Dla najmłodszych i tych starszych
Najczęstszym problemem we wspólnej modlitwie z dziećmi jest zderzenie się z tym, że… modlitwa z dziećmi wygląda inaczej. Każdy, kto wspólnej modlitwy próbował, wie doskonale, o co chodzi. W zapomnienie idzie tu modlitwa na wzór wielkich świętych, skupienie przenoszące nas jakby w inny świat. Chociaż jest się trochę niczym w innej rzeczywistości. Oto dowiadujemy się, czym jest prostota dziecięcego serca.
Widzimy wówczas często obrazek, gdy rodzice klęczą i chcą pobożnie składać ręce, a dzieci obiegają ich niczym małe księżyce. Dorośli zastanawiają się wtedy, czy to, co się dzieje, ma coś jeszcze z modlitwą wspólnego. Jak zatem modlić się z dziećmi? Dać sobie spokój i czekać, aż się uspokoją i pobożnie złożą ręce? Osobiście polecam: nie czekać. Wszak to gwałtownicy zdobywają Królestwo Boże, prawda? Tutaj ta zasada jest szczególnie widoczna. Od małego wpajajmy dziecku modlitwę.
Modlitwa od małego
„Największym skarbem, jaki rodzice przekazują swoim dzieciom, jest wiara w Boga i umiejętność modlitwy pozwalająca na podejmowanie z Nim serdecznej rozmowy” – pisał ks. Marek Wójtowicz w książce o rodzicach św. Teresy z Lisieux.
Aby podarować dzieciom ten „największy skarb”, nie szczędźmy im atmosfery modlitwy. Macie niemowlę? – módlcie się przy nim! Macie dwulatka? – klękajcie razem rano i wieczorem, a on niech biega wokół was. Przyjdzie czas, iż uklęknie obok i zacznie słuchać waszych słów.
Na pewno już teraz widzicie, iż dziecko słucha, choćby kiedy tego nie widać. Rejestruje różne zachowania, które następnie powtarza, a nam, rodzicom, mogłoby się wydawać, iż przecież ono nie powinno tego widzieć czy słyszeć. Dla dziecka, w kształtowaniu jego wiary, przez co też modlitwy, najważniejsze jest to, czy jego rodzice wierzą i czy oni klękają do modlitwy.
Najważniejszy jest przykład
„To rodzice, zwłaszcza przez osobiste świadectwo, codzienną wspólną modlitwę i coniedzielną Eucharystię budują fundament wiary dziecka, by w przyszłości samo rozwijało ono swą przyjaźń z Panem Jezusem” – kontynuował ks. Wójtowicz.
„Zasadniczym i niezastąpionym elementem wychowania do modlitwy jest konkretny przykład, żywe świadectwo rodziców: tylko modląc się wspólnie z dziećmi, wypełniając swoje królewskie kapłaństwo, ojciec i matka zstępują w głąb serc dzieci, pozostawiając ślady, których nie zdołają zatrzeć późniejsze wydarzenia życiowe” – podkreślał w Familiaris Consortio Jan Paweł II.
W naszym domu na początku trudne było utrzymanie „reżimu wspólnej modlitwy”, czyli tego, iż modlimy się codziennie wspólnie. Z mężem modliliśmy się zawsze osobiście, ale po pojawieniu się pierwszego syna zostaliśmy postawieni przed nową dla nas sytuacją – modlitwą rodzinną, ale taką sumienną i faktycznie… codzienną. Dziś widzimy, iż potrzebna jest tu własna dyscyplina i umiejętność spojrzenia na piękny i dobry, choć długofalowy cel – wiarę mojego dziecka i jego chęć do samodzielnej modlitwy.
Inne drogi, by wlać wiarę w małe serduszko, są niepewne i rozmyte – mogą się powieść lub nie. A przecież chcemy dla naszych dzieci jak najlepiej. Dlaczego więc mamy zrażać się początkowymi trudnościami we wspólnej modlitwie? Idzie tu o najcenniejszy skarb – Jezusa i relację z Nim. Drogę do „drugiego serca”, o którym opowiada mały Maksio w opowiastce, wskazują rodzice. To trudne, ale i zaszczytne zadanie. Nie poddawajmy się!
Marlena Bessman-Paliwoda
Artykuł ukazał się w dwumiesięczniku „Któż jak Bóg” (1/2022)