Największym wrogiem wiedzy nie jest ignorancja, tylko iluzja wiedzy.
Stephen Hawking
Na początku było Słowo, a Słowo było u Boga i Bogiem było Słowo. Oczywiście. Sto procent cukru w cukrze, masła w maśle a jaja - to prosto od krowy. Na początku to Słońce było bogiem - całkiem niegroźnie i logicznie - wszak widoczne, odczuwalne, choć nienamacalne ciało niebieskie - stanowiło punkt wyjścia wszelkich ludzkich wierzeń. Pozornie nieskomplikowane, nie dawało też (poza może zaćmieniami) powodów do manipulacji i nadinterpretacji. Niestety - na dłuższą metę nie dało się na nim zarobić.
Zinstytucjonalizowaną religię wymyślił ktoś naprawdę cwany. Na ludzkim lęku przed śmiercią od wieków można było nieźle się obłowić, jak wiadomo - pieniądze nie śmierdzą - co najwyżej niedomyci osobnicy - zatem za początek wszystkiego obrano wodę - symbol oczyszczenia i zmycia wszelakich win. Mistrzowie - doszli do perfekcji - wyimaginowawszy sobie teorię grzechu pierworodnego - poczęli dezaktywować owego poprzez ablucję. Nie ma się co śmiać - teoria chrztu ma głęboki higieniczny sens. I nie tylko. Niczego nie świadomego noworodka wiąże często na całe życie z pewnym systemem wartości, podporządkowując młodego, nie przeczuwającego niebezpieczeństwa, człowieka, z konkretną instytucją. Rzecz jasna, mniej to traumatyczne, niż na ten przykład obrzezanie, czy stomatologiczne rytuały afrykańskich plemion (chociaż tyle) ale i tak w większości przypadków blokuje to osobniczy intelektualny rozwój, przynajmniej do czasu uzyskania pełnoletności. Całkiem logicznie wytłumaczalny jest fakt, czemu w przypadku bodaj wszystkich religii świata, nauczanie ich rozpoczyna się we wczesnych latach dziecięcych - jeżeli ktokolwiek dorosłemu, z czystym, niesplamionym jakąkolwiek magią umysłem, zacząłby wciskać kit o ostatecznym sądzie, kiedy kogoś o otwartych, żądnych ogarnięcia otaczającego świata oczach, zaczęliby nauczać o musowej śmierci za wiarę w wojnie z niewiernymi, albo konieczności dozgonnego odczuwania poczucia winy z powodu zamordowania dwa tysiące lat temu pewnego faceta - prawdopodobnie ten ktoś popukałby się znacząco w czoło. A gówniarzowi można sprzedać każdą historię, odpowiednio okrasić. Skazić go. Zniewolić.
Naturalna ludzka skłonność do wiary w nadprzyrodzoność, podlega dokładnie takim samym prawom natury, jak wolna wola - przez niektórych uważana za daną nam z góry, a będąca w rzeczywistości wynikiem wspaniałego (i nie mającego w sobie żadnego cudownego pierwiastka) rozwoju kory mózgowej gatunku Homo sapiens. Myślenie abstrakcyjne jest bowiem wynikiem wykształcenia się odpowiednich neuronalnych połączeń, nie zaś - bożego dopustu.
Lęk przed śmiercią, jako końca wszystkiego, od pokoleń był wykorzystywany przez co sprytniejszych do manipulacji tłuszczą, a jeżeli przy tym dało się zarobić - sytuacja stawała się wprost idealna. I tak właśnie powstały społeczeństwa doktrynalne - masa podporządkowanych owiec, cudownie zmanipulowanych, posłusznie pracujących na to, by religijni dostojnicy wszelkich maści wyznań opływali w dostatek. Z czasem, nie sam pieniądz stał się ich celem, tylko coś o wiele wartościowszego. Władza.
Część druga.
Przez osiemnaście wieków płynie rzeka krwi, a na jej brzegach mieszka chrześcijaństwo.
Ludwig Boerne
Jeśli ktoś sądzi, iż instytucja, która w swojej historii wymordowała więcej istnień ludzkich, niż agnostyczni i ateistyczni dyktatorzy razem wzięci, będzie się publicznie kajać, czy też zaprezentuje (tak lansowany przez nią) rachunek sumienia, to może spokojnie wziąć w dłoń młotek i walnąć się z całej siły w czoło. Czy ktokolwiek widział, by cosa nostra sama siebie osądziła, a ogłosiwszy wyrok - pozamykała swoich członków w pierdlach? Na tym właśnie polega podobieństwo wszelkich sekt do zwyczajnej mafii. Ciągłość biznesu jest tu kwestią najważniejszą, a co bardziej empatyczne jednostki - czy nazywa się to klątwa, czy fatwa - zostają zwyczajnie zaszczute. Syndrom oblężonej twierdzy to charakterystyczna dla wszystkich przestępczych środowisk cecha.
