ŚWIĘTY BERNARD - KAZANIA O NAJŚW. MARYI PANNIE

novusordo-pl.blogspot.com 1 rok temu

ŚWIĘTY BERNARD

OPAT I DOKTOR KOŚCIOŁA

KAZANIA O NAJŚW. MARYI PANNIE[1]





Z ŁACIŃSKIEGO TŁUM. I ZAOPATRZYŁ SŁOWEM WSTĘPNYM KS. DR. ILDEFONS BOBICZ

NIHIL OBSTAT.

Kielciis, d. 24 Jul. 1924 an.

A. Sobczyński

Censor

IMPRIMATUR.

Kielciis, d. 24 Julii 1924 an.

Nr. 1947. + Augustinus Eppus.

WSTĘP.

PRZEDMOWA. 6

HOMILIA I. 7

HOMILIA II. 11

HOMILIA III. 19

HOMILIA IV. 25

NA OCZYSZCZENIE N. MARYI PANNY. 32

KAZANIE I. O potrójnym miłosierdziu. 32

KAZANIE II. O porządku i sposobie procesji Chrystusa do świątyni. 34

KAZANIE III. O Dziecięciu, Maryi i Józefie. 36

NA ZWIASTOWANIE N. MARYI PANNY. 38

KAZANIE I. Na słowa Psalmu 84, 10-11. 38

KAZANIE II. O siedmiorakim Duchu w Chrystusie. 44

KAZANIE III. O niewieście cudzołożnej (Jan 8, 3-11); o Zuzannie (Dan. 13); o N. Maryi P. (Łuk. 1, 26-38). 47

NA WNIEBOWZIĘCIE NAJŚW. MARYI PANNY. 52

KAZANIE I. O podwójnym, Chrystusa i Maryi przyjęciu. 52

KAZANIE II. O oczyszczeniu, przyozdobieniu i napełnieniu domu. 54

KAZANIE III. O Maryi, Marcie i Łazarzu (Łuk. 10, 38-42). 58

KAZANIE IV. O czterech dniach Łazarza i wielbieniu Dziewicy. 61

NIEDZIELA W OKTAWIE WNIEBOW. N. M. P. KAZANIE O dwunastu przywilejach N. M. P. ze słów Apokalipsy 12, 1: „Ukazał się znak wielki na niebie: niewiasta obleczona w słońce, a księżyc pod Jej nogami, a na głowie Jej korona z gwiazd dwunastu”. 65

KAZANIE NA NARODZENIE N. MARYI PANNY. O wodociągu. 72


WSTĘP.

Św. Bernard opat klarewaleński (1091-1153 r.) należy bez­sprzecznie do najwybitniejszych postaci w Kościele. Z jego imie­niem są związane nieomal wszystkie ważniejsze wydarzenia w dziejach Kościoła z pierwszej połowy XII wieku. choćby głowy uko­ronowane schylały się kornie na głos jego upomnień i nagany. O potędze jego słowa, świętości i nauce, w ogóle o wpływie, jaki wywierał na otoczenie, świadczy najlepiej fakt, iż za jego to przyczyną doszła do skutku druga wyprawa krzyżowa. Gdy w r. 1146 św. Bernard jął na niezmiernie licznym zgromadzeniu w Vezelay przemawiać za wyprawą, wszyscy obecni zawołali jednogłośnie: „Bóg tego chce!” i choćby sam król Ludwik VII, dotychczas oporny, upadł na klęczki i zażądał dla siebie krzyża. Wcześniej jaszcze potrafił zażegnać schizmę w Kościele, wyni­kłą z obioru pap. Innocentego II i antypap. Anakleta II. On też pokonał w publicznej dyspucie Abelarda, którego błędy skutkiem tego zostały potępione w Rzymie. Nie bez słuszności przeto na­zywano go jednym z cudów religii Chrystusowej.

Wszakże w niniejszym szkicu nie sposób, nawet pobieżnie, roztrząsać wieloraką działalność św. Bernarda; jest to zadaniem jego biografów i historyków Kościoła. Nas tu jedynie obcho­dzić może jego praca kaznodziejska. Otóż spuścizna mównicza św. opata z Clairvaux jest bardzo bogata i różnorodna. Słusznie go uważają za największego kaznodzieję wieków średnich. Na­przód — suchy wykaz pozostałych po nim kazań i przemówień:

Sermones de tempore — 86;

Sermones de sanctis — 43;

Sermones de diversis — 125, — niektóre z tych bardzo krótkie; wreszcie najsławniejsze.

Sermones in Cantica — 86.

Kazania te św. opat mawiał przeważnie do zakonników (cy­stersów), chociaż chętnie udzielał się także i ludziom świeckim. Ponieważ słuchacze jego należeli w większości swej do klasy najbardziej podówczas wykształconej i dobrze byli obeznani z ży­ciem duchownym i Pismem św., przeto św. Bernard opracowy­wał swoje kazania nader starannie. D. Jan Mabillon O. S. B. wydawca i komentator św. Bernarda (J. P. Migne, Patrologiae cursus completus, 1862, series latina, 183) we wstępie do III tomu jego dzieł słuszną czyni uwagę, iż gdy zwykle u innych Ojców Kościoła ta część pism, która zawiera w sobie homilie i kazania, wydaje się być mniej opracowana, niż reszta ich dzieł, to św. Ber­nard tę sobie zjednywa przed innymi sławę, iż jego mowy od­znaczają się nie mniejszą precyzją w doborze słów, rozmaitości sentencji, subtelnością myśli, nie mniejszą też pobożnością uczuć, niż wszystkie inne utwory jego geniuszu. Niektórzy uczeni (Lipsius, Henr. Valesius) nie wahają się nazywać św. Bernarda naj­większym kaznodzieją między Ojcami, nie tylko łacińskimi, ale choćby greckimi (Mabillon. l. c. n. II). Najogólniejszą charaktery­stykę św. Bernarda jako kaznodziei podaje Erazm z Roterdamu (1. II. de Ratione concionandi); tak o nim powiada: „Bernard ka­że, wiedziony raczej naturą niż sztuką, i jest uroczysty i pogodny oraz łatwo pobudzający uczucie” (Bernardus concionabundus est, natura magis quam arte, festivus ei jucundus, nec segnis in movendis affectibus) (Mabillon, l. c., n. III). Jak św. Bernard sam zapatrywał się na sztukę krasomówczą, możemy wywnioskować z jego własnych stów: „Illius doctoris libenter audio vocem, qui non sibi plausum, sed mihi planctum moveat”. Rzeczywiście, w kazaniach św. Bernarda nie znajdujemy nic, co by było obliczo­ne na poklask. Musimy w nim raczej podziwiać wielki dar trafia­nia wprost do serca słuchaczy, czyli owo kaznodziejskie nama­szczenie, siłę i wdzięk, stanowiące tajemnicę skuteczności wszel­kiej mowy, które mu słusznie zjednały przydomek Miodopłynnego.

Co w szczególniejszy sposób uderza nas w kazaniach św. Bernar­da, to duch biblijny, którym przesiąknięty jest każdy ustęp, każ­de nie mal zdanie, przezeń wypowiedziane. Święty w taką wszedł zażyłość z Pismem św., iż ma się nieraz wrażenie, jakoby mowa jego płynęła samymi wyrażeniami ksiąg natchnionych. O tej wła­ściwości kazań św. Bernarda tak powiada jego biograf Gaufryd: „Utebatur sane Scripturis tam libere commodeque, ut non tam sequi illas, quam praecedere crederetur, et ducere ipse quo vellet, auctorem earum ducem Spiritum sequens” (ibidem, n. XV). I nie jest to dobór powszechnie znanych, używanych i naduży­wanych cytatów biblijnych, nie! U św. Bernarda trafiają się na każ­dym kroku teksty, których prawie nie spotykamy u innych kazno­dziejów, teksty rzadkie, a jednak trafne i pięknie oświetlone. Objawione słowo Boże, niby ten kwas ewangeliczny, przeniknęło całą istotę św. Doktora, weszło mu w szpik i kości i stało się treścią jego myśli i uczuć. Stąd właśnie płynie nieodparty wprost czar i siła jego przemówień.

Należy jednak przyznać słuszność tym, którzy św. Bernardo­wi zarzucają, iż zbyt często tłumaczy Pismo św. w sensie alegoryczno - mistycznym. Znany nasz homileta tak o tym powiada: „Często mistycznym cieniem powleka swe myśli i zanadto za­puszcza się w krainy alegorii i symbolizmu, bo mu się zdaje, iż w Piśmie św., życiu Jezusa Chr., nie ma jednego czynu, jednego choćby słowa, co by nie miały znaczenia symbolicznego i tajem­niczego; zapuszcza się przeto w te głębiny nie zawsze szczęśliwie”. (Ks. J. Szpaderski: O zasadach wymowy, Kraków 1870, T. II. str. 116).

Co do języka, w którym św. Bernard wygłaszał kazania, należy przyjąć za pewnik, iż był to język łaciński; tylko wyjątkowo chyba w kazaniach, przetłumaczonych dla braci niewykształconych — mógł to być język tak zwany „rzymski”, czyli francuski ludowy. Za językiem łacińskim przemawia, po pierwsze: często spotykana gra słów w wyrażeniach łacińskich; a powtóre — tożsamość stylu w kazaniach, co i w innych dziełach św. Doktora.

Styl św. Bernarda przypomina raczej św. Augustyna niż Cycerona. Odznacza się elegancją, niezwykłą w średniowieczu, oraz żywością i polotem. Czasami bywa tak zwięzły, iż aż za ciem­ny. Z figur retorycznych najczęściej spotykamy antytezę, polega­jącą nie tyle na przeciwieństwie pojęć, ile raczej na brzmieniu wyrazów, co — nawiasem mówiąc — bardzo utrudnia tłumaczowi jego pracę.

Chociaż św. Bernard żył w czasach rozkwitu scholastyki, wszakże metodzie scholastycznej nie hołdował. Jego umysł, sa­modzielny i praktyczny, wyłamał się z pod przepisów „szkoły” i utorował sobie drogi niezależne tak, iż w kazaniach jego nie znajdujemy nużących podziałów i podpodziałów, ani też suchych i teoretycznych wywodów, w jakie obfitowało ówczesne mównictwo. Natomiast jak się rzekło, mowę jego cechuje polot, obrazowość i życie. Doktor Miodopłynny trzymał się w swoich wywodach raczej kierunku mistycznego i praktyki życiowej.

Tych oto kilka uwag o twórczości kaznodziejskiej św. Bernarda, zaczerpniętych z poważnych autorów oraz z własnej obserwacji, podajemy na wstępie do niniejszej książki. Jest to, o ile nam wiadomo, pierwsze całkowite tłumaczenie polskie wszyst­kich kazań św. Bernarda o Najśw. Maryi Pannie. Te kazania wspólnie z resztą przemówień Miodopłynnego mają w sobie wszystkie zalety i wszystkie (nieliczne zresztą) usterki, o których była mowa wyżej. Uderza w nich w szczególniejszy sposób rze­wność i wzniosłość wysłowienia. Komuż są obce te prześliczne ustępy, gdzie jest mowa np. o dziewictwie Maryi lub Jej poko­rze? Któż nie zachwycał się tym, co św. Bernard wypowiedział o potędze samego Jej Imienia? (Cfr. II Homil. o pochwałach Dziewicy Matki, n. 17). Płomienny czciciel Maryi skwapliwie ko­rzysta z każdej sposobności, by mówić o swej Pani; od tego, najmilszego dlań zajęcia nie daje się odciągnąć ani nawałem pracy, ani choćby chorobą, jak o tym sam zaświadcza w przedmo­wie do swych pochwał Dziewicy Matki. On rozbudował i uwień­czył niebosiężny gmach Mariologii tak dalece, iż późniejsi kaznodzieje mieli już stosunkowo łatwe zadanie i adekwatnie tylko powtarzali i parafrazowali to, co Bernard powiedział, nie wnosząc od siebie co do istoty nic nowego.

Oddając do rąk Czcigodnym Konfratrom niniejszy zbiorek kazań, posyłamy w ślad za nim gorące pragnienie, by z jednej strony — spotęgował w sercach wiernych cześć i miłość ku Najśw. Bogarodzicy, z drugiej zaś — aby się przyczynił choć w drobnej mierze do rozwoju i podniesienia naszego kaznodziejstwa.

Tłumacz.


ŚW. BERNARDA KLAREWALEŃSKIEGO OPATA
POCHWAŁY DZIEWICY MATKI.

PRZEDMOWA.

Żebym coś napisał, z jednej strony pobudza mnie pobożność, z drugiej zaś nie pozwalają zatrudnienia. Wszakże ponieważ obec­nie wyczerpany fizycznie nie mogę bywać na zgromadzeniach braci, tyle przynajmniej wolnego czasu, ile mi się udaje, choćby od snu kradnąc, pochwycić, nie pozostawię bez wykorzystania. Chcę spróbować przede wszystkim do tego się zabrać, do cze­go tak często dusza ma tęskniła, co mi tak często umysł zaprzą­tało: chcę mianowicie coś nie coś powiedzieć na pochwałę Dzie­wicy Matki, wychodząc z tej perykopy ewangelicznej, która w oświetleniu Łukasza podaje nam opis Zwiastowania. Do tego dzieła wprawdzie ani mię nie zniewala konieczność pouczenia braci (których postępom obowiązany jestem służyć), ani nie pobudza ich pożytek. Sądzę wszakże, iż oni nie powinni brać mi tego za złe, że zadośćczynię własnej pobożności, byleby to mi nie przeszkadzało z całą gotowością czynić wszystko, co dla nich jest konieczne.



HOMILIA I.

„Posłań jest Anioł Gabriel od Boga do miasta Galilejskiego,
któremu imię Nazaret, do Panny, poślubionej mężowi,
które­mu było Józef, z domu Dawidowego, a Imię Panny Maryja”
(Łuk. 1, 26-27).

1. Do czego zmierzał Ewangelista, tyle i tak dokładnie przyta­czając w tym miejscu imion własnych? Sądzę, iż nie życzył sobie, abyśmy niedbale słuchali tego, co on tak starannie usiłuje opo­wiedzieć. Otóż nazywa po imieniu zwiastuna wysłanego; Pana wysyłającego; Pannę, do której się wysyła; również tej Panny Oblubieńca; a takoż ród obojga, miasto i krainę własnymi ozna­cza imionami. Po co to? Może sądzisz, iż coś z tego zbytecznie zostało umieszczone? O, bynajmniej! o ile bowiem listek nie osunie się z drzewa bez przyczyny, ani żaden z wróbli bez woli Ojca Niebieskiego nie opadnie na ziemię (Mat. 2, 29), miałbym przypuszczać, iż z ust Ewangelisty zbyteczne wypłynie słowo, zwłaszcza w świętej Słowa historii? Nie przypuszczam. Wszystkie te słowa pełne są wzniosłych tajemnic i opływają słodyczą nie­biańską, byleby tylko znalazły pilnego badacza, który by umiał wyssać miód ze skały, a olej z najtwardszego kamienia. W ów to dzień góry kropiły słodkość, a pagórki płynęły mlekiem (Joel 3, 18), gdy niebiosa spuszczały rosę z wierzchu, obłoki spu­szczały ze dżdżem sprawiedliwego, a ziemia się otworzyła radośnie i zrodziła Zbawiciela (Izaj. 45, 8); gdy Pan dawał dobrotliwość a ziemia wydawała owoc swój, na owym szczycie gór, na górze obfitej i tłustej miłosierdzie i prawda potkały się z sobą, spra­wiedliwość i pokój pocałowały się (Ps. 84, 11). W tymże właśnie czasie, gdy ten jeden między innymi szczytami nie najmniejszy, mia­nowicie ów święty Ewangelista, swą miodopłynną wymową opo­wiadał nam o upragnionym zbawieniu naszego początku, wnet jakby na skutek powiania wiatru południowego i promieniowania słońca sprawiedliwości jakieś duchowe wonności roztoczyły się dokoła. Obyż i teraz Bóg wypuścił słowo swoje i uprzystępnił nam! Niech powieje duch jego, a niech się staną nam zrozumiałe słowa Ewangelii; niech się staną sercom naszym bardziej pożą­dane, niż złoto i kamienie drogocenne, niech się staną słodsze nad miód i plaster miodowy.

2. Ewangelista mówi: „Posłań jest Anioł Gabriel od Boga”. Nie sądzę, aby to był jeden z niższych aniołów, — z tych, któ­rzy dla tej lub owej przyczyny zwykli częste sprawować na ziemi poselstwa. To wyraźnie daje nam do zrozumienia samo jego imię, które w przekładzie oznacza Męstwo Boże, a takoż i ta okoliczność, iż — według świadectwa Ewangelisty — otrzymuje poselstwo nie od jakiegoś innego, może doskonalszego, ducha, ale od samego Boga. Dlatego właśnie dodano: od Boga. A może i dlatego, iżby nie mniemano, iż Bóg, wpierw niż Maryi, swój zamiar objawił któremuś z duchów, za wyjątkiem samego Archa­nioła Gabriela, który wśród duchów niebieskich taką odznaczał się doskonałością, iż okazał się godny i takiego imienia i takiego poselstwa. Imię też nie stoi w sprzeczności z osobą posłańca. Albowiem komuż adekwatniej wypadało zwiastować moc Bo­żą — Chrystusa — jeżeli nie temu, kto podobnym zaszczycony jest imieniem? Bo jakaż różnica między Męstwem a Mocą? I nie ma też nic niestosownego czy niewłaściwego w tym, że Pan i posłaniec wspólne noszą imię; chociaż bowiem podobna zachodzi przyczyna co do imion obojga, wszakże ta przyczyna nie jest po­dobna co do nich samych. W innym przecież znaczeniu Chrystus nazywa się Męstwem albo Mocą Bożą, a w innym — Anioł. Anioł bowiem tylko z imienia, Chrystus zaś z istoty „Mocą Bożą” (1 Kor. 1, 24) i nazywa się i jest, tą mocą, o której się mówi, iż „gdy mocarz zbrojny strzeże dworu swego, w pokoju jest to, co ma; ale jeżeli mocniejszy nad niego nadszedłszy, zwycięży gdy odepnie wszystką broń jego, w której ufał, i korzyści jego rozda” (Łuk. 12, 21-22). Anioł zaś Męstwem Bożym nazywa się albo dlatego, iż zasłużył sobie na ten przywilej, iż mógł zwiastować tej Mocy nadejście; albo też dlatego, iż zadaniem jego było krzepić Dziewicę z natury swej bojaźliwą, prostą i wstydliwa, aby się nie ulękła nowości cudu, co też i uczynił, gdy mówił: „Nie bój się, Maryjo, znalazłaś łaskę u Boga”. Niebezpodstawnie też przypuszczamy, iż i oblubieńca Maryi, człowieka bądź co bądź prostego i bojaźliwego tenże umacniał anioł, chociaż go wtedy nie nazywa po imieniu, gdy mówił: „Józefie, synu Dawidów, nie bój się przyjąć Maryi małżonki twej” (Mat. 1, 20). Stosownie zatem wybrano Gabriela do tego dzieła; co więcej: ponieważ taki włożono nań obowiązek, słusznie mu też nadano takie imię.

3. A więc, posłań jest Anioł Gabriel od Boga. Dokąd? „Do miasta Galilejskiego, któremu imię Nazaret”. Zobaczmy, azali „może co dobrego być z Nazaret”, jak powiada Natanael (Jan 1,46). Nazaret oznacza: kwiat. Otóż zdaje mi się, iż mowy i obietnice uczynione z nieba ojcom, mianowicie Abrahamowi, Izaakowi i Jakóbowi, były jakby zrzucanym z nieba na ziemię nasieniem znajomości Bożej. O tym to nasieniu napisano: „By nam był Pan zastępów nie zostawił nasienia, bylibyśmy jako Sodoma i stalibyśmy się Gomorze podobni” (Iz. 1, 9). Kwitło zaś to na­sienie w cudach, które się działy przy wyjściu Izraela z Egiptu, w figurach i tajemniczych znakach w ciągu całej podróży po pustyni aż do ziemi obiecanej, a następnie w widzeniach i prze­powiedniach proroków, jako też w urzędach królewskim i kapłań­skim aż do Chrystusa. W Chrystusie zaś z całą słusznością upatrujemy owoc tego nasienia i tych kwiatów, zgodnie ze świadectwem Dawida: „Pan pokaże dobrotliwość, a ziemia nasza wyda swój owoc” (Ps. 84,13), i: „Z owocu żywota twego posa­dzę na stolicy twojej” (Ps. 131, 11). W Nazarecie więc odbywa się zwiastowanie mającego się narodzić Chrystusa, ponieważ w kwiecie spoczywa nadzieja przyszłego owocu. Ale gdy ukazuje się owoc, opada kwiat; gdy ucieleśnia się prawda, przemija jej wyobrażenie. Stąd też Nazaret nazwano miastem Galilei, co znaczy przeprowadzenia, gdyż z chwilą narodzenia Chrystusa przeminęło to wszystko, com wyliczył wyżej, a co według Apostoła „przy­dało się im w figurze” (1 Kor. 10, 11). I my też, dzierżąc już Owoc w posiadaniu, widzimy, iż te kwiaty przeminęły; i nawet gdy jeszcze wydawały się kwitnącymi, już było do przewidzenia, iż przeminą. Dlatego śpiewa Dawid: „Rano jako trawa niech prze­minie, rano niech kwitnie i przeminie; w wieczór niech upadnie, stwardnieje i uschnie” (Ps. 89, 6). Albowiem w wieczór — to jest wówczas, gdy przyszło wypełnienie czasu i gdy Bóg zesłał swego Jednorodzonego, uczynionego z niewiasty, uczynionego pod zakonem (Gal. 4, 6), mówiąc: „Oto nowe czynię wszystkie rzeczy” (Apok. 21, 5), — w ów wieczór stare rzeczy przeminęły i znikły, jako opadają i usychają kwiaty, gdy owoc wyrasta. Dlatego po­nownie napisano: „Uschła trawa i opadł kwiat, lecz słowo Pana naszego trwa na wieki” (Iz. 40, 8). Sądzę, iż nie wątpisz, iż sło­wo jest owocem; słowo zaś jest Chrystus.

4. Dobry to owoc Chrystus, który trwa na wieki. Lecz gdzie jest trawa, która uschła? I gdzie jest kwiat, który opadł? Niech Prorok odpowie: „Wszelkie ciało trawa, a wszelka chwała jego jako kwiat polny” (Iz. 40,6). o ile wszelkie ciało — trawa, więc cielesny ów naród Izraelski usechł jako trawa. Czyż nie uschła trawa, skoro tenże naród, próżny całkowicie „tłustości ducha”, bezdusznej uczył się litery? Czyż nie opadł też kwiat, o ile nie ostała się próżna chwalba, jaką pokładał w zakonie? o ile nie opadł kwiat, gdzie więc królestwo, gdzie kapłaństwo, gdzie prorocy, gdzie świątynia, gdzie wreszcie owe wielkie rzeczy, z których zwykł był przechwalać się, mówiąc: „Jako wielkieśmy rzeczy słyszeli i poznali, i ojcowie nasi powiadali nam”, i: „Jako wielkie rzeczy rozkazał ojcom naszym, aby je oznajmili synom swoim” (Ps. 77, 3, 6). Tyle co do słów Ewangelisty: „Do Nazaret miasta Galilejskiego”.

5. Do tego oto miasta posłań jest Anioł Gabriel od Boga. Do kogo? „Do Panny poślubionej mężowi, któremu było Józef”. Co to za Panna tak czcigodna, iż Ją pozdrawia Anioł, a tak pokorna, iż poślubiona została rzemieślnikowi? Przepiękne zlanie się panieństwa z pokorą; i niepomiernie podoba się Bogu ta dusza, w której z jednej strony pokora uświetnia dziewictwo, z drugiej zaś — dziewictwo zdobi pokorę. ale jak sądzisz, — jaka cześć należy się Tej, w której pokorę podnosi płodność, a macierzyństwo jest uświetnieniem dziewictwa? Słyszysz o dzie­wicy, słyszysz o pokornej. o ile nie możesz naśladować dziewic­twa pokornej, naśladuj pokorę dziewicy. Chwalebna to cnota dziewictwo, ale bardziej potrzebna jest pokora. Tamta zalecona, ta zaś nakazana. Do tamtej cię prawo zachęca, do tej zaś przy­musza. O tamtej się mówi: „Kto może pojąć, niechaj pojmuje” (Mat. 19, 12), o tej zaś: „Jeśli się nie staniecie jako dziatki, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego” (Mat. 18, 3). Tamta tedy bywa wynagradzana, ale ta wymagana. Wreszcie bez dziewictwa możesz się zbawić, bez pokory — nie możesz. Może się podobać pokora, która płacze nad utraconym dziewictwem; natomiast bez pokory (ośmielam się twierdzić) choćby dziewictwo Maryi nie po­dobałoby się Bogu. „Ale na kogoż wejrzę — pyta Pan — jeno na ubożuchnego i skruszonego duchem” (Iz. 66, 2). Na ubożuchnego — powiada — nie na dziewicę. Gdyby zatem Maryja nie była pokorna nie spoczął by na Niej Duch Boży; a gdyby nie był spoczął, nie byłby też Jej uczynił Matką. W jakiż to bowiem sposób poczęła­by z Niego bez Niego? Jasnym jest zatem, iż „wejrzał Bóg”, jak Sama świadczy, „na niskość Służebnicy swojej” (Łuk. 1, 48), raczej, niż na jej dziewictwo w tym celu, aby poczęła z Ducha św. I chociaż podobała się Bogu z dziewictwa, to przecież z po­kory poczęła. Stąd wniosek, iż bez wątpienia pokora to sprawiła, że dziewictwo się podobało.

6. Co mówisz, dziewico wyniosła? Maryja niepomna na swoje dziewictwo szuka chwały w pokorze; a ty zapominając o pokorze, chełpisz się dziewictwem? Ona mówi: „Wejrzał na niskość służebnicy swojej”. Kto Ona? Dziewica święta, Dziewica powściągliwa, Dziewica pobożna! Czyżbyś ty była czystsza nad Nią? Czyżbyś była pobożniejsza? Albo może twoja wstydliwość milsza jest Bogu, niż dziewictwo Maryi o tyle, iż przez nią i bez pokory zdołasz podobać się Bogu, czego nie zdołała Maryja? Zre­sztą o ile na większy zasługujesz szacunek z powodu szczególne­go daru czystości, o tyle większą wyrządzasz sobie krzywdę przez to, iż jej urok psujesz domieszką pychy. I lepiej żebyś nie była dziewicą, niż iż z dziewictwa zuchwale się wynosisz. Nie wszyscy wprawdzie posiadają dziewictwo; jednakże daleko mniej jest takich, którzy obok dziewictwa mają pokorę. o ile więc dziewictwo Maryi możesz jedynie tylko podziwiać, staraj się pokorę Jej naśladować, a to ci wystarczy. A o ile i dziewiczym i pokornym jesteś, kto bądź jesteś — wielki jesteś!

7. Jest jednakże w Maryi coś większego do podziwiania, a mianowicie: obok dziewictwa płodność. Od wieków bowiem nie słyszano, aby jakaś niewiasta była zarazem matką i dziewicą. O, uważ, czy jest i czyją jest matką! Dokąd cię zaprowadzi twój podziw co do Jej przedziwnego wyniesienia? Czyż nie do tego, iż ujrzysz, iż nie możesz się dość nadziwić? Czyż nie uznasz zgodnie ze świadectwem Prawdy, iż Ta, Która Boga mia­ła za Syna, będzie wyniesiona ponad wszystkie chóry anielskie? Czyż nie Boga i Pana Aniołów Maryja ośmiela się nazywać swoim Synem, gdy mówi: „Synu! czemuś nam to uczynił?” (Łuk. 2, 48). Któryż z Aniołów odważy się na to? Dość im — i wielce to oni sobie cenią, — iż będąc z natury duchami, z łaski stali się i na­zwani zostali Aniołami, jak o tym świadczy Dawid, mówiąc: „Który czynisz anioły twoje duchy” (Ps. 103, 4). Maryja zaś, uznając się za Matkę z ufnością swoim nazywa Synem ów Majestat, któremu oni z uszanowaniem służą. I Bóg nie wzbrania się, aby Go nazywano tym, czym się stać nie wzbraniał. Bo wraz potem dodaje Ewangelista: „A był im poddany” (Łuk. 2,51). Kto, komu? Bóg — ludziom, Ten sam Bóg, Któremu Aniołowie są poddani, któremu są posłuszne księstwa i moce, był poddany Maryi i nie tylko Maryi, ale też i Józefowi — dla Maryi. Podziwiaj zatem, co chcesz i wybierz, co więcej masz podziwiać: czy Syna najłaskaw­sze zniżenie się, czy najwspanialsze wyniesienie Matki. I tu i tam — zdumienie, i tu i tam — cud. W tym, iż Bóg ulega Niewieście — bezprzykładna pokora; w tym, iż Niewiasta rozkazuje Bogu — wyniesienie, nie mające sobie równego. W pieniach na cześć Dzie­wic szczególnie się podkreśla to, iż „chodzą za Barankiem, gdzie­kolwiek idzie” (Apok. 14, 4). Jakichże więc pieni chwalebnych, mniemasz, godna jest Ta, Która Baranka poprzedza?...

8. Ucz się, człowiecze, być posłusznym; ucz się, ziemio, być poddaną; ucz się, prochu, być uległym! Ewangelista, mówiąc o twym Stwórcy, powiada: „A był im poddany”. Najmniejszej nie ma wątpliwości, że Maryi i Józefowi. Zawstydź się, prochu dumny! Bóg się poniża, a ty się wynosisz? Bóg staje się pod­dany ludziom, a ty, dążąc do panowania nad ludźmi, stawiasz się ponad twego Stwórcę? Obyż Bóg raczył mi czasem, gdy mi coś podobnego przyjdzie na myśl, odpowiedzieć jak ongiś, przyganiając, swemu odrzekł Apostołowi: „Pójdź za mną, szatanie, ponieważ nie rozumiesz, co jest Bożego” (Mat. 16, 23). Albowiem ilekroć pragnę wywyższyć się wśród ludzi, tylekroć kuszę się na wyprzedzenie Boga mego a wówczas naprawdę nie rozumiem, co jest Bożego. Bo o Nim przecież powiedziano: „A był im podda­ny”. Jeżeli, o człowiecze, za wzgardę sobie poczytujesz naślado­wać przykład człowieka, z pewnością nie będzie dla ciebie ujmą iść za Stwórcą twoim. Może nie zdołasz iść za Nim, gdzie tylko idzie, więc zechciejże przynajmniej iść w Jego ślady tam, gdzie On aż do ciebie zstępuje. Znaczy to, iż o ile nie możesz wejść na wzniosłą dziewictwa ścieżkę, kroczże przynajmniej za Bogiem po najbardziej bezpiecznej drodze pokory. Zaiste, gdyby ktoś choćby choćby z pocztu dziewic zboczył z tej drogi, już by nie szedł za Barankiem, gdziekolwiek idzie. Wprawdzie za Barankiem postępuje i skalany acz pokorny, postępuje i pyszny acz dziewi­czy, ale żaden z nich nie idzie, gdziekolwiek idzie Baranek. Al­bowiem ani tamten nie może się wznieść do czystości Baranka, który jest bez zmazy; ani ten się zniżyć do Jego łagodności, gdyż nie wobec strzegącego zamilknie, ale wobec zabijającego. Wszelako pewniejszą co do zbawienia wybrał sobie drogę grze­sznik w pokorze, aniżeli w dziewictwie pyszny; tamten bowiem pokorą oczyszcza swe brudy, ten zaś swą czystość kala pychą.

9. O, jakże szczęśliwa Maryja, której ani pokory nie brakło, ani dziewictwa! I to szczególnego dziewictwa, którego nie skazi­ło, ale uświetniło macierzyństwo; i szczególniej bez pokory któ­rej nie zniosło, ale podniosło płodne dziewictwo, a obok tego nie brakło też bezprzykładnego wprost macierzyństwa, któremu i dziewictwo towarzyszy i pokora. Cóż z tego nie jest podziwu godne? Co nie jest bezprzykładne? Co nie szczególne? Dziwnym zaś jest, jeśli się nie wahasz co do oceny, zastanawiając się nad tym, co bardziej jest godne podziwu, czy mianowicie więcej zdumiewa płodność w dziewicy, czy też nienaruszoność w matce; czy wywyższenie ze względu na Syna, czy też obok takiego wy­wyższenia — pokora. Naturalnie, wyżej od poszczególnych należy cenić wszystkie te adekwatności razem zebrane, i bez porównania lepiej jest i szczególniej posiadać je wszystkie, aniżeli tylko nie­które. Cóż więc dziwnego, że Bóg, o którym czytamy, iż dziwny jest w świętych swoich (Ps. 67, 36), dziwniejszym się okazuje w swej Matce? Uczcijcież zatem, małżonkowie niewinność ciała w ciele skazitelnym; podziwiajcie też wy, poświęcone dziewice, macierzyństwo w panieństwie; naśladujcie wszyscy ludzie, Bożej Matki pokorę! Składajcie hołdy Matce Króla waszego, święci Aniołowie, którzy padacie na twarze przed naszej Dziewicy Sy­nem, naszym zarazem i waszym Królem, Naprawcą rodu naszego a waszego państwa Odnowicielem. Niech będzie od was tak wzniosłe, od nas zaś tak pokorne Jego godności należne uszano­wanie, a Jego wielkości cześć i chwała na wieki wieków. Amen.


HOMILIA II.

(Łuk. 1, 26-27).

1. Nikt nie wątpi, iż ów nowy hymn, który dano będzie samym tylko dziewicom śpiewać w Królestwie Niebieskim, ze wszystkimi innymi, owszem przed innymi śpiewać będzie dziewic Królowa. Sądzę też, iż oprócz tego, co Jej wspólne będzie — jak mówiłem — ze wszystkimi dziewicami w rzeczach, które tylko im są dozwolone, Ona uweselać będzie Królestwo Boże pieniem słodszym i doskonalszym. Wśród samych choćby dziewic żadna się nie znajdzie, która by była godna pienia tego powabne wy­dawać lub rozsnuwać melodie. Dla Tej bowiem jednej tylko ten śpiew zachowany będzie, Która jedna tylko znalazła chwałę w po­rodzeniu, a porodzeniu Bożym. Rzekłem, iż znalazła chwałę w porodzeniu, nie w sobie wszakże, ale w Tym, kogo porodziła. Mianowicie Bóg (Boga bowiem porodziła), zamierzając Swą Mat­kę szczególną obdarzyć chwałą w niebiesiech, szczególniejszą też na ziemi zawczasu obmyślił dla Niej łaskę, dzięki której mia­ła począć w sposób niewysłowiony, bo pozostając nietkniętą, i porodzić bez naruszenia dziewictwa. Bogu przecież takie tylko przystało narodzenie, które by u dziewicy było; taki też i dziewicy wypadał poród, żeby porodziła tylko Boga. A zatem Stwórca ludzi, aby się stać człowiekiem, mając się z człowieka narodzić, taką sobie musiał ze wszystkich wybrać, a choćby stworzyć, Matkę, o której by wiedział, iż i odpowiednią Mu będzie, i iż Mu się spodoba. Chciał więc za matkę mieć dzie­wicę, aby z niepokalanej powstał Niepokalany, który ma zgła­dzić pokalanie wszystkich; chciał też pokornej, aby z niej wyszedł cichy i pokornego serca, który okazać ma wszystkim w sobie samym tych cnót niezbędny a wielce zbawienny przykład. Dał przeto porodzenie Dziewicy Ten, kto już uprzednio ślubem dziewictwa Ją natchnął i udzielił Jej zawczasu prawa do zasługi wsku­tek pokory. Inaczej bowiem jakżeby Ją Anioł nazywał łaski peł­ną, gdyby choć odrobinę miała w sobie dobra, które by nie było z łaski?

2. Ażeby więc Ta, która miała począć oraz porodzić Świę­tego Świętych, święta stała się ciałem, otrzymała dar dziewictwa; ażeby też święta była duchem, otrzymała ponadto dar pokory. Tymi tedy perłami cnót przyozdobiona królewska Dziewica, oraz podwójnym, bo ciała i ducha, jaśniejąca blaskiem, z urody i pię­kności swej dobrze znana w niebiesiech, ściągnęła na się niebian wejrzenie tak, iż i w królu obudziła pożądanie siebie i niebieskie­go ku sobie sprowadziła zwiastuna. To właśnie jest, co Ewange­lista tu poleca naszej uwadze, gdy opowiada, iż Anioła Bóg skierował do Dziewicy: Od Boga, mówi, do Dziewicy, to znaczy: od Wysokiego do niskiego, od Pana do służebnicy, od Stwórcy do stworzenia. Jakież uniżenie się Boga, i jakież wywyższenie Dziewicy! Biegnijcie matki; biegnijcie córy; biegnijcie wszyst­kie, któreście po Ewie i z Ewy i zrodzone jesteście i rodzicie ze smutkiem! Zbliżcie się do komnaty dziewiczej; wstąpcie, o ile możecie, do skromnego siostry waszej mieszkania! Oto bowiem Bóg wyprawia poselstwo do Dziewicy, oto Anioł przemawia do Maryi. Przyłóżcie ucho do ściany, słuchajcie, co Jej zwiastuje, mo­że usłyszycie coś, z czego weźmiecie otuchę.

3. Ciesz się ojcze Adamie, a zwłaszcza ty, o matko Ewo, raduj się! Jakeście byli wszystkich rodzicami, tak staliście się wszystkich mordercami i — co straszniejsza — wprzód mordercami, niż rodzicami. Cieszcie się, powiadam, oboje z Córki i to takiej Córki; ale więcej niech się cieszy ta, z której zło powstało naj­pierw, której zelżywość na wszystkie przeszła niewiasty. Oto bo­wiem nastaje czas, w którym zelżywość będzie usunięta, i mąż już nie będzie miał o co obwiniać niewiasty. On bowiem, gdy nieroztropnie usiłował znaleźć dla siebie wymówkę, nie omieszkał jej obwinić trafnie, mówiąc: „Niewiasta którąś mi dał za towa­rzyszkę, dała mi z drzewa, i jadłem” (Gen. 3, 12). Dlatego biegnij, Ewo, do Maryi; biegnij, matko, do Córki; Córka niech za matkę odpowie; niech matki usunie zelżywość; niech za matkę zadośćuczyni Ojcu, bo przecież o ile mąż upadł przez niewiastę, wprzód nie powstanie, jeno przez niewiastę. Coś rzekł o Adamie? „Niewiasta, którąś mi dał za towarzyszkę, dała mi z drzewa i jadłem”. Złości to słowa, którymi raczej powiększasz, niż usuwasz winę. Wszelako Mądrość pokonała zło, gdy okazję do przebacze­nia, którą Bóg usiłował pytaniami od ciebie wywabić, ale nie mógł, znalazła w przeobfitym skarbcu swej łaskawości. Mianowi­cie przeciwstawia się niewiasta niewieście, mądra głupiej, pokorna pysznej; Ona ci miast drzewa śmierci podaje przysmak żywota, a w zamian za ów zatruty pokarm goryczy rodzi słodkość owocu wiekuistego. Zmień zatem słowa niecnej wymówki na słowa dzięk­czynienia i mów: Panie! Niewiasta, którąś mi dał, dała mi z drze­wa żywota, i jadłem, i słodsze się stało nad miód ustom moim, ponieważ w nim mię ożywiłeś. — W tym oto celu posłań jest Anioł do Panny. O, przedziwna i wszelkiej chwały najgodniejsza Dziewico! O Niewiasto, na szczególniejszą zasługująca cześć, sza­cowna ponad wszystkie niewiasty, rodziców Odnowicielko, po­tomstwa Ożywicielko!...

4. „Posłań jest Anioł do Panny”. Do Panny ciałem, do Panny duszą, do Panny ślubem, — do Panny takiej, jaką opisuje Apostoł: świętej ciałem i duchem (1 Kor. 7, 34); do Panny nie świeżo, nie przypadkowo znalezionej, ale od wieków wybra­nej, przez Najwyższego przewidzianej i przygotowanej, przez Anio­łów zachowanej, przez Ojców zapowiedzianej, przez proroków obiecanej. Badaj Pismo i sprawdź to, co mówię. Chcesz, abym ci przytoczył tu niektóre z tych świadectw? Z wielu kilka ci podam. Którąż inną, sądzisz, zapowiedział Bóg, gdy mówił do węża: „Położę nieprzyjaźń między tobą a między niewiastą?” I jeżeli jeszcze wątpisz, iż o Maryi to rzekł, posłuchaj, co nastę­puje: „Ona zetrze głowę twoją” (Gen. 3, 15). Dla kogo zacho­wano to zwycięstwo, o ile nie dla Maryi? Ta bez wątpienia starła głowę jadowitą, która wniwecz obróciła wszystkie zakusy szatana, wysuwającego bądź ponęty ciała, bądź pychę ducha.

5. A czyż innej jakiej poszukiwał Salomon, gdy pytał: „Niewiastę mężną któż znajdzie?” (Przyp. 31, 10). Znał bowiem mąż mądry tej płci słabość, znał wątłość ciała, krewkość ducha. Ponieważ jednak w Piśmie wyczytał, iż Bóg dał obietnicę, rozumiał iż wypadało, aby ten, kto przez niewiastę zwyciężył, przez niewiastę też był zwyciężony, więc pytał wielkim zdjęty podziwem: „Nie­wiastę mężną któż znajdzie?”. To tak, jakby mówił: Jeżeli aż do tego stopnia w ręku niewiasty spoczywa i zbawienie nas wszyst­kich, i naprawa niewinności, i zwycięstwo nad wrogiem, zatem nieodzownie potrzeba, aby Tę, Która by była zdolna do tego dzieła, mężną upatrzono. Ale mężną niewiastę któż znajdzie? I żeby nie wydawało się, iż tak pyta wątpiąco, dodaje proroczo: „Daleko i od ostatecznych, granic cena jej”; to znaczy: nie licha, nie mała, nie umiarkowana, nie z ziemi wreszcie, ale z nieba naj­bliższego do ziemi cena owej mężnej niewiasty, ale z najwyższe­go nieba wyjście jej. A dalej, co oznaczał ów krzew Mojżeszowy, wyrzucający wprawdzie płomienie, ale nie gorejący (Exod. 3, 2), o ile nie Maryję rodzącą a nie doznającą bólu? Co, pytam, ozna­czała różdżka Aaronowa kwitnąca (Num. 17, 8), lubo pozbawiona soków, o ile nie Maryję, która poczęła, acz męża nie znała? Tego wielkiego cudu większą tajemnicę wypowiedział Izajasz (11, 1), w słowach: „Wyjdzie różdżka z korzenia Jessego, a kwiat z ko­rzenia jego wyrośnie”, przez różdżkę rozumiejąc Dziewicę, przez kwiat zaś płód Dziewicy.

