Historia Dziewczyny utkanej z Różańca…
ks. Marcin Łyżniak
…I to jest właśnie Klara… już nie muszę sobie wyobrażać Jej Grobu, Jej miasteczka. Właśnie tam jadę, docieram. Mam ze sobą komputer wodoszczelny, mogę pisać przy Grobie, nawet, jeżeli będzie padał deszcz! Była taka noc, kiedy Klara poprosiła mnie, żebym do Niej przyjechał. Sam. Było to sześć lat temu. Kiedy już u Niej byłem, wtedy zrozumiałem jasno, iż mój świat, moja Ojczyzna, moje życie… wszystko przeniosło się do tego miejsca… iż przy Jej Grobie jest Niebo. A jak się doświadczyło Nieba, to Ziemia nie cieszy. I wtedy dostałem obietnicę, iż będę wracał, iż Ona sama będzie mnie zapraszała, wzywała. W jednej chwili zrozumiałem, iż mam zapraszać do Sassello osoby, które stają się po prostu członkami Rodziny Klary, Jej przyjaciółmi, które zostały zaproszone do Jej Serca. Kiedy po kilku tegorocznych wyjazdach byłem przekonany, iż następna podróż do domu (tak, tam jest mój dom!) – odbędzie się najwcześniej wiosną, kiedy zacząłem pisać, iż „sercem przenoszę się do Jej stóp, do Drogiego Grobu”, wtedy okazało się, iż prawie obcy inżynier, który przyszedł poprawić mój komputer, po wysłuchaniu skróconej opowieści o Klarze… zaproponował wyjazd. Ustaliliśmy skład, wybrałem resztkę urlopu i ruszyliśmy.
Początki…
Bardzo chciałem mieć w Niebie kogoś, kto będzie mnie kochał i nieustannie wstawiał się za mną przed Obliczem Boga. Tęskniłem za taką Miłością łączącą Niebo z Ziemią. Nie wiedziałem, jaka ma być ta Miłość… ojcowska, matczyna, siostrzana, braterska… Jaka? Chodziło mi o taką żarliwą Miłość do jakiegoś świętego lub świętej. Dotychczas moje więzi ze Świętymi były raczej płytkie… W tej intencji, zainspirowany świadectwem pewnej kobiety z San Giovanni Rotondo, wyruszyłem do Ojca Pio. Był wrzesień 2018 roku. A w grudniu, pewnej długiej, zimowej nocy przyszła ONA. Chiara. Na monitorze mojego komputera pojawiło się Jej zdjęcie. Czarno – białe zdjęcie pięknie uśmiechniętej dziewczyny. Musiało być podpisane, bo wiedziałem, iż to jakaś błogosławiona, nie wiedziałem jaka. Nie wiedziałem, kim jest ta nieznajoma. Wiedziałem tylko, iż ma na imię Klara (po włosku Chiara). Ale usłyszałem wewnętrzny głos: „To ONA. O Nią modliłeś się. Ona jest odpowiedzią na Twoją modlitwę”. Wiedziałem, iż chodzi o modlitwę sprzed kilku miesięcy z San Giovanni Rotondo. W nocy 20/21 grudnia 2018 oddałem Jej swoje życie, kapłaństwo, drogę do Nieba. Wiedziałem, iż jest od Boga i Maryi. Wiedziałem, iż jest z Serca Jezusa i z Serca Maryi. I odtąd Bóg podzielił mój świat na dwie części: Klara i reszta świata. Czasem jestem pytany, czym Chiaretta aż tak mnie zachwyciła i co spowodowało, iż właśnie Ją wybrałem na moją szczególną Patronkę. Odpowiedź jest prosta. Wtedy, na początku, nie zachwyciła mnie niczym, byłem zawiedziony, iż Bóg nie dał mi kogoś o bogatym, mistycznym życiorysie, cudotwórcy lub cudotwórczyni lub może jakiegoś intelektualisty… Wiedziałem tylko, iż Bóg jest w tej decyzji stanowczy i, jeżeli tak można powiedzieć, to