
Zachęta Św. Alfonsa Marii Liguori’ego o nabożeństwie do Matki Boskiej Bolesnej.
Źródło: Arka pociechy 1880
Kto pragnie żywe w sercu swoim przechowywać do Przenajświętszej Panny nabożeństwo, powinien często Jej Boleści rozpamiętywać. Nimi to bowiem pozyskała Ona te niezmierzone zasługi swoje przed Bogiem, które po Zasługach Męki Pańskiej są największym Skarbem Kościoła; przez nie stała się najpodobniejsza do Boskiego Syna Swojego i przez nie dostąpiła tytułu Współodkupicielki rodu ludzkiego, jak ją Ojcowie Święci nazywają.
Święty Alfons Liguori, zachęcając dusze pobożne do nabożeństwa do Matki Bolesnej, przytacza dwa następujące objawienia. Jedno, w którym Pan Jezus tak przemówił do pewnej duszy Błogosławionej: „Drogimi są w oczach moich łzy wylane nad rozmyślaniem Męki Mojej; ale tak kocham Matkę Moją, iż gdy kto rzewnie rozpamiętywa Jej Boleści, jeszcze Mnie to więcej ujmuje“.
Drugie objawienie przytoczone przez tegoż Świętego jest następujące, a wyjęte z najpoważniejszych podań pierwszych wieków Chrześcijaństwa: niedługo po Wniebowzięciu Przenajświętszej Maryi Panny Święty Jan Ewangelista ujrzał Pana Jezusa i Matkę Bożą, proszącą Go o szczególne Łaski dla wszystkich mających nabożeństwo do Jej Siedmiu Boleści. Chrystus Pan zadość czyniąc Jej prośbie przyrzekł:
- Że ktokolwiek uciekać się będzie do Zasług Boleści Matki Bożej i przez nie prosić będzie o potrzebne Łaski, może być pewnym, iż nie umrze bez szczerej pokuty za grzechy.
- Że uwolnionym będzie od przerażenia i ucisków wewnętrznych, ostatniej godzinie życia zwykle towarzyszących.
- Że będzie miał Łaskę serdecznego nabożeństwa i do Męki Pańskiej i za to szczególną nagrodę otrzyma w Niebie.
- Na koniec, iż wszyscy pobożną cześć oddający boleściom Matki Przenajświętszej mieć Ją będą za swoją szczególną Panią i Władczynią, i iż Marya nimi rozporządzać będzie według Najmiłościwszej Woli Swojej w sposób szczególniejszy.
Wyżej przytoczony Św. Alfons dodaje w końcu, iż różne poważne dzieła liczne przytaczają przykłady i wypadki na stwierdzenie tego podania.
Duszo pobożna weź to do serca twego.
Uwaga o odpustach.
Źródło: Głos duszy 1881;
Odpusty. Podręcznik dla duchowieństwa i wiernych opr. X. Augustyn Arndt 1890r.
Benedykt XIV, sławny i uczony Papież, polecał Brewem d. 16 grudnia 1746r., bardzo gorąco rozmyślanie, i bardzo słusznie, mało bowiem jest ćwiczeń pobożnych, z których by Chrześcijanie mogli czerpać skuteczniejsze środki do zapewnienia sobie wytrwania i postępu w cnotach.
„Dajcie mi kogoś, który co dzień choć kwadrans poświęca rozmyślaniu powiedziała Św. Teresa, a ja mu obiecuję Niebo“.
Odpusty:
1) Zupełny raz na miesiąc w dzień dowolnie obrany, jeżeli kto przez miesiąc co dzień rozmyśla przez pół godziny lub przynajmniej przez kwadrans. Warunki: Spowiedź, Komunia Święta i modlitwa pobożna na zwyczajne intencje.
2) 7 lat i 7 kwadragen za każdy raz, gdy kto w kościele lub gdzieindziej, publicznie lub prywatnie, naucza innych o sposobie rozmyślania, albo gdy kto tej nauki słucha. Warunek: Spowiedź, Komunia Święta za każdym razem.
3) Odpust zupełny raz na miesiąc w dniu dowolnie obranym, gdy kto pilnie naucza, albo się dał pouczyć. Warunki: Spowiedź, ilekroć z sercem skruszonym przyjmą Komunię Świętą i modlitwa na zwyczajne intencje. (Benedykt XIV. Brew. dn. 16 grudnia 1746r.)
Wszystkie te odpusty można ofiarować za dusze wiernych zmarłych.
Pobożne ćwiczenie na cześć Matki Boskiej Bolesnej w Wielki Piątek i inne piątki roku.
Odpusty:
1) Odpust zupełny dla tych, którzy we Wielki Piątek w czasie od (około) godziny trzeciej po południu aż do godziny 11. rano w Wielką Sobotę zajmują się publicznie lub prywatnie przez godzinę albo przynajmniej przez pół godziny rozmyślaniem lub pobożnymi modlitwami, współbolejąc nad boleściami Najświętszej Maryi Panny po Śmierci Zbawiciela. Odpust ten zyska się w dniu, w którym czyni się zadość obowiązkowi wielkanocnemu.
2) Odpust 300 dni w każdym tygodniu, gdy kto podobne ćwiczenia odprawia przez godzinę lub pól godziny w czasie od 3. godziny po południu w piątek aż do rana niedzieli.
3) Odpust zupełny co miesiąc w jednym z ostatecznych dni dla tych, którzy w tydzień nabożeństwo to odprawiali.
Warunki: Spowiedź i Komunia Święta.
(Pius VII Reskr. Sekret. Memoryał. 24 25 lut. i 21 marca 1815, najpierw na 10 lat, potem Reskr. Św. Kongr. z 18 czerwca 1812 na zawsze).
WEZWANIE DO DUCHA ŚWIĘTEGO
V. Racz przyjść Duchu Święty i napełnić serca wiernych Twoich.
R. A ogień Miłości Twojej racz w nich zapalić.
V. Ześlij Ducha Twego, a będą stworzone.
R. A cała ziemia będzie odnowiona.
V. Módlmy się: Boże! Światłem Ducha Świętego serca wiernych nauczający, daj nam w Tymże Duchu poznawać co jest dobrem, i zawsze obfitować w pociechy Jego. Przez Pana naszego Jezusa Chrystusa, Który z Tobą i z Duchem Świętym żyje i króluje, Bóg w Trójcy Świętej Jedyny na wieki wieków.
R. Amen.
DZIEŃ 18.
CYKL I.
Ks. Józef Raba TJ – Matka Bolesna
🔉ROZWAŻANIE. MATKA BOLESNA UCZY NAS ZNOSIĆ CIERPIENIE. CZĘŚĆ II.
Jednym z dotkliwych Cierpień Chrystusa Pana podczas Jego Bolesnej Męki była ucieczka uczniów z Ogrójca. Zawiedli zaufanie swego Mistrza, w godzinie próby — opuścili Go. Ale nie zawiodła ani opuściła Pana Jezusa Przeczysta Matka Jego. Towarzyszyła Mu na drodze krzyżowej i mężnie stanęła na wzgórzu Kalwarii obok krzyża Pana Jezusowego. Oto wspaniały Wzór wierności krzyżowi! Nie odrywa Maryi od niego ani urąganie wrogów, ani trwoga przyjaciół, ani ogrom cierpień, jakie przeżywa Jej Syn umiłowany.
Biblijna Agar w bólu macierzyńskiego serca wołała: „Nie będę patrzyła na umierające dziecię” (Ks. Rodz. 21, 16). Marya tak nie mówi. Ona stoi pod krzyżem podczas Konania Pana naszego Jezusa Chrystusa, patrzy na Niego z głębokim współczuciem, z Matczyną Miłością, z Nim razem przeżywa morze boleści. Podziwiamy Jej spokój i niezwykłą moc ducha, bo w chwili największej boleści pod krzyżem powtarza słowa wypowiedziane w radosnym dniu Zwiastowania: „Oto Ja Służebnica Pańska, niech Mi się stanie według słowa Twego” (Łuk. 1, 38). Skąd Matka Bolesna czerpie te nadludzkie siły? Nie z innego źródła, tylko ze Skarbnicy Najświętszego Serca Pana Jezusowego, płonącego ku ludziom Miłością.
Jak w Sercu konającego Pana Jezusa splotły się ze sobą dwa pozornie sprzeczne uczucia; nienawiści grzechu i miłości grzesznika, podobnie w Niepokalanym Sercu Matki Bolesnej obok głębokiej odrazy do grzechu występuje miłość ku ludziom grzesznym, ku tym, którzy krzyżowali i lżyli Pana Chwały oraz ku tym, którzy w ciągu wieków odnawiać będą to krzyżowanie, odpłacając niewdzięcznością za niedościgłe bogactwo Dobrodziejstw. Jak Serce Ukrzyżowanego Pana Jezusa płonie pragnieniem ratowania dusz, którym zagraża niebezpieczeństwo wiekuistego odrzucenia, podobnie Niepokalanie Serce Maryi gorąco pragnie, aby nie zginęła żadna dusza ludzka, na której widnieją ślady Krwi Niepokalanego Baranka.
Niewysłowione Swe Boleści Marya jednoczy z Męką Syna Swego i składa Bogu Ojcu w Ofierze na zbawienie całego świata. W ogniu cierpienia nie tylko dla Siebie wysługuje obfite Dary nadprzyrodzone, ale i dla wszystkich pokoleń ludzkich, przez co zdobywa miano Współodkupicielki rodzaju ludzkiego, Pośredniczki Łask wszelkich, Matki Miłosierdzia.
Heroiczna postawa Maryi na kalwaryjskim wzgórzu, Jej wewnętrzny i bliski udział w Ofierze Chrystusowej, złożonej za grzechy świata, ukazują nam niezawodny środek apostolstwa: wierność krzyżowi.
Nie tylko duchowni, ale również świeccy katolicy powołani są do apostolstwa — wśród środków zdobywania dusz dla Chrystusa Pana — na pierwszym miejscu jest cicha ofiara składana Panu Bogu za zbawienie bliźnich. Ofiara taka, choćby była niewielka, nabiera szczególnej wartości i mocy, jeżeli zostanie złączona z Nieskończoną Ofiarą Chrystusową.
