„Mój syn spakował się do nieba” czyli jak pragmatyczna dziecięca wiara wprawiła mnie w osłupienie

1 tydzień temu

Mój syn przygotowuje się do nieba…

Uświadomiłem sobie, iż moje dziecko już wie o swojej śmiertelności. Małe dzieci nie wiedzą, iż kiedyś ich życie się skończy. Nie mają poczucia swojej przemijalności. Moment, gdy to do nich dociera, jest zwykle bolesny, choć sami prawdopodobnie nie pamiętamy, kiedy sobie to uświadomiliśmy. Tu w sposób naturalny pojawiają się pytania: co dalej? Niekiedy „dorastanie do śmierci” idzie w parze z doświadczeniem odejścia kogoś bliskiego w rodzinie. Ale sytuacja, w której widzę moje dziecko świadome swej śmiertelności, jest również bardzo trudna dla mnie – łatwiej pogodzić się z faktem własnej śmierci, niż kogoś bliskiego i ukochanego. Niezależnie od stopnia naszej wiary czy niewiary, zmagamy się przecież z faktem, iż kiedyś nas nie będzie.

Jakie będzie to niebo?

Widok małego synka pakującego się „na tamtą stronę” musiał wywołać przy okazji mimowolny uśmiech. Nie potrafimy sobie wyobrazić nieba, ale wiemy, iż jest to raczej stan niż miejsce. Tylko jak to przełożyć na zespół pojęć takiego malucha? Choć sami wiemy kilka więcej… Zaskoczył mnie jednak pragmatyzm własnego dziecka i rzeczowe podejście do sprawy. jeżeli ma być jakieś niebo – to muszą tam być zabawki.

Myślę, iż to jest wiara „jak ziarnko gorczycy”. Przyznam, iż sam mam nie najlepsze wspomnienia z kształtowaniem się mojej wyobraźni religijnej w najmłodszym wieku. Kościół, niebo, wiara – to wszystko stapiało się w jedno. Moje największe obawy dotyczyły tego, jak ta wieczność będzie konkretnie wyglądać, i z jakiegoś powodu jawiła mi się ona w nieciekawych barwach. To prawdopodobnie wpływ ikonografii chrześcijańskiej: trzeba będzie stać na baczność, w białym gustownym wdzianku, z rękami złożonymi i buzią w ciup, wyśpiewując Panu Bogu nabożne pieśni… To nie jest atrakcyjna wizja dla kogoś, kto pod ławką w kościele odmierza minuty, chcąc jak najszybciej znaleźć się na boisku do gry w piłkę.

Niebo – wypróbuj je już teraz

To Czesław Miłosz mądrze powiedział, iż uwiąd naszej religijności widać między innymi w tym, iż my sobie adekwatnie tej drugiej strony nie wyobrażamy, nie próbujemy uruchomić wyobraźni, żeby spróbować dotknąć tego, jak tam będzie. A przecież wyobrażamy sobie to, o czym marzymy i do czego dążymy…

Na którychś rekolekcjach usłyszałem, iż przedsmak nieba dają nam nasze najszczęśliwsze chwile w życiu – kiedy chciałoby się krzyknąć: „chwilo trwaj, jesteś piękna!”, to wtedy jesteś w przedsionku nieba. Ale szczęście na ziemi jest ulotne. Po doświadczeniu góry Tabor przychodzi doświadczenie Golgoty. Myślę jednak – wracając do punktu wyjścia – iż warto dzieciom przekazać tę radosną prawdę o tym, co szykuje dla nas dobry Bóg. Warto celebrować wspólne chwile szczęścia, by dać im przedsmak wieczności.

Czytaj także:Tata i 9-latek razem na szlaku. „Ta rozmowa nas zmieniła”
Czytaj także:Tata na „tacierzyńskim” – ile można siedzieć z dzieckiem
Idź do oryginalnego materiału