Szymon Hołownia. Rozmydlony i niekochany

7 godzin temu
Zdjęcie: Hołownia


Mrzonka, iż można być dla wszystkich, ostatecznie zbyt upodobniła Polskę 2050 do Platformy.

Pewien mój znajomy często powtarzał, iż w życiu pieniądze to nie wszystko. Po chwili dodawał: „ważne są jeszcze obrazy i nieruchomości”. Podobnie jest w polityce. Błyskotliwość, urok, czy choćby szczere intencje to nie wszystko – ważne są jeszcze struktury, idee i pokłady wyrozumiałości u komentatorów życia politycznego.

Gdy ze swojego urzędu zrezygnował Benedykt XVI, wnikliwsi komentatorzy w pomrokach dziejów odnaleźli Celestyna V – pierwszego, który zdecydował się na takie zakończenie swojej posługi. Wówczas wspomnienie o nim miało charakter czysto statystyczny i ciekawostkowy. Tymczasem za historią Celestyna stał dramat osoby, która – choć posiadała szereg walorów do pełnienia powierzonej mu funkcji – jednocześnie kompletnie do niej nie pasowała.

WIĘŹ – łączymy w czasach chaosu

Więź.pl to pogłębiona publicystyka, oryginalne śledztwa dziennikarskie i nieoczywiste podcasty – wszystko za darmo! Tu znajdziesz lifestyle myślący, przestrzeń dialogu, personalistyczną wrażliwość i opcję na rzecz skrzywdzonych.

Czytam – WIĘŹ jestem. Czytam – więc wspieram

Wspomniany papież wybrany został 5 lipca 1294 roku po trwającym ponad dwa lata konklawe. Już sama długość tego procesu świadczy o głębokim kryzysie, w jakim wówczas znajdował się Kościół. Konflikty personalne i polityczne rozrywały kolegium elektorskie, a żywo zainteresowane wpływem na papieską tiarę europejskie imperia dodatkowo komplikowały sytuację.

Kompromisem okazał się skromny, ale charyzmatyczny eremita Piotr Angelari. Choć sam nie był kardynałem, wypełniał archetypiczny obraz pobożnego mistyka, który – jak sądzono – naprawić miał zdemoralizowaną strukturę. Niestety, rzeczywistość okazał się brutalna. Dworskie intrygi i brak zaplecza politycznego spowodował, iż Celestyn zrezygnował zaledwie po niespełna pięciu miesiącach pełnienia urzędu.

Polityk dla wszystkich

Gdy przypominam sobie jego historię, do głowy przychodzi mi krótka polityczna przygoda Szymona Hołowni. Nie jest on może mistykiem tej klasy, jakim był Piotr Angelari, ani nie wiedzie skromnego życia eremity, ale nadzieje związane z jego wejściem do polityki były podobne. W pogłębiającej się i coraz bardziej jałowej polaryzacji jawił się jako człowiek świeży, o nowoczesnym myśleniu, a jednocześnie na tyle sprawny medialnie, iż zdolny do rozmowy z masowym odbiorcą, dla którego profesjonalni politycy byli już nadmiernie przewidywalni.

Wejście Hołowni do świata polityki stanowiło pewne zaskoczenie. Przecież zaledwie sześć lat temu był jeszcze wziętym publicystą i prowadzącym telewizyjne show „Mam talent”. Z przymrużeniem oka bywał nazywany „katolickim celebrytą”, bo w istocie swoją karierę rozwinął jako człowiek zajmujący się tematami okołokościelnymi. Dodatkowo sympatię wzbudzać mogła jego działalność charytatywna skupiona wokół założonej przez siebie Fundacji Kasisi. Można zatem powiedzieć, iż był człowiekiem zawodowo ustatkowanym, umoszczonym w niszy, w której mógł spędzić czas do emerytury.

Promocja!
  • Adam Strzembosz
  • Stanisław Zakroczymski

Między prawem i sprawiedliwością
MIĘKKA OPRAWA

36,00 45,00
Do koszyka
E-book – 36,00 42,48

Pod koniec 2019 roku zdecydował się wejść do polityki i zadeklarował swój udział w wyborach prezydenckich. Poniekąd zapowiedzią tej drogi była wydana w 2018 roku książka „Boskie zwierzęta”, która obok próby religijnego wykładu na temat podejścia do zwierząt, zdradzała także proekologiczne zapatrywania Hołowni.

