Nie brakuje muzyków, dla których rosyjski pozostaje językiem sprzeciwu wobec rosyjskiej agresji na Ukrainę.
Ruski mir to nie wymysł rosyjskiej propagandy, a fakt. Choć nie mówimy o tym putinowskim, opartym na kłamstwie, przemocy, korupcji i bezbrzeżnej pogardzie dla człowieka. Emanacją innego ruskiego miru była i jest rosyjskojęzyczna muzyka rockowa, słuchana od Rygi po Tbilisi. Dziś jej legendy mają swój własny front.
Obywatele tego ruskiego miru nie potrzebowali paszportu z dwugłowym orłem, wystarczył im bilet na koncert któregoś z rosyjskojęzycznych zespołów, grającego w dowolnym miejscu na świecie. Putin właśnie ten ruski mir niszczy, zamiast go budować. Nie brakuje jednak takich, dla których język rosyjski pozostaje językiem sprzeciwu wobec rosyjskiej agresji na Ukrainę.
Już dziewięć lat temu śpiewaną po rosyjsku przez białoruskiego rockmana piosenkę „Wojownicy światła” uznano za nieformalny hymn Ukraińców, którzy podczas Euromajdanu zbuntowali się przeciwko prorosyjskiemu reżimowi Janukowycza, próbującemu zdławić ich europejskie aspiracje.
Ten niezwykły miks najlepiej oddaje istotę ruskiego miru – wspólnoty opartej wprawdzie na języku, kodach kulturowych i podobnych doświadczeniach życia w jednym państwie wielu narodów, ale jak najdalszej od niewolniczego dziedzictwa poddanych moskiewskiego imperium.
Dziś „Wojownicy światła” (40 mln wyświetleń koncertowego klipu w serwisie YouTube) znów święcą triumfy. Powstała też wersja w języku ukraińskim, autorem przekładu jest ukraiński poeta i prozaik Sergiej Żadan.
Dlaczego milczycie?
Twórca oryginalnej pieśni, Siergiej Michałok, frontman białoruskiego zespołu Brutto Nostra, u boku prezydenta Zełeńskiego dwa lata temu odwiedzał z gitarą rannych ukraińskich żołnierzy (wbrew temu, co myśli się na Zachodzie, wojna w Ukrainie nie rozpoczęła się 24 lutego 2022 roku) i śpiewając dla nich w szpitalu, po każdym „sława Ukrainie” dodawał „żywie Biełaruś”.
Michałok jeszcze sześć lat temu gromadził tłumy na koncertach w mińskiej Arenie. Po przykręceniu przez Łukaszenkę śruby wyjechał z kraju, żądał powtórzenia sfałszowanych przez białoruskiego dyktatora wyborów. Jego płomienne manifesty i pieśni dodawały otuchy Białorusinom. Po rozpoczęciu przez Rosję inwazji na pełną skalę przeciwko Ukrainie, kierował swój przekaz m.in. do rosyjskich artystów:
– Chcę się zwrócić do wszystkich rosyjskich muzyków rockowych, jeżeli tacy jeszcze zostali. Dlaczego milczycie? Wystarczy tych instagramowych obrazków „No war”, tych ogólników „Prawda zwycięży!”. Nazywajcie rzeczy po imieniu! Putin morderca! Zwracajcie się do swojej publiczności. Chodzili na wasze koncerty, teraz zakładają mundury i jadą tutaj, do Ukrainy, na pewną śmierć. Wszyscy tu zginą! Gdzie wasze pieśni, wasze wiersze? – pytał.
I słowami Walerija Briusowa, żyjącego na przełomie XIX i XX wieku prekursora symbolizmu w rosyjskiej poezji, apelował do swoich kolegów z estrady:
– „Ty musisz być dumny jak sztandar / Ty musisz być ostry jak miecz / Płomieniem podziemnym, jak Dante / Twarz poparzoną mieć”. Sasza Wasiliew, Jura Szewczuk, Mumij Troll, Zemfira – dlaczego, kurwa, milczycie?!
Z kim jestem?
