
5.30 – pobudka i krótka medytacja z pacierzami. Następnie msza i śniadanie w celi.
8.00 – godziny kanoniczne w oratorium połączone z nieszporami. Po tym powrót do celi i nauka lub medytacja oraz rozważanie pism Tomasza a Kempisa o naśladowaniu Chrystusa.
12.00 – obiad przy lekturze jednej z ksiąg wskazanych przez regensa. Po tym 1,5 godziny przechadzania się w ciszy po zamkniętym i strzeżonym ogrodzie oraz powrót do dalszych modlitw.
Tak zwykle zaczynał się dzień w okresie letnim w Domu Demerytów w Liszkowie. Trafiało się do niego z różnych powodów – niektórzy księża zostali tam wysłani za nałogowe pijaństwo, inni za związek z kobietą, jeszcze inni za to, iż „byli źli do szpiku kości”.
Po przekroczeniu progu tej placówki duchowni oddawali regensowi, czyli przełożonemu, wszystkie pieniądze i kosztowności, które mieli i zaczynali „nowe życie” – w izolacji od świata zewnętrznego i od innych duchownych przebywających w ośrodku. Mieli skoncentrować się na pokucie, modlitwie i refleksji nad swoim zachowaniem.
Na najbardziej niepokornych czekały kary – siłą doprowadzani byli do pokoi, zamykani na klucz i przez trzy dni karmieni chlebem i wodą. Jeśli i to nie skutkowało, w grę wchodziły bardziej radykalne środki.
Księża zdrożni
Problemem karania nadużyć i przestępstw popełnianych przed duchownych zajęły się władze kościelne już na III synodzie w Toledo w 589 r. Precyzował on kilka zasad postępowania z demerytami zwanymi również księżmi zdrożnymi – a więc skazanymi na pokutę w odosobnieniu za wykroczenie przeciw moralności. Sankcjonował podawanie im wyłącznie chleba i wody, obcinanie włosów, biczowanie, więzienie w karcerach i poddawanie karze przewidzianej przez władzę świecką.
Na kolejnym synodzie toledańskim z 633 r. zwierzchnicy kościelni poszli o krok dalej – dopuścili dożywotnią pokutę dla księży, którzy w szczególny sposób naruszyli swoje obowiązki duszpasterskie, pozbawiając ich możliwości opuszczania klasztoru. W podobnym duchu sformułowane zostały uchwały Soboru Laterańskiego II z 1215 r. oraz Soboru Trydenckiego, który obradował od 1545 do 1563 r. Ten drugi upoważniał władze kościelne do nakładania na demerytów kar pieniężnych, pozbawiania ich wszelkich środków, a choćby orzekania wobec nich kar więzienia.
Zaczynało się od napomnień ze strony zwierzchników. jeżeli one nie skutkowały, niepokorni księża wysyłani byli do miejsc odosobnienia. Do XIX w. najczęściej były to klasztory. Później zaczęto tworzyć obok nich specjalne ośrodki dla demerytów – zdarzało się też, iż powstawały one w budynkach po zlikwidowanych zakonach. Tak właśnie było z domem w Liszkowie.
Domu Demerytów w Liszkowie
W tej miejscowości położonej w powiecie augustowskim (na terenie dzisiejszej Litwy) swój klasztor mieli dominikanie, ale od początku XIX w. wykorzystywali go jako miejsce karania niepokornych zakonników. Z czasem biskupi pobliskich diecezji zaczęli wysyłać tam również księży – oddawali się tam oni pokucie, refleksji i po odbyciu kary wracali do swoich obowiązków. Odbywało się to jednak na niepisanych zasadach. Z czasem pojawił się pomysł, by sformalizować tę praktykę.
W 1835 r. Komisja Rządowa Spraw Wewnętrznych, Duchownych i Oświecenia Publicznego odpowiadająca m.in. za oświatę w Królestwie Polskim, wystosowała do biskupów na jego terenie pismo z propozycją utworzenia w Liszkowie domu poprawy dla demerytów. Miał on być przeznaczony dla duchownych wyznania rzymsko-katolickiego z wszystkich diecezji Królestwa Polskiego, którzy dopuścili się przestępstw przeciwko stanowi kapłańskiemu.
Nadzór nad ośrodkiem miał sprawować biskup diecezji augustowskiej, a funkcję bezpośredniego przełożonego domu przewidziano dla regensa. Mogła nim zostać wyłącznie osoba duchowna wybrana spośród kandydatów wskazanych przez biskupów poszczególnych diecezji. Pomysł został przyjęty pomyślnie. 3 lutego (15 według kalendarza gregoriańskiego) 1836 r. car Mikołaj I, sprawujący po zaborach władzę w Królestwie Polskim, podpisał w Petersburgu Ustawę dla rzymsko-katolickiego Instytutu Księży Demerytów w Liszkowie. Niedługo po tym trafili do niego pierwsi duchowni.