nie ja wybrałem Klarę, ale to Ona wybrała mnie. Lub mówiąc inaczej, Niebo mi Ją wybrało, a Ona pokochała mnie pierwsza. Potem była moja odpowiedź, moja miłość, karłowata, niegodna Jej Miłości, ale szczera. Ktoś na Jasnej Górze powiedział, iż jestem ekspertem od Klary. Zadrżałem. Nie jestem specjalistą od Klary. Nie jestem Jej godny, nie zasługuję na bliskość takiej Świętej. Jestem Nią przez Niebo obdarowany. Moje miejsce jest u Jej stóp, czy może u kolan, gdzie mogę przytulić się i razem z Nią modlić, obdarowywać Boga moją nieudolną miłością wspartą Jej Miłością i modlitwą do Jezusa. Nigdy nie modlę się do Niej. Modlę się z Nią. Tej pierwszej nocy poczucie obecności i biskości Klary było oszałamiające i tak w zasadzie pozostało. Klara powiedziała, iż „przyszła i już nigdy nie odejdzie… iż nigdy mnie nie opuści”. Kolejne miesiące otwierały nowe karty, przestrzenie Jej bliskości. gwałtownie stało się dla mnie jasne, iż Klara bardzo chce obdarować Bożą Miłością wiele osób na całym świecie. Że „nie może usiedzieć w Niebie” i prosi o moją pomoc. Poczułem, iż muszę do Niej wysyłać kolejne osoby, które po prostu w Niej się zakochują. Zacząłem rozdawać Jej poświęcone zdjęcia i obrazki w ramkach. Z pomocą wielu przyjaciół wysyłałem te obrazki w różne części świata. Błogosławieństwo w tej inicjatywie okazało się niezwykłe. Nie wiem, skąd mam pieniądze na kolejne dodruki i wysyłki. Nie wiem, skąd wokół mnie pojawiają się osoby chętne do tłumaczenia tekstów na obrazkach i rozdawania wizerunków cudownej, roześmianej Włoszki jaśniejącej Niebem i Pięknością Boga.
Kim była Klara? Historia Dziewczyny utkanej z Różańca…
Rodzice Chiary, Maria Teresa i Ruggero, od urodzenia mieszkali w Sassello, w Ligurii (Północne Włochy) i przez wiele lat nie mogli mieć potomstwa. Tata Klary bardzo z tego powodu cierpiał. Modlił się też wytrwale na Różańcu o dziecko. Dziesięć lat zanoszonych do Nieba próśb w akompaniamencie Różańca i przez przyczynę Matki Bożej ośmiela mnie do określenia Chiary, jako Dziewczyny utkanej przez Maryję z Jej Świętego Różańca. Klara urodziła się po ponad dziesięciu latach oczekiwań i gwałtownie ujawniło się, iż jest prawdziwym arcydziełem Boga i Maryi. Była radosnym i szczęśliwym dzieckiem. (Na szczęście) nie była idealna. Podobno po tacie miała uparty charakter. Zauważalna była lepsza relacja Klary z Mamą niż z Ojcem. Niemniej świętość Klary zaczęła być zauważalna już w dzieciństwie. Dziewczynka zbierała do metalowej skrzyneczki pieniądze dla dzieci afrykańskich, dzieliła się najlepszymi zabawkami z dziećmi z Domu Dziecka, pomagała starszym osobom z pobliskiego szpitalika Św. Antoniego, opiekowała się chorym dziadkiem, lgnęła do Osób chorych psychicznie, uzależnionych od alkoholu i narkotyków. W osobach wzgardzonych widziała Opuszczonego Chrystusa. Kiedy była w szpitalu w jednej sali z zaniedbaną narkomanką… zaplatała jej warkocze… „bo tej dziewczynie trzeba było dać Boga, a nie o Bogu mówić”. To była dewiza Klary: „Nie o to chodzi, żeby mówić o Bogu. Ja mam Go dać!”