Jakąż ofiarę możemy złożyć w celach apostolskich? Oto Pan Bóg wyznaczył każdemu z nas określoną miarę cierpień; są to choroby, niepowodzenia, ludzkie niesprawiedliwości, przykrości współżycia rodzinnego itd. Wystarczy codziennym aktem ofiarnej miłości złożyć to wszystko w Ręce Najświętszej Maryi Panny, choćby krótkim westchnieniem przy rannym pacierzu. Wystarczy postanowić sobie: „Wszystkie cierpienia dnia dzisiejszego, o Matko, zniosą spokojnie w intencji zadośćuczynienia Bogu za własne winy oraz za braci, którzy cierpienia mego potrzebują”. I oto nie wychodząc na szeroki świat, w ciasnych ramach naszych codziennych powinności i stosunków pełnimy dzieło prawdziwego apostolstwa. — Jak nasza Matka Bolesna pod krzyżem.
W szczególności wszyscy stale cierpiący, chorzy, przygnieceni wiekiem, osoby kalekie, mogą i powinni stać się apostołami cierpienia. Pan Bóg składa w ich dłonie skarb bez ceny. Byle go przyjąć, wykorzystać, pokochać! Wszystko w Ręce Maryi, wszystko w intencjach apostolskich.
Krwawe promienie zachodzącego słońca padały na wychudzoną postać Sługi Bożego O. Maksymiliana Kolbe w oświęcimskim obozie. Jasne i miłe jego oczy patrzyły w dal błękitną. Zwykła to droga, po której modlitwy jego unoszą się do Niepokalanej. Gdy wtem okrzyk hitlerowskich oprawców wzywa do apelu. Wstaje i nasz świątobliwy ojciec Franciszkanin z Niepokalanowa, staje w szeregu i patrzy, jak dziesięć wybierają ofiar na śmierć głodową za zbiegłego więźnia. Jęknęło serce jednego z nich, ojca rodziny: „Ach, moja żona, moje dzieci!…” To sierżant 36 pułku z Warszawy wybrany na śmierć głodową, Franciszek Gajowniczek. O. Kolbe wpatrzony stale w Niepokalaną występuje z szeregu, podchodzi do komendanta i ofiaruje swe życie za ojca i jego rodzinę. Po dwu tygodniach głodu w Wigilię Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny zapadło jego życie na ziemi dobił je niemiecki oprawca zastrzykiem fenolu.
Fakt samoofiarowania się wywołał w całym obozie głęboki, dobroczynny wstrząs, który potoczył się z bloku na blok, ze sztuby na sztubę, z serca do serca. Podniósł się poziom moralny więźniów, a przede wszystkim zbliżyły się serca wielu do Pana Boga i Maryi.
Opowiadano sobie o jego życiu, o jego czynach zdziałanych dla Chwały Pana Boga i czci Maryi, wspominano jego słowa i wypowiedzi: „Nie wolno nam — mówił — stać bezczynnie. Ludzie nieszczęśliwi i nie spokojni potrzebują dużo światła nadprzyrodzonego, trzeba je zdobywać modlitwą i cierpieniem. Po rycersku cierpieć i umrzeć nie śmiercią zwyczajną, ale przelać krew do ostatniej kropli dla przyśpieszenia zdobycia całego świata dla Niepokalanej!”.
Do jednego z więźniów powiedział: „Jestem zadowolony, iż Niepokalana zezwoliła mi być tu, gdzie mogę zdobywać dla Niej serca ludzi, którzy znajdują się w ciężkich warunkach i potrzebują pocieszenia”.
Pocieszał każdego, kto się do niego zbliżał, swoimi uwagami stawiał na nogi ludzi załamanych. Chętnie podejmował dialog z każdym, spowiadał i podnosił na duchu. Miał w sobie coś, co pociągało do niego, co budowało nie tyle słowem, ile postawą, pełną optymizmu i żywej nadziei.
Zbawienne oddziaływanie Sługi Bożego nie skończyło się wraz z zamknięciem w głodowym bunkrze. Sięgało ono poza żelazne drzwi bloku śmierci i ciemnej celi skazańców.
Umierających w bunkrze kolegów pojednał z Panem Bogiem, modlił się z nimi i za nich, śpiewał pieśni Maryjne. Na wizytujących go esesmanów kierował spojrzenie pełne dobroci, tak iż krzyczeli: „Patrz na ziemię, a nie na nas. Takiego tu jeszcze nie mieliśmy”.
Wzrusza nas do głębi postać Błogosławionego Ojca Maksymiliana Kolbe, nieustraszonego rycerza Niepokalanej. Serce Najświętszej Maryi Panny wycisnęło na jego sercu pieczęć swoją w tej wielkiej miłości, która w czyn bohaterski się zamienia i trwa aż do końca. Wierny i wytrwały dla swej Niepokalanej Pani przez życie całe, stał się dla nas wzorem, jak my wytrwać mamy w dziecięcej czci i wiernej Służbie przy Maryi, Matce naszej oraz zachęca nas do pokochania i praktykowania prawdziwego, zbawczego apostolstwa cierpienia.
† † †
Tajemniczym znakiem Pana naszego Jezusa Chrystusa jest krzyż. Wobec tego znaku nie ma obojętnych. Ujawnia on tajniki serc ludzkich. U jednych budzi sprzeciw, bunt, nienawiść. U innych wiarę, uwielbienie, miłość aż do szaleństwa. Na czele niezliczonej rzeszy ludzi, skupiających się z religijną czcią pod Krzyżem Chrystusowym, stoi Marya, której Duszę, według przepowiedni Symeona, przeniknął ostry miecz cierpienia.
Marya okazała wierność krzyżowi od pierwszego spotkania się z nim w świątyni jerozolimskiej, poprzez Kalwarię, aż do ostatniej chwili Swego pielgrzymowania na ziemi. Na widok krzyża nie cofnęła się przed zadaniami, jakie na Nią włożyła Ojcowska Opatrzność Boża w stosunku do Pana naszego Jezusa Chrystusa. Była Mu zawsze najczulszą opiekunką i matką. Nie poddawała się zniechęceniu ani goryczy, ale w rozradowaniu ducha pełniła swe codzienne obowiązki. Krzyż stał się potężnym środkiem uświęcenia Maryi w życiu codziennym. Nie oddalał Jej od Pana Jezusa, ale przeciwnie, zbliżał Ją do Niego i coraz ściślej jednoczył.
Przez Krzyż uświęcone jest każde małżeństwo katolickie. Za każdym bowiem razem, gdy przyjmujemy jakiś Sakrament, ksiądz robi Znak Krzyża. Tak dzieje się przy Chrzcie Świętym, przy Eucharystii, przy Spowiedzi Świętej i przy ślubie. W tym ostatnim wypadku może się to wydać nieco dziwne. Krzyż przypomina nam Mękę Chrystusa Pana. Jakiż związek może być między szczęściem małżonków a śmiercią Chrystusa Pana?
A tymczasem związek jest i to bardzo ścisły. Tu i tam czynnikiem jest miłość, ponieważ Chrystus Pan cierpiał z Miłości dla ludzi.
Tak często widzimy krucyfiks, tak często robimy Znak Krzyża, iż jesteśmy już mało wrażliwi na jego wymowę. Wyobraźmy sobie, iż wchodzimy do domu, w którym każdy sprzęt jest znaczony szubienicą. Pomyślimy: „Ależ tu mieszkają jacyś pomyleni ludzie”. A jednak takie właśnie są nasze domy, widzimy w nich krzyż, narzędzie hańbiącej męki. Dlaczego więc otaczamy go tak wielkim szacunkiem? Chrystus Pan powiedział: „Nie ma większej miłości, jak oddać życie za przyjaciół swoich”. Krzyż jest dowodem niezaprzeczalnym miłości dla nas. Przez krzyż otrzymaliśmy dar największej miłości, jaka była na świecie.
Miłość jest rzeczą poważną. Czy zaślubiny to tylko biała suknia, kwiaty, przemowy, muzyka, toasty? Nie! Kochać to znaczy pragnąć dobra osoby ukochanej, pragnąć go tak intensywnie, iż się jest w stanie dla niej poświęcić wszystko: własną wygodę, własną drażliwość, byle tylko zapewnić szczęście temu, kogo kochamy.
Kiedy Jan spotkał Helenę, pokochali się wzajemnie, Jan mówił: „Helena to wspaniała dziewczyna. Oddana, inteligentna, ceniona w pracy. W harcerstwie małe ją uwielbiają. Umie się ładnie ubrać, a przy tym trudno nie przyznać, iż jest bardzo ładna. Oboje mamy jednakie gusta”. Helena ze swej strony myślała: „Nigdy bym nie uwierzyła, iż może istnieć taki chłopak jak Jan. Jest wspaniały! Zawsze wesoły, bierze wszystko z dobrej strony, dodaje ochoty do życia”. W ten sposób bardzo często narzeczeni widzą wzajemnie w sobie same zalety. Jest to jakby echo i zapowiedź ziemskiego raju.
A tymczasem pewnego dnia Jan odkrywa, iż Helena nie jest tak doskonała, jak myślał. A Helena spostrzega, iż Jan ma wady. Dziesięć, dwadzieścia lat wspólnego życia pozwoliły obojgu poznać się dokładniej. Odkrycie smutne, ale zarazem i pożyteczne: oboje poznali swoje możliwości, swoje granice. Ten, któremu się ufało bez zastrzeżeń, okazał się nie takim, jakim się wydawał, i pewno takim już się nie stanie. Stąd wielka pokusa, by zwątpić w ogóle w miłość.
I wtedy właśnie trzeba sobie przypomnieć Przykład Chrystusa Pana. Dlaczego nas tak kocha? Czy dlatego, iż jesteśmy doskonali? Ależ nie — przeciwnie. On dobrze wiedział, iż jesteśmy grzesznikami, biednymi ludźmi, którzy „potrzebują lekarza”. Chrystus Pan zaś jest zawsze gotowy do tego, by wszystko zrozumieć i przebaczyć, nie zniechęciła go do nas ani męka, ani śmierć. Miłość niczym się nie zraża.
