Choć przeraża ich wizja anonimowej śmierci, wielokrotnie umierają młodo, w samotności i zapomnieniu. Jako nierozpoznani przez nikogo bezdomni, spoczywają w grobach umieszczonych na peryferiach cmentarza, opatrzonych tabliczką NN (nazwisko nieznane – przyp. red.). Dzieje się tak dlatego, iż bardzo trudno jest ustalić tożsamość kogoś, kto odszedł na ulicy (często nie mając ze sobą dokumentów). Jest jednak ktoś, kto dba o godność tych ludzi – i to nie tylko za ich życia, ale również po śmierci.
„Wezwałem Cię po imieniu”
Mowa o pracownikach i braciach kapucynach z krakowskiego Dzieła Pomocy św. O. Pio, którzy od 18 lat wspierają bezdomnych w drodze do samodzielności. Zależy im, żeby ich podopieczni mogli godnie żyć, ale i tak samo odchodzić.
W tym roku, wraz z bezdomnymi z Centrum Integracji Społecznej, samodzielnie zrobili 50 tabliczek z cytatem z Księgi Izajasza: „Wezwałem Cię po imieniu”. Rysowanie, wypalanie, aż w końcu malowanie napisu na desce to efekt pieczołowitej pracy uczestników CIS. Do każdej tabliczki wykonali drewniany płotek, by na koniec, jedno i drugie umieścić na krakowskich cmentarzach. A konkretnie: na grobach osób, których tożsamości nie udało się ustalić.
Na miejscach spoczynku ludzi, którzy odeszli anonimowo, widnieje napis „NN”, czyli „nazwisko nieznane”. „Mamy świadomość, iż o tych osobach nikt już nie pamięta i chcemy pokazać, iż Pan Bóg ma ich w swoim sercu, iż zna ich imiona. W rzeczywistości to nie są przecież anonimowe osoby” – mówi Wojciech Popielak, trener zawodu w Dziele Pomocy św. Ojca Pio.
Bezdomni: zadbani, elokwentni, często wykształceni
Gdy myślimy o bezdomnych, oczami wyobraźni widzimy zaniedbanych degeneratów, którzy spędzają noce pod mostem albo na parkowej ławce. Zwykle patrzymy na nich z pogardą – w końcu przecież „sami sobie zgotowali taki los”.
„Dzięki Dziele Pomocy O. Pio możemy poznać prawdę o tych ludziach. Pomagamy około 1600 potrzebującym, a wśród nich są osoby, o których nikt z nas nigdy by nie pomyślał, iż borykają się z bezdomnością. Zadbani, elokwentni, często wykształceni. Jednak w pewnym momencie życia, coś poszło nie tak: wypadek, zadłużenie, rozwód. Bezdomności wielokrotnie towarzyszy samotność i brak bliskich, zaufanych relacji” – wyjaśnia Justyna Nosek z Dzieła Pomocy św. Ojca Pio.
Pani Ania pięknie szyje, pan Andrzej uwielbia rysować, a pan Przemek marzy o podróży do Nowej Zelandii. Dzieło Pomocy św. O. Pio to dom, w którym wszyscy mówią sobie po imieniu. Osoby borykające się z bezdomnością często uwikłane są w problemy, z którymi nie potrafią samodzielnie sobie poradzić. Niejednokrotnie dźwigają bagaż złych doświadczeń z dzieciństwa. Pochodzą z przemocowego domu lub mają za sobą rozwód, ciężkie choroby czy traumy związane ze śmiercią bliskich. „Ale czy to, iż komuś coś nie wyszło, oznacza iż jego życie jest bezwartościowe i spisane na straty? Przeciwnie! Od tych osób często możemy się czegoś nauczyć” – dodaje.
Pan Wojciech i cukrowa wata z odpustu
Jeden z pracowników socjalnych Dzieła – Mateusz Bałut, który towarzyszył bezdomnemu panu Wojciechowi aż do śmierci, tak wspomina relację ze swoim podopiecznym: „Przeżyliśmy wiele różnych perypetii, niekiedy smutnych, niekiedy wesołych. Po długich rozmowach, dał się przekonać do pobytu w noclegowni dla bezdomnych mężczyzn. Tam odżył, dzięki czemu na jego twarzy i w jego oczach coraz częściej gościł uśmiech. Złożyliśmy wniosek o lokal socjalny. Pan Wojciech dostał się choćby na listę mieszkaniową i oczekiwał własnego mieszkania”.
Jedno wspomnienie związane z panem Wojciechem wzrusza go jednak szczególnie. Podopieczny zaprosił go kiedyś na odpust w pobliskiej parafii, obiecując zakup waty cukrowej. Mateusz miał tego dnia dużo pracy i nie udało mu się dotrzeć na umówione spotkanie. „Podczas konsultacji w gabinecie, zadzwonili z recepcji, iż mam gościa. Gdy w drzwiach zobaczyłem pana Wojciecha z przyniesioną z odpustu watą cukrową, o mało nie padłem z wrażenia” – wspomina. „Wierzę, iż cieszy się teraz przebywaniem w obecności Taty Niebieskiego. Lokal socjalny zamieniono panu Wojciechowi na lokal wieczny, gdzie nie ma limitów ani kolejek”.
Dom, w którym dzieją się prawdziwe cuda
Każdego dnia, Dzieło Pomocy św. O. Pio odwiedza blisko setka potrzebujących osób. Przychodzą po kanapkę, kawę czy herbatę. Mogą wykąpać się albo uprać ubrania. Korzystają z doradztwa zawodowego czy pomocy socjalnej, mieszkaniowej, a choćby duchowej. „Chcemy, żeby to miejsce było namiastką domu. Żeby przychodzące tutaj osoby nawiązywały relacje, które będą zmieniać ich życie” – mówi Jolanta Kaczmarczyk, zastępca Dzieła Pomocy św. O. Pio. Dyrektor Dzieła – br. Grzegorz Marszałkowski OFMCap zaś dodaje: „Dzięki współpracy z osobami świeckimi, pomocy wolontariuszy i dobrodziejów, ale też dzięki wstawiennictwu naszego patrona, dzieją się tutaj prawdziwe cuda”.