🎥🔉Ostatnie dni Piusa X.

salveregina.pl 4 godzin temu
Zdjęcie: Św. Pius X


3 września

Św. Piusa X, Papieża i Wyznawcy. Ostatnie dni Piusa X.

Zobacz film:

Wysłuchaj rozważania:

Pius X rządził Kościołem od 4 sierpnia 1903 r. do 20 sierpnia 1914 r. 2-go czerwca tego roku rozpoczął 84-ty rok życia.

Wojna zbliżała się, a więc musiał umrzeć. Przewidział on ten wielki przewrót w świecie; nieraz mówił do kardynała Merry del Val, który mu przynosił z rana depesze dyplomatyczne i inne pisma z poczty dnia poprzedniego, po czym przedstawiał Papieżowi różne poważniejsze sprawy: „Cóż to wszystko znaczy wobec tego, co nadchodzi?”… Kiedy indziej mówił: „Nadchodzi wielka wojna: wybuchnie, zanim minie rok 1914″. Pierwszy raz wypowiedział podobne słowa w r. 1911, gdy Włosi wylądowali w Trypolitanii. O kilka miesięcy przed wybuchem wojny Pius X, przechadzając się po ogrodach watykańskich z Mgr. Bressan, rzekł do niego: „Po mej śmierci to będzie naprawdę religio depopulata”. Ostatnie jego słowa podobnie prorocze zostały wypowiedziane w maju 1914 r. do ministra Brazylii, który przybył do Watykanu, aby złożyć papieżowi pożegnalną wizytę.

– „Szczęśliwy Pan jesteś — powiedział mu Pius X — nie będziesz Pan widział z bliska wielkiej wojny”. Uderzony tymi słowami, których treści nie odpowiadały wówczas żadne konkretne fakty, dyplomata napisał o tej rozmowie z Papieżem do kilku osób spomiędzy swoich znajomych.

Mniej niż we trzy miesiące potem pięć państw zmobilizowało swe armie i nastąpił najazd Niemców na Belgię. Opowiadają, iż na prośbę ambasadora Austrii, aby Papież udzielił błogosławieństwa armii sprzymierzonej, tj. armii Austrii i Niemiec, Pius X odpowiedział: „Ja błogosławię pokój”.

Myśl powyższa odpowiada bez wątpienia charakterowi Piusa X, nie mamy jednak pewnego dowodu, iż została istotnie wypowiedziana. Z biegiem czasu wiele rzeczy prawdopodobnie wyjaśni się dokładniej.

Ten Papież wielkiego serca nie mógł przenieść myśli o takim mnóstwie cierpień i śmierci tak licznych swych synów. Gdy wybuchła Wielka Wojna, którą przewidział i przepowiedział, przyjmował ustawicznie na audiencjach młodych ludzi cudzoziemców, kleryków kształcących się w seminariach w Rzymie, których prawa wojskowe ich państw wzywały do powrotu i słyszano, jak nieraz po tych audiencjach mówił: „Oddałbym chętnie życie, aby zażegnać tę straszliwą klęskę”…

Toteż Wielka Wojna podkopała jego siły i miała go zabić, uderzając w serce jednego z pierwszych, jak zabiła wiele ojców i matek, znajdujących się z dala od pól bitew.

Ostatnim aktem Piusa X było: „Upomnienie do katolików całego świata”.

Akt ten nosi datę 2. VIII. 1914 r. Jest to nieco innego jak krzyk boleści. W piśmie tym, liczącym 18 wierszy tylko, Pius X oświadcza, iż jest przeniknięty do głębi duszy niepokojem o życie i zbawienie tylu ludzi i narodów, a wzywa wszystek kler katolicki do organizowania po parafiach modlitw publicznych, oraz wszystkich wiernych, aby wznosili duszę „ku Temu, od którego jednego tylko może przyjść pomoc, ku Jezusowi Chrystusowi, Książęciu Pokoju i przemożnemu naszemu Pośrednikowi przed Bogiem”.

