Każdej i każdemu z nas zdarza się zachowywać narcystycznie, a więc egocentrycznie. I nie musi być w tym niczego złego, dopóki impulsy te na co dzień znajdują się pod naszą kontrolą.
„Jak się bronić przed narcyzem”, „Narcyz, czyli mężczyzna bez serca”, „Jakie piekło funduje narcyz”, „Rozwód z narcyzem. Jak się przygotować” i – mój absolutny faworyt – „Wkręceni przez narcyza. Analiza SMS-ów krok po kroku”. To tylko kilka przykładów tytułów samopomocowych filmików, na które natrafimy w serwisie YouTube, wpisując w wyszukiwarkę słowo „narcyzm”. Nie da się zaprzeczyć, iż pojęcie narcyzmu robi w sieci, i nie tylko tam, zawrotną karierę. Również coraz więcej specjalistów zajmujących się zdrowiem psychicznym i psychoterapią bije na alarm, mówiąc o tym, iż żyjemy w narcystycznej kulturze, która sprzyja rozwojowi tego typu zaburzeń osobowości.
Więź.pl to personalistyczne spojrzenie na wiarę, kulturę, społeczeństwo
i politykę.
Cenisz naszą publicystykę?
Potrzebujemy Twojego wsparcia, by kontynuować i rozwijać nasze działania.
Wesprzyj nas dobrowolną darowizną:
Na pierwszy rzut oka wydawałoby się więc, iż wszystko jest w porządku – „rynek” pop-psychologiczny zapewnia podaż treści, na które widać realny popyt, w dodatku rynek ten wspierany jest przez szanowanych i cenionych ekspertów. Problem w tym, iż o ile specjaliści opierają się na badaniach, metaanalizach i dzielą teoretyczny włos na czworo, o tyle internetowi edukatorzy, często bez żadnego merytorycznego przygotowania i mandatu do zajmowania się zaburzeniami psychicznymi, przetwarzają wiarygodne dane przez pseudonaukowe filtry. W efekcie zamiast rzetelnej wiedzy otrzymujemy papkę informacyjną pełną półprawd, krzywdzących uproszczeń, przykładów tworzonych „pod tezę”, a nierzadko i zwykłych przekłamań.
Nieodwzajemniona miłość
Czym zatem jest narcyzm, i czy faktycznie jest się czego obawiać? Żeby uczciwie odpowiedzieć na to pytanie, najpierw trzeba sięgnąć do źródeł naukowych. Ale zanim to zrobimy, wróćmy na chwilę do mitu o Narcyzie, od którego omawiane zjawisko wzięło swoją nazwę.
Według starożytnego greckiego podania Narcyz był synem nimfy Liriope i boga rzeki Kefisosa. Wyróżniała go niezwykle atrakcyjna aparycja. Jego matka, zaniepokojona o losy tak wyjątkowo pięknego młodzieńca, spytała proroka Tejrezjasza o przepowiednię dotyczącą jego przyszłości. Jasnowidz przestrzegł, iż Narcyz będzie żył, dopóki nie zobaczy sam siebie.
Dalszą część tej historii kojarzy już większość z nas: któregoś dnia piękny Narcyz, po odrzuceniu niechcianych zalotów nimfy Echo, schyla się do leśnej sadzawki, by napić się z niej wody. Wtedy dostrzega swoje odbicie i zakochuje się w nim bez reszty. Jednak kiedy tylko próbuje dotknąć obiektu pożądania, ten rozpływa się w zmąconej tafli wody.
Narcyz targany tragiczną, skazaną na brak spełniania miłością, w końcu umiera – w zależności od wersji mitu albo usycha z tęsknoty i zamienia się w przepiękny kwiat, który dziś nazywamy jego imieniem, albo przebija swe serce sztyletem.
Narcyzm a narcystyczne zaburzenie osobowości
Jedno z intrygujących pytań brzmi: czy wszyscy jesteśmy narcyzami? W twierdzącej odpowiedzi jest sporo racji, ale zawiera ona i pewien haczyk – żeby uznać ją za w pełni prawdziwą, należałoby dodać frazę „do pewnego momentu”.