„Gdy bez forsy się włóczysz po Twerskiej / osiemnaście lat – zdaje się wiele / ale to mało, gdy stanie ci serce / a ojczyzna – z plastiku da wieniec” – śpiewał przed laty wywołany Jurij Szewczuk, lider grupy DDT.
Muzyk koncertował po obu stronach frontu podczas pierwszej wojny w Czeczenii, a kręcone przez niego amatorską kamerą filmy obnażały bezsensowne okrucieństwo tej wojny w równie przejmujący sposób jak jego pieśni.
26 marca ubiegłego roku na YouTubie miał premierę klip do piosenki „Gdzie jestem” z najnowszego albumu DDT „Twórczość w pustce”. „Myślałem, iż jutro / Wszystko będzie łatwiejsze / Dobra – więcej / Zła – mniej / Ale czas zamazano / Kłamstwem i krwią” – śpiewa w niej Szewczuk. A gdy wybrzmiewa ostatni refren: „Gdzie jestem? Czym jestem? Z kim jestem? Kim jestem?”, na ekranie pojawiają się obrazy bombardowanych ukraińskich miast.
Głośnym echem odbił się sprzeciw wobec wojny w Ukrainie, który wybrzmiał na koncercie grupy w Woroneżu. – Na koncert przyszli nasi przyjaciele – słuchacze. Nie zawiodłem się na nich, ani oni na mnie. Zapytałem, kto jest za wojną, a kto przeciw. Za – nie było nikogo. Przeciw – trzy tysiące ludzi. Nie wszyscy są za wojną, dalece nie wszyscy. Nasza publiczność na pewno nie. Nie mogę mówić za wszystkich, ale nasza publiczność jest niemała – zapewniał muzyk w rozmowie opublikowanej na kanale YT dziennikarza Aleksandra Pluszczewa.
Szewczuk, którego występy były zakazane przez sześć lat w czasach, gdy Rosją rządzili komuniści, ma wrażenie, iż czas się cofnął. Ci, którzy są przeciw wojnie, nie wiedzą, co robić, wrócił znany z czasów ZSRR „kuchenny sprzeciw”.
– Ci ludzie są w szoku. Każdy w swojej kuchni, gada do czajnika, myśli, co robić, jak żyć. Wyjść na plac [protestować], czy wyjechać w tajgę i poczekać, aż się to wszystko przewali? – zastanawia się rockman. I dodaje, iż dla muzyków obecna sytuacja, w tym granie koncertów, wiąże się z wyraźną deklaracją.
Za albo przeciw
Koncert DDT w Tiumieniu został odwołany, bo w sali, gdzie miał się odbyć, ktoś wymalował ogromną literę Z. Grupa odmówiła występu i poprosiła o inną salę, ale jej nie dostała.
– Długo myśleliśmy – grać koncerty czy nie? Bo na koncert wychodzisz teraz jak na przesłuchanie. Ludzie patrzą na ciebie i czekają, co powiesz. Wojna upraszcza widzenie świata – albo jesteś po stronie swoich albo przeciw. A dla inteligentnego człowieka sprawa jest bardziej złożona – tłumaczy muzyk.
I dopowiada: – Ja zawsze byłem przeciw wojnie, na koncertach przez cały czas śpiewam piosenkę „Nie strzelaj”, napisaną w latach 80., podczas wojny w Afganistanie. Wtedy KGB pytało: Jurij, jak mogłeś napisać taką piosenkę? Nasi chłopcy budują domy dziecka w Afganistanie. A ja pytałem: za co oni tam giną? Dlaczego? Po co?
Byłem przeciwko wojnie w Afganistanie, jestem przeciw wojnie w Ukrainie – kontynuuje Szewczuk. – To oczywista tragedia, o skali trudnej teraz dla nas do określenia. Od rana do wieczora śledzę wiadomości, przeżywam. Mam w Ukrainie mnóstwo przyjaciół, muzyków, artystów, wspaniałych ludzi. To straszne, bo znów jest to samo. Nasi chłopcy… Jaki tam mają cel, za co oni giną? Za jakieś „napoleońskie” plany kolejnego naszego władcy? Za co giną dzieci, kobiety, starcy? Grabież, umierające miasta, okropność.
