Kapłani mają dziś przed sobą całą masę wyzwań, o których jeszcze kilkanaście lat temu nikt by w ogóle nie pomyślał. Doktrynalne zagmatwanie związana z reformistycznymi zapędami papieża; burza w teologii moralnej skutkująca wieloma głębokimi niejasnościami; nieustanna dyskusja o sensie celibatu i posłudze kobiet, budująca atmosferę niepewności; bolesne ograniczenia w możliwości sprawowania Mszy tradycyjnej, którą rosnąca liczba księży odkrywała jako źródło jasności… Niech ten krótki przegląd wybranych problemów zachęci wszystkich nas do tego, by otoczyć kapłanów intensywną modlitwą.
Decentralizacja doktrynalna
Po pierwsze i najważniejsze, księża nie mogą mieć dzisiaj pewności, czego tak naprawdę powinni nauczać, przynajmniej gdyby za wyznacznik brać „wolę papieża”. W adhortacji apostolskiej Evangelii gaudium z 2013 roku papież skrytykował ludzi, którzy marzą o „monolitycznej doktrynie”, tym samym sugerując, iż doktryna katolicka nie jest wcale monolitem, ale jest różnorodna. W liście do prefekta Dykasterii Nauki Wiary Victora Fernándeza z lipca 2023 roku wskazał, iż Fernández, jako najwyższy po papieżu strażnik doktryny w Kościele, ma dbać nie tyle o jej spójność – co o zachęcanie teologów do badań, tak, aby „nie zadowalali się teologią uprawianą przy biurku”, bo „rzeczywistość przewyższa ideę”; stwierdził też, dobre dla Kościoła mogą być „różne prądy myślowe, filozoficzne, teologiczne i duszpasterskie”. W liście do Papieskiej Akademii Teologicznej z listopada 2023 roku nakazał uprawianie teologii „w formie synodalnej”. W Kościele nie ma jednak żadnej definicji terminu „synodalność”, toteż skutecznie chodzi o uprawianie teologii innej niż dotychczasowa, ale nie wiadomo jakiej. W tym samym dokumencie wezwał ponadto do „odważnej rewolucji kulturowej” w teologii oraz do „zmiany paradygmatu” i „zwrotu” w uprawianiu teologii; w konsekwencji teologia miałaby stać się „kontekstualna”. Wszystko to sprawia, iż kapłani mogą czuć się głęboko zagubieni: o ile chcieliby pozostać wierni nauczaniu papieża, musieliby opierać się na teologii, która jest: różnorodna, kontekstualna, synodalna, rewolucyjna. Jako iż nie wiadomo co to znaczy, możliwe są zasadniczo dwie postawy: trwanie przy tym, co było dotąd, co oznacza jednak poniekąd odrzucenie zaleceń papieskich; pójście za tymi zaleceniami, co jednak w związku z ich nieprecyzyjnością musi kończyć się wzięciem za faktycznego przewodnika – mainstream, czyli opinię większości. W związku z tym zdecydowanie wzrasta rola sprawdzonych, dobrych podstaw: nie tylko obecnego Katechizmu, ale również wcześniejszych ujęć nauki Kościoła, jak choćby Katechizm Rzymski.
(Zbyt) wielka odpowiedzialność
Posługa kapłana zawsze była związana z wielką odpowiedzialnością za wiernych; to oczywiste. Od 2013 roku ciężar odpowiedzialności jest jednak o wiele bardziej dotkliwy. To między innymi efekt publikacji adhortacji apostolskiej Amoris laetitia, w której papież zasugerował możliwość przyjmowania Komunii świętej przez rozwodników w powtórnych związkach, choćby o ile nie żyją wstrzemięźliwie. Owszem, łatwo to zignorować jako nieuprawnione nowatorstwo. Co w sytuacji, w której inne zdanie miałby jednak biskup?… choćby gdyby ksiądz, nakłaniany do tego przez arcypasterza, chciał wyjść naprzeciw inkluzywnej rewolucji Amoris laetitia, nie bardzo wiedziałby, jak dokładnie ma to zrobić: dokument nie przedstawia żadnych precyzyjnych kryteriów pozwalających na dopuszczenie rozwodnika do sakramentów. O wszystkim powinno decydować indywidualne rozeznanie, a zatem subiektywne poczucie kapłana, iż w danym przypadku można się na sakramenty zgodzić…
Pewną pomocą mogłyby być wypowiedzi Franciszka, które zachęcają do udzielania rozgrzeszenia… każdemu i zawsze, o czym mówił na przykład podczas liturgii 8 marca tego roku. Franciszek deklarował też, iż „nigdy nikomu” nie odmówił Komunii świętej. Być może należałoby zatem przyjąć, iż ciężar nałożony na kapłanów przez Amoris laetitia jest pozorny: ostatecznie trzeba udzielać sakramentów każdemu, po prostu zachęcając do życia bardziej „zgodnego z ideałem”. To jednak stoi w rażącej sprzeczności z nauką Kościoła. Rozsądny kapłan będzie zatem po prostu ignorować Amoris laetitia; tak długo, jak długo pozwala mu na to biskup. Gdy to się zmieni: zaczynają się schody: przecież skierowanie do Komunii świętej osoby żyjącej „jak mąż z żoną” w nieformalnym związku to decyzja o najpoważniejszych konsekwencjach, której podjąć po prostu nie wolno – przynajmniej według nauki Kościoła, a nie jej obecnych rewolucyjnych interpretacji.