W istocie jest tak, iż wielu badaczy ludzkiej psyche, w tym twórca podwalin współczesnej psychologii, Zygmunt Freud, uznali narcyzm za jeden z etapów rozwojowych: w końcu o niemowlęciu, którego świat jest ograniczony do jego własnego „ja”, i które domaga się, aby jego potrzeby zostały przez otoczenie zaopiekowane „tu i teraz” (o czym dobrze wie każdy rodzic opiekujący się noworodkiem), można z powodzeniem powiedzieć, iż przejawia tendencje narcystyczne.
Uczynienie z osoby narcystycznej „zakały społeczeństwa” przynosi szereg psychologicznych korzyści – łatwiej uznać, iż padło się ofiarą męża-narcyza, niż przyznać się do własnej krótkowzroczności czy naiwności. A może i do własnego narcyzmu?
Magdalena Fijołek
Co więcej, w świecie naukowej psychoterapii panuje powszechna zgoda co do tego, iż każda jednostka „ma w sobie wszystko”, tj. zdrowa osobowość integruje w sobie różne cechy, również te patogenne. Każdemu z nas zdarza się zachowywać paranoicznie (np. kiedy nasza podejrzliwość bierze górę nad faktami), obsesyjno-kompulsywnie (skrzętne prowadzenie list „to do”, pedanteria) czy właśnie narcystycznie, a więc zwyczajnie samolubnie i egocentrycznie. I nie musi w tym być niczego złego, dopóki wszystkie te impulsy na co dzień znajdują się pod naszą kontrolą, tworząc względnie stabilną konstrukcję.
Zdrowy narcyzm wcale nie musi oznaczać nadmiernego skupienia na sobie – gdyby nie narcyzm, nie bylibyśmy w stanie zadbać o swoje podstawowe potrzeby, o spełnianiu marzeń i samorozwoju nie wspominając. Problem pojawia się w momencie, gdy któraś z niekorzystnych tendencji zaczyna wybijać się na plan pierwszy, dominując nasze funkcjonowanie, wchodzenie w relacje i stosunek do siebie samego. Dopiero wtedy mówi się o zaburzeniu osobowości.
I tak jak można w dużym uproszczeniu powiedzieć, iż wszyscy jesteśmy – a na pewno bywamy – narcyzami, tak na pewno nie każdy, kto przejawia takie cechy, boryka się z narcystycznym zaburzeniem osobowości (z ang. NPD – narcissistic personality disorder).
Narcyz narcyzowi nierówny
Słowo „narcyz” od zawsze miało pejoratywne zabarwienie. Nic dziwnego, w końcu osoby skupione wiecznie na sobie, żądne podziwu i zdające się nie dostrzegać niczego ani nikogo poza czubkiem własnego nosa, w naturalny sposób nie budzą sympatii. Tyle iż ten obrazek, podbity przez pop-psychologiczną narrację niemal zrównującą osoby narcystyczne z psychopatami, i tworzącą z nich chodzące potwory, jest skrajnie krzywdzący i zwyczajnie nieprawdziwy.
Z pomocą przychodzi nam poczynione przez psychoanalityków rozróżnienie na narcyzm wielkościowy (grandiose narcissism, overt narcissism) i wrażliwy (vulnerable narcissism). Ten pierwszy faktycznie ma w sobie sporo z cech tak chętnie wymienianych w przytoczonych na początku tekstu pseudoporadnikach: narcyza wielkościowego (tzw. gruboskórnego, jawnego) dość łatwo rozpoznać, bo i nieprzesadnie ze swoją wielkościowością się kryje. Takie osoby chętnie zajmują przestrzeń (dosłownie i symbolicznie), uważają się za niezwykle atrakcyjnych rozmówców czy partnerów. Nierzadko towarzyszy im przekonanie, iż wszystko im się należy, oczekują specjalnego traktowania.
Charakterystyczny jest też styl, w jakim wchodzą w relacje – na początku, gdy istotną rolę odgrywa pierwsze wrażenie, narcyz zrobi wszystko, żeby nas „uwieść”. Będzie w stanie choćby chwilowo odroczyć spełnienie swoich własnych potrzeb, markując szlachetną i altruistyczną postawę (słynny love bombing), a to wszystko po to, by uśpić czujność „ofiary” i móc we właściwym momencie nakarmić się do syta.
