🔉Miesiąc Luty poświęcony ku czci Matki Boskiej Bolesnej – dzień 10

salveregina.pl 2 miesięcy temu
Zdjęcie: Miesiąc Luty poświęcony ku czci Matki Boskiej Bolesnej - dzień 10


Miesiąc Luty poświęcony ku czci Matki Boskiej Bolesnej – dzień 10

Źródło: Matka Bolesna wzór dla cierpiących wolne tłumaczenie dzieła O. Fabera Oratorianina pod tytułem: „U Stóp Krzyża” przez O. Prokopa Kapucyna, 1895r.

Zachęta Św. Alfonsa Marii Liguori’ego o nabożeństwie do Matki Boskiej Bolesnej.

Źródło: Arka pociechy 1880

Kto pragnie żywe w sercu swoim przechowywać do Przenajświętszej Panny nabożeństwo, powinien często Jej Boleści rozpamiętywać. Nimi to bowiem pozyskała Ona te niezmierzone zasługi swoje przed Bogiem, które po Zasługach Męki Pańskiej są największym Skarbem Kościoła; przez nie stała się najpodobniejsza do Boskiego Syna Swojego i przez nie dostąpiła tytułu Współodkupicielki rodu ludzkiego, jak ją Ojcowie Święci nazywają.

Święty Alfons Liguori, zachęcając dusze pobożne do nabożeństwa do Matki Bolesnej, przytacza dwa następujące objawienia. Jedno, w którym Pan Jezus tak przemówił do pewnej duszy Błogosławionej: „Drogimi są w oczach moich łzy wylane nad rozmyślaniem Męki Mojej; ale tak kocham Matkę Moją, iż gdy kto rzewnie rozpamiętywa Jej Boleści, jeszcze Mnie to więcej ujmuje“.

Drugie objawienie przytoczone przez tegoż Świętego jest następujące, a wyjęte z najpoważniejszych podań pierwszych wieków Chrześcijaństwa: niedługo po Wniebowzięciu Przenajświętszej Panny Święty Jan Ewangelista ujrzał Pana Jezusa i Matkę Bożą, proszącą Go o szczególne Łaski dla wszystkich mających nabożeństwo do Jej Siedmiu Boleści. Chrystus Pan zadość czyniąc Jej prośbie przyrzekł:

  1. Że ktokolwiek uciekać się będzie do Zasług Boleści Matki Bożej i przez nie prosić będzie o potrzebne Łaski, może być pewnym, iż nie umrze bez szczerej pokuty za grzechy.
  2. Że uwolnionym będzie od przerażenia i ucisków wewnętrznych, ostatniej godzinie życia zwykle towarzyszących.
  3. Że będzie miał Łaskę serdecznego nabożeństwa i do Męki Pańskiej i za to szczególną nagrodę otrzyma w niebie.
  4. Na koniec, iż wszyscy pobożną cześć oddający boleściom Matki Przenajświętszej mieć Ją będą za swoją szczególną Panią i Władczynią, i iż Marya nimi rozporządzać będzie według Najmiłościwszej Woli Swojej w sposób szczególniejszy.

Wyżej przytoczony Św. Alfons dodaje w końcu, iż różne poważne dzieła liczne przytaczają przykłady i wypadki na stwierdzenie tego podania.

Duszo pobożna weź to do serca twego.

ODPUSTY:

Skarbnica odpustów modlitewnych i uczynkowych, 1901

Odpusty. Podręcznik dla duchowieństwa i wiernych opr. X. Augustyn Arndt 1890r.

Miesiąc LUTY na cześć Matki Boskiej Bolesnej.

Odpust: 1) 300 dni za każdy dzień, gdy kto przez miesiąc luty według jakiejkolwiek książki o Boleściach Maryi, aprobowanej przez kościelną władzę, odprawi to nabożeństwo z sercem skruszonym i pobożnie.

Pius IX Brew. z 3 kwietnia 1857. Reskr . Św. Kongr. Odp. z 26 listop. 1876).

2) Odpust zupełny raz w dniu dowolnie obranym dla wiernych, którzy codziennie przez miesiąc luty odprawiają pobożne rozmyślanie o Boleściach Matki Boskiej, bądź wspólnie, bądź też osobno.

Warunki: Spowiedź Święta, Komunia Święta, modlitwa przez jakiś czas na intencję Papieża.

(Leon XIII, Reskr. Św. Kongr. Odp. 27 styczn . 1888, Acta S. Sed. XX. 478).

Odpust zupełny raz na rok w dniu, w którym kto odprawia godzinę modlitwy na cześć Matki Boskiej Bolesnej, rozważając Jej Boleści i odmawiając inne modlitwy odpowiadające temu nabożeństwu.

Warunki: Spowiedź i Komunia Święta.

(Klem. XII. Dekr. Św. Kongr. Odp. d. 4 lutego 1736).

Pobożne ćwiczenie na cześć Matki Boskiej Bolesnej w Wielki Piątek i inne piątki roku.

Odpusty: 1) Odpust zupełny dla tych, którzy we Wielki Piątek w czasie od (około) godziny trzeciej po południu aż do godziny 11. rano w Wielką Sobotę zajmują się publicznie lub prywatnie przez godzinę albo przynajmniej przez pół godziny rozmyślaniem lub pobożnymi modlitwami, współbolejąc nad boleściami Najświętszej Panny po śmierci Zbawiciela. Odpust ten zyska się w dniu, w którym czyni się zadość obowiązkowi wielkanocnemu.

2) Odpust 300 dni w każdym tygodniu, gdy kto podobne ćwiczenia odprawia przez godzinę lub pól godziny w czasie od 3. godziny po południu w piątek aż do rana niedzieli.

3) Odpust zupełny co miesiąc w jednym z ostatecznych dni dla tych, którzy w tydzień nabożeństwo to odprawiali.

Warunki: Spowiedź i Komunia Święta.

(Pius VII Reskr. Sekret. Memoryał. 24 25 lut. i 21 marca 1815, najprzód na 10 lat, potem Reskr. Św. Kongr. z 18 czerwca 1812 na zawsze).

WEZWANIE DO DUCHA ŚWIĘTEGO

V. Racz przyjść Duchu Święty i napełnić serca wiernych Twoich.

R. A ogień Miłości Twojej racz w nich zapalić.

V. Ześlij Ducha Twego, a będą stworzone.

R. A cała ziemia będzie odnowiona.

V. Módlmy się: Boże! Światłem Ducha Świętego serca wiernych nauczający, daj nam w Tymże Duchu poznawać co jest dobrem, i zawsze obfitować w pociechy Jego. Przez Pana naszego Jezusa Chrystusa, Który z Tobą i z Duchem Świętym żyje i króluje, Bóg w Trójcy Świętej Jedyny na wieki wieków.

R. Amen.

ROZWAŻANIE.

Pierwsza Boleść.
PROROCTWO ŚWIĘTEGO SYMEONA.

§. IV. Czego nas uczy Przenajświętsza Matka w Swojej pierwszej Boleści.

Lecz następnie przejdźmy do nauk jakie nam daje ta pierwsza Boleść Przenajświętszej Matki, a która stała się Boleścią już odtąd całego Jej Życia.

Na świecie takim choćby jakim jest obecnie, to jest miejscem wygnania człowieka za karę jego buntu podniesionego przeciw Panu Bogu, boleść, nieszczęścia i wszelkiego rodzaju cierpienia, w tak wielkiej mierze będące udziałem ludzi, przedstawiają w sobie tajemnicę, każdy byle trochę umysł głębszy uderzającą. Pomimo bowiem smutnych i jak smutnych warunków życia doczesnego, ileż to z drugiej strony, bądź co bądź znajduje się źródeł, z których my biedni wygnańcy Ewy, na tej dolinie płaczu, i pociech doznać możemy, a pociech i najgodziwszych i najświętszych nawet.

A najpierw, wszak chociaż świat ten stał się dla nas miejscem wygnania z ojczyzny raju ziemskiego, w którym pierwotnie niewymowna Dobroć Pana Boga umieściła człowieka, a więc stał się miejscem kary — to jednakże pomimo tego, Pan Bóg Najwyższy na tym świecie przebywa, i Wszechobecnością Swoją nie tylko wszędzie się znajduje, ale i rzecz każdą przenika i w sobie zawiera. A gdzie jest Pan Bóg, czyż cierpienie, czyż boleść, czyż smutek, czyż nieszczęście istnieć może? A jednak istnieje ono na ziemi i to jeszcze w jakże przeważnej mierze!

