Tęsknota, ale nie pustka

misjesalezjanie.pl 5 godzin temu

Za kilka dni miną dwa tygodnie od mojego powrotu do Polski. Pisanie tych słów zdaje się abstrakcją, bo żywo pamiętam pakowanie walizki najpierw do Grecji, potem do Afryki. Szczerze mówiąc o tej pierwszej podróży, czasami zapominam, bo mój czas w Malawi pochłonął mnie całkowicie.

Trzy miesiące w Nkhotakota były pełne pracy, przygód, pięknych chwil i trudności. Minęły jednocześnie w mgnieniu oka, a przez ich intensywność zdawało mi się, iż posługiwałam tam znacznie dłużej. Malawi dumnie określa się jako ciepłe serce Afryki — ich gościnność i otwartość zdecydowanie przemawia za prawdziwością stwierdzenia i po kilku dniach czułam się tam jak w domu.

Tym bardziej trudno było mi opuścić Nkhotakhota. Młodzież, która była tam obecna, zdążyła mi zaufać i otworzyć się na rozmowę. Z niektórymi zbudowałam wartościowe relacje, zauważyłam, czego potrzebują, ale nie sądzę, iż teraz ktoś zaopiekuje się tymi potrzebami. Potrafiłam coraz więcej powiedzieć w „chichewa” i zrozumieć dzieciaki z oratorium. Byłam ogromnie z nich dumna, kiedy przybiegali, krzycząc „how are you” lub żegnali się „see you tomorrow”, zamiast używać ich języka, bo na początku choćby to – było niemożliwe.

Przede wszystkim mogłam dla nich być — po prostu cieszyliśmy się wszyscy tym, iż jesteśmy. Wszystko było tam na miejscu — byłam szczęśliwa. Dlatego też powrót do Polski był dla mnie tak trudny — zimno, ponurość, studia, które sama nie wiem, czy lubię, brak pracy z dziećmi. Nic nie ciągnęło mnie do Polski.

Będąc tu, wszędzie widzę moje dzieciaki. W zabawkach, z których niesamowicie by się cieszyli, w ubraniach, w których czuliby się najpiękniejsi na świecie, w jedzeniu, które otworzyłoby ich na absolutnie nowe smaki i we wszystkim tym, co chciałabym im pokazać. Gubię się w europejskim konsumpcjonizmie i przepychu. Myślę, iż zajmie mi to trochę czasu, żeby wrócić do Polskich realiów, choć nie do wszystkiego chcę wracać.

Nie przeszkadza mi to, iż trochę zwolniłam, iż mniej potrzebuję albo, iż jem śniadania przed rozpoczęciem pracy. Cieszę się, iż o 18:30 automatycznie sięgam po różaniec, bo o tej godzinie odmawialiśmy go z licealistami. Część mojego serca została w Malawi, ale dzieciaki ofiarowały mi też swoją miłość, która wraca ze mną do Polski. Jest we mnie tęsknota, ale nie ma pustki, bo jestem pełna radości, ciepła, pięknych wspomnień i wartościowych lekcji. Jestem przekonana, iż były to jedne z najpiękniejszych miesięcy mojego życia i nie chciałabym zamienić choćby dnia w Nkhotakhota na spędzony gdziekolwiek indziej.

Barbara Jaśkowiak,
pracowała w Nkhotakhota, Malawi

Idź do oryginalnego materiału