Niemiecki obóz koncentracyjny w Lublinie zaczął funkcjonować w 1941 r. Jednak pierwsze kobiety deportowano tu dopiero rok później. W październiku mija 80 lat od tego wydarzenia.
Matki, córki, siostry, żony, narzeczone, przyjaciółki, nastolatki i babcie. Działaczki polityczne, pracownice akademickie, żołnierki, lekarki, harcerki, aktorki, artystki, ale też kryminalistki z marginesu społecznego – złodziejki, prostytutki czy alkoholiczki. Polki, Żydówki i Białorusinki, wszystkie one nieludzko sprowadzone przez niemieckich oprawców do rangi numerów.
Gehenna i poniewierka w wagonach towarowych
W transporcie przyjeżdżały też ciężarne i świeżo upieczone mamy. „Trzy kobiety weszły do obozu z zawiniątkami, w których były nowo narodzone niemowlęta. Urodziły je w czasie drogi, w ciemnych, bydlęcych wagonach, zębami odgryzły pępowiny i noworodki zawinęły w część swego ubrania. Następnego dnia po porodzie szły pieszo z Lublina kilka kilometrów na Majdanek”1 – relacjonuje była więźniarka obozu, dr Stefania Perzanowska.
Droga do obozu była prawdziwą gehenną i poniewierką. Wielu ludzi – w tym też dzieci – nie docierało do celu. Umierali bowiem w wagonach towarowych, a ich ciał pozbywano się podczas postojów. „Kobiety, które zabrano z kilkorgiem dzieci, na Majdanek docierały często z jednym lub traciły wszystkie. Dzieci, które dojechały żywe, były obrazem najskrajniejszej nędzy. Szerzyły się wśród nich takie choroby jak biegunka, colitis czy szkorbut”2 – dodaje lekarka.
Już od progu szykana i upokorzenie
Tym, którym udało się dotrzeć na miejsce odbierano odzież i rzeczy osobiste oraz nadawano numery, mające zastąpić ich dotychczasową tożsamość. Pierwszą rzeczą, która szokowała więźniarki, była konieczność rozbierania się do naga w obecności mężczyzn – w większości Niemców, ale też więźniów obozu. Oczywiście w pierwszym odruchu czuły zahamowanie, nie chciały tego robić. Jednak ryki, krzyki i bolesne cięgi ze strony esesmanów nie dawały im wyboru.
Potem pędzono je – niczym bydło – do baraków łaźni na upokarzającą kąpiel połączoną z dezynfekcją. Ubrane w losowo przydzieloną odzież z obozowych magazynów prowadzono na V pole więźniarskie, gdzie znajdowały się 22 przygotowane dla nich baraki. Bezwartościowe, obrzydliwe jedzenie, plaga insektów i brak dostępu do wody – tak wyglądała obozowa codzienność. Kobiety nie miały jak się umyć ani uprać ubrania. Do codziennej higieny wykorzystywały śnieg, ziołowy napar lub poranną kawę.
Matki tak, ale bez dzieci
Wysiedlone z Zamojszczyzny Polki trafiały tu na kilka tygodni, a po tym czasie były wywożone na przymusowe roboty do Rzeszy. Białorusinki do obozu przyjeżdżały za karę. Choć dla wszystkich Majdanek był miejscem kaźni, w najgorszej sytuacji znajdowały się Żydówki, z których większość – po wstępnej selekcji – była kierowana do rozstrzelenia lub śmierci w komorze gazowej.
Przez pewien okres działania obozu na V polu z kobietami niektórych stanów i narodowości mogły przebywać ich dzieci. Jednak w pewnym momencie esesmani postanowili się ich pozbyć. Miriam Prajs-Fajgenbaum po latach opowiedziała, jak jej siostra, mając szansę ocalić własne życie, wybrała pójście na śmierć za swoim siedmiolatkiem. „Mamo, ratuj się. Ja wiem, iż Niemcy nie chcą dzieci. Ratuj się sama…” – krzyczał do niej, a wargi drżały mu z przejęcia. „Nie zrobię tego. Los mojego dziecka jest związany z moim losem. Razem pójdziemy na śmierć. Potrwa to chwilę tylko”3. W ten oto sposób Miriam straciła siostrę.
