🔉Miesiąc Luty poświęcony ku czci Matki Boskiej Bolesnej – dzień 17

salveregina.pl 2 miesięcy temu
Zdjęcie: Miesiąc Luty poświęcony ku czci Matki Boskiej Bolesnej - dzień 17


Zachęta Św. Alfonsa Marii Liguori’ego o nabożeństwie do Matki Boskiej Bolesnej.

Źródło: Arka pociechy 1880

Kto pragnie żywe w sercu swoim przechowywać do Przenajświętszej Panny nabożeństwo, powinien często Jej Boleści rozpamiętywać. Nimi to bowiem pozyskała Ona te niezmierzone zasługi swoje przed Bogiem, które po Zasługach Męki Pańskiej są największym Skarbem Kościoła; przez nie stała się najpodobniejsza do Boskiego Syna Swojego i przez nie dostąpiła tytułu Współodkupicielki rodu ludzkiego, jak ją Ojcowie Święci nazywają.

Czytaj więcej

Święty Alfons Liguori, zachęcając dusze pobożne do nabożeństwa do Matki Bolesnej, przytacza dwa następujące objawienia. Jedno, w którym Pan Jezus tak przemówił do pewnej duszy Błogosławionej: „Drogimi są w oczach moich łzy wylane nad rozmyślaniem Męki Mojej; ale tak kocham Matkę Moją, iż gdy kto rzewnie rozpamiętywa Jej Boleści, jeszcze Mnie to więcej ujmuje“.

Drugie objawienie przytoczone przez tegoż Świętego jest następujące, a wyjęte z najpoważniejszych podań pierwszych wieków Chrześcijaństwa: niedługo po Wniebowzięciu Przenajświętszej Maryi Panny Święty Jan Ewangelista ujrzał Pana Jezusa i Matkę Bożą, proszącą Go o szczególne Łaski dla wszystkich mających nabożeństwo do Jej Siedmiu Boleści. Chrystus Pan zadość czyniąc Jej prośbie przyrzekł:

  1. Że ktokolwiek uciekać się będzie do Zasług Boleści Matki Bożej i przez nie prosić będzie o potrzebne Łaski, może być pewnym, iż nie umrze bez szczerej pokuty za grzechy.
  2. Że uwolnionym będzie od przerażenia i ucisków wewnętrznych, ostatniej godzinie życia zwykle towarzyszących.
  3. Że będzie miał Łaskę serdecznego nabożeństwa i do Męki Pańskiej i za to szczególną nagrodę otrzyma w Niebie.
  4. Na koniec, iż wszyscy pobożną cześć oddający boleściom Matki Przenajświętszej mieć Ją będą za swoją szczególną Panią i Władczynią, i iż Marya nimi rozporządzać będzie według Najmiłościwszej Woli Swojej w sposób szczególniejszy.

Wyżej przytoczony Św. Alfons dodaje w końcu, iż różne poważne dzieła liczne przytaczają przykłady i wypadki na stwierdzenie tego podania.

Duszo pobożna weź to do serca twego.

Uwaga o odpustach.

Źródło: Głos duszy 1881;

Odpusty. Podręcznik dla duchowieństwa i wiernych opr. X. Augustyn Arndt 1890r.

Benedykt XIV, sławny i uczony Papież, polecał Brewem d. 16 grudnia 1746r., bardzo gorąco rozmyślanie, i bardzo słusznie, mało bowiem jest ćwiczeń pobożnych, z których by Chrześcijanie mogli czerpać skuteczniejsze środki do zapewnienia sobie wytrwania i postępu w cnotach.

Czytaj więcej

„Dajcie mi kogoś, który co dzień choć kwadrans poświęca rozmyślaniu powiedziała Św. Teresa, a ja mu obiecuję Niebo“.

Odpusty:

1) Zupełny raz na miesiąc w dzień dowolnie obrany, jeżeli kto przez miesiąc co dzień rozmyśla przez pół godziny lub przynajmniej przez kwadrans. Warunki: Spowiedź, Komunia Święta i modlitwa pobożna na zwyczajne intencje.

2) 7 lat i 7 kwadragen za każdy raz, gdy kto w kościele lub gdzieindziej, publicznie lub prywatnie, naucza innych o sposobie rozmyślania, albo gdy kto tej nauki słucha. Warunek: Spowiedź, Komunia Święta za każdym razem.

3) Odpust zupełny raz na miesiąc w dniu dowolnie obranym, gdy kto pilnie naucza, albo się dał pouczyć. Warunki: Spowiedź, ilekroć z sercem skruszonym przyjmą Komunię Świętą i modlitwa na zwyczajne intencje. (Benedykt XIV. Brew. dn. 16 grudnia 1746r.)

Wszystkie te odpusty można ofiarować za dusze wiernych zmarłych.

Pobożne ćwiczenie na cześć Matki Boskiej Bolesnej w Wielki Piątek i inne piątki roku.

Odpusty:

1) Odpust zupełny dla tych, którzy we Wielki Piątek w czasie od (około) godziny trzeciej po południu aż do godziny 11. rano w Wielką Sobotę zajmują się publicznie lub prywatnie przez godzinę albo przynajmniej przez pół godziny rozmyślaniem lub pobożnymi modlitwami, współbolejąc nad boleściami Najświętszej Maryi Panny po Śmierci Zbawiciela. Odpust ten zyska się w dniu, w którym czyni się zadość obowiązkowi wielkanocnemu.

Czytaj więcej

2) Odpust 300 dni w każdym tygodniu, gdy kto podobne ćwiczenia odprawia przez godzinę lub pól godziny w czasie od 3. godziny po południu w piątek aż do rana niedzieli.

3) Odpust zupełny co miesiąc w jednym z ostatecznych dni dla tych, którzy w tydzień nabożeństwo to odprawiali.

Warunki: Spowiedź i Komunia Święta.

(Pius VII Reskr. Sekret. Memoryał. 24 25 lut. i 21 marca 1815, najpierw na 10 lat, potem Reskr. Św. Kongr. z 18 czerwca 1812 na zawsze).

WEZWANIE DO DUCHA ŚWIĘTEGO

V. Racz przyjść Duchu Święty i napełnić serca wiernych Twoich.

R. A ogień Miłości Twojej racz w nich zapalić.

V. Ześlij Ducha Twego, a będą stworzone.

R. A cała ziemia będzie odnowiona.

V. Módlmy się: Boże! Światłem Ducha Świętego serca wiernych nauczający, daj nam w Tymże Duchu poznawać co jest dobrem, i zawsze obfitować w pociechy Jego. Przez Pana naszego Jezusa Chrystusa, Który z Tobą i z Duchem Świętym żyje i króluje, Bóg w Trójcy Świętej Jedyny na wieki wieków.

R. Amen.

DZIEŃ 17.

CYKL I.

Ks. Józef Raba TJ – Matka Bolesna

ROZWAŻANIE. MATKA BOLESNA UCZY NAS ZNOSIĆ CIERPIENIE. CZĘŚĆ I.

W Landsbergu, w kościele jezuickim, znajduje się interesujący obraz: na środku stoi Święty Franciszek Ksawery, a z Nieba spada na niego wiele krzyżów — zdaje się, iż go zagrzebią.

Oto obraz życia ludzkiego. Przed krzyżem nie możemy się ukryć. Każdy człowiek cierpi. W księdze Joba czytamy te słowa: „Człowiek, urodzony z niewiasty, żyjąc przez czas krótki, napełniony bywa wielu nędzami. Wychodzi jak kwiat i bywa zdeptany, ucieka jako cień i nigdy nie trwa w tym samym stanie” (Tamże 14, 1-2). A na innym miejscu Pisma Świętego czytamy: „Złoto i srebro w ogniu bywa próbowane, a ludzie przyjemni w piecu utrapienia” (Ks. Syr. 2, 5).

Czy i Matka Boża cierpiała? Nazywamy Ją przecież Królową Męczenników.

Poznaj dalszą część rozważania

Jeżeli dobrze zrozumieliśmy Tajemnicę zbawczej Ofiary Pana naszego Jezusa Chrystusa i całą treść współudziału w Niej Najświętszej Maryi Panny, wtedy zdołamy i to pojąć, iż Ona właśnie najpełniej i najgodniej mogła współczuć Bogu cierpiącemu za ludzi. I chociaż Jej wewnętrzna boleść była ogromna, na zewnątrz nie objawiała się żadnym wybuchem, żadnym załamaniem się i powinniśmy wierzyć, iż brzemię tej straszliwej boleści zniosła z dostojeństwem i wytrwałością (Suarez). Miarą Cierpień Maryi jest cały ogrom Męki Pana Jezusowej, którą Ona dzieliła z Synem. A to już rozważaliśmy w jednym z ubiegłych dni.