Od wydania tego aktu minęło zaledwie dni kilka, gdy wieść o tym, iż Papież zachorował, przebiegła Rzym i następnie świat cały. Choroba na razie zdawała się być lekką, ale lekarze niedługo skonstatowali, iż na skutek nieregularnego działania serca życiu Papieża zagraża niebezpieczeństwo. W połowie sierpnia stan chorego pogorszył się.

Dnia 18-go sierpnia około 11-tej przed południem czuł się trochę nieswoim. Ukochane siostry podały mu herbatę, wzmacniającą serce. Około 8-mej wieczorem zauważono na jego obliczu dziwną zmianę: chory narzekał na słabość i oddychał z trudem. Ukazały się początki silnego kataru płucnego, który z każdą godziną się wzmagał. Lotem błyskawicy rozeszła się wieść ta po Rzymie, a tysiące zaległy plac Św. Piotra, by śledzić dalszy przebieg choroby.)

Przy łożu chorego czuwały siostry Anna i Maria i siostrzenica Gilda Parolin.

Dnia następnego po południu nastąpiło małe polepszenie, ale było to jedno z tych, co zwiastują katastrofę.

„Niech się dzieje wola Nieba, myślę, iż wszystko skończone”, powiedział Pius X. 18 sierpnia z rana prosił o Komunię Świętą jako Wiatyk.

Monsignor Bressan udzielił choremu ostatnich Sakramentów Świętych, które tenże przyjął z twarzą rozpromienioną. Z niezwykłą ufnością patrzał na zbliżający się koniec swojego życia.

Wkrótce potem stracił władzę mowy. Miał w oczach i twarzy wielki spokój i ten wyraz anielski, którym wzruszał wszystkich, którzy mieli sposobność go widzieć i ta piękność duszy była tak uderzającą, iż wzmiankują o niej w swym ostatnim biuletynie choćby lekarze. Rozumiał wszystko, ale nie mówił już więcej. Od czasu do czasu czynił powoli znak krzyża, który jest znakiem obrony i znakiem Wiary. Kilka osób z grona jego przyjaciół wielkich czy małych dopuszczono do jego łoża. Mógł jeszcze pobłogosławić tych, którzy przyszli pierwsi, ściskał ręce tych, którzy przychodzili później. Długo, bardzo długo zatrzymał w swych dłoniach ręce swego sekretarza stanu, kardynała Merry del Val, który mu służył tak wiernie, tak dobrze i tak długo.

Ukochane siostry, zalane łzami, całowały mu ręce; potem, jakżeby kogoś szukając, zawołał: „Angelo” (jest to jedyny brat Piusa X.) — i popadł w agonię.

Patrzeli na ten widok, dziwnym owiany majestatem, kardynał Merry del Val, siostry i siostrzenice, przyboczni lekarze i powiernicy. Wszyscy padli na kolana i modlili się w czasie agonii, która trwała 2 godziny.

Około 1:30 w nocy chory lekko odetchnął, ucałował krzyż, który trzymał w ręce i zasnął na wieki. Majestat śmierci, zawisł nad Watykanem, a posły niebieskie unosiły tę duszę świętą przed tron króla nad króle.

Okrutna żałość gasiła w lampie jego żywota iskrę po iskrze, wydzierała mu z ciała włókno po włóknie, aż wreszcie zamknął swe oczy dla nas na wieki, by nowym zajaśnieć płomieniem przed Bogiem.

19 sierpnia wielki dzwon bazyliki Św. Piotra, dając swym głosem sygnał wszystkim innym dzwonom Wiecznego Miasta, przedzwonił Pro Ponte fice agonizante. 20 sierpnia, przededniem, Pius X oddał Bogu ducha.

Wielka żałoba okryła świat. Nie było Chrześcijanina, lub chociażby w ogóle człowieka prawego, który by nie odczuł boleści na myśl, iż ta wielka dusza opuściła ziemię.