A oto kilka przykładów bełkotu, broniących swojego status quo, przedstawicieli instytucjonalnych katolików:
Jedyna droga do posklejania tego wszystkiego to nawrócenie do Chrystusa (...).
(J.Chyła)
Czyli posłuszeństwo. Wzruszające. Rozumiem, iż jako nienawrócony, jestem niepełnowartościowym uczestnikiem publicznej debaty. Brawo!
Twarz katolickiej duchowości jest zawsze taka sama. To Twarz Ukrzyżowanego, którego umieściliśmy na Golgocie wszyscy, w tym pan i ja.
(D. Wachowiak)
To dopiero intelektualna perełka. Przepraszam, ale ja nikogo nigdzie nie umieszczałem.
Jak nie będzie katolicyzmu, to ateizm nie wypełni tej pustki, tylko inna, groźna choćby dla niewierzących - religia.
(ten sam autor)
Każda religia jest groźna. A jak w mojej dzielnicy rozpleni się gang z sąsiedniego miasta, to - zgadzam się tu wyjątkowo - sytuacja przez cały czas będzie beznadziejna.
Najlepsi są jednak tak zwani świeccy praktykujący. Nie mam pojęcia, co oni praktykują, ale obawiam się, iż to coś nie do końca jest zdrowe.
Nasze motywacje są pozytywne: jesteśmy narodem katolickim, rozwijamy katolicką kulturę i zbudujemy katolickie państwo.
(K.Bosak)
Cudownie, wreszcie coś pozytywnego. Będę mógł jeździć katolickim pociągiem, korzystać z katolickiego miejskiego wychodka, w sklepie kupię katolickie dżinsy, a każda kolejna półka w mojej lodówce będzie bardziej katolicka od poprzedniej.
(...) kościół pozostał jedyną przeszkodą dla ludzi rządzących światem w przeobrażeniu nas wszystkich w bezkształtną masę jednostek pozbawionych osobowości.
(K. Karoń)
Normalny horror. Historia uczy, iż na przestrzeni wieków chrześcijaństwo i władza (poza może okresem, gdy wyznawcy Chrystusa zabawiali Rzymian w cyrkach) całkiem zgrabnie ze sobą współpracowały - raz jedna, raz druga strona właziła sobie wzajem tam gdzie wzrok nie sięga. Jednak z dwojga złego - wolałbym nie posiadać osobowości, niż odczuwać skutki jej zaburzenia.
Obrzucanie błotem katolików w Polsce, w której miliony pielgrzymują do Kalwarii i na Jasną Górę (...) jest atakiem na naród.
(M. Paczuska)
A czy ja komuś zabraniam pielgrzymować? Chodzi mi wyłącznie o to, by ewentualnie pielgrzymujący, zostawili to dla siebie. Mnie takie podniety nie ekscytują. Poza tym - nie obrzucam błotem wierzących - znam wielu przyzwoitych, to w sumie nie ich wina, iż mentalnie skończyli tam, gdzie są - tak zostali wychowani (w niektórych przypadkach choćby wytresowani) i tyle. Psychoterapeuci też chcą zarabiać. I to właśnie zdanie rozpoczyna:
Część trzecią.
Większość problemów osób po 40- tce ma charakter religijny a nie psychologiczny.
C.G. Jung
Nie, nie pójdę na Kler. Mało mnie interesuje intymne życie kolesi w sukienkach. Zabawne dla mnie są zarówno protesty przeciwko wyświetlaniu tego filmu, jak i wszelkie akcje poparcia. Zwolennicy tego dzieła zachowują się dokładnie tak, jak ich adwersarze. A żaden Kler niczego w tym kraju nie zmieni. Hipokryta będzie hipokrytą, pijak - pijakiem a dziwka - wiadomo. Jedynie pedofil - jakkolwiek by na niego nie spojrzeć - zawsze będzie przestępcą - bez względu na to, czy nosi koloratkę, czy nie.
Nie mam ochoty układać życia księżom, ani ich pouczać - i dokładnie tego samego żądam od nich, nie ingeruję w ich życie, nie oceniam, życzyłbym sobie zatem, by od mojego - trzymali się z daleka, zwłaszcza, iż ich wyimaginowane do tego prawo jest przeze mnie nieuznawane i stanowi przecudną kanwę moich prywatnych drwin.
Swoją drogą, to dość ciekawe, iż wszelkie religie w swoim fundamentalizmie, zaglądają ludziom pod kołdry, do majtek i w inne, mniej lub bardziej interesujące rejony. Wykształcenie neuroz i (nie tylko) seksualnych zahamowań jest bowiem podstawowym budulcem do tworzenia wszelkich zależności (by nie napisać - uzależnień), definiowanie zwyczajnych, społecznie uwarunkowanych norm zachowania i współżycia jako boskich, nadprzyrodzonych nakazów to robienie ludziom krzywdy. Ale o tym - następnym razem.
Część czwarta, epilog.
Kiedyś słońce było bogiem. I komu to przeszkadzało?