Czy jednak mówiąc o Cierpieniach Maryi mamy jedynie widzieć Ją u stóp krzyża? O nie! Przecież już w tym dniu, w którym ofiarowała Syna Swego w świątyni jerozolimskiej, powiedział Jej starzec Symeon, iż Jej Serce miecz boleści przeszyje. Każda matka wie dobrze, co te słowa oznaczały dla Matki Bożej. Trwały w Jej Sercu i ilekroć tuliła Swe Dziecię Najświętsze do piersi, ilekroć patrzała na Jego Słodką Twarzyczkę, proroctwo to musiało się Jej przypominać i zasmucać Jej Duszę. Każdego dnia przez długich trzydzieści lat przeżywała lęk o Syna, widziała już Jego straszliwie bolesną Ofiarę. I cierpiała, jak tylko cierpieć potrafi dusza tak bardzo miłująca i tak święta.

Ale dlaczego, spytamy? Wiemy bowiem, iż cierpienie ludzkie nie leżało w pierwotnych Zamierzeniach Pana Boga. Obdarzył człowieka życiem Bożym, obdarzył tylu innymi Łaskami. Jedną z nich była właśnie zupełna wolność od cierpień. Dopiero grzech sprowadził na ludzkość cierpienie. Ale Matka Boża, Niepokalanie Poczęta, była wolna od zmazy tego grzechu, dlaczego więc cierpiała?

Trudno byłoby na to pytanie odpowiedzieć, gdyby cierpienie było istotnie jedynie konsekwencją grzechu, karą za grzech. Pewnie, iż bardzo często tak właśnie jest. Za grzechy całej ludzkości cierpiał niewymowne Męki Sam Zbawiciel. Każdy grzesznik jest sprawcą cierpienia. Wiele cierpień zniknęłoby ze świata, gdyby wolna wola ludzka zmierzała zawsze ku dobru. Harmonia między nią a Wolą Bożą i Prawem Bożym stałaby się rękojmią panowania dobra i pokoju.

Pamiętajmy ponadto, iż cierpienie może być rodzajem doświadczenia i próby. Bo jakże lepiej możemy Panu Bogu okazać naszą wierność? Ogniem takiej właśnie próby doświadczał Pan Bóg Joba sprawiedliwego. Obyśmy tak samo umieli przejść przez podobny sprawdzian.

Idąc dalej w rozważaniach o sensie cierpienia dochodzimy do wniosku, iż bardzo często cierpienie prowadzi do Pana Boga, do wiary w istnienie życia pozagrobowego. Smagany niepowodzeniami w sprawach doczesnych stwierdza człowiek ich marność i w duszy jego musi obudzić się pytanie: Czy to wszystko, co tak oczy wabi, a tak łatwo z rąk uchodzi, może być celem? I wówczas przychodzi głębsza rozwaga, jaśniejsze spojrzenie. To też pewnie miała na myśli Eliza Orzeszkowa, gdy powiedziała, iż „najlepiej widzą te oczy, które najwięcej łez wylały”.

A czy wiemy, iż każde cierpienie przedstawia ogromną wartość. Tak. Może bowiem być zawsze źródłem zasługi na Niebo. Wtedy mianowicie, gdy przyjmujemy je ochotnie. „Wszystko, co na cię przyjdzie, przyjmuj i z Bogiem trwaj…, a w uniżeniu twoim miej cierpliwość… Którzy się Pana boicie, wierzcie Mu, a nie zginie zapłata wasza” (Ks. Syr. 2, 3-8).

Prawdę mówiąc droga cierpienia to droga najpewniej i najbezpieczniej wiodąca do Nieba. Na wspaniałych i szerokich autostradach, na lśniących szlakach kolejowych zdarza się najwięcej katastrof. Nie ma ich na wąskich, trudnych i kamienistych dróżkach wijących się wśród gór i lasów. Chodzi się po nich trudniej i wolniej, ale bezpieczniej, prawda?

Wszystko, czym próbowaliśmy sobie wyjaśnić sens i cel cierpienia, nie daje nam jeszcze odpowiedzi na pytanie, dlaczego Najświętsza Marya Panna cierpiała? A odpowiedź ta jest przecież bardzo prosta. Dlaczego to cierpiał Pan Jezus? Z Miłości do nas. I tak samo, oczywiście, Matka Najświętsza. Biorąc na Siebie rolę naszej Matki, dobrowolnie przyjęła cały złączony z tą rolą bezmiar cierpień. I oto uczy nas, iż można cierpieć z miłości ku Panu Bogu i ludziom. I to jest najpiękniejszy rodzaj cierpienia i jednocześnie klucz do tajemnicy cierpienia.

Chrystus Pan z Miłości chciał zostać z nami do końca świata. Cierpiał za każdego z nas i to naszym cierpieniem od początku do końca świata. „Jam jest” — oznacza i to, iż jest On w każdym cierpiącym. Tylko Pan Bóg może powiedzieć o Sobie: „Jam jest” — w przeszłości, teraźniejszości i przyszłości, nie byłem, ale jestem i będę, gdyż czas nie istnieje dla Niego.

Męce Chrystusa Pana, Jego osobistemu cierpieniu, brakowało naszej miłości i naszego cierpienia. Dlatego każdy z nas przez swój krzyż jest w Nim, z Nim i przez Niego uczestnikiem Odkupienia całej ludzkości. I to jest sensem cierpienia. To jest kluczem Tajemnicy cierpienia.

Jesteśmy tytanami cierpienia, jeżeli zrozumiemy jego sens. jeżeli umiłujemy krzyż jako symbol cierpienia, a jednocześnie jako symbol triumfu i zwycięstwa życia nad śmiercią — jako symbol Odkupienia i zbawienia. Jak dumnym jest człowiek, jeżeli należy do królewskiego rodu. Ale cóż to znaczy w porównaniu z synostwem Bożym, które zdobywamy przez Chrzest Święty i uczestnictwo w Ofierze Krzyża?

W roku 1966 ukazała się w Paryżu książka Jakuba Lebreton pt. „Bez oczu i bez rąk”. Jakub Lebreton urodził się w r. 1922. Podczas drugiej wojny światowej mając lat 18 wstąpił do Wolnej Armii Francuskiej. Wysłano go do Libii. Tutaj wziął udział w bitwie pod El-Alamein. Po bitwie, jeden z żołnierzy z rozmysłem podał mu granat nie zabezpieczony. Granat wybuchł i pozbawił go oczu i rąk.

Jakub popadł w rozpacz. Pełen bólu wadził się z Panem Bogiem, mówiąc: Dlaczego zabrałeś mi ręce i oczy? Dlaczego stworzyłeś zło? Dlaczego dałeś ludziom możność postępowania niegodziwie?

Ale wnet wydawało się mu, iż słyszy odpowiedź Pana Boga:

Nierozumny, to nie Ja stworzyłem zło. Nie mogę stwarzać zła, ale chcę, by ludzie mnie miłowali. Trzeba więc, aby mieli możność miłowania Mnie. Zło jest brakiem Mnie, sprzeciwia się Mojej Istocie.

I zrozumiałem — pisze Lebereton — iż Pan Bóg jest rzeczywiście Dobry. Zwróciłem się ku Niemu. W Jego Ręce złożyłem moje szczęście, a Pan Bóg dał mi Swój pokój. Tak, Pan Bóg przyszedł do mnie i razem ze mną był ociemniały i bez rąk. On dźwigał moje cierpienie i ciężar stał się lekki.

Jakub porzucił rozpacz i postanowił zmagać się z życiem. Mimo kalectwa ożenił się i miał pięcioro dzieci. Mieszkanie, które miał w Paryżu, wydawało się mu zbyt komfortowe. Opuścił je i zamieszkał wraz z rodziną w barakach wśród biednych i wydziedziczonych.

Podjął pracę wśród niewidomych. Bardziej nieszczęśliwy niż oni, stara się ich przekonać, iż życie jest piękne, choćby wtedy, gdy jest się pozbawionym oczu.

Tak, cierpiąc nie tylko z uległością, ale przede wszystkim z miłością, dopomaga się Chrystusowi Panu w wypełnieniu Jego tajemniczych Planów zbawienia i uświęcenia dusz. Odkupienie w swym przedłużeniu trwa i to jest sensem cierpień świata.

Spraw, o Matko Bolesna, byśmy zwątpieniami nękani — jednak wierzyli, nędzą obarczeni — jednak ufali, Bożą Dłonią karani — jednak miłowali, na gruzach naszego szczęścia — jednak klękali do modlitwy, jak Job wypędzani — jednak dziękowali. Amen.

CYKL II.

Źródło: Matka Bolesna wzór dla cierpiących wolne tłumaczenie dzieła O. Fabera Oratorianina pod tytułem: „U Stóp Krzyża” przez O. Prokopa Kapucyna, 1895r.