Następnie, jeżeli bez uprzedzenia zwykle z wygórowanej miłości własnej pochodzącego, oceniamy nasze stosunki z ludźmi, ileż to od nich doznajemy przychylności, współczucia, miłości, które i źródłem niemałych pociech być powinne i osłodą skądinąd doznawanych strapieniach.

A nawet, widok powabów całej natury widzialnej, widok piękności świata materialnego, wszystkich tworów ziemskich w ich potrójnym królestwie, istot nieożywionych, i następnie roślinnych, zwierzęcych i planetarnych, czyż nie jest także uciechą w swoim rodzaju, a we adekwatnych granicach trzymaną uciechą godziwą, bo w końcu powinna ona podnosić myśl naszą do Stwórcy Najwyższego, Który to wszystko wyprowadził z nicości dla posługi, pożytku i rozweselania człowieka.

Ale nade wszystko, czyż na tej dolinie, a jużcić słusznie doliną płaczu nazwanej, wśród tego wygnania z raju ziemskiego, nie mamy tego raju powtórnego, który nam stworzył tu na tejże ziemi przyjściem na nią Syn Boży i założeniem Swego Kościoła, ze wszystkimi nadprzyrodzonymi pomocami jakie nam w nim zapewnił i najdostępniejszymi uczynił, nieprzebranej ceny Zasługami Męki i Śmierci Swojej? Bo koniec końcem, prawdziwym, rzeczywistym nieszczęściem jest tylko grzech, a prawdziwym uzasadnionym powodem smutku jest nasza nieszczęsna skłonność do niego, jest to wszystko, co bywa wiodącą do niego okazją, co nas na to jedyne rzeczywiste nieszczęście wystawia. Ależ właśnie na to jakież środki ratunku, jakież zabezpieczenia, jakież pociechy, a niepłonne, mamy zapewnione sobie w Kościele Krwią i Śmiercią Najdroższego Odkupiciela założonym, a środki najprzystępniejsze dla nas w każdej chwili, w każdym położeniu, słowem, w każdej potrzebie.

Nareszcie czyż dla człowieka może być co większą uciechą, większym, a najprawdziwszym szczęściem, jak obcowanie z Bogiem, jak z Nim rozmowa, jak wreszcie z Nim zjednoczenie się duszy jak tylko być może najściślejsze? A czyż i jednego i drugiego nie dostępujemy na ziemi, pierwszego przez modlitwę, drugiego przez przystępowanie do Przenajświętszego Sakramentu Ciała i Krwi Pańskiej?

A jednakże pomimo tego wszystkiego, pomimo tylu źródeł niewymownych pociech, cierpienie, boleść, pod najrozmaitszymi postaciami i cierpień fizycznych i jeszcze dotkliwszych moralnych, jak w dziejach całej ludzkości, tak w historii życia ogrom nie, bez żadnego porównania większej liczby ludzi, jest główną osnową: jest jakby nieprzerwanym wątkiem z nadzwyczaj małym wyjątkiem. A choćby i ta mała liczba osób które pozornie przynajmniej, mniej od ogółu smutnemu prawu cierpienia nie podpadać wydają się, ma pod tym względem jakby swoje katakumby: doznają i tacy cierpień i bardzo ciężkich, tylko iż ukrytych przed drugimi. I tak nazywani wybrańcy losu, którym wszystko na tej
ziemi uśmiechać się zdaje i wszystko dziwnie się wiedzie, miewają swoje krzyże, a chociaż ozłocone, niemniej przez to ciężkie, tym zaś trudniejsze do dźwigania, iż na nie nawykłe do nich spadają barki.

Gdy więc od cierpienia nikt z nas na ziemi wolnym nie jest, gdy choćby w ogromnej przewadze jest ono udziałem większej liczby ludzi, cóż bardziej nam potrzebnego jak umiejętność znoszenia cierpienia. Otóż tej to właśnie, a kto wie czy nie najtrudniejszej, a jednakże najpotrzebniejszej, iż się tak wyrażę, sztuki, uczy nas Marya, jak w każdej z Siedmiu Boleści Swoich, tak szczególnie w tej pierwszej, którą teraz rozważamy. Ta bowiem Jej Boleść była nie tylko początkiem następnych Jej Boleści, ale była jakby ich streszczeniem, gdyż w niej to, wtedy to, przez proroctwo Symeonowe i przez szczególne objawienie, stanął przed Jej myślą i wyobraźnią najdokładniejszy, najżywszy obraz wszystkich cierpień jakie Ją przez całe życie czekały.

Przypatrzmy się więc jak Marya tę pierwszą Swoją Boleść przenosiła, i bierzmy z tego naukę jak my wszelkie cierpienia, za Łaską przez Nią nam wyjednywaną, znosić powinniśmy.

Pierwszą wtedy nauką jaką nam tu daje Matka Bolesna, i pod pewnym względem najłatwiejszą do zastosowania się do niej jest, żebyśmy wszelkie cierpienia nasze łączyli, jednoczyli z Cierpieniami Pana Jezusa. Ta pierwsza Boleść Przenajświętszej Panny pochodziła z jak najdokładniejszego przewidzenia tych strasznych cierpień jakie Jej Boskiego Syna czekały. Doznana więc wtedy przez Nią Boleść, była jak tylko być może złączoną, zjednoczoną z Cierpieniami Pana Jezusa, kiedy one to, kiedy te to Cierpienia Pana Jezusa, były głównym owszem jedynym powodem Jej Boleści. To stanowiło niezrównaną, nieograniczoną Świętość Jej Cierpień, to nadawało Im nieskończone Zasługi, to sprowadzało na Nią cały nadmiar łask niebieskich, które Ją do coraz wyższego szczytu świętości podnosiły, i obdarzyły tern niezachwianym męstwem i cierpliwością, pojęcie nasze przechodzącym i najchętniejszym poddawaniem się woli Boga w najcięższych strapieniach.

Wprawdzie cierpienia jakich doznać możemy, nie mają tak Świętego Źródła: nie bywają jak Boleści Maryi spowodowane jedynie współczuciem z Cierpieniami Pana Jezusa. Nie są, same w sobie uważane, tak świętymi cierpieniami jak nimi była ta pierwsza Boleść Maryi i wszystkie inne w niej już zawarte. ale z nieprzebranego Miłosierdzia Boskiego, możemy je uświęcić i do zasługi nadprzyrodzonej cierpień Jezusa podnieść, z Jego cierpieniami je łącząc, owszem jednocząc: w Jego cierpienia nasze zanurzając, w naszym każdym cierpieniu widząc jakby cząstkę cierpień przez Niego doznanych, jakby relikwie, jakby odłamki, jakby okruszyny z nieprzebranego Skarbu Zasług nieograniczonych, okrutną Jego Męką, w Której wszelkiego rodzaju cierpienia ludzkie się zamykały, nabytych. Kropla chociażby najbardziej różniącego się od wody morskiej płynu, w obszar morza wpuszczona, znika w nim niejako i staje się wodą jedną z morską wodą. Tak cierpienia nasze złączone z Cierpieniami Pana Jezusa zanurzone w otchłań morza Jego Cierpień, Jego Męki i strasznej Śmierci, w Oczach Ojca Przedwiecznego tak się z Jego Zasługami zespalają i takiej nabierają ceny, jakby to były cierpienia jak Boleści Maryi, jedynie ze współczucia z cierpieniami Jezusa doznane.