Ekologia stała się zresztą w pierwszym okresie wyróżnikiem grupy, jaka zaczęła się wokół niego gromadzić. Do dziś na stronie Stowarzyszenia Polska 2050, bezpośredniego zaplecza późniejszej partii politycznej, czytamy: „Gdy tworzyliśmy na początku Stowarzyszenie, chcieliśmy Polski zielonej, solidarnej i demokratycznej i to «nasze DNA» nie traci na aktualności”.

Zdanie to w najlepszy sposób streszcza poglądy, z jakimi kojarzył się Hołownia na początku swojej politycznej kariery. Takiemu pozycjonowaniu nie przeszkadzały deklaracje samego kandydata, który wyraźnie odżegnywał się od jakiejkolwiek próby szufladkowania. W 2020 roku w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej” podkreślał, iż dla niego nie ma znaczenia, czy jest konserwatystą czy liberałem, bo – jak twierdził – mądra polityka może łączyć różne poglądy.

Droga do sukcesu

Oczywiście ówczesne wypowiedzi trzeba traktować jako typowy frazes powtarzany w czasie kampanii prezydenckich. Niestety, Hołownia dość konsekwentnie próbował go realizować także w kolejnych latach. Być może na jego decyzję wpłynął fakt, iż kampanijna retoryka pozwoliła mu na pewien sukces. Jeszcze w trakcie pierwszego podejścia do organizacji wyborów w konstytucyjnym terminie (zakończonym kompromitacją związaną z planowanymi wyborami kopertowymi), twórca Polski 2050 rósł w sondażach. Według sondażu pracowni Pollster z początku maja 2020 roku notował wynik poparcia sięgający ponad 20 proc. Nieco mniej miał w sondażu wykonanym dla Oko.press.

Wzrost jego popularności wiązał się z miałką kampanią Małgorzaty Kidawy-Błońskiej, którą dodatkowo utrudniały COVID-owe ograniczenia. W przeciwieństwie do kandydatki KO Hołownia doskonale potrafił wykorzystać internet, który stał się głównym narzędziem komunikacji pozamykanych w domach Polaków. Jego rekordowe live’y potrafiły zbierać choćby blisko siedem milionów wyświetleń. W wypowiedzi dla portalu Onet.pl Anna Mierzyńska, analityczka internetowa, mówiła: „W internecie nikt nie może się z nim mierzyć. W nowej rzeczywistości odnalazł się natychmiast, deklasując przeciwników”.

Jak podkreślali eksperci, Szymon Hołownia gromadził wokół siebie elektorat protestu zmęczony zarówno rządami PiS, trawionymi sporami o praworządność, jak i bezradnością Platformy. Wykorzystał przy tym słabość lewicowego kandydata, jakim był wówczas Robert Biedroń. Na jego nieszczęście przy drugim podejściu do wyborów prezydenckich Koalicja Obywatelska dostała szansę na podmienienie kandydata. Rafał Trzaskowski ruszył z nową energią i zrujnował marzenia zarówno Hołowni, jak i rosnącego jeszcze na początku maja w sondażach Władysława Kosiniaka-Kamysza.

Hołownia okazał się mało odporny na uderzenia ze strony Koalicji Obywatelskiej. Główny powód tkwił w bezideowości tworzonej przez niego formacji

Sebastian Adamkiewicz

Udostępnij tekst
Facebook
Twitter

Choć Trzaskowski wygrał w elektoracie ówczesnej opozycji, jednak finalnie wybory przegrał z Andrzejem Dudą. Paradoksalnie przedwyborcze sondaże wskazywały, iż gdyby wówczas Koalicja poparła Hołownię i nie wystawiła swojego kandydata, to najpewniej miałby on szansę na pokonanie Dudy. Na to jednak największa partia opozycyjna nie mogła sobie pozwolić.

Hołownia skończył zatem wybory z blisko 14 proc. poparciem, co i tak uznano za sukces. Warto dodać, iż pięć lat wcześniej inny „kandydat protestu”, Paweł Kukiz, odnotował ponad 20 proc. Zarówno jeden, jak i drugi polityk postanowili w oparciu o zgromadzony elektorat zbudować ruch polityczny. W przeciwieństwie do Kukiza, który mógł skonsumować swój sukces dość gwałtownie (wybory parlamentarne odbyły się jesienią 2015 roku), były dziennikarz musiał czekać aż trzy lata. Piosenkarz uniknął zatem żmudnego budowania struktur i dostał się do parlamentu z blisko 9 proc. poparciem. Hołownię czekało dużo większe wyzwanie.

Medialna burza

W wyborach 2020 roku i późniejszym procesie krzepnięcia ruchu Polska 2050 tkwią źródła dzisiejszego kryzysu ugrupowania. Pierwsze wiążę się z trudnymi relacjami z Platformą i jej akolitami. W momencie, w którym Hołownia był po prostu jednym z kandydatów, dodatkowo potencjalnie osłabiającym Andrzeja Dudę, jego istnienie co najwyżej ignorowano.