ROZWAŻANIE. Czwarta Boleść. SPOTKANIE PANA JEZUSA KRZYŻ NIOSĄCEGO. §. I. Szczegóły tej Tajemnicy.

Trzeba nam teraz przebyć, albo raczej przeskoczyć myślą lat wiele od trzeciej Boleści Przenajświętszej Maryi Panny, pozostawiając za sobą Betlejem i Nazaret, gdzie Pan Jezus wiek Swój dziecinny i młodzieńczy spędził w ukryciu. A choćby pominiemy i trzy lata Jego Życia Apostolskiego, gdyż czwarta Boleść Maryi, nad którą z kolei zastanawiać się mamy, przypadła już w czasie Męki Pańskiej.

Lat więc dwadzieścia i jeden upłynęło od trzydniowego zniknięcia Pana Jezusa. W Niepokalanym Sercu Maryi, zaszły przez czas ten niezliczone tajemnice, jak niewymownych pociech w które opływała w ciągu pobytu Swojego z Dziecięciem Jezusem w Nazarecie, tak i również niepojętych rozumem ludzkim smutków wewnętrznych i cierpień, z powodu bezustannej obecności na Jej myśli tego wszystkiego co Pana Jezusa czekało. Aż na koniec nadeszła już była chwila, gdy na to właśnie patrzeć miała, i gdy czwarty Miecz Boleści z tych siedmiu które od chwili proroctwa Symeonowego w duszy i sercu nosiła, wtłoczony został, z równąż siłą i gwałtownością jak poprzedzające. znieśmy się wtedy myślą do poranku Wielkiego Piątku, do chwili kiedy Marya spotkała Pana Jezusa niosącego na Kalwarię krzyż Swój, a które to spotkanie stanowi czwartą Jej Boleść.

Poznaj dalszą część rozważania

Lecz żeby lepiej zrozumieć tę tajemnicę, trzeba nam rzucić okiem na dwadzieścia lat ją poprzedzających. Życie Maryi ulegało wielu przemianom, ale wśród najrozmaitszych kolei, było bezustannym wznoszeniem się Jej do nieba. Ciągle stawała się Ona coraz świętsza, bo ciągle wzmagała się Jej Miłość ku Panu Jezusowi; wzmagała się zaś dlatego, iż Pan Jezus coraz piękniejszym się Jej okazywał i coraz Go Ona lepiej poznawała. Stąd każda z Jej Boleści, znajduje Ją i mniej i więcej na to przygotowaną: to jest z pewnych względów jest dla Niej trudniejszą do zniesienia, z innych znowu mniej trudną. Trudniejszą, bo im więcej kochała Pana Jezusa, tym srożej nad Nim bolała; mniej trudną, bo im świętszą jest dusza, z tym mniejszą trudnością najcięższe krzyże zdolną jest dźwigać. Widzieliśmy poprzednio jak od powrotu Maryi z Egiptu, do chwili w której spotkała Ją trzecia Boleść, miłość ku Panu Jezusowi wzmagając się w Jej Sercu, wzmogła też, zwiększyła Jej zdolność cierpienia. Tu znowu zobaczymy do jakich rozmiarów, do jakiego doszła stopnia w Niej ta miłość od Jej powrotu do Nazaretu do chwili tej czwartej Boleści. Wskutek też tego, chociaż ta Boleść sama w sobie uważana, nie wyrównywała poprzedzającej, trafiła jednakże na jeszcze nierównie większe uzdolnienie do cierpienia w Maryi, i z tego powodu stała się jeszcze dla Niej cięższą.

Piękność raju ziemskiego zasadzonego własną Ręką Pana Boga, i w którym Przy wietrzyku południowym (Ks. Rodz. 1, 3), schodził On dla rozmawiania z pierwszymi rodzicami naszymi przed ich upadkiem, była słabym tylko cieniem piękna Świętego Domku Nazaretańskiego, w ciągu osiemnastu lat ukrytego tam Życia Pana naszego Jezusa Chrystusa. Nie jesteśmy w stanie zrobić sobie wyobrażenia, wszystkich przecudnych tajemnic zaszłych w tym kawałku nieba, spadłego wtedy na biedną ziemię naszą. Rozmowy nie były tam częste, słów nie sypało się tam wiele; wszelako w przeciągu lat osiemnastu ileż tam ich być musiało! I czyżby można je obliczyć, a każde wyszłe z Ust Słowa Przedwiecznego, jakimiż i ilu Łaskami obdarzały Maryę, jakąż Miłość ku Panu Jezusowi rozniecały w Jej Sercu! ale czyż i samo milczenie i tylko patrzenie na Pana Jezusa, nie było zatapianiem się w Panu Bogu, najwyższą kontemplacją dla Maryi i Źródłem Łask tym wznioślejszych? W Oczach Jej dokonało się przez czas ten tysiące spraw, z których każda i najdrobniejsza, była ceny tak nieograniczonej, iż mogła odkupić nie tylko cały świat ten, ale miliony innych podobnych albo jeszcze winniejszych, gdyby tego potrzebowały. W ciągu tych lat osiemnastu, jak świat stworzony długi i szeroki, nieprzeliczone twory wyszłe z Rąk Pana Boga, dzień i noc, a każdy sobie adekwatnym sposobem, oddawały Mu Chwałę. Przecudne sklepienia widnokręgu niebieskiego, zasiane światami, których ani liczby dorachować, ani czasu ich trwania określić nigdy nie potrafimy; ziemia ze wszystkimi swoimi mieszkańcami; czciciele Prawdziwego Pana Boga rozsiani po różnych jej zakątkach; wybrani z czasów przed Chrystusowych wyczekujący na łonie Abrahama Przyjścia Zbawiciela; nieprzeliczone mnóstwo dziatek zaludniających otchłań podziemną — wszystko to każde w swoim zakresie, przyczyniało się do przymnożenia Chwały Najwyższego. A nad tym wszystkim górowały Chóry Anielskie, zapełniające zmierzyć się nie dające przestrzenie, i oddające bezustanną a najdoskonalszą cześć Panu Bogu, w Którego się wpatrują.

Lecz wszystkie te światy były niczym, w porównaniu z błogosławionym mieszkaniem Nazaretańskim. Jedna godzina życia tam mieszkających, przewyższała godnością wszystko, co żyło w przeszłych i żyć będzie w przyszłych wiekach, a przewyższała nie tylko w wielkiej jakiej mierze, ale całą nieskończonością. Punkt ześrodkujący w sobie co tylko istnieje w niebie i na ziemi; co tylko należy do porządku i materialnego i duchowego, znajdował się wtedy w tej odludnej mieścinie mało znanej krainy Galilejskiej. A dlaczego to miejsce tak ukryte, zamykało wtedy w sobie tak wielką tajemnicę? Oto bo zawsze najwznioślejsze i najbardziej tajemnicze Sprawy Boskie, dokonują się, wbrew wszelkim wyrachowaniom i domysłom ludzkim, mniej więcej ukryte przed okiem ludzkim.

Pod pewnym zaś względem można powiedzieć, iż punktem ześrodkowującym znowu w siebie to co było w samym już tym punkcie środkowym światów wszystkich — była Marya. Gdy bowiem Pan Jezus był tam celem głównym dla Maryi i dla Józefa i dla niezliczonej liczby Aniołów oddających Mu cześć bezustanną — Marya była wtedy niejako celem głównym Pana Jezusa, co jeszcze jest większym. Pan Jezus przyszedł dla Odkupienia świata całego, i na dokonanie tego olbrzymiego Dzieła, przeznaczył Sobie tylko lat trzydzieści trzy; z nich zaś osiemnaście poświęcił jakby wyłącznie dla Maryi. Był to więc jakby Jej nowicjat, po odbyciu którego miała wykonać Swoje śluby na Kalwarii.