Każda godziwa sprawa nasza, o tyle ma przed Panem Bogiem Zasługi nadprzyrodzonej, o tyle na wieczne w niebie zasługuje nagrody, o ile podjętą i dokonaną jest w zjednoczeniu ze sprawami Pana Jezusa: Wszystko cokolwiek robicie, mówi Apostoł, w Imieniu Chrystusa czyńcie (Kol. 3, 17). ale ileż to spraw naszych i mniejszej i największej wagi bywa takich, w których nie łatwo nam być pewnymi, iż przez ich zjednoczenie ze sprawami Pana Jezusa, uświęcać je i do zasługi nadprzyrodzonej podnosić możemy. Bo chociaż i najobojętniejsze sprawy, byle godziwe, możemy tym sposobem taką intencją, taką pobudką uświęcać, ileż to ich jednakże bywa takich, w których nie możemy być pewni czy zgadzają się one z Wolą Boga: czy miłością własną lub inną namiętnością zaślepieni, nie poczytujemy sobie za godziwe albo choćby chwalebne, to co w istocie w Oczach Pana Boga tym wcale nie jest. O! ileż to, niestety, spraw naszych, które mieliśmy za zasłużalne przed Panem Bogiem, gdy będą roztrząsane przez Niego na Sądzie czekającym duszę zaraz po jej zejściu ze świata, znajdzie się wcale nie takimi za jakie je mieliśmy za życia! Ileż to ich okaże się skażonych miłością własną, będących nie tyle sprawami dla Pana Boga i wedle Jego Woli dopełnionymi, ile pochodzącymi jedynie z naturalnego tylko naszego w nich upodobania, z pominięciem najwyraźniejszych i najważniejszych naszych obowiązków. To co nazywamy fałszywą dewocją, fałszywą pobożnością, to jest oddawanie się jakowym ćwiczeniom pobożnym, albo ostrościom życia, z jakiegokolwiek powodu dla nas niewłaściwym, jest jednym z tych złudzeń, któremu łatwo podpadamy, jeżeli w rzeczach tyczących się wyjątkowego pod tym względem sposobu życia, nie idziemy za radą i wskazówką światłego przewodnika duchownego. Co więcej, choćby sprawy same z siebie chwalebne i pożytek przynoszące bliźniemu, jeżeli nie według Woli Pana Boga względem nas wykonywane, nie tylko pozbawione są wszelkiej przed Panem Bogiem zasługi, ale niekiedy niemałą szkodę przynoszą duszy, a dla drugich bywają powodem wielkiego zgorszenia i słusznego narzekania. Wtedy to stosują się i do nas te słowa, którymi Pan Bóg karcił Swój lud wybrany za to, iż chociaż dopełniał pewnych ćwiczeń pokutnych, dopełniał takowe jednakże nie według Pana Boga, nie z Woli Bożej ale z własnej. Przecieżeśmy pościli, wołali Izraelici do Pana Boga, a nie wejrzałeś. A na to odpowiedział im Pan Bóg: bo oto w dzień postu waszego, znajduje się wola wasza (Ks. Iz. 58, 3) bo dopełniając ćwiczeń pokutnych, nie dopełniacie ich według mojej, ale według własnej woli. Matka rodziny gdyby dla spełnienia miłosiernych uczynków poza domem, opuszczała swoje obowiązki względem dzieci; kapłan który dla oddawania się pracom apostolskim, zaniedbałby środków niezbędnych do własnego uświęcenia; każdy oddający się zajęciom chociażby najchwalebniejszym, ale albo stojącym na przeszkodzie jego wyłącznym obowiązkom lub pochłaniającym go ze szkodą własnej duszy — wszyscy tacy podpadają złudzeniom, a często na bardzo opłakane bezdroża wiodącym. Stąd też to dusze ostrożne, szczerze dbałe o zbawienie, pragnące we wszystkim tylko Wolę Bożą spełniać, nie ufając sobie, pamiętając jak łatwo pod tym względem złudzeniu ulegamy, w ciągłym niemal są frasunku, czy w tej lub owej czynności spełniają w istocie Wolę Bożą, czy tylko własną, zręcznie pod pozorem Woli Bożej się ukrywającą. I dlatego to dusze szczerze dążące do doskonałości, to jest pragnące w niczym nie schybić Woli Bożej względem nich, poddają się przewodnictwu duchownemu, i w nim najwłaściwiej szukają rozwiązania wszelkich co do tego wątpliwości. jeżeli zaś takowego znaleźć nie mogą, w wielkich bywają niepokojach.

Tymczasem gdy idzie o znoszenie cierpienia, żadnej już wątpliwości mieć nie powinniśmy, żadnego złudzenia się obawiać. Pewni być możemy, a pewnością rzadko kiedy ludzkim sprawom towarzyszącą, iż w takich razach Wolą jest Bożą, abyśmy cierpieniu zesłanemu lub dopuszczonemu na nas przez Boga, pokornie i z największą uległością się poddawali, jak tylko być może najcierpliwiej je znosząc. Pięknie też, a treściwie, wyraża to Święty Franciszek Salezy w tych kilku słowach. „Z większą pewnością nabywają się zasługi przez cierpienia, niżeli przez najmozolniejsze prace”.

Lecz żeby tym stawały się cierpienia, żeby nas uświęcały, niezbędnym jest, aby święcie znoszone były. Najłatwiej więc i jakby pierwszym krokiem żeby je w ten sposób przenosić, jest, abyśmy widząc jak cała moc uświęcenia przez cierpienie, w Maryi pochodziła z tego, iż Jej cierpienia były jak najściślej zjednoczone z Cierpieniami Pana Jezusa, — nasze cierpienia łączyli z cierpieniami Pana naszego. Takowe zaś jednoczenie ma tę potęgę, iż choćby cierpienia będące następstwem grzechu uświęcają, miłymi Panu Bogu czynią i wielkich zasług są dla nas polem. Boleść jakiej doznajemy z popełnionego grzechu, smutek ogarniający wtedy naszą duszę, niepokoje jakich doznajemy, ale zwłaszcza gorzki żal żeśmy się obrazy Pana Boga dopuścili, są to dla duszy wierzącej cierpienia przewyższające wszelkie inne cierpienia ludzkie. Otóż uświęcać je możemy, łącząc takowe z tegoż rodzaju cierpieniami które dopuścił na Siebie Pan Jezus, gdy grzechy wszystkich ludzi przyjął był na Siebie, i za nie w Ogrójcu tak żałował, tak się nimi smucił, takie na Siebie dopuścił trwogi, iż aż krwawy pot okrył całe Jego Boskie Ciało: I począł Jezus, mówi Ewangelia Święta, trwożyć się, tęsknić sobą i smutnym być (Mk 13, 33).

Ale usiłując naśladować Maryę w tej pierwszej, Jej Boleści, zjednoczonej jak tylko być może najściślej z Cierpieniami Pana Jezusa — przez jednoczenie z nimiż wszelkich naszych strapień, uważajmy, iż prócz tego sposobu uświęcania ich, mamy jeszcze i inny, którego Marya nie miała, a który nam to jeszcze bardziej ułatwia.

Oto, możemy i powinniśmy cierpienia nasze łączyć także z Boleściami Matki Przenajświętszej. Były i one same w sobie wzięte, nieprzebranym morzem cierpień i strapień. I w nich jak w oceanie Mąk przez Pana Jezusa doznanych, możemy zanurzać nasze cierpienia. A chociaż takowe chociażby najcięższe były, będą jakby kroplą wrzuconą w morze, właśnie przez takowe zlanie się z Boleściami Maryi, będą w Oczach Pana Boga jakby Jej własnymi Boleściami, a więc wyjednującymi dla nas Miłosierdzie Boskie i najpotrzebniejsze łaski dla uświęcenia się przez cierpienie, gdy nas ono dotknie.

Następnie drugą nauką daną nam przez Maryę w Jej pierwszej Boleści jest, żebyśmy pamiętali o tym, iż najwznioślejszy użytek jaki uczynić możemy z wszelkich Darów Boskich, jest oddanie Mu takowych; złożenie Mu ich w ofierze, jeżeli widzimy, iż taką jest Wola Jego. Bo właśnie tak postąpiła tu Przenajświętsza Panna, składając w Ofierze Bogu Ojcu, gdy wiedziała iż taką jest Wola Jego. to co miała i mieć mogła najdroższego, a nie tylko na ziemi, ale i w Niebie, bo Jezusa i Syna i Boga Swojego.

My rzeczywiście niczego właścicielami nie jesteśmy: wszystko co mamy i mieć możemy, otrzymujemy to od Pana Boga! Nie ma nic obrzydliwszego w Oczach Pana Boga, jak przywłaszczenie sobie przez nas bezwzględnej własności, niezależnej od Niego, nad darami przez Niego nam udzielonymi. I tak jest co do wszelkich darów natury, ale tym bardziej co do Darów nadprzyrodzonych, co do Łask, którymi nas wzbogacać raczy. Pan Bóg jest ostatecznym końcem, jedynym głównym celem, od którego i dla którego cokolwiek posiadamy, czy to w porządku naturalnym czy nadprzyrodzonym . Nie masz nic takiego co by nam udzielonym zostało na to tylko, żebyśmy się tym cieszyli i na własną tylko korzyść to spożytkowali. Gdybyśmy bowiem to czynili, w takim razie dobro, wszelką swoją własność traci i choćby w zło zamienić się może. Najwznioślejsze Dary nie tylko natury, ale i Łaski, niezużytkowane dla Pana Boga i według Woli Pana Boga, stają się szkodą dla duszy która je otrzymała, a szkodą tym większą im te Dary były szacowniejsze i rzadsze — jeżeli takowych zażywamy nie na to na co nam udzielone zostały, to jest nie na Chwałę Jego i na uznawanie Jego Najwyższej Władzy jak nad nami samymi, tak jak i nad wszystkim, co od Niego otrzymujemy. Czymże był grzech pierworodny, pod którego strasznymi następstwami jęczy ród ludzki i jęczeć będzie do końca świata, jeżeli nie tym właśnie, iż nieszczęśni pierwsi rodzice nasi, nie chcieli uznać najwyższej Władzy Pana Boga nad wszystkim, co im udzielonym było, i odważyli się przywłaszczyć sobie władzę nad jedynie jedną rzeczą, która im zakazaną była, to jest używanie pewnego owocu.

