W Boże Narodzenie zaśpiewałam psalm po malgasku

misjesalezjanie.pl 17 godzin temu

Już niedługo wracam. Wracam do tego, co znam, do tego, co zostawiłam, ale jednocześnie wiem, iż na wszystko, co do tej pory znałam, spojrzę w nowy sposób i niby wracam do tego samego, ale już nie taka sama.

Wszystko będę odkrywać na nowo, tak jak teraz dalej odkrywam malgaski świat. A ludzie? Tęsknię za tymi, którzy zostali w Europie, ale wiem też, iż będę tęsknić za tymi, którzy zostaną tutaj. Pomału zaczynam się żegnać z ludźmi, z moimi znajomymi, z tymi, którzy przez ten czas stali mi się bardzo bliscy i wiem, iż ja również jestem im bliska. Ostatnio usłyszałam od jednej dziewczyny, postulantki z jednego zgromadzenia, iż nigdy mnie nie zapomni. W jej głosie było słychać, iż to co mówi, jest prawdą. Ja też jej nie zapomnę i też wzruszyłam się podczas naszego pożegnania. To jest niezwykłe, iż do nawiązania przyjacielskiej relacji nie potrzeba znać tego samego języka, choć niewątpliwie byłoby to wielkim ułatwieniem. Ale połączenie łamanego malgaskiego z angielskim wystarcza, jeżeli podstawą jest otwartość i chęć zrozumienia drugiego człowieka. Komunikacja zachodzi na dużo głębszym poziomie niż słowa.

Chociaż do mojego powrotu jest coraz bliżej, to nie znaczy to, iż nie zaczęłam ostatnio nowych aktywności. Przed Świętami uczniowie z CFT (szkoła zawodowa prowadzona przez Salezjanów) napisali egzaminy i zakończyli trymestr roku szkolnego, więc w ostatnich tygodniach prowadziłam angielski już tylko dla pozostałych grup (z 12 grup, 6 jest z zawodówki). Ale dzięki temu było więcej czasu w inne rzeczy niż angielski.

Przed I niedzielą Adwentu ksiądz proboszcz i dyrektor wspólnoty przedstawił mnie chórowi i tak wznowiłam swoją muzyczną działalność na misji. Zaczęłam uczyć chórzystów melodii Psalmów i 2 tygodnie później jedna z chórzystek zaśpiewała na niedzielnej Eucharystii Psalm (po malgasku), na polską melodię. Oprócz tego nauczyłam chórzystów śpiewać “Cichą noc” po angielsku i wspólnie z nimi zaśpiewałam tę kolędę podczas przedstawienia świątecznego przed Pasterką. Nie spodziewałam się, iż to wtedy mamy ją zaśpiewać i zanim się zorientowałam, już postawili mnie w pierwszym rzędzie z mikrofonem w ręku. Naprawdę przyjęli mnie jak swoją! Natomiast jeżeli chodzi o Psalmy, to prezydentka chóru napisała do mnie wiadomość, iż chcieliby, żebym to ja zaśpiewała Psalm podczas Mszy świętej w Boże Narodzenie. No i zaśpiewałam, po malgasku, na melodię “Gdy śliczna Panna”, wobec ponad 2 tysięcy osób! Czy spodziewałam się tego jadąc na misje? W ogóle! Czy cieszę się z tego co Pan Bóg robi? No pewnie, jeszcze jak!

W ogóle Święta tutaj zupełnie różnią się od tych, jakie znałam do tej pory z Polski. Nie czuję tego świątecznego klimatu, chociaż w kościele stoi szopka i choinka, na których migocą lampki. choćby pogoda bardziej kojarzy mi się z tą, jaka w Polsce jest w lipcu, bo aktualnie w ciągu dnia jest ok. 31°C. Ale mogliśmy spotkać się w polskim gronie większym niż zazwyczaj, a ten polski akcent nadał świątecznego klimatu. Odwiedził nas i był tu przez kilka dni Bartek, świecki misjonarz kombonianin, pracujący w Mozambiku. 25 grudnia pojechaliśmy do Marana, gdzie pracuje jezuita o. Józef, a 26 grudnia przyszła do nas s. Aldona, franciszkanka Misjonarka Maryi i zrobiliśmy Mszę po polsku. Ola przygotowała barszcz i pierogi, a siostra przyniosła opłatek i jakoś bardziej dotarło do mnie to, iż jest Boże Narodzenie. Tutaj nie ma jakichś specjalnie związanych z tym tradycji czy dań – tak jak codziennie, je się ryż.

Ale pięknym i wyjątkowym elementem Świąt było przedstawienie w kościele, w Wigilię przed Pasterką. Trwało jakieś 2h i było najpiękniejszym i najgłębszym przedstawieniem świątecznym, jakie do tej pory widziałam! Zaczęło się od sceny w Raju, od stworzenia, a potem zerwania owocu z drzewa. Była scena jak Zachariasz był w świątyni, zwiastowanie, nawiedzenie św. Elżbiety, jak Maryja powiedziała Józefowi o tym, iż jest w ciąży, byli Pasterze, no i Trzej Królowie, którzy najpierw poszli do Heroda. Pokazano Boże Narodzenie nie tylko w momencie Narodzenia Jezusa, ale z wydarzeniami z tym związanymi. To przedstawienie było bardzo wymowne, głębokie w treści i jednocześnie profesjonalnie zaprezentowane! Pomiędzy scenkami, ludzie z różnych grup i dzielnic parafii wychodzili na środek i śpiewali pieśni.

Podsumowując, co mogę napisać o misjach? Jest to czas jednocześnie bardzo trudny i bardzo piękny. Poznaję siebie tak jak nigdy przedtem, poznaję malgaski świat z perspektywy Fianarantsoa, dokształcam się językowo i muzycznie, dzielę się swoimi talentami i umiejętnościami, ale najwięcej to sama dostaję i przyjmuję. Im dłużej tu jestem, tym bardziej cieszę się z tego, iż przyjechałam nie tylko do tego miejsca, ale właśnie do tych ludzi i z tymi ludźmi.

Tylko Bóg wie, jak zmieniło się tu moje serce i myślenie i tylko On wie, jakie owoce przyniesie moja obecność tutaj. Panie Boże – Tato, dziękuję!

Paulina Lemańska,
Pracuje we Fianarantsoa, Madagaskar

Idź do oryginalnego materiału