Nie spowiadają się od lat. "W ramach pokuty musiałabym zakończyć mój związek"

1 dzień temu
Zdjęcie: Fot. Grzegorz Skowronek / Agencja Wyborcza.pl


Spowiedź w katolicyzmie ma na celu wyznanie grzechów oraz uzyskanie rozgrzeszenia od Boga za pośrednictwem kapłana. Jednak zdarza się, iż choćby osoby, które deklarują się jako wierzące, rezygnują z tego sakramentu. - Nie chodzę już do spowiedzi. Stwierdziłam, iż zdecyduję się na ten krok, dopiero gdy zrobię coś naprawdę sprzecznego z moim sumieniem. w tej chwili nie mam takiej potrzeby - mówi Emilia.
Tamara nie uważa się za katolicką radykałkę. Mimo to w dyskusjach na temat spowiedzi, zarówno dzieci, jak i dorosłych, staje w obronie tego sakramentu. - Spowiedź zapewnia mi oczyszczenie. I nigdy nic złego nie spotkało mnie ze strony spowiedników. Wręcz przeciwnie - zawsze mogłam liczyć na empatię i słowa wsparcia. Po spowiedzi udało mi się też rozwiązać kilka poważnych problemów, które mnie zadręczały. Nie rozumiem więc, skąd taka zmasowana krytyka tego sakramentu - mówi Tamara.


REKLAMA


Zobacz wideo Ilu byłych partnerów to za dużo?


Ta sprawa pomogła jej spojrzeć z innej perspektywy na Kościół
Jednak nie wszystkie wierzące osoby mają takie podejście do tej kwestii. Marta nie przystępuje do spowiedzi od ośmiu lat. Jak podkreśla, nie czuje takiej potrzeby. Poza tym doskonale zdaje sobie sprawę z faktu, iż nie dostanie rozgrzeszenia. To dlatego, iż jej partner nie ma kościelnego unieważnienia małżeństwa. - Jako jedyna z rodzeństwa nie jestem ateistką. Moje siostry, mimo iż nie wierzą i nie praktykują, mają śluby kościelne i teoretycznie mogłyby pójść do spowiedzi i przystąpić do sakramentu komunii. A ja nie, bo musiałabym w ramach "postanowienia poprawy", zakończyć mój związek - opowiada 34-letnia Marta.
Jak dodaje nasza rozmówczyni, początkowo miała z tym problem. Jest osobą wierzącą, a w momencie gdy związała się ze swoim partnerem, regularnie uczęszczała także do kościoła. - Myślałam, iż to niesprawiedliwe. Bo bardzo chciałam uczestniczyć w sakramentach, regularnie chodzić na nabożeństwa. Jednak cała ta sprawa pomogła mi też spojrzeć z innej perspektywy na Kościół. Doskonale wiem, iż nasz związek nie jest niczym złym, nikt z nas nie rozbił żadnej rodziny. Mój partner został zdradzony przez byłą żonę. Czy przez to nie zasługuje na szczęśliwą relację? Dla mnie to absurd - stwierdza Marta.
Uważał, iż skoro coś jest grzechem, to trzeba o tym mówić
Z kolei Łukasz nie spowiada się już od 22 lat. - Nie wyobrażam sobie, żebym opowiadał o intymnych sprawach, czy jakichś moich problemach obcemu mężczyźnie. Zawsze miałem z tym ogromny problem, a spowiedź, do której namawiałam mnie mama, gdy byłem nastolatkiem, bardzo mnie stresowała - opowiada 39-latek.


Uważał, iż skoro coś jest grzechem, to trzeba o tym mówić Fot. Jędrzej Wojnar / Agencja Wyborcza.pl


Łukasz zdaje sobie sprawę z faktu, iż ludzie wierzący mają bardzo zróżnicowane podejście do spowiedzi. - Widzę, iż niektórzy po prostu pomijają pewne elementy w czasie rozmowy z kapłanem. Ja byłem bardzo uczciwy. Uważałem, iż skoro Kościół uznaje coś za grzech, to trzeba o tym mówić. Dlatego tak bardzo się tym stresowałem. Poza tym księża z mojej parafii byli znajomymi rodziców i dziadków i często nas odwiedzali - opowiada.
- Kiedyś rozmawiałem na ten temat z pewnym znajomym, który żyje zgodnie z założeniami kościelnymi. Chodzi przed świętami do spowiedzi, przystępuje do komunii, ochrzcił dzieci. Obserwując jego życie, nie ma się do czego przyczepić. Jednak on i jego żona brali jednak ślub, gdy ona była w drugim lub trzecim miesiącu w ciąży. Zapytałem pewnego razu, jak się czuł w czasie spowiedzi, gdy o tym mówił księdzu. A on na to: "No co ty, nie będę przecież opowiadał o takich rzeczach". To dało mi do myślenia. Uświadomiłem sobie, iż nie każdy katolik podchodzi do tej kwestii aż tak rygorystycznie - podsumowuje.
Spowiednik zaczął wypytywać o szczegóły
Emilia przestała spowiadać się sześć lat temu. Jak podkreśla 40-latka, wcześniej nigdy nie było to komfortowe doświadczenie. Uważała jednak, iż jest to jej obowiązek jako członkini Kościoła. Jej podejście do tej kwestii zaczęło zmieniać się po spowiedzi przed Wielkanocą w 2019 roku. - Trafiłam na spowiednika, który niezdrowo zaczął wypytywać mnie o różne szczegóły z mojego życia. Dla niego było niepojęte to, iż mogę żyć w czystości, jakiej Kościół wymaga od osób, które nie są w związkach małżeńskich. Byłam wówczas singielką i nie miałam partnera. Spowiednik drążył temat tak, jakby chciał coś ze mnie wyciągnąć. Czułam się fatalnie. Na koniec zaproponował, żebym przyszła na parafię, aby porozmawiać z nim o... moich problemach - wspomina.
To doświadczenie zmusiło Emilię do refleksji. - Nie chodzę już do spowiedzi. Stwierdziłam, iż zdecyduję się na ten krok, dopiero gdy zrobię coś naprawdę sprzecznego z moim sumieniem. w tej chwili nie mam takiej potrzeby - podsumowuje.


Przeczytaj także: "Odeszłam od konfesjonału i nie mogłam uwierzyć w to, co usłyszałam. Ksiądz żartował?"
Dlaczego spowiedź to dla wielu osób niekomfortowe przeżycie?
Jak przyznaje psycholożka i terapeutka Wiktoria Dróżka, religia i rytuały, w tym spowiedź, wzbudzają wiele emocji. - To trudne mówić o tym, co boli, w czym jesteśmy słabi, niezależnie, czy jest to spowiedź, czy terapia. Choć i to, i to, ma aspekt oczyszczający - mówi ekspertka.
- Spowiedź z założenia jest wyznaniem myśli i czynów, które według dekalogu uznane są za grzeszne. Ma to wymiar nie tylko duchowy, ale także osobisty. To konfrontowanie się ze swoimi grzechami w kontakcie z duchownym, bycie w konfesjonale bez wątpienia łączy się z naszym myśleniem o tym, jacy jesteśmy, co tu robimy. Wiąże się też z upadkami, pokutą, winą, słabościami, oceną w kontekście religijnym, moralnym, ludzkim. To przyznawanie się do swoich słabości, do swoich potyczek, może choćby upadków przed samym sobą, a także obietnicę poprawy. Samo wypowiedzenie grzechów na głos to część konfrontowania się z samym sobą. Dodatkowo mówimy to do księdza, człowieka, który może dać rozgrzeszenie, ale nie musi - podkreśla.
Idź do oryginalnego materiału