Gdy przed II turą nie poparł wyraźnie Rafała Trzaskowskiego, a jak wynikało z badania exit poll choćby 240 tys. jego wyborców nie poszło na ponowne głosowanie, skierowano przeciwko niemu najcięższe działa. Hanna Lis pisała wtedy na platformie X: „Gratulacje, twój interes partyjny wygrał z racją stanu, zanim choćby zdążyłeś stworzyć partię”. Był to jeden z wielu głosów, które przyczynę porażki Trzaskowskiego widziały w postawie Hołowni. Od tej pory twórca Polski 2050 stał się stałym elementem krytyki ze strony najbardziej zagorzałych zwolenników KO i oskarżeń o ciche wspieranie PiS.

Wynikało to ze strategii, jaką od lat żyje polska polityka, czyli zaganiania wyborców do jednego z dwóch obozów. Istnienie innych form jest możliwe, ale wyłącznie pod warunkiem złożenia hołdu lennego największym ugrupowaniom. Każda próba Hołowni przełamania tej praktyki kończyła się medialną burzą, która mieszała go z błotem. Krytyka ucichła tylko raz, kiedy przed wyborami w 2023 roku okazało się, iż słaby wynik Trzeciej Drogi może oznaczać klęskę tzw. sił demokratycznych. Wówczas na tydzień przed elekcją ataki chwilowo ustały, co ostatecznie w istocie wpłynęło na wynik wyborczy.

Partia o niczym

Hołownia okazał się mało odporny na uderzenia ze strony Koalicji. Główny powód tkwił we wspomnianej wcześniej bezideowości tworzonej przez niego formacji. Jasne, pierwotnie, jak wykazałem wcześniej, mogła kojarzyć się z ekologią, progresywną polityką gospodarczą, solidarnościowym systemem redystrybucji czy samorządnością. W wypowiedziach Hołowni pojawiały się też postulaty rozdziału Kościoła od państwa. W Polskę 2050 zaczęli angażować się działacze m.in. ruchów miejskich.

Niestety Szymon Hołownia, chcąc złapać przyczółek w parlamencie, zaczął łowić w skrajnie różnych jeziorach. Z jednej strony jego ugrupowanie budował konserwatywny Paweł Zalewski, z drugiej lewicowa Hanna Gill-Piątek. Tworzył je poseł PiS Wojciech Maksymowicz, jak i była minister w rządzie Donalda Tuska Joanna Mucha. Jeszcze bardziej egzotycznie wyglądali kandydaci ugrupowania startujący w wyborach 2023. Oto z ugrupowania, które zaczynało od agendy, którą można by nazwać centrolewicową, kandydować miał Ryszard Petru i wcześniej związany z Konfederacją Artur Dziambor, który w zmniejszeniu piersi bohaterki jednej z kreskówek widział przejaw lewackiej rewolucji.

Bestseller Promocja!
  • Ks. Jan Kaczkowski
  • Katarzyna Jabłońska

Szału nie ma, jest rak

27,20 34,00
Do koszyka
Książka – 27,20 34,00 E-book – 24,48 30,60

Ruch Hołowni uległ zatem rozmydleniu. Mrzonka z wyborów prezydenckich, iż można być dla wszystkich, ostatecznie zbyt upodobniła Polskę 2050 do Platformy. Różnica polegała na tym, iż PO swoje struktury już miało, Polska 2050 nie. Dodatkowo Hołownia podjął decyzję o pójściu w koalicji z PSL, co choć przyniosło krótkotrwały efekt w postaci niezłego wyniku w wyborach 2023 roku, na dłuższą metę było bezsensowne. Jak bowiem można było pogodzić lansowane przez byłego dziennikarza idee odpolitycznienia spółek czy upowszechnienia konkursów, z istotą funkcjonowania PSL-u, jakim jest karmienie swojego zaplecza fruktami wynikającymi z władzy?

Hołownię zresztą partia chyba średnio interesowała. Branie na pokład każdego, kto tylko chciał, mogło oczywiście wynikać z zasadniczego problemu z budowaniem struktur i słabego rezerwuaru aktywistów, ale mogło też być spowodowane wyłączną chęcią załapania się do nowego parlamentu i dalszego budowania własnej kariery. Częściowo ten pomysł się udał. Szymon Hołownia w wyniku wyborów 2023 roku został marszałkiem Sejmu i w pierwszych tygodniach urastał do rangi gwiazdy nowej większości sejmowej.