W Times’ie, w numerach z dn. 20 i z 21 sierpnia ukazały się dwa artykuły, pierwszy niewątpliwie pisany przez katolika, drugi najprawdopodobniej przez protestanta. Oba są pięknym hołdem złożonym pamięci Piusa X; ale można by się zapytać, czy Anglik protestant, streszczając dzieło zgasłego Papieża i sądząc go tylko z zewnątrz, nie przewyższył choćby wiernego syna Kościoła w sprawiedliwości sądu. Zacytuję kilka urywków z obu artykułów.

Artykuł z dn. 20. VIII. 1914 r. (Times): (…) Jest bardzo prawdopodobne, iż nikogo z kardynałów włoskich nie znano tak mało w Kurii Rzymskiej jak właśnie kardynała weneckiego Sarto. Watykan widział w nim z początku tylko dobrego pracownika, biskupa niezwykłej skromności i prostoty życia; to też po obiorze zapytywano siebie z ciekawością i niepokojem: w jakie ręce on się dostanie.

Spostrzeżono bardzo prędko, iż Pius X. postanowił i potrafił być panem siebie i u siebie. Bez długiej zwłoki zmodyfikował w wielu ważnych punktach etykietę swego dworu, wprowadzając zmiany w dążeniu do większej oszczędności.

Nie zaniedbywał zasięgać porady swych kardynałów i szambelanów i był rad słyszeć ich zdanie; ale wydawane przez niego decyzje nosiły zawsze piętno jego indywidualności i pod jego pełną uprzejmości słodyczą niedługo się poznało niezłomną wolę i stanowczość człowieka, który umie rządzić.

Jeszcze za ostatnich lat pontyfikatu Leona XIII mówiono: „Na przyszłość Kościół winien mieć Papieża pobożnego, ale nie polityka”. Te słowa: „papieża pobożnego”, wzięte w dosłownym znaczeniu, wzbudzały żywe oburzenie Piusa X. „To by było pięknie mówił pewnego razu wówczas jeszcze, gdy był patriarchą weneckim, to by było piękne, aby widzieć Papieża, który by nie był pobożnym! Ci, co mówią w ten sposób, wyobrażają sobie, iż Papież winien żyć zamknięty w cieniu swej bazyliki i, pozbawiony wszelkiego wpływu na społeczne życie świata, spędzać czas na rozdawaniu błogosławieństw… Nie, to nie jest Papież, jakiego potrzebujemy. Katolicyzm ma obowiązek wywierać wpływ na społeczeństwo i nie powinien odsuwać się na dalszy plan, szczególniej w dniach dzisiejszych”. Na konsystorzu z dn. 9. XI. 1903 r. wyraził tę samą myśl: „…zgorszymy niejednego oświadczając, iż musimy z konieczności zajmować się polityką. ale każdy, kto sprawiedliwie sądzi o rzeczach, musi uznać, iż Najwyższy Kapłan, któremu Bóg powierzył kierownictwo Kościoła, nie ma prawa oddzielać polityki i spraw społecznych od dziedziny wiary i obyczajów”.

Nawet samże Leon XIII nie stwierdził wyraźniej prawa i obowiązku Biskupa Rzymskiego zajmowania się sprawami społecznymi i od początku stało się jasne, iż sukcesor Leona XIII nie zniesie żadnego zamachu na najwyższe prawa Stolicy Świętej. Następnie korespondent wielkiego dziennika angielskiego podaje w streszczeniu główne czyny i dzieła Piusa X i ukazuje go wiernym sobie i swoim obowiązkom aż do końca.

Art. w Times’ie z dn. 21. VIII. 1914 r. „Wszyscy, którzy z szacunkiem odnoszą się do religii i do świętości osobistej, połączą się z Kościołem katolickim w opłakiwaniu Papieża, którego Kościół utracił. Polityka Piusa X wzbudzała nieraz krytyki, – a wszystkie one zostały podniesione zewnątrz Kościoła, którym rządził, ale nikt nigdy nie podawał w wątpliwość bijącej w oczy szczerości jego przekonań lub też odmawiał czci jego cnotom kapłańskim.