6. Ale może powiedzenie nasze, iż przez kwiat należy rozu­mieć Chrystusa, wydaje się tobie sprzecznym z twierdzeniem wyżej przytoczonym, według którego Chrystusa oznacza nie kwiat różdżki, ale owoc kwiatu? Otóż wiedz, iż w tejże różdżce Aaronowej (która nie tylko kwitła, ale i liście wypuściła i wydała owoc) nie tylko kwiat lub owoc, ale też i liście Chrystusa ozna­czają. Wiedz, iż i u Mojżesza wyobraża Chrystusa nie owoc różdż­ki, nie kwiat, ale sama różdżka, — ta różdżka, za której uderze­niem woda już to się rozdziela przed mającymi przez nią prze­chodzić (Exod. 14, 16), już też wytryska ze skały jako napój dla spragnionych (Exod. 17, 6). I nie ma nic niestosownego w tym, iż z rozmaitych przyczyn Chrystusa wyobrażają rozmaite przed­mioty. Jakoż różdżka jest wyobrażeniem potęgi, kwiat — wonności, owoc — słodkości pożywienia, liście zaś — czujnej opieki Chrystu­sa, jakową nie przestaje osłaniać pod cieniem swych skrzydeł maluczkich, do Niego się uciekających czy to od żaru pożądli­wości cielesnych, czy też od oblicza bezbożnych, którzy trapią. Miły to i upragniony cień pod skrzydłami Jezusa, gdzie dla chro­niących się pewna ucieczka, a dla strudzonych przyjemna ochło­da! Zmiłuj się nade mną, Panie Jezu, zmiłuj się nademną; albowiem w Tobie ufa dusza moja, i w cieniu skrzydeł Twoich nadzieję mieć będę, aż nieprawość przeminie (Ps. 56, 2). W tym jednak świadectwie Izajasza przez kwiat rozumiej Syna, przez różdżkę zaś — Matkę; gdyż i różdżka rozkwitła bez nasienia, i Dziewica poczęła nie z człowieka, ani zieloności różdżki nie naruszyło wy­puszczenie kwiatu, ani wstydliwości panieńskiej — świętego wy­dania płodu.

7. Przytoczymy z Pisma św. inne jeszcze świadectwa, odno­szące się do Dziewicy Matki i Boga Syna. Co oznaczą owo ru­no Gedeona, które jużci z ciała zestrzyżone było, ale bez po­ranienia ciała na bojowisku się kładzie, przy czym rosa osiada raz na bojowisku, drugi raz na wełnie (Sędz. 6, 37-40), o ile nie ciało wzięte z ciała Dziewicy bez uszczerbku dla dziewictwa? Z rosą niebieską wlewa się w nie cała pełnia bóstwa tak dalece, że z tej pełności wszyscyśmy wzięli, a bez niej niczym innym bylibyśmy, jeno suchą glebą. Z czynem Gedeonowym przepięknie zgadzać się zdaje słowo prorocze, które mówi: „Zejdzie jako deszcz na runo”, gdyż przez to, co dalej następuje, a mianowicie: „a jako krople na ziemię kapiące” (Ps. 71,6), to samo rozumieć należy, co przez bojowisko rosą zwilżone. Oto bowiem deszcz, dobrowolnie przeznaczony od Boga dla dziedzictwa Jego, z po­czątku łagodnie i bez szumu ludzkich zabiegów, spadając najspo­kojniej, zstąpił do dziewiczego żywota; potem zaś przez usta kaznodziejów po całej rozproszył się ziemi już nie jako deszcz na runo, ale jako krople na ziemię kapiące, z pewnym oczywi­ście szumem słów i cudów rozgłosem. Przypomniały sobie obło­ki, które niosły deszcz, iż rozkazano im było, gdy odbierały poselstwo: „Co wam w ciemności mówię, powiadajcie na świetle a co w ucho słyszycie, przepowiadajcie na dachach” (Mat. 10, 27). I uczyniły to, albowiem „na wszystko ziemię wyszedł głos ich, i na kończyny okręgu ziemi słowa ich” (Ps. 18, 5).

8. Posłuchajmy też Jeremiasza, nowe rzeczy przepowiada­jącego starym. Ten, którego on jeszcze nie mógł okazać jako obecnego, był przezeń jako przyjść mający i gorąco pożądany, i z ufnością obiecywany. Oto mówi: „Pan stworzył nowinę na ziemi: Białogłowa ogarnie Męża” (Jer. 31, 22). Kto jest owa Bia­łogłowa i kto jest ów Mąż? Albo o ile to jest mąż, w jaki spo­sób ogarnie go niewiasta? Albo o ile przez niewiastę ogarnięty być może, w jaki sposób jest mężem? I iż wyraźniej powiem — w jaki sposób może być zarazem i mężem i w żywocie matki? To bowiem znaczy: mąż ogarnięty przez niewiastę. Nazywamy tych mężami, którzy przechodząc poprzez niemowlęctwo, dzieciń­stwo, młodość i lata dojrzałe, doszli aż do wieku bliskiego sta­rości. Kto zatem aż tak urósł, w jaki sposób może być ogar­nięty przez niewiastę? Gdyby był rzekł: Białogłowa ogarnie nie­mowlę; albo: Białogłowa ogarnie dziecię, nie wydawałoby się to ani nowym, ani dziwnym. Ponieważ, jednak nic takiego nie po­wiedział, ale rzekł, „męża”, pytamy: co by to była za nowina, któ­rą Bóg stworzył na ziemi, iż niewiasta ogarnie męża, iż mąż będzie się zawierał w członkach drobnego ciała niewieściego? Co to za cud? „Izali może człowiek — pytamy z Nikodemem — powtóre wejść w żywot matki swojej i odrodzić się?” (Jan 3, 4).

9. ale zwracam się do dziewiczego poczęcia i porodzenia w nadziei, iż może odkryję między wieloma rzeczami nowymi a cudownymi, które tam z pewnością dojrzy każdy uważny badacz, także i tę, którą z proroka wyjąłem, nowinę. Jakoż daje się tam dostrzec długość krótka, szerokość ciasna, wysokość ni­ska, głębokość wypełniona; daje się dostrzec tam światło nieświecące, słowo niemowne, woda spragniona, chleb łaknący. Widzisz, jeżeli bacznie uważasz, iż potęga ulega kierownictwu, mądrość nauczaniu, siła podtrzymaniu; widzisz wreszcie Boga piersią karmionego, a przecież odżywiającego Aniołów; kwilącego, a jednak pocieszającego nieszczęśliwych; widzisz, o ile bacznie uważasz, iż wesele się smuci, ufność się lęka, zdrowie cierpi, życie umiera, męstwo ulega słabości. I, — co niemniej jest podziwu godne — dostrzegamy tam smutek pocieszający, lęk umacniający, cierpienie zbawiające, śmierć orzeźwiającą, słabość dodającą siły. Komuż jeszcze nie staje w myśli to, czegom szukał? Czyż nie łatwo ci w tym wszystkim rozpoznać Białogłowę ogarniającą Męża, gdy widzisz Maryję obejmującą w żywocie swym Jezusa, Męża uznanego przez Boga? Rzekłem, iż Jezus był mężem nie tylko wówczas, gdy o nim mówiono: „Mąż prorok, potężny w uczynkach i mowie” (Łuk. 24, 19), ale choćby wtedy, gdy Matka Boża delikatne członki niemowlęce już to na miękkim ogrzewała łonie, już też nosiła w żywocie. Mężem był Jezus, za­nim się jeszcze urodził, ale mądrością, nie wiekiem; mocą ducha nie siłami ciała; dojrzałością władz wewnętrznych, nie wybujało­ścią członków. Nie mniej bowiem posiadał mądrości, a raczej nie mniejszy był mądrością Jezus poczęty, jak narodzony; mały, jak dorosły. Czy więc ukryty w żywocie, czy kwilący w żłóbku, czy podrastający, gdy wypytywał doktorów w świątyni, czy już zupełnie dojrzały, gdy nauczał, w narodzie — jednakowo zaprawdę pełen był Ducha Bożego. I nie było chwili w jakim bądź jego wieku, w której by coś albo się umniejszyło, albo przyrosło do tej pełności, jaką w poczęciu swym otrzymał w żywocie; ale od początku doskonały, od początku — powiadam — pełen był ducha mądrości i rozumu, ducha rady i mocy, ducha umiejętno­ści i bogobojności, ducha bojaźni Pańskiej (Izaj. 11,2-3).

10. Niech cię wszakże nie wprawia w kłopot to, co o Chry­stusie na innym czytamy miejscu: „A Jezus się pomnażał w mą­drości i w leciech u Boga i u ludzi” (Łuk. 2, 5). To bowiem, co tu rzeczono o mądrości i łasce, należy rozumieć nie według tego, co było, ale według tego, co się zdawało; mianowicie, nie tak, że mu coś nowego, czego by nie miał przedtem, przyby­wało, ale iż zdawało się przybywać, skoro tylko sam zechciał, aby się to zdawało. Ty człowiecze, gdy w czymś postępujesz naprzód, postępujesz nie wtedy, kiedy chcesz, i nie tyle, ile chcesz ale bez twojej wiedzy postępowi twemu naznacza się miara, twe­mu życiu nakreśla się porządek. Jezus zaś, który urządza twoje życie, sam też i swoje urządzał, i komu chciał okazywał się mą­drym; kiedy i komu chciał — mędrszym, kiedy i komu chciał — najmędrszym, chociaż w sobie był zawsze tylko najmędrszym. Również chociaż i wszelakiej zawsze pełen był łaski, czy to u Boga, czy też u ludzi, to jednak okazywał ją według własnego uznania w miarę tego, jak pojmował, iż to się należy zasługom otaczających lub pomaga im do zbawienia. Jasnym więc jest, iż Jezus zawsze miał ducha męskiego, lubo nie zawsze wydawał się być mężem co do ciała. Dlaczego miałbym wątpić, iż mąż był w żywocie, skoro nie waham się przypuszczać, iż tam był Bóg? Mniejsza przecież być mężem, aniżeli Bogiem.

11. Teraz patrz, azaliż nie tę nowinę Jeremiasza najwyraźniej wykłada Izajasz, ten sam, który i wyżej wspomniane kwiaty Aaro­na wyjaśnił „Oto—powiada — Panna pocznie i porodzi Syna”. Masz zatem niewiastę, mianowicie pannę. Chcesz posłyszeć, co wie o mężu? „I nazwą — powiada — imię Jego Emanuel, to jest: z nami Bóg” (Iz. 7, 14). Niewiastą tedy, ogarniającą męża, jest Panna, poczynająca Boga. Widzisz, jak pięknie i zgodnie układa­ją się kolejno dziwne czyny świętych i mistyczne wyrażenia. Widzisz, jak zdumiewającym jest ten jeden co do Dziewicy i w Dziewicy zdziałany cud, który tyle poprzedziło cudów, tyle zapowiedziało wyroczni. Boć jeden był duch proroków, i lubo rozlicznymi spo­sobami, znakami i czasami, — jedną i tą samą rzecz rozliczni, nierozlicznym duchem i przewidzieli, i przepowiedzieli. Co Mojże­szowi wskazano w krzewie i ogniu, Aaronowi w różdżce i kwiecie, Gedeonowi w runie i rosie; to wyraźnie przepowiedział Salomon w mężnej niewieście i jej cenie; wyraźniej wieszczył Jeremiasz, mówiąc o białogłowie i mężu; najwyraźniej wysłowił Izajasz, pra­wiąc o Pannie, i Bogu, aż wreszcie Gabriel wskazał i samą Dzie­wicę pozdrowieniem. Ona to bowiem jest, o której teraz mówi Ewangelista: „Posłań jest Anioł Gabriel od Boga do Panny, po­ślubionej Józefowi”.

12. Do Dziewicy, — rzekł — poślubionej. Dlaczego poślu­bionej? Skoro była, powiadam, Dziewicą wybraną, oraz jak wy­kazaliśmy, Dziewicą mającą począć i porodzić, dziwnym jest, dla­czego poślubiona została Ta, która nie miała męża poznać. Czyż utrzymywać kto zechce, iż przynajmniej to przypadkiem się stało? Nie dzieje się przypadkiem to, co sprawia przyczyna rozumna, przyczyna najbardziej korzystna i niezbędna oraz opatrznościo­wych zamiarów godna. Powiem, co mnie, a przede wszystkim jeszcze przede mną Ojcom się zdawało. Ta sama była podstawa poślubienia Maryi, co i powątpiewania Tomasza. Był zwyczaj u żydów, aby od dnia zaślubienia aż do dnia małżeństwa oblu­bienice powierzone były straże oblubieńców w tym celu, aby tym starannej czystości ich strzegli, im bardziej wiernymi pragnę­li mieć je sobie. A więc, jak Tomasz, wątpiąc i dotykając, najle­piej się przekonał o zmartwychwstaniu Pana, tak też i Józef, poślubiając sobie Maryję oraz starannie zapewniając sobie w czasie dozoru Jej towarzystwo, stał się najwiarogodniejszym Jej czystości świadkiem. Piękna jest obu tych rzeczy harmonia: wątpienie To­masza i zaślubienie Maryi. Mogliby nam niektórzy zastawić sidła takiego błędu: wiarogodności w nim — czystości w Niej, i praw­dę podać w podejrzenie. ale nad wyraz roztropnie i zbawiennie stało się przez przeciwieństwo: aby stąd zrodziła się niezachwia­na pewność, skąd obawiać się można było podejrzenia. Zaiste, gdy chodzi o zmartwychwstanie Syna Bożego, ja, który jestem słaby, prędzej bym uwierzył wątpiącemu i dotykającemu Tomaszo­wi, niż słuchającemu i wierzącemu Piotrowi; gdy zaś chodzi o czystość Matki, łatwiej bym dał wiarę strzegącemu Oblubieńco­wi, niż według samego tylko sumienia swego uniewinniającej się Dziewicy.

13. Ale powiesz — nie mógłże to P. Bóg jakiegokolwiek jawne­go okazać znaku, który by sprawił, iż ani Jego poczęcie nie ściągnęłoby na się zniesławienia, ani Matka nie uległaby oskarże­niu? Pewnie, iż mógł; ale wówczas nie mogłoby się ukryć od diabłów to, co wiedzieliby ludzie. Należało zaś ukrywać przez pewien czas przed księciem tego świata tajemnicę Boskich wyro­ków. Nie dlatego, jakoby się Bóg obawiał, iż on Mu przeszkadzać będzie, o ile zechce jawnie uskutecznić swe dzieło. Ale dlatego, iż Bóg, który nie tylko potężnie, ale też i mądrze uczynił wszyst­ko co zechciał, podobnie jak we wszystkich swych dziełach zwykł gwoli piękności porządku zachowywać pewną stosowność w rzeczach i czasach; tak też i w tym swoim tak wspaniałym dziele, — mianowicie w dziele naszego zbawienia, chciał okazać nie tylko swą potęgę, ale też i roztropność. I lubo mógł je w inny dowolny uskutecznić sposób, podobało Mu się wszakże pojednać ze sobą człowieka tymże samym raczej i sposobem i porządkiem, jakim — jak wiedział — człowiek upadł: ażeby mianowicie diabeł, jak ongiś naprzód uwiódł niewiastę, a następnie węża przez niewiastę pokonał, tak teraz najpierw sam został przez niewiastę zwiedzio­ny, potem zaś przez męża Chrystusa otwarcie zwalczony. To zaś wszystko w tym celu, ażeby — zanim jeszcze sztuka litości zatri­umfuje nad podstępem złości, a potęgę szatana skruszy moc Chry­stusowa, Bóg okazał się nad diabła i mędrszy i silniejszy. Wypa­dało przecież, aby Mądrość wcielona tak pokonała zło duchowe, iżby nie tylko dosięgła od końca aż do końca mocnie, ale i roz­rządziła wszystko wdzięcznie (Mądr. 8, 1). Dosięga od końca aż do końca, znaczy tyle, co od nieba aż do piekła. „Jeżeli wstąpię do nieba, tameś Ty jest, jeżeli zstąpię do piekła, tameś jest”. (Ps. 138,8). Tu zaś i tam mocnie, — i wówczas, gdy z wysokości wygnała pysznego, i wówczas, gdy w piekle złupiła chciwego. Wypadało więc również, ażeby też wdzięcznie rozrządziła wszystkie rzeczy, niebieskie mianowicie i ziemskie. Stało się to przez to, iż z jednej strony, wyrzucając z niebios ducha niespokojnego pozostałych umocniła w pokoju; z drugiej zaś, że mając tu poko­nać ducha nienawiści, wpierw sama zostawiła nam nieodzownie potrzebny przykład swej pokory i łagodności. W ten sposób cudownym zrządzeniem Mądrości stało się, iż Ona i swoim okazała się wdzięczną, i wrogowi — mocną. Cóżby bowiem pomogło Boże nad diabłem zwycięstwo, gdybyśmy pozostali pyszni? Z koniecz­ności zatem Maryja poślubiona była Józefowi; przez to bowiem i święte od psów się ukrywa i przez Oblubieńca stwierdza się panieństwo, Pannie zaś i wstydliwość się oszczędza i dobre imię się zachowuje. Jest iż nad to co mędrszego, co godniejszego Boskiej Opatrzności? Jedno takie zrządzenie i świadka daje tajemnicom niebieskim i wroga wyklucza i nietkniętą zostawia sławę Dziewicy Matki. Albowiem kiedyżby przepuścił cudzołożnicy sprawiedliwy? A tymczasem napisano: „A Józef mąż jej bę­dąc sprawiedliwym, i nie chcąc Jej osławiać, chciał Ją potajemnie opuścić” (Mat. 1, 19). Dobrze. Będąc sprawiedliwym, nie chciał Jej zniesławiać. To jak nigdy nie byłby sprawiedliwym, gdyby poznawszy winowajczynię, ukrywał ją; tak też sprawiedliwym by nie był, gdyby przekonany o jej niewinności, zechciał ją potępić.

14. Dlaczego chciał ją opuścić? Co do tego znowu nie mo­jego, ale Ojców posłuchaj zdania. Wskutek tego Józef chciał opuścić Maryję, wskutek czego i Piotr oddalał od siebie Pana, mówiąc: „Wyjdź ode mnie, bom jest człowiek grzeszny, Panie” (Łuk. 5, 8); wskutek czego i setnik powstrzymywał Go od wejścia do swojego domu, gdy mówił: „Panie, nie jestem godzien, abyś wszedł pod dach mój” (Mat. 8, 8). Tak właśnie i Józef poczytując się za niegodnego i grzesznika, mówił w głębi duszy, iż nie należy mu się szczęście korzystania przez cały czas z poufałego współżycia z Tą, tak wielką, której dziwna, przewyższająca jego, godność przejmowała go obawą. Widział i drżał przed Tą, która najpewniejszą nosiła oznakę obecności Bożej; a ponieważ prze­niknąć w głąb tajemnicy nie mógł, chciał ją opuścić. Przeraził Piotra widok ogromu potęgi, przeraził setnika majestat obecności. Zadrżał też i Józef jako człowiek na widok nowości tak wielkie­go cudu i głębokości tajemnicy i dlatego potajemnie chciał ją opuścić. Dziwisz się, iż Józef za niegodnego uważał się współżycia z ciężarną Dziewicą a przecież słyszysz, iż i święta Elżbieta nie mogła znosić Jej obecności inaczej, jak z pewną bojaźnią i sza­cunkiem? Boć mówi: „A skądże mnie to, iż przyszła Matka Pana mego do mnie? (Łuk. 1, 43). Dla tego samego chciał i Józef Ją opuścić. Ale dlaczego potajemnie, a nie jawnie? A dla­tego, iżby nie pytano o przyczynę rozwodu i nie domagano się racji. Co by bowiem odrzekł sprawiedliwy mąż ludowi twardego karku, ludowi niedowierzającemu i przeczącemu? Gdyby powiedział to, co myślał, co wiedział na pewno o Jej czystości, czyżby niewierni i okrutni żydowie nie wyszydzili go natychmiast, czyżby Jej nie ukamienowali? Jakżeby uwierzyli Prawdzie, milczącej w żywocie, którą później wzgardzili, gdy wołała w świątyni? I co by uczynili temu, kto jeszcze się nie był ukazał, ci, którzy Go po­tem gdy już jaśniał cudami, zabili? Słusznie więc mąż sprawiedli­wy, aby nie być zmuszonym ani kłamać, ani zniesławiać niewinnej, chciał Ją potajemnie opuścić.

15. o ile zaś ktoś sądzi inaczej i upiera się przy tym, że Józef jako człowiek wątpił, — ale iż był sprawiedliwy, nie chciał wprawdzie z Nią żyć wskutek podejrzenia, ale też nie chciał (ponieważ był litościwy) podejrzanej zniesławiać, — i dlatego chciał ją potajemnie opuścić, odpowiem krótko, iż i w takim ra­zie owo powątpiewanie Józefa konieczne było i słusznie zamie­niło się w pewność drogą wyroczni niebieskiej. Tak bowiem na­pisano: „A gdy on to myślał, — to mianowicie, iż ją opuści po­tajemnie, — oto Anioł Pański ukazał mu się we śnie, mówiąc: Józefie synu Dawidów, nie bój się przyjąć Maryi małżonki two­jej. Albowiem co się w niej narodziło, jest z Ducha św.” (Mat. 1,20). Dla takich to więc przyczyn Maryja zaślubiona była Józefowi, albo raczej, jak ma Ewangelista, „mężowi, któremu imię było Józef”. Mężem nazywa się nie dlatego, iż był małżonkiem, ale iż był człowiekiem męstwa. Albo dokładniej, podług innego Ewange­listy, Maryja była poślubiona nie mężowi po prostu, ale temu, któ­ry był Jej mężem nazwany. Słusznie nazywa się tym, za kogo z konieczności uchodzi. Musiał więc mężem Jej się nazywać, po­nieważ potrzeba było, aby za takiego uchodził. Podobnież i ojcem Zbawiciela wprawdzie nie był, ale zasługiwał na nazwę, aby za takiego był poczytywany. A więc ani mężem Matki, ani ojcem Syna nie był w rzeczywistości, aczkolwiek według pewnego i nie­zbędnego zrządzenia do czasu takim był nazywany i za takiego uważany.

16. Wnioskuj wszakże z tytułu, którym Józef został słu­sznie przez Boga uczczony, mianowicie z tego, iż i nazwany był ojcem Boga i za takiego uważany; wnioskuj i z samego imienia, (które jak wiadomo oznacza: pomnożenie), co za człowiek był ten Józef. Wspomnij też zarazem na owego wielkiego patriarchę sprzedanego do Egiptu (Gen. 37, 27) oraz wiedz, iż Józef mąż Maryi nie tylko od niego zapożyczył imię, ale też i czystość jego osiągnął i zdobył niewinność i łaskę. Bo oto tamten Józef, sprzedany skutkiem zazdrości braci i uprowadzony do Egiptu był figurą sprzedania Chrystusa; ten zaś Józef, uciekając od za­zdrości Heroda, Chrystusa uprowadził do Egiptu (Mat. 2, 14). Tamten dochowując wiary panu swemu, nie chciał grzesznie obcować z panią (Gen. 39, 12); ten Panią swą, Pana swego Matkę, uznając za dziewicę i sam się powściągnąć, strzegł wiernie. Tamtemu dane znać było zrozumienie tajemniczych snów (Gen. 40,41), temu zaś dano znać i uczestniczyć w tajemnicach nie­bieskich (Mat. 1, 20). Tamten zboże przechowywał nie dla siebie, ale dla całego narodu (Gen. 40, 41); ten wziął na przechowanie z nieba chleb żywy tak dla siebie, jak dla całego świata. Nie ma wątpliwości, iż dobrym był i wiernym człowiekiem ten Józef, któremu poślubiona była Matka Zbawiciela. Wierzy to i roztrop­ny sługa, którego ustanowił Pan na pocieszenie Swej Matce, na żywiciela Swego Ciała, wreszcie na jedynego w świecie i najwierniejszego pomocnika sobie w wielkim zamiarze. Z tym się łączy i to, co się o nim mówi, iż był z domu Dawidowego. Słusznie bowiem pochodził z domu Dawidowego, z królewskiego rodu ów mąż Józef znakomity urodzeniem, ale przymiotami du­cha znakomitszy. Najzupełniej syn Dawidów, w niczym się nie wyrodził od ojca swego Dawida. W zupełności, mówię, syn Dawidów, nie tylko ciałem, ale i wiarą, ale i świętością, ale i pobożnością. Jego jak­by drugiego Dawida znalazł Pan według serca swego; jemu bezpiecz­nie mógł powierzyć najskrytszą i najświętszą tajemnicę swoją; je­mu jakby drugiemu Dawidowi objawił rzeczy niewiadome i skry­te swej mądrości i dał mu świadomość tajemnicy, której nie po­znał żaden z książąt tego świata; jemu wreszcie dano to, czego wielu królów i proroków, choć chcieli widzieć jednak nie widzieli, choć chcieli słyszeć, jednak nie słyszeli, nie tylko widzieć i sły­szeć, ale też nosić, prowadzić, obejmować, całować, żywić i bro­nić. Jednakże wierzyć należy, iż nie tylko Józef, ale też i Maryja pochodziła z domu Dawidowego. Inaczej bowiem nie byłaby po­ślubiona mężowi z domu Dawidowego, jeśliby sama nie była z te­go domu. Oboje zatem byli z domu Dawidowego; ale w jednej dokonała się prawda, którą zaprzysiągł był Pan Dawidowi, a drugi był świadomym oraz świadkiem spełnionej obietnicy.

17. W końcu rzeczono: „A imię Panny Maryja”. Powiedz­my coś nie coś i o tym imieniu, które w przekładzie oznacza „gwiazdę morza” i bardzo stosownie przysługuje Matce Dziewicy. Ona najwłaściwiej z gwiazdą daje się porównać. Jak bowiem gwiazda bez uszkodzenia swego rzuca swój promień, tak Dzie­wica bez naruszenia dziewictwa rodzi Syna. Jak promień nie umniejsza jasności gwiazdy, tak Syn nie ujmuje czystości Dzie­wicy. Jest Ona przeto ową szlachetną gwiazdą powstałą z Jakóba, której promień rozświeca świat cały, której blask i na wysoko­ściach świeci i przenika podziemia, nawiedzając zaś ziemię i ogrze­wając raczej dusze niż ciała, ożywia cnoty, tępi występki. Ona jest gwiazdą wspaniałą i szczególną, wyniesioną ponad to morze wielkie i przestronne, świecąca zasługami, przykładami jaśniejąca. O, ktokolwiek jesteś, jeżeli widzisz, iż w biegu doczesnego ży­wota wśród burz raczej i nawałnic się miotasz, aniżeli chodzisz spokojnie po ziemi, nie odwracaj oczu od blasku tej gwiazdy, jeżeli nie chcesz, by cię burze pochłonęły. o ile podnoszą cię wiatry pokus, o ile wpadasz na ostre kamienie dolegliwości, — spoglądaj na gwiazdę, wzywaj Maryję. o ile miotają tobą nawał­nice pychy, a może wygórowanej miłości własnej, a może zazdro­ści, — spoglądaj na gwiazdę, wzywaj Maryję. Jeżeli gniew, albo chciwość, albo cielesna ponęta wstrząśnie wątłą duszy twej łodzią — podnoś wzrok do Maryi. o ile ciebie dręczącego ogromem win, zmieszanego brzydotą sumienia, przerażonego zgrozą sądu pocznie pochłaniać przepaść smutku albo bezdeń rozpaczy, — myśl o Maryi. W niebezpieczeństwach, w utrapieniach, w wątpliwościach o Maryi myśl, Maryję wzywaj. Niech ci Ona nie schodzi z ust, niech nie odstępuje od serca; i żebyś mógł uprosić pomocnego Jej wstawiennictwa, nie spuszczaj z oka wzoru Jej postępowania. Idąc za Nią, nie zajdziesz na manowce; wzywając Ją, nie popadniesz w rozpacz; mając Ją w myśli, nie pobłądzisz. Gdy Ona podtrzymuje cię, nie upadniesz; gdy wstawia się, nie potrzebujesz się lękać; gdy przewodzi, nie zaznasz znużenia; gdy łaskę ci wyświad­czy, dojdziesz do celu; a tak na samym sobie doświadczysz, iż słusznie napisano: „A imię Panny Maryja”.

Ale już na chwilę przerwiemy, ażebyśmy nie patrzyli w ja­sność tak wielkiego światła przelotnie tylko. Użyję tu słów Apo­stoła: „Dobrze nam tu być!” (Mat. 17, 4); wolimy bowiem w mil­czeniu słodkiej oddawać się kontemplacji tego, czego nie zdoła pracowita wysławić wymowa. Tymczasem zaś z pobożnego roz­ważania iskrzącej się gwiazdy gorętsza zrodzi się rozprawa o tym, o następuje.



HOMILIA III.

(Łuk. 1, 28-32).

1. Skoro tylko spostrzegam, iż słowa świętych stosują się do mnie, chętnie ich używam, ażeby przynajmniej dla piękności naczynia milszym wydało się to, cokolwiek w nim poddam pod rozwagę czytelnikowi. Więc zacznę teraz od słowa proroka: Biada mnie — wprawdzie nie dlatego, iżem, jako prorocy, mil­czał, ale iżem mówił, bo mąż mający wargi plugawe ja jestem (Iz. 6,5). Niestety! Ileż to — przypominam sobie — rzeczy próżnych, ileż fałszywych, ile bezwstydnych wyrzuciłem przez te oto najplugawsze usta moje, którymi teraz śmiem roztrząsać słowa niebiań­skie. Wielka mnie bojaźń ogarnia na myśl, iż wnet usłyszę zwró­cone do mnie wyrzeczenie: „Czemu ty opowiadasz sprawiedliwo­ści moje i bierzesz Testament mój w usta twoje?” (Ps. 49, 16), O, gdybyż i mnie przyniesiono z najwyższego ołtarza nie już je­den węgiel, ale ogromną kulę ognistą, która by zdołała strawić do szczętu świerzbiących ust moich wieloraką i zastarzałą rdzę! A to w tym celu, abym się za godnego uważał roztrząsać w swym jakim takim kazaniu wdzięczne i czyste przemówienia Anioła do Dziewicy i wzajemne — Dziewicy do Anioła.

Oto powiada Ewangelista: „I wszedłszy Anioł do Niej — nie ma wątpliwości, iż do Maryi — rzekł: Bądź pozdrowiona łaski pełna, Pan z tobą”. Dokąd wszedł? Sądzę, iż do skrytości skromnej izdebki, gdzie Maryja, może drzwi za sobą zamknąwszy, modliła się do Ojca swego w ukryciu. Aniołowie zwykli stać przy modlących się i znajdować upodobanie, patrząc na tych, któ­rzy podnoszą czyste w modlitwie ręce, czyli z radością ofiarują Bogu całopalenie świętej pobożności, na wonność wdzięczności. Jak bardzo podobały się modły Maryi przęśl oblicznością Najwyż­szego, okazał Anioł, skoro wszedłszy do Niej, pozdrowił Ją z takim uszanowaniem. I nietrudno było Aniołowi dostać się drzwia­mi zamkniętymi do ukrycia Dziewicy, bo przecież on dzięki przenikliwości swej istoty to ma w naturze, iż dokądkolwiek własny go niesie pęd, tam choćby żelazne zapory wejścia mu nie wzbronią. Duchom bowiem anielskim ściany przeszkód nie stawia­ją; wszystko się przed nimi roztwiera; wszystkie ciała, choćby najtwardsze i najgęstsze, zarówno są dla nich dostępne i przenikalne. Nie ma zatem potrzeby przypuszczać, iż otwarte znalazł Anioł drzwi do Dziewicy która przecież była postanowiła sobie strzec się częstych nawiedzin ludzkich i unikać rozmów, aby ani w czasie modlitwy nie naruszać milczenia, ani czystości nie wystawiać na pokusy. Zamknęła więc i tej godziny za sobą Pan­na roztropna mieszkanko swoje, ale zamknęła je przed ludźmi, nie przed aniołami. Przeto lubo mógł do Niej wejść Anioł, wszak­że niełatwy był wstęp dla kogokolwiek z ludzi.

2. Wszedłszy tedy do Niej Anioł, rzekł: „Bądź pozdrowio­na, łaskiś pełna, Pan z Tobą”. W Dziejach Apostolskich czyta­my, że i Szczepan był pełen łaski (6, 5) i Apostołowie — napeł­nieni Ducha św. (2, 4), ale zgoła inaczej, niż Maryja. Bo przecież ani w Szczepanie nie mieszkała pełność Bóstwa tak, jak w Maryi; ani Apostołowie nie poczęli z Ducha św., jak Maryja. „Bądź po­zdrowiona, powiada Anioł, łaskiś pełna, Pan z Tobą”. Cóż dziwne­go, iż była pełna łaski Ta, z którą był Pan? Raczej to należy podziwiać, w jaki sposób stało się iż Ten, kto posłał Anioła do Dziewicy, przez Anioła znalezion jest z Dziewicą. Czy Bóg o ty­le szybszym okazał się od Anioła, że posłańca śpieszącego na ziemię znacznie wyprzedził? Nie dziwmy się! Gdy bowiem Król był na pokoju swoim, spikanard Dziewicy wydał wonność swoją, i wstąpił w obliczności chwały Jego dym zapachu, i znalazła łaskę przed oczyma Pana, gdy otaczający wołali: „Któraż to jest, która wstępuje przez puszczę jako promień z wonnych rzeczy mirry i kadzidła”? (Pnp 3, 6). Król, wychodząc natychmiast z miejsca świętego swego, „rozweselił się jako olbrzym na bieże­nie w drogę”; i lubo „od kraju nieba wyjście jego” (Ps. 18, 6-7), wszakże na skrzydłach zbytniego upragnienia uprzedził posłańca swego do Panny, którą miłował, którą sobie wybrał, której śliczności pożądał. Kościół wychwalając Go nadchodzącego z daleka, z euforią i weselem mówi: „Oto ten idzie skacząc po górach, przeskakując pagórki” (Pnp 2, 8).

3. Słusznie zaś pożądał Król śliczności Dziewicy. Ona bo­wiem wykonała wszystko, cokolwiek na długo przedtem przepo­wiedział Jej ojciec Dawid, gdy mówił do Niej: „Słuchaj, córko a patrz i nakłoń ucha twego, a zapomnij narodu twego, i domu ojca twego”. I o ile to uczynisz, „Będzie pożądał Król śliczności twojej” (Ps. 44,11-12). Jakoż słuchała i patrzyła, nie tak jak niektórzy, co słuchając nie słyszą, a widząc nie rozumieją; ale słu­chała i wierzyła, patrzyła i rozumiała. I nakłoniła ucho swe do posłuszeństwa, a serce swe do uległości, i zapomniała narodu swego i domu ojca swego, albowiem nie zatroszczyła się o to, aby naród swój powiększyć następstwem potomstwa, ani by do­mowi ojca swego zostawić dziedzica; ale ile tylko mogła mieć zaszczytów w narodzie, a rzeczy doczesnych w domu ojcowskim, — wszystko to poczytała za gnój, byleby pozyskać Chrystusa. I nie zawiodło Jej to dążenie, gdyż i Chrystusa za Syna sobie otrzymała i nie naruszyła ślubu niewinności. Naprawdę więc ła­ski pełna Ta, która i łaskę dziewictwa przechowała i zdobyła ponadto chwałę płodności.

4. „Bądź pozdrowiona, — Anioł powiada — łaskiś pełna, Pan z Tobą”. Nie rzekł: Pan w Tobie, ale: Pan z Tobą. Albo­wiem Bóg, lubo wszędzie jest zarówno cały przez Swą niezłożoną istotę, jest wszakże w inny sposób w stworzeniach rozumnych niż w reszcie stworzeń; co zaś do rozumnych, to pod względem skuteczności inaczej się znajduje w dobrych, niż w złych. Oczy­wista, iż w nierozumnych tworach jest tak, iż Go nie spostrze­gają; stworzenia zaś rozumne wszystkie wprawdzie mogą Go spostrzegać przez poznanie, ale tylko dobrzy spostrzegają Go też i przez miłość. W samych więc tylko dobrych Bóg jest tak, iż jest takoż z nimi, a to skutkiem zgodności woli. Ponieważ gdy swoją wolę tak poddadzą sprawiedliwości, iż nie przynosi Bogu ujmy chcieć tego, czego chcą oni, bo ich wola nie stoi w nie­zgodzie z Jego wolą, dobrzy w szczególniejszy sposób łączą Boga z sobą. Chociaż tak rzecz się ma ze wszystkimi świętymi, szczególniejsza jednak z Maryją sprawa. Pomiędzy Nią a Bogiem taka sama przecież zachodzi zgodność, iż Bóg nie tylko Jej wolę, ale też i ciało łączy ze sobą. Ze swojej i Dziewicy istoty jedne­go ukształtowuje Chrystusa, albo raczej z tych dwóch istot jeden staje się Chrystus. Chrystus zaś lubo nie cały jest z Boga, nie cały z Dziewicy, jest wszakże cały Boga i cały Dziewicy, i nie są to dwaj synowie, ale jest obojga jeden syn. — Mówi więc Anioł: „Bądź pozdrowiona łaskiś pełna, Pan z Tobą”. Nie tylko Pan Syn z Tobą, którego Ty swym ciałem przyoblekasz; ale i Pan Duch Święty, z któregoś poczęła; i Pan Ojciec, który ro­dzi Tego, któregoś poczęła. Ojciec — mówię — z Tobą: On bo­wiem czyni Syna Twoim i Swoim. Syn z Tobą: On żeby prze­chować w Tobie przedziwną tajemnicę, w dziwny sposób i sobie otwiera rozrodcze ukrycie, i Tobie pozostawia z dziewiczości oznakę. Duch Św. z Tobą: On Ojcem i Synem Twój żywot uświęca. A więc: Pan z Tobą.

5. „Błogosławionaś Ty między niewiastami”. Miło mi przy­toczyć i to, co Elżbieta, której są słowa powyższe, dalszy snując wątek dodała: „I błogosławiony owoc żywota Twego” (Łuk. 1, 42). Nie dlatego błogosławiony owoc żywota Twego, iżeś Ty bło­gosławiona; ale dlategoś Ty błogosławiona, iż On Ciebie uprze­dził błogosławieństwami słodkości (Ps. 20, 4). Zaprawdę błogosła­wiony owoc żywota Twego; w Nim bowiem błogosławione są wszystkie narody, i z Jego obfitości Ty także wzięłaś razem z in­nymi, chociaż inaczej niż inni. I dlatego błogosławiona jesteś, ale między niewiastami, On zaś błogosławiony nie już między ludźmi, nie między aniołami, ale, jak powiada Apostoł: „nad wszystkimi jest błogosławiony Bóg na wieki” (Rzym. 9, 5). Mówimy: bło­gosławiony mąż, błogosławiony chleb, błogosławiona niewiasta, błogosławiona ziemia, w ogóle wszystko, co się tylko wśród stwo­rzeń jako błogosławione wspomina; ale w szczególniejszy sposób błogosławiony owoc żywota Twego, ponieważ On jest nad wszystkim błogosławiony na wieki.

6. A więc: „Błogosławiony owoc żywota Twego”. Błogosła­wiony w zapachu, błogosławiony w smaku, błogosławiony w wy­glądzie. Zapach tego owocu woniejącego czuł ten, kto mówił: „Oto wonność syna mego, jako wonność pola pełnego, któremu błogosławił Pan” (Gen. 27, 27). Czyż nie naprawdę błogosławio­ny Ten, któremu błogosławił Pan? — O smaku zaś tego owocu złożył świadectwo ten, kto skosztował, tak mówiąc: „Skosztujcie a obaczcie, iż słodki jest Pan” (Ps. 33, 9), i na innym miejscu: „Jakoż wielkie mnóstwo słodkości twej Panie, którąś zakrył bo­jącym się Ciebie!” (Ps. 30,20). Gdzieindziej znowuż: „Jeśliście jedno skosztowali, iż słodki jest Pan” (Piotr. 2,3). A oto i sam Owoc mówi o sobie wabiąc nas ku sobie: „Którzy mię jedzą, jeszcze łaknąć bę­dą, a którzy mię piją, jeszcze pragnąć będą” (Ekli. 24, 29). Mó­wił to właśnie ze względu na słodkość smaku, który, gdy się go raz zażyje, większe wzbudza pożądanie. Dobry to owoc, który jest pokarmem i napojem dusz, łaknących i pragnących sprawie­dliwości! — Słyszałeś o wonności, słyszałeś o smaku; posłuchaj też i o wyglądzie. o ile bowiem ów owoc śmierci przyjemny był nie tylko ku jedzeniu, ale też, jak świadczy Pismo, „przyjemny oczom i na wejrzeniu rozkoszny” (Gen. 3, 6); o ileż pilniej do­chodzić winniśmy ożywczej krasy tego owocu żywota, „na który” jak świadczy inne Pismo, „pragną patrzeć aniołowie?” (Piotr 1,12). Jego piękność oglądał w duchu, a oglądać pragnął w ciele ten. kto mówił: „Z Syjonu piękność ozdoby jego” (Ps. 49,2). I ażeby się nie zdawało, iż zaleca ci byle jaką ozdobę, przypomnij, co w innym czytasz psalmie: „Piękniejszy urodą nad syny człowie­cze, rozlała się wdzięczność po wargach twoich; dlatego cię bło­gosławił Bóg na wieki” (Ps. 44, 3).

7. A więc: Błogosławiony owoc żywota Twego”, któremu Bóg błogosławił na wieki, z którego błogosławieństwa takoż i Ty błogosławiona między niewiastami; boć przecie nie może drzewo złe wydawać owocu dobrego. Błogosławionaś między niewiastami, iżeś uniknęła powszechnego przekleństwa, które opiewa: „Z bo­leścią rodzić będziesz dziatki” (Gen. 3, 16), tym niemniej nie do­sięgło cię i to drugie, którego skutkiem to, iż przeklęta jest nie­płodna w Izraelu (Exod. 23, 26, Deuter. 7, 14). Natomiast szcze­gólniejszego dostąpiłaś błogosławieństwa, mocą którego i niepło­dna nie pozostajesz i rodzisz nie w boleściach. Twarda koniecz­ność i ciężkie jarzmo na wszystkich córach Ewy! I o ile rodzą mąk doznają; i o ile nie rodzą, podpadają pod klątwę. Boleści powstrzymują od rodzenia, a od nierodzenia — przekleństwo! Cóż uczynisz, Dziewico, gdy to słyszysz, gdy to czytasz? o ile ro­dzić będziesz, popadniesz w męczarnie; o ile niepłodną zostaniesz, ściągniesz przekleństwo... Co wybierzesz, Panno roztropna? Ciasno na mnie zewsząd — rzeczesz; lepiej mi jest wszakże nara­zić się na przekleństwo a pozostać czystą, aniżeli wpierw począć przez pożądliwość, żeby potem zasłużenie rodzić w boleściach. W pierwszym wypadku widzę wprawdzie przekleństwo, ale nie grzech; w drugim zaś grzech i męczarnię. Zresztą czymże jest owo przekleństwo, o ile nie pośmiewiskiem ludzkim? Bo prze­cież nie dla czego innego nazywa się niepłodna przeklętą, jeno dlatego tylko, iż jako nieużyteczna i bezowocna, wystawia się na urąganie i wzgardę, i to w samym tylko Izraelu. Ja zaś za nic to sobie poczytuję, iż nie podobam się ludziom, bylebym mogła okazać się Chrystusowi dziewicą czystą. — O, Panno roztropna! O, Panno pobożna! Kto Cię nauczył, iż dziewictwo podoba się Bogu? Jakież prawo, jaka sprawiedliwość, jaka stronica Starego Testamentu czy nakazuje, czy doradza, czy choćby zachęca do tego, aby żyć w ciele nie cieleśnie i na ziemi anielski wieść ży­wot? Gdzie wyczytałaś, święta Dziewico: „Mądrość ciała jest śmierć” (Rzym. 8, 6), albo: „Starania o ciele nie czyńcie w pożądliwościach” (Rz. 13, 14)? Gdzie czytałaś o pannach, iż „cho­dzą za Barankiem, gdziekolwiek idzie?” (Obj. 14, 4). Gdzie czy­tałaś, iż na pochwałę zasługują ci, „którzy się sami otrzebili dla królestwa niebieskiego?” (Mat. 19, 12). Gdzie czytałaś: „Chodząc w ciele, nie według ciała walczymy” (2 Kor. 10, 3), i: „A tak i który daje w małżeństwo pannę swoją, dobrze czyni, i który nie daje, lepiej czyni”? (1 Kor. 7, 38). Gdzie słyszałaś: „Chcę, abyście wy wszyscy byli, jako ja sam” (1 Kor. 7, 7); i: „Bło­gosławiona będzie, jeśliby tak została, wedle mojej rady” (tam. w. 40). „O pannach nie mam rozkazania Pańskiego, ale radę daję” (tam. w. 25). Ty zaś nie miałaś — nie powiem: przy­kazania, ale ani choćby rady, ani przykładu; miałaś jedynie to, co Ci dało pouczające o wszystkim natchnienie. Boć Słowo Boże żywe i skuteczne (Żyd. 4, 2). Ono Ci się wpierw stało mistrzem niż Synem, pierwej Ci oświeciło duszę, niż wzięło na się ciało. Chrystusowi zatem ślubujesz zostać Dziewicą, a nie wiesz, iż wypadnie Ci zostać Mu takoż i Matką. Wolisz być w Izraelu po­gardzaną i ściągnąć na się przekleństwo niepłodności, byleby przypodobać się temu, komu się poświęciłaś; a oto przekleństwo zamienia się na błogosławieństwo; niepłodność wynagradza się płodnością.