Podważanie sposobu życia
Kapłaństwo w Kościele rzymskim wiąże się z wielkim wyrzeczeniem, jakim jest celibat. Dlatego bardzo mocno razi, a poniekąd wręcz skandalizuje nieustanne w ostatnich latach podważanie wartości celibatu. Wielka dyskusja na ten temat przetoczyła się przez Kościół w 2019 roku, kiedy Franciszek zorganizował Synod Amazoński. Rzeczywiście, Ojcowie Synodalni wyrazili oczekiwanie zniesienia obowiązku celibatu – najpierw w niektórych regionach, a później może i szerzej. Do zmian ostatecznie nie doszło, ale dyskusja nie została zatrzymana. Wróciła z wielką mocą przy okazji Synodu o Synodalności. Podważanie sensu celibatu przebija się przez synodalne debaty i dokumenty; o możliwym zniesieniu obowiązku życia w bezżenności mówi rosnąca liczba hierarchów – i to tak poważnych jak kard. Jean-Claude Hollerich czy abp Charles Scicluna z Malty. Sam Franciszek w różnych wywiadach pytany o tę sprawę zawsze podkreśla, iż celibat „to nie dogmat” i co do zasady – mógłby zostać zniesiony. Jakkolwiek nie idą za tym wszystkim jak na razie konkretne decyzje, tworzy to atmosferę, która bardzo źle wpływa na księży: to, co wiąże się z tak dużym trudem i wyrzeczeniem, nagle zaczyna być przedstawiane jako w sumie niekonieczne i niepotrzebne. W tej sytuacji może rodzić się zniechęcenie, niepewność i zwątpienie.
Kobiety w Kościele
Kapłaństwo jest sprawą męską: w Kościele katolickim było tak zawsze. Dzisiaj także i to ulega pewnemu zachwianiu. Po II Soborze Watykańskim księża musieli przyzwyczaić się do obecności kobiet w prezbiterium: wprowadzono ministrantki. Z biegiem lat obecność pań narasta. Papież Franciszek w 2021 roku wprowadził zmiany w posługach akolitatu oraz lektoratu, dopuszczając do nich kobiety; utworzył też posługę katechetatu, otwartą dla obu płci. Wprawdzie żadna z tych zmian nie pozostało sama w sobie głęboko rewolucyjna, jakkolwiek wszystkie idą w kierunku jednoznacznej feminizacji liturgii oraz duszpasterstwa. Ostatnim krokiem na tej drodze może być wprowadzenie żeńskiego diakonatu. Nic nie jest tu jeszcze przesądzone, ale od 2019 roku – ponownie od Synodu Amazońskiego – sprawa jest nieustannie dyskutowana; w ostatnich miesiącach papież wysyła sygnały wyraźnie wskazujące, iż przygotowuje się do wprowadzenia takiej „instytucji”. Kapłaństwo pozostanie zatem czymś ekskluzywnie męskim, ale księża będą musieli wiele tradycyjnie męskich funkcji współdzielić albo powierzać: już nie tylko ministrantkom, akolitkom czy lektorkom, ale również diakonisom.
Duch synodalny
Księża są też zachęcani do tego, by po części rezygnować z funkcji pasterza – na rzecz funkcji towarzysza. Gwałtownie wzmocnił takie nastroje Synod o Synodalności, który radykalizuje teologię laikatu, przedstawiając eklezjologiczną prawdę o Kościele jako Ludzie Bożym w nieco wykrzywionym zwierciadle. Tradycyjna rola kapłanów jest kwestionowana: coraz częściej przedstawia się ich jako „specjalistów ds. Eucharystii i Komunii świętej”, sugerując, iż wszystko inne nie tyle choćby mogą, co po prostu powinni robić świeccy. Kierować życiem parafialnym, organizować duszpasterstwo, głosić kazania, udzielać niektórych sakramentów… Tych zmian w Polsce nie widać praktycznie w ogóle, być może poza jakimiś bardzo lokalnymi rozwiązaniami, wprowadzanymi z inicjatywy proboszcza szczególnie owładniętego ideą synodalności. Jednak dokumenty procesu synodalnego przewidują, iż w przyszłości w Kościele wszyscy księża mają być „kształceni w duchu synodalnym”, a to oznacza próbą pewnego „przeformatowania” kapłanów, tak, aby ich posługa była wypełniania w bardzo ścisłej współpracy ze świeckimi, co może w praktyce prowadzić również do zwiększenia zakresu realnego wpływu świeckich na duszpasterstwo. Synodalność, może w jeszcze większej mierze niż dyskusje o celibacie czy diakonacie kobiet, buduje potworną atmosferę niejasności; jest jedną wielką sugestią nadchodzących nieuchronnych zmian, paroksyzmem reformizmu. Coraz trudniej w tej atmosferze skupić się na adekwatnej kapłańskiej pracy: przecież wierni też słyszą, iż Kościół ma być „synodalny”, to znaczy „inny”, cokolwiek to znaczy.
