Ja – to znaczy wszyscy? „Autoportrety” w Muzeum Narodowym w Warszawie

1 dzień temu
Zdjęcie: Autoportrety


Jak widzą sami siebie współcześni polscy artyści? Są samotnikami czy raczej osobami zaangażowanymi w życie społeczne?

Autoportret XXI wieku – tak określiła wystawę w Muzeum Narodowym jedna z jej uczestniczek, Izabella Gustowska. Dla niej „Ja Artystka” z 2022 r. – czyli wizerunek wykonany charakterystyczną dla jej twórczości fotograficzną techniką emalii na blasze – wyraża ten rok, ten czas i robi to poprzez zanurzenie w czerni. Z napływającej z różnych stron czerni wyłania się tylko górna część przesłoniętej maską twarzy. Ale na dole, jak dalekie odbicie, widzimy twarz artystki z czasów młodości. Czerń przecięta zostaje znakiem czerwonej błyskawicy.

Wystawa przedstawia 20 zamówionych specjalnie na tę okazję autoportretów wybranych artystek i artystów, urodzonych od końca lat 40. po 80. Ma stanowić swoiste nawiązanie do zamówionych w końcu XIX wieku przez mecenasa i kolekcjonera sztuki Ignacego Korwin-Milewskiego wizerunków takich sław, jak Jan Matejko, Jacek Malczewski, Aleksander Gierymski czy Anna Bilińska. Malowane wówczas i znajdujące się teraz w Muzeum Narodowym obrazy przedstawiały artystów według określonego schematu: frontalnie, w trzech czwartych postaci i z paletą w dłoni (np. Matejko siedzi na fotelu w swojej krakowskiej pracowni). Współczesne wizerunki – pozyskane dzięki wsparciu Stowarzyszenia „Przyjaciele MNW”, również z myślą o wzbogaceniu muzealnej kolekcji – powstawały w pełnej wolności formalnej. Dobitnie wskazują na to, jak zmieniło się i jakie może przybierać formy postrzeganie samych siebie przez twórców.

Jestem tym, co tworzę

Przed-stawienie, re-prezentacja – od pierwszego spojrzenia na samego siebie, od pierwszej próby uchwycenia własnej postaci, autoportrety to fascynująca i długa historia nie tylko zmieniających się stylów, doktryn czy możliwości technicznych, ale przede wszystkim samoświadomości artysty i roli, jaką może odgrywać. W polskim wydaniu historia ta opowiedziana została tuż przed karnawałem „Solidarności”, w październiku 1979 r., podczas głośnej i tłumnie odwiedzanej wystawy „Polaków portret własny” w Muzeum Narodowym w Krakowie.

WIĘŹ – łączymy w czasach chaosu

Więź.pl to pogłębiona publicystyka, oryginalne śledztwa dziennikarskie i nieoczywiste podcasty – wszystko za darmo! Tu znajdziesz lifestyle myślący, przestrzeń dialogu, personalistyczną wrażliwość i opcję na rzecz skrzywdzonych.

Czytam – WIĘŹ jestem. Czytam – więc wspieram

Obecna wystawa to prezentacja wybranych osobowości artystycznych o określonej postawie i sposobie przekazu, które już nie muszą patrzeć samym sobie w oczy, bo mogą zaświadczać tę obecność za pośrednictwem wszelkich dostępnych środków. Lub innych osób i postaci. Kiedyś to pojedyncze, podmiotowe istnienie wskazywało zarazem współuczestnictwo w czasie i miejscu, gdzie przyszło im żyć. Dzisiaj to czas i miejsce pojawiają się na pierwszym planie, a o tożsamości decyduje wybór tematu i medium. Jestem tym, co tworzę, to moja opowieść. Może pojawić się w niej, wśród innych rekwizytów, własna postać, twarz, czasem jakiś element biografii prywatnej lub zbiorowej, idea, symbol lub konkret z rzeczywistości.

Artysta przenosi się w inne przestrzenie i formy kreacji. „Ja” sportretowane za pośrednictwem całego procesu twórczego jako świadectwo swojego życia. Opowieść o sobie staje się bardziej narracyjna – nie operuje już symbolem czy tylko jednym wizerunkiem, jakim mogła być twarz. w tej chwili to różne historie o mnie, moich traumach czy lękach, które pokazują, kim jestem – tropienie własnej tożsamości przyjmuje rozbudowane formy wideo, performansu, instalacji.

Ten, który działa

Jak zatem widzi się artystka czy artysta XXI wieku? Jest częścią społeczeństwa, czynnym uczestnikiem swego czasu, włączającym się w protesty lub akcje na rzecz innych, ludzi i stworzeń – jako jeden ze świadków swoistego archiwum protestów publicznych.

W fotograficznej serii „PL 2015–2022, 2022” Rafał Milach portretuje swoje podbite i zdrowiejące oko. Artysta bywa tym, który działa, stając po stronie innych, odrzuconych, pokrzywdzonych i którego tożsamość określona została przez to zaangażowanie – na autoportret Artura Żmijewskiego złożyło się kilka kadrów fotograficznych artysty w pracowni, znaczącego farbą bohaterów jednego ze swych filmów. Bywa też nierozpoznawalny w swojej różowej kominiarce, jako jeden z członków wspólnoty, jak Karol Radziszewski w pracy „Atelier”.