. Klara wraz z Rodzicami uczestniczyła w ruchu Focolari założonym przez Chiarę Lubich. Bardzo poważnie traktowała formację religijną. Czytała Pismo Święte, odmawiała z Mamą Różaniec, starała się uczestniczyć codziennie w Mszy Świętej. Znana jest opowieść przyjaciółki Klary, jak Klara po dniu spędzonym w morzu – a była świetną pływaczką – przebierała się i z mokrymi jeszcze włosami biegła na Mszę Świętą. Starała się zawsze godzić z Wolą Bożą i – zainspirowana nauczaniem Chiary Lubich – Jej dewizą życiową było krótkie wyrażenie – sempre si – zawsze tak… dla Woli Bożej. choćby jeżeli po ludzku wydawało się, iż jest źle i bardzo ciężko, Klara powtarzała: „sempre si! – Pan Bóg mnie kocha, wie, co robi, wie, co jest dla mnie najlepsze”… tak mówiła, kiedy musiała przeprowadzić się z ukochanego rodzinnego miasteczka Sassello do pobliskiej Savony, gdzie rozpoczęła naukę w liceum klasycznym Chiabrera. Tak mówiła, kiedy nie zdała do kolejnej klasy i musiała przeżyć ból upokorzenia, szczególnie wobec niezadowolenia surowego i wymagającego taty. Tak wreszcie mówiła, kiedy dowiedziała się o strasznej diagnozie – kostniakomięsaku – osteosarcoma – chorobie nowotworowej, nieuleczalnej, bolesnej i mającej prowadzić do nieuchronnej śmierci…
Choroba…
Chiara była dziewczyną radosną i dynamiczną. Lubiła spotkania z przyjaciółmi, głośno się śmiała, jadła lody i nutellę, przesiadywała do późna w ulubionej kawiarni Bar Gina lub pizzerii San Giovanni (co bywało źródłem konfliktów z ojcem). Kochała sport, pływała, jeździła na rowerze i wrotkach, grała w tenisa. To właśnie podczas gry w tenisa, ból ramienia sprawił, iż rakieta wysunęła się z jej dłoni i upadła na ziemię. Jesień 1988 była dla Chiary trudna i rozpoczęła okres jeszcze bardziej bolesny. Czuła się coraz gorzej, była blada, słaba, obolała. Coraz więcej osób zauważało cierpienie i chorobę Klary. Kolejne wizyty lekarskie doprowadziły Klarę do szpitala w Savonie, gdzie 2 lutego 1989 – w dniu Ofiarowania Pańskiego – Matki Bożej Gromnicznej – została postawiona nielitościwa diagnoza. Mama niemal straciła przytomność, bólu Ojca nie sposób wyrazić. A trzeba było gwałtownie ukryć emocje, bo niemal w krok za lekarzem szła (czy może była wieziona) uśmiechnięta Chiara. Odnośnie diagnozy, Klara zorientowała się w Turynie. Przeżyła ciężkie chwile walki. Wróciła ze szpitala z ojcem. Szła pierwsza, w długim ciemnym płaszczu, smutna. Mama czekała w drzwiach. „Mamo – powiedziała – teraz nic nie mów” – i położyła się na łóżku. Dwadzieścia minut trwała w milczeniu, po czym odwróciła się do mamy i uśmiechnięta powiedziała: „teraz możesz już mówić”. Nigdy więcej się nie skarżyła. Jej cierpienie gwałtownie zaczęło nabierać znamion podobieństwa do Cierpienia Chrystusa: przenikliwy ból ramienia – znany mistykom, nawiązujący do tajemniczej Rany Chrystusa, rana boku – po operacji torakochirurgicznej wykonanej w Uniwersyteckim Szpitalu Molinette w Turynie, wenflony w rwących się, słabych żyłach na dłoniach, utracone