Ojciec zachował dla marnotrawnego syna całą swoją czułość. Kto wie nawet, czy nie ukochał więcej tego, który mu więcej sprawił bólu. Ten, kto traci odwagę wobec pierwszej trudności, nie ma silnego charakteru. Nie ma w sobie ducha ryzyka. Kto opuszcza przyjaciela przy pierwszym słowie, którego ten nie rozumie, nie kocha prawdziwie. Kto nie potrafi znieść przykrości dla kogoś drugiego, nie potrafi być niczyim przyjacielem.
Zwykle Msza Święta towarzyszy ceremonii zaślubin. Kościół Święty się zgadza na przeczytanie odpowiedniej Ewangelii i Lekcji. Czyż tym młodym ludziom, którzy łączą się wobec Pana Boga chcąc budować swe życie na miłości, można pokazać piękniejszy przykład niż Chrystusa Pana cierpiącego przez miłość i już pewnego zwycięstwa? W liście Świętego Pawła Apostoła przeznaczonym dla młodej pary czytamy: „Mężowie, miłujcie żony wasze, jak Chrystus umiłował Kościół i wydał Zań Samego Siebie”. I krzyż jest w rzeczywistości nie tyle narzędziem męki co trofeum zwycięskiej miłości. W Wielki Piątek Kościół Święty odsłaniając krzyż śpiewa pieśń zwycięstwa. Ilekroć w ciągu swego wspólnego życia małżonkowie chrześcijańscy spotkają się z jakąś trudnością, niech uzbrojeni w Sakrament Święty zwrócą się do Chrystusowego Krzyża, by w nim odnaleźć siłę dla swej miłości. Oto nadarzyła się okazja, by tę ich miłość wypróbować.
Gest błogosławieństwa, który czyni kapłan nad ich złączonymi dłońmi, który powtarza nad nimi w ciągu całej Mszy Świętej, nie ma innego znaczenia. Krzyż, który zdobi nasze mieszkania, Znak Krzyża, który czynimy na początku i na końcu posiłku lub przy wieczornej i porannej modlitwie, jest codziennym przypomnieniem tego zwycięstwa miłości.
Św. Jan Bosko, stwarzając wielkie dzieło opieki nad opuszczonymi chłopcami, miał w tym niezwykłą pomoc w swej pobożnej matce. Domek ich przepełniał się krzykiem chłopców tak, iż wreszcie wyczerpała się cierpliwość kobiety i odezwała się do syna: „Daruj, ale już dłużej zgiełku i tej wrzawy przetrzymać nie mogę i zamieszkam w jakiejś samotnej izdebce”. Jan, nie odpowiedział ani słowa, tylko zatopił długie i przeciągłe wejrzenie na krzyż, który wisiał na głównej ścianie skromnego mieszkania.
Matka zauważyła to głębokie i łzawe wejrzenie i rzuciła się w objęcia syna z okrzykiem: „Zawsze z tobą zostanę!”
Oto zwycięstwo miłości.
Matka Najświętsza Bolesna, stojąca pod krzyżem i zatapiająca przeciągłe swe wejrzenie w otwarte Rany Boskiego Syna wiszącego na krzyżu, będzie nam Przykładem i pomocą w naszych zwycięstwach miłości. Amen.
CYKL II.
Źródło: Matka Bolesna wzór dla cierpiących wolne tłumaczenie dzieła O. Fabera Oratorianina pod tytułem: „U Stóp Krzyża” przez O. Prokopa Kapucyna, 1895r.
🔉ROZWAŻANIE. Czwarta Boleść. SPOTKANIE PANA JEZUSA KRZYŻ NIOSĄCEGO. §. II. Główne cechy czwartej Boleści Przenajświętszej Matki.
Chociaż wydawać się może, iż Boleść ta, jest tylko jednym ze szczegółów całego pasma tych boleści jakich doznała Przenajświętsza Matka w ciągu Męki Pańskiej, to jednakże posiada ona odrębne swoje cechy, wyjątkowo ją odróżniające. Już samo to, iż Boleść ta przez Kościół Święty zaliczoną została do siedmiu głównych Boleści Maryi, dowodzi, iż ma ona swoje adekwatne i odrębne znaczenie. Co do Przenajświętszej Maryi Panny, było to nieszczęściem od dawna z niewymownym cierpieniem przewidywanym. Było to urzeczywistnieniem się tego okrutnego widzenia, które przez długie lata stało Jej na Oczach bezustannie, bo i sen choćby tego nie przerywał. Otóż, chociażby nieszczęście jakie było na długo przed Jego nadejściem przewidziane, gdy już nadejdzie, siły swojej pomimo tego nie traci. Owszem, gdy prawie zawsze znajdzie się w nim coś czegośmy się nie spodziewali, dotknie nas ono tym srożej, iż się nam zdawało, żeśmy na wszystko gotowi, przeciw wszystkiemu dostatecznie uzbrojeni. Wszystkośmy sobie zawczasu wyobrazili, przewidzieliśmy okoliczności które nieszczęściu naszemu mają towarzyszyć, i postanowiliśmy stosownie do nich zachować się. Wiele i wiele razy układaliśmy sobie co wtedy powiemy, jak postąpimy, jak na to zapatrywać się będziemy. O niczym nie zapomnieliśmy, wszystkośmy obmyślili, i w końcu zdaje się nam, żeśmy się spokojnie poddali ciosowi, który nas czeka. Mając obraz ten długo na myśli i jakby przed oczami, nawykamy do niego, przez co traci on wiele ze swojej srogości.
Lecz cóż! kiedy w chwili gdy tak przewidziane nieszczęście na nas się zwala, mnóstwo się w nim znajdzie, a najboleśniejszych, okoliczności, na które zupełnie nieprzygotowani się znajdujemy. Doznajemy tych cierpień których się spodziewaliśmy, ale najrozmaitsze ich odcienia, które nam dotąd ani na myśl nie przychodziły, tak je czynią dotkliwymi, jakby to było czymś najbardziej dla nas nieprzewidzianym. I dla Maryi więc, chociaż Jej przewidywanie cierpień jakie miały spotkać Pana Jezusa w ciągu Męki Jego było tak dokładne, jak tylko nim być mogło w umyśle i wyobraźni tak żywej i doskonałej, jakimi była Ona obdarzoną — to jednakże gdy już rozwarła się przed Nią cała otchłań Męki Syna, znalazły się w niej okropności, o których przedtem ani wyobrażenia nie miała. Zaszły wtedy różne okoliczności najzupełniej nieprzewidziane, z pomiędzy których, zdaje się, było właśnie to spotkanie Pana Jezusa krzyż Swój dźwigającego i w Jej Oczach upadającego pod jego ciężarem.
Zachodzi przeto wielka różnica, choćby w Przenajświętszej Maryi Pannie, pomiędzy tym na co przychodziło Jej już patrzyć w Męce Pańskiej, a pomiędzy tym, co o niej przewidywała, to jest pomiędzy rzeczywistością a Jej tylko wyobrażeniem. W urzeczywistnieniu się nieszczęścia, chociażby najdokładniej przewidzianego, zawiera się siła, dosadność, której przy najbystrzejszym rozumie i najżywszej wyobraźni przewidzieć nie sposób, chociażby już dlatego tylko, iż następstwo, iż koleje w których okoliczności mu towarzyszące rozwijają się, będą najniespodziewańszymi. Każde też cierpienie, dopóki pozostało odległym, chociażby najżywiej przedstawione sobie w wyobraźni, nigdy nie może być tak przeszywającym duszę, jak nim jest gdy już nadeszło, gdy go nas od niego czas nie przedziela. Chociaż więc to wszystko co w czwartej Boleści miała wycierpieć Marya, zadawało już Jej wielkie cierpienia przez całe życie, bo to bezustannie miała na myśli, — to jednakże kiedy nareszcie Jej przewidywania zamieniły się w rzeczywistość, Boleść Jej stała się bez porównania cięższą: była w porównaniu z Boleścią doznawaną z samego jej przewidywania tym, czym jest przedmiot jaki ożywiony, w porównaniu z jego odmalowaniem chociażby najkunsztowniejszym.