8. Otwórz, Dziewico, łono; przysposób żywot, bo oto wiel­kie rzeczy ma Ci uczynić Ten, który możny jest tak dalece, iż zamiast przekleństwa w Izraelu, błogosławioną zwać Cię będą wszystkie pokolenia. I nie odnoś się z nieufnością, Panno roz­tropna, do zapłodnienia, boć nie pozbawi Cię ono niewinności. Poczniesz, ale bez grzechu; ciężarną będziesz, ale nie obciążoną; porodzisz, ale nie ze smutkiem; nie poznasz męża, a porodzisz syna. Jakiego syna? Tego będziesz Matką, którego Bóg jest Oj­cem. Syn ojcowskiej jasności będzie wieńcem Twej czystości. Mądrość Bożego serca będzie owocem panieńskiego żywota. Bo­ga porodzisz i z Boga poczniesz. Wzmacniaj się zatem, płodna Dziewico, czysta Rodzicielko, Matko nienaruszona! Bo już nie będziesz nadal przeklęta w Izraelu, ani poczytana między niepłodnymi. A jeżeli i będzie Ci jeszcze złorzeczył Izrael wedle ciała żyjący, nie dlatego wprawdzie, iż Cię niepłodną widzi, ale iż Cię płodnej nienawidzi, — pomnij iż i Chrystus znosił przekleństwo krzyża i błogosławił Tobie, Swej Matce w niebiesiech. Ale i na ziemi od Anioła błogosławionaś i przez wszystkie pokolenia zie­mi słusznie jesteś wyznawana jako święta. A więc: Błogosławio­naś Ty między niewiastami, i błogosławion owoc żywota Twego!

9. „Która gdy usłyszała, zatrwożyła się na mowę jego, i myślała, jakie by to było pozdrowienie”. We zwyczaju to u dziewic, co prawdziwie są dziewicami, iż one zawsze są bojaźliwe, a nig­dy bezpieczne; i ażeby się uchronić od rzeczy strasznych, drżą choćby przed pewnymi, bo wiedzą, iż w naczyniach kruchych skarb noszą drogocenny, i iż zbyt jest trudno anielsko żyć wśród ludzi — i na ziemi prowadzić się zwyczajem niebian, i w ciele ży­wot wieść powściągliwy. A zatem gdy zdarzy się cokolwiek bądź nowego i nieprzewidzianego, uważają to za podejrzane zasadzki, całkowicie przeciwko nim uknute. Przeto i Maryja zatrwożyła się na mowę Anioła. Zatrwożyła się, ale nie zmieszała się. „Trwoży­łem się, a nie mówiłem”, ale: „Rozmyślałem dni starodawne i roki wieczne miałem na pamięci” (Ps. 76, 5-6). Tak właśnie i Maryja zatrwożyła się, a nie mówiła, ale rozważała, jakie by to tyło pozdrowienie. Ze zatrwożyła się, to było oznaką panieńskiej wstydliwości; że nie zmieszała się — męstwa; iż milczała i rozwa­żała — roztropności. Rozważała zaś, jakie by to było pozdrowienie. Wiedziała Panna roztropna, iż często anioł szatana przemienia się w anioła światłości; a ponieważ była pokorna i prosta, zgoła nie spodziewała się nic podobnego od świętego anioła, i dlatego to zmyślała, jakie by to było pozdrowienie.

10. Wówczas Anioł patrząc na Dziewicę i z łatwością spo­strzegając, iż w duszy jest miotana różnorodnymi myślami, zatr­wożonej dodaje otuchy, wątpiącą umacnia i poufale zowiąc Ją po imieniu, łagodnie upomina, aby się nie lękała. „Nie bój się, — rzecze —Maryjo, znalazłaś łaskę u Boga”. Nie ma tu wcale pod­stępu, nie ma oszukaństwa. Nie podejrzewaj tu żadnego podej­ścia, żadnych zasadzek. Nie człowiekiem jestem, ale duchem; i Bożym jestem Aniołem, nie szatańskim. „Nie bój się Maryjo, zna­lazłaś łaskę u Boga”. O, gdybyś wiedziała, jak dalece podobała się Panu pokora Twoja, jakie Cię czeka u Niego wyniesienie! Nie uważaj się za niegodną ani przemówienia, ani choćby uległo­ści anielskiej. Dlaczegóż bowiem mówisz, iż Ci się nie należą względy anielskie, skoroś łaskę znalazła u Boga? Znalazłaś, cze­goś szukała; znalazłaś to, czego przed Tobą nikt znaleźć nie mógł — znalazłaś łaskę u Boga. Jaką łaskę? Pokój z Bogiem i ludźmi, śmierci zniszczenie, życia naprawienie. Oto ta jest ła­ska, którąś znalazła u Boga. I taki oto znak Tobie: „Oto poczniesz w żywocie i porodzisz Syna, a nazwiesz imię Jego Jezus”. Wyrozumiej, Panno roztropna, z imienia obiecanego Syna, jak wielką i jak szczególną znalazłaś u Pana łaskę: „I nazwiesz — po­wiada— imię jego Jezus”. Znaczenie tego imienia podaje inny ewangelista, przytaczając wykład samegoż Anioła: „Albowiem On zbawi lud swój od grzechów ich” (Mat. 1, 21).

11. Czytam, iż Tego Jezusa, którego mamy obecnie wśród siebie, poprzedzili jako figury dwaj inni Jezusowie, obaj stojący na czele narodu. Jeden z nich wywiódł swój naród z Babilonu (Agg. 1, 3 Ezdr. 5, 5); drugi zaś — wprowadził do ziemi obieca­nej (Joz. 1, 3). Oni wprawdzie tych, na których czele stali, bro­nili od wrogów; ale czyż wybawili i od grzechów ich? Ten zaś nasz Jezus naród swój i od grzechów zbawia i wprowadza do ziemi żyjących: „Albowiem On zbawi lud swój od grzechów ich”. Któż jest Ten, który choćby grzechy odpuszcza? Obyż Pan Jezus raczył i mnie grzesznego zaliczyć do swego narodu, obyż mię zbawił od grzechów moich! Zaprawdę błogosławiony lud, którego Bogiem jest Pan Jezus, ponieważ On zbawi lud swój od grzechów ich. Boję się jednak, iż wielu wyznaje swą przynależność do ludu Jego, których On za lud swój nie uznaje. Boję się, aby do wielu z tych, którzy wśród Jego ludu uchodzą za bardziej Mu odda­nych, nie rzekł kiedyś: „Ten lud czci mię wargami, ale serce ich daleko jest ode mnie”. (Mat. 15, 8). Zna przecież Pan Jezus tych, którzy są Jego (2 Tym. 2, 19); zna i tych, których od początku wybrał. „Przecz że mnie zowiecie: Panie, Panie, a nie czynicie, co powiadam?” (Łuk. 14, 46). Chcesz wiedzieć, czy należysz do Jego ludu, albo lepiej: chcesz należeć do Jego ludu? Czyń, co mówi Jezus, a zaliczy cię do ludu Swojego. Czyń, co Pan Jezus naka­zuje w Ewangelii, co nakazuje w Zakonie i prorokach, co nakazu­je przez sług swoich, którzy są w kościele; bądź posłuszny Jego zastępcom — twoim przełożonym — nie tylko dobrym i uczciwym, ale też i złym, oraz ucz się od samego Pana Jezusa, iż jest cichy i pokornego serca, a będziesz należał do błogosławionego ludu Jego, który On wybrał na dziedzictwo sobie; będziesz należał do chwalebnego ludu Jego, któremu pobłogosławił Pan zastępów mówiąc: „Uczynek rąk moich jesteś, a dziedzictwo moje Izrael” (Iz. 19, 25). temu to ludowi, ażebyś przypadkiem nie pozazdrościł Izraelowi cielesnemu, wydaje również świadectwo w słowach: „Lud, któregom nie znał, służył mi: na usłyszenie ucha był mi posłuszny” (Ps. 17, 45).

12. Ale posłuchajmy, co tenże Anioł myśli o Tym, które­mu jeszcze przed poczęciem takie nadał imię. Oto mówi: „Ten będzie wielki, a będzie zwany Synem Najwyższego”. Zaprawdę — wielki, który godzien będzie nazywać się Synem Najwyższego! Czyż nie wielki Ten, którego „wielkości nie masz końca?” (Ps. 144, 3) i: Któryż wielki, jako Pan Bóg nasz? Ps. 77, 14). Bezsprzecznie wielki jest Ten, kto tak wielki, jako Najwyższy, ponieważ i sam jest Najwyższy! Przecież Synowi Najwyższego nie będzie poczy­tywano za drapiestwo, że z Najwyższym się równa (Fil. 2,6). O tym słusznie przypuszczać należy, że zamyślał drapiestwo, kto z nicze­go przyobleczony był postacią anielską i równając się ze Stwórcą swoim, rościł sobie prawo do tego, co jest własnością Syna Naj­wyższego — tego Syna, który w postaci Bożej nie stworzony, ale zrodzony był przez Boga. Najwyższy bowiem Bóg Ojciec, lubo jest wszechmogącym, jednakże nie mógł ani równego sobie uczynić stworzenia, ani nierównego zrodzić Syna. Uczynił przeto anioła wielkiego wprawdzie, ale nie tak wielkiego, jak Sam i dlatego nie najwyższego. Tylko Jednorodzonemu, którego nie uczynił, ale zrodził — Wszechmocny Wszechmocnego, Najwyższy Najwyższego, Wieczny Współwiecznego — Ojciec nie poczytuje tego, iż z Nim we wszystkim się równa, ani za drapiestwo, ani za krzywdę. Słusznie zatem Ten będzie wielki, kto będzie nazwany Synem Najwyższego.

13. Ale dlaczego „będzie”, a nie raczej „jest” wielki Ten, kto zawsze jednakowo wielki; kto nie ma, z czego by rósł i nie stanie się po poczęciu większy, aniżeli był przedtem? A może dlatego Anioł wyrzekł: będzie, iż Ten, kto był Bogiem wiel­kim, stanie się też wielkim człowiekiem? Właśnie, iż tak. „Ten będzie wielki”. Wielki Mąż, wielki Nauczyciel, wielki Prorok. Tak bowiem powiedziano o Nim w Ewangelii: „Prorok wielki powstał między nami” (Łuk. 7, 16). Podobnież pewien mniejszy prorok zapowiada nadejście Proroka wielkiego: „Oto — mówi — przyj­dzie Prorok wielki i On odnowi Jeruzalem” (1 Mach. 4,46-36). Ty tedy, o Dziewico, wprawdzie Maluczkiego porodzisz, Maluczkiego żywić, Maluczkiego piersią karmić będziesz; ale widząc Malucz­kiego, myśl o Wielkim. Wielkim bowiem będzie, gdyż uwielbi Go Bóg przed oblicznością królów tak dalece, iż wszyscy królo­wie cześć Mu oddadzą, a wszystkie narody służyć Mu będą. Uwielbi też i Twoja dusza Pana, ponieważ „Ten będzie wielki i będzie nazwany Synem Najwyższego”. Wielki będzie i wielkie Ci rzeczy uczyni Ten, który możny jest i święte imię Jego. Ja­kież bowiem imię świętsze nad to, iż „będzie nazwany Synem Najwyższego”? Niech uwielbiony będzie wielki Pan i od nas ma­luczkich, dla których stał się maluczkim, aby nas wielkimi uczy­nić. „Maluczki narodził się nam i Syn jest nam dany” (Iz. 9, 6). Nam się narodził, nie sobie; albowiem kto przed czasami daleko znakomiciej się urodził z Ojca, Ten nie miał potrzeby rodzić się w czasie z Matki. A takoż i nie aniołom; oni bowiem, mając Wielkiego, nie potrzebowali Maluczkiego. Nam więc narodził się i nam jest dany, ponieważ nam jest nieodzownie potrzebny.

14. Więc uczyńmy z Narodzonego i danego nam to, co spowodowało, iż został narodzony i dany. Używajmy Naszego na naszą korzyść; przy pomocy Zbawiciela sprawujmy zbawienie! Oto Maluczki pośrodku staje. O Maluczki, przez maluczkich upragniony! O, zaprawdę Maluczki, ale złością, nie mądrością! Usiłujmy stać się jako ten Maluczki; uczmy się od Niego, iż jest cichy i pokornego serca, aby nie bez przyczyny wielki Bóg stał się małym człowiekiem, aby nie daremnie umierał, aby nie na próżno był krzyżowań. Uczmy się odeń pokory, naśladujmy łagodność, wzorujmy się na miłości, uczestniczmy w cierpieniach, obmyjmy się we krwi Jego! Ofiarujmy Go jako przebłaganie za grzechy nasze, boć na to się urodził i jest nam dany. Postawmy Go przed oczy Ojca, postawmy Go przed swoje, ponieważ i Ojciec własnemu Synowi nie przepuścił, ale Go za nas wszystkich wydał (Rzym. 8,32) i Syn wyniszczył Samego Siebie, przyjąwszy postać sługi (Fil. 2,7). On wydał na śmierć duszę swą a ze złośnikami jest policzony; a On grzechy mnogich odniósł, a za przestępcę się modlił (Iz. 53, 12). Nie mogą zginąć ci, za którymi żeby nie zginęli, wsta­wia się Syn; za których żeby żyli, na śmierć Syna oddał Ojciec. W równej zatem mierze należy się spodziewać przebaczenia od obydwóch, którzy równe mają w tkliwości miłosierdzie, równą w woli potęgę, jedną w bóstwie istotę; w niej zaś jeden z Nimi Duch święty żyje i króluje Bóg przez wszystkie wieki wieków. Amen.


HOMILIA IV.

Łuk. 1, 32-38.

1. Nie ma wątpliwości, iż cokolwiek wypowiadamy na po­chwałę Matki, to też i Syna dotyczy i znowu — gdy składamy hołd Synowi, nie pomijamy tym i chwały Matki. Bo o ile według Salomona „Syn mądry rozwesela Ojca” (Prz. 10, 1), o ileż chwalebniej jest stać się Matką samej Mądrości! ale dlaczego ja się kuszę chwalić Tę, której chwałę głoszą prorocy, zaświadcza Anioł, opowiadają Ewangeliści? Nie chwalę adekwatnie, ponieważ nie śmiem; ale jedynie rozwijam pobożnie to, co już wyłożył przez usta Ewangelisty Duch św. Oto dalej Anioł tak mówi: „I da mu Pan Bóg stolicę Dawida ojca Jego”. Są to słowa Anioła do Dziewicy o Synu obiecanym, z zapowiedzią, iż On posiądzie królestwo Dawidowe. Że z rodu Dawidowego wywiedzie Pan Jezus początek, o tym nikt nie wątpi. Pytam wszakże, w jaki sposób da Mu Pan Bóg stolicę Dawida, Ojca Jego, skoro On nie będzie panował w Jeruzalem; co więcej, skoro nie przystanie na uchwałę rzesz, chcących Go ustanowić królem (Jan 6,15), i choćby przed obliczem Piłata zastrzeże się przeciwko temu, mówiąc: „Królestwo moje nie jest z tego świata” (Jan 18,36). Wreszcie cóż tak znowu wielkiego obiecuje się temu, który siedzi na cherubinach (Ps. 79, 3); którego prorok oglądał siedzącego na stolicy wysokiej i wyniosłej (Iz. 6, 1), — gdy się mówi Mu, iż zajmie tron Dawi­da, Ojca Swego? Ale mamy pewne przenośne Jeruzalem, inne od tego, które jest w tej chwili i w którem królował Dawid, — daleko od tego znakomitsze, daleko bogatsze. To drugie, sądzę, było tu oznaczone na mocy owego sposobu mówienia, jaki często się spotyka w Piśmie św., że mianowicie rzecz oznaczająca kładzie się zamiast oznaczonej. Bez wątpienia Bóg dał Chrystusowi stolicę Dawida, Ojca Jego, wówczas, gdy został, „postanowiony królem od niego nad Syjonem, górą świętą Jego” (Ps. 2,6). Ale o jakiem tu królestwie mówił prorok, wyraźniej zdaje się wynikać z tego, iż napisał nie w Syjonie, ale: nad Syjonem. Może bowiem dlatego powiedziano: nad, iż w Syjonie przecież panował Dawid, nad Syjonem zaś królestwo jest Tego, o którym rzeczono do Dawida: „Z owocu żywota twego posadzę na stolicy twojej” (Ps. 131, 11). O Nim też inny mówił prorok: „Na stolicy Dawidowej i na króle­stwie jego siedzieć będzie” (Iz. 9, 7). Da Mu więc P. Bóg stolicę Dawida Ojca Jego nie figuralną, ale rzeczywistą; nie doczesną, ale wieczną; nie ziemską, ale niebieską. Stolica, jak już mówiono, dlatego nazywa się Dawidową, ponieważ ta, na której Dawid siedział docześnie, była wyobrażeniem owej wiekuistej.

2. „I będzie królował w domu Jakóbowym na wieki, a kró­lestwa jego nie będzie końca”. Tu znowu o ile dom Jakóba weźmiemy w sensie doczesnym, pytamy, w jaki sposób w onym, który nie jest wieczny, będzie królował na wieki? Należy więc szukać do­mu Jakóbowego wiecznego, w którym na wieki będzie królował Ten, którego królestwa nie będzie końca. Zresztą czyż to nie dom Jakóba skutkiem poduszczenia bezbożnie wyrzekł się i bez­myślnie odrzucił Chrystusa przed obliczem Piłata, gdy na jego zapytanie: „Króla waszego ukrzyżuję?”, odpowiadając jednogłośnie wołał: „Nie mamy, króla jedno cesarza” (Jan. 19, 15). Spytaj także Apostoła, a odróżni ci tego, kto w skrytości jest żydem, a kto jawnie, i które jest obrzezanie w duchu, a które na ciele (Rzym. 2, 28); odróżni ci Izraela duchowego od cielesnego i sy­nów wiary Abrahamowej od synów ciała. „Albowiem — powiada — nie wszyscy, którzy są z Izraela, ci są Izraelczycy; ani którzy są nasieniem Abrahamowym, wszyscy synami” (Rz. 9, 6-7). Snuj więc wątek dalej i mów: Również nie wszyscy, którzy są z Ja­kóba, mają być zaliczeni do domu Jakóba. Jakób bowiem tu znaczy tyleż co Izrael. Zatem tych tylko, którzy okażą się doskona­łymi w wierze Jakóbowej, zaliczaj do domu Jakóba, albo raczej uznaj, iż oni będą domem Jakóba duchowym i wiecznym, w któ­rym Pan Jezus królować będzie na wieki. Kto jest wśród nas, kto zgodnie ze znaczeniem imienia Jakób, wyrzuci diabła z serca swego, będzie walczył z wadami i pożądliwościami swymi, aby w je­go śmiertelnym ciele nie panował grzech, ale królował Jezus, te­raz przez łaskę, a w wieczności przez chwałę? Błogosławieni, w któ­rych Jezus panować będzie na wieki, ponieważ i oni będą z Nim królowali, a królestwa tego nie będzie końca. O, jak chwalebne jest owo królestwo, w którem się królowie zgromadzili i zeszli w jedno, by chwalić i wysławiać Tego, który nad wszystkimi jest król królów i Pan panujących! Od przyglądania się jego świetności i sprawiedliwości świecić będą jako słońce w królestwie Ojca ich (Mat. 13,43). O, gdyby i o mnie grzeszniku wspomniał Jezus w upodobaniu ludu swego (Ps. 105, 4), gdy przyjdzie do swego królestwa! O, gdyby i mnie w onym dniu, w którym ma przekazać królestwo Bogu i Ojcu, raczył nawiedzić w zbawieniu swoim, dla ujrzenia w dobroci wybranych Jego, dla rozweselenia w euforii ludu Jego, aby i przeze mnie był też chwalony z dziedzic­twem swoim! Przyjdźże już raz, Panie Jezu, usuń z królestwa twego zgorszenie, jakiem jest dusza moja, ażebyś Ty — jak i po­winno być — panował w niej! Przychodzi bowiem chciwość i zdo­bywa sobie we mnie siedzibę; chełpliwość chce nade mną zapano­wać; pycha chce mi być królem. Rozwiązłość mówi: ja królować będę! Miłość własna, uwłaczanie bliźniemu, zazdrość i gniew wal­czą we mnie o mnie samego, ażeby się wydało, na czyją najbardziej przechylam się stronę. Ja zaś sprzeciwiam się, ile mogę; stawiam opór w miarę, jak otrzymuję pomoc. Pana mego Jezusa przywołuję; dla Niego bronię siebie, ponieważ uznaję się być w Jego prawnym posiadaniu. Wyznaję Go jako Boga, wyznaję Go jako Pana nad sobą, i mówię: Nie mam króla, jeno Pana Jezusa! Przybądź zatem Panie, rozprosz wrogów mocą Twoją, a będziesz we mnie królował, boś Ty Sam Królem moim i Bogiem moim, który zsyłasz zbawienie Jakóbowi.

3. „A Maryja rzekła do Anioła: Jakoż się to stanie, gdyż męża nie znam?” Naprzód, gdy jeszcze w niepewności rozmyśla­ła, jakie by to było pozdrowienie, Maryja roztropnie milczała; wo­łała bowiem pokornie nie dawać odpowiedzi, niż nierozważnie mówić to, czego nie wiedziała. Potem zaś, po dobrym namyśle, nabrawszy otuchy i umocniwszy się przez to, iż wiara odpędzała strach, a wesele przytłumiało wstydliwość; gdy zewnętrznie mó­wił do Niej Anioł, a Bóg wewnętrznym krzepił Ją natchnieniem (bo był z Nią Pan, skoro Anioł mówił: Pan z Tobą), rzekła do Anioła: „Jakoż się to stanie, gdyż męża nie znam?” Nie wątpi o fakcie, ale bada sposób i porządek. Nie pyta bowiem, czy to się stanie. To tak, jakby mówiła: Ponieważ Pan mój, świadek su­mienia mego wie, iż służebnica Jego ślubowała, iż nie zazna mę­ża, przeto mocą jakiego prawa i w jakim porządku zrządzić ra­czy, aby to się stało? o ile wypadnie mi złamać ślub, abym wydała na świat takiego Syna — i z Syna się cieszę, i boleję z powodu niezachowania ślubu; wszakże niech się stanie wola Jego. o ile zaś w dziewictwie pocznę i w dziewictwie porodzę — co przecież, o ile tak Mu się spodoba, niemożliwym nie bę­dzie — o, wówczas naprawdę poznam, iż wejrzał na niskość słu­żebnicy swojej! „Jakże się więc to stanie, gdyż męża nie znam?” „A Anioł odpowiedziawszy, rzekł Jej: Duch św. zstąpi na Cię, a moc Najwyższego zaćmi Tobie.” Wyżej rzeczono, iż Maryja była łaski pełna; dlaczegóż teraz się mówi, iż „Duch św. zstąpi na Cię, a moc Najwyższego zaćmi Tobie”? Czyżby mogła być napeł­niona łaską, a nie mieć Ducha św., skoro On jest łask Dawcą? A o ile już Duch św. był w Niej, po cóż ponowna obietnica, iż zstąpi na Nią? A może dlatego Anioł nie powiedział po prostu: „przyjdzie na Cię,” ale dodał: „zstąpi na Cię,” iż już i przedtem Duch św. był w Maryi przez obfitą łaskę; teraz zaś przyjście Je­go się zwiastuje wskutek pełności łaski jeszcze obfitszej, które na Nią zlać zamierza? Ależ skoro była już pełna, jakże mogła zmieścić ów nadmiar? o ile zaś mogła coś więcej wziąć w siebie, jak rozumieć, iż już przedtem pełna była? A może poprzednia łaska napełniała tylko Jej duszę, następna zaś ma takoż i żywot Jej przeniknąć; o ile mianowicie pełność bóstwa, która przedtem w Niej, jak i w wielu świętych, mieszkała duchowo, teraz poczyna w Niej mieszkać, jak w żadnym ze świętych, takoż i cieleśnie?

4. Anioł więc mówi: „Duch św. zstąpi na Cię, a moc Najwyższego zaćmi Tobie”. Co znaczy: A moc Najwyższego za­ćmi Tobie? Kto może rozumieć, niech rozumie. Któż bowiem — z wyjątkiem może Tej jednej, która ku największemu szczęściu swemu godną była doświadczyć tego w sobie samej — może zrozumieć, kto może pojąć, jak ów niedostępny blask rozlał się po dziewiczych wnętrznościach i w jaki sposób, aby Ona znieść mogła zbliżenie się niedostępnego, z cząstki tegoż ciała, z którą po ożywieniu Jej się połączył, zasłonę uczynił dla reszty masy? I może dlatego powiedziano „zaćmi Tobie”, iż sprawa polegała na tajemnicy, i iż to, co Trójca sama chciała uczynić w jednej i z jedną tylko Dziewicą, dano wiedzieć tej jednej tylko, której je­dynie dano i doświadczyć. Powiedziano więc: „Duch św. zstąpi na Cię”, ponieważ On swą potęgą zapłodni Cię. „A moc Naj­wyższego zaćmi Tobie”, znaczy: ów sposób, którym poczniesz z Ducha św. Moc Boża i Mądrość Boża — Chrystus tak w Swym najtajniejszym wyroku zasłoni i ukryje, iż tylko Jemu znany będzie i Tobie. To tak jakby Anioł odpowiadał Dziewicy: dlaczego mię pytasz o to, czego w sobie niedługo doświadczysz? Dowiesz się, dowiesz, ku szczęściu swemu się dowiesz, ale od tego Nauczy­ciela, który jest Sprawcą zarazem. Ja zaś posłań jestem zwiasto­wać poczęcie Dziewicze, nie stwarzać. Zresztą nie może tego nikt nauczyć, jeno sam Dawca, i nie może tego nikt się nauczyć, jeno Ten, komu się daje. „Przeto i co się z Ciebie narodzi świę­te, będzie nazwano Synem Bożym”. To znaczy, ponieważ nie z człowieka poczniesz, ale z Ducha św., więc poczniesz Moc Najwyższego, to jest Syna Bożego. „Przeto i co się z Ciebie narodzi święte, będzie nazwano Synem Bożym”. To jest: nie tylko z te­go będzie nazwany Synem Bożym, iż przybywając z łona Ojca zaćmi Tobie, ale też i z tego, co z Twojej istoty zapożyczy — tak właśnie, jak i ten, kto z Ojca jest przed wiekami zrodzony, od tego czasu za Twojego będzie poczytywany Syna. Tak więc i co się narodziło z samego Ojca, twoje będzie, i co się z Cie­bie narodzi, Ojca będzie; tak wszakże, iż nie dwaj będą synowie, ale jeden. I lubo jedno pochodzi z Ciebie, a co innego z Niego, już nie każdego z osobna, ale obojga jeden będzie Syn.

5. „Przeto i co się z Ciebie narodzi święte, będzie nazwa­no Synem Bożym”. Uważaj, proszę z jakiem uszanowaniem wyrzekł: „co się z Ciebie narodzi święte”. Dlaczegóż to mówi tak po prostu „święte”, bez dodatku? Sądzę dlatego, iż nie miał, czym by mógł adekwatnie i godnie nazwać to wspaniałe, to wielkie, to czcigodne, co pochodząc z przeczystego Dziewicy ciała i wła­sną mając duszę, miało się połączyć z Jednorodzonym Ojca? Gdyby rzekł: święte ciało, albo święty człowiek, albo święte nie­mowlę — w ogóle cokolwiek by takiego wymienił, uważałby, iż za mało powiedział. Użył więc nieokreślonego: „Święte”, ponieważ cokol­wiek bądź Dziewica porodziła, bez wątpienia świętym było i świę­tym w szczególniejszy sposób i przez uświęcenie Ducha, i przez przyjęcie Słowa.

6. Anioł dodał jeszcze: „A oto Elżbieta krewna Twoja, i ona poczęła syna w starości swej”. Czyż było koniecznym także i tej bezpłodnej poczęcie zwiastować Dziewicy? Może anioł chciał świeżym cudem umocnić Maryję, która jeszcze się wahała i niedowierzała wyroczni? Bynajmniej! Przecież czytamy, iż tenże Anioł skarcił niedowiarstwo Zachariasza; ale żeby Maryja była wspominana, tego nie czytamy. Co więcej z proroctwa Elżbiety poznajemy chwalebną Maryi wiarę. „Błogosławionaś, — mówiła — któraś uwierzyła, albowiem spełniło się to, coć jest powiedziano od Pana” (Łuk. 1, 45). W tym raczej celu zwiastuje się Maryi poczęcie krewnej bezpłodnej, aby przez dodanie cudu do cudu powiększyła się euforia nową radością. Przecież koniecznym było, aby Ta, która niedługo miała począć Syna ojcowskiej miłości z ra­dością Ducha św., nie małym wpierw rozpaliła się płomieniem wesela i miłości. Jedynie w najpobożniejszym i najweselszym ser­cu mogła się pomieścić taka obfitość słodyczy. A może i dlate­go zwiastuje się Maryi poczęcie Elżbiety, że niewątpliwie wypada­ło, aby Maryja poznała pierwej od Anioła, niż usłyszała od ludzi słowo, które niedługo miało się rozejść powszechnie, żeby mia­nowicie nie zdawało się, jakoby Matka Boża została usunięta od wyroków Syna, skoro trwa w niewiadomości tego, co tak blisko dzieje się na ziemi. A może raczej w tym celu poczęcie Elżbie­ty było zwiastowane Maryi, aby Ona dowiedziawszy się naprzód o przyjściu Zbawiciela, potem o przyjściu Poprzednika, i notując w pamięci czas i porządek, sama kiedyś lepiej wyłożyła prawdę pisarzom i opowiadaczom Ewangelii; tym bardziej, iż była w zupeł­ności pouczona z niebios o wszystkich od początku tajemnicach. A może i w tym celu poczęcie Elżbiety zwiastuje się Maryi, aby słysząc o krewnej starej i ciężarnej, Ona młoda pomyślała o po­mocy; w ten zaś sposób, gdy Ona spieszy z nawiedzeniem, na­stręcza się maluczkiemu prorokowi sposobność złożenia mniejszemu od siebie Panu pierwocin służby swojej; i gdy wzajemnie wybie­ga sobie na spotkanie pobożność matek i niemowląt przez jedną i drugą wzbudzona, z cudu staje się dziwniejszy jeszcze cud.

7. Bacz wszakże, byś się nie spodziewał, iż te wszystkie tak wspaniałe rzeczy, które Anioł zwiastuje, on sam i uskuteczni. Któż zatem, zapytam? Posłuchaj samegoż Anioła: „Bo u Boga nie będzie żadne słowo niepodobne” — powiada. To tak, jakby mówił: To, co Ci na pewno obiecuję, nie z własnej mocy, ale z mo­cy Tego, kto mnie posłał, wywodzę. „Bo u Boga nie będzie żadne słowo niepodobne”. Jakież bowiem słowo może być niepodobne temu, kto wszystko w słowie uczynił? Zastanawia mię i to w mo­wie anielskiej, iż z umysłu nie mówi: Bo u Boga nie będzie nie­podobny żaden czyn, ale żadne słowo. Czy dlatego użył: „słowo”, żeby okazać, iż jak łatwo ludzie mogą mówić, co zechcą, choćby takie rzeczy, których wcale spełnić nie mogą, tak łatwo, owszem bez porównania łatwiej może Bóg w czyn wprowadzić wszystko, cokolwiek oni mogą słowem wyrazić? Powiem wyraźniej. Jeśliby ludziom tak łatwo przychodziło czynić, jak mówić, co zechcą i u nich by też nie było żadne słowo niepodobne. Ale przecież powszechnie i od dawna wiadomo, iż między mową a uczynkiem wielki leży przedział — u ludzi wszakże, nie u Boga, gdyż dla samego tylko Boga jedno i to samo jest czynić a mówić, jedno i to samo mówić a chcieć — słusznie więc nie będzie u Boga żadne słowo niepodobne. Na przykład: prorocy mogli przewidywać i przepowiadać, iż Dziewica albo niepłodna pocznie i porodzi, ale czyż mogli uczynić, aby poczęła i porodziła? Bóg zaś, który dał im moc przewidywania, o ile łatwo mógł wówczas przez nich przepowiedzieć to, co chciał, o tyleż łatwo mógł teraz, kiedy zechciał, sam przez się spełnić to, co przyobiecał. U Boga bo­wiem ani słowo nie różni się od zamiaru, ponieważ jest Prawdą; ani czyn od słowa, ponieważ jest Mocą; ani sposób od czynu, ponieważ jest Mądrością. Dlatego właśnie u Boga nie będzie żadne słowo niepodobne.

8. Słyszałaś Dziewico o czynie; słyszałaś o sposobie; i jedno i drugie cudowne, i jedno i drugie radosne. „Raduj się wielce, córko Syjonu, wykrzykuj, córko Jeruzalem” (Zach. 9, 9). A ponieważ słuchowi Twemu dana jest euforia i wesele, niechże i my usłyszymy od Ciebie odpowiedź radosną, której pożądamy, aby się rozradowały nareszcie kości poniżone. Usłyszałaś — po­wiadam, — o czynie, i uwierzyłaś; uwierzysz też i w sposób o ja­kim słyszałaś. Słyszałaś, iż poczniesz i porodzisz Syna; słyszałaś iż nie z człowieka, ale z Ducha św. Czeka Anioł na odpowiedź; czas już bowiem, aby powracał do Boga, który go posłał. Cze­kamy i my, o Pani, na słowo zmiłowania, albowiem straszliwie przygniata nas wyrok potępienia. Oto ofiarowuje się Ci zapłata naszego zbawienia; o ile przyjmiesz, natychmiast będziemy uwol­nieni. Wiekuistym słowem Bożym wszyscyśmy zostali powołani do życia — i oto umierać musimy; w Twej krótkiej odpowiedzi mamy znaleźć ochłodę, abyśmy wrócili do życia. Błaga Cię o to ze łzami, Panno pobożna, Adam z nieszczęśliwym potomstwem swoim z raju wygnany; błaga Cię Abraham, błaga Dawid. O to się upominają wszyscy inni Ojcowie święci — Twoi Ojcowie — boć i oni mieszkają w krainie cienia śmierci. Tego oczekuje świat cały, leżąc u stóp Twoich. I słusznie, ponieważ na ustach Two­ich zawisło pocieszenie nieszczęśliwych, odkupienie niewolników, wyzwolenie skazańców, wreszcie zbawienie wszystkich synów Adamowych, całego rodzaju Twego. Daj Dziewico, odpowiedź jak najrychlej. O Pani, wyrzecz słowo, którego czeka ziemia, cze­kają otchłanie, czekają sami nawet niebios mieszkańcy! Również i Sam Król i Pan wszystkich o ile pożądał śliczności Twojej, o tyle też pożąda przyzwolenia Twego, albowiem od niego uza­leżnił zbawienie świata. A skoro podobałaś się Mu z milczenia, więcej się przypodobasz z odpowiedzi, boć On Sam woła z nie­bios ku Tobie: O, śliczna między niewiastami; spraw, niech usły­szę głos Twój! o ile więc sprawisz, iż usłyszy głos Twój, On sprawi, iż oglądać będziesz zbawienie nasze. Czyż to nie jest to samo, czegoś szukała, do czegoś wzdychała; o co dniami i nocami błagalnie się modliłaś? Cóż więc? Ty żeś to jest, której to obiecano, czyli inszej czekamy? O, bez wątpienia! Tyś to, nie inna. Ty żeś to — powiadam — owa obiecana, owa oczekiwana, owa upragniona, z której święty Twój przodek Jakób, już bliski będąc śmierci, spodziewał się żywota wiecznego, skoro mówił: „Zbawienia twego będę czekał Panie” (Gen. 49, 18). A wreszcie, to żeś Ty ta sama, w której i przez którą Sam Bóg, Król nasz, rozrządził przed wiekami sprawować zbawienie w pośrodku ziemi. Dlaczego od innej wyglądasz tego, co Tobie się daje? Dlaczego oczekujesz spełnienia się przez inną tego, co przez Ciebie stać się ma, skoro tylko dasz przyzwolenie i wyrzekniesz słowo? Od­powiedzże więc co rychlej aniołowi, a przez anioła Panu. Odrzeknij słowo i przyjmij słowo; powiedz swoje, a pocznij Boże; wy­daj z siebie przemijające, a posiądź słowo wiekuiste. Dlaczego się ociągasz? Dlaczego się boisz? Wierz, wyznawaj, bierz! Niech pokora nabierze odwagi, a wstydliwość uzbroi się w ufność! Żadną miarą teraz nie przystoi, aby prostota dziewicza zapomniała o roz­tropności. W tej jednej rzeczy nie bój się, Panno roztropna zuchwałości, albowiem lubo miła jest wstydliwość milczenia, wszakże oraz konieczne jest zlitowanie w słowie. Otwórz, święta Dziewico, serce dla wiary, usta dla wyznawania, wnętrzności dla Stworzyciela. Oto przez wszystkie upragniony narody kołacze On zewnątrz do drzwi Twoich. O, jeśli przejdzie mimo Ciebie, zrażony Twym ociąganiem się, znowu zaczniesz z boleścią szukać tego, kogo miłuje dusza Twoja! Powstań, biegnij, otwórz! Powstań przez wiarę, biegnij przez pobożność, otwórz przez wyznawanie!...

9. „Otom — powiada — „służebnica Pańska, niechaj mi się stanie według słowa twego”. Zawsze z łaską Boską zwykła chodzić w pa­rze cnota pokory. Albowiem Bóg pysznym się sprzeciwia, a po­kornym łaskę dawa. Pokornie zatem odpowiada Maryja, bo chce przygotować siedzibę łasce. „Otom — powiada—służebnica Pań­ska”. Gdzie jest pokora tak wzniosła, iż nie umiejąc zrzec się zaszczytów, nie potrafi szczycić się chwałą? Na Matkę Bożą zostaje wybraną, a służebnicą się mieni. Zaprawdę niezwykłej to pokory oznaka — choćby wobec tak wielkiej chwały nie zapomnieć o pokorze! Nic wielkiego być pokornym w upośledzeniu; ale wielka i zgoła rzadka to cnota — pokora wśród zaszczytów. Gdy­by za Bożym dopuszczeniem nasłanym za moje grzechy lub za grzechy podwładnych, Kościół zwiedziony moją obłudą, wyniósł był mnie lichego człeczynę do jakiegoś choćby podrzędnego stanowiska, czyżbym, zapomniawszy natychmiast, kim byłem, nie zaczął poczytywać siebie za tego, za kogo poczytywaliby mię inni? Wierzę pogłosce, a nie uważam na sumienie; przypisując zaś nie zaszczyty cnotom, ale cnoty zaszczytom, uważam siebie za tym świętszego, im wyżej jestem postawiony. Zauważyłeś, iż wielu jest takich w Kościele, którzy z niskiego rodu stawszy się znakomitymi, z biednych — bogatymi, natychmiast wbijają się w pychę, i zapominają o dawniejszym upośledzeniu; choćby rodu swojego się wstydzą, i znieważają niskich pochodzeniem rodzi­ców. Zauważyłeś też, iż ludzie zamożni wynoszą się do godno­ści kościelnych i natychmiast wysuwają na pokaz swoją świętość, lubo szaty tylko zmienili, nie usposobienia. Za godnych się uwa­żają stanowiska, do którego doszli krętymi drogami, to zaś co zdobyli (jeżeli wolno rzec) pieniędzmi, przypisują zasługom. Nie wspominam już o tych, których zaślepia miłość własna, dla któ­rych same zaszczyty są źródłem pychy.

10. Ale widzę i to (nad czym więcej boleję), że niektórzy wzgardziwszy przepychem światowym, w szkole pokory większej nauczyli się pychy, pod skrzydłami cichego i pokornego Mistrza, jeszcze więcej się wynoszą i stają się bardziej niecierpliwymi za klauzurą, aniżeli byli w świecie. Co zdrożniejsza — wielu jest takich, którzy w domu Bożym nie znoszą upokorzenia, choć we własnym domu mogli jedynie na wzgardę zasługiwać. Dzieje się to miano­wicie dlatego, iż skoro tam, gdzie liczni ubiegają się o zaszczy­ty, oni nie zasłużyli na nie — chcą przynajmniej tam uchodzić za znakomitszych, gdzie zaszczyty u wszystkich są w pogardzie. I innych widzę (na co niepodobna patrzeć bez bólu), którzy po zaciągnięciu się do wojska Chrystusowego, znowu w świeckie wikłają się sprawy, znowu się pogrążają w ziemskich namiętno­ściach: z wielkim staraniem wznoszą mury, a zaniedbują obycza­je. Zasłaniając się pożytkiem ogółu, sprzedają słowa bogaczom, a paniom powitania; choćby wbrew zarządzeniu swego Naczelne­go Wodza, pożądają cudzej własności i swojej dochodzą, wszczy­nając kłótnie, a nie słuchają Apostoła, głoszącego z nakazu Króla: „Jest w was występek, iż sądy między sobą miewacie. Czemu raczej krzywdy nie podejmujecie? Czemu raczej szkody nie cierpicie?” (1 Kor. 6, 7). Także to świat ukrzyżowali sobie, a sie­bie światu, iż ci, którzy niegdyś zaledwie byli znani w swojej wsi lub mieście, teraz obiegając prowincje i uczęszczając na dwo­ry, dobili się znajomości z królami i zażyłości z książętami? A co powiem o ubiorze, w którym nie ciepło, ale barwę się ceni; gdzie więcej się uprawia kult odzieży niż cnoty? Wstyd mówić! Płoche niewiasty pozostają w tyle ze swym zamiłowaniem do strojów, gdy mnisi nie użyteczność, ale kosztowność ubioru mają na względzie. Żołnierze Chrystusowi nie przestrzegając choćby stroju zakonnego, starają się szat używać dla ozdoby, nie zaś dla obrony. Tacy zamiast gotować się do walki z potęgą zła i pod­nosić znamię ubóstwa (którego wrogowie bardzo się boją), w miękkości szat wywieszają raczej godło pokoju, bezbronnie oddając się wrogom i nie przelewając krwi. I nie skądinąd całe to zło pochodzi jeno stąd, iż wyrzekamy się tej pokory, za której przewodem wyrzekliśmy się byli świata; gdy przez to zmu­szeni jesteśmy ponownie oddawać się niewłaściwym sprawom świeckim, stajemy się psami zwracającymi się do zwrócenia swe­go (Rzym. 26, 11).

