uwielbia odkrywać urokliwe miejsca znajdujące się poza głównymi szlakami turystycznymi. Fascynuje go niezwykła przyroda Doliny Środkowej Wisły i fotografuje ją od prawie 30 lat. Przez wiele lat współpracował z miesięcznikiem „Foto”. Powstały wtedy dziesiątki artykułów poświęconych technice i sztuce fotografowania oraz polskiej przyrodzie. Swoje zdjęcia i teksty publikował również w polskiej edycji „National Geographic” oraz w wielu innych czasopismach poświęconych przyrodzie. W 2003 roku ukazał się jego autorski album „Wisła”. W 2015 roku otrzymał honorową odznakę „Zasłużony dla Kultury Polskiej. W 2016 roku ukazał się jego album „Symbole Polskiej Przyrody”. W 2017 roku zdobył Grand Prix i tytuł Fotografa Roku w konkursie Związku Polskich Fotografów Przyrody. Prywatnie jest miłośnikiem koników polskich. Prowadzi blog przyrodniczo- -krajoznawczy robertdejtrowski.blogspot.com