Co zaś najbardziej wzmagało tę czwartą Boleść Matki Przenajświętszej, to silne przeświadczenie, jak dalece Jej widok wtedy przydawał Cierpienia Panu Jezusowi. W poprzedzającej Boleści przy zniknięciu Dziecięcia Jezusa w Jerozolimie, On to był niejako Sprawcą doznanego wtedy cierpienia przez Matkę: a teraz na odwrót, Ona to stawała się niejako powodem ciężkiego smutku Syna. A z tych dwóch rzeczy, któraż dla Niej była łatwiejsza do zniesienia? Czyż jest matka kochająca syna, która nie wolałaby doznać przykrości od niego, aniżeli sama go zasmucić? Jakiegoż uczucia doznać wtedy musiała Marya, Której Miłość Macierzyńska przywiązania wszystkich matek do dzieci nad wszelką miarę przewyższała? Czym to być musiała dla tej Matki, która jakby zadawała cierpienie synowi, który zarazem był i Jej Bogiem? Każda zniewaga wyrządzona Panu Jezusowi, każda męka zadana Jego Boskiemu Ciału, była dla Maryi katuszą wszelkie wyobrażenie, wszelkie porównanie przechodzącą. Przejęta była najwyższą zgrozą, widząc okrucieństwo i przechodzące wszelkie możliwe występki, i świętokradztwa, których wszyscy, bo i kapłani i sędziowie, i żołnierze i kaci, i lud i starszyzna synagogi, dopuszczali się, uczestnicząc w tej zbrodni nad zbrodniami. A oto Sama przykładała jakby do tego ręce! Sama przydawała Panu Jezusowi cierpienia; bardziej jak podwajała ciężar krzyża pod którym upadał! Widok bowiem wtedy tak strasznie zbolałej Matki, był dla Pana Jezusa tysiąc razy cięższą boleścią, aniżeli okrutne Jego biczowanie uwiązanego przy słupie kamiennym. Widok to Bolesnej Matki obalił Go na ziemię w tym trzecim Jego upadku. O! cóż to więc za Boleść być musiała Pana Jezusa, ale jakaż i Maryi, gdy Ona ją niejako Sama zadawała! Bo przecież mogła nie pójść na to spotkanie, mogła i Sobie i Synowi tej wielkiej Boleści oszczędzić. Ale nie uczyniła tego, bo Wolą Bożą było, żeby Marya, dla nabycia tytułu i praw Współodkupicielki, pomimo niezmiernego spotęgowania cierpień Syna w Męce Jego Swoją przy Niej obecnością, a przez to i przez zalanie morzem najsroższej Boleści i własną Jej Duszę — i temu mieczowi przeszywającemu już najokrutniej Jej Serce, poddała się ulegle. I dlatego spotkanie Pana Jezusa już na Kalwarię idącego, tę odrębność czwartej Boleści stanowi, iż było to rozpoczęciem się tych bez miary i liczby Boleści, jakie Ją na Kalwarii czekały. Była to pierwszą, iż się tak wyrażę, sceną tego Boskiego, a tak okropnego, i tak wzruszającego, tak rzeczywistego, wielkiego i świętego dramatu, jak Sam Pan Bóg rzeczywiście Wielkim jest i Świętym, a w którym to dramacie rola zaraz druga po Synu, dostawała się Matce. Wszystkim tam bowiem, koniec końcem, kierowała Najwyższa Wola Pana Boga, Wola zawsze Najświętsza, Najmiłościwsza i Najdroższa w najsroższych Swoich Dopuszczeniach, chociażby się na to zżymało serce, chociażby temu opierała się nasza natura, a ograniczony nasz rozum nie umiał zdawać sobie z tego sprawy. Wola więc to Boża wiodła Pana Jezusa na Kalwarię, i Taż Wola za Nim prowadziła Maryę, a więc dla poddania się tej Woli Marya przydawała obecnością Swoją okrutnych cierpień Synowi, i już tym razem jakby Sama wtłaczała w Serce własne miecz tej czwartej Boleści, tym dotkliwszy, iż jakby zbroczony był Krwią i Serca Pana Jezusowego. A teraz pytam: czyż był kiedy jaki Święty na taką wystawiony próbę? Czyż domagał się kiedy Pan Bóg od jakiej matki aż takiego dowodu poddania się Jego Woli, żeby Synowi na śmierć wiedzionemu zadała od samej śmierci cięższe cierpienie? Czyż kiedy jaka dusza w najbardziej bohaterskiej uległości swojej Woli Pana Boga, zdobyła się kiedy na taki akt tej cnoty, jak to uczyniła Marya, gdy poszła wtedy na spotkanie Pana Jezusa, i po tym spotkaniu, które Go o ziemię obaliło, szła za Nim dalej aż do ostatniego tchnienia Jego, a Jemu i Sobie zadając, z tego wzajemnego Siebie widoku, męki, wszystkie inne okropności Męki Pańskiej i Boleści Maryi przechodzące!
W tej czwartej Boleści zachodziła także dla Maryi pewna okoliczność, dotąd Jej Sercu Macierzyńskiemu nieznana, a jak dla wszystkich macierzyńskiego serca nadzwyczaj dotkliwa, tak dla Jej Duszy Przenajświętszej jak być tylko może najwstrętniejsza i niewymowną zgrozą Ją przejmująca. Oto widziała Pana Jezusa w ręku obcych, którzy mogli robić z Nim co się im spodoba; gdy tymczasem Jej ani zbliżyć się do Niego nie było wolno. Jakże pragnęła otrzeć Mu, zasłoną którą miała na Głowie, Krew sączącą się po Twarzy; rozdzielić włosy Tąż Krwią skrzepłą zlepione i spadające na Oczy; zdjąć ostrożnie koronę cierniową, przytłaczającą Jego Boskie skronie; podtrzymać krzyż, pod którym się ciągle uginał w Jej Oczach; podać Mu rękę gdy bardziej utykał! I ileż innych było do oddania Mu usług, w ciągu, tej okrutnej Jego Drogi Krzyżowej, a które któż lepiej mógł spełnić, któż większe miał do nich od Maryi prawo? Bo czyż jaka matka, odkąd świat światem i dopóki trwać będzie, miała kiedy i mieć będzie mogła większe do syna prawa od Niej, która, bez współudziału męża, poczęła Go za sprawą Ducha Świętego, całkiem z własnego tylko ciała? Sam Pan Jezus te prawa Matki nad Sobą przyznawał, gdy odszukany przez Nią w Świątyni, pozwolił Jej dopominać się takowych publicznie. ale ci okrutnicy, pastwiący się wtedy w Jej Oczach nad tym Boskim Owocem Jej Przeczystego Żywota, praw tych nie uznawali, podobnie jak po dziś dzień czynią to kacerze czci Jej należnej, właśnie z powodu Jej Praw Boskiego Macierzyństwa, odmawiający. Stanęły Jej wtedy na pamięci te dni błogosławione, kiedy w Betlejem i Nazarecie Swoje Dzieciątko pielęgnując, dotykała Jego Boskiego Ciała ze czcią, cześć Wszystkich Aniołów przewyższającą, ze świętym drżeniem i najgłębszym uszanowaniem, z jakim najświętsi kapłani nie dotykają się Przenajświętszej Hostii, gdy Ją trzymają w rękach podczas Mszy Świętej. Niektórzy wielcy Święci, w takiej chwili bywali w powietrze cudownie unoszeni, od zachwytu jakiego wtedy doznawali. Jakąż to więc czcią, jakim uwielbieniem przejęta być musiała Marya do Przenajświętszego Ciała Syna Bożego! Dla Niej wpatrywać się w Nie, a cóż dopiero Macierzyńskie do Niego Dłonie przytykać, było za każdym razem Niebem na ziemi. A oto teraz patrzała na ile to zniewag, na ile i jakich katuszy, to Ciało było wystawione, i Boleść nad boleściami zalewała Jej Duszę. Widziała jak ohydne ręce oprawców, szarpały Pana Jezusa domagając podniesienia się z ziemi, gdy pod krzyżem upadał. Widziała jak Go, zanim się podniósł, obrzydliwa noga jednego z katów tupała, a inni poprawiając Mu drzewo krzyżowe z Ramion się obsuwające, trącili nim o koronę cierniową i jeszcze ją głębiej w Skronie wtłoczyli. Wszak w krajach katolickich, gdy przez jakich bezbożników wyrządzona zostaje zniewaga Przenajświętszemu Ciału Pańskiemu, publiczna czyni się pokuta, i wszyscy wierni przejęci najwyższą zgrozą, postami, modlitwami i jałmużną starają się to wynagradzać. Jakąż zgrozą przejmować musiał Przenajświętszą Matkę widok tylu razem zniewag, i przez tylu naraz ludzi wyrządzonych Boskiemu Ciału Pana Jezusa?
Piszą, iż gdy Świętej Katarzynie Genueńskiej, dane było razu pewnego ujrzeć w objawieniu całą złość i szpetność najlżejszego grzechu powszedniego, od zgrozy jaką na widok ten przejętą została, tylko co nie umarła. A Marya patrzała wtedy na zbrodnie jakich jeszcze pod słońcem nie było i nie będzie, a patrzała oceniając ich złość i szpetność jak żadna istota stworzona, chociażby najświętsza, ocenić tego nie może. W przedmiocie zaś, na którym te zbrodnie, wszelką złość i szpetność wszystkich występków ludzkich przechodzące dopełniały się, widziała i Syna droższego Jej nad wszystko i Pana Boga na Którego Chwałę Tegoż Syna poświęcała. O! zaprawdę, w żadnej Boleści Maryi, te dwa najsilniejsze w Jej Sercu uczucia: Miłości Macierzyńskiej i czci należnej Panu Bogu, nie były tak srogo, a i jedno i drugie razem dotknięte, jak w tej czwartej Boleści! Matka, a jakiej nie było i nie będzie, Dusza Święta, a Świętości po Panu Bogu najwyższej, srożej już cierpieć nie mogła.
W Boleści tej, zawierało się także jedno z cierpień doznanych już przez Maryę w Jej ucieczce do Egiptu, ale tą razą w nierównie wyższym działo się to stopniu; a tym było przerażenie.
Marya, jak to wiemy dobrze, była świętości tak niewymownej, tak szczytnej, iż prócz Samego już Pana Boga wyższej nie było i być nie może, bo nic szczytniejszego i świętszego nad Matkę Pana Boga, choćby wyobrazić sobie nie możemy. ale to wcale nie sprawiało, żeby Serce Maryi nie miało posiadać czułości, wrażliwości, adekwatnej sercu szczególnie niewieściemu. Owszem, czułość i wrażliwość takowa, nie przechodząca w jakowyś stan chorobliwy — jak się to u niektórych osób wrażliwszych z natury przydarza — była jednakże w stopniu najwyższym, jako w istocie wszystkie i naturalne własności w najwyższej doskonałości, w najwyższym rozwoju posiadającej. Wyobraźmyż więc sobie, jak przerażające wrażenie wywierać musiał na Nią widok tego rozwścieklonego motłochu zapełniającego ulice Jerozolimy i zewsząd Ją naciskającego. Dzikie zwierzęta, których mogła się obawiać przebywając z Dzieciątkiem Jezus puszcze Egipskie, mniej były niebezpiecznymi i mniejszy przestrach i obrzydzenie w Niej obudzały. W tłumie tym, widziała wszędzie twarze najwstrętniejsze, na których malowały się uczucia zemsty dopinającej swego, złości najzawziętszej, barbarzyństwa niesłychanego, okrucieństwa wszelką ludzką zapamiętałość przechodzącego. Bo taki był wyraz twarzy tych wszystkich nieszczęsnych ludzi, użytych wtedy przez całe piekło do zamordowania Syna Bożego. Wrzaski ich, jak ryki szatanów obijały się o uszy Maryi, a bluźnierstwa i obelgi miotane na Jezusa, które zewsząd słyszała, przeszywały Jej Serce tylu mieczami ile wtedy ust zbrodniczych na takowe złorzeczenia się zdobywało. Ścisk coraz większy, w miarę jak się do stóp Kalwarii zbliżano, a ścisk spowodowany tłoczeniem się tych, dla których okrutnej zawziętości najbardziej chodziło o patrzenie na rozkrzyżowanego Pana Jezusa — ścisk ten iście piekielny, utrudniał coraz to więcej Jej pochód. Bo przecież i Marya chciała być jak najbliżej Pana Jezusa. Bywały choćby chwile, iż Ją tłok ten i od Jana i od Magdaleny oddzielał. A wtedy, Sama się widząc wśród takiej zgrai, pewnie żadnego na Nią względu nie mającej, owszem i na Matkę za Syna zawziętej — truchlała od przerażenia. ale ile tylko kroku nie zwalniała i z Oczu Syna coraz to gwałtowniej gnanego i popychanego, nie traciła.