11. Posłuchajmy zatem, ilu nas takich jest, co odpowiada Ta, która acz została obrana na Matkę Boga, nie zapominała wszakże o pokorze. „Otom — powiada — służebnica Pańska, niechaj mi się stanie według słowa twego”. „Niechaj się stanie” — to znak pragnienia, nie zaś wątpliwości znamię. Słowy tymi: „Niech mi się stanie według słowa twego” Maryja chce raczej wyrazić uczu­cia pragnienia, aniżeli zwyczajem wątpiącego pytać o skutek. Nic też nie stoi na przeszkodzie, abyśmy w wyrażeniu „Niech się stanie” upatrywali słowa modlitwy. Nikt nie modli się o to, w co nie wierzy i czego nie oczekuje. Bóg chce, ażeby u Niego pro­szono i o to, co przyobiecał. I może dlatego to, co dać posta­nowił, naprzód obiecuje, ażeby obietnica wzbudziła pobożność i aby to, co darmo udzielić zamierza, stało się zasługą modlitwy pobożnej. Tak miłościwy Bóg, który wszystkich ludzi chce zba­wić, zasługi dla nas od nas samych wymusza i gdy nas uprzedza, dając to, co wynagrodzi, darmo daje, aby nie darmo wynagra­dzał. Snać zrozumiała to Panna roztropna, skoro do danej Jej obietnicy darmo dołączyła zasługę własnej modlitwy, mówiąc: „Niech mi się stanie według słowa twego”. Słowo, które było na początku u Boga, niech mi się stanie ciałem z mego ciała we­dług słowa twego. Niech mi się stanie proszę, słowo nie wypowie­dziane, które przemija, ale poczęte, aby pozostało, słowo, ciałem przyobleczone, nie powietrzem. Niech mi się stanie nie tylko do­słyszalne uszom, ale i oczom widzialne, i rękom dotykalne, i ra­mionom dające się nosić. I niechaj mi się stanie słowo nie pisa­ne i martwe, ale wcielone i żywe, to jest: nie niemymi znakami wytłoczone na bezdusznych pergaminach, ale żywo odbite w ludz­kich kształtach w czystych wnętrznościach moich, a to wszystko niech się stanie nie martwego pióra czynnością, ale za sprawą Ducha św. Niechaj iż mi w ten stanie się sposób, w jaki nie sta­ło się nikomu przede mną, i nie stanie się po mnie. Rozmaicie i wielu sposobami mówił niegdyś Bóg ojcom przez proroków; przy tym się wspomina, iż jednym w uszach, innym w ustach, a in­nym w ręku stało się słowo Boże; ja zaś proszę, aby mi się sta­ło w żywocie według słowa twego. Nie chcę zaś aby mi się słowo stało już to napuszyście przepowiadane, już to figuralnie oznaczone, już też wyśnione ułudnie; ale niech mi to słowo bę­dzie w milczeniu natchnione, osobowo wcielone, cieleśnie uwewnętrznione. Niech zatem słowo, które w sobie ani nie mogło, ani nie potrzebowało się stawać, raczy we mnie, raczy i mnie stać się według słowa twego. Niech się stanie ogólnie całemu światu, ale szczególniej niechaj mi się stanie według słowa twego.

Św. Bernard tłumaczy się, dlaczego podjął się wykładu powyższego
ustępu Ewangelii po innych komentatorach.

Perykopę ewangeliczną wyłożyłem, jak mogłem. Nie tajno mi, iż nie wszystkim podobać się będzie; wiem nawet, iż skutkiem, tego spadnie na mnie oburzenie wielu, i albo powiedzą, żem zbyteczny, albo, żem zuchwały, iż po Ojcach, którzy to miejsce wyczerpująco objaśnili, śmiałem, jąwszy się nowego wykładu, do tegoż przyłożyć rękę samego dzieła. Ale jeżeli mówi się coś po Ojcach, co nie jest przeciwko Ojcom, sądzę, iż to nie powinno się ani Ojcom, ani komu bądź nie podobać. Co zaś do tego, com powiedział, od Ojców zaczerpnąwszy, cierpliwie wysłucham uskarżających się na zbyteczność, byleby tak była wykluczona pycha, z zuchwalstwa płynąca, iżby nie zabrakło owocu pobożności. Ci, którzy szydzą ze mnie z powodu próżnego i niepotrzebnego wykładu, niech wiedzą, iż nie tyle zamierzałem objaśniać Ewangelię, jak raczej szukałem sposobności powiedzieć to, co mówić tak słodko. o ile zaś uchybiłem przez to, iż tu raczej rozbu­dzałem własną pobożność, niż wspólnej szukałem korzyści, to uchybienie zdoła usprawiedliwić przed miłosiernym Synem Swoim Najświętsza Panienka, której z całym oddaniem się poświęciłem to moje liche dziełko.


NA OCZYSZCZENIE N. MARYI PANNY.

KAZANIE I.
O potrójnym miłosierdziu.

1. Dzisiaj Dziewica Matka wprowadza Pana świątyni do świątyni Pana; a zarazem Józef przedstawia Panu nie swojego, ale Jego Syna, w którym Pan sobie dobrze upodobał. Poznaje Symeon sprawiedliwy Tego, kogo oczekiwał; wyznaje Go również wdowa Anna. Od tych czterech najpierw miała początek dzisiejsza uroczysta procesja, którą następnie na całej ziemi w każdym miej­scu z euforią wszystkie zaczęły obchodzić narody. I nie dziw, iż naówczas była mała, gdyż i Ten był mały, kogo przyjmowano. Tam dla żadnego nie było miejsca grzesznika; wszyscy bowiem byli sprawiedliwi, wszyscy święci, wszyscy doskonali. Ale czyż tylko tych zbawisz, Panie? Wzrasta ciało, wzrasta i zmiłowanie. Ludzi i bydlęta zbawisz, Panie, gdy rozmnożysz miłosierdzie Twoje, Boże (Ps. 35,7). W drugiej już procesji tłumy idą z przodu, tłumy postępują z tyłu i nie Dziewica niesie, ale osiołek. Nikim przeto nie gardzi, ani choćby tymi, którzy jako bydlęta zgnili w gnoju swoim; nie gardzi, mówię, ale o ile jest odzież apostol­ska, o ile ich nauka, prawość obyczajów, posłuszeństwo i miłość zakryje mnóstwo grzechów, już dla tego samego nie będzie ich uważał za niegodnych chwały swej procesji. Co więcej i ta pierw­sza procesja, do której, zda się, tak niewielu było dopuszczonych, dla nas także, jak się okazuje, była przeznaczoną. I dlaczegóżby Pan nie miał przeznaczyć dla następnych pokoleń tego, co udzie­lił starym?

2. Dawid, król i prorok, cieszył się na myśl, że ujrzy ów dzień; ujrzał i uradował się. Bo gdyby nie był ujrzał, jakżeby śpiewał: „Przyjęliśmy, Boże, miłosierdzie twoje w pośrodku kościo­ła Twego”? (Ps. 47, 10). Przyjął to miłosierdzie Pańskie Dawid przyjął Symeon, przyjęliśmy i my oraz ci wszyscy, którzy przez­naczeni są do żywota: albowiem Chrystus dziś, wczoraj i na wieki. W pośrodku zaś kościoła jest miłosierdzie, nie w kącie ani w go­spodzie, bo nie masz u P. Boga naszego względu na osoby (2 Paral. 19, 7). W miejscu dla wszystkich dostępnym położone jest miłosierdzie, wszystkim się zaofiarowuje i nikt się jego nie pozbawia, jeno ten kto sam je odrzuca. Przenikają na zewnątrz wody Twe, Panie Boże; a jednak źródło Twe u ciebie samego pozostaje i nie pije z niego nikt obcy. Kto Twoim jest, nie ujrzy śmierci, zanim nie ujrzy Chrystusa Pańskiego, aby bezpieczny został puszczony w pokoju. Dlaczegóżby nie miał być puszczony w pokoju ten, kto ma w sercu Chrystusa Pana? On bowiem jest pokojem naszym, mieszkającym w sercach naszych przez wiarę. Ty, o duszo nieszczęśliwa, jak wyjdziesz stąd, skoro nie znasz Jezusa, wodza w podróży? Mają bowiem niektórzy nieznajomość Boga. Skądże to? A stąd, iż światłość przyszła na świat, ale ludzie miłowali więcej ciemności, niźli światłość. „A światłość w ciemnościach świeci, a ciemności jej nie ogarnęły” (Jan 1,5). To tak, jakby powiedział: I na ulice przenikają wody, ale obcy z nich nie pije; i miłosierdzie w pośrodku kościoła jest, jednak nie przychodzi nikt z tych, których czeka wieczne potępienie. W pośrodku was stoi, o nieszczęśliwi, którego wy nie znacie, abyście umierając przedtem, zanim ujrzycie Chrystusa, nie zostali puszczeni w pokoju, ale raczej abyście byli porwani od ryczących nagotowanych do żeru (Ekli 51, 4).

3. „Przyjęliśmy, Boże, miłosierdzie Twoje, wpośród kościoła Twego”. Dalekim jest to dziękczynienie od owego głosu wzdycha­nia: „Panie, w niebie miłosierdzie Twoje, a prawda Twoja aż do obłoków” (Ps. 35, 6). Cóż zatem? Czy uważasz, jakoby miłosierdzie było w pośrodku, skoro ono jest aż u samych duchów niebieskich? Z tego wszakże, iż umniejszony jest Chrystus mało co niźli anio­łowie (Żyd. 2, 9), iż stał się pośrednikiem Boga i ludzi i jako kamień węgielny uspokoił przez krew krzyża swego, bądź co na ziemi, bądź co w niebiesiech jest (Kolos. 1,20). „Przyjęliśmy, Boże, miłosierdzie Twoje wpośród kościoła Twego”. Byliśmy przecież, i my z natury synami gniewu, aleśmy osiągnęli miłosierdzie. Sy­nami jakiego gniewu i jakie osiągnęliśmy miłosierdzie? Otóż byliśmy synami niewiadomości, bezwładności i niewoli, a osiągnęli­śmy mądrość, moc, odkupienie. Niewiadomość uwiedzionej niewiasty zaślepiła nas; zniewieściałość męża porwanego i zmęczonego własną pożądliwością obezwładniła nas; złość szatańska podbiła nas, słusznie przez Boga odtrąconych, w niewolę. Tak więc rodzimy się wszyscy z początku całkiem nieświadomi drogi do miasta, w którym byśmy mieszkali (Ps. 106, 4); następnie stajemy się słabi i opieszali tak dalece, iż lubo znana już nam jest droga żywota, wszakże własna nas krępuje i odciąga od niej bezwładność; a wresz­cie wzięci do niewoli przez złego i okrutnego tyrana, lubo nie brak już nam doświadczenia i mocy, wszakże czujemy się przygnieceni okropnym stanem niewolnictwa. Czyż takie nieszczęśliwe położenie nie domaga się wielkiego miłosierdzia i zmiłowania? Albo znowuż skorośmy już wybawieni zostali od tego potrójnego gniewu przez Chrystusa, „który się nam stał mądrością od Boga, sprawiedliwością, poświęceniem i odkupieniem” (Kor. 1, 30), jakiej nam trzeba czujności, najmilsi, ażeby, broń Boże, nasze pośledniej­sze rzeczy nie okazały się gorsze od pierwszych, gdyby ponownie zdarzyło się nam wpaść w gniew, gdyż wówczas już nie z przyrodzenia, ale z własnej woli stalibyśmy się synami gniewu!

4. Korzystajmy przeto z miłosierdzia, któreśmy przyjęli w pośród Kościoła i z świątobliwą Anną, nie usuwajmy się ze świątyni, „Albowiem — mówi Ap. — Kościół Boży święty jest, któ­rym wy jesteście” (1 Kor. 3, 17). Blisko jest to miłosierdzie, blisko jest słowo w ustach waszych i w waszych sercach. Zresz­tą w sercach waszych Chrystus mieszka przez wiarę. Ten jest Kościół Jego i ta stolica Jego, chyba iż opuści was, ponieważ „dusza sprawiedliwego jest stolicą mądrości”. To, do czego czę­sto, a choćby i ciągle, pragnę zachęcać braci moich, stanowi i teraz przedmiot mego błagania, mianowicie abyśmy chodzili w ciele nie wedle ciała, bo inaczej nie będziemy się podobali Bogu. Nie bądźmy przyjaciółmi świata tego, ażebyśmy się nie stali wrogami Boga. Stawiajmy opór szatanowi, a ucieknie od nas tak, iż będziemy już mogli chodzić duchem, a w sercu bę­dzie obcowanie nasze. Albowiem ciało, które się kazi, obciąża, osłabia, czyni zniewieściałym ducha, a ziemskie mieszkanie tłumi umysł wiele myślący (Mądr. 9, 15) tak, iż nie wznosi się do rze­czy niebieskich. Stąd i mądrość świata tego głupstwem jest u Boga (1 Kor. 13, 19), i ten, kogo diabeł pokonał, diabłu jako sługa zostaje przysądzony. Sercem się przyjmuje miłosierdzie, w sercu mieszka Chrystus, w sercu wyrzeka pokój nad ludem swoim i nad Świętym swoimi i nad tymi, którzy z serca się na­wracają.

KAZANIE II.
O
porządku i sposobie procesji Chrystusa do świątyni.

1. Dzięki Zbawicielowi naszemu, który tak obficie uprzedził nas błogosławieństwami słodkości, tajemnicami dziecięctwa Swego, pomnażając euforii nasze! — Po skończonych niedawno uroczysto­ściach Narodzenia, Obrzezania oraz Zjawienia się Jego, dziś nam zaświtał uroczysty dzień Jego Ofiarowania. Dziś to bowiem zie­mia oddaje Stwórcy najwspanialszy swój owoc; dziś to dziewicze ręce ofiarują Bogu miłą Mu Hostię ubłagania w świątyni; zano­szą ją rodzice; oczekują starcy. Składają Józef i Maryja ofiarę chwały, ofiarę poranną; przyjmują ją Symeon i Anna. Ci czworo uczestniczyli w procesji, których dziś na czterech stronach świa­ta z uroczystym weselem ludzie przywołują na pamięć. Ponieważ dzisiaj i my sami uroczystą zamierzamy odbyć procesję, przeto sądzę, iż nie bez korzyści będzie przyjrzeć się uważniej sposobo­wi i porządkowi tej procesji. Mamy iść parami, świece trzymając w ręku; te zaś zapalają się nie byle jakim ogniem, ale tym, który wpierw w kościele został uświęcony błogosławieństwem kapłana. Do tego będą w naszej procesji ostatni pierwszymi, a pierwsi ostatnimi; będziemy też śpiewali w drodze Pańskiej, ponieważ wielka jest chwała Pańska.

2. Słusznie chodzimy w procesji parami; święta bowiem Ewangelia świadczy, iż tak właśnie, chcąc zalecić miłość brater­ską i wspólne życie, Chrystus rozsyłał uczniów swoich. Wnosi nieład do procesji ten, kto chce iść w niej sam jeden; nie tylko sobie samemu szkodzi, ale też innym przeszkadza. Są to ci, któ­rzy sami siebie wyróżniają — ludzie o naturze zwierzęcej nie mający ducha ani dbający o zachowanie jedności w związku pokoju. Wszelako jak niedobrze być człowiekowi samemu, tak znowuż nie wolno ukazywać się przed oczyma Pańskimi próżnym (Ex. 23, 15). o ile bowiem Bóg choćby tych uznaje za winnych z powodu próżnowania, których nikt nie najął (Mat. 20, 6), na cóż zasługują tacy, którzy się już najęli, a pomimo to okazują się próżnującymi? Albowiem wiara bez uczynków martwa jest (Jak. 2, 26). Takoż i same czyny nasze winny być uskuteczniane z zapałem i upragnieniem serdecznym, aby były pochodniami gorejącymi w rękach naszych. Inaczej bowiem należy się obawiać, aby nie począł nas letnich wyrzucać z ust swoich Ten, kto tak o sobie powiada w Ewangelii: „Przyszedłem puścić ogień na zie­mię: a czegóż chcę, jedno aby był zapalony” (Łuk. 12, 49). Za­prawdę ten ogień święty jest i błogosławiony, który Ojciec po­święcił i puścił na świat i który się błogosławi po kościołach, jako napisano: „W kościele błogosławcie Bogu” (Ps. 67, 27). Al­bowiem i nasz wróg, który jest przewrotnym dzieł Bożych naśla­dowcą, ma również swój ogień — ogień pożądliwości cielesnych, ogień zazdrości i pychy, który to ogień Zbawiciel przychodzi w nas ugasić, nie zapalać. A jeżeliby ktoś poważył się ten obcy ogień zapalać w służbie Bożej — choćby choćby Aarona miał za ojca, umrze w nieprawościach swoich!

3. Następnie do tego cośmy powiedzieli o wspólnym pożyciu i miłości braterskiej, o dobrych uczynkach i świętym zapale, do­dajmy, iż cnota pokory jest największa i najbardziej potrzebna, ażebyśmy jeden drugiego uprzedzali w oddawaniu honorów: każ­dy ma dawać pierwszeństwo przed sobą samym nie tylko pierw­szym, ale choćby młodszym od siebie; to bowiem jest doskona­łością pokory i pełnością sprawiedliwości. A ponieważ „ochotne­go dawcę Bóg miłuje” (2 Kor. 9, 7), owocem zaś miłości jest wesele w Duchu św. przeto śpiewajmy — jak mówiliśmy — na drogach Pańskich, iż wielka jest chwała Pańska (Ps. 137, 5); śpiewajmy Panu pieśń nową, bo uczynił dziwy (Ps. 97, 1). o ile ktoś przypadkiem w tym wszystkim zaniedbuje czynić postępy i od jednej cnoty nie wznosi się do drugiej, niech taki pamięta, iż nie w stanie postępu, ale w stanie zastoju się znajduje, a na­wet w cofaniu się, ponieważ na drodze żywota nie postępować tyle, co cofać się znaczy, gdyż nie trwa w tymże stanie. Przy­pominam też sobie, iż nieraz mówiłem, iż postęp nasz polega na tym, abyśmy nigdy nie sądzili, jakobyśmy cel osiągnęli, ale iżbyśmy ciągle dążyli do tego, co jest przed nami i nieustannie zmierzali ku lepszemu; niedoskonałości zaś nasze winniśmy usta­wicznie przedstawiać i polecać oczom miłosierdzia Bożego.


KAZANIE III.
O
Dziecięciu, Maryi i Józefie.

1. Dziś święcimy Oczyszczenie Najśw. Maryi P., które się odbyło według prawa Mojżeszowego po upływie dni czterdziestu od Bożego Narodzenia. W prawie bowiem napisano, iż niewiasta, o ile przyjąwszy nasienie porodzi mężczyznę, nieczystą będzie przez siedem dni, a ósmego dnia będzie obrzezane Dzieciątko; od tego czasu oddając się obmyciu i oczyszczeniu, powstrzyma się od wejścia do świątyni przez dni trzydzieści i trzy; po ich zaś upływie ofiaruje Panu syna wraz z darami (Lev. 12). Któż jednak nie spostrzega na samym już wstępie tego przepisu, iż Matka Boża zupełnie była wolna od podobnego nakazu? Chyba widzisz, iż Mojżesz zamierzając pouczyć, iż niewiasta, która porodzi syna, będzie nieczystą, nie bał się, iż zaciągnie winę bluźnierstwa co do Matki Bożej, i dlatego z góry powiedział: przyjąwszy nasienie. Bo gdyby nie był przewidział, iż Dziewica pocznie bez nasienia, cóż by miał za potrzebę o przyjętym wspominać nasieniu? Jasnym więc jest, że prawo powyższe nie rozciąga się na Matkę Bożą, która porodziła Syna, nie przyjąwszy nasienia, jak było przepo­wiedziane przez Jeremiasza, mianowicie, że „Pan stworzył nowinę na ziemi”. Pytasz co za nowinę? Oto — „Białogłowa ogarnie Męża” (Jer. 31, 22). Nie z innego męża pocznie, nie według ludz­kiego prawa pocznie człowieka; ale zawsze Męża we wnętrzno­ściach, nienaruszoną i nietkniętą pozostając; tak właśnie, iż — według innego proroka — Pan wejdzie i Wyjdzie, brama wszakże wschodnia na zawsze pozostanie zamknięta (Ezech. 44,2).

2. Powiedz, czyż Maryja nie mogła doznać w duchu poru­szenia i rzec: Co za potrzebę mam w oczyszczeniu? Dlaczego mam się powstrzymywać od wejścia do świątyni, skoro żywot mój nieznający męża świątynią stał się Ducha św.? Dlaczegóż bym nie miała wejść do świątyni, skorom porodziła świątyni Pa­na? Ani w tym poczęciu, ani w porodzeniu nie było nic nieczy­stego, nic niegodziwego, nic, co by wymagało oczyszczenia, boć przecie Syn mój jest źródłem czystości i przyszedł, aby sprawo­wać oczyszczenie występków. Co oczyści we mnie przestrzeganie prawa, skorom się stała najczystszą przez samo niepokalane po­rodzenie? Zaprawdę, święta Dziewico, zaprawdę! Nie masz w To­bie powodu do oczyszczenia, i nie jest Ci ono potrzebne! Ale czyż Synowi Twemu było potrzebne obrzezanie? Bądź między niewiastami jakby jedna z nich, bo i Syn Twój był takim w licz­bie niemowląt. Chciał być obrzezany, czyż więc niedaleko więcej chce być ofiarowany? Ofiaruj Syna Twego, Święta Dziewico, i błogosławiony Owoc żywota Twego przedstaw Panu! Ofia­ruj na pojednanie nas wszystkich Hostię świętą, miłą Bogu! Skwapliwie przyjmie Bóg Ojciec przynoszenie nowe i ofiarę naj­droższą, o której Sam powiada: „Ten jest Syn mój miły, w którymem upodobał sobie”. (Mat. 3,17). Ale to ofiarowanie, bracia, wydaje się być dość niepozornym, gdyż ofiara składa się samemu tylko Bogu, wykupuje się ptaszętami, i natychmiast zabiera się z powrotem. Przyjdzie wszakże czas, że nie w świątyni będzie złożony na ofiarę i nie na ramionach Symeona, ale poza miastem na ramionach krzyża. Przyjdzie czas, kiedy nie czym innym będzie odkupiony, ale i sam odkupi innych własną krwią, albowiem na odkupienie zesłał Go Bóg Ojciec ludowi swemu. Tamto będzie ofiarą wieczorną, to zaś jest ofiarą poranną. Ta ofiara przyjemniejszą jest wprawdzie, ale tamta będzie pełniejszą. Ta bowiem odbywa się w czasie narodzenia, tamta zaś w pełni wieku. Ale o tej i o tamtej zarówno przepowiadał prorok Pański: „Ofiarowany jest, iż sam chciał” (Iz. 53, 7). Albowiem i teraz oto ofiarowany jest, nie iżby tego potrzebował, nie iżby był pod wyro­kiem prawa, ale iż sam chciał; również i na krzyżu ofiarowany jest nie dlatego, iż zasłużył, nie dlatego, iżby żydowin miał moc, ale iż sam chciał. — Dobrowolnie będę ofiarował Tobie, Panie, albowiem dobrowolnie ofiarowałeś się dla mego zbawienia, nie dla Twej potrzeby.

3. ale cóż, bracia my ofiarujemy albo co oddamy za wszystko, co dał nam? Bóg za nas ofiarował Hostię, jaką miał, najdroższą, taką mianowicie, nad którą kosztowniejszej być nie może; a zatem i my uczyńmy, co tylko możemy, składając Mu w ofierze to, co mamy najlepszego, a tym jesteśmy oczywiście my sami. On samego siebie ofiarował, a ty kim jesteś, iż się ociągasz z ofiarowaniem siebie? Kto mi to da, aby ofiarę moją przyjąć raczył tak wielki Majestat? Dwie mam, Panie, lichoty, a tymi są ciało i dusza: Obymże mógł ofiarować Ci je całkowi­cie na ofiarę chwalenia! Bo dobrze mi będzie i daleko chwaleb­niej i pożyteczniej, jeżeli Ci więcej ofiaruję, niż zostawię sobie sa­memu! Bo zasmuca się dusza moja we mnie samym, w Tobie zaś weseli się duch mój, o ile rzetelnie ofiarowany Ci będzie! Bracia! Gdy Pan umierał, źydowin martwe składał ofiary, ale już teraz „Żywię ja, mówi Pan Bóg, nie chce śmierci niezbożnego, ale żeby się nawrócił niezbożny od drogi swej a żył” (Ezech. 33,11). Nie chce Pan śmierci mojej; czyż nie z chęcią mam Mu ofiarować życie swoje? Ta jest bowiem ofiara ubłagania, ofiara Bogu miła, ofiara żywa. — Czytamy, iż w dzisiejszum ofiarowaniu Pana uczestniczyło troje; od naszej też ofiary trzech rzeczy wymaga Pan Bóg. Uczestniczył w ofiarowaniu Józef Oblubieniec Matki Bożej, za którego Syna Jezus uchodził; uczestniczyła też sama Dziewica Matka oraz Dziecię Jezus, które przynoszono w ofie­rze. Niechże zatem i w naszym ofiarowaniu będzie stałość męska, powściągliwość ciała i usposobienie pokorne. Innymi słowy: niech będzie w postanowieniu wytrwałości duch męski, w powściągli­wości zaś — czystość panieńska, a w usposobieniu prostota i po­kora dziecięca. Amen.


NA ZWIASTOWANIE N. MARYI PANNY.

KAZANIE I.
Na słowa Psalmu 84, 10-11.

1. „Aby mieszkała chwała w ziemi naszej. Miłosierdzie i prawda potkały się z sobą, sprawiedliwość i pokój pocałowały się” (Ps. 84, 10-11). Apostoł zaś mówi: „Ta jest pochwała nasza, świadectwo sumienia naszego” (2 Kor. 1, 12). Już ci nie takie świadectwo, jakie składał sam o sobie ów pyszny faryzeusz na podstawie fałszywego i zwodniczego o sobie mniemania (Łuk. 18, 11-12), a świadectwo jego nie było prawdziwe; świadectwo bo­wiem wówczas jest dobre, gdy je sam Duch św. naszemu wydaje duchowi. To zaś świadectwo według mnie na trzech zasadza się rzeczach. Przede wszystkim koniecznie trzeba wierzyć, iż od­puszczenia grzechów niepodobna osiągnąć inaczej, jak za zmiło­waniem Bożym; następnie, że zgoła nic dobrego nie zdołasz mieć w sobie, czego by również On ci nie dał; wreszcie, iż żadnymi uczynkami nie możesz sobie wysłużyć życia wiecznego, ale że i ono bywa ci przezeń darmo udzielane. Albowiem któż może czystym uczynić tego, który się począł z nasienia nieczystego izali nie Ten tylko, kto sam jest czysty? (Job 14, 4). Pewnie, iż co się stało nie może się odstać; wszakże jeżeli On tego nie poczyta, będzie jakoby nie było. „Błogosławiony mąż, któremu Pan nie poczytał grzechu” (Ps. 31, 2). Co zaś do dobrych uczyn­ków, jest zupełnie pewnym, iż nikt ich nie ma z samego siebie. Przecież o ile nie zdołała ostać się natura ludzka jeszcze nie zepsuta, o ileż mniej może sama przez się powstać już skażona! Rzeczą jest pewną, iż wszystko dąży, ile tylko może, do swoje­go początku i ku tej stronie więcej się przechyla. Tak właśnie i z nami stoi sprawa: ponieważ z niczego zostaliśmy stworzeni, więc oczywiście, gdy sobie samym jesteśmy pozostawieni, zaw­sze się skłaniamy ku grzechowi, który jest nicością.

2. O życiu zaś wiecznym wiemy, iż dolegliwości tego świa­ta, choćby je wszystkie jeden człowiek znosił, nie są współmier­ne z przyszłą chwałą. Nie są bowiem zasługi człowieka tego rodzaju, iżby za nie z prawa należało mu się życie wieczne, albo iżby Bóg popełnił jakowąś niesprawiedliwość, gdyby tego życia, człowiekowi odmówił. Przecież — iż zamilczę już o tym, iż wszyst­kie zasługi są darami Bożymi tak, iż człowiek wskutek nich jest więcej dłużnikiem Boga, niż Bóg człowieka — czym są wszystkie zasługi w porównaniu do takiej chwały? Zresztą, jestże kto do­skonalszy nad proroka, któremu sam Pan tak świetne wystawił świadectwo, mówiąc: „Znalazłem męża wedle serca mego” (1 Król. 13, 14; Dz. Ap. 13, 22). A przecież i on uważał za konieczne mówić do Pana: „Nie wchodź do sądu z sługą, twoim, Panie!” (Ps. 142, 2). Niech zatem nikt siebie nie zwodzi, albowiem o ile zechce dobrze myśleć, bez wątpienia zrozumie, iż ani z dziesięciu tysiącami nie może potkać się z onym, który z dwudziestu tysiącami jedzie przeciw niemu (Łuk. 14, 31).

3. Wszelako to, cośmy tu mówili, jeszcze nie wystarcza; należy raczej uważać to wszystko niejako za początek i podwa­linę wiary. Przeto o ile wierzysz, iż grzechy twoje nie mogą być zgładzone inaczej, jak przez Tego, któremu samemu zgrzeszyłeś i na którego grzech nie spada, dobrze czynisz; ale dodaj do tego jeszcze wiarę i w to, iż przez Niego to grzechy tobie się odpuszczają. Takie jest świadectwo, które daje w sercu twoim Duch św., mówiąc: „Odpuszczone są tobie grzechy twoje”. W tym. sensie bowiem mówi Apostoł, iż człowiek darmo bywa usprawiedliwiony przez wiarę. Podobnież i co do zasług nie wystarcza, o ile wierzysz, iż można je mieć tylko przez Niego, bo świadczy tobie Duch św., iż masz je przez Niego. Takoż i o życiu wiecznym konieczne ci jest świadectwo Ducha św., iż osiągnięcie jego wyłącznym jest darem Bożym. On to bowiem odpuszcza grze­chy, On udziela darów, On też sam daje zapłatę.

4. Świadectwa te stały się dla mnie nader wiarogodne. Mam bowiem co do grzechów odpuszczenia dowód niezbity — Mękę Pańską. Oto głos krwi Zbawiciela stał się daleko potężniejszym niż głos krwi Abla, gdyż woła w sercach wybranych o odpuszczenie wszystkich grzechów. Wydany jest bowiem dla grzechów naszych, i nie ma wątpliwości, iż śmierć Jego władniejszą i skuteczniejszą jest na dobre, niż grzechy nasze na złe. Co zaś do dobrych uczynków nie mniej skutecznym jest dla mnie dowodem Jego Zmartwychwstanie, albowiem Chrystus „Wstał z martwych dla usprawiedliwienia naszego” (Rz. 4, 25). Wreszcie nadzieję zapłaty utwierdza w nas świadectwo Jego Wniebowstą­pienia, gdyż do nieba wstąpił dla uwielbienia naszego. Wszystkie te trzy prawdy znajdujemy w psalmach, gdzie prorok mówi: „Bło­gosławiony mąż, któremu Pan nie poczytał grzechu” (Ps. 31, 2), a gdzieindziej: „Błogosławiony mąż, którego ratunek jest od Cie­bie” (Ps. 83, 6), i znowuż na innym miejscu: „Błogosławiony, któregoś obrał i przyjął: będzie mieszkał w sieniach twoich” (Ps. 64, 5). To jest chwała prawdziwa, chwała mieszkająca; jest bowiem od tego, kto przez wiarę mieszka w sercach naszych. Synowie zaś Adama, szukając chwały, która od ludzi jest, nie chcieli tej chwały, która jest od samego Boga; a tak goniąc za chwałą, ujawniającą się zewnętrznie, mieli ją nie w sobie samych, ale raczej w innych.

5. Chcesz wiedzieć, skąd przychodzi człowiekowi chwała mieszkająca? Krótko powiem, bo spieszno mi do rozważań mi­stycznych. Zamierzałem jedynie uważniej zbadać sens mistyczny w przytoczonych wyżej słowach proroka, ale mnie odciągnęło do sensu moralnego samo przez się nastręczające się twierdzenie Apostoła o chwale wewnętrznej i świadectwie sumienia. — A więc wówczas mieszka ta chwała takoż i tu na ziemi naszej, gdy mi­łosierdzie i prawda potykają się z sobą, a sprawiedliwość i pokój się całują. Trzeba mianowicie koniecznie, aby na spotkanie zmierzającego ku nam miłosierdzia wyszła prawda naszej spowiedzi, a do tego świętość umiłujmy i pokój, bez którego nikt nie ujrzy Boga. Albowiem skoro tylko ktoś się skruszy, wnet doń przyby­wa miłosierdzie, ale bynajmniej nie wchodzi, dopóki nie wybie­gnie mu na spotkanie prawda wyznania. „Zgrzeszyłem Panu”, mówi sam Dawid do proroka Natana, gdy ten go karci za cu­dzołóstwo i mężobójstwo. „Pan też przeniósł grzech twój, i nie umrzesz” (2 Król. 12, 13). Tu właśnie miłosierdzie i prawda pot­kały się z sobą. To wszystko po to, abyś się odwrócił od złego. Do tego zaś, abyś czynił dobrze, musisz sławić Pana na bębnie i na piszczałce, żeby były w jedności i zgodzie i umartwienie twego ciała, i owoc pokuty i uczynki sprawiedliwości (ponieważ jedność ducha związką jest doskonałości); i nie powinieneś zbaczać ani na prawo, ani na lewo. Są bowiem tacy, których prawica jest prawicą nieprawości. Ów faryzeusz, o którym wspomnieliśmy wy­żej, nie był jako inni ludzie (Łuk. 18, 11); ale on sam o sobie dawał świadectwo, które nie było prawdziwe. Naprawdę, ktokol­wiek jest ów, w kim miłosierdzie i prawda potkały się z sobą, a sprawiedliwość i pokój pocałowały się, słusznie odbiera pochwa­łę, ale chwała jego w tym, kto mu daje świadectwo, czyli w du­chu prawdy.

6. „Aby mieszkała chwała w ziemi naszej, miłosierdzie i prawda potkały się z sobą, sprawiedliwość i pokój pocałowały się”. o ile chwałą Ojca Syn mądry, a mędrszy nad samą Mądrość nikt nie jest, jasno stąd wynika, iż chwałą Ojca jest Chrystus, Moc Boża i Mądrość Boża. Ponieważ więc rozmaicie i wielu sposobami przepowiedziano o Nim przez proroków (Żyd. 1, 1), iż ukaże się na ziemi, że będzie przestawał z ludźmi; przeto na pytanie, w jaki to sposób się stanie i jak po spełnieniu się tego, co o Nim przepowiedziano przez usta wszystkich proroków, za­mieszka chwała na ziemi naszej, Psalmista tymi odpowiada słowy, jakby chcąc wyraźnie powiedzieć: Ażeby słowo ciałem się stało i mieszkało między nami, „miłosierdzie i prawda potkały się z so­bą, sprawiedliwość i pokój pocałowały się”. Wielka to tajemnica, bracia, i należy jej uważnie się przyjrzeć, chyba iż nie sprosta rozum tajemnicy, a samemu rozumowi nie dopiszą słowa. Jakkol­wiek lichym jest rozumienie moje wypowiem je wszakże już choćby dlatego, aby mędrszemu dać powód do wypowiedzenia się. Widzi mi się, najdrożsi, iż pierwszy człowiek w samym po­czątku swego istnienia przyodziany był tymi czterema cnotami i jak wzmiankuje prorok, obleczony w szaty zbawienia (Iz. 61, 10). W tych bowiem czterech cnotach zawiera się całość zbawienia i bez nich wszystkich nie może się ono ostać, zwłaszcza iż gdy się z sobą rozłączą, przestają być choćby cnotami. Tak oto otrzy­mał człowiek miłosierdzie, tego stróża w ślad postępującego, aby go ono wyprzedzało i za nim szło, aby go wszędzie zasłaniało i strzegło. Widzisz, jaką piastunkę przeznaczył Bóg swemu maleń­stwu, jaką służkę dał człowiekowi świeżo powstałemu. Ale był mu potrzebny również nauczyciel, jako stworzeniu szlachetnemu i rozumnemu, aby nie wzrastał jakby jakie bydlę, ale aby jako dziecię był chowany. Do tego nauczania nikt zaiste nie mógł się okazać zdatniejszy, jak sama prawda, która miała go z czasem doprowadzić do poznania Prawdy najwyższej. Atoli aby się czło­wiek nie okazał tak mądrym, iżby miał czynić zło, i aby grzech nie był mu jako znającemu dobro, ale bynajmniej nie czyniącemu go, dano mu też sprawiedliwość, która by nim kierowała. Do tego dorzuciła litościwa ręka Stwórcy pokój, aby go pieścił i uweselał, i to pokój podwójny: ażeby go nie trapiły ani wewnątrz walki, ani zewnątrz obawy, czyli aby z jednej strony ciało nie unosiło się pożądliwością przeciwko duchowi, a z drugiej — aby nie na­bawiało go strachu i żadne stworzenie. Przecież pierwszy człowiek i wszystkim zwierzętom swobodnie nadał imiona i choćby wąż pokonał go raczej podstępem, gdyż siłą nie śmiał. Czego brako­wało temu, kogo strzegło miłosierdzie, uczyła prawda, kierowała sprawiedliwość, pieścił pokój?...

7. ale niestety! Na zgubę sobie ów pierwszy człowiek zstąpił z Jeruzalem do Jerycho, bo oto wpadł pomiędzy zbójcę i jak przede wszystkim czytamy, przez nich został złupiony (Łuk. 12, 30). Czyż nie wstał złupiony, skoro się skarży przy­chodzącemu Panu, iż jest nagi? I nie mógł być ponownie odziany ani odzyskać zabranego sobie ubrania w inny sposób, jak pozba­wiwszy odzieży Chrystusa. Jak bowiem nie mogło go nic ożywić na duszy oprócz śmierci cielesnej Chrystusa, tak też nie mogło go nic ponownie przyodziać jeno tylko odarcie z szat Chrystusa. Uważaj przy tym, czy nie z powodu tych czterech części ubrania, które utracił pierwszy i stary człowiek, na tyleż części podzielone zostały szaty drugiego i nowego człowieka. Może zapytasz: czy w rachubę tu wchodzi i tunika niezszyta, której nie dzielono, ale puszczono na losy? Mniemam, iż tunika jest obrazem Bożym, który właśnie nie naszyty jest, ale wszczepiony i wyszyty na samej człowieka naturze i dlatego nie może ani się dzielić ani rozrywać. Na obraz bowiem i podobieństwo Boże został uczynio­ny człowiek, mając w obrazie wolność woli, a w podobieństwie cnoty. Podobieństwo wprawdzie znikło, ale obraz spoczywa na człowieku. Obraz bowiem w samym ci piekle może się palić, ale nie może zgorzeć; może płonąć, ale nie może ulec zniszczeniu. Obraz zatem nie rozrywa się, ale idzie na losy. I dokądkolwiek pójdzie dusza, tam też będzie i obraz. Z podobieństwem zaś inaczej ma się sprawa; ono bowiem albo pozostaje w dobrem, albo o ile dusza zgrzeszyła, nędznie się zmienia tak, iż człowiek upodabnia się bydlętom nierozumnym.

8. Powiedzieliśmy, iż człowiek postradał cztery cnoty; wy­pada teraz powiedzieć, w jaki sposób wyzbył się cnót poszczegól­nych. Człowiek utracił sprawiedliwość wówczas, gdy Ewa poszła raczej za głosem węża, Adam zaś za głosem niewiasty, nie za głosem Boga. Była wszakże pewna pozostałość, która mogła ich ratować i o której im Bóg napomknął w swoim badaniu; ale oni choćby ją odrzucili, szukając wymówek z grzechu. Pierwszy bowiem warunek sprawiedliwości nie grzeszyć, a drugi przez pokutę grzech potępić. Utracił człowiek również miłosierdzie, gdy Ewa tak się zapędziła w pożądliwości, iż nie oszczędziła ani siebie, ani męża, ani przyszłego potomstwa swego, skazując razem wszystkich na straszne przekleństwo i śmierć nieuniknioną. Takoż i Adam wysta­wił na gniew Boży niewiastę, dla której zgrzeszył, jakby chcąc za jej plecami uniknąć pocisku. „Ujrzała niewiasta, że dobre było drzewo ku jedzeniu i piękne oczom i na wejrzenie rozkoszne” (Gen. 3,6), a od węża usłyszała, iż będą jako bogowie. Powróz potrójny, a mianowicie: ciekawości, pożądliwości i próżności nie łatwo się zrywa. A przecież tylko to ma świat: pożądliwość cia­ła, pożądliwość oczu, i pychę żywota. Okrutna matka, pociągnię­ta i zwabiona tym wszystkim, wszelkie utraciła miłosierdzie. Ta­koż i Adam, okazując niewieście miłosierdzie w złem, bo wespół z nią grzeszył, nie chciał się w dobrem zmiłować nad nią, gdyż nie chciał za nią ponosić kary. Wyzbyła się też niewiasta i praw­dy, najpierw przez to iż złośliwie przekręcała to, co usłyszała: „Śmiercią umrzesz” (Gen. 2, 17); następnie, iż mówiła: „Byśmy snąć nie pomarli”; wreszcie, iż uwierzyła wężowi, który wręcz zaprzeczał i mówił: „Żadną miarą nie umrzecie śmiercią”. Rów­nież i Adam wyzbył się prawdy, gdy się powstydził ją wyznać, rozpinając liście, tj. ukrywając się za zasłonę wymówek. Sama bo­wiem Prawda powiada: „Kto by się wstydził mnie i słów moich, tego się Syn Człowieczy wstydzić będzie” (Łuk. 9, 26). Utracili też i pokój całkowicie, bo „nie masz pokoju niezbożnym, mówi Pan” (Iz. 48, 22). Czyż bowiem nie przeciwne odkryli prawo w członkach swoich, skoro się zaczęli na nowo wstydzić swej nagości?” Zląkłem się — mówi Adam — przeto żem jest nagi” (Gen. 3, 10). Nie tak, nieszczęsny, nie tak się bałeś przed chwilą: nie szukałeś liści, chociażeś nagi był ciałem, jako i teraz!