Niemoralność
Kaplanów próbuje się też przymuszać do wyrażania jakiejś formy akceptacji dla ruchu LGBT. Od 2013 roku realizowane są nieustanne zabiegi o wprowadzanie wątków tęczowych do duszpasterstwa Kościoła. Znalazło to swój wyraz również w Polsce, kiedy w 2020 roku biskupi opublikowali „Stanowisko KEP w kwestii LGBT+”. Był to pierwszy przypadek, kiedy akronim LGBT+ został użyty w oficjalnym dokumencie Episkopatu. Jakkolwiek treść tekstu nie była specjalnie nowatorska, to jednak publikacja wytworzyła wrażenie, jakoby „kwestią LGBT” rzeczywiście każdy musiał się w jakiś sposób zająć i do niej odnieść. Problem drastycznie zaostrzył się w 2023 roku, po publikacji przez Franciszka i kard. Fernándeza deklaracji doktrynalnej Fiducia supplicans. Stwierdzono w niej, iż nikomu nie wolno odmawiać błogosławieństwa; innymi słowy – iż kapłan ma jakoby obowiązek udzielić błogosławieństwa parze nieregularnej albo jednopłciowej. Wprawdzie polscy biskupi w nieco zawoalowany sposób odrzucili ten dokument, ale „wymaganie” Stolicy Apostolskiej pozostaje jako pewna wisząca groźba. Zawsze może być tak, iż jakiś bardziej liberalny biskup diecezjalny zignoruje półoficjalne stanowisko Episkopatu – i sam będzie nakłaniać księży do „pójścia za duchem Fiducia supplicans”. A to stworzyłoby ogromne problemy, stawiając kapłana przed dylematem: wierność biskupowi czy wierność odwiecznej nauce Kościoła na temat moralności małżeńskiej.
Tradycyjna Msza święta
Najbardziej dotkliwą zmianą ostatnich lat były chyba ograniczenia nałożone na Mszę trydencką. W 2007 roku Benedykt XVI ogłosił motu proprio Summorum pontificum, zasadniczo przywracając każdemu kapłanowi możliwość odprawiania Mszy w dawnym rycie. Z tej swobody korzystało bardzo wielu księży na świecie, w tym w Polsce. Papież Franciszek postanowił to ukrócić i w roku 2021 ogłosił własne motu proprio, Traditionis custodes, znoszące dokument wcześniejszy. W zgodzie z literą Traditionis custodes księża nie mają już w zakresie Mszy trydenckiej żadnej swobody: ci, którzy celebrowali Mszę przedsoborową już dawniej, powinni poprosić o zgodę biskupa miejsca; ci, którzy zostali wyświęceni po ogłoszeniu Traditionis custodes, muszą na to samo uzyskać zgodę samego Watykanu. Do tego dochodzi cała masa ograniczeń szczegółowych. Wprawdzie wielu biskupów na świecie potraktowało te restrykcje dość lekko, widząc w nich nieuprawnione ograniczenie własnej władzy oraz nade wszystko pewien zamach na liturgiczną tradycję Kościoła, nie brakowało również takich, którzy postanowili wdrażać zakazy co do joty, z poważnymi konsekwencjami dla kapłanów.
***
Mam świadomość, iż powyższy opis bynajmniej nie wyczerpuje tematu; można byłoby jeszcze mnożyć problemy, wskazując choćby na narastający antyklerykalizm polskiego społeczeństwa, problemy finansowe związane z laicyzacją i wiele, wiele innych kwestii. Sądzę jednak, iż choćby ten powyższy, pobieżny przecież opis, może pokazać, z jak dużymi wyzwaniami mierzą się dziś księża. Niech mobilizuje to nas wszystkich do modlitwy za kapłanów. Wierni Tradycji, ufni w łaskę Bożą – przecież przetrwają.
Paweł Chmielewski
Do kapłana polskiego