Pierwsze prowadzone przez niego obrady obfitowały w zabawne i na ogół wygrane potyczki językowe z posłami PiS. Hołownia stał się symbolem rewanżu na ośmiu latach rządów Zjednoczonej Prawicy. Wyłączał mikrofon, beształ retorycznie, potrafił choćby upokorzyć samego Jarosława Kaczyńskiego. Doskonale wypełnił rolę harcownika rujnującego ostatnie szańce wycofującego się wroga.

Droga do…

Wraz z objęciem rządów przez Donalda Tuska jego gwiazda musiała przygasnąć. Dodatkowo praktyka rządów Koalicji 15 października obnażyła brutalnie jałowość i nieskuteczność Polski 2050 oraz samego Hołowni. On – jak można domniemywać – myślał wyłącznie w kategoriach najbliższych wyborów prezydenckich, licząc, iż dobry wynik umocni go na scenie politycznej.

Jego bezpośrednie zaplecze bywało mało pomocne. Nieprzekonująca była minister środowiska Paulina Hennig-Kloska, co jest o tyle dziwne, iż tematy ekologiczne wydawały się sztandarowym tematem ruchu. Nieco lepiej wypadała Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz – minister funduszy i polityki regionalnej – która m.in. wymusiła na rządzie rezygnację z planów dopłat do kredytów mieszkaniowych. Sukces zatarty został jednakże fatalnie przeprowadzanymi i komunikowanymi konkursami w ramach dotacji z KPO, za które również odpowiadała polityczka Polski 2050.

Przed trudnymi wyzwaniami zaczął stawać też sam Hołownia. Sielanka sejmflixowego bohatera zakończyła się wraz ze sprawą wygaśnięcia mandatów posłów Wąsika i Kamińskiego, z którą poradził sobie nie bez problemów, co naraziło go na krytykę zarówno ze strony koalicyjnej, jak i opozycyjnej. Ciekawie chciał za to rozwiązać kwestię orzeczenia schematy wyborów prezydenckich proponując tzw. ustawę incydentalną. Do Sejmu wróciły także konsultacje społeczne, a sam parlament stał się miejscem bardziej otwartym niż w czasie poprzedniej kadencji. Wybory Hołownia jednak przegrał, choć całkiem nieźle wypadał w poprzedzających je debatach.

Udało mu się natomiast rozwścieczyć elektorat Koalicji Obywatelskiej tym, iż stanął na czele – słusznego skądinąd – buntu kandydatów przed debatą w Końskich, w których zmierzyć się mieli Trzaskowski z Nawrockim. Był to wszak moment, w którym kandydat Koalicji zaczął sukcesywnie słabnąć i zaliczać kolejne wpadki, które ostatecznie doprowadziły do jego klęski. Hołownia znów stał się w oczach zwolenników partii rządzącej jednym z winowajców, tym razem obok Adriana Zandberga.

Dodatkowo po wyborach pogłębił niechęć sugerując, iż był namawiany do tego aby – w związku z domniemanymi błędami przy liczeniu głosów – nie zwoływać Zgromadzenia Narodowego, przed którym Karol Nawrocki złożyć miał przysięgę prezydencką. Jakie były kulisy tych wydarzeń nie wiemy, choć jeżeli w istocie sondowano takie rozwiązanie, to decyzję Hołowni o zwołaniu Zgromadzenia uznać należy za propaństwową.

Co zatem łączy Hołownię ze wspomnianym Celestynem V? I jeden i drugi zderzyli się z twardą rzeczywistością, która okazała się brutalniejsza od ideałów. I jeden i drugi doświadczyli tego, ze bez zaplecza, albo z zapleczem przypadkowym, nie da się sprawować władzy. Nie da się prowadzić polityki, jeżeli nie ma się struktur, które łączą coś więcej niż autorytet osobowy, ale też fundamentalne aksjomaty. Nie jest to możliwe, jeżeli sam lider ciężką robotą organizacyjną po prostu się nudzi.

Jak skończyła się historia Celestyna? Choć sam resztę życia chciał spędzić w pustelni, jego sukcesor Bonifacy VIII postanowił zamknąć go w więzieniu, w obawie przed ewentualną schizmą. Pomimo prób ucieczki, ostatecznie zmarł w niewoli zaledwie dwa lata po abdykacji.

W „Boskiej komedii” Dante umieścił go w jednym z kręgów piekła, uznając, iż rezygnacja była dowodem słabości. Jak historia zapamięta Szymona Hołownię?

Przeczytaj również: Jak Konfederacja próbuje wciągnąć Polskę w nie naszą wojnę

Idź do oryginalnego materiału