9. Otóż (że już wrócimy do przypowieści proroka, w której mowa o tym, iż cnoty potkały się z sobą i znalazły w pocałun­ku pojednanie) z tego wygląda, iż między cnotami powstało jakieś poważne poróżnienie. Jakoś prawda i sprawiedliwość ob­ruszyły się na nieszczęśliwego, pokój zaś i miłosierdzie, wolne od zawziętości, odnosiły się doń pobłażliwiej. Te bowiem dwie cnoty, zarówno jak i pierwsze, są niby siostry mleczne. Stąd właśnie stało się, iż gdy tamte dwie wywierają pomstę i wciąż sieką przeniewiercę, doczesne udręczenia przydając do groźby kary przyszłej — te odwołują się do ojcowskiego serca, wracając do Pana, który je dał. Albowiem On tylko jeden rozmyślał my­śli pokoju, gdyż wszystko się zdawało być pełne udręczenia. Otóż pokój nie ustawał i miłosierdzie nie dawało mu odpocznienia, ale podszeptem pełnym szacunku do ojcowskich kołacząc wnętrzności, mówiły: „Izali na wieki Bóg odrzuci? Czyli nie przy­da, aby jeszcze był łaskaw? Czyli Bóg zapamięta miłować się? Albo w gniewie swym zatrzyma litości swoje?” (Ps. 76, 8, 10). I chociaż Ojciec miłosierdzia zdawał się długo i poważnie ocią­gać, aby tymczasem zadośćuczynić bezwzględnej prawdzie i spra­wiedliwości, — wszakże nie bezowocna okazała się natarczywość błagania, bo została wysłuchana w czasie stosownym.

10. Można by rzec, iż wstawiającym się taką Bóg dał od­powiedź: Dopókiż próśb waszych? Jestem zarówno dłużnikiem i waszych sióstr, sprawiedliwości i prawdy, które widzicie prze­pasane do czynienia pomsty nad pogany (Ps. 149, 7). Przywołać je, niech przybędą i naradźmy się wspólnie nad tym słowem! Spieszą tedy posłowie niebiescy, a gdy ujrzeli nędzę ludzką i klęskę straszliwą, „Aniołowie pokoju — jak mówi prorok — gorz­ko płakali” (Iz. 33, 7). Któż bowiem wierniej szukał i pytał o to, co ku pokojowi prowadzi, o ile nie aniołowie pokoju? Oto ze wspólnej narady wstępuje prawda na dzień naznaczony a wstępuje aż do obłoków: nie całkiem jeszcze świetlana, ale przyćmiona i zachmurzona, bo pałająca oburzeniem. Stało się, jako czytamy u proroka: „Panie, w niebie miłosierdzie Twoje, a prawda Twoja aż do obłoków” (Ps. 35, 6). W pośrodku zaś zasiadał Ojciec Światłości i mówił, co miał najlepszego, na ko­rzyść każdej ze stron. Któż sądzisz, godzien był uczestniczyć w tej naradzie, i wskaże nam? Kto słyszał a opowie? adekwatnie są to rzeczy niewysłowione, i nie wolno o nich mówić człowie­kowi. Cały ten jednak spór zdaje się sprowadzać do tego, co następuje. Oto mówi miłosierdzie: „Zmiłowania trzeba rozumne­mu stworzeniu, albowiem nieszczęśliwym się stało i godnym li­tości. Przyszedł już czas zmiłowania nad nim, albowiem minął już czas”! Prawda zaś sprzeciwia się: „Należy, aby się spełniła mowa, którąś mówił o Panie! Koniecznym jest, aby umarł cały Adam ze wszystkimi którzy w nim byli w on dzień, gdy sko­sztował w przewrotności swojej owocu zakazanego”! „Po cóż tedy — mówi miłosierdzie — po cóż mię zrodziłeś, skoro tak rychło mam sczeznąć? Przecież sama prawda wie, że zginie miłosierdzie Twoje, iż nie było go wcale, jeżeli się raz jeszcze nie zmiłujesz!” Prawda również mówiła, ale wręcz przeciwnie: „A któż nie wie, że jeżeli przeniewierca uniknie zapowiedzianego wyroku śmierci, naówczas zginie i nie ostoi się już na wieki prawda Twoja, Panie?”

11. Teraz oto jeden z Cherubinów podsuwa myśl, że należy je odesłać do króla Salomona, „bo — powiada — Ojciec nikogo nie sądzi, ale wszystek sąd dał Synowi” (Jan 5, 22). Przed Jego tedy obliczem miłosierdzie i prawda potkały się z sobą, też sa­me, co i przedtem, powtarzając skargi. „Przyznaję — rzecze prawda — iż miłosierdzie chwalebną ma żarliwość, ale obyż według umiejętności! Ale dlaczegóż nastaje, aby raczej przeniewiercy prze­puszczono, niż siostrze”? „Ty zaś — powiada miłosierdzie — nie przepuszczasz nikomu, ale taką ziejesz zawziętością na przeniewiercę, że wikłasz zarazem i siostrę. Com popełniła złego? o ile masz co przeciwko mnie, powiedz mi; o ile zaś nie masz, przecz mię prześladujesz?” —Wielki to bracia, spór i nazbyt zawikłane roztrząsanie! Kto tu nie zawoła: Dobrze by było, gdyby się był nie narodził ów człowiek. Tak było najdrożsi, zupełnie tak; zda­wało się, iż w żaden sposób nie mogły się ostać razem względem człowieka prawda i miłosierdzie. A gdy do tego prawda zaczęła na samego Sędziego sprawiedliwego przenosić krzywdę strony swojej, mówiąc, iż pilnie strzec się należy, aby nie po­szło na marne Słowo Ojca, aby dla jakiejkolwiek przyczyny sło­wo żywe i skuteczne nie stało się próżne, naówczas przemówił pokój: „Oszczędźcie proszę, te słowa! Nie przystoi nam taka sprzeczka: spór uwłacza cnotom!”

12. Po czym Sędzia nachyliwszy się palcem pisał na ziemi. Słowa zaś Pisma, które czytał pokój w uszach wszystkich (bo zasiadał bliżej) te były: „Jedna mówi: zginąłem, o ile Adam nie umrze; a druga powiada: zginąłem, o ile nie osiągnie miłosier­dzia. Niechże przypadnie mu w udziale dobra śmierć, a uzyskają obie to, o co proszą”. Zdumiały się wszystkie cnoty na słowo mądrości i na wyrok Sędziego, boć jasnym się stało, iż nie masz już dla nich powodu do skargi, i iż naprawdę może się stać to, czego obie prosiły, że mianowicie i umrze Adam, i osiągnie mi­łosierdzie. Ale — pytają — w jaki to stanie się sposób? Śmierć — to rzecz nader okrutna i gorzka: ona przejmuje zgrozą na sa­mo wspomnienie! Jakżeż więc może się stać dobrą? A na to Sędzia. „Śmierć grzeszników — najgorsza, ale droga przed oblicznością Pańską może się stać śmierć świętych Jego. Czyż nie będzie drogą, o ile stanie się drzwiami żywota, bramą chwały?” — Drogą, odpowiadają. „Ale jakże się to stanie?” „Stać się to może — mówi — o ile umrze z miłości ktoś taki, kto zgoła nic nie winien śmierci. Albowiem śmierć nie może zatrzymać niewinnego, ale — jak napisano — przekłuta będzie czeluść Lewiatana (Job. 40,21), zniszczona będzie ściana pośrednia i rozwieje się wielka otchłań, ustanowiona między życiem a śmiercią. Przecież miłość jako śmierć mocna, a choćby mocniejsza od śmierci, skoro najedzie dwór owe­go mocarza, uwiąże go i łupy jego porwie, robiąc już samem swym przejściem na dnie morskim drogę, którędy by przejść mogli uwolnieni.

13. Mowa ta, jako wierna i wszelkiego przyjęcia godna, wydała się być dobrą. ale gdzież znaleziony być może ów niewinny, który by zechciał umrzeć nie dlatego, iż był powinien, ale dobrowolnie; nie wskutek przewinienia (nie dla złej zasługi), ale z własnego upodobania? Przebiega prawda okręg ziemski, i nie masz nikogo, kto by był wolny od brudu, kto by był niemowlę­ciem, którego życie na ziemi jest dzień jeden (Job 14, 4). Ale i miłosierdzie przetrząsa całe niebo, ale i ono choćby w aniołach znajduje — nie powiem: złość, wszelako mniejszą miłość. Zwycię­stwo to bowiem innemu się należało; temu, nad którego nikt nie miał większej miłości; On to bowiem duszę Swą położył za sługi nieużyteczne i niegodne. Już bowiem to jedno, iż nie na­zywa nas sługami, należy przypisać niezmierzonej Jego miłości i łaskawości. My zaś, choćbyśmy czynili wszystko, co nam roz­kazano, cóż innego musimy powiedzieć, jeżeli nie to, żeśmy słu­dzy nieużyteczni? (Łuk. 17, 10). ale któżby poważył się przy­puścić, iż On na to przystanie? Wracają tedy na dzień przeznaczony prawda i miłosierdzie, strapione wielce, albowiem nie zna­lazły, czego pragnęły.

14. Wówczas pokój, pocieszając je każdą z osobna, powia­da: „Wy nic nie wiecie ani myślicie. Nie masz, kto by to dobro uczynił, nie masz aż do jednego. Kto znalazł radę, znalazł i ratunek”. Zrozu­miał Król, do czego pokój zmierza, i mówi: „Żal mi, żem uczy­nił człowieka” (Gen. 6, 7). Na sercu mi leży, abym wstrzymał ka­rę i pokutę czynił za człowieka, któregom stworzył. Wówczas to rzekł: „Oto idę. Nie może ten kielich odejść ode mnie, jedno abym go pił.” I przyzwawszy natychmiast Gabriela, rzekł doń: „Idź, powiedz córce Syjońskiej: „Oto Król twój idzie” (Zach. 9,9). Gabriel spieszy i mówi: „Przyozdób łożnicę twoją, Syjonie, i przyjmij Króla”. Króla zaś mającego przyjść, uprzedzają miłosierdzie i prawda, jako napisano: „Miłosierdzie i prawda uprzedzą oblicze twoje”. Sprawiedliwość przygotowuje tron, według tego, co rzeczono: „Sprawiedliwość i sąd przygotowanie stolicy twojej” (Ps. 88, 15). Pokój przybywa wespół z królem, aby sprawdziło się to, co mówi Prorok: „Pokój będzie na ziemi naszej, gdy przyjdzie”. Dlatego to właśnie śpiewał przy narodzeniu Pańskim chór anio­łów: „Pokój na ziemi ludziom dobrej woli” (Łuk. 2, 14). I oto wtedy właśnie pocałowały się pokój i sprawiedliwość, gdyż do­tychczas zdawały się poważnie kłócić się ze sobą. Sprawiedliwość bowiem Zakonu nie pocałunek miała, ale raczej żądło ostre, i wię­cej przynaglała strachem, niż pociągała miłością; jak również nie sprowadzała pojednania, jakowe uskutecznia sprawiedliwość nowa, która jest z wiary. Jakoż bowiem inna była przyczyna tego, iż ani Abraham, ani Mojżesz, ani inni sprawiedliwi starozakonni przy zejściu swoim nie osiągnęli pokoju wiecznej szczęśliwości, o ile nie ta, iż naówczas sprawiedliwość i pokój nie były się jeszcze pocałowały ze sobą? Stąd, najmilsi, należy nam z większą gorli­wością dążyć do sprawiedliwości; albowiem sprawiedliwość i po­kój pocałowały się i nierozerwalne ze sobą zawarły przymierze w tym celu, aby każdy poniósł ze sobą świadectwo sprawiedli­wości, został z pogodnym obliczem przyjęty w radosne objęcia pokoju i w nim zasnął i spoczął.



KAZANIE II.
O siedmiorakim Duchu w Chrystusie.

1. W uroczystość dzisiejszą Zwiastowania Pańskiego należy nam, bracia, rozważyć rzecz niewypowiedzianie miłą i pozornie zrozumiałą — prostą naszego zbawienia historię. Gabriel otrzymuje zlecenie nowego poselstwa, a Dziewica, nową ujawniając cnotę, dostępuje zaszczytu nowego pozdrowienia. Kończy się z dawna na niewiastach ciążące przekleństwo; nowe nowa Matka odbiera błogosławieństwo. Napełnia się łaską Ta, która nie zna pożądliwości, aby za sprawą Ducha Najwyższego porodziła Syna, gdyż się wzbraniała przyjąć męża. Tymiż samymi drzwiami przychodzi do nas lekarstwo zbawienia, którymi wcisnął się i jad wę­żowy, zatruwający cały rodzaj ludzki. Łatwo jest z tych łąk zry­wać niezliczone tego rodzaju kwiaty; ale już dostrzegam sam środek przepaści o zawrotnej głębokości. Przepaść to zgoła nie­zbadana — tajemnica Wcielenia Pańskiego; przepaść nieprzeniknio­na! „Słowo ciałem się stało i mieszkało między nami” (Jan 1,14). Albowiem któż wyśledzi, kto dosięgnie, kto pojmie? Studnia głęboka, a nie mam, czym bym czerpał. Ale zdarza się niekiedy, iż opar wydobywający się ze studni, zwilża rozciągnięte na nie płótna. Dlatego właśnie, lubo się boję zapuszczać głęboko, świa­dom swej niemocy, wszakże często wyciągam jakby nad otworem studni owej do Ciebie, Panie, ręce moje, ponieważ dusza moja jako ziemia bez wody Tobie (Ps. 142, 6). Tak tedy cokolwiek słaby mój duch wchłonie w siebie przy podnoszeniu się mgły w górę — z wami, bracia, tą odrobiną postaram się podzielić bez zazdrości, podobnie jak przy wyciskaniu płótna spada na ziemię by najmniejsza kropla rosy niebieskiej.

2. Pytam tedy, dlaczego to adekwatnie wcielił się Syn, a nie Ojciec albo Duch św., skoro całej Trójcy św. nie tylko równa jest chwała, ale jedna i taż sama istota? ale któż poznał umysł Pański? Albo kto był rajcą Jego? (Rzym. 11,34). Jest to naj­wznioślejsza tajemnica, i nie wolno nam wydawać o niej sądu na ślepo i nierozważnie. Zdaje się wszakże, że wcielenie Ojca, i wcielenie Ducha wprowadziłoby w nieuniknionym następstwie zamieszanie, wypływające z mnogości synów, gdyż jeden byłby Syn Boży, a drugi człowieczy. Zdaje się i to być nie bez znacze­nia, iż ten właśnie winien był stać się synem, kto i był synem, aby nie było żadnej co do nazwy dwuznaczności. Wreszcie było to szczególniejszą chwałą i wybitnym przywilejem naszej Dziewi­cy Maryi, iż stała się godną mieć wspólnie z Bogiem Ojcem jed­nego i tegoż samego Syna, co by oczywiście było udaremnione, gdyby nie Syn się wcielił. W tym ostatnim wypadku nie mogli­byśmy też mieć powodu oczekiwać zarówno zbawienia, jak i dzie­dzictwa. Albowiem Ten, który był jednorodzonym, skoro tylko stał się pierworodnym wśród wielu braci, powołując ich do przy­sposobienia, przyłączył ich też niewątpliwie do dziedzictwa. Jeżeliśmy bowiem braćmi, więc i współdziedzicami. Ten zatem wier­ny pośrednik Jezus Chrystus, jako w jednej osobie skojarzył w sposób niewysłowiony i tajemniczy Boską i ludzką naturę tak i w samem dziele odkupienia, najwyższą kierując się mądrością, nie spuścił z oka sprawiedliwości w pośrednictwie, oddając każdemu, co należało: cześć Bogu, a człowiekowi zmiłowanie. Najle­psza to forma układu między znieważonym Panem a winnym słu­gą; bo ani sługa nie został przygnieciony nazbyt surowym wyro­kiem zapalczywości Pana, któremu cześć się należy; ani znowuż Pana nie pozbawiono należnej czci, co by się niechybnie stało, gdyby sługa doznał nadmiernej pobłażliwości.

3. Posłuchaj zatem i dobrze rozważ, jak aniołowie zaznaczy­li ów układ przy narodzeniu Pośrednika. Oto śpiewają: „Chwała na wysokości Bogu, a na ziemi pokój ludziom dobrej woli” (Łuk. 2, 14). Zauważmy, iż wiernemu pojednawcy Chrystusowi nie bra­kło ducha bojaźni, którym powodowany, zawsze oddawał cześć Ojcu i zawsze ją pomnażał, oraz ustawicznie szukał Jego chwały; nie brakło też ducha pobożności, w którym litośnie okazywał lu­dziom Współczucie. Stąd również był Mu konieczny duch umiejętności, który usuwał zamieszanie w przydziale bojaźni i bogobojności. Zauważ przy tym, iż do pierwszego rodziców naszych grzechu trzej przyczynili się sprawcy; wyraźnie wszakże tym trzem trzech brakowało rzeczy. Sprawcami tymi: Ewa, szatan i Adam. Nie miała umiejętności Ewa, gdyż ona jak mówi Apo­stoł, była zwiedziona w przestępstwie (1 Tym. 2, 14). Umiejętno­ści wprawdzie nie brakło wężowi, którego opisują jako najprzebieglejszą ze wszystkich żyjących istotę; ale ten uwodziciel nie miał pobożności, gdyż od początku stał się mężobójcą. Adam zaś wydaje się być pełen bogobojności, gdyż nie chce zasmucać nie­wiasty; ale on się wyzbył bojaźni Pańskiej, bo więcej jej głosu słuchał, aniżeli Boga. O, gdybyż raczej przeważyła w nim była bojaźń Boża! I o Chrystusie przecież czytamy słowa znaczące, iż napełnił Go nie duch pobożności, ale duch bojaźni Pańskiej (Iz. 11, 3). We wszystkim bowiem od pobożności stosowanej względem bliźnich wyżej stawić należy bojaźń Pańską, która winna zawładnąć niepodzielnie całym człowiekiem. tymi zatem trzema rzeczami — bojaźnią, pobożnością i umiejętnością — nasz Pośrednik pojednał ludzi z Bogiem; radą zaś i mocą wyswobo­dził nas z rąk nieprzyjaciela. A mianowicie: radą pozbawił do­tychczasowego prawa i władzy podbijania sobie niewinnych; mo­cą zaś dokonał tego, iż wróg już nie może przemocą zatrzymać odkupionych, ponieważ Chrystus jako zwycięzca wrócił z otchła­ni, a z Nim razem zmartwychwstało życie wszystkich.

4. Od tego czasu karmi nas chlebem żywota i rozumienia i wodą zbawiennej mądrości (Ekli. 15, 3). Rozumienie bowiem rzeczy duchownych i niewidzialnych jest prawdziwym duszy chle­bem, umacniającym nam serce i krzepiącym na wszelką dobrą sprawę we wszelakim ćwiczeniu duchownym. Człowiek zaś cie­lesny, który nie pojmuje tego, co jest z Ducha Bożego, uważając to za głupstwo, niech wzdycha i płacze mówiąc: „Zwiędłem ja­ko siano i wyschło serce moje, iżem zapomniał pożywać chleba mego” (Ps. 101, 5). Oto bowiem czysta i bezwzględna Prawda głosi, iż nie pomoże człowiekowi, jeśliby cały świat zyskał, a na duszy swej szkodę podjął. Ale kiedyż będzie mógł zrozumieć to chciwiec? Nadaremnie pracuje ten, kto o tym usiłuje przekonać. Dlaczego? A dlatego, iż mu to się głupstwem wydaje. Cóż praw­dziwszego nad to, iż jarzmo Chrystusowe jest słodkie? Włóż wszakże na człowieka światowi oddanego, a zobaczysz, iż uznaje raczej za kamień, niż za chleb. Nie ma wątpliwości, że dusza żyje tym wewnętrznym zrozumieniem prawdy, czyli iż ono jest pokarmem duchowym. Albowiem nie samym chlebem żyje czło­wiek, ale wszelkim słowem, które pochodzi z ust Bożych (Deut. 8, 3). Jednakże tak długo, dopóki kosztujesz prawdy, nie bez trudności przedostaje się ona do wnętrza twego. Gdy zaś poczniesz w niej smakować, staje się tobie już nie pokarmem, ale na­pojem, i bez trudu wchodzi do duszy, gdzie mianowicie duchowy pokarm rozumienia rozcieńcza się napojem mądrości, aby władzom człowieka wewnętrznym, t. j. uczuciom dotkniętym oschłością, wyszła raczej na pożytek, aniżeli miałaby się stać ciężarem.

5. A więc ze wszystkiego, czego koniecznie było potrzeba do zbawienia narodów, Zbawicielowi nic zgoła nie brakowało. On to bowiem jest Tym, o którym prorok wyśpiewał: „I Wyjdzie różdżka z korzenia Jessego, a kwiat z korzenia jego wy­rośnie. I odpocznie na nim duch Pański, duch mądrości i rozumu, duch rady i mocy, duch umiejętności i bogobojności. I napełni go duch bojaźni Pańskiej (Iz. 11, 1-3). Zwróć tu baczną uwagę na to, iż prorok powiedział, iż ów kwiat wyrośnie z korzenia, nie zaś z różdżki. Bo gdyby nowe ciało Chrystusa było stworzo­ne w łonie Dziewicy z niego (jak przypuszczali niektórzy), wów­czas może by można było powiedzieć, iż kwiat nie z korzenia wy­rósł, ale z różdżki. Teraz zaś skoro wyszedł z korzenia, bez wąt­pienia utrzymywać należy, iż wspólną miał od początku materię. Powiedziano, iż duch Pański odpoczął na nim w tym celu, aby okazać, iż nie było w Nim żadnego zmagania się. Na nas zaś, ponieważ duch nie zupełnie panuje nad ciałem, gdyż ciało pożąda przeciwko duchowi a duch przeciwko ciału, duch nie odpoczywa. Od tego zmagania się wyzwala nas Ten, w którym nic podobne­go nie było — nowy człowiek i prawdziwy człowiek, który przy­jął na się rzeczywiste ciało nasze, ale nie przyjął zastarzałego kwasu pożądliwości.


KAZANIE III.
O niewieście cudzołożnej (Jan 8, 3-11);
o
Zuzannie (Dan. 13);
o N. Maryi P. (Łuk. 1, 26-38).

Wygłoszone w r. 1150, kiedy urocz. Zwiastowania obchodzono w sobotę po niedzieli III postu, na który to dzień przypada lekcja o cnotliwej Zuzannie, a Ewangelia o niewieście cudzołożnej.

1. Jak bogatym w miłosierdzie, jak wspaniałomyślnym w sprawiedliwości, jak w łaskawości szczodrobliwym jesteś, o Pa­nie Boże nasz! Nie masz, kto by był Tobie podobny Dawco najhojniejszy, Oddawco najsprawiedliwszy, Uwolnicielu najłaskawszy! Łaskawie spoglądasz na niskich, sprawiedliwie sądzisz niewinnych, miłosiernie zbawiasz choćby grzeszników. Oto to jest, najmilsi, czym nam dzisiaj według świadectwa ksiąg świętych obficiej, niż zwykle — jeżeli uważniej się przyjrzymy — zastawia stół swój boga­ty gospodarz. Takiej mianowicie obfitości dostarcza nam zbieg świętego czasu Wielkiego Postu z najświętszym dniem Zwiastowania Pańskiego. Dziś bowiem słyszymy o tym, iż łaskawość Pana roz­grzesza pochwyconą na cudzołóstwie niewiastę; dziś wybawia niewinną Zuzannę; dziś też Najśw. Pannę napełnia szczególniej­szym darem łaski i błogosławieństwa. Wielka to uczta, skoro przed nami się kładzie naraz miłosierdzie, sprawiedliwość i łaska! Czyż miłosierdzie nie pożywieniem ludzi? Zbawiennym i skutecznym do leczenia! — Podobnie czyż sprawiedliwość nie chlebem serc? I to doskonale je wzmacniającym, boć to pokarm trwały ku pożywieniu! Przecież błogosławieni ci, którzy go łakną, albo­wiem oni będą nasyceni (Mat. 5, 6). Czyż nie pokarmem duszy łaska Boga jej? I nawet najsłodszym mającym w sobie wszelką przyjemność i rozkosz smaku; co więcej, łaska obejmując sobą wszystko bez wyjątku dobro, nie tylko sprawia rozkosz, ale i zasila, i leczy!

2. Przystąpmy, bracia moi, do tego stołu i skosztujmy choć­by odrobinę z każdej potrawy. — „W Zakonie Mojżesz rozkazał takie kamienować” — tak odzywają się o grzesznicy grzesznicy, o cudzołożnej faryzeusze. Ale Mojżesz to powiedział dla zatwar­działości waszych serc kamiennych. „Jezus zaś schylił się”. Panie, nakłoń niebios twoich, a zstąp (Ps. 143, 5). Jezus schyliwszy się i miłosierdziem zdjęty (boć nie żydowskie miał serce), „pisał palcem”, nie na kamieniu wprawdzie, ale „na ziemi”. I to nie raz! Podwójne i tu pismo, jak u Mojżesza — dwie tablice. I tak pisząc raz po raz, zdawał się wyciskać na ziemi prawdę i łaskę, zgod­nie z tym, co mówi Jan św.: „Zakon przez Mojżesza jest dany, łaska i prawda przez Jezusa Chrystusa się stała” (Jan 1,17). Zważ następnie, czy można sądzić, iż Chrystus czytał z tablicy prawdy, gdy dawał odprawę faryzeuszom, mówiąc: „Kto z was bez grze­chu jest, niech na nią pierwszy rzuci kamień”. Krótkie to wpraw­dzie słowo, ale żywe i skuteczne, i przeraźliwsze niżeli miecz po obu stron ostry. Jak głęboko ugodziły te słowa w skalne serca, jak gwałtownie ten jeden kamyk kamienne skruszył czoła, dowodnie o tym świadczy choćby rumieniec wstydu i cofanie się chyłkiem faryzeuszów. Zasłużyła ci wprawdzie cudzołożnica na ukamieno­wanie; ale niechże ten karania się podejmie, kto sam nie zasłu­żył na karę. Niechże ten tylko śmie wywierać na grzesznicy pomstę, kto sam na siebie pomsty nie ściąga. A inaczej niech każdy zaczyna od siebie, gdyż sam sobie jest bliższy; niech na siebie wyda wyrok i sobie karę wymierzy. — Tego chce prawda.

3. Mniejsza to zresztą, iż prawda dała odprawę oskarży­cielom, gdyż winowajczyni jeszcze nie rozgrzeszyła. Niechże więc pisze ponownie; niech wypisze łaskę; niech czyta, a posłuchamy! „Żaden cię nie potępił, niewiasto? Żaden, Panie! I Ja cię nie po­tępię. Idź a już więcej nie grzesz”. O, głosie miłosierdzia! Cf wy­razie zbawiennej radości! „Daj mi usłyszeć rano miłosierdzie Twoje, bom w Tobie nadzieję miał” (Ps. 142, 8). Albowiem tylko u Ciebie znajduje miejsce nadzieja miłosierdzia, i nie wiewasz Ty Panie, oleju miłosierdzia inaczej, jak do naczynia ufności! Ale jest ufność niewierna, co przekleństwo jedynie ściąga na nas, a to bywa wówczas, gdy w nadziei miłosierdzia grzeszymy. adekwatnie nie należy tego zwać ufnością, ale raczej jakąś nieczułością i zgubnym niedbalstwem. Jakaż bowiem ufność u tego kto nie uważa na niebezpieczeństwa? Albo jakiż tam może być środek zaradczy na strach, gdzie się nie odczuwa ani strachu ani przedmiotu strachu? Ufność jest pocieszeniem; a przecież nie potrzebuje pocieszenia ten, kto się cieszy, iż źle uczynił, kto im gorzej postępuje, tym więcej się weseli. Prośmy zatem bracia, aby nam odpowiedziano, ile mamy nieprawości i grzechów, chciejmy, aby nam okazano występki nasze i przewinienia. Badajmy drogi nasze i nasze dążenia, oceniajmy z cenną uwagą wszystkie niebezpieczeństwa. Ktoś powie w bojaźni swej: Zmierzam do bram piekła tak, iż jedynie już tylko w miłosierdziu Bożym wy­tchnienie znajdę. To jest prawdziwa ufność człowieka, który so­bie niedowierza, ale na Panu swoim polega. To jest — powta­rzam, prawdziwa ufność, której się nie odmawia miłosierdzia, bo jak świadczy prorok: „Kocha się Pan w tych, którzy się go boją i w tych, którzy nadzieję mają w miłosierdziu Jego” (Ps. 146,11). Miły i łagodny jest Pan i wielkiego miłosierdzia, wyniesiony nad złością, skory do przebaczenia. Wierzmy przynajmniej wrogom, którzy nie znaleźli w Nim nic innego, skąd by mogli mieć sposob­ność do uknucia potwarzy, jeno to że — jak mówili — lituje się nad grzesznicą i że, gdy Mu ją przywiedziono, w żaden sposób nie zezwolił na jej zabicie. Uchodził więc Chrystus za wyraźnego przeciwnika Zakonu, gdyż uniewinnił przez Zakon potępioną. Na waszą głowę, o faryzeusze, niech się zwróci cały waszej złośli­wości wymysł! Niedowierzacie rozprawie sądowej, chcąc dla sie­bie uniknąć sądu. Albowiem nie dzieje się krzywda prawu, gdy się uniewinnia tę, która pozostaje bez oskarżyciela.

4. A teraz rozważmy bracia, dokąd udają się faryzeusze. Czy widzicie dwóch starców, jako się ukrywają w sadzie Joachima. Szukają Zuzanny, jego żony; idźmy za nimi. Niegodziwych przeciwko niej myśli są pełni. „Przyzwól nam” — mówią starcy, mó­wią faryzeusze, mówią wilcy, którym przed chwilą udaremnione zostało pożarcie innej, co prawda — błędnej, owieczki. „Przyzwól nam” ... Zastarzali w dniach złych — przed chwilą potępialiście cudzołóstwo, teraz zaś zalecacie. Ale taka jest cała wasza spra­wiedliwość; co jawnie potępiacie w innych, w ukryciu czynicie sami. Dlatego wyszliście jeden za drugim, ponieważ Chrystus świadom wszystkich rzeczy tajemnych tak potężnie uderzył w wa­sze sumienia, mówiąc: „Kto z was bez grzechu jest, niech na nią pierwszy rzuci kamień”. Słusznie zatem mówi Prawda do uczniów: „Jeśli nie będzie obfitowała sprawiedliwość wasza więcej niż do­ktorów zakonnych i faryzeuszów, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego” (Mat. 5, 20). — Bo inaczej — mówią — damy prze­ciw tobie świadectwo. O, nasienie Chanaana, a nie Judy! Prze­cież tego choćby Mojżesz nie nakazał w Zakonie! Czyż ten, który rozkazał kamienować cudzołożną, wydał prawo, aby oskarżono uczciwą? Albo czyż ten, który kazał, aby rzucano kamienie na cudzołożnicę, zarządził, aby przeciw niewinnej składano świadec­two? O, nie! Bo przecież jako cudzołożnicę, tak podobnież i fał­szywego świadka nakazał nie puszczać bezkarnie (Deut. 19,16-21; Prz. 19, 9). Wy którzy szukacie chwały w Zakonie, przez przeniewierstwo Zakonowi zniesławiacie Boga!

5. „Westchnęła Zuzanna i rzekła: ciasno na mię zewsząd”. Albowiem zewsząd — śmierć; z jednej strony — cielesna, z drugiej — duchowa. „Bo jeśli to uczynię” — powiada — „śmierć mi jest, a jeżeli nie uczynię, nie ujdę rąk waszych”. Waszych rąk, fary­zeusze, nie ujdzie ani cudzołożną, ani uczciwa; waszych oskarżeń nie uniknie ani święty, ani grzesznik. Ukrywacie własne grzechy tam, gdzie znajdujecie cudze; a o ile ktoś swoich grzechów nie ma, wy takiemu własne narzucacie winy. Cóż jednak czyni Zu­zanna, ścieśniona zewsząd między śmiercią cielesną a śmiercią duchową? „Ale mi lepiej — powiada — bez uczynku wpaść w rę­ce wasze, niźli zgrzeszyć przed obliczem Pańskim”. Wiedziała ona bowiem, jak straszno jest wpaść w ręce Boga żywego. Prze­cież ludzie, gdy zabijają ciało, duszy zabić nie mogą; bać się przeto tego należy, który i duszę i ciało może zatracić do piekła (Mat. 10, 28). Dlaczego się spóźnia czeladź domowa Joachima? Niechże się werwą tyłem, bo w sadzie słychać wołanie — woła­nie srogich wilków, a między nimi jęk owieczki. Ale nie pozwala na pożarcie przez nich niewinnej Ten, kto tak litościwie raczył wyrwać im z paszczy owieczkę, na wyrwanie nie zasługu­jącą. Dobrze zatem czyniła, iż gdy prowadzono ją na śmierć, serce jej miało ufność w Panu; tak dalece ona się Go bała, iż złożyła z siebie wszelki strach przed ludźmi, a prawo Jego sta­wiała wyżej od życia i sławy. „Nie była bowiem mówiona kiedy­kolwiek mowa takowa przeciw Zuzannie. Ale i rodzice jej byli sprawiedliwi, i mąż jej poważany nad wszystkich żydów.” Słusznie więc Zuzanna doczekała się od sprawiedliwego Sędziego sprawiedliwej na sprawiedliwych kary, gdyż ona tak mocno łaknęła sprawiedliwości, iż wobec niej za nic sobie miała śmierć cielesną, pohańbienie w narodzie, i nieutulony płacz przyjaciół.

6. I my też bracia, o ile mamy usłyszeć z ust Chrystusa: „I ja cię nie potępiam”, o ile już więcej nie chcemy przeciwko niemu grzeszyć; o ile pragniemy pobożnie żyć w Chrystusie; koniecznie musimy znosić prześladowania, i nie wolno nam płacić złem za zło, ani przekleństwem za przekleństwo. W przeciwnym bowiem razie kto nie zachowa cierpliwości, straci sprawiedliwość, to jest — straci żywot; albo inaczej — straci duszę swoją. „Mnie pomstę, ja oddam, mówi Pan” (Rzym. 12, 19). Tak jest najzu­pełniej. On odda, ale pod warunkiem, iż dla Niego pomstę za­chowasz, że nie weźmiesz sądu od Niego, iż nie będziesz odda­wał oddającym ci zło. Będzie czynił sąd, ale krzywdę cierpiące­mu; w sprawiedliwości osądzi, ale dla łagodnych ziemi. — Dla was, jeżeli się nie mylę, stało się już uciążliwym to, że opóźniają się rozkosze. Nie dziwujcie się, rozkosze są. Nie przeciążą one nawet sytych; nie obmierzną choćby przesyconym.

7. „Posłań jest Anioł Gabriel od Boga do miasta Galilej­skiego, któremu imię Nazaret”. Dziwisz się, iż Nazaret, mała mie­ścina, został uświetniony tak wielkim i tak wielkiego króla poselstwem? Ale przecież wielki skarb w tej małej ukrywa się mie­ścinie; ukrywa się mówię, ale ukrywa się przed ludźmi, nie przed Bogiem. Czyż nie Boży to skarb — Maryja? Gdziekolwiek Ona jest tam i serce Jego. Oczy Jego na Niej; wszędy On spogląda na niskość służebnicy Swojej. Zna niebo jednorodzony Boga Ojca? o ile zna niebo, zna też i Nazaret. Czemużby nie znał ojczyzny swojej? Czemużby nie znał dziedzictwa swego? Niebo ze wzglę­du na Ojca, Nazaret przez wzgląd na Matkę za swą uważa wła­sność, jako sam świadczy o sobie, iż jest i Synem Dawida i Pa­nem jego (Mat. 22, 42-45). „Niebo nad niebiosy Pana, a ziemię dał synom człowieczym” (Ps. 113, 16). A więc koniecznie i jed­no i drugie przejść musi w Jego władanie, albowiem nie tylko Panem, ale i Synem jest człowieczym. Posłuchajmy również, w ja­ki to sposób Chrystus zastrzega sobie ziemię jako Syn człowie­czy, i w jaki też sposób obcuje z nią jako oblubieniec. Oto mó­wi: „Ukazały się kwiatki po ziemi naszej” (Pnp 2, 12). Nie stoi w tym w sprzeczności, że i Nazaret w tłumaczeniu oznacza: kwiat. Miłuje kwietną ojczyznę kwiat z korzenia Jessego i chętnie przebywa między liliami kwiat polny i lilia padolna. Kwiaty bo­wiem zalecają się pięknością, wonnością i nadzieją owocowania; łaska to potrójna. — I ciebie Bóg za kwiat poczytuje; i w tobie też znajduje upodobanie, jeżeli spostrzega ozdobę uczciwego ży­wota, wonność dobrej sławy oraz usiłowanie wysłużenia zapłaty w przyszłości.

8. „Nie bój się Maryjo; albowiem znalazłaś łaskę u Boga”. Jak wielką łaskę? Łaskę pełną; łaskę szczególną. Szczególną czy ogólną? Nie ulega wątpliwości, iż i tę i ową, albowiem pełną i tym szczególną, iż ogólną; Ty bowiem ogólną łaskę otrzyma­łaś w sposób szczególny. Tym, powiadam, szczególną, iż ogólną, albowiem Tyś jedna pomiędzy wszystkimi znalazłaś łaskę. Szczegól­ną dlatego, iżeś sama jedna znalazła tę pełność, ogólną, ponieważ z samej tej pełności otrzymują wszyscy. „Błogosławionaś Ty mię­dzy niewiastami i błogosławion owoc żywota Twego”. W sposób szczególny jest to wprawdzie owoc żywota Twego, ale za Twoim pośrednictwem przeszedł on do dusz wszystkich. Tak właśnie, tak ongiś była cała rosa na runie, cała na bojowisku; ale w ża­dnej części bojowiska nie była cała, jako była na runie (Sędz. 6,37-40). W Tobie jednej przebywał ów Król bogaty i przebogaty, a prze­cież wyniszczony, wysoko stojący, a przecież upokorzony; nie­zmierzony, a przecież mało co mniejszy od aniołów, wreszcie praw­dziwy Bóg i Syn Boży wcielony. A w jakimże celu? A w tym, abyśmy wszyscy wzbogacili się Jego ubóstwem; abyśmy zostali wywyższeni Jego upokorzeniem; abyśmy się powiększyli Jego umniejszeniem; abyśmy wreszcie przez Jego wcielenie przylgnąwszy do Boga zaczęli być jednego z Nim ducha.

9. Cóż powiemy, bracia? Do jakiego to przede wszystkim naczynia wlewa się łaska? Jeżeli, jak wyżej mówiliśmy, ufność otrzymuje w nagrodę miłosierdzie, a cierpliwość nagradza się sprawiedliwością, jakież więc zdołamy znaleźć odpowiednie dla łaski siedlisko? Łaska to balsam najczystszy i wymaga dobrze wypróbowanego naczynia. Jestże co tak czystego i tak wypróbowanego, jak pokora serca? Słusznie zatem Bóg pokornym łaskę daje. Słusznie też wejrzał na niskość służebnicy swojej. Dlaczego słusznie, zapytasz? A dlatego, iż ducha pokornego nie zaprzątają zasługi ludzkie, skutkiem czego do duszy wpływać może pełnia łaski. Ale do tej pokory należy nam wspinać się po kilku szczeb­lach. Najpierw, sercu człowieka, który wciąż jeszcze znajduje upodobanie w grzechu i nie zmienił dotychczas swego politowania godnego stanu postanowieniem poprawy, stoją na przeszkodzie własne jego występki i nie pozwalają mu stać się przysposobionym do odebrania łaski. Następnie, chociaż już człowiek posta­nawia poprawić obyczaje i nie wracać do dawnych występków wszakże same grzechy minione, lubo już cokolwiek ukróconym być się zdają, dopóki realizowane są w nim, nie dopuszczają łaski. Trwa­ją zaś dopóty, aż ich nie zmyje spowiedź, aż nie usuną ich całko­wicie następujące po nich godne owoce pokuty. Ale biada ci, o ile przypadkiem nastąpi zgubniejsza od wad i grzechów nie­wdzięczność! Cóż bowiem tak widocznie sprzeciwia się łasce? Z biegiem czasu oziębia się nasz zapał w doskonaleniu się; ostygnie stopniowo miłość, wybuja nieprawość, i kończymy cieleśnie, lubośmy byli zaczęli żyć duchowo. Stąd to właśnie pochodzi, iż coraz mniej poznajemy, czym nas Bóg obdarzył, bośmy niepobożni a zarazem i niewdzięczni. Porzuciliśmy bojaźń Pańską, wzgardzi­liśmy samotnością, do Boga wiodącą, a staliśmy się gadatliwi, ciekawi, żartobliwi, a obok tego potwarzamy bliźniego i szemrzemy, tracimy czas na fraszki, unikamy pracy, wykraczamy przeciwko karności, ilekroć nam się to udaje bez ściągnięcia na się uwagi, jak gdyby to natychmiast nie pociągało dla nas szkody. Czyż więc będziemy się dziwili, iż wobec takich zapór nie posiadamy łaski? Już zaś, jeżeli ktoś, według Apostoła, wdzięczny jest, aby w nim mieszkało słowo Chrystusowe, słowo łaski (Koloss. 3, 16-15); je­żeli jest pobożny, troskliwy i gorliwego ducha, niech się strzeże, aby nie ufał własnym zasługom i nie polegał na swoich uczynkach, bo inaczej i do takiej duszy łaska nie wstąpi. Jest już przecie pełen i łaska nie znajduje w nim miejsca dla siebie.

10. Czy uważaliście na faryzeusza ewangelicznego, gdy się modlił? Nie był drapieżnym, nie był niesprawiedliwym, ani cudzołożnikiem. Czy może był bez owoców pokuty? Przecież pościł dwakroć w tygodniu, dawał dziesięciny ze wszystkiego, co posiadał. Ale może okazał się niewdzięcznikiem? Posłuchajcie, co mówi: „Boże, dziękuję Tobie!”. Jednakże nie był próżny, nie był wyniszczony, nie był pokorny, ale wyniosły. Nie usiłował bowiem poznać tego, czego mu niedostawało, ale przeceniał swo­je zasługi i nie była to poważna pełność, ale nadętość. Odszedł przeto próżny, bo udawał pełność. Ów zaś celnik, wyniszczając samego siebie, ponieważ chciał przedstawić naczynie próżne, przeobfitą odebrał łaskę (Łuk. 18, 10-14). A więc i my, bracia, o ile pragniemy znaleźć łaskę, tak powstrzymujmy się na przyszłość od grzechów, iżbyśmy też i za przeszłe winy godnie mogli odpokutować. Nie mniej też troszczmy się o to, aby okazać się Bogu i pobożnymi i prawdziwie pokornymi. Albowiem na takowe dusze Bóg spogląda życzliwie owym łaskawości wejrzeniem, o którem mędrzec powiada: „Łaska Boża i miłosierdzie jest tu świętym Jego i wzgląd na wybrane Jego” (Mądr. 4, 15). I może właśnie dlatego po czterykroć woła Bóg na duszę, na którą spo­gląda: „Nawróć się, nawróć Sulamitko; nawróć się, nawróć, abyśmy na cię patrzyli” (Pnp 6, 12), ażeby nie trwała ani w nałogu grzesznym, ani w poczuwaniu się do grzechu ani tym bardziej w stanie oziębłości i odrętwiałej niewdzięczności, ani też w zaślepionym wynoszeniu się. Niech nas z tego poczwórnego niebezpieczeń­stwa raczy wyrwać i oswobodzić Ten, kto stał się nam z Boga Ojca mądrością, sprawiedliwością, uświęceniem i odkupieniem. Pan nasz Jezus Chrystus, który z Ojcem i Duchem św. żyje i króluje Bóg przez nieskończone wieki wieków. Amen.