„Źli do szpiku kości”
„Głównym celem instytutu jest poprawa obyczajów księży oraz ukaranie ich w miejscu przyzwoitym za przestępstwa przeciw stanowi kapłańskiemu i powołaniu” – tak autorzy dokumentu sprecyzowali przeznaczenie ośrodka. Mogło przebywać w nim maksymalnie 30 księży – zakonnicy mieli podlegać swoim władzom zwierzchnim. Finansowanie pobytu demerytów w tym ośrodku spoczywało na rządzie – pod koniec roku regens składał cyklicznie sprawozdanie ze sposobu wykorzystania funduszy rządowych. Dom w Liszkowie podlegał zatem kontroli władzy kościelnej i państwowej.
Na czele placówki stał regens – według ustawy „winien on odznaczać się pobożnością, roztropnością, gorliwością i nieugiętym charakterem”. Pierwszym został ks. Józef Zienkowicz, następnie funkcję tę objęli kolejno: ks. Anicet Jucewicz, ks. Bartłomiej Klimaszewski i ks. Jakub Choiński. Do pomocy w zarządzaniu ośrodkiem mieli zastępcę, ojca duchownego (spowiednika) oraz prowizora odpowiedzialnego za sprawy gospodarcze. Naczelną władzę nad instytutem miała zaś Komisja Rządowa Spraw Wewnętrznych, Duchownych i Oświecenia Publicznego. Chcąc wysłać danego księdza do tego ośrodka, adekwatny biskup musiał przedstawić jej powód pokuty oraz pożądany czas jej trwania – na tej podstawie wydawała ona upoważnienie do przyjęcia duchownego w szeregi demerytów bądź też nie.
Powody, przez które księża trafiali do tego domu, były bardzo różne. Wśród przyczyn najczęściej wymieniano pijaństwo, włóczęgostwo, rozpustę, nieposłuszeństwo wobec zwierzchników czy wykroczenia przeciw obowiązkom duszpasterskim. Do tego dochodziły przewinienia natury politycznej – podburzanie społeczeństwa, spiskowanie, pisanie donosów czy zuchwalstwo wobec przedstawicieli władzy. Ks. Witold Jemielity w artykule poświęconym Instytutowi Księży Demerytów w Liszkowie opisał to w następujący sposób:
„W 1840 r. wymieniono przewinienia niektórych: Antoni Giełażyński i Norbert Szumiński to nałogowi pijacy; Feliks Chmielewski za podpalenie; Andrzej Bukowski, Euzebiusz Czerski, Adam Zmarzlikiewicz byli źli do szpiku kości; Wojciech Goławski i Andrzej Soyczyński niespełna rozumu. Paweł Podkuliński porzucił kapłaństwo, dzierżawił majątek, miał niewiastę i z nią dzieci, chciał przejść na inne wyznanie, aby wyrwać się spod władzy biskupa”.
Zdarzało się, iż to domu demerytów trafiali „recydywiści” – a więc księża, którzy już wcześniej w nim byli i nie wykazywali żadnej poprawy. Komisja nakazywała w takich przypadkach podejmować szczególne kroki – łącznie z dożywotnim osadzeniem w placówce. I bez takich sytuacji jednak zasady panujące w ośrodku były dość surowe.
Pokuta i dyscyplina
Główny nacisk władze domu w Liszkowie kładły na ścisłą kontrolę i izolację demerytów. Świadczyły o tym chociażby dokładnie informacje, jakie o nich pobierały – obejmujące także adres parafii, do której zostali posłani po opuszczeniu placówki – jak i ściśle określony rytm dnia niedający czasu ani przestrzeni na jakąkolwiek dowolność.
Dr hab. Wiesław Partyka w artykule „Dom Poprawy dla duchownych w Liszkowie w latach 1835-1852” opisuje standardowy rytm dnia w tej placówce. Według jego informacji dzień w niej zaczynał się pobudką o 5.30 (w miesiącach zimowych o 6.30), po której księża udawali się do kaplicy na medytację połączoną z modlitwą. Po tym uczestniczyli w mszy i wracali do celi na śniadanie. O 8.00 spotykali się w oratorium na nieszporach, po czym znów wracali do pokoi, poświęcając się nauce do comiesięcznych egzaminów. Na 12.00 zaplanowany był obiad, później 1,5 godziny spaceru po ogrodzie, kolejne nieszpory, kolacja w celach, rachunek sumienia, modlitwa i lektura książki wskazanej przez regensa. Do tego dochodziło przepisywanie żywotów świętych czy różne prace fizyczne. O 21.00 demeryci kładli się spać.
Oprócz ściśle określonego rytmu dnia w placówce obowiązywało również wiele dodatkowych zasad. Demeryci nie mogli przede wszystkim pod żadnym pozorom opuszczać domu ani ogrodu, przyjmować gości ani korespondencji – chyba iż regens udzielił na to zgody i sam najpierw ją otworzył i przeczytał – ani wykonywać jakichkolwiek czynności po 21.00, choćby we własnej celi przy świetle lampy. Nie można im było również wszczynać żadnych kłótni i bójek – ale do tego nie mieli wiele okazji, bo nie mogli odwiedzać się w celach, z wyjątkiem szczególnych okoliczności, w których regens na to zezwolił.