„Jeżeli zmarły ma w kieszeni chleb, zabierzesz i zjesz bez żadnego strachu”
Wiele byłych więźniarek konieczność rozłąki z dziećmi opisuje jako jedne z najbardziej traumatycznych obozowych doświadczeń. Tym, co podnosiło je na duchu, było potajemne wsparcie kobiet różnych narodowości. Pracownice warsztatów krawieckich po kryjomu szyły dziecięce ubranka. Inne osoby brały pod opiekę sieroty czy organizowały gry i zabawy dla najmłodszych. Co nie zmieniało faktu, iż brak higieny, koszmarny głód i szerzące się na potęgę choroby w szybkim tempie wyniszczały małe organizmy, powodując śmierć.
„Często biegaliśmy do baraków, gdzie przebywali Polacy. Prosiliśmy o kawałeczki chleba, oblewając się łzami, opowiadaliśmy o swoim nieszczęściu. I oto w twoich rękach kawałeczek chleba ze spieczoną skórką, jaki on drogi i smaczny”4 – wspomina Piotr Kiriszczenko, który do Majdanka trafił jako dziesięciolatek. „Po dwóch miesiącach pobytu w obozie ja byłem zupełnie innym człowiekiem. Łzy gdzieś tam przepadły. Rano przebudzisz się, budzisz kolegę, a on jest martwy i nie boisz się zmarłego. o ile zmarły ma w kieszeni chleb, zabierzesz i zjesz bez żadnego strachu”5 – dodaje.
Ból, głód i robactwo
„Częste selekcje, choć całkowicie paraliżowały zmysły, nie były jedyną tragedią obozu. Na co dzień dokuczały nam apele, głód, niewolnicza praca, bicie i robactwo. Nocami gryzły nas wszy […]”6 – wspomina Halina Birenbaum.
Nieludzkie warunki panujące w barakach były jedną z przyczyn śmierci przebywających tam więźniarek. „Bloki zamykane były na noc. I na każdy blok przydzielano i wstawiano kible klozetowe. Było to coś okropnego, bo prawie wszyscy chorowali na żołądek i biegali do tych kadzi. Sypialiśmy na ziemi, jeden obok drugiego, niemal jeden na drugim. Ale ci, którzy leżeli w pobliżu drzwi, w pobliżu tych kadzi, leżeli w kale”7 – relacjonuje Bluma Szadur-Babic.
Na porządku dziennym była też walka o jedzenie. Żywność przynoszono w kotłach, ale nikt nie wydzielał porcji. Więźniarki tak łapczywie rzucały się na kadzie z pożywieniem, iż te przewracały się, przez co kobiety musiały zlizywać zawartość kotłów z ziemi.
Katorżnicza praca
Kobiety na Majdanku pracowały głównie przy sortowaniu zrabowanego mienia, budowie dróg, na polu, w pralni, koszykarni, przy pracach porządkowych czy mieleniu kości ofiar na mączkę kostną. Według relacji Tadeusza Stabholza wyglądały one strasznie. Krótko ostrzyżone, ubrane w podarte szmaty, ale przede wszystkim – potwornie zalęknione. „Co chwilę bowiem któraś z esesmanek wyszukiwała sobie ofiarę i waliła bez powodu (…) Waliła mocno – aż do krwi; ot, trochę dla sportu, trochę dla postrachu”8.
3 listopada 1943 r. Niemcy przeprowadzili za V polem więźniarskim, przy rowach egzekucyjnych, ludobójczą akcję o kryptonimie „Erntefest” (pol. „Dożynki”). „(…) Esesmanki chodziły po blokach i kazały wyjść na plac apelowy wszystkim więźniarkom Żydówkom. Po jakiejś godzinie usłyszałam ciągnące się strzały z broni maszynowej, zagłuszone dźwiękami muzyki nadawanej przez głośniki obozowe. Te strzały i muzykę słyszałam przez cały dzień, aż do wieczora. Więźniarki Żydówki, które wyszły, już nie powróciły. Do wnętrza bloku w tym czasie niemieckie strażniczki przychodziły kilkakrotnie i wyciągały ukrywające się Żydówki”9 – wspomina Krystyna Jastrzębska. Tego dnia zamordowanych zostało ok. 18 tys. Żydów.