NA WNIEBOWZIĘCIE NAJŚW. MARYI PANNY.

KAZANIE I.
O
podwójnym, Chrystusa i Maryi przyjęciu.

1. Panna chwalebna, wstępując dziś w niebiosa, bez wątpienia znakomicie przyczynia się do zwiększenia euforii niebios mie­szkańców. Przecież Ona jest Tą samą, której pozdrowienia dźwięk sprawia, iż choćby ci, których jeszcze ukrywa żywot macierzyński, wyskakują z euforii (Łuk. 1,41). Jeżeli dusza niemowlęcia jeszcze nienarodzonego rozpływała się weselem, skoro tylko przemówiła Maryja, jak sądzimy, jakie było wesele niebian, którzy stali się godnymi i głos Maryi słyszeć i oblicze widzieć i cieszyć się Jej świętą obecnością? Nam zaś, najdrożsi, jakąż Wniebowzięcie nastręcza sposobność do uroczystości, jakąż euforii przyczynę, jakiż przedmiot wesela? Maryi obecność uświetnia cały krąg ziemi tak dalece, iż sama choćby niebieska ojczyzna, opromieniona światłem lampy dziewiczej, płonie jaśniej złotym blaskiem. Słusz­nie tedy rozbrzmiewa na wysokościach dziękczynienie i chwała; ale co do nas, to zda się, należy nam raczej płakać niż się cie­szyć. Czyż bowiem nie wynika, iż o ile się raduje z Jej obecno­ści niebo, o tyle Jej nieobecność winien opłakiwać ten nasz pa­dół ziemski. Ale niech ustanie żałoba nasza, boć przecie i my nie mamy tu trwałego królestwa. Tamtego królestwa szukajmy, do którego dziś doszła Najświętsza Maryja. Skoro doń należymy jako obywatele, zaiste słuszną jest rzeczą, abyśmy choćby na wy­gnaniu, choćby nad rzekami Babilonu wspominali Ją, cieszyli się Jej radością, uczestniczyli w Jej weselu, a zwłaszcza w tym, którym dziś tak hojnie uwesela królestwo Boże, ażebyśmy i sami uczuli krople kapiące na ziemię. Poprzedziła nas nasza Królowa, poprzedziła, i z taką chwałą została przyjęta, iż sługi ufnie idą za Panią, wołając: „Pociągnij nas; za Tobą pobieżemy do wonności olejków twoich” (Pnp 1, 3). Pielgrzymowanie nasze wy­słało naprzód Orędowniczkę, która jako Matka miłosierdzia, po­kornie a skutecznie sprawy zbawienia naszego prowadzić będzie.

2. Kosztowny dar skierowała dziś do nieba nasza ziemia, ażeby dając i w zamian odbierając skojarzyć w błogosławionym przyjaźni przymierzu rzeczy ludzkie z boskimi, ziemskie z niebiańskimi, niskie z najwyższymi. Tam to bowiem wstępuje przewyborny ziemi owoc, skąd spływają datki najlepsze i dary dosko­nałe. Święta zatem Dziewica, wstąpiwszy do nieba, sama też od siebie będzie udzielała darów ludziom. I dlaczegóżby nie miała udzielać? Przecież nie może Jej ani władzy brakować ani chęci. Jest niebios Królową; jest miłosierną; jest ponadto Matką Jedno- rodzonego Syna Bożego. Nic bowiem nie może tak zalecić wiel­kości czy to Jej władzy czy Jej łaskawości; chybaby ktoś albo nie wierzył, iż Syn otacza Matkę szacunkiem albo zgoła wątpił, iż wnętrzności Maryi przeszły w uczucie miłości — te wnętrzności, w których w ciągu dziewięciu miesięcy cieleśnie spoczywała naj­wyższa, bo z Boga będąca miłość.

3. Powiedziałem to ze względu na nas bracia; wiem bo­wiem, że trudno, aby w takim niedostatku można było znaleźć taką doskonałą miłość, która by nie szukała swego. Zamilczam tymczasem dobrodziejstwa, które osiągamy wskutek Jej uchwalebnienia; o ile Ją miłujemy, z pewnością cieszyć się będziemy, iż idzie do Syna. Będziemy Jej winszowali chętnie, chyba iż — od czego niech Bóg uchowa! — okażemy się niewdzięcznikami względem wynalazczyni łaski wszelakiej. Albowiem Ten, którego Ona przyjęła ongiś, gdy wchodził do miasteczka świata tego, dziś przyjmuje Ją, wstępującą do świętego królestwa. A jak tobie się zdaje: z jaką czcią, z jaką radością, z jaką chwałą? Jak na ziemi nie było miejsca godniejszego nad świątynię panieńskiego żywota, do której Maryja przyjęła Syna Bożego; tak w niebie nie ma wznioślejszego tronu królewskiego nad ten, na który dziś wy­niósł Maryję Syn Maryi. Naprawdę, oba przyjęcia są błogosławione, oba niewysłowione, albowiem oba przechodzą umysł. W jakim bowiem celu czytamy dziś po kościołach Chrystusowych tę pe­rykopę ewangeliczną, w której mowa, iż niewiasta błogosławiona między niewiastami przyjęła Zbawiciela? Sądzę, iż w tym, ażeby Ta, którą sławimy, nabrała poniekąd szacunku z tego przyjęcia; co więcej, ażeby stosownie do niewysłowionej chwały tamtej i Ta jako niewysłowiona się okazała. Któż bowiem, choćby mówił ję­zykami ludzkimi i anielskimi, zdoła wysłowić, w jaki to sposób przez zstąpienie Ducha św. i zaćmienie Mocy Najwyższego, Cia­łem się stało Słowo Boże, przez które wszystkie stały się rzeczy, i w jaki sposób Pan majestatu, którego nie może objąć wszystko stworzenie, zamknął się, stawszy się człowiekiem, we wnętrz­nościach panieńskich?

4. Ale kto zdoła choćby myślą objąć i to, jak chwalebny odbywa dziś pochód Królowa świata, i z jakim uczuciem poddańczym występuje dziś na Jej spotkanie całe mnóstwo niebie­skich zastępów; z jak miłym wejrzeniem, z jak pogodnym obli­czem, w jak radosne objęcia zostaje przyjęta przez Syna i wynie­siona ponad wszystko stworzenie z taką czcią, na jaką zasługi­wała taka Matka; z taką chwałą, jaka przystała takiemu Synowi. Bezwzględnie szczęściem tchnęły pocałunki, składane ustami Niemo­wlęcia, gdy Matka z euforią trzymała Je na dziewiczym łonie. Wszakże czyż nie przyznamy, że więcej szczęśliwości było w tych pocałunkach, które dziś Ona przyjęła od Syna siedzącego po prawicy Ojca, gdy wstępowała na tron chwały, śpiewając pieśń godową i mówiąc: „Niech mię pocałuje pocałowaniem ust swoich” (Pnp 1). Chrystusa Narodzenie a Maryi Wniebowzięcie któż opowie? O ile bowiem na ziemi przewyższała innych łaską, o ty­le też szczególniejszą i w niebiesiech odbierze chwałę. A o ile oko nie widziało, ani ucho nie słyszało, ani w serce człowieka nie wstąpiło, co Bóg nagotował tym, którzy Go miłują, któż więc powie, co nagotował Tej, która Go zrodziła, i która Go — jak o tym nikt nie wątpi — więcej miłowała. O, zaiste! Szczęśliwa Maryja i po wielekroć szczęśliwa, czy to wówczas, gdy przyjmuje Zbawiciela, czy też gdy przezeń jest przyjmowana! W obu bo­wiem wypadkach należy podziwiać godność Dziewicy Matki; w obu wypadkach należy uznać zniżenie się łaskawe Majestatu. „Jezus wszedł do niejakiego miasteczka, a niewiasta niektóra przyjęła Go do domu swego” (Łuk. 10, 38). Wszakże trzeba już raczej oddać się modlitwie, gdyż dzień dzisiejszy należy poświę­cić pieniom świątecznym. A ponieważ słowa niniejszej perykopy nastręczają nam materiał obfity, przeto jutro także, gdy zejdzie­my się razem, podzielić się wypadnie bez zazdrości tym, co z góry dano, ażeby wspomnienie tej Panny nie tylko pobożne rozbudzało uczucia, ale i budowało obyczaje, zachęcając do postępu w do­skonałości, ku czci i chwale Jej Syna a naszego Pana, który jest błogosławiony ponad wszystko Bóg na wieki. Amen.



KAZANIE II.
O oczyszczeniu, przyozdobieniu i napełnieniu domu.

1. „Jezus wszedł do niejakiego miasteczka; a niewiasta niektóra, imieniem Marta, przyjęła Go do domu swego” (Łuk. 10, 38). Wtem miejscu uważałbym za zupełnie adekwatne zastosowanie wykrzyknienia proroka: „O Izraelu, jako wielki jest dom Boży, i niezmierne miejsce osiadłości Jego!” (Bar. 3, 24). Czyż nie nie­zmierne miejsce, skoro w porównaniu z nim, tylko miasteczkiem zowią się tej ziemi przeogromne obszary? Czyż nie niezmierna to ojczyzna, czyż nie nieoszacowana to kraina, skoro mówimy o Zbawicielu, opuszczającym ją a zstępującym na okręg ziemski, iż wchodzi do miasteczka? Chybaby może ktoś sądził, iż mia­steczko oznacza co innego, niż przedmieście fortecy księcia tego świata, którego nadszedł mocniejszy, aby rozgrabić naczynia je­go (Łuk. 11, 21-22). Pospieszmy, bracia, wejść do tego ogromu szczęśliwości, gdzie nikt drugiego nie krępuje, żebyśmy mogli po­jąć ze wszystkimi Świętymi, która jest szerokość i długość, i wy­sokość i głębokość (Ef. 3, 18). Nie traćmy co do tego nadziei, albowiem Sam zamieszkujący ojczyznę niebieską, który jest zara­zem i Stwórcą, nie wzdraga się przed ciasnością tego naszego malutkiego miasteczka.

2. Ale co znaczy powiedzenie, iż wszedł do miasteczka? Przecież wszedł również do szczupłego przybytku dziewiczego łona. Zresztą i niewiasta niektóra przyjęła Go do domu swego. Szczęśliwa ta niewiasta, która godną była przyjmować nie już szpiegów Jerychońskich ale raczej samego najpotężniejszego łu­pieżcę owego głupiego, który się odmienia jako księżyc (Ekli. 27, 12); nie posłów Jezusa syna Nawe, ale samego Jezusa Syna Bo­żego! Szczęśliwa, powiadam, niewiasta, której dom w chwili przy­jęcia Zbawiciela znaleziony był czystym wprawdzie ale bynajmniej nie pustym. Któżby bowiem nazwał pustą Tę, którą anioł pozdra­wia jako łaski pełną? I nie dość tego; gdyż zapewnia ponadto, iż zstąpi na Nią również Duch Św. Jak sądzisz, w jakim to celu? Czyż nie w tym, aby Ją wypełnił ponad miarę? W jakimże celu, o ile nie w tym, aby Maryja będąc przy zstąpieniu Ducha Św. już pełną dla siebie po Jego zamieszkaniu stała się nad miarę pełną i nadobfitującą dla nas? Oby spłynęły na nas one wonności, czyli charyzmaty łask, ażebyśmy wszyscy wzięli z tak wielkiej pełności! Ona to powiem jest Pośredniczką naszą; Ona jest Tą, przez którą otrzymaliśmy miłosierdzie Twe Panie; Ona jest Tą, przez którą i myśmy przyjęli Pana Jezusa do domów naszych Każdy bowiem z nas własną ma twierdzę i dom własny; Mądrość zaś kołacze do wrót każdego; kto jej otworzy, do tego wejdzie, z tym zasiądzie do biesiadnego stołu. Jest znane przysłowie, któ­re u wielu na ustach, a bardziej jeszcze w sercu; ono głosi: dob­rej strzeże twierdzy ten, kto pilnuje ciała swego. Mędrzec wszak­że Pański powiada jeszcze dobitniej: „Wszelaką strażą strzeż serca twego: bo z niego żywot pochodzi” (Przyp. 4, 23).

3. Ale niech choćby będzie tak, jak chce większość: dobrej strzeże twierdzy ten, kto pilnuje ciała swego. Dodać tu słusznie należy, jaką strażą trzeba otoczyć ową twierdzę. Jak sądzisz, aza­li należycie strzegła dusza twierdzy ciała swego, o ile jego członki, jakby spisek uczyniwszy, oddały panowanie jej wrogowi? Są bowiem tacy, którzy postanowili przymierze ze śmiercią, a z piekłem uczynili umowę (Iz. 28, 15). „Roztył miły i odzierzgnął; roztywszy, stłuściawszy, napęczniawszy, opuścił Boga Stwo­rzyciela swego i odstąpił od Boga, Zbawiciela swego” (Deut. 32, 15). Przecież jest to straż, którą wychwalają grzesznicy w pożądliwościach ciała swego. Co wam się zda, bracia? Czy i w tym należy iść za większością? Niech Bóg uchowa! Zapytajmy raczej Pawła, boć on jest wodzem doświadczonym w bojowaniu duchowym. Powiedzże nam Apostole jaka jest straż twierdzy twojej? „Ja tedy — odpowiada — tak bierze nie jako na niepewną; tak szermuję, nie jako wiatr bijąc. Ale karzę ciało moje i w niewolę podbijam, bym snać inszym przepowiadając, sam się nie stał od­rzuconym” (1 Kor. 9, 26). A na innym miejscu: „Niechże nie kró­luje grzech w waszym śmiertelnym ciele, żebyście posłuszni mieli być pożądliwościom jego” (Rzym. 6, 12). Zaiste pożyteczne to stróżowanie i szczęśliwa ta dusza, która tak pilnuje ciała swego, że go nigdy nie zdobędzie nieprzyjaciel! Zdarzyło się bowiem niegdyś, iż tę moją twierdzę podbił szatan pod swą tyranię, sa­mowładnie panując nad wszystkimi członkami. Jak bardzo zaszko­dził w owym czasie, jeszcze obecne wskazuje spustoszenie i nę­dza. Niestety! Nie pozostawił w niej ani muru powściągliwości, ani przedmurza cierpliwości. Wyniszczył winnicę, wykosił zasiewy, drzewa wykorzenił; bo choćby i to oko moje łupiło mi duszę. Szczęściem jedno, iż mię Pan wspomógł: mało by była dusza moja nie mieszkała w piekle (Ps. 93, 17). Nazywam zaś piekłem podziemnym miejsce, gdzie żadnego nie masz wyznawania, skąd nikomu nie dano jest wyjść.

4. Zresztą i wówczas duszy nie zbrakło ani więzienia ani piekła. Ujęta w samym początku buntu i podłej zdrady, nie gdzie ­indziej, tylko we własnym domu oddana została pod straż więzienną; nie innym, tylko z własnej czeladzi pochodzącym przeka­zana katom. Stało się bowiem dla niej sumienie więzieniem, a katami — rozum i pamięć, i to okrutnymi, surowymi i nielitościwymi, wszakże nie tyle, co ryczące nagotowane do żeru (Ekli.54, 4), którym niebawem miała być oddana. Ale błogosławiony Pan, który nas nie dał w zachwycenie zębom ich (Ps. 123, 6) — bło­gosławiony Pan, który nawiedził i uczynił odkupienie. Gdy bo­wiem szatan gwałtownie usiłował wtrącić ją do owego więzienia podziemnego, gdy i samą twierdzę chciał palić ogniem wieczy­stym, ażeby też słuszna stała się zapłata przeniewierczym człon­kom, nadążył silniejszy. Wszedł do miasteczka Jezus i poskro­miwszy silnego, jego pożytki porwał, ażeby to, co było przedtem hańbą, stało się zaszczytem. Skruszył drzwi miedziane i połamał zapory żelazne (Ps. 106, 16), wyprowadzając więźnia z domu niewoli i z pośród cienia śmierci. Wyjście zaś jego — w spowie­dzi. Ta to bowiem miotła, którą wymieciono i przyozdobio­no więzienie, która następnie w postaci pewnych, pięknie kwitnących gałązek ustaw zakonnych wróciła z więzienia do do­mu. Ma już zatem niewiasta dom swój, w którym by mogła przyjąć Tego, komu zawdzięcza tyle dobrodziejstw. Inaczej biada jej, o ile nie zechce go przyjąć, jeżeli go nie zatrzyma, o ile nie zmusi, aby z nią pozostał, ponieważ ma się ku wieczorowi. Gdy bowiem powróci ten, który uprzednio został wypędzony, znajdzie wprawdzie dom czysty i ochędożony, ale pusty.

5. Pozostaje niewieście dom jej pusty, ponieważ zaniedba­ła okazać Zbawicielowi należną w nim gościnność. Jakże to, za­pytasz? Czyż dom oczyszczony wyznaniem popełnionych grzechów i przyozdobiony zachowaniem ustaw zakonnych może być uwa­żany za niegodny zamieszkania łaski, wejścia Zbawiciela? Nie ma wątpliwości, iż może, o ile został oczyszczony i, jak się rzekło, wysłany gałązkami kwitnącymi tylko powierzchownie, a wewnątrz pełen jest błota. Któżby bowiem sądził, iż można Pana przyj­mować w pobielanych grobach, które zewnątrz wydają się piękne, a wewnątrz pełne plugastwa i ropy? Dajmy na to, iż Pan niekie­dy, znajdując do pewnego stopnia upodobanie w samej powierz­chowności, zaczyna zwolna wkraczać do takiego człowieka, udzie­lając mu pewnej początkowej łaski w swoim nawiedzeniu; czyż nie opuści go natychmiast z oburzeniem? Czyż nie pierzchnie wołając: „Ugrzęzłem w błocie głębokości i dna nie masz” (Ps. 68, 3). Pozór bowiem cnoty, nie cnota sama, jest jakby właściwością, nie istotą. Wchodzącego Pana nie może wstrzymać wiotka po­wierzchnia zewnętrznego zachowania się, albowiem On wszystko przenika, i w tajnikach duszy jest Jego przybytek. o ile bowiem ciała jawnie oddanego występkom bynajmniej nie zamieszkuje duch karności, to przed obłudnością nie tylko się uchyli, ale uciecze i oddali się (Mądr. 1. 5). Czymże bowiem, o ile nie ohydną obłudą jest to, iż grzech tylko powierzchownie usuwasz, a nie wykorzeniasz go wewnątrz? Bądź pewny, iż gość przeklę­ty, który był wyrzucony, panoszyć się będzie zuchwałej i wejdzie do domu oczyszczonego, ale pustego, z siedmiu gorszymi ducha­mi. Pies wracający do zwrócenia swego (Przyp. 26, 11) daleko wstrętniejszym będzie, niż był przedtem. Wielorako stanie się sy­nem zatracenia ten, kto po odpuszczeniu win ponownie w też same wpadł brudy, upodobniając się umytemu wieprzowi w ka­łuży błota.

6. Chcesz oglądać dom oczyszczony, przyozdobiony a próż­ny? Patrz na człowieka, który się spowiadał i porzucił grzechy dawniejsze, wyraźnie wiodące na potępienie, a teraz przykłada rękę tylko do dzieł nakazanych z sercem zgoła oschłem, wie­dziony przyzwyczajeniem, zupełnie jak ta krowa Efraima, nauczo­na miłować młóckę. W rzeczach zewnętrznych, które na niewiele się zdadzą, nie opuszcza ani jednej joty, ani jednej kreski; wsze­lako połyka wielbłąda, a komara przecedza. Taki jest w sercu niewolnikiem własnej woli, hołduje chciwości, pożąda sławy, po­woduje się ambicjami; bądź wszystkie te występki pielęgnuje w duszy, bądź tylko z nich niektóre: i kłamie nieprawość sobie (Ps. 26, 12), ale nie da się Bóg z siebie naśmiewać (Gal. 6, 7). Spotkasz przecież niekiedy człowieka tak pozującego, iż choćby siebie samego zwodzi i wcale nie dostrzega robaka, który go wewnątrz pożera. Ponieważ ma przed oczyma powierzchowność, więc sądzi, iż wszystko w porządku. Prorok powiada: „Jedli cu­dzy siłę jego, a on nie wiedział” (Oz. 7, 9). Taki mówi: „Żem jest bogaty i zbogacony, a niczego nie potrzebuję, a nie wie, iż jest nędzny, i mizerny, i ubogi, i ślepy i nagi” (Apok. 3, 17). Albowiem widzimy, iż przy nadarzonej sposobności i ropa, która była ukryta we wrzodzie, wydostaje się na wierzch, i drzewa zrą­bane, ale nie wykorzenione, w gęstszy wyrastają las. Jeżeli chcemy uniknąć tego niebezpieczeństwa, koniecznie musimy przyłożyć siekierę do korzeni drzewa, nie do gałęzi. Niech się w nas ujaw­niają nie same tylko praktyki cielesne, nie na wiele zdatne, ale niech kwitnie pobożność pożyteczna do wszystkiego, i ćwiczenia duchowne.

7. „Niewiasta imieniem Marta przyjęła Go do domu swego; a u niej była siostra imieniem Maryja”. Siostrami są, muszą więc mieszkać wspólnie. Jedna zajęta jest około posługi, druga pilnie uważa na słowa Pana. Do Marty należy przyozdobienie, ale na­pełnienie — do Maryi. Oddała się bowiem Panu w tym celu, aby dom nie był próżny. Ale do kogo można by odnieść oczyszcze­nie? Doszliśmy bowiem, iż dom, w którym przyjmują Zbawiciela, winien być i czysty i przyozdobiony, i niepróżny. Odnieśmy je do Łazarza, o ile chcecie. Bo i on z prawa braterstwa wspólnie posiada dom z siostrami. Mówię do Łazarza, którego na czwarty dzień po śmierci, będącego już w rozkładzie, wskrzesza z umar­łych głos Wszechmocy, aby zdawał się być dość trafnym wyobrażeniem grzesznika pokutującego. Niechże więc wejdzie Zba­wiciel, i niech często nawiedza dom, który Łazarz pokutujący oczyszcza, przyozdabia Marta, a napełnia Maryja, oddana wewnętrznej kontemplacji.

8. Ale może ktoś ciekawością wiedziony zapyta, dlaczego w niniejszym ustępie Ewangelii żadnej nie spotykamy wzmianki o Łazarzu. Sądzę, iż choćby i to nie stoi w sprzeczności z wyrażonym przypuszczeniem. Albowiem Duch św., chcąc zaznaczyć, iż mowa tu o domu dziewiczym, słusznie zamilcza o pokucie, która przecież idzie w ślad za grzechem. Niepodobna bowiem utrzymywać, jakoby ów dom miał kiedykolwiek w sobie jakąś własną zmazę, dla której by była potrzebna miotła Łazarza. Gdy­by była od rodziców zaciągnęła zmazę pierworodną — ale prze­cież pobożność chrześcijańska zabrania wierzyć, jakoby Maryja była mniej od Jeremiasza poświęcona z żywocie (Jer. 1, 5), albo nie więcej od Jana napełniona Duchem św.; nie czczono by Jej bowiem uroczystymi pochwałami w dniu narodzenia, gdyby się nie była urodziła świętą. Wreszcie ponieważ ze wszech miar jest pewnym, iż Maryja została oczyszczona od zmazy pierworodnej w drodze jedynie łaski — gdyż i teraz na chrzcie zmazę tę tylko łaska zmywa, i dawniej gładził ją tylko kamień obrzezania; po­nieważ, jak pobożnie należy wierzyć, własnego występku Maryja nie miała, przeto i pokuta daleką była od serca całkiem niewin­nego. Niechże więc Łazarz będzie z tymi, którym koniecznie trzeba oczyścić sumienia od uczynków martwych; niech wstąpi do zranionych, śpiących w grobach, a w przybytku dziewiczym niech pozostaną tylko Marta i Maryja. Ona to bowiem niskie świadczyła posługi brzemiennej i podeszłej w latach Elżbiecie w ciągu jakoby trzech miesięcy (Łuk. 1, 56); Ona też przecho­wywała słowa, jakie mówiono o Synu, w sercu swoim (Łuk. 2,19).

9. Niechże więc nikogo nie dziwi, iż niewiasta przyjmując Pana, nie Maryja się nazywa, ale Marta, skoro w tej jednej i naj­wyższej Maryi spostrzegamy i pracowitość Marty i niepróżnujące próżnowanie Maryi. Wprawdzie wszystka chwałą tej córki kró­lewskiej wewnątrz, tym niemniej w bramach złotych ubrana rozma­itościami (Ps. 44, 14). Ona nie jest z liczby panien głupich; jest Panną roztropną; ma lampę, a w naczyniu nosi oliwę. A możeście zapomnieli ową przypowieść ewangeliczną, w której mowa o niedopuszczeniu na gody panien głupich? (Mat. 25, 1,13). Dom ich był wprawdzie czysty, bo przecież pannami były; był przyozdobiony, boć wszystkie razem — i głupie i mądre — chędożyły lampy; ale był pusty, bo nie wzięły do swych naczyń oliwy. To było przyczyną, iż Oblubieniec niebieski nie zechciał ani przez nie być przyjmowany do ich domów, ani ich dopuścić na gody. Inaczej przedstawia się sprawa z ową mężną Niewiastą, która starła głowę węża. W Jej pochwałach czytamy między innymi i to, iż „nie zgaśnie w nocy kaganiec Jej” (Ps. 31, 18). Jest to aluzja do głupich panien, które przy nadejściu o północy oblubieńca za późno się skarżą, mówiąc: „Lampy nasze gasną”. Oto tedy kroczy Panna chwalebna, której lampa samym choćby aniołom światłości cudem się wydała tak, iż wołają: „Któraż to jest, która idzie jako zorza powstająca, piękna jako księżyc, wy­brana jako słońce?” (Pnp 6, 9). Świeciła bowiem jaśniej od wszystkich innych Ta, którą napełnił oliwą łaski przed wszystki­mi wybrańcami swymi Jezus Chrystus, Syn Jej a nasz Pan.

KAZANIE III.
O Maryi, Marcie i Łazarzu (Łuk. 10, 38-42).

1. „Jezus wszedł do niejakiego miasteczka; a niewiasta niektóra, imieniem Marta, przyjęła Go do domu swego”. Co to ma znaczyć, bracia, iż jak czytamy, z dwóch sióstr tylko jedna przyjęła Pana, i to ta, która wydaje się być pośledniejszą? Naj­lepszą bowiem cząstkę obrała Maryja, jak o tym Ten świadczy, którego przyjęła Marta. Wszakże starszą wiekiem wydaje się być Marta, wiemy zaś, iż zapoczątkowanie zbawienia nie tyle jest adekwatne usposobieniu kontemplacyjnemu, ile raczej czynnemu. Chwali Chrystus Maryję, ale przyjmuje Go Marta. Jakób miłuje Rachelę, ale dzięki jego nieświadomości podsuwa mu się Liję. Gdy się skarży na oszukaństwo, w odpowiedzi słyszy, iż nie we zwyczaju to, by wpierw młodsze szły za mąż (Rodź. 29, 23-26). o ile zaś uprzytomnisz sobie ten dom z gliny, z łatwością zro­zumiesz, dlaczego w nim przyjmuje Pana raczej Marta, niż Maryja. To bowiem, co mówi Apostoł: „Chwalcież i noście Boga w cie­le waszym” (1. Kor. 6, 20), mówi się do Marty, nie do Maryi. Ta bowiem posługuje się ciałem jako narzędziem, lubo uważa je raczej za zawadę. Powiedziano bowiem, iż „ciało, które się kazi, obciąża duszę, a ziemskie mieszkanie tłumi umysł wiele myślący” (Mądr. 9. 15). Czyżby też i wiele czyniący? Marta zatem przyj­muje Zbawiciela do domu swego na ziemi; Maryja zaś o tym ra­czej myśli, jak przez Niego przyjętą będzie w domu nie ręką uczy­nionym i wiecznym w niebiesiech. Może wszakże się zdawać, iż i ona przyjęła Pana, ale w duchu: Pan bowiem jest duchem.

2. „A ta — mówi się dalej — miała siostrę imieniem Maryja; która też siedząc u nóg Pańskich, słuchała słowa Jego”. Widzisz stąd, iż obie przyjęły Słowo — jedna w ciele, druga w głosie. „Ale Marta pieczołowała się około rozmaitej posługi. Która stanę­ła i rzekła: Panie nie dbasz Ty, iż siostra moja opuściła mię, żebym sama posługiwała?” Czy sądzisz, iż w domu, w którym przyjmują Chrystusa, da się posłyszeć głos szemrania? Szczęśli­wy dom i zawsze błogosławione to zgromadzenie, w którym na Maryję uskarża się Marta! Albowiem przenosić Martę nad Maryję jest rzeczą zgoła niegodziwą, zgoła nie dozwoloną. Z drugiej strony, gdzie czytasz, jakoby Maryja miała się uskarżać: siostra moja opuściła mnie, żebym sama oddawała się Bogu? Niech Bóg broni i zachowa od tego, aby ten, kto oddał się Bogu, wzdychał do zgiełkliwego życia braci, piastujących urzędy! Niech Marcie wciąż się zdaje, iż jest za mało czynną i zaradną oraz niech pragnie i w innych czynnościach, którymi zarządza, większą roz­winąć pracowitość. „A odpowiadając, rzekł jej Pan: Marto, Mar­to, troszczysz się i frasujesz około bardzo wiele”. Zwróć uwagę na przywilej Maryi: jakiego to w każdej sprawie ma obrońcę. Oto oburza się faryzeusz (Łuk. 7, 39); uskarża się siostra; choćby ucz­niowie szemrzą (Mat. 26, 8): Maryja zawsze milczy, a za nią mó­wi Chrystus (Św. Bernard uznaje tu jedną Maryję - cf. kaz. 3 na 6 niedz. po Ziel. Św., kaz. 4 na Pośw. Kościoła). „Maria — powiada — najlepszą cząstkę obrała sobie, która od niej odjęta nie będzie” na wieki. Oto to jedno, co jest konieczne; oto ta, jedna rzecz, której prorok tak pilnie szukał: „O jedną prosiłem Pana, tej szukać będę” (Ps. 26, 14).

3. Cóż ma jednak znaczyć, bracia, to, co powiedziano, iż Maryja obrała najlepszą cząstkę? Gdzież będzie to, co przeciwko niej zwykliśmy przytaczać, jakoby Mędrzec chciał zganić kłopoty, niedoskonałość krzątającej się Marty: „Lepsza jest złość męska niż niewiasta dobrze czyniąca?” (Ekli. 42, 14). A gdzie będzie to: „Jeśli mnie kto będzie służył, uczci go Ojciec mój?” (Jan 12, 26). I to: „Ktokolwiek by między wami chciał większym być, niech będzie sługą waszym” (Mat. 20, 26). Wreszcie co za pociecha dla pracującej przytaczać, jakby jej na szyderstwo, cząstkę sio­stry? Według mnie tedy jedno z dwojga: albo dlatego Maryja otrzymuje za wybór pochwały, iż ta sama cząstka, o ile to w naszej mocy, ma być przez wszystkich obrana; albo by żad­nej z nich na pewno nie zabrakło i wyrok nie padł na jakąś jedną, (cząstkę), uzależnić decyzję w tę lub drugą stronę od posłuszeń­stwa Mistrzowi. „Któż ze wszech sług twoich wierny jako Da­wid, idący na rozkazanie Twoje?” (1. Król. 22, 14). Wreszcie: „Gotowe serce moje, Boże, gotowe serce moje” (Ps. 56, 8), nie raz tylko, ale i powtóre — i Tobie się oddać, i bliźnim służyć. Zaiste ta jest cząstka najlepsza, która odjętą nie będzie; to jest usposobienie najlepsze, które się nie zmieni, choćbyś je nie wiem, gdzie nakłaniał. „Którzy by dobrze posługiwali, zjednają sobie stopień dobry” (1. Tym. 3, 13); być może, iż lepszy zjedna­ją ci, którzy dobrze Bogu służyli; najlepszą zaś ci osiągną, któ­rzy byli doskonałymi pod obydwoma względami. Jedno jeszcze dodam, jeżeli tylko o to Marta może być posądzona. Czyż nie zdaje się bowiem, jakoby posądzała o bezczynność tę, o którą prosi, aby była jej dana za pomocnicę? ale człowiekiem ciele­snym jest, i całkiem nie rozumie, co jest z ducha, ten co przy­padkiem zgani duszę bogomyślną za jej bogomyślność. Niech więc usłyszy, iż jest to najlepsza cząstka, która pozostaje na wieki. Czyż bowiem nie wydaje się w pewnej mierze grubą du­sza, zgoła pozbawiona bogomyślności, która wkracza do owej krainy, gdzie to jedno jest zatrudnieniem wszystkich, jedynym zabiegiem, wspólnym życiem?

4. Ale rozważmy, bracia, w jaki to sposób w tym naszym domu zarządzenie miłości rozdzieliło te trzy urzędy: sprawy go­spodarcze Marcie, kontemplację Maryi, a pokutę Łazarzowi. Każ­da dusza doskonała ma to w sobie wszystko razem; wszakże zda­je się, iż najczęściej poszczególnym ludziom poszczególne też przysługują cechy tak, iż jedni oddają się świętej kontemplacji, inni — kierownictwu braci, inni znowuż w gorzkości duszy swojej rozmy­ślają wszystkie lata swoje, jako zranieni, śpiący w grobach. Tak właśnie, tak być powinno, aby Maryja pobożnie a wzniośle rozmy­ślała o Bogu swoim, Marta łaskawie i litościwie o bliźnim, a Ła­zarz —żałośnie i pokornie o sobie samym. Niech każdy zastana­wia się nad swoim przeznaczeniem. „Jeśli będą ci trzej mężo­wie w pośrodku jej, Noe, Daniel, i Job, ci sprawiedliwością swą wybawią dusze swe, mówi Pan zastępów; ale ani synów, ani có­rek nie wybawią” (Ezech. 14, 14-16). My nikomu nie schlebiamy, obyż i z pośród was nikt siebie nie zwodził! Ci którym wcale nie zostało powierzone szafowanie ani zlecone kierownictwo, powin­ni koniecznie przesiadywać albo u nóg Jezusa z Maryją, albo nie­zawodnie z Łazarzem pośród grobu. Czyż nie wiele rzeczy zaprząta Martę, która się frasuje za wiele? Tobie zaś, skoro je­steś wolny od tych powinności, jest koniecznie potrzebne jedno z dwojga: albo nie frasować się wcale, lecz raczej rozkoszować w Panu; albo — o ile cię jeszcze na to nie stać — frasować się nie o wiele rzeczy, ale, jak powiada prorok o sobie — o samego siebie (Ps. 41, 7).

5. Powtórnie mówię, aby nikt nie wymawiał się niewiadomością, ponieważ bracie, nie należy do ciebie troska o budowę i sterowanie wśród walk arki Noego, przeto powinieneś się stać albo, na wzór Daniela, mężem pożądania (Dan. 9, 23), albo z błogosławionym Hiobem — mężem boleści i znającym niemoc (Iz. 53, 3). Bo inaczej boję się, aby cię letniego i wzbudzające­go wymioty nie począł wyrzucać z ust swoich Ten, kto cię pra­gnie mieć albo gorącym od rozważania Go i pałającym ogniem miłości — albo zimnym wskutek poznania samego siebie i po­wściągającym wodą skruchy ogniste strzały szatana. Ale też ko­niecznie trzeba i samą Martę upomnieć, aby tego przede wszystkim szukała między szafarzami, iżby który znaleziony był wier­nym (Kor. 4, 2). Wiernym zaś będzie wówczas, gdy z jednej strony nie będzie szukał tego, co jego jest, ale co jest Jezusa Chrystusa, aby była czysta intencja; z drugiej — gdy nie swoją, ale Pana będzie pełnił wolę, aby czynności były porządne. Są bo­wiem tacy, których oko nie jest proste, i tacy otrzymują zapła­tę swoją. Są, którzy dają się ponosić własnym poruszeniom du­chowym, — i splugawione jest wszystko, co składają w ofierze, albowiem wola ich w nich samych się znajduje. Przejdź teraz ze mną do pieśni godowej, i rozważmy, iż oblubieniec, wołając na oblubienicę, jak żadnej z tych trzech rzeczy nie opuszcza, tak nic do nich nie dodaje. „Wstań — mówi spiesz się przyjaciółko mo­ja, gołębico moja, piękna moja, a przyjdź” (Pnp 2.10). Czyż to nie przyjaciółka, o ile ubiegając się o zyski Pana, wiernie za niego samą choćby duszę swą kładzie? Ilekroć bowiem opuści ćwiczenie duchowne, aby przyjść z pomocą jednemu z najmniej­szych Jego, tylekroć daje zań duchownie duszę swoją. Czyż nie jest piękną ta, która, odkryłem obliczem na chwałę Pańską w zwierciadle patrząc w toż wyobrażenie, przemienia się z jasno­ści w jasność, jako od Ducha Pańskiego (Kor. 3, 18). Czyż to nie gołębica, która w rozpadlinach skalnych, w otworze parka­nu (Pnp 2, 14) wije się w bólu i wzdycha, jakoby pogrzebana pod kamieniem?

6. „Niewiasta imieniem Marta, przyjęła Go do domu swego”. Rzeczą jest pewną, iż jej miejsce zajęli bracia przełożeni, których Bóg przez wzgląd na miłość braterską przeznaczył do różnych posług. Obym i ja był godzien być znaleziony wiernym wśród szafarzów! Do kogóż bowiem lepiej zdaje się przypadać to, co mówi Chrystus: „Marto, Marto troszczysz się i frasujesz”, jeżeli nie do przełożonych, wszakże tylko wówczas, o ile przełożeństwo sprawiają w godziwej troskliwości. Albo któż troszczy się około bardzo wiele, o ile nie ten, na którym spoczywa całkowita tro­ska i o Maryi, oddanej Bogu, i o Łazarzu — pokutniku, i choćby o tych, z którymi dzieli trudy swoje? Patrz na Martę zafraso­waną, patrz na Martę troszczącą się około bardzo wiele. Zapy­tuję Apostoła, który upominając troskliwych przełożonych, sam się troszczy o wszystkie kościoły. „Któż choruje, a ja nie choruję? Któż się gorszy, a ja nie bywam upalony” (2. Kor. 11, 29). Niech zatem przyjmuje Marta Pana do domu swego, jej to bo­wiem powierzono szafarstwo domu. Jest Pośredniczką, aby dla siebie, a zarazem dla podwładnych otrzymała zbawienie i ściągnę­ła łaskę, jak napisano: „Niechaj przyjmą góry pokój ludowi, a pagórki sprawiedliwość” (Ps. 71, 3). Niechaj przyjmą wszyscy inni współpracownicy jej, każdy stosownie do jakości urzędowa­nia swego; niech przyjmą Chrystusa, niech Chrystusowi służą w członkach Jego — ten w chorych braciach, ów w ubogich, tam­ten w gościach i podróżnych.

7. Gdy ci tak się pieczołują około rozmaitej posługi, Maryja niech pomyśli, w jaki sposób ma spędzać czas wolny i niech uważa, iż słodki jest Pan. Niech pomyśli, mówię o tym, z jak pobożnym usposobieniem, z jak pogodnym duchem ma siedzieć u stóp Jezusowych, mając Go zawsze przed oczyma swymi, i przyjmując słowa z ust Tego, którego i wejrzenie przyjemne, i wymowa słodka. Rozlana jest bowiem wdzięczność po wargach Jego i piękniejszy jest urodą nad syny człowiecze, owszem, nad wszystką chwałę anielską. Wesel się i czyń dzięki, Maryjo, iżeś najlepszą obrała cząstkę! Błogosławione bowiem oczy, które wi­dzą to, co ty widzisz, i uszy, które zasłużyły słyszeć to, co ty słyszysz! Naprawdę błogosławionaś ty, albowiem zdrój natchnień boskich odbierasz w milczeniu, w którem dobre jest przecież czło­wiekowi oczekiwać Pana. Bądź prostą, nie tylko wolną od podstępu i udawania, ale i od mnogości zatrudnień, ażeby przypadło ci w udziale rozmowa z Tym, którego i głos słodki, i oblicze nadob­ne. Jednego się strzeż, abyś nie zaczęła obfitować w rozumieniu swoim nie zechciała więcej wiedzieć, niż wiedzieć ci wolno; abyś przypadkiem, idąc za światłem, nie pogrążyła się w ciemno­ściach, wywołując szyderstwo czarta południowego (Fs. 90,6), o któ­rym nie czas teraz rozprawiać. Albowiem gdzież się zapodział Łazarz? Gdzieżeście go położyły? Mówię do sióstr, które pogrzebały brata mową i usługiwaniem, przykładem i modlitwą. Gdzież więc położyłyście go? Ukryty jest w rozkopanej ziemi, leży kamieniem przywalony; niełatwo go znaleźć. Przeto nie będzie rzeczą nie­stosowną, jeżeli umarłemu od dni czterech czwarte poświęcimy kazanie, ażebyśmy idąc za przykładem Zbawiciela i słysząc: „Oto którego mi­łujesz, choruje” (Jan 11,5), i sami pozostali tu dnia tego.



KAZANIE IV.
O czterech dniach Łazarza i wielbieniu Dziewicy.

1. Jest czas mówienia wszelkiemu ciału, gdy obchodzimy wzięcie do nieba Matki słowa Wcielonego; i nie powinna zaniechać śmiertelność ludzka, gdy wyłącznie ludzka natura dostępuje wynie­sienia ponad duchy niebieskie w Dziewicy. Ale o Jej chwale z jednej strony pozwala milczeć pobożność, z drugiej zaś — nie może nic godnego począć myśl jałowa, ani zrodzić wymowa nieskalana. Tu leży przyczyna, dla której sami choćby książęta niebieskiego dworu, rozważając rzecz tak wielką a nową, wołają nie bez podziwu: „Któraż to jest, która wstępuje z puszczy, opływająca rozkoszami?” (Pnp 8,5). Znaczy to, mówiąc wyraź­niej: Jakże Ona jest wielką! I skąd Jej, wstępującej przecież z pusz­czy, taki nadmiar rozkoszy? Przecież choćby u nas nie znajdziesz różnych rozkoszy, lubo nas w królestwie Bożym rozwesela bystrość rzeki, lubo od oblicza chwały poi nas potok rozkoszy. Któraż to jest, która wstępuje opływająca rozkoszami duchownymi z krainy pod słońcem, gdzie nic nie ma oprócz trudu i boleści i udręczenia ducha? Czyż nie nazwiemy rozkoszami urok dziewictwa obok daru płodności, oznakę pokory, miłości plaster miodu ciekący (Przyp. 5, 3), wnętrzności miłosierdzia, pełność łaski, przywilej szczególniejszej chwały? A zatem wstępująca z puszczy Królowa świata stała się nawet świętym aniołom piękną na wejrzenie i przyjemną w rozkoszach swoich. Wszakże niech przestaną podziwiać rozkosze naszej puszczy, gdyż Pan pokazał dobrotliwość, a ziemia nasza wydała swój owoc (Ps. 86,13). Dlaczego podziwiają Maryję, wstę­pującą z puszczy ziemi i opływającą rozkoszami? Niech raczej podziwiają ubogiego Chrystusa, zstępującego z pełności królestwa niebieskiego. Daleko bowiem większym wydaje się być cudem to, iż Syn Boży stał się mało co mniejszym od aniołów (Ps. 8, 6; Żyd. 2,7), niż to, iż Boża Matka została nad aniołów wyniesio­na. Jego bowiem wyniszczenie stało się dla nas napełnieniem; Jego boleści są rozkoszami świata. Wreszcie będąc bogatym, dla nas stał się ubogim, abyśmy ubóstwem jego my bogatymi byli (2 Kor. 8,9). Sama choćby sromota krzyża dla wierzących stała się chwałą.