Wszystko odnosić powinniśmy do Pana Boga, we wszystkim szukać tylko spełniania Woli Jego, czy to nas więcej, czy mniej kosztuje, czy to po nas większej czy mniejszej wymaga ofiary. W tym zawiera się cała tajemnica uświęcenia, na tym zawisła najwyższa świętość. I tego właśnie, a w sposób najwznioślejszy jaki tylko być może, uczy nas Marya w pierwszej Boleści Swojej.

Czymże są wszelkie Dary, którymi Pan Bóg w całej hojności Swojej może obdarzyć jaką duszę, w porównaniu z darem jaki się dostał Maryi przez stanie się Matką Pana Jezusa. W Nim otrzymała Ona dar nad wszelkie dary, dar nad który wyższego już i Sam Pan Bóg w całej Swej nieograniczonej potędze dać nie mógł. Pociecha, szczęście w jakie z tego powodu opływała Jej Dusza, przechodziło wszelkie nasze wyobrażenie, bo było to szczęście jakiego zażywają Duchy Niebieskie w Niebie, a o którym powiada Apostoł, że: ani oko ludzkie widziało, ani ucho słyszało (1 Kor. 2, 9). A jednak gdy z tego właśnie przychodziło Maryi uczynić ofiarę Panu Bogu, gdy dla uznania Najwyższej Władzy Pana Boga nad Nią i nad tym darem nad darami który posiadała, nad Panem Jezusem, trzeba Jej było złożyć Go Bogu Ojcu w ofierze, a jeszcze i w jakiejże ofierze, bo w zaofiarowaniu Syna na najstraszniejszą Mękę i Śmierć najokrutniejsi — nie zawahała się ani na chwilę. Z Matki najszczęśliwszej
jaka pod słońcem kiedy być mogła, z Matki mającej w Swym Dziecięciu i Boga Swego, bez wahania się, bez najmniejszego oporu woli, zgadza się na to, żeby stać się Matką z matek najnieszczęśliwszą, Matką najboleśniejszą, bo Matką Tego który przez Samego Ducha Świętego zamianowanym został Mężem Boleści! (Ks. Iz. 50, 3).

Czyż więc po takim przykładzie złożenia Panu Bogu w ofierze tego, co tylko istocie stworzonej mogło być najdroższym, będziemy się wahać w złożeniu Panu Bogu w ofierze czegokolwiek, chociażby to nas najbardziej kosztowało, skoro się przekonamy iż taką jest Wola Jego Przenajświętsza?

Zawiera się tu w tej pierwszej Boleści Matki Przenajświętszej i inna jeszcze dla nas nauka, a bardzo wielkiej wagi. Tą zaś jest, iż na tym świecie, cierpienie jest nie tylko środkiem uświęcającym duszę, ale świątobliwości stróżem i jakby warunkiem, a w końcu przez to właśnie i jego nagrodą. Jest ono dla Wybranych tym na ziemi, czym w Niebie jest dla Błogosławionych widzenie Pana Boga: jest bowiem uwyraźnieniem się w oczach naszych Pana Boga, Jego wyraźniejszym objawieniem się nam, jest najniechybniejszym zadatkiem najobfitszych Jego Darów i nagród. Nie powinno więc nas zadziwiać to, iż im szczerzej pragniemy służyć Panu Bogu, im z większą rączością usiłujemy postępować na drodze uświęcenia się naszego, tym częstsze i cięższe spotykają nas strapienia. Według praw nadprzyrodzonego porządku, a z powodu naszej skażonej natury, inaczej być nie może. Miłość to i Mądrość Najwyższa tak postanowiła, a w dalszych rozpamiętywaniach naszych Boleści Przenajświętszej Matki, lepiej to zrozumiemy i wyjaśnimy sobie.

Jest to zaś tak dalece do uświęcenia nas niezbędnym, iż jeżeli dla znajdujących się na drodze wyższej doskonałości, opóźniają się cierpienia, nie powinniśmy przypuszczać, iż stanowimy w tym wyjątek, ale widzieć tylko, iż Pan nie znajdując nas jeszcze uzdolnionych do ich przenoszenia, uwzględnia naszą słabość. Gdy zaś nadchodzą, nie powinniśmy obawiać się, żeby były nad nasze siły, żeby nie były do nich zastosowane, tak żebyśmy je wsparci Łaską ponieść byli w stanie. Pan Bóg bowiem nie wymierza Swoich razów na oślep. Każdy On krzyż jakim nas obarcza, ściśle wymierza Nieomylną Mądrością Swoją; miłość i dobroć Jego z największą troskliwością obciosowuje, iż się tak wyrażę, każdy z krzyżów, nam przeznaczonych, żeby nam tyle tylko dolegał ile siły nasze znieść potrafią, o ile to niezbędnym jest do naszego uświęcenia. Tego zaś nie dostępujemy inaczej, jak przez mniej więcej ciężkie próby, a tymi próbami są właśnie wszelkiego rodzaju strapienia, będące z tego powodu i najpewniejszym dowodem, iż Pan Bóg nas me odrzuca, ale owszem, raczy w sposób szczególny przygarniać do Siebie. Wszelkie inne dowody tego, łatwo mogą być złudnymi; cierpienie jest nieomylnym znakiem, iż Pan Bóg ma na nas widoki Swego szczególnego miłosierdzia.

Słońce jest zawsze tą główną planetą, z której iskrzy się ciągle światło na całą ziemię i z której bezustannie wybucha ciepło wszystko w całej naturze ożywiające. ale gdy widnokrąg jest zamglony, i to światło mniej jaskrawię do nas dochodzi i ciepło mniej czuć się daje. Coś podobnego zachodzi w stosunku duszy z Panem Bogiem. Pan Bóg, Źródło i Dawca wszelkich Łask i Darów nadprzyrodzonych, zawsze gotów jest wzbogacać nimi dusze ludzkie. Gotów zawsze światłem wewnętrznym rozświecać nam najwznioślejsze Prawdy tyczące się Jego stosunku z nami, a ogniem Swojej Miłości zapalać serca nasze. ale gdy pomiędzy Nim, a nami, zapanuje ta mgła duchowa, którą otaczają nas uciechy doczesne, powodzenia ziemskie, i światło ona wewnętrzne, nadprzyrodzone przytłumia, i serca nasze w Miłości Pana Boga co najmniej oziębia, jeżeli jej zupełnie nie zamraża. Gdy wtedy cierpienie to najprędzej i najłatwiej takową mgłę rozprasza, więc ono to i przystęp światłu Bożemu do dusz naszych ułatwia i przeszkodę w doznaniu gorącości Miłości Jego usuwa.

To też dla duszy głęboko przejętej prawdami naszej Wiary Świętej, a przy tym nawykłej wpatrywać się w Pana Jezusa cierpiącego i Maryę bolejącą — cierpienia, gdy nadchodzą, przedstawiają się jakby posłanki niebieskie, w przykre wprawdzie dla natury naszej przybrane barwy, ale zwiastuny szczególnych łask Boskich. Są one podobne do Symeona, który gdy proroctwem swoim zapowiadał Matce Przenajświętszej Miecz boleści mający przeszyć Jej Serce, trzymał na ręku Pana Jezusa i potem Jej Go oddał, a z Nimi w Nim wszystkie Łaski, którymi wzbogacona, najsroższe Swoje cierpienia zamieniała na najwyższe przed Panem Bogiem zasługi i na najwyższe Swoje uświęcenie.

W tej Swojej Boleści, uczy nas także Marya obchodzić się w cierpieniach bez pociechy, jaką przynosić zwykło współczucie drugich. Trzeba nam być przygotowanymi na to, iż strapienia naszego albo nikt nie zrozumie, nie oceni, albo i uznając takowe, dzielić go z nami przez współubolewanie nie będzie. I taką właśnie była ta pierwsza Boleść Przenajświętszej Panny. Słów wyrzeczonych wtedy do Niej przez Symeona, a wtłaczających w Jej niepokalane serce ten pierwszy Miecz Boleści, nikt prócz Niej zrozumieć nie mógł i nikomu ich znaczenia nie wytłumaczyła. Sama więc całe brzemię smutków i goryczy, które wtedy zalały Jej serce, dźwigać musiała. Mogła powtórzyć w całej prawdzie te słowa które prorok Izajasz kładzie w usta Zbawiciela: Szukałem pocieszającego i nie znalazłem (Iz 52, 3). A Ona go choćby nie szukała, i w tym trzeba Ją nam, o ile nasza nędza zdobyć się na to może, naśladować.