- Barbara Józefik
- Katarzyna Sroczyńska
Gender w gabinecie
Prawdziwy tragizm osób zmagających się z tym zaburzeniem polega na tym, iż ich głód zdaje się nie do zaspokojenia, a chwilowe gratyfikacje, choć pozwalają utrzymać się na fali samozachwytu, są niczym okruchy z pańskiego stołu, które nigdy nie zdołają zapełnić trawiącej ich pustki. Nie bez powodu o narcystycznym zaburzeniu osobowości mówi się w kategoriach deficytu. Nie chodzi choćby o wewnętrzny konflikt, walkę ze sprzecznymi impulsami czy namiętnościami. Tu nie ma po prostu nic poza bezdenną tęsknotą za miłością niemożliwą.
Podobnie ma się rzecz z tzw. narcyzmem wrażliwym (cienkoskórnym, ukrytym), ale choć mechanizm funkcjonowania i źródło cierpienia są w zasadzie takie same, w tym przypadku zupełnie inaczej narcystyczne cechy są manifestowane. Wrażliwy narcyzm trudniej zidentyfikować, bo na pierwszy rzut oka osoby nim dotknięte nie stawiają siebie na świeczniku, a często wręcz przeciwnie – uchodzą za wycofane, nieśmiałe, pozbawione wiary w siebie.
I to paradoks, bo po części tak jest: naprawdę w subiektywnym odczuciu mogą się czuć gorsze od innych, ale tym, co je odróżnia od osób neurotycznych czy depresyjnych, jest źródło ich zaniżonej samooceny. Wynika ono nie z dojrzałego i adekwatnego oglądu rzeczywistości, a z wyśrubowanych oczekiwań względem siebie i paraliżującego lęku przed przeciętnością. Skoro powinienem być najlepszy, a z różnych powodów nie jestem, czyni mnie to najgorszym z najgorszych.
Takie osoby, podobnie jak narcyzi wielkościowi, również mają swoje nieświadome tricki na to, jak otrzymać uwagę i podziw otoczenia, ale zamiast eksponowania swoich superlatyw będą z uporem maniaka podkreślać własne ułomności – w nadziei na empatyczne odzwierciedlenie otoczenia i zapewnienie, iż jest się wspaniałym.
Nienawiść własna
Jeśliby wierzyć psychoedukatorom, nie ma w życiu lepszej przygody niż bycie narcyzem – nic, tylko pławić się w rozsiewanej wokół siebie aurze wspaniałości. A iż przy okazji zrani się czyjeś uczucia? Cóż, ryzyko wpisane w ten styl życia.
Większość internetowych przekazów o narcyzmie skupia się wokół krzywd „ofiar” narcyzów, a kilka z nich próbuje dostrzec cierpienie w nich samych. Oczywiście to, iż samemu zostało się skrzywdzonym, nie jest usprawiedliwieniem dla stosowania przemocy względem innych. Ale o ileż łatwiej byłoby nam znosić narcystyczne zachowania innych, gdybyśmy częściej uświadamiali sobie, iż stoją za nimi poważne deficyty i psychiczny ból?
„Normalny narcyzm jest podstawą trwałej, realistycznej samooceny, dojrzałych dążeń i ideałów; towarzyszy mu zdolność do głębokich relacji z obiektem. W narcyzmie patologicznym mamy natomiast do czynienia z archaicznymi wymogami wobec self, z ogromną zależnością od uznania ze strony innych ludzi, oraz z ubogimi lub zniekształconymi relacjami z obiektem. Cechy te przejawiają się w formie poczucia, iż wszystko się podmiotowi należy, w postaci nieustannego dążenia do doskonałości oraz w formie upośledzenia umiejętności troszczenia się o innych, do empatii i miłości” – piszą o narcyzmie autorzy „Słownika psychoanalizy” (Burness E. Moore, Bernard D. Fine, 1990).