2. A do tego jeszcze żywot nasz spieszy do grobu, aby z grobu wyprowadzić od czterech dni umarłego oraz szuka tego o kim należy się wam dzisiaj kazanie (jeżeli dobrze wasza miłość pamięta) — Łazarza, ażeby i Łazarz Go szukał i znalazł. Nie na tym bowiem polega miłość, iż jakoby my umiłowaliśmy Boga, ale iż pierwej On nas umiłował. Działajże więc, Panie! Szukaj, kogo miłujesz, abyś go i do miłości zagrzał i do szukania. Szukaj, gdzie go położono; oto leży zamknięty, związany, obciążony. Le­ży w więzieniu sumienia, krępują go więzy karności, a ciężar poku­ty, niby kamień z góry położony dławi go i uciska głównie dlate­go, iż brak mu mocnej jako śmierć i wszystko znoszącej miłości; w tym zaś wszystkim już cuchnie, Panie, albowiem cztery dni już upłynęły. Wierzę, iż myśl wielu wybiega już naprzód i pojmu­je, kogo to chcę nazwać Łazarzem: nie ma wątpliwości, iż tego który niedawno grzechem umarł, przekopał sobie ścianę, aby obaczył wszelkie obrzydłości bardzo złe (Ezech. 8,8-9) i zęby złego i niezbadanego serca swego i, według innego proroka, wszedł do skały, a skrył się w wykopanej ziemi przed obliczem strachu Pań­skiego (Izaj. 2,10).

3. Ale co znaczy: „Panie! już cuchnie, bo mu już czwarty dzień” (Jan 11, 39). Może ktoś nie od razu zrozumie owo cuch­nięcie i cztery dni. Ja mniemam, iż dzień pierwszy, to dzień bojaźni, kiedy to umieramy na skutek gnieżdżącego się w sercach grzechu i niejako bywamy pogrzebani we własnych sumieniach. Dzień drugi, jeżeli się nie mylę, schodzi nam w trudzie walki. Zwykła bowiem w początkach nawrócenia gwałtowniej nacierać pokusa złego nałogu tak, iż ledwo dają się ugasić ogniste poci­ski szatana. Dzień trzeci zdaje się być dniem żalu, kiedy to czło­wiek rozpamiętuje lata swoje w gorzkości duszy swojej i nie ty­le pracuje nad zapobieżeniem złemu w przyszłości, ile opłakuje boleśnie zło minione. Dziwi cię, iż nazwałem to dniami? Ale takie dni najodpowiedniejsze są do pogrzebu — dni mgliste i mroczne, dnie płaczu i gorzkości. Następuje dzień wstydu, nie­wiele od poprzednich różny: gdy nieszczęsna dusza powleka się straszliwym zawstydzeniem, rozmyślając nadmiernie, w czym i jak bardzo zawiniła i wciąż mając przed oczyma serca przebrzydłe wizerunki grzechów. Taka dusza nic nie ukrywa, ale wszystko sądzi, wszystko obciąża, wszystko powiększa; nie przepuszcza so­bie, surowy na siebie samego sędzia. Pożyteczną to zawziętość i godna zmiłowania surowość, z łatwością jednająca sobie łaskę Boga, gdyż za Niego duch uzbraja się takoż przeciwko sobie samemu. Wszakże Łazarzu, wyjdź z grobu, byś nie pozostawał dłużej w takim cuchnieniu! Ciało cuchnące zupełnie bliskie jest gnicia; a kto się zbytnio smuci i schnie, bliski jest rozpaczy! Dlatego Łazarzu, wyjdź z grobu! Przepaść przepaści przyzywa (Ps. 41, 8); przepaść światła i miłosierdzia — przepaści nędzy i ciemności. Większa dobroć Jego niźli twoja nieprawość; gdzie zaś grzech obfituje, On sprawia, iż tam łaska obfituje więcej: „Łazarzu — powiada — wyjdź z grobu” (Jan 11, 43). Wyraźniej tak by to brzmiało: Dopókiż trzymać cię będzie mgła sumienia twego? Jak długo kruszyć się będziesz sercem ciężkim w łożu swym? Wyjdź z grobu, odetchnij w świetle zmiłowań moich! Toś właśnie czytał u proroka: „Chwałą moją okiełznam cię, abyś nie zaginął” (Iz. 48, 9). Jeszcze wyraźniej mówi o sobie samym inny prorok: „We mnie samym zatrwożyła się dusza moja; prze­to będę na cię pamiętał” (Ps. 41, 7).

4. Ale dlaczego mówi Chrystus: „Odejmijcie kamień”, i niedługo potem: „Rozwiążcie go”? (Jan 11, 39, 44). Czyżby po nawiedzeniu łaski pocieszającej miał zaprzestać czynić pokutę, ponieważ przybliżyło się królestwo niebieskie; albo miał odrzu­cić karność, jeśliby się kiedy rozgniewał Pan, i zginął z drogi sprawiedliwy? (Ps. 2, 12). Przenigdy! Niech będzie kamień od­jęty, ale niech pozostanie pokuta, nie przygniatająca już cięża­rem, ale raczej krzepiąca i umacniająca ducha żywego i silnego; jego zaś pokarmem ma się stać pełnienie woli Pana, którego nie znał przedtem. Tak właśnie i karność już nie krępuje wolnego według tego, co powiedziano: „Zakon nie jest postanowiony sprawiedliwemu” (Tym. 1, 9), ale kieruje go i prowadzi dobro­wolnie na drogę pokoju. O tym wskrzeszeniu Łazarza wyraźniej śpiewa Psalmista Pański: „Nie zostawisz duszy mojej w piekle”, bo jak sobie przypominam, drugiego dnia niniejszej uroczystości mówiłem, iż piekłem i więzieniem duszy jest sumienie obarczone winami. „Ani dasz świętemu Twojemu oglądać skażenia”. Skaże­nia bowiem bliski był ten, kto od czterech dni leżąc w grobie, poczynał już cuchnąć. Już niedaleko było do zupełnego rozkładu, czyli do tego, że niezbożnik, gdy przyjdzie w głębokość grzechów, za nic sobie nie ma (Przyp. 18, 3); ale uprzedzony głosem cnoty i przez nią ożywiony, dzięki czyni, mówiąc: „Oznajmiłeś mi dro­gi żywota, napełnisz mię weselem z obliczem Twoim” (Ps. 15, 10-11). Albowiem dzięki rozważaniu jego wywołałeś i wywiodłeś z piekła duszę moją, gdy frasował się o mię duch mój, patrząc się w twarz własnego sumienia, wstręt wzbudzającą. „Zawołał głosem wielkim: Łazarzu Wyjdź z grobu!” Głos był wielki nie tyle ze względu na mocny dźwięk, ile raczej na litość i potęgę wspaniałą.

5. Do czegośmy doszli? Czyż nie postępowaliśmy ślad w ślad za Dziewicą, wstępującą do nieba? A otośmy zstąpili z Łazarzem do przepaści! Pochyła mowa stoczyła się od blasku cnoty do cuchnienia trupa, od czterech dni spoczywającego w gro­bie. Czymże się to tłumaczy? Tym jedynie, że własny ciężar nas uniósł, i iż pociągnął nas w przedmiot o tyle obfitszy, o ile nam bardziej zażyły. Wyznaję moją nieudolność i nie ukrywam wła­snej niemocy umysłu. Wszakże nie ma nic, co by mi większą spra­wiało przyjemność, a zarazem co by mię bardziej zastraszało, jak prawić kazanie o chwale Dziewicy Matki. Ze tymczasem zamilczę o niewysłowionym przywileju zasług i najzupełniej wyjątkowym pierwszeństwie — cały świat Ją z taką pobożnością wielbi, czci i przyjmuje, jak i należy, iż chociaż wszyscy usiłują o Niej mó­wić, wszelako cokolwiek się wypowiada o tym, co jest nie do wypowiedzenia, już przez to samo, iż mogło być wypowiedziane, staje się mniej miłym, mniej się podoba, mniejsze znajduje wzię­cie. Czyż nie mniej podoba się to, co z niepojętej chwały pojąć może umysł ludzki? Oto bowiem, jeżeli w Maryi wychwalać będę Jej dziewictwo, widzę, iż występuje po Niej wiele dziewic. jeżeli Jej pokorę głosić będę, chyba się tacy znajdą, lubo nieliczni którzy idąc za nauką Jej Syna, stali się cisi i pokornego serca. (Mat. 11, 29). o ile zechcę wielbić wielkość Jej miłosierdzia znajdzie się niejeden mąż, a takoż i niewiasta, miłosierdziem oży­wiony. Jedno jest, w czym nie miała ani poprzedniczki podobnej sobie, ani następczyni — połączenie euforii matki z zaszczytem dziewictwa. „Najlepszą cząstkę obrała sobie Maryja” (Łuk. 10, 42). Najlepszą bez wątpienia, bo dobrą jest płodność małżeńska, ale lepszą czystość dziewicza; a już najlepszą ze wszystkich jest pło­dność dziewicza, czyli płodne dziewictwo. Jest to Maryi przywile­jem, i nie będzie dane komu innemu, albowiem nie będzie od Niej odjęte. Szczególniejszy to przywilej, ale zarazem i niewysłowiony; jak nikt go posiąść nie może, tak też choćby i wypowiedzieć nie zdoła. A co będzie, o ile i to jeszcze dodasz: czyją jest Matką? Jaki język, choćby był choćby anielskim, zdoła w godny sposób wysło­wić Dziewicę Matkę; Matkę zaś nie byle kogo, ale Bożą? Podwójna nowina, podwójny przywilej, podwójny cud, ale bardzo odpowiednio i stosownie zdziałany. Albowiem ani inny syn przystoi Dziewicy, ani Bogu — inne porodzenie.

6. Wszakże znajdziesz w Maryi nie tylko to, ale jeżeli pil­nie będziesz uważał, również i inne, całkiem szczególne cnoty, które zdawały się być ogólnymi. Jakaż bowiem czystość, choćby anielska nawet, śmie się równać z owym dziewictwem, które się stało godne być świątynią Ducha Św. i przybytkiem Bożego Syna? o ile wartość rzeczy oceniamy według rzadkości, zatem Ta, która pierwsza postanowiła wieść na ziemi żywot anielski, jest ponad wszystkich. „W jaki sposób — pyta się — stanie się to, gdyż męża nie znam?” Niewzruszone to postanowienie dziewic­twa, ponieważ choćby wobec anielskiej obietnicy Syna wcale się nie zachwiało. „W jaki sposób to się stanie?” Bo przecież nie w ten sposób, w jaki się zwykło stawać u innych! Wcale nie znam męża, ani przez pragnienie syna, ani w nadziei potomstwa.

7. A jakże wielka i jak kosztowna cnota pokory obok ta­kiej czystości, obok niewinności takiej, obok sumienia zgoła bez winy, co więcej, obok takiej łask pełni! Skądże w Tobie pokora i to tak wielka pokora, o Błogosławiona? W zupełności godną jesteś, aby Pan wejrzał na Cię, aby Król pożądał Twej piękno­ści, aby był pociągnięty wonnością najprzyjemniejszą z owego przedwiecznego przybytku ojcowskiego łona. Uważ, jak widocz­nie przypadają do siebie kantyk Dziewicy i pieśń godowa, mia­nowicie: tam żywot, tu łożnica Oblubieńca. Słuchaj, co mówi Maryja w Ewangelii: „Wejrzał na niskość służebnicy swojej” (Luk. 1, 34-48). Słuchaj, co Ona mówi w pieniach weselnych: „Kiedy król był na pokoju swoim, spikanard mój wydal wonność swoją” (Pnp 1, 11). Spikanard właśnie jest rośliną niską, i oczyszcza pierś; aby było widocznym, że pokora oznacza się mianem spikanardu, którego zapach i piękność znalazły łaskę u Boga.

8. Niech milczy o miłosierdziu Twoim, Panno błogosła­wiona, ten — o ile się tylko takowy znajdzie — kto przypomni so­bie, iż Ty, gdy Cię wzywał w potrzebach swoich, nie przyszłaś mu z pomocą. My zaś służki Twoje, współradujemy się z Tobą co do innych cnót, ale co do tej, to raczej cieszymy się ze względu na nas samych. Wychwalamy dziewictwo, pokorę po­dziwiamy, ale miłosierdzie nędznikom wydaje się słodszym, miło­sierdzie przyjmujemy skwapliwiej, rozpamiętywamy częściej i czę­ściej go też wzywamy. Ono to bowiem sprawiło naprawę całego świata, wyjednało wszystkim zbawienie. Pewną jest rzeczą, iż o cały rodzaj ludzki troszczyła się Ta, której rzeczono: „Nie bój się Maryjo, znalazłaś łaskę” (Łuk. 1, 30), oczywiście taką jakiej szukałaś. Któż więc zdoła, o Błogosławiona, zbadać długość i sze­rokość, wysokość i głębię miłosierdzia Twego? Albowiem dłu­gość jego aż do dnia ostatecznego przychodzi z pomocą wszystkim, którzy go wzywają. Szerokość jego napełnia okrąg ziemski tak, iż miłosierdzia Twego pełna jest wszystka ziemia. Również i jego wysokość powoduje naprawę Królestwa niebieskiego, a głębia jego uskutecznia zbawienie tych, którzy siedzą w ciem­nościach i cieniu śmierci. Przez Cię bowiem niebo się napełnia; piekło się wypróżnia; naprawiają się zwaliska niebieskiego Jeru­zalem, a nieszczęśliwym oczekującym daje się żywot utracony. W ten sposób najpotężniejsza i najlitościwsza miłość obfituje i w pragnienie współczuwania i w skuteczność pomocy, równie pod obu względami szczodrobliwa.

9. Do tego zatem źródła pospiesza spragniona dusza na­sza; do tej obfitości miłosierdzia ucieka się z całą troskliwością nasza nędza. Otośmy już odprowadzili Cię wstępującą do Syna pozdrowieniem, na jakie nas stać było, i szliśmy za Tobą przy­najmniej zdała, o Panno błogosławiona. Niechże się więc objawi światu zmiłowania Twego łaska, jaką znalazłaś u Boga; wyjednaj Twymi świętymi prośbami winowajcom przebaczenie, chorym uzdrowienie, małodusznym umocnienie, strapionym pocieszenie, będącym w niebezpieczeństwie pomoc i oswobodzenie. W tym też dniu uroczystym i radosnym niech udzieli przez Cię, Królo­wo łagodna, darów swej łaskawości sługom ze czcią imię Maryi wzywającym, Jezus Chrystus Syn Twój i Pan nasz, który jest nad wszystkim Bóg błogosławiony na wieki. Amen.



NIEDZIELA W OKTAWIE WNIEBOW. N. M. P.

KAZANIE
O dwunastu przywilejach N. M. P. ze słów Apokalipsy 12, 1: „Ukazał się znak wielki na niebie: niewiasta obleczona w słońce, a księżyc pod Jej nogami, a na głowie Jej korona z gwiazd dwunastu”.

1. Straszliwie, najmilsi, zaszkodził nam wprawdzie mąż jeden i niewiasta jedna; ale dzięki Bogu, przez jednego wszakże męża i jedną niewiastę wszystko się naprawia, i to nie bez wielkiego zysku łask. Bo nie takim jest odpuszczenie, jakim był występek; gdyż dobrodziejstwo swą wielkością przewyższa doniosłość zła. Najmędrszy i najłaskawszy Budowniczy nie zniszczył, co było zepsute, ale z gruntu przerobił na lepsze w ten właśnie sposób, iż utworzył nam nowego Adama ze starego, a Ewę przeobraził w Maryję. Co prawda, mógł wystarczyć Chrystus, boć przecie i teraz z Niego jest cała nasza dostateczność; ale nie dobrze nam było, aby człowiek był sam. adekwatnszym było, aby w naprawie rodzaju ludzkiego wzięły udział obie płci, gdyż żadnej z nich nie zabrakło przy zepsuciu. Bezwzględnie wiernym i przepotężnym jest Pośrednikiem między Bogiem a ludźmi Człowiek Chrystus Jezus, ale ludzie odczuwają świętą bojaźń przed Jego Boskim majestatem. Człowieczeństwo wydaje się być pochłonięte przez Bóstwo nie dlatego, iżby zmieniła się substancja, ale ponieważ ubóstwione zostało całe Jego usposobienie. Nie samo tylko miłosierdzie śpiewa Mu psalmista, ale też i sąd (Ps. 100, 1), albowiem lubo z tego, co przecierpiał, nauczył się współcierpienia, aby stać się miłosiernym, wszakże ma też i władzę sądowniczą. Zresztą Bóg nasz jest ogniem trawiącym (Deut. 4, 24; Żyd. 12, 29). Czyż grzesznik nie będzie się bał przystąpić do Niego, żeby nie zginął od obliczności Bożej tak, jak wosk spływa od oblicza ognia?

2. Ale i sama Niewiasta błogosławiona między niewiastami, nie będzie się zdawała być pozbawiona udziału; znajdzie się bowiem i dla Niej miejsce w dziele Odkupienia. Przecież potrzeba pośrednika do samego Pośrednika, a nikt skuteczniej tego nie spełni od Maryi. Zbyt okrutną była pośredniczką Ewa, przez którą stary wąż wlał również i mężowi śmiertelną truciznę; ale wierną pośredniczką stała się Maryja, która dała lekarstwo zbawienia zarówno mężom jak i niewiastom. Tamta bowiem była mistrzynią uwodzenia, Ta zaś, — zmiłowania; tamta tchnęła w nas przeniewierstwo, Ta zaś przyniosła odkupienie. Dlaczego by miała się bać ułomność ludzka przystąpić do Maryi? Nic w Niej przykrego, nic zastraszającego: wszystka miła, wszystkim przynosząca mleko i wełnę. Baczniej rozwijaj przed oczyma całą opowieść ewangeliczną: jeżelibyś przypadkiem znalazł coś nagannego w Maryi, coś niemiłego, jakiś choćby najmniejszy powód do niezadowolenia, mógłbyś Ją i co do innych rzeczy podejrzewać i obawiać się przystąpić do Niej. Jeżeli zaś — jak rzeczywiście sprawa stoi, wszystko co do Niej się odnosi, znajdziesz pełne raczej miłosierdzia i łaski, pełne słodyczy i łaskawości, dzięki czyń Temu, kto ci łaskawie upatrzyć raczył taką Pośredniczkę, iż w Niej nic nie ma podejrzanego. Wreszcie Maryja stała się wszystkim dla wszystkich, mądrym i głupim stała się dłużniczką w najobfitszej miłości. Wszystkim rozwarła łono miłosierdzia, aby wszyscy mogli czerpać z Jej pełności — niewolnik odkupienie, chory uzdrowienie, smutny pocieszenie, grzesznik przebaczenie, sprawiedliwy łaskę, anioł wesele, w reszcie cała Trójca Św. chwałę, a Osoba Syna substancję ciała ludzkiego, aby nie było nikogo, kto by się mógł zakryć od gorącości Jej (Ps. 18, 7).

3. Czy mniemasz, iż to O na jest niewiastą obleczoną w słońce? Przyznajmy, iż sam kontekst widzenia proroczego wskazuje, iż należy to zrozumieć o obecnym Kościele; ale przy tym zupełnie adekwatnie, zdaje się, może się to stosować do Maryi. Ona to właśnie niejako w drugie przyobleka się słońce. Jak bowiem słońce wschodzi bez różnicy nad dobrymi i złym i, tak i Ona nie roztrząsa zasług minionych, ale staje się dla wszystkich dostępną w ubłaganiu i wielce łaskawą oraz jak najchętniej uwzględnia potrzeby wszystkich. Przy tym i występek wszelki znajduje się pod Nią: i ponad wszelaką ułomnością, czyli zepsuciem Ona więcej od wszystkich stworzeń góruje i triumfuje z powodu najwspanialszego wyniesienia tak, iż słusznie się mówi, iż pod stopami Jej, jest księżyc. Inaczej bowiem nic byśmy nie powiedzieli wielkiego przez to, iż księżyc jest pod Jej nogami, gdyż nie wolno wątpić, iż Ona została wyniesiona ponad wszystkie chóry anielskie, ponad cherubinów i serafinów. Zwykle księżyc oznacza nie tylko brak zepsucia, ale też i głupotę rozumu, a niekiedy - i obecny Kościół; głupotę z powodu zmienności, Kościół zaś z powodu otrzymanego skądinąd blasku. Oba te, iż tak powiem, księżyce umieszczamy dość stosownie pod nogami Marii, wszakże nie w jednakowy sposób. Albowiem: „Człowiek święty w mądrości trwa, jako słońce; bo głupi odmienia się, jako księżyc” (Ekli. 27, 12). W słońcu przecież — i ciepło i stały blask; w księżycu zaś tylko blask, a i ten całkiem zmienny i niepewny i nigdy nie pozostaje w jednym i tym samym stanie. Słusznie przeto mówi się o Maryi, iż jest obleczona w słońce, gdyż Ona przeniknęła najgłębszą przepaść mądrości Bożej więcej, niż zdolni jesteśmy wierzyć tak, iż ile na to pozwala natura stworzenia bez zjednoczenia osobowego — została pogrążona w ową światłość niedostępną. Ten to ogień oczyszcza usta proroka (Iz. 6, 7); ten to ogień zapala serafinów. Zgoła zaś inaczej dostąpiła tego zaszczytu Maryja; Ją ten ogień nie jakby powierzchownie dotyka, ale raczej zewsząd otacza, oblewa i niejako w sobie zamyka. Przeczysty jest ubiór tej Niewiasty, ale i nader gorący; wszystko w Niej tak wielkim bije w oczy blaskiem, iż nie wolno podejrzewać w Niej nic, nie powiem — ciemnego, ale choćby tylko przyćmionego czy mniej jasnego, ani też nic letniego czy mniej gorącego.

4. Wszelka zaś głupota głęboko jest pod Jej nogami tak, iż zgoła nie należy do liczby niewiast głupich i zgromadzenia panien niemądrych. Co więcej: choćby ów jedyny głupiec i wszelakiej głupoty książę, który naprawdę jako księżyc się zmienia, utracił mądrość w piękności swej, a podeptany i starty pod stopami Maryi, w nieszczęsną popadł niewolę. Ona to bowiem jest tą Niewiastą niegdyś przez Boga obiecaną, która miała zetrzeć głowę węża starego; na której piętę on czyhał i zasadzał się (Gen. 3, 15), ale bez skutku. Ona bowiem jedna starła wszelaką przewrotność heretycką. Jeden nauczał, iż Maryja nie ze substancji ciała swego wydała Chrystusa na świat; drugi — iż Dzieciątko nie zrodziła, ale iż je znalazła; jeszcze inny bluźnił, iż przynajmniej po porodzeniu była przez męża poznana; kto inny znowuż nie znosząc imienia Bogarodzicy bezbożnie wyszydzał owo wielkie imię „Teotokos”. Ale starci zostali ci, co się zasadzali i podeptani podstępem wojujący, zawstydzeni bluźniercy, a błogosławioną Ją zowią wszystkie narody. Wreszcie i ciągle przez Heroda zasadzał się smok przeciwko Rodzącej, ażeby pożarł Jej Syna, ponieważ nieprzyjaźń położona jest między nasieniem Niewiasty a nasieniem smoka.

5. Jeżeli zaś pod słowem „księżyc” zechcemy rozumieć raczej Kościół dlatego, iż on nie z siebie samego blask wydaje, ale zapożycza go od Tego, który mówi: „Beze mnie nic uczynić nie możecie” (Jan 15, 5), wówczas masz Pośredniczkę, którąś my przed chwilą polecali, najwyraźniej wskazaną. „Niewiasta obleczona w słońce, a księżyc pod Jej nogami”. Wstąpmy bracia moi, w ślady Maryi, z całkowitym oddaniem się i błaganiem rzućmy się do stóp Jej świętych. Trzymajmy, Ją a nie puszczajmy, aż nam pobłogosławi, albowiem jest możną. Runo pośredniczy między rosą a bojowiskiem, niewiasta między słońcem a księżycem, Maryja zaś ustanowiona jest między Kościołem a Chrystusem. Ale na pewno nie tyle podziwiasz runo okryte rosą, ile raczej niewiastę obleczoną w słońce. Wielka wprawdzie zażyłość między słońcem a niewiastą, ale zgoła dziwne ich sąsiedztwo. W jakiż to bowiem sposób wytrzymuje tak wielkie gorąco tak wiotka natura. Nie bez przyczyny podziwiasz, święty Mojżeszu i dokładniej pragniesz się przyjrzeć. Wszakże zzuj obuwie z nóg twoich i włóż pokrowce na myśli cielesne, jeżeli pragniesz przystąpić. „Pójdę - mówi - a oglądam widzenie to wielkie” (Ex. 3, 3). Naprawdę wielkie to widzenie — krzak gorejący, a nie ulegający spaleniu; wielki to znak — Niewiasta obleczona w słońce, a nie doznająca szwanku! Nie leży to w naturze krzaka, aby będąc zewsząd ogniem otoczony, nie podlegał spłonięciu; nie niewiasty to moc — wytrzymać obleczenie słońca. Nie w ludzkiej to mocy i choćby nie w anielskiej: tu mocy wyższej koniecznie potrzeba. Powiedziano: „Duch Św. zstąpi na Cię”. A Ona jakby odpowiadała: Duch jest Bogiem; Bóg zaś nasz jest ogniem trawiącym. Na co odrzekł anioł. „Moc, nie moja, nie Twoja, ale Najwyższego zaćmi Tobie” (Łuk. 1, 35). Nic więc dziwnego, iż pod taką zasłoną daje się wytrzymać takie obleczenie.

6. „Niewiasta obleczona w słońce”. Zaiste obleczona światłością jakby szatą. Człowiek cielesny może tego nie pojmuje; są to bowiem rzeczy duchowe i wydają mu się głupstwem. Nie tak się wydawały Apostołowi, który mówił: „Ale się obleczcie w Pana Jezusa Chrystusa” (Rzym. 13, 14). O, w jakąże zażyłość weszłaś z Nim Pani! Jak bliską Mu się stałaś, co więcej: do jakiej poufałości z Nim zasłużyłaś być dopuszczoną; jakąże znalazłaś łaskę u Niego! On powstaje w Tobie, a Ty w Nim; i sama Go przyoblekasz i przez Niego zostajesz obleczoną! Ty Go przyoblekasz substancją ciała, a On Cię obleka chwałą swego majestatu. Słońce oblekasz obłokiem, Sama zaś oblekasz się w słońce. „Stworzył Pan nowinę na ziemi, iż Białogłowa ogarnie Męża” (Jer. 31, 22), nie innego, jeno Chrystusa, o którym powiedziano: „Oto Mąż, wschód imię Jego” (Zach. 6, 12). Nowinę też stworzył na niebie, iż Niewiasta się ukaże, przyobleczona w słońce. Wreszcie Go ukoronowała i wzajemnie zasłużyła być ukoronowaną przez Niego. „Wyjdźcie a oglądajcie córki Syjońskie króla Salomona w koronie, którą go ukoronowała matka jego” (Pnp. 3, 11). Ale o tym kiedy indziej. Tymczasem lepiej wejdźcie wewnątrz, a oglądajcie królową w koronie, którą ukoronował Ją Syn Jej.

7. „A na głowie Jej korona z gwiazd dwunastu”. Godnie zaprawdę wieńczą gwiazdy głowę, która daleko jaśniej od nich samych świecąc, więcej je zdobi, niż od nich ozdobę bierze. Dlaczegóż by gwiazdy nie miały wieńczyć Tej, którą przyobleka słońce? Mędrzec powiada, iż jako we dni wiosny otaczały Ją kwiaty róży i lilie, które są nad ciekącą wodą (Ekli. 50, 8). Albowiem lewa ręka oblubieńca pod głową jej, a prawica jego obłapia ją (Pnp. 2, 6), Któż oszacuje te perły? Któż nazwie gwiazdy, z których się składa królewska korona Maryi? Przechodzi siły człowieka wyjaśnienie podstaw tej korony, wytłumaczenie jej układu. My wszakże stosownie do stopnia naszego małego rozumienia, powstrzymując się od ryzykownego dociekania tajemnic, że niezupełnie bezpodstawnie w dwunastu owych gwiazdach chcemy upatrywać dwanaście przywilejów łask, które w sposób szczególny zdobią Maryję. Oto odkrywamy w Maryi przywileje nieba, przywileje ciała, przywileje serca. o ile zaś tę troistą liczbę pomnożymy w czwórnasób będziemy ponoć mieli gwiazd dwanaście, którymi jaśnieje korona naszej Królowej na cały świat. Dla mnie szczególniejszy bije blask, po pierwsze, z narodzenia Maryi; powtóre, z anielskiego pozdrowienia; po trzecie, ze zstąpienia Ducha Św; po czwarte, z niewysłowionego poczęcia Syna Bożego Podobnież i z tego promienieje zgoła świetlana piękność, że Maryja przoduje w dziewictwie, iż zostaje płodną bez naruszenia panieństwa, ciężarną bez obciążenia, rodzicielką zaś bez boleści. Obok tego szczególnym jaśnieją w Maryi blaskiem łagodność wstydliwości, pobożność pokory, wielkoduszność wierzenia, męczeństwo serca. Poleca się waszej pilności baczniej rozważyć te rzeczy z osobna. My zaś, zdaje się, uczynimy dość, o ile zdołamy pokrótce je wskazać.

8. A zatem co nam przypomina blask gwiazdy w narodzeniu Maryi? To, iż pochodzi z rodu królewskiego, z nasienia Abrahamowego, Z pokolenia Dawida. o ile wydaje się za mało tego, dodaj, iż temu rodowi, jak wiemy z objawienia Bożego, Maryja została dana wskutek szczególnego przywileju świętości; ze na długo przedtem tymże Ojcom została obiecana; iż poprzedzały Ją tajemnicze cuda; iż Ją przepowiadały wyrocznie proroków. Ją to bowiem oznaczały różdżka kapłańska kwitnąca, lubo nie mająca korzenia (Num. 17, 8); runo Gedeona, okrywające się rosą na środku suchego bojowiska (Sęd. 6, 37-38); brama wschodnia która nigdy nikomu otwieraną nie była, w widzeniu Ezechiela (Ez. 44, 1-2). Ją to wreszcie zapowiadał przed innymi Izajasz już to jako różdżkę, mającą powstać z korzenia Jessego (Iz. 11,1); już tez wyraźniej jako Pannę, mającą porodzić. Słusznie napisano, że ukazał się znak wielki na niebie, skoro wiemy, iż aż tak wyraźnie był naprzód z nieba zapowiedziany. Mówi Pan: „Da nam sam Pan znamię: Oto Panna pocznie” (Iz. 7, 14). Zaiste, wielkie dał znamię, albowiem i Ten wielki, który dał. A zatem, komóż nie bije z całą potęgą w oczy blask tego przywileju? Już to jedno ze pozdrawia Ją Archanioł z takim szacunkiem i uległością, iż już naówczas zdawała się być wyniesioną na królewskim tronie ponad wszystkie chóry zastępów niebieskich; iż okazuje Niewieście najwyższą cześć Ten, który dotychczas sam zwykł od ludzi należną cześć odbierać, — przekonywa nas niezbicie o niezwykłej godności i szczególniejszej łasce Dziewicy.

9. Niemniejszą też bije jasnością ów niezwykły sposób poczęcia, iż mianowicie nie w nieprawości, jako wszystkie inne, ale za sprawą Ducha Św. Maryja jedyna i jedynie tylko z uświęcenia, poczęła. Albowiem to, iż porodziła prawdziwego Boga i Syna Bożego tak, iż z Maryi urodził się tenże sam Syn Boga i człowieka, zupełnie jeden Bóg i człowiek, stanowi przepaść światłości; i niebezpodstawnie bym utrzymywał, iż potęga tego blasku choćby anielskie przyćmiewa oko. Dalej jaśnieje i dziewictwo cielesne, i ślub dziewictwa, i samego tego ślubu nowość, gdyż Maryja, prześcigając w wolności ducha przepisy prawa Mojżeszowego, ślubowała Bogu niepokalaną świętość ciała wespół z duchem. Nienaruszoną bowiem podstawę ślubowania swego dowodzi tym, iż aniołowi, zwiastującemu Syna, z taką odpowiada stanowczością: „Jakoż się to stanie, gdyż męża nie znam?” (Łuk. 1, 34). Być może, iż Maryja najpierw dlatego zatrwożyła się na mowę jego i rozmyślała, jakie by to było pozdrowienie, iż usłyszała, iż jest błogosławioną między niewiastami, gdy Ona tymczasem zawsze pragnęła być błogosławioną między dziewicami. I już odtąd rozmyślała, jakie by to było pozdrowienie, ponieważ już zdawała się być podejrzaną. Skoro bowiem w obietnicy Syna wydało się jawne niebezpieczeństwo dla dziewictwa, już dłużej nie mogła ukrywać się i musiała zawołać: „Jakoż się to stanie, gdyż męża nie znam?” Słusznie zatem i tamto zasłużyła błogosławieństwo i tego nie utraciła; daleko też chwalebniejszym się stało dziewictwo przez płodność i płodność przez dziewictwo, te zaś dwa światła zdają się oświecać nawzajem krzyżującymi się promieniami. Wielka to bowiem rzecz być dziewicą, ale być dziewicą-matką — rzecz niezmiernie większa. Słusznie też sama tylko Maryja nie uczuwała owego nader przykrego obrzydzenia, jakie jak wiadomo, znosić muszą wszystkie inne ciężarne niewiasty, ponieważ Ona jedna tylko poczęła bez pożądliwości cielesnej. Dlatego też i w samym początku swego poczęcia, kiedy właśnie inne niewiasty największych doznają cierpień, Maryja. z całą chyżością wstępuje na góry, ażeby służyć Elżbiecie. Ale też i do Betlejem idzie, bezpośrednio przed samem porodzeniem, niosąc brzemię lekkie, niosąc Tego, przez którego sama była niesioną. Również i w samym porodzeniu jaką światłością jaśnieje to iż ku nowej radości nowe wydała potomstwo, jedna wśród niewiast daleką będąc od ogólnego przekleństwa i boleści rodzących! o ile będziemy oceniali rzeczy według ich rzadkości, nie podobna znaleźć nic nadto rzadszego. Przecież w tym wszystkim Maria ani przedtem podobnej sobie nie widziała, ani nie zostawiła podobnej w potomności. Te wszystkie prawdy, o ile tylko dokładnie je rozważymy, bez wątpienia przejmą nas podziwem, co więcej: czcią, pobożnością i pocieszeniem.

10. To zaś co jeszcze pozostaje, domaga się naśladowania. Nie należało się nam, aby nas przed narodzeniem zapowiadano z Bożego natchnienia tak rozmaicie i wielu sposobami; aby z nieba obwieszczano; ani też aby nas Archanioł Gabriel uczcił tak zaszczytnym a niezwykłym pozdrowieniem. Jeszcze mniej dwiema innymi rzeczami Maryja dzieli się z nami: zaiste tajemnica Jej Jej (Iz. 24,16). Ona to bowiem jest jedyna, o której powiedziano. „Albowiem co się z niej narodziło, jest z Ducha Św.” (Mat. 1, 20). i jedyna, której powiedziano: „Co się z Ciebie narodzi święte, będzie nazwane Synem Bożym” (Łuk. 1, 35). Ofiarowują się Królowi dziewice, ale po Niej, albowiem pierwszeństwo Ona sobie samej zastrzega. Tym bardziej Ona sama jedna poczęła bez naruszenia, nosiła bez obciążenia, porodziła Syna bez boleści. Tak więc nic z tego wszystkiego od nas nie jest wymagane; tym niemniej wymaga się naprawdę niejedno. Czyż bowiem niezwykłość darów usprawiedliwi nasze niedbalstwo, jeżeli nam będzie brakowało łagodności wstydu, pokory serca, wielkoduszności wiary, współcierpienia umysłu? Naprawdę najwdzięczniejsza to perła w koronie, błyszcząca gwiazda na głowie, — rumieniec na twarzy człowieka wstydliwego. Czyżby ktoś sądził, iż tej łaski była pozbawiona Ta, która była pełną łaski? Wstydliwą była Maryja; z Ewangelii to udowodnimy. Gdzież bowiem wydaje się Ona kiedykolwiek być wielomówną, gdzie się wydaje być zuchwałą? Przed domem stała, chcąc się rozmówić z Synem (Mat. 12, 46); ani też, korzystając z powagi matczynej, nie przerwała mowy, ani nie wdarła się do domu, w którym Syn przemawiał. Zresztą, o ile sobie dobrze przypominamy, w ciągu całego opowiadania czterech Ewangelii za ledwo cztery razy możemy usłyszeć Maryję mówiącą. Po raz pierwszy — do Anioła i to tylko wówczas, gdy on do Niej po kilkakroć przemówił; drugi raz — do Elżbiety, kiedy to głos Jej pozdrowienia pobudził Jana do podskoczenia w żywocie, przy czym, gdy Elżbieta wielbiła Maryję, Ona sama raczej troszczyła się o wielbienie Boga (Łuk. 1, 34-55). Trzeci raz — do Syna, gdy już był we dwunastu latach, iż Ona i Ojciec Jego z boleścią Go szukali (Łuk. 2,48). Czwarty zaś raz — do Syna i sług na godach (Jan 2, 3-5). I sama ta mowa była też najpewniejszą wskazówką wrodzonej łagodności i wstydliwości dziewiczej. Przykładając bowiem do innych miarę własnej wstydliwości, wytrzymać nie mogła, nie mogła ukrywać braku wina. A gdy Ją skarcił Syn, Ona jako cicha i pokornego serca, ani Mu nie odpowiedziała, ani nie straciła nadziei, nakazując sługom, aby czynili, cokolwiek On rozkaże.

11. Czyż nie czytamy na samym początku, iż przyszli pasterze i znaleźli przed wszystkimi innymi Maryję? „Znaleźli Maryję i Józefa i niemowlątko położone w żłobie” (Łuk. 2, 16). Również i Magowie, jeśli przypominasz, znaleźli Dziecię nie bez Maryi Matki jego (Mat. 2, 11). Ona też do mówienia nierychła, skora do słuchania, — wprowadzając do świątyni Pańskiej Pana świątyni, wiele słyszała od Symeona tak o Nim, jak i o sobie samej, Maryja „wszystkie te słowa zachowała w sercu swym”. (Łuk. 2, 51). Wszakże w tym wszystkim nie znajdziesz ani jednego słowa choćby o samej tajemnicy Wcielenia Pańskiego. Biada nam, iż ducha mamy w nozdrzach! Biada nam, żeśmy całego wypuszczamy ducha, ponieważ — według powiedzenia komika — dookoła obfitujemy w szpary (Terent., in Eunucho I, II, 25). Dalej, ileż to razy Maryja słuchała Syna, nie tylko przemawiającego w przypowieściach do rzesz, ale i objawiającego osobno uczniom tajemnice królestwa Bożego: widziała Go, czyniącego cuda; widziała Go potem, wiszącego na krzyżu umierającego, zmartwychwstającego, wstępującego do nieba; ale w tym wszystkim ileż to razy jest wzmianka o tym, iż słychać było głos Panny najskromniejszej, gołębicy najwstydliwszej? Czytam wreszcie w Dziejach Ap. o tym, iż wracając z góry Oliwnej, jednomyślnie trwali na modlitwie. Kto? o ile przypadkiem była Maryja, niechże będzie wymieniona na pierwszym miejscu, ponieważ jest ponad wszystkich już to ze względu na Syna, już też z własnego przywileju świętości. „Piotr i Jan, Jakób i Andrzej” i reszta Apostołów. „Ci wszyscy trwali jednomyślnie na modlitwie z niewiastami i z Maryją Matką Jezusową” (Dz. Ap. 1,13-14). Czyż więc nie czyniła się ostatnią z niewiast, tak iż na ostatnim kładzie się miejscu? Zaprawdę, cieleśni jeszcze byli uczniowie, którym jeszcze nie był Duch dany, bo Jezus jeszcze nie był uwielbiony (Jan 7, 39), kiedy się między nimi wywiązała sprzeczka o pierwszeństwo (Luk. 22, 24); Maryja zaś, o ile większą była, uniżała siebie nie tylko we wszystkim, ale i przed wszystkimi. Słusznie stała się Panią wszystkich, gdyż sama się podawała za sługę wszystkich. Słusznie wreszcie wyniesioną została ponad aniołów Ta, która się schylała w niewysłowionej łagodności popod wdowy i pokutnice, popod tę, z której wyrzucono siedem diabłów. Zaklinam was, synaczkowie, naśladujcie tę cnotę, o ile miłujecie Maryję; o ile dążycie do przypodobania się Jej, naśladujcie Jej skromność. Nic bowiem tak adekwatnego człowiekowi, nic tak odpowiedniego chrześcijaninowi, a najbardziej nic tak nie przystoi zakonnikowi!

12. Z tejże samej łagodności dość wyraźnie prześwieca w Dziewicy cnota pokory. Albowiem pokrewne są sobie pokora i łagodność i w tym najściślej zjednoczone, który mówił o sobie, „Uczcie się ode mnie, żem jest cichy i pokornego serca” (Mat. 11,29). Jak bowiem matką zuchwałości jest pycha, tak prawdziwa łagodność jedynie tylko z rzetelnej pochodzi pokory. I nie w samym tylko zamiłowaniu Maryi do milczenia ujawnia się pokora, lecz widoczniej jeszcze przebija z mowy. Usłyszała: „Co się z ciebie narodzi święte, będzie nazwane Synem Bożym”, a przecież nie co innego odpowiedziała, jedno, iż jest Jego służebnicą. Potem podróż do Elżbiety, przy czym Duch Św. stale Jej objawia szczególniejszą chwałę Dziewicy. Ona też podziwia Osobę przybywającej, mówiąc: „A skądże mnie to, iż przyszła Matka Pana mego do mnie?” Wysławia też i głos pozdrawiającej, dodając: „Jako stał się głos pozdrowienia twego w uszach moich, skoczyło od euforii Dzieciątko w żywocie moim”; a również błogosławiła wiarę wierzącej: „A błogosławionaś — mówiła— któraś uwierzyła, albowiem spełni się to, coć jest powiedziano od Pana” (Łuk. 1,35-48). Zaiste, wielkie to sławienie; ale i Bogu miła pokora, która nic dla siebie nie chciała zatrzymać, ale raczej wszystko przelała na Tego, którego dobrodziejstwa w Niej wywołały pochwałę. Ty — powiada — wielbisz matkę Pana; a przecież: „Wielbi dusza moja Pana”. Powiadasz, iż na głos mój skoczyło dzieciątko od radości, a przecież „rozradował się duch mój w Bogu, Zbawicielu moim”, duch zaś sam, jako przyjaciel oblubieńca, euforią się raduje na głos oblubieńca. Błogosławiona, nazywasz tę która uwierzyła; ale przyczyną wiary i błogosławieństwa jest wejrzenie najwyższe łaskawości o tyle, iż dlatego najbardziej „odtąd błogosławioną mię zwać będą wszystkie narody”, iż na niską i lichą wejrzał Bóg służebnicę.