Jest to jedną z własności, jednym z głównych warunków prawdziwego strapienia, iż bywa ono albo złe, albo wcale przez drugich niezrozumianym. Można choćby powiedzieć, iż gdy cierpienie wielkie współczucie w drugich obudzą, traci niejako połowę swojej ostrości. I dlatego, jeżeli Pan Bóg widzi potrzebę żebyśmy dla dobra duszy jak najmniej ulgi w cierpieniu doznali, tej właśnie ze współczucia drugich pozbawia nas pociechy. Cierpienie jest samo z siebie czymś jak najbardziej osobistym. Nie powinniśmy przeto spodziewać się, ani wymagać, żeby współczucie innych mogło Mu wyrównywać, mogło być odpowiednim. Dość nam być powinno na tym, gdy je napotykamy aby jakie, a i tych dusze rozmiłowane w krzyżach, nie tylko nie powinny szukać, ale choćby odsuwać je od siebie. Przy tym, gdy cierpiąc szukamy ulgi w współczuciu drugich, a jak to najczęściej bywa albo takowego nie znajdujemy wcale, albo nie wyrównujące naszej boleści, doznajemy z takowego zawodu wielkiego zesłabienia ducha, wtedy właśnie, kiedy najbardziej trzeba nam starać się o wewnętrzny spokój i wewnętrzną siłę. Serce zawiedzione wysileniem szukania ulgi w współczuciu ludzkim, wyszafowawszy na to sił, co mu jeszcze pozostawało, a nie dopiąwszy celu, spostrzeże iż rany swoje rozdrażniło, i iż mu jeszcze trudniej jak wprzódy przenosić cierpliwie ich doskwieranie. Najwłaściwiej jest przeto, cierpienia nasze o ile możności ukrywać przed drugimi. Współczucie bowiem z jakiegokolwiek powodu niewłaściwe, niedelikatne, bo i takie bywają, rozdrażnia nas tylko; nieodpowiedne zawodzi, osłabia ducha, a niekiedy do gorzkich skarg i wymówek przyprowadza, takie zaś które nam istotną ulgę przynosi, wielkiej nas zasługi zniesienia krzyża pozbawia, który wtedy jest w takowe najbogatszy, gdy nikt z ludzi dźwigać go nam nie dopomaga. Jest Pan Bóg, Któremu wszystko wiadome i który cierpienie zesłał lub przez ludzi dopuścił na mnie, a Który z nim lepiej, z większą miłością jakby to cały świat mógł uczynić, współczuje. Czegóż mi więcej potrzeba? Nic się nie dzieje bez Jego rozporządzenia, a zawsze najdobrotliwszego, najmędrszego, najsprawiedliwszego i najmiłosierniejszego. Ta jedna myśl, to silne przekonanie starczyć nam powinno za wszelkie współczucie ludzkie, a w tej myśli i w tern przekonaniu obawiać się zawodu nie możemy. Najobfitszych to błogosławieństw zapowiedzianych przez Zbawiciela cichym: Błogosławieni cisi (Mt 5, 3) dostępują właśnie ci, którzy w milczeniu cierpią, nie rozwodząc się w żalach, nie żebrząc u ludzi z tego powodu współczucia. Milczące to cierpienie, a zwłaszcza gdy jest wielkie, nadaje osobom doznającym takowego ten święty urok, który sprawia, iż sam widok ich jest jakby budującym kazaniem, a ściągając na nich najobfitsze inne Łaski, napełnia ich tą słodyczą ujmującą, i tym większą z cierpieniami bliźnich współczuciem, którą napotykamy tylko w osobach srodze dotkniętych jakiem strapieniem, ale starannie je przed drugimi ukrywających.

Tak zachowała się Marya w tej pierwszej Swojej Boleści, a która jak wiemy stała się już Boleścią całego Jej Życia. Starajmyż się i w tym korzystać z wielkiej wagi nauki jaką nam tu daje Przenajdroższa Matka nasza i najwyższa po Panu Jezusie Mistrzyni życia wewnętrznego.

A trzeba nam z tej pierwszej Boleści Maryi i tę jeszcze brać naukę i przestrogę, iż jak dla Niej Pan Jezus, Który do owej chwili był źródłem najwyższej pociechy, po proroctwie Symeonowym stał się powodem najsroższej i na całe Życie Boleści — tak podobnież i z nami dziać się będzie najczęściej. Źródła największej naszej radości, zamienić się mogą na powody najcięższych strapień. Kto byle trochę dłużej pożył, o! jakże się o tej prawdzie przekonał! Zdaje się iż niekiedy Pan Bóg zsyła nam pociechy przed nadejść mającymi cierpieniami, żeby serce pokrzepione pierwszymi te drugie tern mężniej przeniosło. Stąd też, dla osób mających już pewne doświadczenie życia, każda radość, każde weselenie się, jest niejako zapowiedzią mającego nadejść smutku. Koniec weselenia się smutek owłada (Przyp. 13 ,14) mówi Mędrzec Pański. Stąd też to pochodzą owe tajemnicze przeczucia, te jakieś niepokoje, te wyczekiwania zbliżającego się nieszczęścia, które nas ogarniają niekiedy wśród największych powodzeń. A przydarza się i to dość często, ze od chwili w której dostąpiło się wszystkiego co zdawało się nam szczęście zapewniać, właśnie się ono wtedy odwraca od nas, a rozpoczyna zasnuwać się pasmo najsmutniejszych dla nas kolei. Słowem w najrozmaitszy sposób euforii zamieniają się nam w smutki, już to nagle i niespodzianie, już stopniowo i nieznacznie. Niekiedy to czegośmy niecierpliwie wyglądali jako wielką pociechę, gdy nadejdzie, staje się powodem ciężkiego zmartwienia. Bardzo także często pociecha, chociażby godziwa, gdy przeminie, pozostawia nam w sercu jakąś gorycz, której gdyśmy tej pociechy doznawali, ani domyślaliśmy się, a którą ona jakby w zanadrzu ukrytą trzymała, żeby nas przy końcu nią obdarzyć. ale co jeszcze dziwniejsze, to iż gdy uczucie jakiego wielkiego strapienia przytłumionym w nas zostało wysiłkami cierpliwości na jakąś my się zdobyli, upływem czasu i roztargnieniami spowodowanymi spełnianiem naszych obowiązków,— jeżeli nadchodzi pociecha i serce nasze uśmiecha się do niej, zaledwie tam ona weszła, a rozbudza tern żywszą pamięć zmartwienia niezupełnie zapomnianego, i gorycz jego jeszcze trudniejszą do zniesienia czyni. I mało jest osób, zwłaszcza czulszych na doznane ciosy, które nie doświadczyłyby tego, iż już uśpione niejako zmartwienie, rozżywia się na nowo przy doznanej jakowej radości. Jest to według wyrażenia wielkiego poety ona „hydra pamiątek, która śpi w złe czasy, a w dobrych rozpuszcza swe szpony”.

Bo wreszcie na tej biednej ziemi, będącej miejscem naszego wygnania i próby, gdzie niestety tak łatwo nam zapomnieć o Panu Bogu i dopuścić się grzechu, gdzie według słów Pisma Świętego: Bojowaniem jest życie człowieka (Hiob 1, 7), cóż dziwnego iż z radościami smutki się splatają, i iż sameż euforii są to tylko najczęściej przyczajonymi smutkami. Wesele, radość, to co nazywamy pomyślnością, szczęściem, wszystko to nie pasuje z naszym życiem ziemskim: bywa tylko czymś przemijającym, wyjątkowym, a po większej części złudnym. Cierpienie zaś we wszelkich swoich postaciach, jest, bądź co bądź, kanwą, na której zasnuwa się rzeczywistość doczesnego życia każdego człowieka.