Czy brzmi to jak stan godzien pozazdroszczenia? A jeżeli nie, to dlaczego w głównym nurcie tak często wybrzmiewa ta pierwsza strona medalu, kładąca nacisk na spustoszenie, jakie czyni narcyz wokół siebie? Dlaczego tak trudno dostrzec w tym skutek, a nie przyczynę?
O narcyzmie potocznie zwykło się mówić jako o miłości własnej. To jednak tylko fasada – pod płaszczykiem samouwielbienia często kryją się siły wprost przeciwne, którym bliżej do nienawiści niż miłości. Skrajny perfekcjonizm, chorobliwa obawa przed utratą „widowni” gotowej w każdej chwili nakarmić puste ego oklaskami i ciągłe poczucie niedosytu – tak często wygląda wewnętrzny świat osób narcystycznych.
Narcyz, chłopiec do bicia
Uczynienie z osoby narcystycznej „zakały społeczeństwa” przynosi szereg psychologicznych korzyści – łatwiej uznać, iż padło się ofiarą męża-narcyza, niż przyznać się do własnej krótkowzroczności czy naiwności. A może i do własnego narcyzmu?
W psychoterapii par czasami mówi się o zjawisku koluzji narcystycznej: zgodnie ze stereotypem wyobraźmy sobie wielkościowego mężczyznę, który traktuje kolejne partnerki przedmiotowo, niczym trofea potwierdzające jego wyjątkowość. Co zadziwiające, właśnie tacy mężczyźni często cieszą się powodzeniem na „rynku matrymonialnym”. Czy kobieta, która wybiera takiego partnera, łudząc się, iż może ją akurat potraktuje inaczej, sama nie wpada w pułapkę własnego narcyzmu? Co miałoby ją czynić tak wyjątkową, aby doprowadzić do istotnej zmiany charakterologicznej u odrębnego człowieka?
Takie pary często dobierają się na zasadzie wzajemnej narcystycznej transakcji: ja będę cię podziwiać, składając hołd na ołtarzu twojego wybujałego ego, a w zamian ty pozwolisz mi ogrzewać się w swoim blasku, przez co i moja narcystyczna potrzeba wyjątkowości zostanie zaspokojona. Na początku pewnie jest to fascynujące, ale gdy przychodzi proza życia, świecenie światłem odbitym od narcystycznej gwiazdy przestaje być aż tak atrakcyjne. Może z tego powodu w sieci robią furorę poradniki podpowiadające, jak wyrwać się spod wpływu narcyza.
- Irena Namysłowska
- Cezary Gawryś
- Katarzyna Jabłońska
Od rodziny nie można uciec
W tej walce jednak niewspółmiernie dużą wagę przykłada się do obwiniania innych, a za mało zagląda wewnątrz tych, którzy przez narcyza czują się skrzywdzeni. Przy tym trzeba pamiętać, iż „ofiarom narcyzów” naprawdę należy się współczucie – ich krzywda i zawód są realne, a powody, dla których wchodzą w takie związki, z reguły są nieuświadomione i wynikają z własnych nieprzepracowanych zranień.
Fałszywi prorocy z YouTube’a
Nic dziwnego, iż na naszych oczach zagospodarowana została pewna nisza – jeszcze kilka lat temu mówiło się o „kobietach, które kochają za bardzo”, dziś mówi się o „ofiarach narcyzów“. W odmętach internetu znalazłam choćby prawnika rozwodowego, który przygotowuje żony rozczarowane mężami do „ostatecznego odcięcia się od narcyza”. Z jakiegoś powodu najwięcej porad skierowanych jest do kobiet. Czy to dlatego, iż narcystyczne zaburzenie osobowości częściej diagnozowane jest u mężczyzn? Po części pewnie tak. Ale to wcale nie musi oznaczać, iż narcystycznych kobiet jest mniej – być może, podobnie jak ze spektrum autyzmu czy ADHD, kobiecy narcyzm trudniej uchwycić. Poza jaskrawymi przypadkami częściej może przyjmować formę wspomnianego narcyzmu wrażliwego, który łatwo pomylić np. z depresją.