Niech każdy robi, co może
– Byłem w Czeczenii, na wojnie domowej w Tadżykistanie, w Belgradzie śpiewałem „Nie strzelaj”, kiedy tomahawki spadały na domy. Wszystkie wojny są takie same, wszędzie zabijają ludzi. Kiedy mnie pytają, gdzie byłeś przez ostatnie osiem lat, odpowiadam: nikogo nie zabijałem. Pomagaliśmy dzieciom Donbasu, teraz też przekazuję honoraria za występy na rzecz ukraińskich uchodźców, których i w Rosji nie brakuje. Robimy, co możemy. A wojny mam dosyć. Jasne, jak ktoś zapuka do drzwi [z taką propozycją], to będziemy myśleć, ale żebym sam planował, to nie – odpowiada lider DDT, pytany, czy pojechałby na front w Ukrainie. Jego zdaniem każdy w tej sytuacji powinien robić coś dobrego na miarę własnych możliwości.
Na wysokości zadania stanęła też wywołana do tablicy przez białoruskiego rockmana Zemfira, jedna z najpopularniejszych rosyjskich piosenkarek. Koncertuje za granicą, otwarcie opowiadając się po stronie Ukrainy.
– Dziś 253. dzień wojny. Wojny, którą rozpoczął mój kraj. Zaczęliśmy naszą trasę koncertową 228. dnia. To nowa, straszna rzeczywistość: koncerty podczas wojny – tak artystka witała się z publicznością w Londynie, na początku listopada ubiegłego roku.
– Najpierw chcę wyrazić poparcie dla Ukrainy. Rozumiem, iż nigdy więcej nie zagram w Ukrainie, ale dobrze pamiętam te koncerty: Charków, Dniepr, Kijów, Donieck i moja ukochana Odessa. Tego mi nikt nie odbierze, to zawsze już będzie we mnie. Żal mi też mojej Rosji, którą bardzo kocham. Przejechałam ją wielokrotnie wzdłuż i wszerz. Widziałam jasne twarze na koncertach i to ze mną zostanie. Ale teraz przede wszystkim jest wojna – okrutna, podczas której mój kraj niszczy Ukrainę i sam siebie. Bardzo chcę pokoju, nie wojny – mówiła wyraźnie poruszona piosenkarka, zanim ze sceny zabrzmiały pierwsze takty jej przeboju „Nie strzelajcie”.
Oprócz kilku koncertowych wersji tej piosenki Zemfira opublikowała również teledysk złożony ze zdjęć ilustrujących rosyjskie ataki na ukraińskie miasta oraz brutalną pacyfikację antywojennych demonstracji w Rosji. Poruszający jest również klip do piosenki „Mięso”, z rysunkami Renaty Litwinowej przedstawiającymi wojenną codzienność pełną przemocy i bólu:
Obcy agenci?
Do najzagorzalszych przeciwników wojny należy Maksim Pokrowski z moskiewskiej grupy Nogu Svelo. W pierwszą rocznicę rosyjskiej agresji zespół opublikował piosenkę „Ukraina. Rok wojny”, w której śpiewa: „Nie bój się córko! Miłość zawsze zwycięża! / Gdzie dziś Pompeje, rzymskie imperium, Trzecia Rzesza? / ale przecież będą żyć, jeszcze wspanialsze wrócą / Odessa, Kijów, Charków, Mariupol, Bucza!”.
Nogu Svelo od wybuchu wojny kieruje do publiczności jednoznaczny, antywojenny przekaz, dobitnie podkreślając przy tym, kto jest agresorem, a kto ofiarą. W animowanym klipie do „Hymnu straconych” ociekające krwią zastępy potwornych orków (tak Ukraińcy nazywają rosyjskich najeźdźców) pod flagami z literą Z pustoszą zdobywane miasta.
Sprawców bezsensownej przemocy czeka nieuchronna, równie bezsensowna śmierć. „Naczelnik postanowi za mnie i za ciebie / Kto trafi do domu jako ładunek 200” – śpiewa Pokrowski (kryptonimem ładunek 200 od czasu wojny w Afganistanie określane są transporty zabitych wojskowych wracających z frontu).