Otóż, czas ten, a tak długi, pewnie straconym dla Maryi nie był. Gdy zaś pomyślimy, iż przez trzy lata Swego Życia Apostolskiego, Syn Boży założył Kościół i w Nim pozostawił środki uświęcić mogące wszystkie pokolenia ludzkie do końca świata — cóż musiał On zrobić z Maryi Duszą, uświęcając Ją przez lat osiemnaście? Czyż więc jest rzeczą możliwą ocenienie, chociażby tylko w przybliżeniu, stopnia miłości ku Panu Jezusowi, jaką lata te rozbudziły w Sercu Maryi? Piękno ludzkiej Duszy Pana Jezusa, ciągłe z Nim obcowanie, a przez to coraz doskonalsze Jego naśladowanie; bezustanne wpatrywanie się w Jego każdą czynność; skuteczność każdego Słowa z Boskich Ust Jego wychodzącego; przypuszczenie do Tajemnic Serca Jego, jakie żadnej innej istocie dane nigdy nie było i nie będzie; a któż wie, może od czasu do czasu i wyjątkowe objawianie Jej Swego Bóstwa — wszystko to były niewyczerpane Źródła Łask najobfitszych i najwznioślejszych, co chwila zalewających Duszę Maryi. Bez szczególnej też pomocy nadprzyrodzonej, nie mogłaby była Dusza Jej bez rozwiązania się z ciała, pozostawać w tak ścisłym i bezustannym obcowaniu z Panem Bogiem. Nie mogłaby była przeżyć takiego, bo aż więcej aniżeli anielskiego uświęcenia, ubłogosławienia Jej duszy. Bez wyjątkowego niebieskiego wsparcia, Jej Życie doczesne, nie mogłoby było ostać się przy takim stopniu miłości do jakiej doszła wtedy. Osiemnaście lat spędzić w najściślejszym jaki tylko na ziemi być może stosunku z Panem Bogiem; a wiedząc, iż On jest Bogiem, przez lat osiemnaście wpatrywać się w Niego bezustannie; słuchać rozmów Jego; nie tylko służyć Mu, ale od Niego odbierać usługi; przez lat osiemnaście matczyć Panu Bogu, a więc mieć Stwórcę pod Swoim zarządem: I był Im poddany (Łuk. 2, 49) — jakiż rozum nie tylko ludzki, ale i anielski, zdolny jest pojąć, jaki to wpływ wywrzeć musiało na Duszę Maryi? Jakiż język wypowiedzieć Tajemnice zaszłe z Jej uświęceniem, przez tę cudowną, a tak długą porę!

Wynikiem przeto, następstwem koniecznym tych lat osiemnastu, było uświęcenie Maryi w stopniu w jakim choćby wyobrażenia mieć nie możemy, a więc było to rozżywieniem w Jej Sercu Miłości i przywiązania do Pana Jezusa, przewyższającego choćby to przywiązanie, jakie miała do Niego przedtem. Gdy wtedy Przenajświętsza Matka, już przed osiemnastu laty doznała była, wskutek właśnie tego przywiązania, jak to rozważaliśmy przy Jej trzeciej Boleści, cierpień wszelkie cierpienia ludzkie przechodzących, — cóż za Boleść czeka Ją, gdy z tymże w Sercu przywiązaniem a tak już spotęgowanym, oto teraz spotka Go niosącego krzyż, na którym miał być w Jej Oczach rozpięty!

Osiemnaście wtedy lat błogosławionego pobytu w Nazarecie dobiegają swego kresu, a rozpoczynają się trzy lata Apostolskiego Życia Zbawicielowego. Nie posiadamy dokładnych wiadomości, o ile Przenajświętsza Marya Panna przez czas ten nie odstępowała Syna. Jednakże, chociaż Pismo Święte nic nam o tym stanowczego nie podaje, a Święci zastanawiający się nad tym szczegółem, różnią się w zdaniach — najprawdopodobniejszym jest, iż Marya, jak przez całe poprzedzające Życie Swoje tak i wtedy, była mniej więcej z Panem Jezusem. Gdy dano Jej było nie odstępować Zbawiciela w czasie Męki Jego, trudno przypuścić, żeby i w ciągu trzech lat czynnych Pana naszego Jezusa Chrystusa, nie znajdowała się przy Nim zawsze, prócz w niektórych wypadkach, które mogły Ich rozłączać na krótko. Wszak widzimy z Ewangelii, iż na samym wstępie Swojego życia Apostolskiego, chciał Pan Jezus mieć przy Sobie Matkę, i wtedy na Jej to wstawienie się, uczynił pierwszy cud jawny i głośny, kiedy w Kanie Galilejskiej przemienił wodę w wino (zob. J 2, 4). Podobnież dowiadujemy się z ksiąg Ewangelii, iż gdy w Kafarnaum miał kazanie do faryzeuszów, i gdy zdawało się iż już wtedy knuli oni spisek na Jego Życie, — Marya przyszła tam i z powagą Macierzyńską domagała się, żeby przy Nim być mogła (zob. Łuk. 8, 19). Prócz tego, trudno nie przypuszczać iż Marya, czy to za pośrednictwem Aniołów, czy to inną jaką cudowną drogą, słyszała wszystkie miewane przez Pana Jezusa Nauki, owszem każde Jego Słowo gdziekolwiek wyrzeczone, i iż w duchu patrzała na każdą Jego sprawę, w ciągu tych trzech lat dokonaną. A wszystko to, jak z jednej strony stawało się dla Niej środkami coraz bardziej uświęcającymi Jej Duszę, tak z drugiej rozniecało w Jej Sercu coraz większą Miłość Pana Jezusa.

Dla Maryi trzy lata życia Apostolskiego Pana naszego Jezusa Chrystusa, były jakby nowym objawieniem się Pana Jezusa. To co w Nim wtedy widziała, było czymś w co wpierw wpatrywać się nie mogła. Każda zmiana w sposobie Życia Pana Jezusa, a stąd każda zmiana w Jego zajęciach, jakkolwiek by nie wydawała się dla powszechności wiele znaczącą, nie mogła nie być pełną coraz to nowych objawów Jego piękna, Jego doskonałości, Jego Boskości.

Dla Miłości też Maryi były to nowe podniety, powodujące i w Jej Sercu zmiany, Miłość tę coraz to, a coraz bardziej potęgujące. W latach Dziecinnych Pana Jezusa, widziała Go Ona jakby nieczynnym. Podobnym się Jej wtedy wydawał do małego źródełka wody, które gdzieś w skałach ukryte, zaledwie błyszczy cichutkim i przeźroczystym zwierciadłem swojej powierzchni, a z którego bierze początek ogromna i przecudna rzeka. W wieku młodocianym, Piękno Pana Jezusa stawało się coraz widoczniejszym i zakres Jego działalności nieco się rozszerzył. A to było pobudką nowych Miłości w Macierzyńskim Sercu Maryi. ale to rozszerzenie się działalności Pana Jezusa wtedy, ograniczało się jeszcze do małego gronka mieszkańców domku Nazareńskiego, albo bardzo mało gdzie dalej sięgało. Można też powiedzieć, iż pomiędzy latami Dzieciństwa Pana Jezusowego, a Jego Życiem ukrytym, nierównie mniejsza zachodziła różnica, aniżeli pomiędzy tą ostatnią porą, a Jego Życiem czynnym. W nim zaczynał już wywierać wpływ Swój na świat cały; występował już jako od wieków zapowiedziany Mesjasz, to jest jako Bóg-Człowiek przynoszący Naukę objawioną, zakładający Swój Kościół i mający zaofiarować się na zadośćuczynienie Sprawiedliwości Pana Boga za grzechy świata całego; słowem jako mający pojednać ród ludzki z Bogiem Ojcem, i podać każdemu, a na wszystkie czasy, niechybne środki dostąpienia wiecznego szczęścia w Niebie, zamkniętym dla człowieka od upadku pierwszych rodziców naszych. Stąd więc w życiu Swoim czynnym, Pan Jezus już to sposobił wybranych przez Niego Apostołów do posłannictwa, do którego ich powoływał, już to przemawiał do coraz liczniejszej rzeszy ludu zbierającego się na Jego Nauki, to znowu coraz jawniejszymi Cudami stwierdzał Swoje Boskie Posłannictwo, wszędzie i doczesne i Niebieskie rozsiewając Dobrodziejstwa, co Pismo Święte w tych słowach wyraża: Przeszedł dobrze czyniąc (Mat. 14, 5). Dzień każdy sprowadzał tego rodzaju jakby coraz nowe przemiany w Osobie Pana Jezusa; dzień każdy objawiał jakieś nowe piękno ludzkiej natury Jego i nowe dowody Potęgi, Mądrości i nieprzebranej ku ludziom Miłości Jego Natury Boskiej. Były to jakby trzy lata Nieba na ziemi, bo trzy lata coraz jawniejszego pobytu Pana Boga pomiędzy ludźmi. Nie było zaś żadnej czynności Pana Jezusa, żadnego Jego Słowa, żadnego ruchu, żadnego kroku na ziemi Stwórcy Wcielonego, Który nie stawałby się dla Maryi nowym objawieniem Jego Piękna i Świętości, a co z istot stworzonych nikt tak jak Ona nie mógł dopatrywać, oceniać i uwielbiać. Te trzy lata czynnego Życia Pana Jezusowego, były jeszcze piękniejszymi jak lata Jego Dzieciństwa, jeszcze cudowniejszymi jak lata Jego Życia ukrytego: jakież więc to skutki wywrzeć musiało na Maryi! Do jakiego stopnia podniosło w Niej Miłość ku Synowi!