Pismo Boże, przedstawia nam w Matce Machabeuszów, najwyższy wzór męstwa macierzyńskiego, gdy ta święta matrona obecna była śmierci ponoszonej przez jej synów za wiarę. I w istocie, godna ona podziwu. ale przy onej egzekucji Machabejczyków przy ich traceniu, wszystko się odbywało w pewnym prawem przepisanym porządku: bez tego zgiełku i tej rozwścieklonej zawziętości, która tłumy szalejącego od piekielnego zawrotu żydostwa, gnała na Kalwarię i wtedy Maryę za sobą unosiła. Ziemia nic podobnie okropnego nie widziała; najczarniejsza wyobraźnia nic takiego wyroić by sobie nie mogła: stworzenia opętane nieprzebraną liczbą szatanów, z wrzaskami, które im ciż szatani z gardeł wyciskali, gnali bez litości Stwórcę swego, by Go w najokrutniejszy i najhaniebniejszy jaki tylko być może sposób zamordować. A tego zamęczonego Boga Matka, patrzała na to, i wraz z tą całą falą jakby z piekłem rozlanym na ziemię, zewsząd nim otoczona, postępować musiała. O! zaiste, na większe przerażenie od doznanego wtedy przez Maryę, nie mogła już być żadna dusza ludzka wystawioną. A iż obok tego, wrażliwość Jej Serca, jak to już wspomnieliśmy, jako w naturze jak być może najdoskonalszej, była rozwinięta do najwyższego stopnia, więc to co już z tego jednego powodu wtedy cierpiała, przechodzi wszelkie ludzkie pojęcie.
Pismo Święte, wspominając o Dniu Sądu Ostatecznego, daje nam do zrozumienia, iż będzie to chwila największego a powszechnego przerażenia. Wtedy bowiem rozstrzygać się będą, a na całą wieczność, losy wszystkich pokoleń ludzkich, jakie od początku świata do samego jego końca przemkną się po tej ziemi. Będzie to: Dzień wielki i gorzki bardzo (Ks. Amosa 8, 10). Słusznie jednakże wielu pisarzy kościelnych powiada, iż okropność Dnia Sądu Ostatecznego, jest jakby niczym w porównaniu z okropnością dnia Wielkopiątkowego, a zwłaszcza tej chwili kiedy owa tłuszcza zajadłego żydostwa, wiodła Zbawiciela na Kalwarię. Przerażenie więc najwyższe jakie ogarnie świat cały w Dniu Sądu Ostatecznego jest podobnież jakby niczym w porównaniu z przerażeniem jakim przejętym było Niebo na widok Syna Bożego wiedzionego na śmierć. ale Niebo całe, wszystkie najwznioślejsze choćby Duchy Błogosławione, tak ocenić w tym czynie złości ludzkiej nie mogły jak Marya, lepiej od nich wszystkich Świętość Pana Boga znająca i więcej od nich Go miłująca. Przy tym była Ona i Matką Tego, na którym ta zbrodnia nad zbrodniami, bo tak niejako wielka jak Pan Bóg jest wielkim, w Oczach Jej się dopełniała, a przez ludzi, wśród których tłumu wtedy zmuszona była się znajdować! Co w Sercu Maryi działo się w tej chwili, czym była ta czwarta Jej Boleść i takowym przerażeniem potęgowana, to tylko Pan Bóg, Którego Wiedza wszystko ogarnia, adekwatnie ocenić może. My najgłębszą cześć Jej oddając, nie próbujmy ani wyobrazić sobie chociażby w przybliżeniu, co nasza Najdroższa Matka wtedy przebyła.
Zwykle tak bywa, i któż z nas tego nie doświadczył, iż jedna jaka wielka boleść, unieczula nas niejako na inne współcześnie nas dotykające, a zwłaszcza gdy one mniej są od głównego naszego strapienia dotkliwe. Jak we wszystkim tak i co do tego, bardzo ograniczone są nasze władze moralne. Stąd i zdolność cierpienia ma w nas swoje granice. Gdy ją jedna boleść pochłania nadzwyczajnie, wyczerpuje ją niejako i czyni nas obojętnymi na inne. Z Maryą działo się inaczej.
Doskonałość natury najwyższa jaką istota stworzona (prócz Człowieczeństwa Pana Jezusowego) mogła być obdarowaną, sprawiała, iż i zdolność w Niej cierpienia posuwała się do granic, do których żadna największa ludzka czułość i wrażliwość ani się zbliżały. Wśród więc tych strasznych cierpień i tego niewymownego przerażenia pod jakim jęczało Jej Serce, gdy przy spotkaniu Pana Jezusa idącego na Kalwarię, patrzała na urzeczywistnienie się tego, co przez całe Życie przewidywane, miecz Symeonowy ciągle wtłaczało w Jej Duszę — pomimo niezmiernej z tego Boleści, ciężko raniły Jej Serce, i inne jeszcze okoliczności towarzyszące drodze krzyżowej Pana naszego Jezusa Chrystusa.
Tak wtedy, pomiędzy innymi, było to dla Niej nadzwyczaj bolesnym, iż prócz Jana, żaden z Apostołów nie znajdował się tam podówczas; żaden nie szedł za swoim Boskim Mistrzem. Stanęły Jej wtedy na myśli, szczególne Łaski Pana Jezusowe, którymi tak hojnie każdego z nich obdarzył, a największą ze wszystkich, iż ich na pierwszych uczniów Swoich powołać raczył, im najskrytsze tajniki Serca Swojego, a zwłaszcza w pożegnalnej przemowie podczas Ostatniej Wieczerzy, odkrył; ich na założycieli Swojego Kościoła przeznaczył, im w Niebie wyjątkową Chwałę zgotował i zapewnił. Pamiętała dobrze, ile to przez trzy lata Życia czynnego Pana Jezusa, odebrali oni od Niego dowodów szczególnej Miłości. Oni podobnież jak Marya, chociaż przez czas krótki i nie w takim jak Ona stopniu, przypuszczeni byli do najbliższej z Synem Bożym poufałości. Im także, przez trzy lata czynnego Życia Zbawiciela, danym było wpatrywać się prawie ciągle w Jego Boskie Oblicze, słuchać Jego Niebiańskiego Głosu, brać do serca słowa z Ust Odwiecznej Mądrości wychodzące. Oni przez szczególne wybraństwo jakie na nich spadło, bez żadnych ich odpowiednich takiemu Dobrodziejstwu Zasług, według wyrażenia Samegoż Pana naszego Jezusa Chrystusa, jakby powtórnie narodzili się do życia nowego, a które już tu na ziemi dawało im zakosztowywać szczęścia niebieskiego. Marya pojmowała to dobrze, iż po Jej powołaniu na godność Macierzyństwa Boskiego, i po godności Świętego Józefa jako Piastuna Syna Bożego, nie było i być nie mogło wyższego powołania, ani wyższej godności nad godność Głosicieli Słowa Wcielonego. Mądrość Przedwieczna zstąpiła na ziemię, i z tylu milionów ludzi zaludniających ją wtedy, wybrała tylko dwunastu, których przypuściła do Swoich Tajemnic, gdyż oni to mieli być tej Mądrości najwierniejszym odblaskiem. Syn Boży założywszy Swój Kościół, im zwierzył najwyższą w Nim władzę, ich przeznaczył i uzdolnił do dokonania Dzieła, które rozpoczął. Apostołowie byli więcej jak Aniołami, albowiem żaden z Aniołów prócz Anioła Gabryela zwiastującego Matce Bożej Przyjście Zbawiciela, nie przyniósł ludziom tak wzniosłych objawień, tak ważnych Prawd, tak potrzebnych nauk jak te, do rozpowszechniania których przeznaczył Pan Jezus tych Swoich Wybrańców. Byli oni królami, mocarzami, jakich nigdy nie było, bo nie tylko mieli całą ziemię zdobyć, ale trony ich przygotowane zostały na Dzień Ostatecznego Sądu, obok tronu Najwyższego Sędziego. Zbawiciel takimi obdarzył ich Łaskami, iż później gdy każdy z nich zniesie męczeństwo za Wiarę, żadnego z innych największych Męczenników krew za Niego przelana, nie będzie dla Niego tak drogą, jak krew tych Sercu Jego najbliższych. Żadne dziewictwo nie wyrównało ich czystości, czy to była czystość nieposzlakowanej od kolebki niewinności, czy odzyskana ostrą pokutą. Żaden z Wyznawców, nie wyznawał Chrystusa Pana z taką wytrwałością i z takim męstwem jak Oni. Żaden biskup z ich następców, nie używał zwierzonych im przez Pana Boga kluczy do Nieba, z większą roztropnością, z większą łaskawością, z adekwatnszym umiarkowaniem, i z odważniejszym nieoglądaniem się na względy ludzkie. Żaden z Papieży nie pozwolił sobie przybrać imię Piotra, którego dzierżył władzę, bo każdy z nich czuł, iż ją z taką chwałą i tak świetnie jak ten Książę Apostołów sprawować nie potrafi.
