O. Jan Strumiłowski OCist: Zawiłe dzieje ascezy

10 miesięcy temu

Współcześnie asceza w duchowości większości katolików jest kwestią marginalizowaną albo podejrzaną, czyli taką, do której należy podchodzić z ostrożnością. Ale to nader ważne narzędzie duchowe i niebagatelna pomoc w drodze do uświęcenia.

Instytucjonalnie mamy dziś adekwatnie jedynie dwa przypadki obowiązywania praktyk ascetycznych: wstrzemięźliwość od pokarmów mięsnych w piątki (aczkolwiek prawo to nie obowiązuje powszechnie we wszystkich Kościołach partykularnych) oraz post w zaledwie dwa dni w roku (Środę Popielcową i Wielki Piątek). Na przestrzeni dziejów Kościoła sytuacja jednak wyglądała diametralnie inaczej. Wczytanie się na przykład w pisma ojców pustyni upewnia nas, jak bardzo istotną praktyką była asceza.

Współcześni teolodzy, odwołując się do tych zamierzchłych czasów, nierzadko dokonują interesującego zabiegu. Otóż, w pismach chrześcijańskich ascetów możemy wyróżnić dwie kategorie tekstów. Pierwsza z nich opowiada o niezwykłej ascezie świętych chrześcijan (czasami ocierającej się wręcz o mityczne i przesadzone podania), druga natomiast wzywa do ostrożności względem praktyk ascetycznych, która w zdrowy sposób ma chronić ich adekwatne miejsce. Teksty te zwracają uwagę, iż asceza nie jest celem samym w sobie, ale jest narzędziem, dlatego nie należy z nią przesadzać w takiej mierze, w której prowadzi ona do naruszenia czy zniszczenia ludzkiego zdrowia. Wielu świętych żałowało nadmiernej ascezy właśnie z tych względów.

Współcześni natomiast chętnie przytaczają właśnie tę drugą kategorię rozważań. Jest to zabieg interesujący i dziwny, ze względu na fakt, iż przytacza się te teksty w czasach rozpanoszonego hedonizmu. Mówi się o ostrożności w stosowaniu ascezy w czasach, w których panuje wręcz kult hedonistycznego dogadzania sobie. Nawiasem mówiąc, warto się zastanowić, co na taki stan rzeczy powiedziałby na przykład święty Antoni Pustelnik, gdyby dane mu było przenieść się do naszych czasów.

Protestanckie manowce

Interesująca w tym względzie jest historia porzucania ascezy. Na pierwszy rzut oka pierwszorzędną przyczyną tego procesu był narastający duch liberalizmu i humanizmu. I w dużej mierze rzeczywiście taka diagnoza wydaje się słuszna. Jednak za porzuceniem ascezy stoi pewna przesłanka protestancka. Otóż Marcin Luter dokonał zmiany w kwestii rozumienia antropologii. Głosił on, iż natura ludzka została zniszczona przez grzech pierworodny, przez co człowiek nie jest zdolny do doskonałego życia moralnego. Z tego założenia wynikała kolejna teza Lutra, jakoby usprawiedliwienie dawała sama wiara, rozumiana jako indywidualne i subiektywne zaufanie wobec Zbawiciela. Z tego z kolei wynika teza, iż dla zbawienia nie należy starać się naprawić swoje życie, wystarczy jedynie wierzyć. Asceza więc staje się zbędna. Grzesz zatem, bo grzechu i tak nie unikniesz, ale jeżeli mocno wierzysz, to Chrystus pomimo grzechu cię usprawiedliwi.

Dochodzimy tutaj do luterańskiej tezy, wedle której chrześcijanin to jednocześnie grzesznik i usprawiedliwiony (simul justus et peccator). Luter po prostu skapitulował w walce z grzechem. Uznał, iż taka walka jest niemożliwa do wygrania. Uważał, iż człowiek nie jest w stanie unikać grzechu choćby z pomocą łaski (łaska zatem – według niego – nie uzdrawia natury ludzkiej, ale jest życzliwością Boga pomimo grzechu). Czy nie jest to podobne do poglądów wielu współczesnych katolików? Czy katolicy dzisiaj nie głoszą tych luterańskich tez, iż Bóg nas kocha i akceptuje wraz z naszymi grzechami? Czy nie twierdzą dzisiaj katolicy, iż grzechu nie sposób uniknąć?