Nigdy nie zdobędziemy się na wyobrażenie, chociażby tylko przybliżające się do rzeczywistości, Miłości Maryi ku Panu Jezusowi, jeżeli nie zwrócimy uwagi na to, jak dalece pora Apostolskiego Życia Zbawiciela, wielki wpływ miały na Jej uświęcenie. W Boskim Dziele Jej udoskonalenia, dopatrzyć można siedem działów, siedem jakby epok, większe zamykających w sobie Cuda, aniżeli siedem dni, przez które Pan Bóg świat tworzył. I tak: Niepokalane Poczęcie i piętnaście lat po nich następujące, pełne zasług coraz większych, a więc i coraz obfitszych Łask, są jakby dniem pierwszym tworzenia tego jakby odrębnego świata niezrównanej świętości. Wcielenie się Syna Bożego w Jej Dziewiczym Łonie, z dwunastu latami Dzieciństwa Pana Jezusowego, stanowią dzień drugi. Trzydniowe zniknięcie Jego, i osiemnaście lat spędzonych z Nim w życiu ukrytym, zapełniają dzień trzeci, zaś trzy lata życia Apostolskiego dzień czwarty. Męka Pańska była dniem piątym; a czterdzieści dni po Zmartwychwstaniu Pańskim i Zesłanie Ducha Świętego, szóstym. Po nim nadchodzi dzień siódmy, czyli sabat to jest dzień wypoczynku Pana naszego, kiedy wstąpił na Niebiosa i zasiadł na Prawicy Ojca, pozostawiając przecudny świat Świętości Maryi, żeby odbywał bieg swój, podobnie jak po szóstym dniu stworzenia świata materialnego, spoczął po tym Dziele Swoim. Aż nareszcie nadejść miał ostateczny koniec uświęcenia Maryi, Jej śmierć błogosławiona, niezwłocznie Jej wskrzeszenie, Sąd nad Nią wyrokujący Jej Wniebowzięcie i drugie przybycie Pana Jezusa z Aniołami po Jej uwielbiane już ciało. Takie więc to były jakby siedem dni tworzenia świętości Maryi, i jakby Sąd Ostateczny nad Nią, i takie przedstawienie sobie tego, taka geneza Jej Świętości powinna ułatwiać nam, w pewnej przynajmniej mierze, tej niezrównanej, nie mogącej się ludzkim rozumem ogarnąć świętości, przybliżone wyobrażenie.

A przeto trzy lata czynnego Apostolskiego Życia Pana naszego, należy uważać jako czas zupełnie odrębny, w którym z powodu nowego wtedy dla Maryi objawienia się Pana Jezusa, Miłość Jej ku Niemu, doszła była do stopnia do jakiego choćby wpierw nie sięgała, chociaż już i przedtem była taką, iż Ją tylko On Sam mógł zmierzyć i ocenić.

Wprawdzie może wydawać się rzeczą niewłaściwą upatrywanie zwiększenia się Miłości i Świętości Przenajświętszej Matki, kiedy to w Jej Duszy Niepokalanej, sięgało od razu do takich rozmiarów, iż Ją ze wszystkich istot, jakie z Rąk Stwórcy wyszły, prócz Człowieczeństwa Pana Jezusa, jak najbliżej Samego Pana Boga stawiało. Pomimo jednakże tego, nie masz wątpliwości, iż Pan Bóg, Którego Hojność granic mieć nie może, coraz Ją wyższymi Łaskami wzbogacał. Pora zaś czynnego Życia Zbawiciela, była dopełnieniem tego stopnia w Niej świętości jaki potrzebny był do tego, żeby stojąc pod krzyżem umierającego Syna, nabyła tytułu Współodkupicielki rodzaju ludzkiego.

Gdy wtedy Marya przybyła do Betanii w dzień Wielkoczwartkowy, Miłość Pana Jezusa jaką pałało Jej Serce, przewyższała choćby tę miłość jaką dotąd miała ku Niemu. A wszystko się do tego przyczyniało: Święty Józef już wtedy nie żył, i chociaż miłość Przeczystego Oblubieńca nie osłabiała w Niej miłości ku Panu Jezusowi, wszelako i nieobecność już Jego na ziemi sprawiała, iż Macierzyńskie przywiązanie Jej do Syna jeszcze bardziej na Nim jednym się skupiało. Wprawdzie, w miejsce zmarłego Oblubieńca, miała teraz kilka osób szczególnie drogich Jej Sercu: był Jan ulubiony uczeń Pański, była Magdalena najwierniejsza Jego uczennica. ale w nich, jak zresztą we wszystkim, co miłowała, Marya miłowała Pana Jezusa, wielbiła Jego Dary, którymi wybrane Swoje dusze więcej od innych obdarzał, które szczególnie do Siebie przywiązywał. Słowem, jak w każdej porze Życia Pana Jezusowego; tak i tych latach Jego Życia Apostolskiego, Miłość Maryi ku Niemu bezustannego nabierała wzrostu; w tym zaś czasie właśnie najwięcej, gdyż im czynniejszym był Zbawiciel, tym się Jej piękniejszym, a najbardziej bez granic miłosiernym dla ludzi, świętszym i cudowniejszym objawiał.

Otóż, taki wzrost Świętości Maryi, a przez to wzrost Jej Miłości Pana Jezusa, w równejże mierze do coraz wyższego stopnia podnosił w Niej przez to już samo i zdolność cierpienia, rozbudzając w Jej Sercu coraz większe współczucie z cierpieniami przedmiotu przez Nią tak umiłowanego. Im bowiem więcej Marya rozmiłowywała się w Swoim i Synu i Bogu, tym więcej, tym srożej boleć musiała, gdy przychodziło w końcu do tego, iż na Jego straszną Mękę już własnymi Oczami patrzeć będzie.

I z tego to głównie powodu, zachodzi coraz wyższy stopień cierpienia w Boleściach Maryi. Każda z nich zastaje Ją jeszcze świętszą, jeszcze bardziej miłującą Pana Jezusa, aniżeli to było w poprzedniej, a stąd coraz to czulszą na Jego Cierpienia, coraz zdolniejszą jak najdoskonalszego z Nim współczucia, coraz wrażliwszą na to, co Go spotyka. Każda z siedmiu Boleści, gdy nadchodzi, natrafia w Sercu Maryi na większą miłość, a przy tym na Miłość, która już coraz więcej cierpiała, a przeto natrafia na większe uzdolnienie do cierpienia. Z tego powodu każda Boleść cięższą jest od poprzedzającej. I dlatego, chociaż na przykład trzecia Boleść, jak to na swoim miejscu rozważaliśmy, była, wzięta sama w sobie, najdotkliwszą ze wszystkich Siedmiu Boleści Przenajświętszej Maryi Panny — z powyższych jednakże powodów te, które po niej nastąpiły były jeszcze i coraz cięższymi. Stąd, żeby o ile na to słabym naszym pojęciem zdobyć się możemy, zmierzyć adekwatnie każdą z siedmiu ran zadanych Sercu Maryi Mieczem przepowiedzianym Jej przez Symeona, należy powyższe uwagi zawsze do nich stosować. Miejmy więc je na pamięci i przy rozważaniu tej czwartej Boleści Matki Przenajświętszej, kiedy spotkała Pana Jezusa Krzyż Swój na Kalwarię dźwigającego.

Można powiedzieć, iż Męka Pańska rozpoczęła się w Wielki Czwartek, w domu ukochanego przez Zbawiciela Łazarza w Betanii, i iż razem był to i początek czterech ostatnich Boleści Maryi. Pan Jezus odbył znany nam z opisu Ewangelii, wjazd Swój do Jerozolimy w niedzielę Palmową. Przez cały dzień ten nauczał w świątyni, jak również w następujący poniedziałek i wtorek. ale co wieczór wracał do Betanii, gdyż nikt z mieszkańców Jerozolimy nie odważył się dać Mu przytułku, z powodu, iż starszyzna synagogi, już coraz jawniej okazywała się zawziętą na Niego. Ci nawet, którzy w niedzielę witali Go z okrzykami: Hosanna! błogosławiony, który przychodzi w Imieniu Pana (J 12, 13), nie śmieli ani zbliżyć się do Zbawiciela, z obawy ściągnięcia na siebie gniewu najwyższego kapłana.

Niesie podanie, iż Pan Jezus noc z Wielkiej Środy na Wielki Czwartek spędził na modlitwie na górze Oliwnej; a niektóre dusze świątobliwe miały sobie objawionym, iż wtedy w Boskim przewidzeniu Swoim, patrzał na wybranych, jacy będą do końca świata, i za każdego z nich modlił się w szczególności.