13. Ale czyżbyśmy sądzili bracia, iż św. Elżbieta pobłądziła w tym, co mówiła przecież z natchnienia Ducha Św.? Przenigdy! Zaprawdę, błogosławiona Ta, na którą wejrzał Bóg i błogosławiona, która uwierzyła! To bowiem było wielkim owocem wejrzenia Bożego. Mocą niewysłowionego działania Ducha zstępującego do tak wielkiej pokory w tajnikach dziewiczego serca dołączyła się taka wielkoduszność, iż podobnie jak wyżej mówiliśmy o czystości i płodności, tak właśnie i te gwiazdy stają się jaśniejsze skutkiem obopólnego oświetlania się, dlatego mianowicie, iż ani tak wielka pokora nie umniejszyła wielkoduszności, ani wielkoduszność tak potężna nie uszczupliła pokory. Ale chociaż w mniemaniu własnym tak była niską, jednakże w wierze w obietnicę była wielkoduszną o tyle, że lubo za nic innego się miała, jak za służebnicę, przecież bynajmniej nie wątpiła, iż została wyniesioną do tej niezgłębionej tajemnicy, do dzieła podziwu godnego i uwierzyła, iż niedługo się stanie prawdziwą Rodzicielką Boga i człowieka. Jest to mianowicie dziełem przywileju łaski Bożej w sercach wybranych, iż ani pokora nie czyni ich małodusznymi, ani wielkoduszność zarozumiałymi: te cnoty raczej tak współpracują ze sobą, iż wielkoduszność nie tylko wcale nie rodzi pychy, ale potężnie rozwija pokorę, iżby ludzie byli tym bojaźliwsi i wdzięczniejsi względem Dawcy darów. I odwrotnie: pokora wcale nie jest powodem do wciskania się małoduszności; ale im mniej kto zwykł polegać na sobie choćby w najmniejszym, tym więcej ufa w potędze Bożej takoż w rzeczach wielkiej wagi.

14. Męczeństwo zaś Dziewicy (które, jeżeli przypominacie, w koronie Jej oznaczyliśmy gwiazdą dwunastą) uwydatnia się zarówno w proroctwie Symeona, jak i w samej historii Męki Pańskiej. „Oto ten położony jest na znak, któremu sprzeciwiać się będą”, tak mówi starzec o Dziecięciu Jezus; Maryi zaś powiada: „duszę twą własną przeniknie miecz” (Łuk. 2, 34-35). Zaprawdę, o Matko błogosławiona, przeniknie miecz Twą duszę! Tylko Ją bowiem przenikając, zagłębi się w ciele Syna Twojego. A gdy wypuścił ducha ów Twój Jezus (wszystkich wprawdzie, ale Twój w sposób szczególny), Jego przecież duszy nie dosięgła okrutna włócznia, która (nie przepuszczając choćby umarłemu, lubo nie mogła mu szkodzić) otworzyła bok Jego, wszakże Twoją duszę ona przeszyła. Jego bowiem duszy tam już nie było, ale Twoja stamtąd nie mogła się oderwać. Twoją więc duszę przenikła moc boleści tak, iż nie bez słuszności nazywamy Cię więcej niż męczenniczką przeto; iż w Tobie uczucie męczeństwa cielesnego przewyższył skutek współmęczeństwa.

15. A czyż nie wydaje się tobie więcej niż mieczem, owa mowa, naprawdę przenikająca duszę i sięgająca aż do rozdzielenia, duszy i ducha: „Niewiasto! Oto Syn Twój?” (Jan 19,26). O, zamiano! Jan ci się daje zamiast Jezusa, sługa zamiast Pana, uczeń zamiast Mistrza; syn Zebedeusza zamiast Syna Bożego, zwykły człowiek zamiast prawdziwego Boga! Jakżeby słuchanie tego nie miało przeniknąć Twej najczulszej duszy, o ile samo wspomnienie rozdziera choćby nasze lubo kamienne, lubo żelazne serca! Nie dziwcie się, bracia, iż o Maryi mówimy, iż była męczenniczką w duszy. Niech dziwi się ten, kto nie pamięta, iż słyszał, jak Paweł kładł między największymi występkami pogan to, iż byli bez miłości przyrodzonej (Ps. 1, 31). Dalekim to było od wnętrzności Maryi, dalekim niech też będzie od Jej sług! Ale może kto powie: Czyż nie wiedziała naprzód, iż Jezus umrze? Bez wątpienia. Czyż nie spodziewała się ciągle, iż zmartwychwstanie? Z pewnością. I pomimo to bolała nad Ukrzyżowanym? Straszliwie! Bo i któż ty jesteś, bracie, i skąd ci ta mądrość, iż podziwiasz więcej Maryję współcierpiącą niż cierpiącego Syna Maryi? Tamten mógł choćby ciałem umierać, Ta zaś współumierać nie mogła sercem? Tamto sprawiła miłość, nad którą większej nikt nie miał; takoż i to sprawiła miłość, do której podobnej po niej już nie było. Teraz oto, Matko miłosierdzia, przez samo najszczersze Twego ducha uczucie, ścielący się u stóp Twoich księżyc, tj. Kościół, wzywa Cię w pobożnych błaganiach na pośredniczkę między nim a słońcem sprawiedliwości: aby w Twoim świetle ujrzał światło i za Twoim poparciem zasłużył sobie łaskę słońca, bo Cię prawdziwie umiłował ponad wszystkich i przyozdobił, przyoblekając szatą, chwały i kładąc na Twą głowę koronę ozdobną. Pełna jesteś łask, pełnaś rosy niebieskiej, wsparta na umiłowanym, opływająca rozkoszami. Nasyć dziś ubogich Twych, Pani! Przecież szczenięta choćby jedzą z okruszyn i nie samemu tylko słudze Abrahamowemu, ale i wielbłądom jego daj napoju z przepełnionego wiadra Twego (Gen. 24, 15-20), boć Ty naprawdę jesteś Panną z góry wybraną i przygotowaną dla Syna Najwyższego, który jest Bóg ponad wszystko błogosławiony na wieki. Amen.



KAZANIE NA NARODZENIE N. MARYI PANNY.
O wodociągu.

1. Niebo ogarnia obecność płodnej Dziewicy, ziemia czci Jej pamięć. W ten to sposób odbywa się tam urzeczywistnienie wszelakiego dobra, tu — jego wspomnienie; tam — sytość, tu nikła zaledwie ofiara pierwocin; tam — rzecz, tu zaś imię. Psalmista po­wiada: „Ty Panie trwasz na wieki, a pamiątka Twoja od rodza­ju do rodzaju” (Ps. 101, 13). Rodzaj i rodzaj już ci nie aniołów, ale ludzi. Chcesz wiedzieć, dlaczego imię Jego i pamiątka jest wśród nas, a obecność na wysokości? Powiedziano: „Wy tedy tak się modlić będziecie: Ojcze, nasz któryś jest w niebiesiech, święć się imię Twoje” (Mat. 6, 9). Rzetelna to modlitwa, której sam początek przypomina i o usynowieniu Bożym i o ziemskim pielgrzymowaniu, ażebyśmy wiedząc o tym, iż dopóki nie jeste­śmy w niebie, pielgrzymujemy z woli Pana, wzdychali w głębi duszy, oczekując przysposobienia synowskiego, obecności Ojca. Znaczącym tedy jest to, co mówi prorok o Chrystusie: „Duch ust naszych Chrystus Pan pojmany jest w grzechach naszych, któremuśmy mówili: W cieniu twoim żyć będziemy między naro­dy” (Tren. Jer. 4,20). Albowiem w pośród błogosławieństw nie­bieskich życie upływa nie w cieniu, ale raczej w blasku. „W jasnościach świętości, z żywota przed jutrzenką zrodziłem cię” (Ps. 106, 3). Ale to właśnie Ojciec.

2. A i Matka nie zrodziła Go w blasku, ale w cieniu, lubo tylko w tym, którym zaćmił Najwyższy. Słusznie zatem śpiewa Kościół, nie ten wprawdzie Kościół świętych, który przebywa na wysokości i w blasku, ale który jeszcze pielgrzymuje tu na ziemi: „Pod cieniem jego, któregom pragnęła, siedziałam: a owoc jego słodki gardłu memu” (Pnp 2, 3). Światło bowiem południowe, gdzie się pasie Oblubieniec, prosił wskazać sobie; ale został stłu­miony, i zamiast pełności światła otrzymał cień, a zamiast sytości — pożądanie. Nie mówi: „Pod cieniem, któregom pragnęła, siedziałam”, ale: „Pod cieniem jego, któregom pragnęła, siedziałam”, bo nie jego cienia pożądała, ale samego południa, pełnego światła z pełnego światła. „A owoc jego słodki gardłu memu”, jakby mówił: smakowi memu. „Dokądże mi nie przepuścisz ani dopuścisz mi, abym przełknął ślinę moją?” (Job. 7, 19). Dopókiż trwać bę­dzie ta prawda: „Skosztujcie a obaczcie, iż słodki jest Pan” (Ps. 33, 9), i to słodki smakowi i słodki gardłu tak, iż słusznie oblu­bienicy i. za to wyrywa się glos dziękczynienia i chwały?

3. Ale kiedyż powiedzą: „Jedzcież, przyjaciele, i pijcie, a popijcie się, najmilsi?” (Pnp 5,1). „A sprawiedliwi niechaj używają i weselą się”, mówi prorok, ale „Przed oczyma Bożymi” (Ps. 67, 4), a zatem — nie w cieniu. O sobie zaś samym powia­da: „Nasycony będę, gdy się okaże chwała twoja” (Ps. 16, 14). Podobnież i Pan mówi do Apostołów: „Wy jesteście, którzyście wytrwali przy mnie w pokusach moich. A ja wam odkazuję kró­lestwo, jako mi odkażał Ojciec mój, abyście jedli i pili u stołu mego” (Łuk. 22, 28-30). Ale gdzie? „W królestwie moim”, powia­da. O zaiste, błogosławiony ten, kto pożywać będzie chleba w Królestwie Bożym! Więc niech się święci imię Twoje, przez które w jaki bądź sposób jesteś niekiedy w nas, o Panie, mieszka­jąc przez wiarę w sercach, albowiem imię Twoje już jest wezwa­ne nad nami. Niech przyjdzie królestwo Twoje. Tak niech przyj­dzie to, co jest doskonałe, a niech się opróżni to, co jest postron­ne. „Macie — mówi Apostoł, — owoc wasz ku poświęceniu, a koniec żywot wieczny” (Rz. 6, 22). Żywot wieczny to źródło niewyczer­pane, które zrasza całą powierzchnię raju. Nie tylko zrasza, ale i upaja — źródło ogrodów, studnia żywych wód, które bystro płyną z Libanu: bystrość rzeki rozwesela miasto Boże. A któż jest źródłem żywota, jeżeli nie Chrystus Pan? „Gdy się Chrystus, żywot wasz, ukaże, tedy i wy z Nim ukażecie się w chwale” (Kolos. 3, 4). Zaprawdę sama pełność wyniszczyła siebie, ażeby się stała dla nas sprawiedliwością, i uświęceniem, i odpuszcze­niem. Spłynęło źródło aż do nas, na ulicach spłynęły wody, lubo obcy niech z nich nie pije (Przyp. 5, 16, 17). Spływa wodocią­giem ów strumień niebieski, nie obfitujący wszakże, jako źródło, ale wlewający w oschłe serca nasze krople łaski, jednym więcej, innym mniej. Wodociąg jest pełen, ażeby wszyscy brali z pełno­ści, wszakże nie samą brali pełność.

4. jeżeli się nie mylę, już zmiarkowaliście, kogo chcę nazwać wodociągiem, który biorąc z Ojcowskiego serca pełność tego źródła, nam go dał, o ile nie w takiej obfitości, jak jest, to przy­najmniej w takiej, jaką możemy zmieścić. Wiecie przecież, komu rzeczono: „Bądź pozdrowiona, łaski pełna”. Dziwimy się, iż mógł być znaleziony taki wodociąg, mianowicie tak wysoki, iż jego wierzchołek, na kształt owej drabiny, którą oglądał Jakób (Rodź. 28, 12), dotykał nieba, co więcej: przewyższał niebo i mógł dosię­gnąć owego nader żywego źródła wód, które są ponad niebem? Dziwił się również Salomon i mówił, niejako bliskim będąc zwąt­pienia: „Niewiastę mężną któż znajdzie”? (Przyp. 31, 10). Dla­tego właśnie przez tyle czasu brakowało rodzajowi ludzkiemu potoków łaski, ponieważ jeszcze nie pośredniczył ów tak bardzo upragniony wodociąg, o którym mówimy. I nie będziesz się dziwił, iż tak długo nań czekano, o ile uprzytomnisz sobie, w ciągu ilu to lat pracował Noe, mąż sprawiedliwy, nad budową arki, w której się uratowało niewielu, mianowicie osiem dusz, i to tylko na stosunkowo krótki przeciąg czasu.

5. Ale w jakiż sposób ten nasz wodociąg dosięga owego tak wzniosłego źródła? Jakżeby inaczej, sądzisz, o ile nie potęgą pragnienia, żarem pobożności, czystością modlitwy, jak i napisano: „Modlitwa sprawiedliwego przeniknie obłoki” (Ekli. 35, 21). A któż jest sprawiedliwy, jeśli nie Maryja, z której nam powstało słońce sprawiedliwości? W jakiż zatem sposób dosięgła Ona niedostęp­nego majestatu, o ile nie kołacząc, prosząc i szukając? Wreszcie i znalazła to, czego szukała, boć Jej to powiedziano: „Znalazłaś łaskę u Boga” (Łuk. 1, 30). Jakże to? Jest łaski pełną i jeszcze łaskę znalazła? Godną zaiste jest znaleźć, czego szuka Ta, któ­rej własna pełność nie wystarcza, która własnym dobrem zadowolić się nie może; ale jak napisano: „Którzy mię piją, jeszcze pragnąć będą” (Ekli. 24, 29); prosi nadmiaru dla zbawienia wszystkich. „Duch Św. zstąpi na Cię” (Łuk. 1, 35), i wyleje na Cię ów balsam drogocenny tak hojnie i w takiej pełności, iż się przeobficie rozleje dokoła. Tak jest: już czujemy, już rozwesela­ją się oblicza nasze w oleju. Już wołamy: „Olej wylany imię Twoje”, a pamiątka Twoja od rodzaju do rodzaju. Wszakże to nie na próżno, i olej lubo się wylewa, wszakże nie ginie. Dlatego właśnie i panienki, czyli małe duszyczki, umiłowały oblubieńca (Pnp 1, 2), i to nie mało; a olejek spływający z głowy, przyj­muje nie tylko broda, ale choćby kraj szaty.

6. Przyjrzyj się, człowiecze, wyrokowi Bożemu; rozważ wy­rok mądrości, wyrok łaskawości. Mając zwilżyć całe bojowisko rosą niebieską, najpierw zrasza całe runo (Sędz. 6, 37-40); mając odkupić rodzaj ludzki, cały okup wkłada na Maryję. Dlaczego to? Może dlatego, aby dać Ewie możność usprawiedliwienia się przez Córę, skutkiem czego uskarżanie się męża na niewiastę byłoby udaremnione: „Niewiasta, którąś mi dał, dała mi z drzewa zaka­zanego” (Gen. 3, 12); mów raczej: niewiasta, którąś mi dał, na­karmiła mię owocem błogosławionym. Wyrok to naprawdę nader łaskawy, ale może jest inny ukryty, może to nie wszystko. Praw­dą to jest, ale za mało tego, jeżeli się nie mylę, pragnieniom wa­szym. Jest w tym słodkość mleka, może da się otrzymać, jeżeli mocniej wyciskać będziemy, tłustość masła. Wyżej zatem patrzmy: z jakiem uczuciem pobożności mamy stosownie do woli Bożej czcić Maryję, w której Bóg złożył pełnię wszelakiego dobra tak, iż powinniśmy wiedzieć, iż cokolwiek jest w nas nadziei, lub łaski, lub szczęśliwości, to wszystko spłynęło na nas z Tej, która wstępuje opływająca rozkoszami. Zaiste jest to ogród rozko­szy, na który nie tylko tchnął przychodząc, ale i na wskroś przewiał ów spadający z południa wiatr Boży tak, iż zewsząd płyną i obfitują wonności jego, czyli charyzmaty łask. Usuń to ciało słoneczne, które oświeca wszechświat: gdzie będzie dzień? Usuń Maryję, tę gwiazdę morza, morza wielkiego i przestronnego, co pozostanie prócz mrocznej zasłony, i cienia śmierci, i ciemno­ści nieprzeniknionych?

7. Wszystkimi zatem siłami serca, wszystkimi uczuciami i całą duszy potęgą czcijmy Tę Maryję, bo taka jest wola Tego, kto całkowicie chciał nas mieć przez Maryję. Łaska, mówię, jest wola Boża, ale dla dobra naszego. Bóg bowiem opiekując się we wszystkim i przez wszystko nieszczęśliwymi, krzepi nasz lęk, pobudza wiarę, umacnia nadzieję, odpędza nieufność, małoduszności dodaje otuchy. Do Ojca bałeś się przystąpić, przestra­szony samym Jego głosem, uciekłeś się do liści; dał ci Jezusa za pośrednika. Czegóż nie osiągnie taki Syn u takiego Ojca? Jużci będzie wysłuchany dla swej uczciwości; przecież Ojciec miłuje Syna. Czy może czujesz lęk i przed Nim? Bratem jest twoim i ciałem twoim, kuszony we wszystkim bez grzechu, aże­by był miłosiernym. Tego ci brata dała Maryja. Ale może i w Nim obawiasz się majestatu Bożego, bo lubo stał się człowiekiem pozostał wszakże Bogiem? Chcesz mieć pośrednika i do Niego? Udaj się do Maryi. W Maryi bowiem czyste człowieczeństwo, nie tylko czyste od wszelkiej zmazy, ale i czyste ze względu na sa­mą naturę. I nie waham się twierdzić, iż Ona będzie wysłuchana dla swej godności. Przecież wysłucha Syn Matkę, a Syna wysłu­cha Ojciec. Synaczkowie, Ona jest drabiną grzeszników, Ona jest moją największą ufnością, Ona jest całkowitą podstawą mojej nadziei. Bo jakże inaczej? Azali może Syn czy to odmówić, czy też znieść odpowiedź odmowną; czyż może Syn nie wysłu­chać, albo nie być wysłuchanym? Zaprawdę, ani jedno ani dru­gie. „Znalazłaś, mówi anioł, łaskę u Boga”. Szczęście to, Ona zawsze znajdzie łaskę i sama jest łaską, której potrzebujemy. Panna roztropna szukała nie mądrości, jako Salomon, nie bogactw, nie godności, nie potęgi, ale łaski. Albowiem zbawienie osiąga­my jedynie dzięki łaski.

8. Dlaczego my, bracia, czego innego pożądamy? Szukamy łaski, a szukamy przez Maryję, albowiem, czego szuka, znajduje, i nie może to być udaremnione. Szukajmy łaski, ale łaski u Bo­ga, gdyż łaska u ludzi zawodna. Inni szukają zasługi; my usiłuj­my znaleźć łaskę. Cóż bowiem? Czyż nie łasce to przypisać ma­my, iż tu jesteśmy? Zaprawdę, z miłosierdzia Bożego to się sta­ło, iż my nie jesteśmy zatraceni! Kto my? My przeniewiercy, my cudzołożnicy, my mężobójcy, my łupieżcy, — plugastwo tego świata. Poradźcie się sumień swoich, bracia, a obaczcie, iż gdzie obfitował występek, łaska więcej obfitowała. Maryja nie pragnie zasługi, ale szuka łaski. Zresztą, aż do tego stopnia ufa łasce i nie pragnie wyniesienia, iż boi się pozdrowienia anielskiego. Powiedziano: „Maryja myślała, jakie by to było pozdrowienie” (Łuk 1,29). To znaczy, iż uważała się za niegodną pozdrowienia aniel­skiego. I możliwe, iż tak myślała: Skądże to mnie, iż przychodzi anioł Pana mego do mnie? Nie bój się, Maryjo, i nie dziw się, iż anioł przybywa: przybędzie jeszcze większy od anioła! Nie dziw się, iż przy Tobie anioł Pański: przecież sam Pan anioła z Tobą. Wreszcie, dlaczego byś nie miała oglądać anioła, skoro już prowadzisz żywot anielski? Dlaczegóżby anioł nie miał od­wiedzić towarzyszki życia? Dlaczegóżby nie miał pozdrowić współmieszkanki niebian i domowniczki Bożej? Anielskie to zgoła życie — dziewictwo; i ci, którzy nie żenią się i nie wychodzą za mąż, będą jako aniołowie Boży.

9. Czy uważasz, jako i w ten sposób nie w mniejszej mie­rze nasz wodociąg dosięga źródła? Już nie samą modlitwą prze­nika niebiosa, ale też nieskazitelnością, która czyni bliskim Bogu, jak powiada Mędrzec (Mądr. 6, 20). Była bowiem Dziewica święta ciałem i duchem, do której w szczególniejszy sposób moż­na stosować słowa Apostoła: „Obcowanie nasze jest w niebiesiech” (Filip. 3, 20). Święta, mówię, ciałem i duchem, ażebyś nic a nic nie wątpił o tym wodociągu. Pozostaje bowiem bardzo wzniosłym, ale i przy tym zgoła nienaruszonym. Ogród zamknięty, zdrój zapieczętowany (Pnp 4, 12), kościół Pański, świątnica Ducha Św.. I nie jest to Panna głupia, bo u niej nie tylko jest olej, ale i pełność oleju skryta w naczyniu. Rozłożyła wstępowa­nie w sercu swoim (Ps. 83, 6), wstępując zarówno obcowaniem, jak i modlitwą, jak już mówiliśmy. Poszła wreszcie w krainy górskie z kwapieniem się, pozdrowiła Elżbietę i na usługiwaniu jej przebywała jakoby trzy miesiące, ażeby już wtedy mogła po­wiedzieć Matka matce to, co znacznie potem synowi rzekł Syn. „Zaniechaj teraz; albowiem tak się nam godzi wypełniać wszelką sprawiedliwość” (Mat. 3, 15). Słusznie szła w krainę górską Ta, której sprawiedliwość jakoby góry Boże. Było to bowiem trzecie wstępowanie Dziewicy, ażeby z trudem dał się zerwać powróz potrójny. A mianowicie: żarzyła się w szukaniu łaski miłość, ja­śniało w ciele dziewictwo, rzucała się w oczy pokora w usługiwa­niu. Albowiem jeżeli każdy, kto się uniża będzie podwyższeń, co może być wyższego nad taką pokorę? Dziwiła się Elżbieta, iż przyszła do niej i mówiła: „Skądże mi to, że przychodzi Matka Pana mego do mnie?” (Łuk. 1, 43). Ale już więcej niech podzi­wia to, iż na wzór Syna i Ona sama służyć przyszła, nie zaś po to, aby Jej służono. Słusznie zatem ów piewca Boży, śpiewa­jąc w podziwie dla Niej, mówił: „Któraż to jest, która idzie jako zorza powstająca, piękna jako księżyc, wybrana jako słońce, ogromna jako wojska uszykowane porządnie?” (Pnp 6, 9). Zaprawdę, wstąpiła ponad rodzaj ludzki, wstąpiła aż do aniołów, owszem, nawet ich przewyższyła, i całe stworzenie niebieskie pozostawia za sobą. Albowiem konieczną jest rzeczą, aby czer­pała obficiej niż aniołowie wodę żywą, którą ma zlewać na ludzi.

10. „Jakoż się to stanie, — pyta — gdyż męża nie znam?” Naprawdę święta ciałem i duchem, bo w Niej i czystość ciele­sna i ślub czystości. Anioł zaś odpowiadając, rzekł: „Duch Św. zstąpi na Cię, a moc Najwyższego zaćmi Tobie” (Łuk. 1, 34-35). Nie pytaj mnie, mówi; to przechodzi moje pojęcie. „Duch Święty, nie anielski, zstąpi na Cię, a moc Najwyższego zaćmi Tobie”, nie ja. choćby nie w szeregach anielskich staniesz, święta Dziewi­co; spragniona ziemia oczekuje, iż usłużysz jej, dostarczając cze­goś wyższego. Gdy przechodząc wzniesiesz się ponad nich, wraz znajdziesz Tego, którego miłuje dusza twoja. Mówię: wraz nie dlatego, iżby ich nie przewyższał nieskończenie, ale iż między Nim a aniołami nie znajdziesz nic pośredniego. Przejdź zatem poprzez Moce, Panowania, poprzez Cherubinów i Serafinów, abyś mogła dojść do Tego, o którym jeden do drugiego wołają: „Święty, święty, święty Pan Bóg zastępów” (Iz. 6, 3). „Przeto i co się z Ciebie narodzi Święte, będzie nazwane Synem Bożym” (Łuk. 1, 35). Źródło mądrości, słowo Ojca na wysokościach. To słowo za Twoim pośrednictwem stanie się ciałem, ażeby Ten, kto mówi: „Ja w Ojcu, a Ojciec jest we mnie” (Jan 14, 10), mógł tym nie­mniej powiedzieć: „Ja z Boga wyszedłem i przyszedłem” (Jan 8, 42). „Na początku było słowo”. Już źródło wytryska, ale tymcza­sem jeszcze tylko w sobie samem. Dalej: „A słowo było u Boga” (Jan 1, 1), zamieszkując zgoła niedostępne światło; a Pan mó­wił od początku: „Ja myślę o was myśli pokoju, a nie udręcze­nia” (Jer. 26, 11). Ale w Tobie samym jest myśl Twoja, i co myślisz, tego my nie wiemy. „Bo któż poznał umysł Pański? Albo kto był rajcą Jego?” (Rzym. 11, 34). Przeto myśl pokoju wstąpi­ła w dzieło pokoju: Słowo Ciałem się stało i już mieszka mię­dzy nami. Mieszka zaś przez wiarę w sercach naszych, mieszka w naszej pamięci, mieszka w myśli i aż do samej zstępuje wyo­braźni. Cóżby bowiem myślał człowiek o Bogu wpierw, nim przy­padkiem zbudował w sercu bałwana?

11. Był nieobjęty i niedostępny, był całkiem niedostrzegal­ny i nie dający się pomyśleć. Teraz zaś zapragnął być objętym, widzianym, pomyślanym? W jakiż sposób, zapytasz? Mianowicie, leżąc w żłóbku, spoczywając na dziewiczym łonie, każąc na gó­rze, spędzając noce na modlitwie; czy to wisząc na krzyżu, okry­wając się bladością w śmierci, wolny między umarłymi, i w otchła­ni rozkazujący, czy też zmartwychwstający na trzeci dzień i uka­zujący apostołom miejsce gwoździ — oznaki zwycięstwa, na ostatku wobec nich wstępujący do tajemnych nieba przybytków. Cóż z tego wszystkiego nie prawdziwie, nie pobożnie, nie święcie myślimy? Cokolwiek bądź takiego mamy w myśli, Boga mamy w my­śli, i ponad wszystko On jest Bogiem moim. Nad tym rozmyślać, to ja nazwałem mądrością, a za roztropność uważałem „wydawać pamiątkę słodkości” (Ps. 144, 7), jak wytworzyła w obfitości różdżka kapłańska; jak czerpiąc na wysokościach, Maryja w nas sowiciej przelała. Jużci na wysokościach, i ponad aniołów, sko­ro Ona przyjęła słowo bezpośrednio z serca Ojcowskiego, jak napisano: „Dzień dniowi opowiada słowo” (Ps. 18, 3). Zaiste, dzień to Ojciec, albowiem ode dnia do dnia zbawienie Pańskie (Ps. 95, 2). A zarówno czyż Dziewica nie jest dniem? I prze­świetnym! Całkiem promiennym dniem jest Ta, która idzie jako jutrzenka powstająca, piękna jako księżyc, wybrana jako słońce.

12. Uważ przeto, jak Maryja doszła aż do aniołów przez pełność łaski, a ponad aniołów — przez zstąpienie Ducha Św. Jest w aniołach miłość, jest czystość, jest pokora. Cóż z tego wszystkiego nie zajaśniało w Maryi? Ale to zostało wykazane wyżej, o ile przez nas mogło być wykazane. Śledźmy przewagę: któremu bowiem z aniołów było kiedyś rzeczono: „Duch Święty zstąpi na cię, a moc Najwyższego zaćmi tobie, a przeto co się z ciebie narodzi Święte, będzie nazwane Synem Bożym”. Zresztą Prawda z ziemi powstała, nie ze stworzenia anielskiego; nie aniołów, ale nasienie Abrahamowe przyjmuje. Wielka to rzecz dla anioła, że jest sługą Pana; ale Maryja zasłużyła na coś wyższego — iż jest Matką. Przeto płodność Dziewicy jest wybitną chwałą, i o tyle wyższą się stała od aniołów z powodu szczególnego daru, o ile z większym wyróżnieniem w porównaniu do aniołów przy­jęła imię matki. Tę łaskę znalazła pełna już łaski, iż miłością gorejąca, dziewictwem nienaruszona, pokorą Bogu oddana, stała się tym niemniej bez poznania męża brzemienną, bez bólu niewie­ściego rodzicielką. Mało to jest powiedzieć: co się z Niej naro­dzi, Świętem się zowie, ale: jest Synem Bożym.

13. Wreszcie, bracia, ze wszech miar powinniśmy się starać, aby słowo, które z ust Ojca wyszło do nas za pośrednictwem Dzie­wicy, nie wróciło próżne, ale przez Tę Dziewicę oddajmy łaskę za łaskę. Wydawajmy pamiątkę, dopóki wzdychamy do obecności, i niech wrócą do źródła swego potoki łaski, aby płynęły obficiej. Bo inaczej, o ile nie wrócą do źródła, wyschną, my zaś, niewier­ni w małym, nie będziemy godni przyjąć tego, co jest największym. Małą jest rzeczą pamiątka w porównaniu do obecności, małą w porównaniu do tego, czego pożądamy, wielką — do tego na co zasługujemy; daleko niżej od pożądania, tym niemniej wszak­że ponad zasługą. Mądrze przeto Oblubienica odbiera pochwały niemałe i za tę małą rzecz. Chociaż bowiem rzekła: „Oznajmijże mi, kędy pasiesz, kędy odpoczywasz w południe” (Pnp 1, 6); wszakże otrzymując drobnostkę zamiast rzeczy niezmierzonych, a zamiast pokarmu południowego przynosząc ofiarę wieczorną, bynajmniej nie szemrze, ani się smuci, jak zwykle się dzieje, ale dzięki czyni i we wszystkim okazuje się bardziej oddaną Bogu. Wie bowiem, iż o ile wierną będzie w cieniu pamiątki, bez wąt­pienia osiągnie światło obecności. A przeto którzy wspominacie Pana, nie milczcie, a nie dawajcie mu milczenia (Iz. 62,6-7). Albo­wiem którzy mają Pana obecnego, nie potrzebują upomnienia; a co mówi inny prorok: „Chwal Jeruzalem Pana, chwal Syjonie Boga twego (Ps. 147,1), jest raczej powinszowaniem, niż upomnie­niem. Którzy chodzą w wierze, potrzebują przestrogi, by nie mil­czeli i nie dawali Mu milczenia. Mówi bowiem, a mówi pokój nad ludem swoim, i nad świętymi swoimi, i nad tymi, którzy się do serca nawracają (Ps. 84, 9). Zresztą „z świętym święty bę­dziesz, a z mężem niewinnym niewinnym będziesz” (Ps. 17, 26), i słuchającego siebie słuchać będzie, a mówiącemu mówić będzie. Bo inaczej dałeś Mu milczenie, jeżeliś milczał. Ale od czego, jeżeliś milczał? Od chwały! „Nie milczcie — powiedziano — a nie dawajcie mu milczenia, aż umocni, i aż postawi Jeruzalem chwa­lą na ziemi” (Iz. 62, 6-7). Chwała Jeruzalem — miłe i piękne chwa­lenie. Chyba może sądzimy, iż aniołowie obywatele Jeruzalem cieszą się wzajemnymi pochwałami, i oszukują się wspólnie mar­nością (Ps. 61, 10).

14. Bądź wola twoja, Ojcze, jako w niebie tak i na ziemi, aby się umocniła na ziemi chwała Jeruzalem. Cóż to jest bowiem? Nie szuka anioł od anioła chwały w Jeruzalem, a człowiek chce być przez człowieka chwalony na ziemi? Obrzydła przewrotność! Ale niechże cechuje tych, którzy mają nieznajomość Boga, którzy zapomnieli Pana Boga swego. Wy, którzy wspominacie Pana, nie milczcie od chwały Jego, aż nim się umocni i udoskonali na ziemi! Jest bowiem milczenie nienaganne, owszem bardzo choćby chwalebne. Jest też i mowa niedobra. Bo inaczej nie byłby wyrzekł prorok: „Dobrze jest czekać z milczeniem zbawienia Boże­go” („Treny Jer. 3, 26). Dobre jest milczenie od przechwalania się, dobre od szemrania i obmowy. Jeden bowiem rozdrażniony skutkiem mnóstwa pracy i ciężaru dnia, szemrze w duchu, oraz sądzi tych, którzy jako mający przecież zdać sprawę, czuwają na korzyść duszy swojej. Krzyk to jest, ale ponad wszelkie milcze­nie ów krzyk zatwardziałego ducha zmusza do milczenia głos słowa, którego słuchania nie znosi. Inny skutkiem małoduszności ustaje w oszukiwaniu, a to jest najgorszym słowem bluźnierstwa, które nie odpuszcza się ani w tym życiu, ani w przyszłym. Trze­ci chodzi w rzeczach wielkich i dziwnych nad się (Ps. 130, 1), mówiąc: „Ręka nasza wysoka” (Deut. 32, 27), sądząc, iż jest czymś, gdy jest niczym. Co powie temu, który mówi pokój? Mówi bowiem: Iżem jest bogaty i nikogo nie potrzebuję. Wyrok zaś prawdy głosi: „Biada wam bogaczom, bo macie pociechę wa­szą” (Łuk. 6, 24). Przeciwnie zaś: „Błogosławieni — powiada — którzy płaczą, albowiem oni będą pocieszeni” (Mat. 5, 5). Niech więc zamilknie w nas język złorzeczący, język bluźnierczy, język wielomówny; ponieważ dobrze jest w tym potrójnym milczeniu oczekiwać zbawienia Pana, iżbyś powiedział: „Mów Panie bo słucha sługa Twój” (1 Król. 3, 10). Tego bowiem rodzaju głosy nie do Niego są, ale przeciwko Niemu, jako mówi Prawodawca szemrzącym: „Ani przeciwko nam jest szemranie wasze, ale przeciw­ko Panu” (Exod. 16, 8).

15. Tak jednak od tego wszystkiego milcz, byś nie zupeł­nie milczał, byś nie dawał milczenia Jemu. Mów Mu przeciwko przechwaleniu się na spowiedzi, abyś otrzymał przebaczenie za minione. Mów w dziękczynieniu przeciwko szemraniu, abyś zna­lazł obfitszą łaskę na teraz. Mów w modlitwie przeciwko brako­wi ufności, ażebyś osiągnął również w przyszłości chwałę. Wy­znawaj, powiadam, rzeczy przeszłe, a za teraźniejsze czyń dzięki, a wreszcie gorliwiej módl się o rzeczy przyszłe, ażeby i On nie milczał od odpuszczenia, od dawania, od obietnicy. Nie milcz, powiadam, i nie dawaj Mu milczenia. Mów, aby i Ci mówił, a będzie mógł rzec: „Miły mój mnie, a ja jemu” (Pnp 2,16). Miły głos i słodka mowa. Albowiem to nie głos szemrania, ale głos synogarlicy. I nie powiadaj: „Jakoż mamy śpiewać pieśń Pańską w cudzej ziemi?” (Ps. 136, 4). Już nie będzie poczytywana jako cudza, skoro o niej oblubieniec mówi: „Głos synogarlicy słyszany jest w ziemi naszej!” Słyszał bowiem, jak mówiła: „Pojmijcie nam liszki małe” (Pnp 12, 15), i może dlatego woła głosem ra­dości: „Miły mój mnie, a ja jemu”. Zaiste, głos to synogarlicy, która tak przy żywym, jak i przy umarłym, ze szczególniejszą czysto­ścią trwa jako przy równym sobie tak, iż jej ani śmierć, ani ży­cie nie oddziela od miłości Chrystusowej. Uważ bowiem, azali mo­że coś oderwać tego umiłowanego od umiłowanej tak, iżby nie trwał przy niej, gdy grzeszy, czyli gdy się odeń odwraca. Skłę­bione obłoki usiłowały zaćmić promienie, ażeby nieprawości na­sze wprowadziły przedział między nami a Bogiem: ale rozpaliło się słońce i wszystko rozproszyło. Inaczej bowiem, kiedy byś wrócił do Niego, jeśliby On nie trwał przy tobie, jeśliby nie wołał: „Nawróć się, nawróć, Sulamitko, nawróć się, nawróć się, abyśmy na cię patrzyli” (Pnp 6, 12). Trwajże zatem i ty pomimo wszystko przy Nim tak, iżby cię żadne udręczenia ani trudy odeń nie odwróciły.

16. Pasuj się z aniołem, byś nie uległ, albowiem Królestwo niebieskie gwałt cierpi, a gwałtownicy porywają je. Czyż to nie zapasy: „Miły mój mnie, a ja jemu?” (Mat. 11, 12). Objawił miłość swoją; niechże i twojej doświadczy. W wielu bowiem rze­czach doświadcza cię Pan Bóg twój. Raz po raz się uchyla, odwraca oblicze, ale nie w gniewie. Jest to oznaką doświadczania nie odrzucenia. Czekał na cię umiłowany; oczekuj ty umiłowa­nego, oczekuj Pana, mężnie czyń (Ps. 26, 14). Nie pokonywają Go grzechy twoje, niechże i ciebie nie przezwyciężą Jego bicze, a dostąpisz błogosławieństwa. Ale kiedy? Gdy będzie jutrzenka, gdy się już dzień rozpocznie, gdy Jeruzalem umocni chwałę na ziemi. „Oto — powiedziano — mąż biedził się z nim aż do zara­nia” (Gen. 32, 24). „Daj mi usłyszeć rano miłosierdzie Twoje, bom w Tobie nadzieję miał” (Ps. 142, 8), o Panie! Nie będę milczał, a nie dam Ci milczenia aż do rana; obyż i nie — postu. Boć Ty przecież raczysz się paść, ale pomiędzy liliami. „Miły mój mnie, a ja jemu, który się pasie między liliami” (Pnp 2,16). Prze­cież, o ile przypominasz i wyżej, w tejże pieśni wyraźnie było zaznaczone, iż ukazanie się kwiatów towarzyszy głosowi synogarli­cy. Ale uważ, iż Piewca zdaje się wskazywać na miejsce, nie na pokarm, i iż nie mówi, czym się pasie, ale między czym. Możli­wa bowiem, iż nie pokarmem, ale towarzystwem pasie się lilii; i nie żywi się liliami, ale się w nich obraca. Boć przecie raczej z wonności niż ze smaku podobają się lilie i więcej nadają się do oglądania, niż do pożywania.

17. Tak więc pasie się między liliami, dopóki nie uczyni się dzień, i dopóki powabu kwiecia nie zastąpi owoców obfitość. Dopóty bowiem kwiatów, nie owoców jest czas, dopóki raczej jesteśmy w nadziei, niż w samej rzeczy, i chodząc w wierze, nie w oglądaniu, cieszymy się raczej oczekiwaniem, niż doświadcza­niem. Zważ wreszcie delikatność kwiatu i wspomnij na słowo, które wyrzekł Apostoł, iż „mamy ten skarb w naczyniach glinia­nych” (2. Kor. 4, 7). Jakież to bowiem zdają się grozić niebez­pieczeństwa kwiatom! Jak łatwo ostrza cierniowe przedziurawiają lilię! Słusznie zatem śpiewa Oblubieniec: „Jako lilia między cierniem, tak przyjaciółka moja między córkami” (Pnp 2, 2). Czyż nie był lilią między cierniem Ten, kto mówił: „Z tymi, którzy nienawidzą pokoju, byłem spokojny” (Ps. 119, 7). Zresztą choćby sprawiedliwy kwitnął jako lilia, ale oblubieniec nie pasł się u lilii, nie podobałby sobie w samotności. Posłuchaj też prze­bywającego między liliami: „Gdzie są dwaj albo trzej zgromadzeni w imię moje, tomem jest w pośrodku ich” (Mat. 18, 20). Jezus zawsze miłuje środek, zboczenia i odchylenia zawsze odrzuca Syn Człowieczy, Boga i ludzi Pośrednik. „Miły mój mnie, a ja jemu, który się pasie między liliami”. Starajmy się, bracia, posiadać lilie, wykorzeniać ciernie i osty i spieszmy zasiewać lilie: nuż może kiedy i do nas zstąpić raczy Oblubieniec, aby się paść!

18. Bez wątpienia u Maryi się pasł, i choćby obficiej ze wzglę­du na mnogość lilii. Czyż to nie lilie: urok dziewictwa, znamię pokory, wyższy stopień miłości? Będą też i u nas lilie, chociaż daleko niższe; ale choćby między niemi nie będzie się wzdragał paść Oblubieniec. Albowiem te, o których wyżej mówiliśmy, dziękczynienia rozjaśnią się weselem pobożności; modlitwa się promieni czystością intencji; spowiedź wybieli się przebaczeniem, jako napisano: „Choćby były grzechy wasze jako szkarłat, jako śnieg wybieleją, i choćby były czerwone jako karmazyn, będą białe jako wełna” (Iz. 1, 18). Wreszcie cokolwiek jest to, co przygotowujesz na ofiarę, nie zapominaj polecić Maryi, ażeby tymże łożyskiem wróciła łaska do Dawcy łask, którym i wypłynę­ła. Mocny wprawdzie był Bóg i bez tego wodociągu wlać łaskę jako chciał; ale chciał tobie zapewnić środek komunikacyjny. Może bowiem ręce twoje albo pełne są krwi, albo splugawione darami, ponieważ nie otrząsłeś ich od wszelkiego daru. Przeto staraj się oddać tę drobnostkę, którą pragniesz ofiarować, naj­wdzięczniejszym i godnym wszelakiego przyjęcia rękom Maryi, aby one ją ofiarowały, o ile nie chcesz doznać odrzucenia. Są bowiem one niejako najczystszymi liliami; i nie będzie się skarżył ów Miłośnik lilii, iż nie znalazł między liliami tego, cokolwiek, znajdzie w rękach Maryi.

Amen.





[1] Skany dostępne na: https://polona.pl/item/kazania-o-najsw-Maryi-pannie,ODI3NjM4NjY/0/#info:metadata

Pisownię nieznacznie uwspółcześniono.

Idź do oryginalnego materiału