Magdalena Lamparska: Żeby nie zgubić się w chaotycznym świecie, Pan Bóg musi być na pierwszym miejscu

stacja7.pl 1 rok temu

W podcaście Marcina Zielińskiego „Rozpal Wiarę”, Magdalena Lamparska – polska aktorka telewizyjna, filmowa i teatralna, opowiedziała m.in. o powołaniu, stereotypach i wierze w „wielkim mieście”, a także o odpowiedzialności za Kościół.

„Coraz więcej osób zaczyna mówić otwarcie o swojej wierze”

Często spotykam się ze stwierdzeniem, iż wśród osób sławnych czy publicznych, mało osób wierzy. Ale to jest nieprawda! Nie kultywujmy takich stereotypów! To co ja widzę, to co ja spotykam coraz więcej osób zaczyna otwarcie mówić o tym, mają potrzebę rozmawiania o Bogu, albo umawiania się, „chodź, idziemy razem do kościoła, z dziećmi”. Mamy takich przyjaciół, z którymi regularnie umawiamy się na Mszę świętą, a potem na lody. Stało się to naszą „tradycją”.

Każdy z nas wie, iż życie bywa różne i każdy z nas doświadczył różnych rzeczy i często doświadczam komentarzy: „bo ty jesteś słaba, dlatego wierzysz”. Ja wtedy mówię, iż właśnie dziękuję Bogu, iż mogę być słaba! Bo wtedy On mnie nosi na plecach. I nie muszę tego robić sama! Bo nie dałabym rady.

Dziękuję Bogu, iż mogę być słaba! Bo wtedy On mnie nosi na plecach. I nie muszę tego robić sama! Bo nie dałabym rady.

„Przed rozmową z mężem, modlę się do Boga”

Instagramowe laurki małżeńskie są fajne na zdjęciach, ale to, co dla nas jest najważniejsze z Bartkiem, to żeby ze sobą rozmawiać. Często ludzie nie rozmawiają ze sobą, bo nie mają na to czasu, potem nie mają o czym, potem już jest za późno, bo się tyle uzbiera, iż druga osoba nie unosi tego. I wydaje mi się, iż taka szczera rozmowa jest kluczowa do tego, by iść w związku dalej i żeby się nie rozminąć, a rozminąć można się bardzo szybko.

Ja zawsze przez rozmową z Bartkiem mówię sobie tak: „Boże, pozwól mi nie tylko słyszeć mojego męża, ale usłyszeć. Pozwól mi nie tylko widzieć to, co on chce mi pokazać, ale również zobaczyć.” Bo to jest trochę tak, iż to są takie argumenty: bo ty to, bo ja to… To, co mówimy drugiej osobie, nie mówimy z perspektywy złości, tylko staram się przyjąć to i wiem, nad czym mam pracować, nie obruszam się na to, bo wiem, iż on to mówi po to, bo mu na czymś zależy.

„Patrzę na wiarę jako na dar, łaskę”

Pierwszy stereotyp, z którym często się spotykam jako osoba publiczna, to jest to, iż dostaje pytanie: „ale serio, ty tak bardzo wierzysz?!”. I zawsze wtedy odpowiadam: „no słuchaj, nie da się bardzo wierzyć. Albo wierzysz, albo nie wierzysz”. Patrzę na wiarę jako na dar, łaskę i wiadomo, iż jestem osobą, która urodziła się w rodzinie wierzącej, rodzinnie chodziliśmy do kościoła, od dziecka jestem osobą, która raczej zadaje pytania, a nie jest przykładną dziewczynką, która patrzy zapatrzona, ale która szuka odpowiedzi, która nie rozumie księdza, który coś mówi, nie wie po co ksiądz coś mówi i to zadawanie pytań utrzymywało mnie cały czas w relacji z Panem Bogiem, która wiadomo, iż była czasami różna i jest różna, ale to pragnienie poznania było bardzo duże.

Oczywiście, są takie sytuacje związane z naszą kulturą, które nie pomagają w artykułowaniu i głośnemu mówieniu: „jestem osobą wierzącą”. Od razu jest ciąg skojarzeń, iż jesteś z jakiejś partii. I to najbardziej mnie martwi – nasz Kościół stał się polityczny. I to jest bardzo trudne do tego, żeby zostać w Kościele.

„Kościół to nie budynek, to nie są księża”

Kościół to nie jest budynek, to nie są księża, to jesteśmy my! I kiedy ktoś odchodzi z kościoła, to jest to też moja wina. Ja czuję odpowiedzialność za Kościół. Ostatnio osoba, która jest niewierząca zapytała mnie: „jak ty możesz wierzyć, skoro takie rzeczy się wydarzają w Kościele? Czy ty czujesz odpowiedzialność?”. Tak, czuję! Nie zgadzam się z tym, oczekuję od instytucji Kościoła, iż coś z tym zrobi, dla nas, dla wspólnoty. Nie dla osób niewierzących, dla których jest to kolejny argument, by oczernić Kościół, ale dla mnie, która chodzi do kościoła. Ja chcę, żeby osoby, które dopuszczały się takich skandalicznych rzeczy poniosły karę, a nie były ukrywane. Jeśli ktoś odchodzi z Kościoła, to jest mi smutno, iż nie znalazł argumentów, by tam zostać. Że nie doznał dobra i ciekawości rozwoju relacji z Bogiem, żeby zostać. I jest mi po prostu smutno.

„Są sytuacje, w których nie wiem jaką decyzję podjąć, wtedy się modlę”

Relacja z Bogiem i w ogóle wiara, to jest coś takiego, iż musisz być przykładem po to, żeby osoba, która nie jest wierząca tak się zakochała w tobie, w tym co robisz i powiedziała: „wow, też tak chcę!”.

Dobro wynika z tego, żeby patrzeć na drugą osobę z uważnością i łagodnością, z zainteresowaniem, bo może on akurat teraz potrzebuje jakiejś pomocnej ręki, rozmowy, wsparcia i ja też sama korzystam z takiej pomocy. Często tak się zdarza, iż ktoś akurat dzwoni w momencie, kiedy potrzebuję tej pomocy, żeby pogadać. Myślę, iż tyle jesteśmy warci, ile jesteśmy w stanie dać innym.

Bywają dni słabe, bywają dni, kiedy się poddaję. Bywają dni, kiedy „ciemne chmury” są nade mną, ale szukam pomocy. Są sytuacje, w których nie wiem jaką decyzję podjąć, wtedy się modlę, oddaję Panu Bogu to, czego sama nie mogę unieść. Nic nie jest czarno-białe i każda relacja wymaga pracy. Taka naprawdę szczera relacja z Panem Bogiem tu i teraz daje nam porządek wewnętrzny. Świat jest chaotyczny, żeby się w nim nie zgubić, uważam, iż Pan Bóg musi być na pierwszym miejscu.

Posłuchaj całej rozmowy:

Marcin Zieliński/YouTube, zś/Stacja7

atom
Idź do oryginalnego materiału