Tymczasem pod tęż porę, Judasz knuł swoją zdradę, umawiając się ze zwierzchnością żydowską o wydanie im Pana Jezusa. W Wielki Czwartek z rana udał się Zbawiciel do Betanii, dla pożegnania się z Matką i dla otrzymania od Niej przyzwolenia na poniesienie Męki i Śmierci krzyżowej, jak w Tajemnicy Wcielenia domagał się tegoż na wstąpienie w Jej Przeczyste Łono. Wszakże, takowe przyzwolenie Maryi, tym razem nie było tak koniecznym jak wtedy, gdy miała stać się Matką Boga Syna. Chciał jednakże mieć je Pan Jezus, żeby nam przedstawić na Sobie wzór jak najdoskonalszej uległości synowskiej. Siostra Maria z Agredo pisze w objawieniach swoich, iż Zbawiciel ukląkł przed Matką, prosząc Ją o Błogosławieństwo, a Marya wzbraniając się od błogosławienia Pana Boga, padła także na kolana oddając cześć Swemu Stwórcy. Pan Jezus jednakże obstawał przy Swoim; oboje więc przez czas jakiś klęczeli, aż w końcu Matka pobłogosławiła Syna, a Syn pobłogosławił Matkę. Potem wrócił Zbawiciel do Jerozolimy, gdzie poszła za Nim Marya wraz z Magdaleną, żeby uczestniczyć w przyjęciu mającego się postanowić Przenajświętszego Sakramentu. W tej bowiem nocy, jak wiadomo, odbyła się Ostatnia Wieczerza Pańska, pierwsza Msza Święta i w Niej pierwsze niekrwawe zaofiarowanie się Syna Bożego, po którym nazajutrz, miało nastąpić okrutne zaofiarowanie się Jego na krzyżu.

Przez cudowną Łaskę, Marya obecną była w duchu Konaniu Pana Jezusa podczas Jego modlitwy w Ogrójcu. Przypuszczoną została wtedy do najskrytszych Tajemnic obumierającego Serca Pana Jezusowego, i Sama w odpowiedniej do Jej możności mierze, podobnejże jak Zbawiciel, doznała niewypowiedzianej wewnętrznej męki. Zaraz zaś po pojmaniu Pana Jezusa, z nieodstępującą Ją Magdaleną, wyszła z mieszkania, i dowiedziawszy się, iż Go powiedli do Annasza i Kajfasza, chciała być tam przy Nim, ale Ją do wnętrza tych mieszkań nie dopuszczono. Dochodzą jednak stamtąd do Jej uszu, nie tylko krzyki oskarżycieli Pana Jezusa, ale i Jego własne, spokojne i pełne łagodności odpowiedzi. A gdy na resztę nocy zamknięto Zbawiciela w piwnicy, przybył do Maryi Święty Jan i z nim udała się do mieszkania, w którym poprzedzającego wieczora odbytą była Ostatnia Wieczerza.

W dniu następnym Wielkopiątkowym, jeżeli wszystkim Mękom zadanym Panu Jezusowi, do chwili gdy wtłoczono na barki Jego krzyż, który poniósł na Kalwarię, Marya nie była osobiście obecną (chociaż niektórzy Święci mieli sobie objawionym, iż miało to miejsce), powszechnym jednakże jest mniemanie najpoważniejszych pisarzy kościelnych, iż jak modlitwie ogrójcowej, tak i biczowaniu, cierniem koronowaniu i wszystkim zniewagom zadawanym wtedy Panu Jezusowi, Matka Przenajświętsza była cudownie obecna duchem, tak jakby na to Oczami ciała patrzała.

Dla Macierzyńskiego Serca Maryi, której Dziecię tak w Jej Oczach męczono; dla Jej Przenajświętszej Duszy, Którego Boga tak straszliwie znieważały też stworzenia Jego ciż ludzie, za których przyszedł umrzeć, żeby ich z niewoli szatańskiej wyzwolić — dla Maryi, dla Jej Miłości, dla Jej Świętości, dla Jej serca macierzyńskiego, każda minuta tych najsmutniejszych w dziejach świata godzin, dłuższą się wydawała, nad owe nieprzeliczone wieki, których według zdania niektórych, potrzeba było do przekształceń się różnych światów rozrzuconych ręką Stwórcy po całej przestrzeni. Dla Niej każdy najdrobniejszy szczegół spełniających się wtedy niepojętych rozumem ludzkim tajemnic, każde uderzenie biczem Boskiego Ciała Jej Syna, każde ukłucie cierniem Tego Czoła na które Archaniołowie oczów podnieść nie śmieją, każde najlżejsze wśród mąk tylu stęknięcie Stwórcy dobijanego przez stworzenia — słowem, każdy szczegół Męki Pańskiej, a któż je lepiej od Niej mógł dopatrzyć — wszystko to było w Jej Oczach, w Jej pojęciu, dla Jej Serca przede wszystkim, rzeczą bez żadnego porównania, bo nieskończenie większej wagi, aniżeli gdyby wtedy co chwila nowe światy wywiedzione zostawały z nicości i zaludnione milion razy piękniejszymi od Serafinów i Cherubinów mieszkańcami. Wydawało się Jej, jakby wszystkie prawa i moralnego i fizycznego porządku zmienione zostały, i jakby coś niepojętego, nieprzewidzianego, ze straszliwą gwałtownością i okrutnym pośpiechem spełniało sprawę Boską największą, najtrudniejszą do przypuszczenia, a spełniało ją z przypadłościami, z okolicznościami, Niebo całe w osłupienie wprowadzającymi. Bo taką w istocie w Oczach Maryi musiała się wydać cała Męka Pańska, a wydać co do tych swoich własności, nie tak słabo jak my na jej ocenienie zdobyć się możemy naszym słabym rozumem i słabą miłością, ale jak to przedstawić się mogło tylko takiemu rozumowi i pojęciu, jakim było pojęcie Matki Boga i takiej miłości jaką była Jej Miłość zawsze, a cóż dopiero wtedy, gdy widziała, co z Miłości ku ludziom Syn Jej i Bóg Jej cierpi! Otóż cała ta potęga Jej rozumu, oceniającego sprawę Odkupienia dopełniającą się wtedy w Jej Oczach, i cała Potęga Jej Miłości do takiego stopnia wtedy wzniesiona, były to jakby dwie siły miary niemające, które w Sercu Maryi zdolność współcierpienia z Panem Jezusem podniosły do stopnia, do jakiego jeszcze dotąd nie dochodziła. I to więc przyczyniło się, iż czwarta Jej Boleść, przy spotkaniu Pana Jezusa po tylu już Mękach niosącego krzyż, na którym będzie ostatecznie zamęczony, była jeszcze cięższą od poprzedzających.

Na koniec przed południem, przybywa Święty Jan, z wiadomością o wydanym na Pana Jezusa wyroku, skazującym Go na śmierć krzyżową. Nie było to dla Maryi, ściśle mówiąc, wiadomością niespodziewaną, ale bądź co bądź, było wiadomością o zawyrokowaniu śmierci i jak okrutnej śmierci Syna i jakiego Syna, po raz pierwszy obijająca się o uszy matki, a jakiej Matki? Co w owej chwili zaszło w Jej Sercu, tego i wyobrażać sobie niegodniśmy, a dowiemy się dopiero tam, gdzie Chwałę Jej w całym blasku Zasług, którymi ją nabyła, oglądać będziemy.

Odebrawszy wtedy tę wiadomość, Marya wychodzi niezwłocznie z Magdaleną i Janem, który znając dobrze wszystkie ulice Jerozolimy, zaprowadza Ją krótszą drogą od tej jaką szedł cały orszak wiodący na śmierć Zbawiciela, i zatrzymuje na miejscu, w którym za chwilę się z Nim spotka, albo raczej z bardzo bliska ujrzy Go idącego z krzyżem na Kalwarię.

Ale czyż spotkanie takowe, nie będzie to już czymś przechodzącym siłę choćby taką, jaką była obdarzona Dusza tej Niewiasty nad niewiastami, na Matkę Boga przeznaczonej, i do takiej godności odpowiednio uzdolnionej? Nie masz wątpliwości, iż Boleść jaką w owej chwili doznała Marya, byłaby nad siły choćby Jej własne, gdyby nie to, iż wtedy posiadała w Sobie w sposób szczególny rzeczywiście Obecnego Boga w Przenajświętszym Sakramencie, Który przyjęty przez Nią zaraz po jego ustanowieniu, już cudownie pozostawał w Niej niespożyty, aż do następnego jego przyjęcia. On to więc sprawił, iż Marya to spotkanie Pana Jezusa przeżyć mogła. Niektórzy Święci pisarze przypuszczają, iż tenże Sakrament i w Panu Jezusie po Jego przez Niegoż Samego przyjęciu przy pierwszej Mszy Świętej podczas Ostatniej Wieczerzy, dopiero gdy już był na krzyżu spożyty w Nim został. I mówią ciż pisarze, iż wtedy to, gdy człowieczeństwo Zbawiciela pozbawione zostało tej Sakramentalnej Obecności w Nim Boga, zawołał On wielkim głosem: Boże! Boże! czemuś Mnie opuścił? (Mat. 27, 46). Gdy więc dla Boga-Człowieka ten Sakrament był wsparciem, którego odjęcie wywołało w Nim skargę — cóż dziwnego, iż Marya posiadając Go w Sobie, miała siłę zniesienia widoku Pana Jezusa na śmierć idącego i nie umarła od doznanej z tego Boleści.