Zdrowa nauka katolicka

Katolicka nauka jest zgoła inna. Po pierwsze, katolicy twierdzą, iż ludzka natura przez grzech nie została zniszczona, ale okaleczona. Ludzki rozum został osłabiony i nie zawsze potrafi rozpoznać bez światła Bożego, co jest dobre, a co jest złe. A ludzka wola jest tak osłabiona, iż choćby jeżeli rozum rozpozna dobro, to wola nie zawsze jest skłonna (i nie zawsze potrafi) za nim podążać. Ale to jedynie okaleczenie. I własnymi siłami człowiek rzeczywiście tego okaleczenia nie jest w stanie uleczyć – bez łaski skazany na błądzenie i niewolę grzechu.

Jednakże łaska – w katolicyzmie rozumiana nie tylko jako życzliwość Boga, ale jako życie Boże w nas – uzdalnia człowieka do pokonywania owych mroków rozumu i bezwładności woli. Nie działa to oczywiście w sposób automatyczny. Chrześcijanin obdarzony łaską nie zostaje natychmiast uzdrowiony. przez cały czas nosi w sobie pozostałości starego człowieka. przez cały czas posiada skłonność do grzechu. Łaska jednak sprawia, iż może tę skłonność pokonać.

A pokonanie owej skłonności jest procesem i walką. Właśnie walka między ciałem a duchem, o której pisze święty Paweł, jest rozciągniętym na całe doczesne życie zmaganiem się, aby żyć bardziej życiem Bożym niż życiem zranionej natury ludzkiej. Asceza to nic innego jak właśnie pokonywanie i przekraczanie ciała i poddawanie go pod panowanie Ducha. Bez ascezy zatem, choćby jeżeli posiadamy dar łaski, to ten dar pozostaje nieużywany. Asceza jest narzędziem, za pomocą którego łaska rzeczywiście nie pozostaje jedynie biernym darem, ale jest faktyczną pomocą Bożą prowadzącą do uzdrowienia człowieka. I to jest podstawowy cel ascezy.

Cel ascezy

Ponadto asceza ma prowadzić ku temu, by człowiek dotknięty grzechem był z choroby grzechu uzdrawiany i rozwijał się ku pełni wolności, w kierunku obrazu człowieka doskonałego, którego wzór mamy w Chrystusie. Innymi słowy: łaska jest darem życia nadprzyrodzonego; jest darem, który chrześcijaninowi pozwala tak kochać Boga i ludzi, jaki wzór tego mamy w Chrystusie. Asceza zaś stanowi sposób urzeczywistniania tego życia w naszym życiu. Celem ascezy jest zatem takie poskromienie egoizmu i miłości własnej (które są skutkiem grzechu), by mogło w nas rozkwitać życie Boże, dające nam taką miarę miłości, która pozwala na złożenie siebie w ofierze miłości Bogu (bo ofiara Chrystusa mierzona jest nie miarą cierpienia, ale miarą miłości pozwalającej pokonać ograniczenia ludzkiej natury).

Nie dziwi zatem fakt, iż w Kościele ruch ascetyczny mocno rozwinął się w chwili ustania prześladowań. Celem życia chrześcijańskiego jest oddanie się i zjednoczenie z Bogiem w miłości. Takie zjednoczenie dokonuje się w ofierze chrześcijańskiej, która jest możliwa poprzez uczestniczenie chrześcijanina w życiu i ofierze Chrystusa. W pierwszych wiekach jasne było, iż rzeczywista realizacja takiej miłości dokonywała się w akcie męczeństwa, w którym chrześcijanin jednoczył się tak ściśle z Chrystusem, iż stawał się żywą Hostią poświęconą Bogu.

Kiedy prześladowania ustały, nasi ojcowie pragnąc, by ta miłość zachowała swój realizm, a nie stała się jedynie sentymentem czy wewnętrzną deklaracją, która nie wiadomo, czy znajdzie swoją prawdziwą realizację, zaczęli coraz częściej i głębiej wchodzić na drogę ascezy – nazywając ją umartwieniem. Umartwieniem, czyli rzeczywistym, ale nie tak gwałtownym i drastycznym uśmiercaniem starego człowieka, aby nowy człowiek naprawdę mógł w nas żyć.

Jan Strumiłowski OCist – mnich cysterski w opactwie w Jędrzejowie, doktor habilitowany nauk teologicznych.

Tekst został opublikowany w 95. numerze magazynu „POLONIA CHRISTIANA”

Ascetyzm bez nagrody – czyli o wyrzeczeniach w imię lewactwa

Asceza i miłość do Maryi. BASIA POSPIESZALSKA o najpiękniejszych pieśniach Maryjnych || PRAWY PROSTY

Idź do oryginalnego materiału