Odwiedziła któregoś dnia syna i wyrwało jej się: Ależ się ciężko zrobiło z miejscami do parkowania, a jej syn powiedział wtedy: Uważaj, żebyś nie ulegała swoim ograniczeniom, mamo.
Fragment głośnej powieści „Hafni mówi” duńskiej pisarki Helle Helle, tłum. Iwona Zimnicka, Wydawnictwo Filtry, Warszawa 2025
Samochód już zabrano spod głazu, a ona dopiero wtedy przypomniała sobie o pościeli w bagażniku. Musiała jeszcze raz zatelefonować do SOS Dansk Autohjælp. Sprawdzili, do którego warsztatu przewieziono jej samochód, na szczęście znajdował się po drodze do schroniska.
Z uśmiechem ruszyła chodnikiem, ludzie też się do niej uśmiechali, odważnie pogłaskała po łbie golden retrievera. Warsztat był zamknięty, ale jej samochód stał na zewnątrz. Chwilę poczekała, aż w końcu zdecydowanie do niego podeszła. Był otwarty. Wiele osób z pewnością by się na to poskarżyło. Ale ona zabrała swoją pościel i ruszyła do domu.
*
Mieszkała też w wynajętym pokoju na Bispebjerg, miała stamtąd widok na biały ogród. Cały czas „Koło fortuny”. Autobus, kiedy pojawiał się na zakręcie, zawsze był już daleko. Odrzucona parka, zamrożone włoski w nosie. Nakładki na palce z lodu, odsłonięta szyja na ulicy o nazwie Lygten. Okiełznywanie zmiennego pulsu na Gammeltorv, sama gdzieś jak „Brat i siostra”. Chce zatrzymać każdego między dwudziestką a trzydziestką, zatrzymać swoją własną osobę, ale nie wie, w jaki sposób. Nie w biegu, nie w marszu, może na stojąco przy skraju lasu. Ale pod bukiem usiadł mężczyzna z gitarą, gra jak skowronek, gra jak gawron.
*
Chwilę wcześniej powiedziała do domu, mając na myśli schronisko, i to wcale nie przypadek. Pokój był skąpany w świetle popołudniowego słońca, przytulny i wygodny. Pościeliła łóżko i wywietrzyła. Przyniosła filiżankę kawy i włączyła radio. P1 zmienił się w P2, nadawali koncert z Ribe. Usiadła i patrzyła na forsycję.

WIĘŹ – łączymy w czasach chaosu
Więź.pl to pogłębiona publicystyka, oryginalne śledztwa dziennikarskie i nieoczywiste podcasty – wszystko za darmo! Tu znajdziesz lifestyle myślący, przestrzeń dialogu, personalistyczną wrażliwość i opcję na rzecz skrzywdzonych.
Czytam – WIĘŹ jestem. Czytam – więc wspieram
Kieliszek różowego wina w szklance do mycia zębów i pójść do kuchni, zobaczyć, czy jest lód. Nie było, ale spotkane po południu dziewczyny szykowały kanapki z pasztetem. Powiedziała: Przyjechałyście na wycieczkę? Ta wysoka powiedziała: Nasz wuj się rozchorował. Hafni powiedziała: Mam nadzieję, iż to nic poważnego. Nie, nic takiego, powiedziała ta druga. Według nich można było poprosić o lód w recepcji. Podobno na zapleczu mieli zamrażarkę. Zaprowadziły ją na dół i się udało. Z filiżanką kostek lodu w ręku ruszyła za dziewczynami z powrotem na korytarz i weszła do swojego pokoju. Szamponem umyła talerzyk po omlecie oraz sztućce i otworzyła terrinę z kaczki. Przeciągnęła nocny stolik blisko krzesła i wciąż wyglądając przez okno, łamała kawałeczki chrupkiego chleba i jadła. Na deser połówka francuskiego nugatu. Słońce zaszło, w pokoju obok ciurkała woda. Potem mimo wszystko druga połówka.
Później w bluzie od piżamy, z rozpuszczonymi włosami poczłapała do kuchni, żeby schować resztę terriny do lodówki. Te dwie dziewczyny siedziały teraz ubrane w coś, co również przypominało bluzy od piżamy, i grały przy stole w warcaby. Hafni powiedziała: Niedługo pora spać. Niższa z dziewczyn powiedziała: W szafce są ciasteczka, a druga: Już wszystko spakowałyśmy. Wyjeżdżacie jutro? spytała Hafni. Pokręciły głowami. W lodówce stał garnek, Hafni uniosła pokrywkę, była w nim owsianka. Resztki, powiedziała ta wysoka. Dziewczyny wstały i Hafni zobaczyła, iż są też w szortach od piżamy. Jedna była nieco wyższa od drugiej. Ale ta niższa powiedziała: Jesteśmy bliźniaczkami. A ta wyższa: Tylko iż mnie karmili substralem. Wszystkie trzy się roześmiały.
Sądzi, iż słyszała sowę, chwilę przed tym, jak zgasła niczym świeca. Sowa wydawała z siebie perlisty odgłos, czy to możliwe? Podobno inne sowy krzyczą jak prześladowane kobiety. Kiedyś puszczyk gapił się na nią z drzewa, to było na zakręcie drogi. Zatrzymała się wtedy i gapiła na niego. Sowa siedziała nieruchomo, długo patrzyły sobie w oczy. Pomyślała: Że też można poczuć się tak zrozumianym przez sowę. W domu przez dłuższy czas stała na podjeździe, potem bezszelestnie otworzyła sobie drzwi.