Wszystkie ulice zapełnione są ludem tłumnie zdążającym na Kalwarię. Przy zbiegu ulic i na placach, heroldowie przy odgłosie trąb, ogłaszają wyrok przed nagromadzoną publicznością. Marya ze spuszczoną na Twarz zasłoną, mając przy Sobie Jana i Magdalenę, przedziera się przez te tłumy i krótszą drogą wyprzedziwszy orszak staje na miejscu, obok którego za chwilę przeciągać on będzie. Jakoż niedługo okazuje się na wysokim koniu setnik jadący na czele i wskazujący drogę; za nim postępują oprawcy i kaci niosący narzędzia do ukrzyżowania używane, następnie idą wyżsi urzędnicy sanhedrynu, to jest najwyższego sądu żydowskiego; a cały ten szereg otoczony jest i naciskany, zbitym tłumem gawiedzi i motłochu, chciwego zwykle takich okrutnych widowisk.

Aż oto Marya spostrzega dwóch łotrów, a pomiędzy nimi Pana Jezusa z trudnością postępującego pod ciężarem krzyża. W miarę jak się zbliżał, pokój coraz większy ogarnia Jej Duszę, bo w miarę jak się Pan Bóg do duszy zbliża, tym większym obdarza Ją pokojem. ale ten pokój Maryi, posłużył wtedy do tego, żeby boleść miary nie mająca, która w owej chwili zalała, jakby wszystkie morza wezbrane, Jej Serce, rozwielmożyła się w nim do stopnia, do jakiego choćby Jej Boleści jeszcze nigdy nie doszły były. Pan Bóg tylko, Który oblicza wszystkie ziarnka po całym obszarze ziemi, który zna liczbę ostatecznej drobizny wszystkich atomów cały świat stworzony składających — Bóg Ojciec Jeden mógł całkowicie poznać, adekwatnie ocenić, dostatecznie zmierzyć ranę Serca Tej Matki, zadaną Jej tym czwartym mieczem Jej Boleści!

Lecz oto Pan Jezus przechodzi już obok miejsca na którem czekała Go Marya. O ile Mu to wolno, zatrzymuje się na chwilkę, a prawą ręką podtrzymując na barkach krzyż dźwigany, lewą podnosi i ociera Krew sączącą się spod cierniowej korony i zasłaniającą Mu oczy. A czy robi to na to, żeby na Maryę popatrzał? Wcale nie; bo Oczy Jego choćby i zasłonięte Krwią z Ran zadanych Mu przez ludzi, są to te Oczy Boskie, które zawsze i wszystko widzą. Otarł więc je na to tylko, żeby w nich Marya wyczytała Miłość Jego i ku Niej i ku ludziom, za których szedł na śmierć, i niewymowny smutek doznany z widoku Matki tak srodze wtedy bolejącej.

Marya pozostać na miejscu nie może: robi parę kroków, zbliża się do Syna i chce Go przycisnąć do Serca. ale żołdactwo otaczające Zbawiciela, odpycha Ją grubiańsko, a Pana Jezusa przynagla iść dalej. Spojrzeli więc tylko na Siebie, a w tym krótkim spojrzeniu jaka zawierała się otchłań cierpienia dla Obojga, żadne pojęcie stworzone nigdy tego nie ogarnie. Marya stanęła jak wryta, a na błogosławionym Obliczu Jej i w całej postawie, wyraził się taki niewymowny smutek, taka boleść, iż otaczający Ją Aniołowie łzami się zalali, padając twarzą do ziemi przed tym wizerunkiem cierpienia wszelkie siły ludzkie przechodzącego. Na domiar zaś tego, co wtedy ta z Matek najboleśniejsza znieść miała, gdy Pan Jezus tak gwałtownie jak tego chcieli Jego oprawcy ruszyć z miejsca nie mógł, pchnięty przez jednego z nich, w Oczach Maryi upada na ziemię; a był to trzeci z rzędu Jego pod krzyżem upadek.

Stwórca więc Najwyższy leży obalony na tejże ziemi, którą jednym skinieniem Woli Swojej wywiódł z nicości; Król Nieba i najwyższe wesele duchów błogosławionych, deptany nogami tych ludzi, za których, żeby im utracone przez nich Niebo odzyskać, idzie umrzeć na krzyżu! O! cóż to za widok dla Maryi! Ten Syn Jej, Którego w Dziewiczym Łonie nosząc, wielbiła ciągle jak Boga Swojego; Którego wydawszy na świat Dziewiczymi Rękoma piastowała ze czcią i miłością na jaką wszyscy Aniołowie i Archaniołowie zdobyć się nigdy nie mogą — Ten Syn Jej w Jej Oczach tak okrutnie katowany; Ten Bóg Jej tak znieważany! Cóż w Jej Duszy, a Najświętszej jaka z Rąk Boskich wyszła, działo się wtedy? Jakaż boleść miary i stopnia wszelkie wyobrażenie przechodzącego zalać musiała to Serce, tych dwóch najwyższych Miłości Boskiej i Macierzyńskiej tak pełne, jak tylko nimi serce stworzone pełnym być może!

Tymczasem kaci skupiają się około leżącego na ziemi Pana Jezusa i z barbarzyństwem obojętnych choćby widzów oburzającym, uderzają Go nogami, pobudzając do prędszego podniesienia się z ziemi i bez litości pędzą dalej. Niebo całe zgrozą przejęte, natura cała już ma się zatrząść i słońce niedługo wśród południa zatrzyma swe światło, a jednakże Marya Wszechmocnością Najwyższego cudownie wsparta, nie umiera od tego widoku, i jak zawsze z Sercem na wskroś już przeszytym, ale spokojnym bo poddanym, idzie ślad w ślad za Synem. A jeżeli Ją tłumy ludu coraz gęstsze na chwilę od Niego oddzielą, trafia na Jego Ślady, Oczyma Macierzyńskimi rozpoznając Krew, którą na nich zostawił. I otóż czwarta Boleść przebyta! ale my patrzeć tu mogliśmy na to tylko co się zewnętrznie w tej Tajemnicy odbyło, ale co w Sercu Maryi, to już Pan Bóg Jeden widział.

UCZCZENIE MATKI BOSKIEJ BOLESNEJ.

Uczcijmy Siedem Boleści Najświętszej Maryi Panny modlitwą Św. Bonawentury oraz Koronką i Litanią do Matki Boskiej Bolesnej:

Koronka do Siedmiu Boleści Matki Boskiej.

Źródło: Arka pociechy 1880

V. Boże! wejrzyj ku wspomożeniu mojemu.

R. Panie! pośpiesz ku ratunkowi mojemu.

V. Chwała Ojcu i Synowi, i Duchowi Świętemu.

R. Jak była na początku, teraz i zawsze, i na wieki wieków. Amen.

  1. Użalam się nad Tobą, O Matko najboleśniejsza, dla tego smutku, który ogarnął Serce Twe najczulsze w chwili proroctwa Świętego Starca Symeona. O Matko Najmilsza! przez Serce Twoje tak zasmucone, uproś mi cnotę pokory i dar Świętej Bojaźni Bożej.
Ave Maria Doloribus plena, Crucifixus tecum, lacrimabilis tu in mulieribus et lacrimabilis Fructus Ventris Tui, Iesus.

— Sancta Maria, Mater Crucifixi lacrimas impertire nobis crucifixoribus Filii Tui, nunc et in hora mortis nostrae. Amen.

Zdrowaś Maryo, Boleści pełna, ukrzyżowany z Tobą, najboleśniejsza między niewiastami i bolesny Owoc Żywota Twojego, Jezus.

— Święta Maryo, Matko Ukrzyżowanego, módl się za nami krzyżującymi Syna Twojego, i wyjednaj nam łzy pokuty teraz i w godzinę śmierci naszej naszej. Amen.

100 dni odpustu za każdy raz pozwolił Pius IX dnia 23 Grudnia 1847r.

  1. Użalam się nad Tobą, o Matko Najboleśniejsza, dla tej trwogi, która przejmowała Twe Serce najtkiwsze w ucieczce do Egiptu i w czasie Twego tam pobytu. O Maryo Najmilsza! przez Serce Twoje tak zatrwożone uproś mi litość względem ubogich i dar pobożności.

Zdrowaś Marya.

  1. Użalam się nad Tobą, o Maryo Najboleśniejsza, dla tej tęsknoty, w jaką popadło Twe najtroskliwsze Serce czasu zgubienia drogiego Jezusa Twojego. O Matko Najmilsza! przez Serce Twoje taką tęsknotą ściśnione, uproś mi cnotę czystości i dar umiejętności.

