🔉POGADANKI RELIGIJNE DLA DZIECI – XI NIEDZIELA PO ZIELONYCH ŚWIĄTKACH.

salveregina.pl 2 miesięcy temu
Zdjęcie: Pogadanki dla dzieci 1957


Pogadanki religijne dla dzieci na cały Rok Kościelny 1957

XI NIEDZIELA PO ZIELONYCH ŚWIĄTKACH

Wyjątek z Ewangelii Św. Marka 7, 31-37

Treść: Uzdrowienie głuchoniemego.

Cel pogadanki: Trzeba zawsze bardzo ufać Panu Jezusowi i zwracać się do Niego w każdej potrzebie. On nam zawsze dopomoże, gdy Go będziemy gorąco prosić.

Gdy Pan Jezus opowiadał Swoją Świętą Naukę nie przebywał w jednym miejscu, ale chodził wciąż od miasta do miasta, ażeby wszystkich ludzi nauczyć, jak mają żyć, aby podobać się Bogu i zasłużyć na Niebo. W tych Swoich dalekich wędrówkach zaszedł nad morze Galilejskie. Tam właśnie przyprowadzili Mu człowieka, który był głuchy i niemy, nie słyszał i nie mówił. Bardzo był nieszczęśliwy, nie słyszał jak do niego rodzice mówili czy inni ludzie, nie słyszał jak śpiewają ptaki, jak szumi morze, jak muzyka gra, jak kapłan w świątyni do Boga się modli. Nic nie słyszał, zupełnie nic i nie potrafił do tego jeszcze ani słowa powiedzieć. Jak pień drzewa był głuchy i niemy. A czasem ludzie niedobrzy, niegrzeczne, nierozumne dzieci śmiały się z niego, iż taki jest głuchy i iż nie mowa. O, to są bardzo rzeczywiście niemądre dzieci i (co gorsza) bardzo niedobre, co się potrafią śmiać z nieszczęścia drugiego człowieka. Nigdy tego nie należy robić. Pan Jezus bardzo o to się gniewa, bardzo jest z tego niezadowolony. On chodząc po ziemi litował się nad każdym cierpiącym i nieszczęśliwym i był tak dobry, iż mówiono o Nim, iż trzciny nadłamanej nie dołamie i knota tlejącego się nie dogasi… Ale nie wszyscy pamiętają o tym i zdarzają się czasem tacy ludzie i choćby takie dzieci, co się z kalek wyśmiewają i dokuczają im. I wtedy też nieraz złe niemądre dzieci śmiały się z tego biednego niemowy, a on widząc ich grymasy, domyślał się, iż z niego żartują i był przez to jeszcze bardziej nieszczęśliwy, jeszcze smutniejszy.

Widzieli to wszyscy ci, co go kochali: rodzice, bracia, przyjaciele i inni dobrzy ludzie, co codziennie z bólem patrzyli, jakie ciężkie i smutne jest jego życie.

A tu pewnego dnia usłyszeli, iż po świecie chodzi Pan Jezus. Mistrz z Nazaretu (jak ślicznie nazywano Zbawiciela). I ten Mistrz z Nazaretu jest dobry, tak dobry, jak nikt na świecie: nie przechodzi obojętnie obok żadnego nieszczęścia, każdemu pomoże, każdego potrafi pocieszyć. Uzdrawia choroby, na które nikt lekarstwa nie zna, odpuszcza grzechy…

Więc w sercach przyjaciół tego głuchoniemego biedaka powstała nadzieja, iż i im Pan Jezus może pomóc, i ta nadzieja, w miarę jak coraz więcej dowiadywali się o Panu Jezusie, rosła w ich sercach jak kwiat najpiękniejszy…

Toteż pewnego dnia zebrali się, wzięli swego głuchoniemego biedaka i poszli z nim do Pana Jezusa. Nie znali jeszcze Zbawiciela, nie widzieli Go nigdy, ale czym bliżej byli Niego, tym bardziej czuli, iż byle się tylko mogli dostać przed Jego Oblicze i zwrócić się do Jego Serca, nie będą prosić na próżno. Więc szli jak najspieszniej…