Ale w samymże cierpieniu, z rozporządzenia nieprzebranej Dobroci Pana Boga i Jego Najwyższej Mądrości, ukrywa się najprawdziwsza, najniechybniejsza pociecha, najrzeczywistsze szczęście. Cierpienie to bowiem odrywa nas od świata i do Pana Boga zwraca. Bylebyśmy nie stawili temu oporu, wszelkiego rodzaju strapienia najłatwiej i najprędzej jednoczą duszę z Panem Bogiem, i dlatego są one jedną z cech wybraństwa. Wschód Łaski Bożej, w największej liczbie dusz, bywa bardzo pochmurny, a niekiedy towarzyszą mu przerażające błyskawice i pioruny spadają. ale gdy to niebieskie słońce dochodzi swego południa, wszystkie chmury znikają na lazurowym widnokręgu, cisza największa zapanowuje, i tej już nic ziemskiego naruszyć nie zdolne. Przemieniać bowiem euforii w smutki jest dziełem tej ziemi, przeistaczać zaś w największe pociechy największe strapienia ludzkie, jest sprawą Łaski, która gdy w wyższym dostępuje się stopniu, ziemię na Niebo już za życia nam zamienia.

Na koniec pozostało jedna nauka którą nam daje Marya w pierwszej Swojej Boleści. Albowiem w ciągu życia naszego, jeżeli je poświęcimy Panu Bogu, w najrozmaitszy sposób przyjdzie nam doznawać czegoś podobnego do tego czego ona wtedy doznała. Główną bowiem cechą tej Boleści Przenajświętszej Panny było, iż Pan Jezus to był Jej Cierpień powodem. Otóż, toż samo będzie lub jest już z nami, gdy Pana Jezusa trzymać się nie przestajemy. Z tysiącznych przyczyn Jezus będzie dla wszystkich z nas powodem cierpienia. Mnóstwo jest rzeczy na ziemi, stanowiących wielką pociechę, a które trzeba nam złożyć w ofierze Panu Jezusowi, skoro bliżej za nim iść zapragniemy, albo z których, jeżeli zdobyć się na to nie mieliśmy dość odwagi, Sam On, najdobrotliwszym okrucieństwem, ogołocić nas nie omieszka. Tym będzie najpierw, doznawane prześladowanie przez ludzi, przez których, gdyśmy mniej miłowali Pana Jezusa, nie tylko prześladowani byśmy nie byli, ale wiele byśmy pociechy z ich przychylności dla nas doznawali. Prześladowanie zaś takowe, w najrozmaitszych stopniach i kształtach spaść na nas może. Dopuszczać się go będą albo złe języki światowców, najbardziej nieoszczędzających osoby drogi pobożności się trzymające, albo podejrzenia, niedowierzania, posądzenia, a choćby i zazdrości osób na tychże drogach będących i z wielu powodów nam drogich. W gronie rodzinnym, w pożyciu pod jednym iż dachem, pochodzić ono może od tych właśnie od których najboleśniej nam doznawać tego rodzaju przykrości i najtrudniej takowe przenosić. Jakże to wiele pożyć małżeńskich, albo stosunków dzieci z rodzicami, na pozór najszczęśliwszych, najprzykładniejszych skądinąd, bywa zatrutych delikatnym, nie objawiającym się przed obcymi, ale ciągłym i nader dotkliwym prześladowaniem jednych członków rodziny pragnących jak najwierniej służyć Panu Jezusowi, przez drugich albo obojętnych co do tego, albo i słabej wiary. Bo czyż kiedy mógł kto wierniej służyć Panu Bogu, bez tego rodzaju przeszkód? Tu mąż najzacniejszy i przywiązany, ileż co do spełnienia obowiązków religijnych, a tym bardziej ćwiczeń pobożnych, chociażby w najwłaściwszej mierze dopełnianych, stawić będzie żonie przeszkód, i z tego jedynie powodu umniejszać swoich dowodów ku niej miłości. Matka na największe poświęcenie gotowa dla swych dzieci, gdy będzie szło o to żeby które z nich, idąc za najwyraźniejszym Głosem Pana Boga, poświęciło się Mu wyłącznie, stawić będzie opór zacięty, żeby z Rąk Pana Jezusa wyrwać syna albo córkę. Ojciec pozazdrości ich Panu Bogu, i pieszcząc je wszystkie, surowo obchodzić się będzie z tern tylko, które mu przez całe życie ani cienia zmartwienia nie sprawiło, a to z tego jedynie powodu, iż pragnie ono wieść życie bardziej od pospolitego zapewniające zbawienie. Brat przytłumi w sobie miłość braterską i gwałtownie wystąpi, gdy po które z jego rodzeństwa Pan Jezus wyciągnie rękę, żeby się Mu na Służbę w zakonie lub stanie duchownym poświęciło.

O! jak nędznym jest świat! a co najsmutniejsze, iż najprzywiązańsi do nas i skądinąd dla nas najlepsi, najgwałtowniej przeciw nam występują w takich razach, i dlatego właśnie iż są dla nas drogimi, najtrudniejszym do zniesienia czynią nam swoje prześladowanie, do okrucieństwa niekiedy dochodzące.

Ale prócz tego rodzaju krzyżów, które spotyka dusza z powodu Jezusa, to jest gdy mu wierniej i lepiej chce służyć, ześle On na nas i najrozmaitsze innego rodzaju próby, dla utwierdzenia nas w Łasce i dla jej przyrostu. Im więcej miłować Go będziemy, tym częściej i dotkliwiej tego doświadczymy. Synu, powiada Mędrzec Pański, przystępując do Służby Bożej, przygotuj duszę twą na umartwienie (Ekkl. 2, 1). Niekiedy i sami ich sobie przysporzymy, nieroztropnym, nie dość rozważnym postępowaniem, jak się to szczególnie przydarza początkującym. To znowu, gdy się nam zdawać będzie żeśmy się już na drodze gorliwszego krzątania się około zbawienia pewien postęp uczynili, najniespodziewaniej dopuszczamy się upadku, a niekiedy i bardzo głęboko zapadamy. A co Pan Bóg dopuszcza, żeby nas z pychy wyleczyć i w pokorze utwierdzić.

Nareszcie ileż to dusza gorąco miłująca Pana Jezusa, doznać może i strapień wewnętrznych, w porównaniu z którymi największe cierpienia zewnętrzne są jakby niczym! Nadchodzi też dla niektórych i pora ostatecznego oczyszczenia d uszy; a wtedy przebywać ona musi próby, w których dla wyniszczenia w niej miłości własnej, dopuszcza na nią Dobroć i Mądrość Boska najrozmaitsze niepokoje, pokusy, zwątpienia, wewnętrzne ciemności, przyprawiające ją o istne konanie, podobne do Konania Pana Jezusa w Ogrojcu, które Go krwawym potem okryło. Bywa, iż gdyśmy za szczególną Łaską Pana Boga najbardziej kosztujące nas ofiary Mu złożyli z miłości Pana Jezusa; gdyśmy się najzupełniej odwrócili już od świata i wyrzekli wszelkich jego chociażby i godziwych uciech; gdyśmy z tegoż powodu zerwali najmilsze dla nas stosunki,— słowem, gdyśmy dowiedli Panu Bogu, iż już tylko Jego pragniemy i Jego jedynie szukamy — wtedy to właśnie On jakby znika przed nami, jakby odwraca od nas Swoje Święte Oblicze, i niby wśród ciemnej nocy pozostawia nas na bezdrożu. Wtedy to dzieje się z duszą coś strasznego! Tak jak po zachodzie słońca jesiennego, gdy skryje się tarcza jego pod ziemię, — nad rzekami, nad łąkami, nad bagniskami, nad lasami, nad wszystkim, co przedtem oświecone słońcem tak pięknie wyglądało — unosi się gęsta mgła i cały krajobraz w najdziwaczniejszych przedstawia nam kształtach, tak coś podobnego dzieje się w duszy, gdy spodoba się Panu Bogu, po pewnym czasie gorliwszej Mu Służby, a zawsze w widokach Jego Dobroci, nie tylko pozbawić ją uczucia Jego obecności, ale i w wielkie wewnętrzne ciemności pogrążyć. Wśród owej gęstej mgły otaczającej wtedy umysł, przeszłe grzechy, chociaż Sakramentem Pokuty zmazane i łzami najszczerszego żalu do grobu złożone, występują z niego jak straszne upiory, chcące w nas wmówić iż żyją. A z drugiej strony nasze niedoskonałości, nasze upadki mimowolne, bo nieoddzielne od nędzy ludzkiej, myśli najohydniejsze mimo chęci naszej nas nagabujące, pokusy jakich się choćby nigdy dotąd nie doznawało i o nich pojęcia nie miało, obok tego zdrętwienie serca na wszystko co się do Pana Boga odnosi — wszystko to sprzysięga się wtedy na nas, i wprawia biedną duszę w uciski, niepokoje, smutki i trwogi, o jakich nigdy ani wyobrażenia nie mieliśmy i ani przypuszczać coś podobnego nie mogliśmy.