Otóż Oni to, tacy Wybrańcy Pana Jezusa, do takich wzniosłych godności przeznaczeni i odpowiednimi do tego Łaskami jak najhojniej obdarzeni — w owej chwili, gdy zapamiętali wrogowie Zbawiciela wiedli Go na Kalwarię, a Marya szła za Nim, gdzież byli? Co się z nimi stało? Czyżby Boskiego Mistrza Swego odstąpili? Czyżby Maryę i z tego powodu nowa i już prawie nieprzewidziana miała spotkać Boleść? Niestety! tak jest, prócz Jana, nie masz tam wtedy z Apostołów żadnego. Piotr tknięty spojrzeniem na niego Zbawiciela w przedsionku Kajfasza, pobiegł na górę Oliwną i tam gorzko opłakiwał swoje zaparcie się Pana Jezusa. Upadek ten tak mu odjął siły ducha, iż nie czuł się w możności patrzeć na Mękę i Ukrzyżowanie Tego, Którego miłował więcej od innych Apostołów. Inni rozproszywszy się przy pojmaniu Pana Jezusa w Ogrójcu, w różnych miejscach się pokryli, przejęci trwogą, zafrasowani losem ich Mistrza, sami nie wiedząc co począć i jakim wtedy zachować się wypadało, w największym smutku byli pogrążeni. ale ich nie było tam gdzie byli wtedy Pan Jezus i Marya.
Ta więc nieobecność w takiej chwili Apostołów, ciężko raniła Serce Przenajświętszej Matki, zadając Mu jakby trzy rany. Najpierw boleśnie to Ją dotykało w Jej Miłości ku Panu Jezusowi. Marya wiedziała jak dalece ta nieobecność i Jego Serce raniła srodze. Czuła, iż On bardziej aniżeli od biczowania i okrutnego koronowania cierniem, cierpiał z powodu takowego opuszczenia Go przez tych, których tak daleko więcej od innych ludzi umiłował, tyle dał im tego dowodów; i to najbardziej Ją Samą w takim zachowaniu się Uczniów Pańskich smuciło.
Prócz tego niezależnie od współczucia z boleścią jaką to sprawiało Panu Jezusowi, bolało Ją i to, iż gdy pragnęłaby kosztem Życia własnego przynieść jakąkolwiek ulgę, jakąśkolwiek pociechę Panu Jezusowi, w owej tak okropnej chwili, widziała iż i tej jest pozbawiony, na jaką zdawałoby się, iż mógł był rachować, to jest, nie ma przy Sobie tych, którzy jeżeli kiedy to wtedy powinni Go byli nie odstępować. Był to niezmiernie żywy, a smutny obraz niewdzięczności ludzkiej. A wiemy, iż boleść zadana sercu przez niewdzięczność ludzką jest cierpieniem tak dotkliwym, iż choćby gdy spotyka osoby mało nas obchodzące, wzbudza to w nas wielką litość. Jakież więc to bolesne uczucie rozbudzać musiało w Sercu Maryi, gdy ofiarą wielkiej niewdzięczności, i w takiej jeszcze chwili, był Jej Syn Najdroższy i Bóg Najwyższy!
Na koniec, odstąpienie wtedy Pana Jezusa przez Apostołów, niewymownie zasmucało Miłość Przenajświętszej Matki ku nichże samych. Słabość ducha jakiej przez to dowodzili, była dla Niej niezmiernie dotkliwą. Ona ich tak bardzo miłowała! Oni tak wyjątkowe zajmowali w Jej Sercu miejsca, i jako dusze z pomiędzy tylu milionów dusz innych wybrane przez Zbawiciela do Dzieła dla wykonania, którego zstąpił na ziemię, i jako ci którzy i Jej Samej tak wiele już dali byli dowodów i przywiązania i Miłości i czci najgłębszej. Oni zajmowali w Jej Sercu miejsce zaraz obok tego, jakie tam zajmował Święty Józef: po jego śmierci, Marya tu na ziemi, miała ich za najbliższych Sobie. A czemuż tak jak Jej Przeczysty Oblubieniec, który gdy żył jeszcze był przy Niej podczas Jej trzech pierwszych Boleści, nie było ich w tej czwartej przy Niej?
Smuciło Ją wreszcie i przewidywanie, jakim to dla nich samych będzie później i zawstydzeniem i zgryzotą, iż nie byli świadkami najważniejszych, a najwięcej kosztujących ich Boskiego Mistrza, Tajemnic. Zewsząd więc i wszelkiego rodzaju zasmucenia zwalały się na Serce Przenajświętszej Matki, już i bez tego srodze przeszyte, i wszystko co kochała, wszystkie Jej miłości, stawały się wtedy powodem nowych ran temuż Sercu zadawanych.
Ale smutek Maryi spowodowany małodusznością Apostołów w owej chwili Męki Pańskiej, był jakby niczym, w porównaniu Boleści jaką Jej zadawała zdrada nieszczęsnego Judasza. Z objawień niektórych Świętych dowiadujemy się, jak gorące modlitwy zanosiła Marya za duszę tego nędznika. Przewidując w nim jakieś zbrodnicze zamiary zanim je wykonał, okazywała się dla niego szczególnie łaskawą, chcąc go przez to z drogi zguby wiecznej, na którą wchodził, nawrócić. ale jak Słowa pełne Miłości Pana Jezusa, wyrzeczone do niego w Ogrójcu, gdy pocałunkiem zdradzał swego Boskiego Mistrza, nie pomogły, tak i zabiegi Dobroci Maryi, jako skałę piekielną obiły się o duszę tego nieszczęsnego potępieńca. Dopuścił się on tej strasznej zdrady, i oto jakby w Oczach Maryi szła na potępienie nie tylko jedna z dusz, za które Pan Jezus szedł Śmierć ponieść, ale jeden z Jego najbliższych Uczniów, jeden z Jego Apostołów, jeden z tych, który tylko co przedtem, z Rąk Zbawiciela, przyjął Przenajświętszy Sakrament. O! cóż to za Boleść była dla Matki Przenajświętszej! Jaką zgrozą i jakim smutkiem przejmowało to Jej Serce! Tu znowu przez współczucie z Panem Jezusem, cierpiała niezmiernie, wiedząc jak On z tego powodu cierpiał. Cierpiała przy tym i jako przyszła najszczególniejsza Opiekunka grzeszników, widząc iż jeden z nich uratować się Jej nie dał, i w nim mając Sobie przedstawiony rozdzierający Jej Macierzyńskie dla nas wszystkich Serce obraz tych i tylu dusz nieszczęsnych, które pomimo nieprzebranych Zasług Męki Zbawiciela, na którą właśnie patrzała — w skutek złości własnej, pójdą na wieczne potępienie.
Gdybyśmy byli w stanie pojęcia jaką Miłością pałało Serce Maryi dla każdej duszy Krwią Jej Syna odkupującej się wtedy, — moglibyśmy ocenić Jej Boleść z tego powodu doznaną. ale czyż to jest dla nas możliwym? Marya wydała Syna na zbawienie wszystkich ludzi, i wydałaby Go prócz tego i za jedną tylko duszę, gdyby tego potrzeba była, a więc i za duszę Judasza. Wtedy zaś właśnie patrzała na Mękę tego Syna zaofiarowanego przez Nią w takim celu, — a oto tejże Męki nieprzebrane Zasługi tak marnowały się w Jej Oczach na osobie tego najstraszniejszego jaki był kiedy zdrajcy. Gdyby patrzała była na upadek lucyfera, kiedy z Wyżyn Niebios strącony został do głębin piekieł, nie tak bolesnego doznałaby wrażenia, jak to którego doznawała wtedy ze zdrady Judaszowej. Bo przecież za duchy niebieskie zbuntowane, Syn Boży się nie zaofiarował, a jak za świat cały tak i za tego wiarołomnego ucznia Swego, szedł wtenczas na Kalwarię.
Lecz niestety! Ileż to ta Matka nasza najprzywiązańsza i najlitościwsza, miała odtąd podobnych doznać smutków, gdy pomimo największych wysileń Jej Miłości Macierzyńskiej ku ludziom, tylu i tylu wyrwie się Jej z Rąk jakby gwałtem i zgubi na wieki! Pewnie w osobie Judasza stanęły Jej na myśli wszystkie dusze mające się potępić do końca świata, i do morza goryczy zalewającego wtedy Jej Serce, drugie takież morze dolały.
Tak wtedy, z najrozmaitszych powodów okrutnie rozdartym Sercem, po spotkaniu się z Panem Jezusem bardzo krótką chwilę trwającym, w ciągu której tyle tylko upłynęło czasu, żeby dobrze się przypatrzyła jak strasznie Syn Jej skatowany, jak ciężko zmęczony, jak upada pod krzyżem — po takim spotkaniu, szła już ślad w ślad za Nim. A w tym najżałobniejszym jaki był kiedy pochodzie, co krok to nowa dla Niej Boleść! Tu widzi najwyraźniej Krew Jego, rozlaną po drodze, którą tylko co przeszedł. Chciałaby upaść na ziemię, cześć Jej oddać najgłębszą, i tymiż Macierzyńskimi Dłoniami, którymi ją piastowała w żyłach Dzieciątka, zebrać na zasłonę, którą miała na głowie. Ale czyż podobieństwo było to uczynić, wśród tłoku, który ją unosił i zewsząd naciskał i popychał. Zamiast więc tego, musiała patrzeć jak Krew tę deptał ten szkaradny motłoch, i jak choćby na obuwiu niektórych zostawały Jej Ślady. Boże Wielki! A cóż to za widok był dla Maryi? Wszak to Krew z najczystszych kropli Jej Macierzystego Ciała urobiona, ciepła jeszcze Krew Syna, którą Mu za chwilę co do kropli wytoczą. Ale nie dość na tym, to Krew Boga Wcielonego, wylewającego ją za tych, którzy Ją depczą! To Przenajświętszy Sakrament, tak i tyle wtedy razy w Oczach Maryi znieważany!