I właśnie spotkali Go nad morzem Galilejskim, otoczonego jak zawsze tłumem ludzi i najbliższą Mu, zawsze nieodstępną, gromadką Apostołów. Siedział ze Swoimi Uczniami i patrzył na nadchodzących Oczyma Najświętszymi, pełnymi niewypowiedzianej Dobroci. Wiedział, po co idą, choć Mu tego nikt nie powiedział jeszcze, wiedział o tym jaką nadzieję w sercach niosą, wiedział, iż nie znając Go jeszcze, już Go miłują, już Mu chcą służyć.

A oni przyszli i pokłoniwszy się Mu pokornie, zaczęli Go serdecznie prosić, by położył Swą Rękę na głowie niemego, żeby mógł słyszeć i mówić. Prosili gorąco, z wielką wiarą, iż Pan Jezus jeżeli zechce może to zrobić, więc niech zechce, niech zlituje się nad nimi.

Pan Jezus wstał, wziął niemowę i odszedł z nim o parę kroków dalej. Wszyscy patrzyli za nimi, nie mówiąc nic już, w zupełnej ciszy. Już nic nie było do mówienia — ten biedak był w tej chwili z Panem Jezusem, czegóż mu trzeba było więcej.

A Pan Jezus dotknął Swymi Rękami jego uszu i dotknął jego języka i podniósł oczy do nieba w modlitwie, i westchnął i powiedział spokojnie: Effeth — to znaczy: otwórz się!

I w tej chwili ten głuchy usłyszał — on co dotąd nic nie słyszał jeszcze, usłyszał teraz jak szumi morze, jak niedaleko na gałązce zaczął śpiewać ptak… i usłyszał swój głos, bo oto mógł także mówić. Zawołał wtedy na pewno: O Panie, dzięki Ci!

Jakże bardzo był szczęśliwy: mógł rozmawiać z ludźmi, słyszał co do niego mówią i sam mógł także powiedzieć im wszystko co czuł i co myślał. Ci, co go przyprowadzili, cieszyli się razem z nim i razem z nim dziękowali Panu Jezusowi z całego serca. I pokłonili Mu się z czcią i odeszli do swojej krainy. A zanim odeszli, upomniał ich Pan Jezus, żeby nikomu nie opowiadali o tym, co się stało. Ale ich serca były tak pełne miłości, i wdzięczności dla Pana Jezusa i podziwu, i tyle szczęścia w nich było, iż opowiadali każdemu o Zbawicielu, o tym, iż „dobrze wszystko uczynił i głuchych uczynił, iż słyszą i niemych, iż mówią”.

A ten uzdrowiony najwięcej opowiadał, ciesząc się iż ma głos, którym może chwalić Boga.

Tak, bo Pan Jezus jest Bogiem i może wszystko na lepsze odmienić w życiu każdego człowieka, tylko trzeba przychodzić do Niego z ufnością i z wiarą i tak gorąco, serdecznie prosić, jak go prosili przyjaciele głuchoniemego.

Pan Jezus potrafi nam pomóc we wszystkich naszych troskach, tak samo jak wtedy gdy chodził po ziemi, tak i teraz kiedy z nami mieszka w kościołach, małym, złotym domku na Wielkim Ołtarzu, ukryty w białej Hostii. Dlatego chętnie chodźmy zawsze do kościółka, żeby się z Nim zobaczyć i przedstawić Mu wszystkie nasze prośby, a także i podziękować Mu za wszystkie Łaski, i powiedzieć, iż bardzo Go kochamy.

Wiem, iż wszystko możesz Jezu

Odtąd w każdej mej potrzebie

będę prosić Cię o pomoc

będę zwracać się do Ciebie.

© salveregina.pl 2024

Idź do oryginalnego materiału