Pochodzący z ludu, kochał go i rozumiał, jak to powinien każdy dobry proboszcz. W tym leży tajemnica, iż pozyskał w Wenecji popularność tak wielką i sympatię tych najpokorniejszych. ale tej popularności nie szukał. Gdy kazał z ambony do swej owczarni, nie obawiał się stwierdzić swego autorytetu i wymagać posłuszeństwa.

Kościół Katolicki opłakuje w nim więcej niż świętego kapłana jako też wielkiego biskupa: opłakuje w nim także wielkiego Papieża. Za pontyfikatu Piusa X nastąpiły bolesne zdarzenia w życiu Kościoła, prawdziwe klęski; widział dokonanie się rozdziału Kościoła i Państwa we Francji i Portugalii i był świadkiem dechrystianizacji narodowej i społecznej, której symbolem był rozdział… Ci, których zdrowy sąd nie jest zaślepiony uprzedzeniami, nie mogą ganić, iż Najwyższy Kapłan Kościoła katolickiego odrzucił wszelki kompromis z kierunkiem polityki, mającym na celu, według wyznania samych jego inicjatorów, zniszczenie wiary, którą ochraniać było jego zadaniem. Niejedni mówili, iż winien był zgodzić się na kompromis; ale są zasady, których Rzym nie może przekreślić, ani też odsunąć na stronę.

Pius X zrozumiał, iż wszelki kompromis z przedstawionym mu nowym systemem, narażał te zasady na niebezpieczeństwo. jeżeli nakazał zajęcie takiego stanowiska duchowieństwu francuskiemu i portugalskiemu, co miało w skutku dla księży stratę dochodów, plebanii i choćby prawa rządzenia się w kościołach, — z pewnością nie uczynił tego z lekkim sercem. Dla Piusa X to nie była kwestia konwenansu lub interesu, ale wybór między Dobrem a Złem. Uczynił wybór, kierując się wyłącznie sumieniem. I słuszna duma napełniła serca jego dzieci duchownych z jednego krańca świata po drugi na widok bohaterskiego posłuszeństwa tych księży francuskich i portugalskich, którym ich Ojciec – Papież nakazywał – ubóstwo.

Jeśli Kościół katolicki przypisuje mu w długim szeregu Papieży rzymskich miejsce wybitne, to nie dlatego jednakże, iż Pius X postąpił w tych okolicznościach tak, jak bez wątpienia byłby postąpił każdy inny Papież. Miejsce to zapewnia mu jego działalność w sprawach wewnętrznych tej instytucji tak obszernie rozbudowanej, o organizacji tak kompletnej i działalność ta pozwala znak jego pontyfikatu pozostawić wiekom, które nadejdą.

Szeroki zakres reform, które zapoczątkował i ich głęboka myśl zaledwie zostały zauważone poza tym, co on sam chciał o nich powiedzieć. Nie będzie przesadą, jeżeli stwierdzę, iż Papież Sarto, syn wieśniaka i szwaczki, uczynił ze swej własnej inicjatywy więcej zmian w dyscyplinie Kościoła, niż ktokolwiek bądź z jego poprzedników od epoki Soboru Trydenckiego. Życie proste i wspaniałe zarazem! Mgr. Bressan streszczając je, mówił:

— Od 16. IX. 1885 r. aż do śmierci zawsze byłem z nim. I mogę powiedzieć, iż był to człowiek obowiązku, pracy, ofiary, dokonywanej spokojnie, z ujmującą uprzejmością, bez okazywania najmniejszego znużenia, nie przypisując sobie żadnej zasługi, jak gdyby był ostatnim z małych księży. Zawsze pogodny i choćby wesoły, chętnie żartował, nie tracąc nigdy jednak przyrodzonej godności. Nadzwyczajnie miłosierny, rad by ulżyć wszelkiej biedzie natychmiast, gdy tylko o niej się dowiadywał i widziałem jak ze szczególną gotowością wspomagał tych, którzy mu wyrządzili jaką przykrość. Nikt nie obawiał się odkryć przed nim swego serca, jakkolwiek każdy, kto go widział, rozumiał, iż mówi z osobą wyższą ponad zwykły poziom ludzi. Zanim choćby został Papieżem, zawsze było w nim, mimo całą jego uprzejmość i pokorę, coś monarszego. Po modlitwie czuł się silny do wypełnienia swego obowiązku. Dziękował następnie Bogu, iż pozwolił mu działać bez słabości.

W swym testamencie ten władca świata chrześcijańskiego oświadczył: Urodziłem się ubogi, chcę ubogim umrzeć.

Zapatrując się logicznie na życie Piusa X., powiada pewien myśliciel, jeden mu tylko można uczynić zarzut: iż ma wiarę, iż wierzy w to, czego naucza.

W tych słowach zawarte jest całe jego znaczenie, jego wielkość i charakter wspaniały.

On wierzył silnie, iż tylko moce Boże mogą oczyścić społeczeństwo dzisiejsze z pleśni grzesznej, iż tylko one stwarzają najlepszą kulturę i wiodą człowieka do wiekuistej mety, a wiodą tak, iż w tym pochodzie krzywdy nikomu nie wyrządzi nigdy. I dlatego Pius X. nie umiał, nie mógł, nie chciał paktować ze światem. Stał przy sterze owej wielkiej łodzi Chrystusowej, zapatrzony w niebo, podobny do sternika, co, gdy noc nadejdzie, baczy na gwiazdy i ich szeptów słucha, nie wierząc migocącym światełkom, co się hen daleko ukazują na okrętach.

Jak Św. Piotr na trzechkrotne zapytanie: „Kochasz mnie?” — mógł odpowiedzieć z czystym sumieniem: „Panie, Ty wiesz, iż Cię miłuję” — tak w dziesiątym Piusie świat czuł instynktem miłość Boga nade wszystko i miłość ojcowską. To była tajemnica jego potęgi, tego wpływu pociągającego i rozkazującego zarazem, jaki on na ludzi wywierał.

Sumienie ludzkie widziało go zawsze doskonałym i niemylnym w wyborze między złem a dobrem; czuło i przekonało się, iż on nigdy oczów na żadne złe, a serce na żadne cierpienie nie zamknie, i przez niego rosło zaufanie, rosło przywiązanie do Kościoła.

W grotach watykańskich złożono jego ciało, bo sobie tego życzył za życia. Legł przy boku galilejskiego rybaka, pierwszego rzymskiego biskupa. Tam teraz czeka na sąd ostateczny owa ofiara bezgranicznej miłości, którą ogrzewał świat, co dziś się kąpie w potokach krwi i zbiera owoce swojej kultury i cywilizacji. Ale do krypt św. Piotra nie dochodzi ani brzęk zbroi, ani krzyk nienawiści, ani lament cierpiących. Tam cisza i spokój, bo tych przybytków strzeże Anioł śmierci milczący, bo tam czuwa oddech przeszłości i powiew wiary świętej.

Snem wiekuistym spoczywa tam Pius X., ale jego obraz żyje i żyć będzie w Kościele, w jego ojczyźnie, której był chwałą promienną, żyje wśród wszystkich Katolików, którym umiał być ojcem najlepszym i dobroczyńcą. On żyje i żyć będzie w jego dziełach wspaniałych i w tych kwiatach pobożności, które jego ręka zasiała. Został beatyfikowany 3 czerwca 1951r. przez Piusa XII. Ten sam Papież dokonał kanonizacji 29 maja 1954r.

Źródło: Rene Bazin – Papież Pius X, Kraków 1935r.; Ojciec Św. Pius X. i jego sukcesor Benedykt XV., Poznań 1914r.

Idź do oryginalnego materiału