Z kolei w piosenkę „Pokolenie Z” wpleciony został fragment telefonicznej rozmowy rosyjskiego żołnierza z matką. – Dostałem się do niewoli, oszukali nas – mówi chłopak. – Jak oszukali, Wania, co ty opowiadasz? Jakie ciała? Ty broniłeś ojczyzny. – Nie ma żadnej ojczyzny – odpowiada ponuro młody żołnierz.
W marcu 2023 roku Pokrowski został wpisany na „listę zagranicznych agentów”, na którą już miesiąc wcześniej trafiła Zemfira. Tym samym oboje znaleźli się w gronie napiętnowanych przez rosyjskie władze osób i organizacji, działających na rzecz praw człowieka, społeczeństwa obywatelskiego i wolnych mediów.
„Agentom” nie wolno m.in. korzystać z państwowego wsparcia (w tym dla twórców kultury), pracować z młodzieżą w placówkach oświatowych i na uczelniach, organizować imprez masowych. W praktyce przeciwko wielu z nich prokuratura wszczyna śledztwa pod różnymi pretekstami, a sama etykieta „zagranicznego agenta”, w społeczeństwie nasiąkniętym propagandowym przekazem o zagrożeniach płynących z zagranicy, może prowokować akty agresji wobec wpisanych na listę.
Koncertują i pomagają
Maks Pokrowski od 2019 roku mieszka w USA, więc rosyjskie restrykcje bezpośrednio mu nie zagrażają. Poza granicami Rosji przebywa też (i koncertuje) wielu innych rockowych artystów, znanych jeszcze przed wojną z krytycznego stosunku do putinowskiego systemu. W moskiewskich klubach publiczność nie usłyszy np. Wasilija Gonczarowa, znanego jako Vasya Oblomov, autora prześmiewczych piosenek na temat rosyjskiej codzienności pod rządami WeWePe, jak Rosjanie określają swojego przywódcę.
Ci, którzy nie rozumieją fenomenu niesłabnącego poparcia dla Putina, koniecznie powinni poznać „Pismo szczęścia” autorstwa Oblomova – śmieszno-straszny poetycki portret dużej części rosyjskiego społeczeństwa. Ostatnio na swojej stronie artysta poinformował, iż w Rosji organizowanie jego koncertów zostało zabronione. Po występach w krajach europejskich Vasya podbija więc Amerykę – grał w Stanach, a na kwiecień ma zaplanowanych szereg koncertów w Kanadzie.
– Postanowiliśmy organizować koncerty tam, gdzie nikt nie będzie ich zabraniał. Całkiem przypadkowo okazało się, iż to w większości kraje NATO – ironizował Vasya w wystąpieniu na swoim kanale YT.
Postawa tych rosyjskich artystów, którzy opowiedzieli się przeciwko napaści ich kraju na Ukrainę, ma nie tylko moralny wymiar. Borys Grebienszczikow, zwany rosyjskim Bobem Dylanem, lider legendarnej grupy Akwarium, podczas koncertu pod Bramą Brandenburską w Berlinie zebrał na pomoc dla Ukrainy 12 mln euro.
Zapytany w jednym z wywiadów o swoich kolegów rockmanów, którzy popierają wojnę, przyznał, iż zdarzają się i tacy. – Ale czy można sobie wyobrazić Jimmy’ego Hendriksa popierającego wysyłanie amerykańskich żołnierzy na wojnę w Wietnamie? Ja nie potrafię – dodał.
A jako komentarz do bieżących wydarzeń wykorzystuje pieśń Aleksandra Wertyńskiego (rosyjskiego barda, autora śpiewanych romansów, popularnego w pierwszej połowie XX w.) pod znamiennym tytułem „To, co powinienem powiedzieć”: „Nie wiem komu doprawdy to potrzebne i po co / ale nie drgnęła mu ręka, kiedy słał ich na śmierć / Kto decyzją bez sensu, taką złą, bezlitosną / Wieczny dał im spoczynek, życia przyniósł im kres”.
Tłumaczenia fragmentów piosenek – Przemysław Bogusz