*
Przypuszczalnie pobłądziła, ale o przydrożnym parkingu kilka jest do powiedzenia. Mewy krzyczą, a traktor orze. Kiedy po drodze do Korsør przejeżdżała przez Bøstrup i Gryderup, uświadomiła sobie, iż w kraju jest pełno bocznych dróg, przy których stoją niedawno wyremontowane wiejskie domy i chaty, a także podobne do siebie domy jednorodzinne na posesjach bez sąsiadów. Nie bardzo wie, co chce przez to powiedzieć, być może, iż w tych domach i wokół nich również mogą znajdować się rzeczy, którymi zajmują się jej dzieci w Kopenhadze i w Aarhus. Ale z tego, co wie, jej dzieci w Kopenhadze i w Aarhus nie wierzą, iż tak jest. Odwiedziła któregoś dnia syna i wyrwało jej się: Ależ się ciężko zrobiło z miejscami do parkowania, miała przy tym na myśli: w domu, we Frederikssund, a jej syn powiedział wtedy: Uważaj, żebyś nie ulegała swoim ograniczeniom, mamo. Pewnie wszystko, co powiedziała chwilę wcześniej, można rozumieć odwrotnie.

Teraz kobieta bez konewki usiadła w ogrodzie pod wykrzywionym drzewem.
*
Po wypiciu kawy zadzwoniła do warsztatu samochodowego, ale tam mieli mnóstwo roboty, wszystkie samochody w Korsør należało przygotować do przeglądu. Obiecali, iż jej autem zajmą się jako pierwszym następnego dnia. Hafni zaścieliła łóżko, otworzyła okno i zeszła do recepcji. Powiedziała, iż chętnie zatrzymałaby pokój na jeszcze jedną dobę. Przypomniała sobie, iż na dwunastą ma zamówiony stolik w restauracji Madam Bagger. Poza tym była zmuszona podzwonić, żeby sprawdzić, czy jej pozostałe rezerwacje dadzą się przesunąć o jeden dzień. Wszędzie powiedziano, iż nie ma problemu, więc się umalowała, upchnęła czółenka w torebce i porozmawiała z recepcjonistką o filetach rybnych.
Miała dużo czasu. Sen wciąż tkwił w ciele, kuleczki w mózgu wtaczały się na swoje miejsca, jak to się mówi. Koło supermarketu Rema 1000 gwizdała, a oprócz tego jeszcze jeden golden retriever został pogłaskany po głowie.
Nie powie, do jakiej ulicy doszła.
*
Nigdy w życiu nie jadła lepszego wędzonego łososia z jajecznicą. Do tego dostała białe wino, musiała domówić jeszcze jedną porcję. Podziękowała kobiecie za barem i spytała, czy to ona jest Madam Bagger we własnej osobie. Tamta wybuchnęła głośnym śmiechem i zawołała kogoś z kuchni, powtórzyła to, co powiedziała Hafni, i wszyscy w lokalu zaczęli się śmiać, starsi państwo z identycznymi fryzurami, mężczyzna w szelkach i drugi w kaszkiecie. Skończyło się wręcz na toaście. Hafni musiała wypić jeszcze kropelkę wina, a Madam Bagger powiedziała: To było bardzo sofistyczne pytanie.
Później znalazła drogę na tamten pomost kąpielowy, z którego zeszła do wody poprzedniego dnia. Usiadła na nim, machała nogami, patrząc na most nad Wielkim Bełtem, i pomyślała: Równie dobrze mógłby nadciągnąć sztorm. Ogarnął ją smutek, być może z powodu ominięcia Trelleborga. Przepadły jej dwie rzeczy warte zobaczenia. Wstała z pomostu i ruszyła w stronę schroniska. Torebka wypchana czółenkami i butelką wody, pasek wrzynał się w ramię. Powrót zajął jej trzy kwadranse, minęła recepcjonistę, rzucając ciche cześć. Na szczęście był zajęty łapką na muchy.
Ale potem bliźniaczki zaprosiły ją na labskaus. Większą część dnia spędziły w kuchni i ładnie nakryły do stołu. Ta wyższa znalazła choćby gdzieś z tyłu w lodówce buraki. Hafni przyniosła resztkę swojego różowego wina i zaproponowała po kropelce. Wino było ciepłe, ale zrezygnowały z chodzenia po lód. Zrozumiała teraz, iż te dziewczyny naprawdę mówiły tylko pojedynczymi zdaniami.
Ale rozmowa się toczyła. Hafni musiała co prawda podtrzymywać ją pytaniami, na przykład: Jak to się adekwatnie stało, iż tu mieszkacie, czy jesteście z tej okolicy, a może jesteście harcerkami albo wyruszyłyście na wędrówkę, z tego, co zrozumiałam, wybieracie się do, jak się nazywa to miejsce, o którym mówiłyście, i czy wasz wuj wyzdrowiał? Opisała też ze szczegółami widok w okolicach Hagbards Høj, łąkę, niebo i błękitnego ptaka. Zajęło to niemal całą porcję labskausu, a dziewczyny snuły różne domysły, jaki to mógł być ptak.