W Boleści tej powinniśmy zwrócić także uwagę i na to, co już i w poprzednich nie pomijaliśmy, to jest z jednej strony rozważać powinniśmy wielką zgrozę jaką obudzały w Maryi straszne grzechy dopełniające się wtedy w Jej Oczach, a z drugiej i niezmierną Litość, jaką przejmowało Ją nieszczęście tylu dusz, dopuszczających się tych wszelką miarę przechodzących zbrodni. Było pomiędzy nimi wielu takich, których grzeszne zaślepienie, wskutek którego nie poznawali w Panu Jezusie Mesjasza oczekiwanego, przywiodło do tego, iż się zawzięli na Niego, z całą zajadłością do jakiej przywiodło ich piekło. I nad takim zaślepieniem ludzi, wśród których Syn Boży przebywał tak długo, do których przemawiał tak często, wśród których tyle Cudów czynił — bolała niezmiernie. ale jakże nierównie srożej przejmowała Ją największą zgrozą złość tych, którzy jak na przykład kapłani i starsi synagogi, nie mogli mieć na swoją obronę żadnego rodzaju nieświadomości religijnej. Oni bowiem jako obeznani z Pismem Świętym, pierwsi i od razu powinni byli poznać w Panu Jezusie dawno przez Proroków przepowiedzianego narodowi wybranemu Mesjasza, i cały lud za Nim pociągnąć. A tymczasem, oni to okazali się najzawziętsi na Niego. Jakiż ci nieszczęśni los sobie w wieczności gotują! Jakżesz ciężką i straszną karę na siebie ściągają!
Otóż, wszystko to Marya dobrze wiedziała. ale jakkolwiek większą Ją to zgrozą przejmowało aniżeli Apostołów Jakuba i Jana, gdy widząc niewdzięczność Samarytan z jaką się obeszli ze Zbawicielem, chcieli oni wywołać na nich karzący ogień niebieski. — Ona nie pragnęła ukarania tych, którzy Pana Jezusa zamordowywali. Owszem, chciałaby była tymiż Boleściami jakie wtedy przebywała, wyjednać im Łaskę opamiętania się. A czy dla wszystkich, czy dla wielu, czy dla niektórych przynajmniej wyjedna to u Pana Boga, nie dano Jej było wtedy przewidzieć, chociaż jak wiemy, rzesza wracająca z Kalwarii po Śmierci Zbawiciela, biła się w piersi i nawróconą została (zob. Łuk. 28, 48). Zanim więc to nastąpiło jeszcze, widok tego mnóstwa ludzi wszelkiego wieku, płci i stanu, którzy wiodąc Pana Jezusa na śmierć, sami w Oczach Maryi szli na śmierć wieczną, był dla Niej widokiem, kto wie czy nie bardziej rozdzierającym Jej Serce i dla nich Macierzyńskie, aniżeli widok gnanego przez nich bez litości Jej Syna, mającego za nich umrzeć.
Osoby tkliwszego usposobienia, a obok tego żywszej wyobraźni i wrażliwszej pamięci, gdy ich jakie nieszczęście spotyka, odrębnej doznają boleści, z zestawienia smutnej teraźniejszości z ubiegłą szczęśliwą przeszłością. Wśród doznawanego strapienia, wspomnienia takowe, same z siebie się nastręczają, jakby dla przydania jeszcze ciemniejszej barwy temu, co nas już i bez tego ciężko przygniata. Czyżby więc tej czwartej Boleści Maryi, i ten niemało przeciążający ją przydatek mógł być oszczędzonym, gdy Ona w każdej ze Swoich Boleści, kielich jej goryczy co do ostatniej kropli wychylać miała.
Wprawdzie, całe Jej Życie, a zwłaszcza od chwili wtłoczenia się w Jej Sercu pierwszego miecza Boleści przy przepowiedni Symeona, — było bezustannym cierpieniem. Wszelako, któż z nas nie wie, jak ogromna zachodzi różnica pomiędzy samym tylko przewidywaniem nieszczęścia i to odległego, a już jego doznaniem. Bądź co bądź, pomiędzy samym tylko wyobrażeniem czegoś, chociażby najżywszym, a urzeczywistnieniem się tegoż, zachodzi cała otchłań różnicy, którą nie oceniamy aż gdy się z samą już rzeczywistością stykamy. Jakkolwiek więc całe Życie Przenajświętszej Maryi Panny było jakby zatrute ciągłą myślą o tym, co Jej Boskiego Syna czekało, to jednakże, błogosławione chwile Jej pobytu z Nim czy to w Betlejem, czy w cichym Nazarecie, czy choćby na wygnaniu w Egipcie — były rajem niebieskim tu na ziemi, w porównaniu z tym, co wtedy z Nią się działo w tej czwartej Boleści.
Prawda, iż od czasu pierwszej Swojej Boleści, od zaofiarowania Dziecięcia Jezusa w świątyni Jerozolimskiej, już Go Ona wydała na zadośćuczynienie najwyższej Sprawiedliwości za grzechy świata całego, — i już się Go Ona jakby wyrzekła z Miłości Pana Boga i ludzi. Ale Go jednakże wtedy jeszcze wyłącznie posiadała; piastowała Go na Łonie Swoim, nie spuszczała z Rąk własnych, a tym bardziej z Oczów pełnych Miłości i Macierzyńskiej i Boskiej. Nikt prócz Niej nie miał do Niego prawa; mało kto, i to chyba za Jej zezwoleniem, mógł się do Niego zbliżyć, a tym bardziej Przenajświętszego Jego Ciała dotknąć.
A teraz, nie tylko iż nie w Jej, a w obcym ręku był Syn Jej Najdroższy, ale tego całego rozwścieklonego motłochu ręce podnosiły się na Niego, z niesłychaną, niepojętą, całe Niebo w przerażenie wprawiającą zuchwałością. Teraz już nie tylko wolno było najnikczemniejszym istotom dotykać się Jego Boskiego Ciała, ale zostało Ono wydane im na pastwę, jak ciało niewinnego baranka, rzucone zajadłym wilkom. Każdemu z tych okrutnych oprawców, wolno było zbliżyć się do Pana Jezusa, żeby Mu zadać jaką nową Mękę; każdy najostatniejszy z tego zbiorowiska samych fusów ludzkości, mógł Go potrącać, deptać, szarpać, naigrawać się z Niego: tylko Jej zbliżyć się do Syna nie było wolno! Wszyscy, od pierwszego do ostatniego, jakich tam było tysiące, nabyli nad Nim prawa, Ona wszelkie Swoje do Niego straciła! O! cóż za różnica pomiędzy tym, co się wtedy działo, a owymi błogosławionymi, błogimi i szczęśliwymi czasami Dzieciństwa Jezusowego!
Marya przypomniała Sobie z jaką czcią, z jaką Miłością — i drżącą od uwielbienia pieczołowitością, kąpywała Jego Boskie Dziecinne Ciałko; a oto teraz patrzała jak na toż Ciało skatowane od Stóp do Głowy okrutnym biczowaniem, rzucano to błotem, to śmieciem, a choćby i gnojem, przydając do tego najobelżywsze okrzyki.
Przypomniała Sobie z jakim uszanowaniem, Matczynymi Dłoniami, przyodziewała Go w szatki jak śnieg wybielone przez Nią, jak chmurki koło słońca schludnie i jak najstaranniej przez Nią na Nim ułożone; a teraz widziała jak szarpią na Nim odzienie, już to pobudzając Go barbarzyńsko do prędszego pochodu, już gwałtownie podnosząc z ziemi.
Przypomniała sobie, jak ukochaną Główkę Jego Dziecinną, tę istną Stolicę Mądrości Odwiecznej, przyciskała z niewymownej czci i Miłości uczuciem do Serca; a teraz widziała jak jeży się na Niej okropna korona cierniowa, z pod której ciągle Krew się wydobywa!
Widziała jak te Ręce, które tyle razy gdy malutkim był jeszcze Pan Jezus, głaskały Ją po Obliczu, owijały się o Jej Dziewiczą szyję, — teraz podtrzymywały ciężkie drzewo krzyżowe na Barkach, a od chwili do chwili zsuwały je dla jakiejkolwiek ulgi, albo w tył albo naprzód, i nie z Jej Matczynymi Rękoma jak to dawniej bywało pieściły się milutko, ale z Ramionami krzyża!
Przypomniała Sobie jak czuwała nad Nim, gdy w kolebce, lub później nieco podrósłszy na skromnej pościółce, zażywał snu spokojnie. A teraz, pamiętając, iż noc całą spędził bezsenną, a po niej zniósł już męki straszne, a więc iż brak Mu sił zupełnie, — wiedziała, iż nie spocznie gdzieindziej jak rozpięty na krzyżu, i iż nad takim to łożem Syna, za chwilę przyjdzie Jej czuwać!
Co podobne zestawienie się szczęśliwej przeszłości z najsmutniejszą i najokropniejszą jaka kiedy być mogła teraźniejszością, przydawało goryczy w tej czwartej Boleści, Maryi i to Panu Bogu już tylko wiadomo.
UCZCZENIE MATKI BOSKIEJ BOLESNEJ.
Uczcijmy Siedem Boleści Najświętszej Maryi Panny modlitwą Św. Bonawentury oraz Koronką i Litanią do Matki Boskiej Bolesnej:
Koronka do Siedmiu Boleści Matki Boskiej.
Źródło: Arka pociechy 1880
V. Boże! wejrzyj ku wspomożeniu mojemu.
R. Panie! pośpiesz ku ratunkowi mojemu.
V. Chwała Ojcu i Synowi, i Duchowi Świętemu.
R. Jak była na początku, teraz i zawsze, i na wieki wieków. Amen.
- Użalam się nad Tobą, O Matko najboleśniejsza, dla tego smutku, który ogarnął Serce Twe najczulsze w chwili proroctwa Świętego Starca Symeona. O Matko Najmilsza! przez Serce Twoje tak zasmucone, uproś mi cnotę pokory i dar Świętej Bojaźni Bożej.
Ave Maria Doloribus plena, Crucifixus tecum, lacrimabilis tu in mulieribus et lacrimabilis Fructus Ventris Tui, Iesus.