piękne, ciemne włosy – upokorzenie dla ślicznej, włoskiej dziewczyny jednoczące Ją z Umiłowanym Jezusem – Oblubieńcem ukoronowanym cierniową koroną. I wreszcie paraliż nóg skazujący Klarę na łóżko, czy lepiej powiedzieć – łoże boleści – szczególny znak przybicia do Krzyża. jeżeli dodamy do tego transport sanitarny z Sassello – niczym Droga Krzyżowa i zauważymy, iż to wszystko miało miejsce w okresie, kiedy poddano w wątpliwość prawdziwość Całunu Turyńskiego… wtedy wyłoni się dyskretny Obraz Oblubienicy upodobnionej do Boskiego Oblubieńca…
Proponowano Klarze pielgrzymkę do Lourdes. Klara odmówiła. „Tutaj też jest Maryja – mówiła w Sassello. Nie mam potrzeby jechać do Lourdes, a prosić o uzdrowienie nie będę, bo może nie być to zgodne z Wolą Bożą” – dodawała. Niechętnie zgodziła się wysłać do Lourdes jakiś drobiazg – chyba koszulkę, i krótki list skierowany do Matki Bożej, w którym prosi o siłę do wypełnienia Woli Bożej. Duchowo uczestniczy w pielgrzymce Młodych na spotkanie z papieżem Janem Pawłem II w Santiago de Compostella (sierpień 1989). Chiara Lubich skomentowała, iż za wielki sukces ewangelizacyjny ktoś płaci wysoką cenę. Chodziło o ofiarowane Bogu, dobrowolne cierpienie Chiary połączone z gorliwą modlitwą.
Zdarzyło się, iż Chiara czekała w dusznej poczekalni na opóźniającą się wizytę lekarską. Widać było, iż czuje się bardzo źle. Zapytana przez Mamę, czy daje radę, odpowiedziała, iż Bóg Ją kocha – i to wystarczy.
Wiele osób odwiedzało Klarę w Jej pokoiku na poddaszu. Miałem szczęście być tam również dwa lub trzy razy – a pokój jest zachowany w takim stanie, jak za jej czasów. Klara już za życia cieszyła się opinią świętości – choć może nie zawsze było to tak określane. Zauważano Jej wyjątkową więź z Bogiem, niezwykłe duchowe światło, które pozwoliło w ostatnim roku Jej życia nadać Jej swoisty przydomek „LUCE”. Proszono Klarę o modlitwę, zasięgano jej porad (chociaż Klara nigdy się nie mądrzyła, była raczej słuchająca i małomówna). Przeżywała tajemnicze uniesienia religijne, podczas których nie przyjmowała gości. kilka na ten temat wiadomo. Mówiła, iż jest w takim zjednoczeniu z Bogiem i na takiej wysokości Nieba, iż zbyt trudno byłoby Jej zejść (wrócić) na Ziemię. Miała z pewnością (przynajmniej) jedno objawienie Matki Bożej, które omawia w postaci opowiadania nagranego dla przyjaciół na taśmie magnetofonowej. Dzięki temu w Internecie można posłuchać głosu Chiary. Opis Chiary jest dyskretny i nieco enigmatyczny. Niemniej miałem szczęście osobiście dopytać Marię Teresę o to wydarzenie. Potem prosiłem Niebo o podobne wydarzenie w szpitalu, gdzie pracuję. Bardzo chciałem, żeby ktoś mi opowiedział podobną historię do tej, którą opowiedziała Chiara swoim bliskim. Zostałem wysłuchany. W wigilię 2011 młody chłopak z Kanady, Bronisz, opowiedział mi, iż widział Matkę Bożą. Z pewnością bym w to nie uwierzył, gdyby nie fakt, iż modliłem się o to wydarzenie, a opowieść była do złudzenia podobna do opowieści Klary, której Bronisz oczywiście nie znał.