Internetowe diagnozy i porady kuszą swoją prostotą i powszechnym dostępem, ale odbywa się to, niestety, za cenę jakości. Do dziś nie otrzymałam odpowiedzi od Magdaleny Sochy, jednej z najpopularniejszych youtuberek publikujących treści dotyczące narcyzmu, na pytanie o jej kwalifikacje. Po tym, jak pod jednym z filmików („Kim jest dziecko dla osoby narcystycznej?”, poleconym mi przez pacjentkę) uprzejmie spytałam o przygotowanie merytoryczne autorki, dostałam jedynie zwrotkę od jej – jak zakładam – fana, który spytał, „skąd się urwałam?”, czy jestem z „CIA albo FBI”, a na koniec zasugerował, iż sama muszę być narcyzem (sic!), skoro „sieję zamęt”.
Dodam, iż na ten moment materiał doczekał się prawie 150 tys. wyświetleń. Problem w tym, iż ja sobie poradzę, ale co ma powiedzieć osoba będąca laikiem w temacie? I skąd wynika ta złość w reakcji na najmniejszą próbę weryfikacji kompetencji internetowego guru? Nawiasem mówiąc, na oficjalnej stronie ekspertki (?) co prawda nie znalazłam jej biogramu z informacją o ukończonych szkołach (w zamian pani oferuje „dobre nastawienie i energię”), ale za to rzucił mi się w oczy cennik, wedle którego za standardową 50-minutową konsultację trzeba zapłacić aż 290 zł (za 80 minut stawka rośnie już do prawie 400 zł). Dość słono jak za przysłowiowego kota w worku.
W tym miejscu warto dodać, iż psychoterapeuci leczący zaburzenia osobowości (w tym NPD) powinni mieć ukończone całościowe, czteroletnie szkolenie terapeutyczne, i to akredytowane przez Polskie Towarzystwo Psychologiczne lub Psychiatryczne. Na stronie wspomnianej youtuberki nie znalazłam na ten temat żadnej wzmianki. Socha informuje tylko na swoim kanale: „trzy lata temu postanowiłam rozpocząć studia na wydziale psychologii”. Wydaje się, iż to stanowczo za mało, by występować w pozycji eksperta w dziedzinie zaburzeń psychicznych.
Najtrudniej zobaczyć narcyza w sobie
Wszystkim, których temat narcyzmu interesuje, a którzy mieliby w sobie gotowość do przekucia pop-psychologicznych półprawd na rzetelną wiedzę, polecam poczytać opracowania na ten temat autorstwa Hainza Kohuta i Otto Kernberga, pionierów studiów nad narcyzmem.
W 2021 r. ukazało się też po polsku niezwykle interesujące opracowanie „Narcyzm. Nowa teoria” Neville’a Symingtona (Wydawnictwo Imago, tłum. Marta Lipińska), w którym autor nie tylko przybliża dotychczasowe postrzeganie tego zjawiska, ale dzieli się własnymi doświadczeniami klinicznymi. To cytatem właśnie z tej książki chciałabym zakończyć ten tekst, licząc, iż – po pierwsze – nieco „odczaruje” on rozdmuchany przez media i influencerów obraz narcyzmu jako zaburzenia, a jednocześnie skłoni do spojrzenia wewnątrz siebie – być może po to, aby poskromić narcyza w sobie. A może go pokochać?
„Narcyzm istnieje nie tylko w poszczególnych ludziach – zatruwa również organizacje – pisze Symington. – Jednym ze sposobów odróżnienia organizacji wystarczająco dobrych od patologicznych jest przekonanie się o tym, czy najważniejsze stanowiska są w nich powierzone osobom narcystycznym.
Największe znaczenie ma jednak zdolność do rozpoznawania skłonności narcystycznych w nas samych. Nikt nie jest wolny od narcyzmu. Co więcej, jedną z fundamentalnych cech tego stanu jest fakt, iż czyni nas «ślepymi», zaburza samopoznanie. W rozmowach z ludźmi często słyszymy: «Jestem okropnie narcystyczny» lub «To był cios dla mojego narcyzmu». Tego rodzaju komentarze nie świadczą o autentycznym rozpoznaniu stanu rzeczy – to jedynie puste słowa. Prawdziwe uznanie własnego narcyzmu wywołuje głębokie cierpienie”.