— Sancta Maria, Mater Crucifixi lacrimas impertire nobis crucifixoribus Filii Tui, nunc et in hora mortis nostrae. Amen. |
Zdrowaś Maryo, Boleści pełna, ukrzyżowany z Tobą, najboleśniejsza między niewiastami i bolesny Owoc Żywota Twojego, Jezus.
— Święta Maryo, Matko Ukrzyżowanego, módl się za nami krzyżującymi Syna Twojego, i wyjednaj nam łzy pokuty teraz i w godzinę śmierci naszej naszej. Amen. |
100 dni odpustu za każdy raz pozwolił Pius IX dnia 23 Grudnia 1847r.
- Użalam się nad Tobą, o Matko Najboleśniejsza, dla tej trwogi, która przejmowała Twe Serce najtkiwsze w ucieczce do Egiptu i w czasie Twego tam pobytu. O Maryo Najmilsza! przez Serce Twoje tak zatrwożone uproś mi litość względem ubogich i dar pobożności.
Zdrowaś Marya.
- Użalam się nad Tobą, o Maryo Najboleśniejsza, dla tej tęsknoty, w jaką popadło Twe najtroskliwsze Serce czasu zgubienia drogiego Jezusa Twojego. O Matko Najmilsza! przez Serce Twoje taką tęsknotą ściśnione, uproś mi cnotę czystości i dar umiejętności.
Zdrowaś Marya.
- Użalam się nad Tobą, o Matko Najboleśniejsza, dla tej Boleści, którą jęknęło Macierzyńskie Serce Twoje w spotkaniu Jezusa Krzyż dźwigającego. O Matko Najmilsza! przez Serce Twoje tak pełne Miłości a tak rozbolałe, uproś mi cnotę cierpliwości i dar mocy.
Zdrowaś Marya.
- Użalam się nad Tobą, o Matko Najboleśniejsza, dla tego męczeństwa, którego doznało mężne Serce Twoje patrząc na konanie ukochanego Syna Twego. O Matko Najmilsza! przez Serce Twoje tak współumęczone, uproś mi cnotę wstrzemięźliwości i dar dobrej rady.
Zdrowaś Marya.
- Użalam się nad Tobą, o Matko Najboleśniejsza, dla tej Rany, które litościwemu Sercu Twemu zadało uderzenie włócznią w Serce Syna Twego. O Matko Najmilsza! przez Serce Twoje tak okrutnie przeszyte uproś mi cnotę miłości bliźniego i dar rozumu.
Zdrowaś Marya.
- Użalam się nad Tobą, o Matko Najboleśniejsza, dla tego ostatniego ciosu, który wytrzymało Serce Twe Najmiłosierniejsze w chwili Pogrzebu Jezusa, Syna Twego. O Matko Najmilsza! przez Serce Twoje tą ostatnią Boleścią do szczętu złamane, uproś mi cnotę pilności i dar mądrości.
Zdrowaś Marya.
Litania o Siedmiu Boleściach Najświętszej Maryi Panny
Źródło: Wianek różany 1853
Kyrie elejson! Chryste elejson! Kyrie elejson!
Chryste, usłysz nas! Chryste, wysłuchaj nas!
Ojcze z Nieba Boże, zmiłuj się nad nami!
Synu Odkupicielu świata, Boże,
Duchu Święty Boże,
Święta Trójco Jedyny Boże,
Święta Maryo, Matko Bolesna, módl się za nami!
Święta Maryo, Któraś nie znalazła miejsca w gospodzie,
Święta Maryo, Któraś zmuszona była szukać przytułku w stajence,
Święta Maryo, Któraś Twego Pierworodnego w żłóbku złożyła,
Święta Maryo, Któraś krwawemu Obrzezaniu Syna Twojego obecną była,
Święta Maryo, Której powiedziano, iż Syn Twój położon jest na znak, Któremu sprzeciwiać się będą,
Święta Maryo, Której wyprorokowano, iż Duszę Twą własną miecz Boleści przeszyje,
Święta Maryo, Któraś z Synem do Egiptu uchodzić musiała,
Święta Maryo, Któraś rzezią niewiniątek przerażoną była,
Święta Maryo, Któraś dwunastoletniego Syna Twego w Jeruzalem zgubionego przez trzy dni żałośnie szukała,
Święta Maryo, Któraś ciągle na nienawiść żydów ku Synowi Twemu patrzała,
Święta Maryo, Któraś Męki i Śmierci Syna Twojego obraz bezustannie w Sercu nosiła,
Święta Maryo, Któraś w dniu Ostatniej Wieczerzy Syna do Jeruzalem na Mękę idącego ze smutkiem pożegnała,
Święta Maryo, Któraś Mękę Ogrójcową i krwawy Pot Syna Twojego na modlitwie wylany, Sercem Matki przeczuwała,
Święta Maryo, Któraś o Synu przez Judasza zdradzonym, a powrozami skrępowanym, z Ogrójca wiedzionym wieść odebrała,
Święta Maryo, Któraś Syna jakoby złoczyńcę przed sąd kapłanów stawionego widziała,
Święta Maryo, Któraś na Syna fałszywych świadków zeznania słuchała,
Święta Maryo, Któraś okrutny policzek przez Najdroższego Syna Twojego odebrany na Sercu uczuła,
Święta Maryo, Któraś obelgi od żydów i żołnierzy na Syna Twego bezbożnie miotane słyszała,
Święta Maryo, Któraś Syna biczami sieczonego i cierniem koronowanego ujrzała,
Święta Maryo, Któraś bezbożny, a haniebny wyrok śmierci na Syna Twego wydany słyszała,
Święta Maryo, Któraś Syna Twego Krzyż niosącego spotkała,
Święta Maryo, Któraś łoskotu przybijania gwoźdźmi Rąk i Nóg Syna Twojego słuchała,
Święta Maryo, Któraś ostatnie słowa Syna Twojego na Krzyżu do Serca przyjmowała,
Święta Maryo, Któraś konaniu Syna Twojego obecną była,
Święta Maryo, Któraś zmarłe Ciało Syna Twojego z Krzyża zdjęte na Macierzyńskie Łono Swoje przyjęła,
Święta Maryo, Któraś od Grobu Syna Twojego cała zbolała do domu wracała,
Święta Maryo, Królowo Męczenników,
Święta Maryo, Zwierciadło wszystkich utrapień,
Święta Maryo, Morze goryczy,
Święta Maryo, Opiekunko bolejących,
Święta Maryo, Wspomożycielko stroskanych,
Święta Maryo, Najszczodrobliwsza Pocieszycielko chorobą złożonych,
Święta Maryo, Mocy najpotężniejsza słabych,
Święta Maryo, pewna Ucieczko grzeszników,
Przez okrutną Mękę i Śmierć Syna Twojego, wybaw nas, o Królowo Męczenników.
Przez najcięższe Boleści Serca Twojego,
Przez największe smutki i utrapienia Twoje,
Przez straszne uciski Twoje,
Przez łzy i łkania Twoje,
Przez wszystkie Macierzyńskie współubolewania Twoje,
Przez przemożne Pośrednictwo Twoje,
Od niepomiarkowanego smutku, Zachowaj nas, o Matko Najboleśniejsza.
Od upadku na duchu,
Od trwożliwego umysłu,
Od niechętnego znoszenia wszelkich cierpień,
Od rozpaczy i braku nadziei w Miłosierdziu Bożym,
Od wszelkiej okazji i niebezpieczeństwa zgrzeszenia,
Od sideł szatańskich,
Od zatwardziałości serca,
Od ostatecznej niepokuty,
Od nagłej i niespodziewanej śmierci,
Od potępienia wiecznego,
My grzeszni Ciebie prosimy, wysłuchaj nas, Matko!
Abyś nas w wierze prawdziwej, nadziei i miłości Świętej Opieką Twoją utrzymywać raczyła, Ciebie prosimy, wysłuchaj nas, Matko.
Abyś nam u Syna Twojego za grzechy nasze doskonałą skruchę i pokutę wyjednać raczyła,
Abyś wzywającym Cię, pociechę i ratunek Twój udzielać raczyła,
Abyś nas w chwili konania wspierać najszczególniej raczyła,
Abyś nam w stanie Łaski zejście ze świata tego wyjednać raczyła,
O Matko Boska, pełna Łaski, Ciebie prosimy, wysłuchaj nas.
Matko Najboleśniejsza, Ciebie błagamy, zmiłuj się nad nami.
Baranku Boży, Któryś wobec Matki Twojej przez trzy godziny na Krzyżu wisiał przez Boleści tejże Matki Twojej w ten czas doznane, przepuść nam, Panie.
Baranku Boży, Któryś wobec Matki Twojej Bogu Ojcu Ducha oddał, przez Boleści tejże Matki Twojej w ten czas doznane, wysłuchaj nas, Panie.
Baranku Boży, Któryś wobec Matki Twojej z Krzyża nieżywy zdjęty, na Jej Łono złożony został, przez Boleści tejże Matki Twojej w ten czas doznane, zmiłuj się nad nami!
Chryste, usłysz nas! Chryste, wysłuchaj nas!
Kyrie elejson! Chryste elejson! Kyrie elejson!
Ojcze nasz… Zdrowaś Marya… Chwała Ojcu…
V. Módl się za nami Matko Najboleśniejsza.
R. Teraz i w godzinę śmierci naszej.
V. Panie! wysłuchaj modlitwy nasze.
R. A wołanie nasze niech do Ciebie przyjdzie.
V. Módlmy się: Niech raczy wstawić się za nami, prosimy Panie Jezu Chryste, teraz i w godzinę śmierci naszej do Miłosierdzia Twojego, Błogosławiona Marya Panna, Matka Twoja, Której Przenajświętszą Duszę w chwili Męki i Śmierci Twojej miecz Boleści przeszył. Przez Ciebie Jezu Chryste, Zbawco świata, Który z Ojcem i Duchem Świętym żyjesz i królujesz, Bóg po wszystkie wieki wieków.
R. Amen.