Obozowe wioski kobiet
Częścią obozowej rzeczywistości były grupy wzajemnego wsparcia, nazywane przez więźniarki „rodzinkami”. Zrzeszały one kilka kobiet. Jedne odpowiadały za kwestie gospodarcze, w tym np. dzielenie żywności, inne za sprawy wymagające intelektu czy zmysłu artystycznego, a jeszcze inne pełniły funkcję sprytnych i zapobiegliwych organizatorek.
Grupy wsparcia miały zapewniać poczucie bezpieczeństwa, chronić przed samotnością i załamaniem psychicznym. Tym, co też pomagało w przetrwaniu, były paczki od bliskich. Szczególnymi przywilejami cieszyły się polskie więźniarki polityczne, które drogą pocztową otrzymywały nie tylko jedzenie, leki czy ubrania, ale też ukryte tam listy i zdjęcia najważniejszych dla nich osób. To właśnie utrzymywanie kontaktu z bliskimi najbardziej podnosiło je na duchu i dawało siłę do przetrwania w koszmarnych warunkach obozu.
Polskie więźniarki polityczne na Majdanku były bardzo zaangażowane w życie kulturalne i działalność konspiracyjną. Tajne kursy, odczyty, nauka języków, pisanie wierszy i piosenek, śpiewanie patriotycznych utworów, a choćby koncerty artystki operowej – to wszystko jednoczyło, pozwalało przetrwać i zachować człowieczeństwo.
Piętno obozu
Kobiety, którym udało się opuścić obóz, długo – a czasem już do końca życia – musiały zmagać się z piętnem, jakie ten czas odcisnął na ich psychice. Nie wspominając o najgorszym, czyli stracie najbliższych – mężów, dzieci, matek, ojców, braci i sióstr – których nie miały choćby szansy godnie pożegnać i pochować. W dodatku często zdarzało się, iż nie mogły wrócić do własnego domu i musiały pomieszkiwać kątem u obcych ludzi.
W wielu przypadkach, choćby jeżeli matkom udało się utrzymać przy sobie najmłodsze dzieci, traciły one z nimi kontakt na skutek przenosin do innych obozów. Te, które przeżyły, po wojnie odnajdywano niekiedy w sierocińcach. Bywało i tak, iż poszukiwania trwały latami, a matki ponownie spotykały swoje dzieci dopiero wtedy, gdy te były już dorosłe. Życie na wolności, jakkolwiek by nie wyglądało, zawsze było naznaczone już trudem i ciężkimi przeżyciami.
1 Cytat pochodzi z tekstu Anny Wójcik „Kobiety z Zamojszczyzny” opublikowanego na łamach magazynu „Varia. Kobiety Majdanka”.
2 jw.
3 Cytat pochodzi z magazynu „Varia. Kobiety Majdanka”, z tekstu „Żydówki”, autorstwa Anny Wójtowicz i Marka Dudy.
4 Cytat pochodzi z tekstu Pauliny Pętal, opublikowanego z magazynie „Varia. Kobiety Majdanka”.
5 Cytat pochodzi z tekstu Pauliny Pętal, opublikowanego z magazynie „Varia. Kobiety Majdanka”.
6 Cytat z tekstu Anny Wójtowicz i Marka Dudy pt. „Żydówki”. Magazyn „Varia. Kobiety Majdanka”.
7 j.w.
8 Cytat z tekstu „Żydówki” autorstwa Anny Wójtowicz i Marka Dudy, opublikowany w magazynie „Varia. Kobiety Majdanka”.
9 j.w.
Wszystkie cytaty pochodzą z magazynu „Varia. Kobiety Majdanka”, wydanego przed Państwowe Muzeum w Majdanku.