Wszakże na najwybrańsze to tylko i powołane do najwyższej doskonałości dusze, tego rodzaju próby zsyła Pan Bóg. I dla takich więc Jezus staje się powodem cierpienia, a na to jedynie, żeby, gdy z takowej próby zwycięsko wyjdą, nie tylko ostatecznie je uświęcić, ale i w świątobliwości niejako na zawsze już utwierdzić. ale niestety! nie każda z tak uprzywilejowanych dusz, odpowiada dość wiernie Łaskom w tego rodzaju próbach zawartych. A wtedy, albo z drogi wyższej pobożności zupełnie schodzi, albo pozostając na niej, mały postęp czyni, z ciągłym wyrzutem sumienia, iż nie doszła tam gdzie dojść mogła była. A tak i co do tego spełniają się słowa wyrzeczone przez Symeona do Maryi przy ofiarowaniu Pana Jezusa w Świątyni, to jest przy Jej pierwszej Boleści, gdy powiedział ten święty starzec wskazując na Boskie Dzieciątko: Oto Ten położon jest na upadek i na powstanie wielu, i na znak któremu sprzeciwiać się będą (Łk 2, 39). Jakby mówił: „Tak jak Twoją własną duszę przeniknie Miecz Boleści, który już odtąd nie wyjdzie z Twojego serca, i różnych cierpień doznasz z powodu Pana Jezusa, z powodu Twojej ku Niemu niezmiernej Miłości — tak i wszystkie dusze wybrane, z tegoż powodu doznawać będą najrozmaitszych strapień”. Strapienia zaś te pochodzić mogą już to od ludzi sprzeciwiających się Panu Jezusowi, za Którym takie dusze chcą iść jak najbliżej, już od nichże samych, gdy na tej drodze nie dość rączo postępować będą, już wreszcie od Samego Pana Boga, gdy On nimi jaką duszę do wyjątkowej, a wysokiej doskonałości powołując, wyjątkowymi krzyżami próbować, oczyszczać i uświęcać uzna potrzebę.

W tej więc pierwszej Boleści Swojej, a która była i początkiem i streszczeniem wszystkich Jej Cierpień i trwała całe Jej Życie, daje nam Najdroższa nasza Matka niebieska na całe też i nasze życie najpotrzebniejszą, najważniejszą naukę, a którą nigdy z pamięci tracić nie powinniśmy. Tą zaś jest, iż cierpienie w jakiejkolwiek postaci i stopniu nas spotyka jest niezawodną cechą wybraństwa, a stąd przenoszone tak jak tę Swoją Boleść przenosiła Marya, to jest jednocząc nasze cierpienia z Cierpieniami Pana Jezusa, nie szukając na nich pociechy u ludzi, a im one cięższe widząc w nich tym wyraźniejsze dowody szczególnych na nas widoków Miłosierdzia Bożego — nie tylko najniewątpliwiej zapewniamy sobie zbawienie, ale również i najłatwiej do wyższej dojść doskonałości, najprędzej uświęcić się możemy.

O! najdroższa i najmiłościwsza Matko Bolesna. Tyś dla wyuczenia nas tego, tej pierwszej Twojej Boleści doznała; na to ją Pan Bóg na Ciebie dopuścił,— dajże nam z tej nauki tyle Cię kosztującej korzystać jak najobficiej, a zwłaszcza pamiętać na nią, gdy się na nas jakie krzyże zwalą.

A teraz myślą powróćmy z Maryą do Nazaretu, gdzie udała się Ona z Dzieciątkiem Jezus, po złożeniu Go w ofierze w świątyni Jerozolimskiej, a udała się z Sercem już tym pierwszym Mieczem Jej Boleści przeszytym. Aniołowie zwykle Ją otaczający, towarzyszą Jej z najgłębszym uszanowaniem, i cześć oddając smutkom zalewającym wtedy Jej Niepokalaną Duszę, zaczynają w nich zapoznawać się z Tajemnicami Męki Pańskiej, która miała stać się przedmiotem ich podziwu i zachwytu na całą wieczność. Wyszła wtedy Przenajświętsza Matka jakby z narzędziem Swojej znowu Męki na rękach, bo niosąc Pana Jezusa, Który od przepowiedni Symeona stał się już dla Niej tylko powodem najcięższego smutku, z przewidywania i oczekiwania tego, co Go niechybnie czeka. Dźwiga Go u dziewiczych piersi, jak kiedyś Pan Jezus dźwigać będzie na Barkach krzyż Swój idąc na Kalwarię, a przyciska do Serca z tą większą Miłością i z tą sroższą Boleścią, im pewniejsza iż Go to nie minie. A te Serca Pana Jezusa i Maryi obok Siebie bijące, jakaż Miłość niezmierna ku nam nędznym ludziom przepełniała! Dla Niej to, z tej to Miłości dopiero co zaofiarował się Syn Boży Ojcu Przedwiecznemu, i z tej też Miłości ku nam, Matka Przenajświętsza złożyła z Niego za wykup nasz, Najwyższemu Stwórcy ofiarę.

Przebywszy doliny otaczające Jerozolimę, idąc ponad strumieniami zraszającymi pola przy drodze wiodącej do Nazaretu, weszła do tego cichego miasteczka i znalazła się w Swym ubogim mieszkaniu, bogata wprawdzie Skarbem Niebieskim, Który do niego wniosła, ale z Mieczem pierwszej Boleści coraz to głębiej wtłaczać się mającym w Jej Serce. Przed czterdziestu dniami przybyła tu najszczęśliwszą z Matek, teraz przychodziła, po zaofiarowaniu Swego Boskiego Syna na najcięższe Męki i śmierć krzyżową. O! jakżesz inną wracała do Nazaretu od tego jaką była udając się stąd do Świątyni Jerozolimskiej! Tylko czterdzieści dni upłynęło, a cóż za zmiana losu dla Niej! Pan Jezus przedtem najwyższa Jej Pociecha, stał się odtąd Źródłem Jej najcięższych Boleści!

A ileż-to razy coś podobnego i z nami się zdarzyło, lub zdarzać będzie.

Uczcijmy Siedem Boleści Najświętszej Maryi Panny modlitwą Św. Bonawentury oraz Koronką i Litanią do Matki Boskiej Bolesnej:

Uczczenie Matki Boskiej Bolesnej.

Źródło: Arka pociechy 1880

V. Boże! wejrzyj ku wspomożeniu mojemu.

R. Panie! pośpiesz ku ratunkowi mojemu.

V. Chwała Ojcu i Synowi, i Duchowi Świętemu.

R. Jak była na początku, teraz i zawsze, i na wieki wieków. Amen.

  1. Użalam się nad Tobą, O Matko najboleśniejsza, dla tego smutku, który ogarnął Serce Twe najczulsze w chwili proroctwa Świętego Starca Symeona. O Matko najmilsza! przez Serce Twoje tak zasmucone, uproś mi cnotę pokory i dar Świętej Bojaźni Bożej.
Ave Maria Doloribus plena, Crucifixus tecum, lacrimabilis tu in mulieribus et lacrimabilis Fructus Ventris Tui, Iesus.

— Sancta Maria, Mater Crucifixi lacrimas impertire nobis crucifixoribus Filii Tui, nunc et in hora mortis nostrae. Amen.

Zdrowaś Maryo, Boleści pełna, ukrzyżowany z Tobą, najboleśniejsza między niewiastami i bolesny Owoc Żywota Twojego, Jezus.

— Święta Maryo, Matko Ukrzyżowanego, módl się za nami krzyżującymi Syna Twojego, i wyjednaj nam łzy pokuty teraz i w godzinę śmierci naszej naszej. Amen.

100 dni odpustu za każdy raz pozwolił Pius IX dnia 23 Grudnia 1847r.

  1. Użalam się nad Tobą, o Matko najboleśniejsza, dla tej trwogi, która przejmowała Twe Serce najtkiwsze w ucieczce do Egiptu i w czasie Twego tam pobytu. O Maryo najmilsza! przez Serce Twoje tak zatrwożone uproś mi litość względem ubogich i dar pobożności.

Zdrowaś Marya.

  1. Użalam się nad Tobą, o Maryjo najboleśniejsza, dla tej tęsknoty, w jaką popadło Twe najtroskliwsze Serce czasu zgubienia drogiego Jezusa Twojego. O Matko najmilsza! przez Serce Twoje taką tęsknotą ściśnione, uproś mi cnotę czystości i dar umiejętności.

