Sanktuarium w Kalwarii Pacławskiej stało się dla niego ostatnią stacją na drodze ku wieczności. Jego doczesne szczątki spoczęły w klasztornym krużganku. Wierny sługa Maryi, duchowy syn świętego Franciszka, przyjaciel świętego Maksymiliana – Sługa Boży ojciec Wenanty Katarzyniec.
7 października – w urodziny o. Wenantego przypominamy postać tego niezwykłego świętego
Św. Maksymilian powiedział o Nim, iż „nie silił się na czyny nadzwyczajne, ale zwyczajne nadzwyczajnie wykonywał”. Bez wątpienia Sługę Bożego ojca Wenantego Katarzyńca musiała zatem cechować wytrwałość. Ta, której brak tak łatwo dostrzec w otaczającym nas świecie, gdzie lada problem czy przeciwność stanowią podstawę do decyzji o odwróceniu się na pięcie, rozwodzie, porzuceniu stanu kapłańskiego…
Patron „Rycerza Niepokalanej”
Bóg powołał Go do wieczności w wieku zaledwie 32 lat. Kiedy chowano go przy licznym udziale mieszkańców Kalwarii Pacławskiej, nikt z żałobników nie miał wątpliwości, iż bierze udział w pogrzebie „świętego”. Wiedział o tym również przyjaciel ojca Wenantego, święty Maksymilian Maria Kolbe. Dlatego to jego prosił o pomoc w szczęśliwym rozwiązaniu problemów, przed którymi stanął „Rycerz Niepokalanej”.
Gdy pismo ukazało się w styczniu 1922 r., o. Maksymilian jako redaktor naczelny pisał o. Wenantym: „Drogi mój współbracie w zakonie i dzielny Szermierzu Niepokalanej. Teraz, gdy już stoisz przed tronem Najwyższego i wstawiasz się za zabłąkanymi duszami, gdy słabość ciała nie stawia Ci zapory w intensywnej pracy – spojrzyj! Oto bracia Twoi urzeczywistniają Twe gorące zamiary: pisemko, któregoś tak bardzo wyczekiwał, powstaje, aby dusze dla Niepokalanej zdobywać i przez Jej najczystsze ręce składać z miłością w gorejące Serce Jezusa. Spojrzyj i zajmuj się nim szczerze. Wymódl rozwój pomyślny i bądź mu patronem”.
I został wysłuchany. „Rycerz Niepokalanej” nie dość, iż utrzymał się na rynku, to jego nakład gwałtownie rósł, osiągając choćby kilkaset tysięcy egzemplarzy.
Pod matczynym spojrzeniem
Sanktuarium w Kalwarii Pacławskiej słynie z cudownego obrazu obrazu Matki Bożej, przed którym modlili się między innymi hetmani Stanisław Żółkiewski i Stefan Czarniecki, książę Jarema Wiśniowiecki, królowie – Jan Kazimierz i Jan III Sobieski.
Nieznany artysta przedstawił Maryję jako Królową. Tron jej stanowią obłoki. W prawej ręce trzyma berło, na lewej zaś spoczywa Dzieciątko Jezus, które prawą rączką błogosławi a w lewej trzyma kulę ziemską. Matka Boża ubrana jest w czerwoną szatę i ciemnozielony płaszcz. Pan Jezus ubrany w szatę koloru jasnopopielatego. Na głowach obydwu świętych postaci widnieją korony wysadzane drogimi kamieniami, spod korony Maryi spływają rozpuszczone, złotobrązowe włosy.
Spoglądający na obraz z łatwością dostrzeże, iż artysta tworząc wizerunek Matki Bożej przedstawił jedno Jej ucho jako odkryte. Dlatego też, jak przypominają gospodarze miejsca Ojcowie Franciszkanie, modlący się na tym miejscu pielgrzymi nadali Matce Bożej Kalwaryjskiej tytuł: Matka Słuchająca.
Swoją maryjną pobożność ojciec Wenanty kształtował u najlepszych nauczycieli. Studiował pisma św. Ludwika Marii Grignon de Montfort i św. Alfonsa Liguori. Swoją profesję wieczystą złożył w grudniu 1912 roku przed ołtarzem Matki Bożej Bolesnej Smętnej Dobrodziejki w krakowskim klasztorze franciszkanów. Czułe matczyne spojrzenie towarzyszyło ojcu Wenantemu przez całe życie. Także wtedy, gdy jego doczesne szczątki spoczęły w kamiennym grobie, w krużganku przy kościele klasztornym. Ojciec Wenanty znał Kalwarię Pacławską. Latem 1910 roku przyjechał tam na wakacje już po złożeniu pierwszych trzyletnich ślubów zakonnych. Czas wykorzystał na studiowanie historii i duchowości zakonu franciszkańskiego, pogłębiając swoją miłość ku niemu. Dwa lata później ponownie odwiedził to wyjątkowe miejsce. Tam też pogłębiały się wzajemne zrozumienie i duchowa przyjaźń z młodszym o pięć lat Maksymilianem Kolbe.
Szczególnym piętnem na życiu ojca Wenantego odcisnął się jego pobyt w klasztorze latem 1918 roku. Godziny spędzone w konfesjonale, do którego w długich kolejkach ustawiali się pielgrzymi przybywający w sierpniu na wielki odpust osłabiły i tak nienajlepszy stan zdrowia zakonnika. Kiedy w następnym roku przyjedzie tu ponownie, będą to już jego ostatnie wakacje w Kalwarii. Wróci tu raz jeszcze, tym razem zostanie już na zawsze.
Święty na co dzień
Życie ojca Wenantego Katarzyńca stanowi doskonałe wypełnienie biblijnego wezwania do „wierności w rzeczach małych”. Wierności będącej przecież kluczem do spraw wielkich, a przejawiającej się w codziennym, mozolnym dążeniu ku najważniejszemu z celów jakie mamy w życiu osiągnąć – zbawieniu wiecznemu. Ojciec Wenanty powołanie do świętości realizował tam, gdzie w danym momencie się znajdował. Wiedział, iż każde miejsce, w którym stawia człowieka Bóg, jest dobre do świadczenia o Chrystusowej miłości. Nie przypominał on w żadnej mierze „dobrze zapowiadających” się aktorów czy artystów, którzy całe życie zmarnowali czekając na tzw. życiową szansę, mającą odsłonić ich rzekomo wielki talent.
A przecież w tej chwili żyjemy w świecie, w którym tak łatwo mówi się „do widzenia”. Wierność i wytrwałość oraz uświęcanie codzienności nie są w modzie. Naszą cywilizację śmiało można określić mianem światem „jednorazowego użytku”. Kiedy coś się psuje lub po prostu nudzi, ląduje na śmietniku. Ten sposób postępowania nie dotyczy tylko przedmiotów. Ma on dużo szersze zastosowanie. Plaga rozwodów, eutanazja, aborcja – to tylko kilka ze metod radzenia sobie z „niechcianym”.
Tak dzieje się, kiedy życie traci nadprzyrodzony horyzont, kiedy kolejne dni wypełnia pustka i tragizm bezsensownego istnienia. Z łatwością wówczas wkracza w nie ten, który jest „ojcem wszelkiego kłamstwa”. On nie chce, abyśmy tak jak ojciec Wenanty Katarzyniec postępowali zgodnie z ewangeliczną prawdą: Przeto czy jecie, czy pijecie, czy cokolwiek innego czynicie, wszystko na chwałę Bożą czyńcie.
Jego credo brzmi diametralnie inaczej: musisz spróbować wszystkiego!
Łukasz Karpiel