Ci, którzy odwiedzali Klarę, zastanawiali się, jak Ją pocieszyć… a sami zostawali pocieszeni. Mówiono, iż u Niej w pokoju jest Niebo, iż czuje się obecność Boga, iż oddycha się inną, duchową rzeczywistością. Niektórzy mówili – zażenowani absurdalnością takiego stanu, iż Jej zazdroszczą. Sam osobiście doświadczam bliskości Nieba przy Klarze w Sassello…
Klara pieczołowicie przygotowywała się na spotkanie z Oblubieńcem – Panem Jezusem. Wybierała czytania i pieśni na „Swoją Mszę Świętą” – jak określała swoją Mszę pogrzebową. Przygotowywała Rodziców na swoje odejście, nie chciała, żeby się martwili, ale… „żeby się cieszyli, byli szczęśliwi i głośno śpiewali”. Wysyła Rodziców na „randkę” w walentynki, wszystko z detalami organizuje, zależy Jej na jedności i wzajemnej miłości Rodziców. Po śmierci chciała oddać do transplantacji rogówki, co zostało zrealizowane. Rogówki zostały pobrane w domu, w Sassello i z sukcesem przeszczepione. Chciała być pochowana w białej, ślubnej sukni i… stanąć przed Chrystusem czysta i piękna. Chciała przekazać młodym pochodnię wiary. I tak się stało. 5 października 1990 – na dwa dni przed śmiercią, a jest to Pierwszy Piątek Miesiąca, pisze do przyjaciół krótki liścik na kartce. W sobotę przekazuje kwiaty do kaplicy Matki Bożej mówiąc, iż to Jej wiązanka ślubna. Przychodzi ksiądz w odwiedziny. Chiara cicho kwili: „Przyjdź, Panie Jezu”. Te słowa wypisane są na Jej Grobie. Ksiądz wzruszony idzie po Najświętszy Sakrament. Klara przyjmuje po raz ostatni Komunię Świętą.
Jest Pierwsza Sobota Miesiąca, października, dzień dedykowany Niepokalanemu Sercu Maryi. Po ciężkiej, pełnej cierpienia nocy, Chiara umiera w niedzielę, 7 października, w dzień wspomnienia Matki Bożej Różańcowej. Maryja składa szczególną pieczęć, dowód swojej Miłości i mocy Jej wstawiennictwa przez modlitwę Różańcową. Umiera Dziewczyna Różańcowa w ramionach Maryi. Daje znać Mamie, iż widzi Maryję. Idzie na spotkanie z Bogiem. Z Umiłowanym Panem Jezusem Chrystusem. Idzie Do Nieba, ale będzie musiała intensywnie działać na Ziemi. Nie może pozostać w Niebie, skoro na Ziemi tylu ludzi nie zna Bożej Miłości. gwałtownie okazało się, iż Klara – jak mówili Jej Rodzice – nie do nich należy. Że jest darem nie tylko dla nich. Klara staje się Gwiazdą i Perłą Kościoła. Proces beatyfikacyjny przebiega szybko. Powagą Ojca Świętego Benedykta XVI, 25 września 2010 zostaje ogłoszona błogosławioną. Robi się coraz bardziej znana na całym świecie. Kocha Ją młodzież, kochają dzieci, kochają chorzy i umierający, świadectwa o Jej bliskości płyną z ust kapłanów, osób zakonnych, świeckich… choćby od tych, których wiara jest bardzo słaba, albo wręcz określają się jako niewierzący. Klara przybiega z Nieba na pomoc. Jest blisko szczególnie zagubionych, słabych, bezradnych… ale nie tylko…
ks. Marcin Łyżniak
Ksiądz archidiecezji warszawskiej; kapelan Szpitala Instytutu Hematologii i Transfuzjologii; dr n. med. w zakresie biologii; nauczyciel biologii w Niepublicznym Liceum św. Stanisława Kostki. Uczę również w seminarium: biologii, bioetyki i medycyny pastoralnej. Kocham i czczę Serce Jezusa i Serce Maryi. Uwielbiam Dusze Czyśćcowe. No i oczywiście Klarę kocham nad życie!