Zdrowaś Marya.

  1. Użalam się nad Tobą, o Matko najboleśniejsza, dla tej boleści, którą jęknęło Macierzyńskie Serce Twoje w spotkaniu Jezusa Krzyż dźwigającego. O Matko najmilsza! przez Serce Twoje tak pełne miłości a tak rozbolałe, uproś mi cnotę cierpliwości i dar mocy.

Zdrowaś Marya.

  1. Użalam się nad Tobą, o Matko najboleśniejsza, dla tego męczeństwa, którego doznało mężne Serce Twoje patrząc na konanie ukochanego Syna Twego. O Matko najmilsza! przez Serce Twoje tak współ umęczone, uproś mi cnotę wstrzemięźliwości i dar dobrej rady.

Zdrowaś Marya.

  1. Użalam się nad Tobą, o Matko najboleśniejsza, dla tej Rany, które litościwemu Sercu Twemu zadało uderzenie włócznią w Serce Syna Twego. O Matko najmilsza! przez Serce Twoje tak okrutnie przeszyte uproś mi cnotę miłości bliźniego i dar rozumu.

Zdrowaś Marya.

  1. Użalam się nad Tobą, o Matko najboleśniejsza, dla tego ostatniego ciosu, który wytrzymało Serce Twe najmiłosierniejsze w chwili pogrzebu Jezusa Syna Twego. O Matko najmilsza! przez Serce Twoje tą ostatnią boleścią do szczętu złamane, uproś mi cnotę pilności i dar mądrości.

Zdrowaś Marya.

Litania o Siedmiu Boleściach Najświętszej Maryi Panny

Źródło: Wianek różany 1853

Kyrie elejson! Chryste elejson! Kyrie elejson!

Chryste, usłysz nas! Chryste, wysłuchaj nas!

Ojcze z Nieba Boże, zmiłuj się nad nami!

Synu Odkupicielu świata, Boże,

Duchu Święty Boże,

Święta Trójco Jedyny Boże,

Święta Maryo, Matko Bolesna, módl się za nami!

Święta Maryo, Któraś nie znalazła miejsca w gospodzie,

Święta Maryo, Któraś zmuszona była szukać przytułku w stajence,

Święta Maryo, Któraś Twego Pierworodnego w żłóbku złożyła,

Święta Maryo, Któraś krwawemu Obrzezaniu Syna Twojego obecną była,

Święta Maryo, Której powiedziano, iż Syn Twój położon jest na znak, któremu sprzeciwiać się będą,

Święta Maryo, Której wyprorokowano, iż duszę Twą własną miecz boleści przeszyje,

Święta Maryo, Któraś z Synem do Egiptu uchodzić musiała,

Święta Maryo, Któraś rzezią niewiniątek przerażoną była,

Święta Maryo, Któraś dwunastoletniego Syna Twego w Jeruzalem zgubionego przez trzy dni żałośnie szukała,

Święta Maryo, Któraś ciągle na nienawiść żydów ku Synowi Twemu patrzała,

Święta Maryo, Któraś Męki i Śmierci Syna Twojego obraz bezustannie w sercu nosiła,

Święta Maryo, Któraś w dniu Ostatniej Wieczerzy Syna do Jeruzalem na Mękę idącego ze smutkiem pożegnała,

Święta Maryo, Któraś Mękę Ogrójcową i krwawy pot Syna Twojego na modlitwie wylany, Sercem Matki przeczuwała,

Święta Maryo, Któraś o Synu przez Judasza zdradzonym, a powrozami skrępowanym, z Ogrójca wiedzionym wieść odebrała,

Święta Maryo, Któraś Syna jakoby złoczyńcę przed sąd kapłanów stawionego widziała, Któraś na Syna fałszywych świadków zeznania słuchała,

Święta Maryo, Któraś okrutny policzek przez Najdroższego Syna Twojego odebrany na Sercu uczuła,

Święta Maryo, Któraś obelgi od żydów i żołnierzy na Syna Twego bezbożnie miotane słyszała,

Święta Maryo, Któraś Syna biczami sieczonego i cierniem koronowanego ujrzała,

Święta Maryo, Któraś bezbożny, a haniebny wyrok śmierci na Syna Twego wydany słyszała,

Święta Maryo, Któraś Syna Twego Krzyż niosącego spotkała,

Święta Maryo, Któraś łoskotu przybijania gwoźdźmi Rąk i Nóg Syna Twojego słuchała,

Święta Maryo, Któraś ostatnie słowa Syna Twojego na Krzyżu do Serca przyjmowała,

Święta Maryo, Któraś konaniu Syna Twojego obecną była,

Święta Maryo, Któraś zmarłe Ciało Syna Twojego z Krzyża zdjęte na Macierzyńskie Łono Swoje przyjęła,

Święta Maryo, Któraś od grobu Syna Twojego cała zbolała do domu wracała,

Święta Maryo, Królowo Męczenników,

Święta Maryo, Zwierciadło wszystkich utrapień,

Święta Maryo, Morze goryczy,

Święta Maryo, Opiekunko bolejących,

Święta Maryo, Wspomożycielko stroskanych,

Święta Maryo. najszczodrobliwsza pocieszycielko chorobą złożonych,

Święta Maryo, mocy najpotężniejsza słabych,

Święta Maryo, pewna Ucieczko grzeszników,

Przez okrutną mękę i śmierć Syna Twojego, wybaw nas, o Królowo Męczenników.

Przez najcięższe Boleści Serca Twojego,

Przez największe smutki i utrapienia Twoje,

Przez straszne uciski Twoje,

Przez łzy i łkania Twoje,

Przez wszystkie Macierzyńskie współubolewania Twoje,

Przez przemożne pośrednictwo Twoje,

Od niepomiarkowanego smutku, Zachowaj nas, o Matko Najboleśniejsza.

Od upadku na duchu,

Od trwożliwego umysłu,

Od niechętnego znoszenia wszelkich cierpień,

Od rozpaczy i braku nadziei w Miłosierdziu Bożym,

Od wszelkiej okazji i niebezpieczeństwa zgrzeszenia,

Od sideł szatańskich,

Od zatwardziałości serca,

Od ostatecznej niepokuty,

Od nagłej i niespodziewanej śmierci,

Od potępienia wiecznego,

My grzeszni Ciebie prosimy, wysłuchaj nas, Matko!

Abyś nas w wierze prawdziwej, nadziei i miłości Świętej Opieką Twoją utrzymywać raczyła, Ciebie prosimy, wysłuchaj nas, Matko.

Abyś nam u Syna Twojego za grzechy nasze doskonałą skruchę i pokutę wyjednać raczyła,

Abyś wzywającym Cię, pociechę i ratunek Twój udzielać raczyła,

Abyś nas w chwili konania wspierać najszczególniej raczyła,

Abyś nam w stanie łaski zejście ze świata tego wyjednać raczyła,

O Matko Boska, pełna Łaski, Ciebie prosimy, wysłuchaj nas.

Matko najboleśniejsza, Ciebie błagamy, zmiłuj się nad nami.

Baranku Boży, któryś wobec Matki Twojej przez trzy godziny na Krzyżu wisiał przez boleści tejże Matki Twojej w ten czas doznane, przepuść nam Panie.

Baranku Boży, któryś wobec Matki Twojej Bogu Ojcu Ducha oddał, przez boleści tejże Matki Twojej w ten czas doznane, wysłuchaj nas Panie.

Baranku Boży, któryś wobec Matki Twojej z Krzyża nieżywy zdjęty, na Jej Łono złożony został, przez boleści tejże Matki Twojej w ten czas doznane, zmiłuj się nad nami!

Chryste, usłysz nas! Chryste, wysłuchaj nas!

Kyrie elejson! Chryste elejson! Kyrie elejson!

Ojcze nasz… Zdrowaś Marya… Chwała Ojcu…

V. Módl się za nami Matko najboleśniejsza.

R. Teraz i w godzinę śmierci naszej.

V. Panie! wysłuchaj modlitwy nasze.

R. A wołanie nasze niech do Ciebie przyjdzie.

V. Módlmy się: Niech raczy wstawić się za nami, prosimy Panie Jezu Chryste, teraz i w godzinę śmierci naszej do miłosierdzia Twojego, Błogosławiona Marya Panna, Matka Twoja, której Przenajświętszą Duszę w chwili Męki i Śmierci Twojej miecz boleści przeszył. Przez Ciebie Jezu Chryste, Zbawco świata, który z Ojcem i Duchem Świętym żyjesz i królujesz, Bóg po wszystkie wieki wieków.

R. Amen.

Idź do oryginalnego materiału