Mało tego, przepisy w domu demerytów były na tyle szczegółowe, iż precyzyjnie określały nawet, jak powinny wyglądać posiłki duchownych – w większości były one postne. Do tego chodzili oni w specjalnych sutannach odróżniających ich od reszty duchowieństwa.
Kary dla buntowniczych księży
Dla demerytów niestosujących się do poleceń regensa przewidziane były kary. Jemielity opisuje kilka takich sytuacji. W jednej dwóch duchownych za obrzucenie obelgami zarządu domu zostało siłą doprowadzonych do cel i zamkniętych w nich na klucz – przez trzy dni podawano im wyłącznie chleb i wodę. Za cięższe przewinienia można było trafić do „karceresu” czyli więzienia. W domu w Liszkowie były dwa – na piętrze i w piwnicy. To drugie było ciemne, zimne i wilgotne. Warunki tam panujące były tak trudne, iż w 1845 r. wprowadzono zakaz wysyłania tam księży.
Jemielity opisuje też inną sytuację z 1848 r., kiedy to kilku księży zachowało się „wyjątkowo zuchwale i burzliwie”. Sprawa miała trafić do samego namiestnika Królestwa Polskiego Iwana Paskiewicza, który rozkazał wysłać ich do fortecy w Brześciu Litewskim. Tam mieli pracować fizycznie aż do całkowitej poprawy.
Z racji tego, iż duchowni przebywali w tej placówce zwykle wbrew własnej woli, zdarzały się także ucieczki. Najczęściej dopuszczali się ich ci duchowni, którzy zostali wysłani do Liszkowa na nieokreślony czas i tracili nadzieję na to, iż kiedyś opuszczą placówkę. Aby zapobiec takim przypadkom, władze domu demerytów wzmacniały straż i jeszcze bardziej ograniczały możliwość ich kontaktu z ludźmi z zewnątrz.
Przeniesienie placówki na Łysą Górę
Dom dla demerytów w Liszkowie funkcjonował przez 16 lat. Władze carskie uznały tę lokalizację za nieodpowiednią i zdecydowały o przeniesieniu placówki na Łysą Górę do pobenedyktyńskiego klasztoru Krzyża Świętego w diecezji sandomierskiej. Stało się to ukazem carskim z 8 (20) marca 1849 r. – oficjalnie powołał on do życia Instytut Księży Demerytów na Łysej Górze.
Przez opóźnienie prac faktycznie zaczął on działać w 1852 r. Oprócz zmiany lokalizacji władze carskie chciały zreformować metodę penitencjarną – chodziło głównie o wprowadzenie systemu odosobnienia i restrukturyzację. W jej ramach usunięto przykładowo stanowisko wiceregensa i prowizora, powołano zaś intendenta, któremu powierzono zadanie dbania o fundusze i porządek w placówce. Poza tym zasady działania czy przyjmowania duchownych do placówki zasadniczo się nie zmieniły – przez cały czas kładła ona nacisk na izolację i kontrolę oraz stosowała surowe zasady mające wyprowadzić księży, którzy pobłądzili na ścieżce kapłaństwa, na prostą drogę.

Ksiądz Kacper Kotkowski, regens Instytutu Księży Demerytów w latach 1855-1863
Pierwszym regensem Instytutu Księży Demerytów na Łysej Górze został ks. Kazimierz Lipowski, następnie ks. Maksym Kegel i ks. Kacper Kotkowski. Placówka nie przetrwała długo, bo do 1863 r. – do momentu wybuchu powstania styczniowego. 10 lutego tego roku wtargnęło do niej wojsko carskie i na terenie instytutu stoczyło walkę z powstańcami. Demeryci w większości rozproszyli się, znajdując schronienie w klasztorach. Część z nich jednak, na czele z regensem Kotkowskim, dołączyła do niepodległościowego zrywu.
Oficjalnie Instytutu Księży Demerytów na Łysej Górze został zlikwidowany 3 lutego 1865 r. decyzją Rady Administracyjnej Królestwa Polskiego. Niedługo po tym ówczesny biskup sandomierski zaproponował, by stworzyć analogiczny ośrodek w byłym klasztorze reformatów lub w klasztorze podominikańskim w Sandomierzu. Obie propozycje zostały jednak odrzucone. Ostatecznie padło na miejscowość Wysokie Koło. W ciągu kilkunastu lat w utworzonym tam ośrodku przebywało kilku księży. Ostatni opuścił mury tej placówki w 1885 r.
Na terenie Świętego Krzyża władze carskie utworzyły zaś ciężkie więzienie, nazywane często polskim Sachalinem.
Materiał powstał dzięki współpracy Onet z partnerem — Narodowym Archiwum Cyfrowym, którego misją jest budowanie nowoczesnego społeczeństwa świadomego swojej przeszłości. NAC gromadzi, przechowuje i udostępnia fotografie, nagrania dźwiękowe oraz filmy. Zdigitalizowane zdjęcia można oglądać na nac.gov.pl.