Lepiej sycić się życiem niż snami?

3 godzin temu
Zdjęcie: Flash


Usunięcie z ludzkiego losu przeciwności, trosk i smaku niespełnienia niczego nie rozwiąże, stworzy jedynie ułudę.

A gdyby tak w życiu piękne były nie tylko chwile, które trzeba troskliwie rejestrować? Gdyby codziennością było odhaczanie kolejnych celów i osiąganie sukcesów, a marzenia jedno po drugim by się spełniały? Tego typu pytania pojawiły się w mojej głowie, kiedy obejrzałem bodaj najlepszy odcinek animowanego serialu „Batman” (1992).

Więź.pl to personalistyczne spojrzenie na wiarę, kulturę, społeczeństwo
i politykę.

Cenisz naszą publicystykę?
Potrzebujemy Twojego wsparcia, by kontynuować i rozwijać nasze działania.

Wesprzyj nas dobrowolną darowizną:

25 zł 50 zł 100 zł 200 zł 500 zł 1000 zł

W odcinku tym – zatytułowanym „Szansa na marzenie” – Bruce Wayne budzi się rano, by z zaskoczeniem stwierdzić, iż „coś tu nie gra”: jego lokaj i powiernik nic nie wie o alternatywnym życiu swego pracodawcy, w rezydencji nie ma wejścia do bat-jaskini, nasz bohater jest zaręczony z dziewczyną, która okazała się już kiedyś jego przeciwniczką, po mieście biega jakiś inny Batman, zaś rodzice Bruce’a nie zginęli lata temu, ale żyją i mają się dobrze. Zdezorientowany mężczyzna najpierw stwierdza z ulgą, iż koszmar jego przeszłości się skończył. Po krótkim czasie przekonuje się jednak, iż to właśnie obecna idylla paradoksalnie jest koszmarem…

Klucz tkwi w świadomości naszego bohatera. Zmianie ulega otaczająca go rzeczywistość; wydaje się, iż traumy, których doświadczył (utrata rodziców i samotność), odchodzą w niebyt. Ale on sam nie zmienia się – pamięta wszystko, co przeżył, obecny stan jawi mu się więc jako sztuczny. „Nie chcę żyć ułudą, choćby najpiękniejszą” – mówi, decydując się opuścić sen, który przymusowo śni (wszystko finalnie okazuje się sprawką Szalonego Kapelusznika, jednego z antagonistów serialowego Batmana).

Promocja!
  • Wojciech Marczewski
  • Damian Jankowski

Świat przyspiesza, ja zwalniam

39,98 49,98
Do koszyka
Książka – 39,98 49,98 E-book – 35,98 44,98

Oczywiście w tym doskonale napisanym odcinku mamy odniesienia do „Hamleta”, do „Zawrotu głowy”, do „Alicji w Krainie Czarów”, ale jest tam również jakaś poruszająca intuicja dotycząca życia, mądrość wręcz. Zasadza się ona na wniosku tyleż banalnym, co inspirującym: usunięcie z ludzkiego losu przeciwności, trosk, bólu i smaku niespełnienia niczego nie rozwiąże, stworzy jedynie sterylną, ostatecznie zaś odpychającą, bo wypraną z emocji protezę rzeczywistości, czyli ułudę. Żyjemy naprawdę, a zatem tracimy, czasem przegrywamy, nierzadko odczuwamy żal bądź gorycz. Kiedy przestajemy je odczuwać, może to znak, iż nasze życie dobiega kresu?

Poza tym podlegamy upływowi czasu, a zatem zmieniamy się. Pamiętam, iż po napisaniu „Perły wytrąconej z rąk” kilka razy przyśnił mi się pewien sen: mój pobyt w zakonie wcale się nie skończył, otrzymałem habit, skończyłem studia teologiczne, chyba choćby wyświęcono mnie na księdza. Tyle tylko, że… zmianie uległa już moja perspektywa – na taką, jaką mam obecnie, na jawie: nie cieszył mnie bynajmniej stan, w którym się znalazłem (a który kiedyś chciałem osiągnąć). Zamiast na tym, by podejmować „zakonne obowiązki”, skupiałem się na czymś innym: by napisać zaległy tekst, obejrzeć istotną premierę, spotkać się z przyjaciółmi…

Może to jakaś ogólna prawidłowość: marzenia spełniające się poniewczasie mogą okazać się koszmarem. Zapamiętałem wywiad z pewnym kosmologiem, który na pytanie, czy chciałby cofnąć czas, odpowiedział, iż tylko pod jednym warunkiem: iż stan jego wiedzy, doświadczeń i wrażliwości pozostałby na takim poziomie, jak obecnie. Rozumiem i podzielam jego podejście. I ja nie chciałbym tracić wszystkiego, co przeżyłem, co mnie kształtowało – zarówno tego, co było dobre, jak tego, co złe. Wiem też jednak, iż wówczas powrót do przeszłości okazałby się męką…

Inna sprawa, czy warto dumać nad takim ewentualnym powrotem. Nigdy nie potrafiłem zrozumieć osób deklarujących, iż nie żałują żadnej ze swoich decyzji. Sam żałuję co najmniej niektórych, kilka razy dziś postąpiłbym czy wybrałbym inaczej, co tu dużo mówić. Ale też zgadzam się ze stwierdzeniem – znowu – Bruce’a Wayne’a, który w filmie „Flash” (2023) tłumaczy tytułowemu bohaterowi, iż „to blizny nas tworzą” i nie warto próbować ich usuwać. Flash będzie musiał sporo przeżyć – zaburzy czasoprzestrzeń i prawie zniszczy wszechświat (to w końcu adaptacja komiksu) – zanim pojmie, iż „nie każdy problem ma rozwiązanie”, nie każdego zdarzenia da się uniknąć, choćby jeżeli – jak w jego przypadku – zdarzeniem tym będzie śmierć najbliższej osoby.

Czasem pozostaje odpuścić. Wypuścić świat z rąk. Zgodzić się na rzeczywistość taką, jaka jest: i piękna, i straszna. Dobrze jest śnić, ale z inną świadomością niż u Norwida: nie z chęcią powrotu do snu, ale powrotu do realności. Ostatecznie chyba bezpieczniej sycić się życiem niż snami.

Idź do oryginalnego materiału