W cieniu rozległych blokowisk nowohuckiej dzielnicy w Krakowie kryje się miejsce, które zaskakuje zarówno swoją formą, jak i historią. Choć formalnie nie jest nekropolią, znajdujące się tam niechciane krzyże wbite w ziemię pomiędzy drzewami wprowadzają atmosferę zadumy. Jest to miejsce nieformalne, tajemnicze i przyciągające spojrzenia. Przypomina też najstarsze cmentarze oraz stanowi świetny przykład tego, jak niewielki gest może przeobrazić się w coś o potężnej symbolice.
REKLAMA
Zobacz wideo Cmentarz z widokiem na mamucią skocznię. Niezwykłe miejsce w Vikersund
Cmentarz dla niechcianych krzyży. Ratunek dla symboli wiary
Słynnego "lasu zapomnianych krzyży" nie można znaleźć ani na mapach, ani w przewodnikach turystycznych. To niezwykłe miejsce jednak istnieje naprawdę. Zlokalizowane jest na terenie dzielnicy Nowa Huta w Krakowie, a dokładnie na niewielkim wzgórzu, tuż obok drewnianego kościoła pod wezwaniem Wszystkich Świętych. Historia tego miejsca miała swój początek kilak dekad temu, gdy ówczesny proboszcz parafii ks. Józef Hojnowski postanowił dać drugie życie starym, pochodzącym z usuniętych grobów krzyżom, które zwykle lądowały na śmietniku. Nie mógł pogodzić się z myślą, iż symbole wiary i pamięci o zmarłych giną bez śladu. Postanowił zatem stworzyć dla nich idealną przestrzeń. Krzyże przez lata trafiały na teren Górki Kościelnickiej, co do dziś chroni je przed zapomnieniem.
"Las zapomnianych krzyży" znika? "Za jakiś czas zniszczeją i rozsypią się w proch"
Najpierw było ich zaledwie kilka. Ustawiono je przy kościelnym murze, w cieniu drzew. Z czasem jednak ich liczba rosła, przez co w najlepszym momencie można było znaleźć tam kilkaset krzyży. Inicjatywa gwałtownie uzyskała ogromny rozgłos. Ksiądz Hojnowski apelował do parafian, by przynosili stare, zaniedbane konstrukcje. Właśnie w ten sposób powstał tak zwany "las niechcianych krzyży".
Krzyże przynosili mu chłopi, którzy pomagali w parafialnym gospodarstwie. Nie było specjalnego pomysłu na to, jak ma wyglądać to miejsce. Krzyże były wbijane w ziemię, gdzie popadnie, i tak przez lata powstało coś, co ludzie zaczęli nazywać cmentarzem krzyży. Niestety, z czasem przestano dbać o te krzyże i one przewracały się, gniły w ziemi albo upadały byle gdzie. Ja nie mam czasu w opiekę nad krzyżami, bo jestem sam na parafii, a posługę świadczę w dwóch kościołach i kaplicy. Można powiedzieć, iż to miejsce powoli samo umiera
- przyznaje proboszcz ks. Stanisław Palichleb, cytowany przez "Gazetę Krakowską". Choć zebrano łącznie ponad 200 krzyży, czas daje o sobie znać. Zniszczenia sprawiły, iż teraz jest ich niecała setka. Mimo to las wciąż uchodzi za miejsce przechowywania śladów pamięci, nie tylko po zmarłych, ale także o przemijaniu, wierze i historii lokalnej społeczności. Każdy krzyż jest świadectwem życia i śmierci oraz czasu, w którym został postawiony.
Parafianie mają różne zdanie na temat tego miejsca, jednym się podoba, a innym nie. Od kilku lat krzyży już nie przybywa. Te, które są, też za jakiś czas zniszczeją i rozsypią się w proch
- wyjaśnia ks. Stanisław Palichleb, proboszcz parafii pw. Wszystkich Świętych z Krakowa-Górki Kościelnickiej. Nie da się ukryć, iż jest to miejsce niezwykłe i dość nietypowe. Niektórzy odwiedzający porównują je do słynnej Góry Krzyży na Litwie, choć tutejsza wersja jest o wiele bardziej kameralna. Często pojawiają się w tym miejscu, by odbyć modlitwę i zbliżyć się do okolicznej przyrody. Dla wielu jest to także rodzaj plenerowej galerii, gdzie sztuka spotyka się z symboliką oraz naturą.
Zobacz też: Polskie miasta zyskają specjalne strefy. Będą nowe ograniczenia i zakazy
Źródła: gazetakrakowska.pl, kobieta.wp.pl
Dziękujemy, iż przeczytałaś/eś nasz artykuł.
Bądź na bieżąco! Obserwuj nas w Wiadomościach Google.

1 tydzień temu

