Zdrowaś Marya.

  1. Użalam się nad Tobą, o Matko Najboleśniejsza, dla tej Boleści, którą jęknęło Macierzyńskie Serce Twoje w spotkaniu Jezusa Krzyż dźwigającego. O Matko Najmilsza! przez Serce Twoje tak pełne Miłości a tak rozbolałe, uproś mi cnotę cierpliwości i dar mocy.

Zdrowaś Marya.

  1. Użalam się nad Tobą, o Matko Najboleśniejsza, dla tego męczeństwa, którego doznało mężne Serce Twoje patrząc na konanie ukochanego Syna Twego. O Matko Najmilsza! przez Serce Twoje tak współumęczone, uproś mi cnotę wstrzemięźliwości i dar dobrej rady.

Zdrowaś Marya.

  1. Użalam się nad Tobą, o Matko Najboleśniejsza, dla tej Rany, które litościwemu Sercu Twemu zadało uderzenie włócznią w Serce Syna Twego. O Matko Najmilsza! przez Serce Twoje tak okrutnie przeszyte uproś mi cnotę miłości bliźniego i dar rozumu.

Zdrowaś Marya.

  1. Użalam się nad Tobą, o Matko Najboleśniejsza, dla tego ostatniego ciosu, który wytrzymało Serce Twe Najmiłosierniejsze w chwili Pogrzebu Jezusa, Syna Twego. O Matko Najmilsza! przez Serce Twoje tą ostatnią Boleścią do szczętu złamane, uproś mi cnotę pilności i dar mądrości.

Zdrowaś Marya.

Litania o Siedmiu Boleściach Najświętszej Maryi Panny

Źródło: Wianek różany 1853

Kyrie elejson! Chryste elejson! Kyrie elejson!

Chryste, usłysz nas! Chryste, wysłuchaj nas!

Ojcze z Nieba Boże, zmiłuj się nad nami!

Synu Odkupicielu świata, Boże,

Duchu Święty Boże,

Święta Trójco Jedyny Boże,

Święta Maryo, Matko Bolesna, módl się za nami!

Święta Maryo, Któraś nie znalazła miejsca w gospodzie,

Święta Maryo, Któraś zmuszona była szukać przytułku w stajence,

Święta Maryo, Któraś Twego Pierworodnego w żłóbku złożyła,

Święta Maryo, Któraś krwawemu Obrzezaniu Syna Twojego obecną była,

Święta Maryo, Której powiedziano, iż Syn Twój położon jest na znak, Któremu sprzeciwiać się będą,

Święta Maryo, Której wyprorokowano, iż Duszę Twą własną miecz Boleści przeszyje,

Święta Maryo, Któraś z Synem do Egiptu uchodzić musiała,

Święta Maryo, Któraś rzezią niewiniątek przerażoną była,

Święta Maryo, Któraś dwunastoletniego Syna Twego w Jeruzalem zgubionego przez trzy dni żałośnie szukała,

Święta Maryo, Któraś ciągle na nienawiść żydów ku Synowi Twemu patrzała,

Święta Maryo, Któraś Męki i Śmierci Syna Twojego obraz bezustannie w Sercu nosiła,

Święta Maryo, Któraś w dniu Ostatniej Wieczerzy Syna do Jeruzalem na Mękę idącego ze smutkiem pożegnała,

Święta Maryo, Któraś Mękę Ogrójcową i krwawy Pot Syna Twojego na modlitwie wylany, Sercem Matki przeczuwała,

Święta Maryo, Któraś o Synu przez Judasza zdradzonym, a powrozami skrępowanym, z Ogrójca wiedzionym wieść odebrała,

Święta Maryo, Któraś Syna jakoby złoczyńcę przed sąd kapłanów stawionego widziała,

Święta Maryo, Któraś na Syna fałszywych świadków zeznania słuchała,

Święta Maryo, Któraś okrutny policzek przez Najdroższego Syna Twojego odebrany na Sercu uczuła,

Święta Maryo, Któraś obelgi od żydów i żołnierzy na Syna Twego bezbożnie miotane słyszała,

Święta Maryo, Któraś Syna biczami sieczonego i cierniem koronowanego ujrzała,

Święta Maryo, Któraś bezbożny, a haniebny wyrok śmierci na Syna Twego wydany słyszała,

Święta Maryo, Któraś Syna Twego Krzyż niosącego spotkała,

Święta Maryo, Któraś łoskotu przybijania gwoźdźmi Rąk i Nóg Syna Twojego słuchała,

Święta Maryo, Któraś ostatnie słowa Syna Twojego na Krzyżu do Serca przyjmowała,

Święta Maryo, Któraś konaniu Syna Twojego obecną była,

Święta Maryo, Któraś zmarłe Ciało Syna Twojego z Krzyża zdjęte na Macierzyńskie Łono Swoje przyjęła,

Święta Maryo, Któraś od Grobu Syna Twojego cała zbolała do domu wracała,

Święta Maryo, Królowo Męczenników,

Święta Maryo, Zwierciadło wszystkich utrapień,

Święta Maryo, Morze goryczy,

Święta Maryo, Opiekunko bolejących,

Święta Maryo, Wspomożycielko stroskanych,

Święta Maryo, Najszczodrobliwsza Pocieszycielko chorobą złożonych,

Święta Maryo, Mocy najpotężniejsza słabych,

Święta Maryo, pewna Ucieczko grzeszników,

Przez okrutną Mękę i Śmierć Syna Twojego, wybaw nas, o Królowo Męczenników.

Przez najcięższe Boleści Serca Twojego,

Przez największe smutki i utrapienia Twoje,

Przez straszne uciski Twoje,

Przez łzy i łkania Twoje,

Przez wszystkie Macierzyńskie współubolewania Twoje,

Przez przemożne Pośrednictwo Twoje,

Od niepomiarkowanego smutku, Zachowaj nas, o Matko Najboleśniejsza.

Od upadku na duchu,

Od trwożliwego umysłu,

Od niechętnego znoszenia wszelkich cierpień,

Od rozpaczy i braku nadziei w Miłosierdziu Bożym,

Od wszelkiej okazji i niebezpieczeństwa zgrzeszenia,

Od sideł szatańskich,

Od zatwardziałości serca,

Od ostatecznej niepokuty,

Od nagłej i niespodziewanej śmierci,

Od potępienia wiecznego,

My grzeszni Ciebie prosimy, wysłuchaj nas, Matko!

Abyś nas w wierze prawdziwej, nadziei i miłości Świętej Opieką Twoją utrzymywać raczyła, Ciebie prosimy, wysłuchaj nas, Matko.

Abyś nam u Syna Twojego za grzechy nasze doskonałą skruchę i pokutę wyjednać raczyła,

Abyś wzywającym Cię, pociechę i ratunek Twój udzielać raczyła,

Abyś nas w chwili konania wspierać najszczególniej raczyła,

Abyś nam w stanie Łaski zejście ze świata tego wyjednać raczyła,

O Matko Boska, pełna Łaski, Ciebie prosimy, wysłuchaj nas.

Matko Najboleśniejsza, Ciebie błagamy, zmiłuj się nad nami.

Baranku Boży, Któryś wobec Matki Twojej przez trzy godziny na Krzyżu wisiał przez Boleści tejże Matki Twojej w ten czas doznane, przepuść nam, Panie.

Baranku Boży, Któryś wobec Matki Twojej Bogu Ojcu Ducha oddał, przez Boleści tejże Matki Twojej w ten czas doznane, wysłuchaj nas, Panie.

Baranku Boży, Któryś wobec Matki Twojej z Krzyża nieżywy zdjęty, na Jej Łono złożony został, przez Boleści tejże Matki Twojej w ten czas doznane, zmiłuj się nad nami!

Chryste, usłysz nas! Chryste, wysłuchaj nas!

Kyrie elejson! Chryste elejson! Kyrie elejson!

Ojcze nasz… Zdrowaś Marya… Chwała Ojcu…

V. Módl się za nami Matko Najboleśniejsza.

R. Teraz i w godzinę śmierci naszej.

V. Panie! wysłuchaj modlitwy nasze.

R. A wołanie nasze niech do Ciebie przyjdzie.

V. Módlmy się: Niech raczy wstawić się za nami, prosimy Panie Jezu Chryste, teraz i w godzinę śmierci naszej do Miłosierdzia Twojego, Błogosławiona Marya Panna, Matka Twoja, Której Przenajświętszą Duszę w chwili Męki i Śmierci Twojej miecz Boleści przeszył. Przez Ciebie Jezu Chryste, Zbawco świata, Który z Ojcem i Duchem Świętym żyjesz i królujesz, Bóg po wszystkie wieki wieków.

R. Amen.

Idź do oryginalnego materiału