"Orzeł. Ostatni patrol". Niewyjaśniona tajemnica z II wojny światowej…

2 lat temu

Kiedy w 1938 roku zwodowano dumę polskiej marynarki wojennej – okręt ORP „Orzeł” – niewielu spodziewało się, iż już rok później stanie się on bohaterem walk na morskich głębinach. Pewnie nikt jednak nie przypuszczał, iż osiem dekad później okręt i jego załoga zostaną także… bohaterami filmowymi.

„Orzeł. Ostatni patrol”

O przywrócenie pamięci „Orła” i jego załogi na dużym ekranie upomniał się Jacek Bławut, reżyser i pasjonat historii:

„Orzeł” był naszą gwiazdą. Zawsze zastanawiałem się, gdzie się zagubił, gdzie są ci chłopcy, czyli załoga, jak wyglądały ostatnie dni ich życia. (…) Mam w głowie ich obraz, ale nie zmęczonych lub martwych. Wyobrażam sobie, iż zastygli niczym śpiący rycerze, iż czekają, żeby znowu wyruszyć w drogę.

Zafascynował go ten podwodny 84-metrowy kolos, zdolny do zanurzenia się na głębokość 100 metrów. Ale jeszcze bardziej pochłonęła go historia 60 dzielnych chłopaków, którzy mieli na kilkanaście dni wypłynąć w morze, a nigdy nie powrócili ze swojej misji. Jaki spotkał ich los? Tego nie wiemy do dzisiaj.

Okrucieństwo wojny

Próby rekonstrukcji wydarzeń wciąż pozostają nieodgadnione. Wraku „Orła” nigdy nie odnaleziono. Jedną z prawdopodobnych wizji snują filmowi twórcy.

Chciałem opowiedzieć o ich tęsknotach, o okrucieństwie wojny. O młodych ludziach, z których część choćby nie zdążyła się zakochać, nie pożegnała się z matką. Nie doświadczyli jeszcze życia, a już musieli je oddać, żeby inni mogli je zachować i dzisiaj w spokoju żyć.

Uroczysta premiera filmu „Orzeł. Ostatni patrol” w Warszawie
Artur Zawadzki/REPORTER

Emocje w metalowej puszce

Gdy „Orzeł” wyruszał w swoją ostatnią podróż na plażach Dunkierki trwała gorączkowa ewakuacja alianckich żołnierzy. Załoga supernowoczesnego okrętu, ukrytego w głębinach Morza Północnego, czekała na rozkazy. Młodzi chłopcy obsługujący okręt to kwiat polskiej marynarki wojennej. Doskonale wyszkoleni. Mieli na koncie brawurową ucieczkę z Tallina i zatopienie niemieckiego transportowca „Rio De Janeiro”.

Morze w tym rejonie usiane było podwodnymi minami i bombami głębinowymi. Obszar z wody patrolowały nieprzyjacielskie okręty, zaś z powietrza – samoloty wroga. prawdopodobnie załoga walczyła ze strachem przed śmiercią, z coraz większym fizycznym oraz psychicznym wycieńczeniem. Kiedy okręt przechodził przez pole minowe, zaczepiał o łańcuch, ocierający się o burty. Były to sytuacje na krawędzi śmierci.

Wewnątrz pływającej metalowej puszki atmosfera prawdopodobnie była gęsta od emocji. Czaił się wróg niewidoczny, ukryty w klaustrofobicznym wnętrzu okrętu.

Ostatni patrol

Na swój ostatni patrol wypłynęli 23 maja 1940 r. Kolejne rozkazy dowódca otrzymał na początku czerwca. Nie potwierdził ich, co nie wzbudzało niepokoju. Była to jedna z taktyk, aby nie zdradzić współrzędnych jednostki. 5 czerwca wydano polecenie powrotu do bazy. To się jednak nie stało. Wtedy już było wiadomo, iż jednostka nigdy nie wróci.

A byli to przecież prawdziwi ludzie, „z krwi i kości”, a nie bohaterowie, zapisani na kartach historii. Jacek Bławut podkreśla:

Całe dnie i noce spędzali na okręcie, marzyli, tęsknili za ojczyzną i za swoimi ukochanymi, matkami i rodzinami. Kiedy nie było czerwonego alarmu, próbowali normalnie – na ile to było możliwe – żyć w tamtych warunkach.

Film „Orzeł. Ostatni patrol”

Zdjęcia do filmu kręcono w specjalnie zbudowanym obiekcie. Wykorzystano również makietę, którą można oglądać w Muzeum Marynarki Wojennej w Gdyni. Autorka scenografii Marcelina Początek-Kunikowska wyjaśnia:

Wnętrze filmowego „Orła” miało być niewygodne, ciasne. Miała w nim cieknąć lub lecieć woda – czyli tak, jak w rzeczywistości było na okrętach, a dekoracja musiała zachować wymiary oryginalnego okrętu.

Sztorm, manewry, bomby

Twórcy zrobili kilka skrótów filmowych. Połączyli m.in. mesę oficerską z podoficerską, ale reszta pozostała bez zmian. Początkowo myśleli, czy nie powiększyć niektórych przestrzeni lub nie usunąć jakiegoś elementu. Ostatecznie wymiary pozostały takie, jak w prawdziwym „Orle”.

W ramach przygotowań zamknęli się w kontenerze portowym. Chcieli poczuć, jak to jest w konstrukcji, która unosi się w górę i dół, trzęsie się i nie ma kontaktu z ziemią. Filmowa scenografia została umieszczona na platformie, która ciągle nią ruszała, przechylała choćby do 30 stopni. To dodatkowo pomagało aktorom poczuć się, jak członkowie załogi w czasie sztormu, manewrów okrętu, wybuchu bomb.

Przy realizacji scenografii pracowali historycy, oficerowie i marynarze, którzy służyli na bliźniaczym okręcie ORP „Sęp”. Film w kinach od 14 października.

Czytaj także:„Dunkierka”. O wojnie bez cienia patosu
Czytaj także:„Wielka woda”. Powódź tysiąclecia i niewiarygodna ludzka solidarność na ekranie
Czytaj także:Film „Broad Peak”. Doskonałe zdjęcia, świetne role i… mało emocji
Czytaj także:Zwiastun „Hurricane”, brytyjskiego filmu o Dywizjonie 303, robi wrażenie!
Idź do oryginalnego materiału