Pierwszym z twierdzeń naszego wyznania wiary dotyczącym przyjścia drugiej Osoby Boskiej do nas jest stwierdzenie o Jej zstąpieniu z Nieba. Słowo Boże było w Niebie i w pewnym sensie przemieściło się ku nam, tak jakby w dół. Obraz ten jest tak wymowny, iż możemy uwierzyć, iż chodziło o ruch w znaczeniu zmiany miejsca przebywania, tak jakby Jezus zjeżdżał w dół ruchomymi schodami. Ale ten obraz nie jest do końca prawdziwy.
Zstąpił, ale i pozostał
Przede wszystkim trzeba zauważyć, iż Słowo Boże, schodząc na ziemię, nie opuściło nieba, choć przy pierwszym podejściu możemy tak myśleć, o ile zbyt dosłownie interpretujemy wyznanie wiary. Jako Bóg zachował On bowiem cechę wszechobecności, czyli bycia w każdym miejsce (chociażby przez fakt, iż każda rzeczywistość nieustannie otrzymuje byt od Boga, jako od źródła wszystkiego, co istnieje). To zejście z nieba nie oznacza zatem opuszczenia jednego miejsca, aby znaleźć się w innym, gdzie nie byliśmy wcześniej. W przypadku Syna Bożego jest to inny sposób istnienia na ziemi.
Nie chodzi już tylko o niebiański typ obecności, to znaczy o obecność Boga, który podtrzymuje całe stworzenie w istnieniu. Jest to nowy sposób obecności wśród nas, ziemski, podobnie jak cała rzeczywistość naszej planety. W tym stwierdzeniu wiary podkreślamy zatem nowy sposób bycia Słowa Bożego, który sprowadza Go z miejsca, w którym był, ale nie w sensie czysto lokalnym. Ponadto jako iż mowa jest o wcieleniu Syna Bożego, a więc wzięciu ciała, możemy już mówić o byciu w miejscu w sensie materialnym, tak jak każdy z nas jest w konkretnej rzeczywistości, otoczony nie tylko powietrzem, ale i podłogą czy chociażby ubraniami.
Nie pierwszy raz
To zejście Boga na poziom człowieka można rozumieć jako swego rodzaju powrót do sytuacji z czasów naszych pierwszych rodziców, kiedy Bóg przechadzał się po ogrodzie, a więc kiedy Jego obecność była znacznie bardziej odczuwalna, bo fizycznie bliższa. Bóg schodzi na ziemię, aby pokazać nam wszystkim, iż chce być blisko nas i iż nie zadowala go wizja, jaką ma o nas z góry. Jednocześnie, poprzez obcowanie z Adamem i Ewą w ogrodzie Eden, Bóg potwierdził swoje słowa na temat stworzenia, które od początku uznawał za dobre, a więc odzwierciedlające jego własną dobroć. Ziemia przed grzechem pierworodnym była tak doskonała, iż stanowiła dla Boga miejsce, w którym czuł się (jeżeli możemy użyć tego antropomorfizmu) swobodnie. To grzech spowodował, iż nie jest już ona miejscem prawdziwie Bożym.
W bliższych nam czasach, zstępując z miejsca absolutnego szczęścia do miejsca zepsutego grzechem, Bóg pokazuje, iż będąc blisko, chce naprawić to, co zniszczyliśmy. Robi to, chociaż nie musi zniżać się do naszego poziomu, gdyż jako Byt wszechmocny może działać bez konieczności fizycznego kontaktu. Czyni to jednak z własnej dobroci, która nie gardzi naszą kondycją. Dla Boga zejście w dół nie jest upokorzeniem, ale dowodem na to, iż miłość potrafi być pokorna. Aby lepiej pokazać komuś, iż go kochasz i iż się o niego troszczysz, musisz podejść do niego również fizycznie. Myślę, iż nasze częste kontaktowanie się z ludźmi dzięki nowych technologii uświadamia nam, iż choćby najlepsza obecność wirtualna nie zastąpi bezpośredniego kontaktu, tej realnej obecności.
Ufajmy
W tym fragmencie Credo mamy zatem przesłanie ufności i nadziei. To stwierdzenie ukazuje nam bliskość Boga, który z miłości do nas, dla naszego zbawienia potrafi stać się jednym z nas, stawiając się na naszym poziomie w prawdziwym tego słowa znaczeniu, aby następnie zabrać nas ze sobą, wesprzeć tam, w niebie, skąd zstąpił. To poruszenie Syna Bożego jest przedmiotem twierdzeń zawartych w pozostałej części symbolu wiary, którą zobaczymy w nadchodzących tygodniach.
Ksiądz Mateusz Markiewicz IBP