Każdy z nas, wiernych Kościoła katolickiego, przypisany jest do konkretnej parafii. Tak jak rodzina jest podstawową komórką społeczną, podobnie parafia jest podstawową jednostką organizacyjną Kościoła. Nosimy w sercu piękne wspomnienia związane ze swoim parafialnym kościołem. Ileż tu było naszych spotkań z Bogiem podczas Mszy Świętych, nabożeństw, spowiedzi, Komunii Świętych, rekolekcji…
W moim życiu, które trwa już ponad pół wieku, zapisały się na stałe dwie białostockie parafie. Pierwsza pw. św. Wojciecha była ze mną od urodzenia do dwudziestego roku życia. Wspominam ją ze wzruszeniem, gdyż tam zostałem przyjęty do Kościoła, obdarzony sakramentami Komunii Świętej i Bierzmowania. Również tam pięć lat służyłem przy ołtarzu, jako ministrant. W mojej pierwszej parafii, zaczęło się moje życie z Bogiem, które dzięki Bogu, trwa do dziś.
Druga moja, obecna, parafia za patrona ma św. Maksymiliana Kolbe. Stałem się częścią tej parafialnej wspólnoty mając dwadzieścia lat, a więc adekwatnie rozpoczynając dorosłe życie. Tu, od lat, dojrzewam do wieczności. Żyjąc w mojej parafii założyłem rodzinę. Kiedy rodzina się powiększała, równocześnie powiększała się liczba parafian. Do naszej świątyni z żoną nieśliśmy do Chrztu wszystkie nasze dzieci. Również w tym kościele przyjęły one sakramenty Pokuty i Pojednania, Komunii Świętej i Bierzmowania. To piękne wspomnienia, już na stałe związane z naszą parafialną świątynią.
Pewnie każdy z nas nosi w sercu takie piękne wspomnienia złączone ze swoim parafialnym kościołem. Ileż tu było naszych spotkań z Bogiem podczas Mszy świętych, nabożeństw, spowiedzi, rekolekcji. Ile euforii przy bożonarodzeniowej szopce, podczas wielkanocnego święcenia pokarmów. Ile łez w czasie ostatniego pożegnania naszych bliskich. Tego się nie zapomina. Z czasem nasz kościół staje się jakby naszym drugim domem. Przychodzimy tu, aby z Ojcem Niebieskim dzielić się naszymi radościami i smutkami, powierzać siebie i innych Jego opiece. W kościele czeka zawsze na nas, z otwartymi ramionami, nasza druga mama – Maryja. Ona, jak to mama, przytuli, pocieszy, nie da nam zginąć.
Powiedzmy w tym miejscu nieco o historii powstania parafii, bo mówiąc w przenośni, chcąc zrozumieć skąd na drzewie tak zdrowe konary, piękne liście i kwiaty, trzeba poznać jego korzenie. Początki istnienia parafii są niezwykle ciekawe. Sama nazwa pochodzi od łacińskiego słowa parochia, co należałoby tłumaczyć na język polski – probostwo. Do powstania parafii doszło w średniowieczu, kiedy zaczęto organizować struktury chrześcijańskie na wsiach. Wówczas to erygowana była parafia, do której należało kilka, a czasem choćby kilkanaście wsi, a bogaty właściciel ziemski fundował kościół. Rolę parafii i jej organizację ostatecznie uregulowały ustalenia przyjęte podczas IV soboru laterańskiego w roku 1215. Sobór centralnym punktem życia parafialnej wspólnoty wiernych ustanowił – kościół parafialny.
Parafia i jej świątynia od początku są nie tylko centrum życia duchowego, ale toczy się tam również życie kulturalne. W naszej parafii, ks. proboszcz, w sali parafialnej, regularnie organizuje koncerty, przeważnie muzyki klasycznej, spotkania z ciekawymi ludźmi. Bogate jest szczególnie życie muzyczne parafii. Inną pożyteczną działalnością prowadzoną w parafiach jest działalność charytatywna. Niegdyś przy parafiach funkcjonowały szpitale czy domy dla sierot. w tej chwili są parafialne Caritas, które zbierają środki na pomoc osobom pokrzywdzonym przez trudny los. Dla przykładu na rzecz ofiar ostatniej powodzi Caritas zebrała już w polskich parafiach dziesiątki milionów złotych. Rocznie zbiera i przekazuje potrzebującym około 450 mln złotych.
Szczególnie wzrusza mnie hojność parafian, kiedy przydarzy się coś złego jednemu z nich, np. choroba czy pożar. Wtedy jest prawdziwa solidarność serc. W naszym kościele zorganizowano niedawno zbiórkę na leczenie poważnej choroby, która dotknęła jedną z naszych młodych parafianek. Dla mnie to był prawdziwy cud, iż ogromną sumę, potrzebną na skomplikowaną operację, uzbieraliśmy bardzo szybko. Dzięki Bogu operacja się udała i dziewczyna wraca do zdrowia.
Skoro kościół parafialny, jest Domem Boga wśród naszych domów, to powinniśmy o niego dbać. Przede wszystkim nie opuszczać go. Nie ulegać modnemu dziś zjawisku „churchingu”, czyli chodzenia na Msze św. nie do swojego kościoła parafialnego, ale do tego, gdzie np. ksiądz mówi „fajne kazania”. Nasza parafialna świątynia powinna być dla nas, w pewnym duchowym sensie, jak matka, a czy opuszcza się matkę, kiedy ona niedomaga? Tym bardziej trzeba otoczyć ją miłością i opieką. Gdyby parafianie masowo zaczęli opuszczać swoją parafię, bo coś im w niej nie pasuje, to jaki byłby tego efekt? Odpowiedź jest prosta i zarazem straszna – bankructwo parafii i ruina kościoła.
Może nie powinniśmy pytać „Co moja parafia może zrobić dla mnie?” ale zadać sobie pytanie „Co ja mogę zrobić dla mojej parafii?”. A można prawdopodobnie zrobić wiele, poczynając od rzeczy najprostszej np. sprzątania w kościele, aż do rzeczy trudniejszych, takich jak np. szczera rozmowa z proboszczem o tym, co mnie w naszej parafii boli i wspólne szukanie dróg rozwiązania tych problemów. Ogólnie mówiąc, im bardziej zaangażujemy się w życie materialne i duchowe parafii, tym będzie ona lepsza, a my bardziej szczęśliwi, bo bliżej będzie nam do Boga.
Adam Białous