Paweł Althamer – twórca m.in. działań w przestrzeni publicznej, często podejmujący wspólne artystyczne akcje ze swymi sąsiadami lub innymi grupami – mówi z kolei: „jesteś sobą tylko w relacji z innymi”. W muzeum znalazł się zaprojektowany przez niego duży biały wózek dla dorosłych, do wożenia rodziców, może chorych, niepełnosprawnych? Obok wyświetlany jest film z drogi przejazdu tego wózka do muzeum, dokąd uroczyście dotarł w asyście wiozących i wożonych, z grupy Nowolipie, ogniska artystycznego osób chorujących na stwardnienie rozsiane, z którą artysta współpracuje.

Można też pozostać „podszytym dzieckiem”, z pamięcią wyposażoną w dziecięce traumy, jak w fotograficznej pracy Zbigniewa Libery pokazującej sielski portret pochylonej nad niemowlęciem „Mamusi” z wampirzymi kłami.

Czas połączony

Czas własny, połączony z czasem wspólnym wszystkim mieszkańcom ziemi, artyści obserwują i odmierzają na wiele sposobów, próbując znaleźć punkty na skrzyżowaniu czasu i przestrzeni.

Kimś takim jest Agnieszka Polska. Jej „Zegar Braudela” to dysk, na którym w błękicie widać tył jej głowy. Czas jawi się tu jako konstrukt społeczny, zegar odmierzający inny czas dla wszystkich istnienia. Można także poddać się wyroczni astrologicznej. Agnieszka Brzeżańska stworzyła astrologiczny diagram pokazujący układ ciał niebieskich w momencie jej narodzin.

Promocja!
  • Maria Czarnecka
  • Ewa Kiedio

Zostały mi słowa miłości

63,20 79,00 Do koszyka

Coraz częściej wybrzmiewa w sztuce rzeczywistość współdzielenia ziemi wraz z innymi gatunkami, których poznanie i współistnienie możliwe jest dzięki przekroczeniu granic własnego gatunku, uznania części wspólnej. Autoportret Joanny Rajkowskiej pokazuje tę wspólnotę – jej „Syrenka”, nawiązująca do dawnych wersji herbu Warszawy, to hybryda postaci kobiecej i ptasiej, ustawiona na jakimś cywilizacyjnym śmietnisku. W uniesionej ręce trzyma kokos, z którego kiełkuje zalążek palmy (jakby nawiązanie do jej słynnej realizacji w centrum Warszawy).

Wyobraźnia prowadzi głębiej

Artysta może też zostać jedynie śladem, odbiciem obecności, po której została nisza w ścianie muzeum, ale jest to ślad trwały, współtworzący gmach – jak w anty-portrecie, rewersie swojej postaci, Mirosława Bałki. Dotyk twarzy, pozostawiony na kartce papieru, pognieciony i zmienny w swej nietrwałości pozostawia Rafał Bujnowski. Z kolei Jadwiga Sawicka utożsamia się z tym, co mówi, ze słowami, którymi nazywa idee i postulaty.

Jest wreszcie artysta obserwatorem lub obserwatorką – traktując siebie jako narzędzie – dynamicznie uczestniczącym w sytuacjach i historiach, jak uchwycona w ruchu postać dziewczyny w rzeźbie Zuzanny Janin. Rzeźba jest też autoportretem, a zarazem bohaterką filmu o Majce Skowron, w którym artystka grała główną rolę.

Własny wizerunek jeszcze inaczej może pojawiać się za pośrednictwem innych. Niekiedy jedynie jako odbicie w ich oczach – a nawet, jak na obrazie Wilhelma Sasnala, w narciarskich goglach fotografowanego syna. Niekiedy artystka pozostawia po sobie dźwięk, zapraszając, jak Katarzyna Krakowiak, do otwarcia się na inne zmysły niż wzrok, do wyjścia poza ograniczone pole widzenia, a zatem otwarcia wyobraźni. Wyobraźnia poprowadzi nas dalej, głębiej, poza to, co można pokazać.

Zostaje szkielet?

Ostatecznie zatem artysta pozostaje i tak tajemnicą? W wielu autoportretach twórcy nie rezygnują z twarzy, w której rozpoznajemy ich rysy, choćby rysy rzeźbiarki Barbary Falender. Ale w jej wypadku więcej zdaje się ujawniać wiszący obok szkic, rysunek. istotny okazuje się pierwszy gest ręki, sposób rysowania, nie zaś podobieństwo. Bywa osobą o wielu twarzach, tak jak istnieją tylko chwile, kiedy patrzy na siebie samą.

Podobieństwo może zresztą mylić, utrudniać poznanie artysty – jak w obrazie „Kuglarz” Łukasza Korolkiewicza, gdzie malarz umieścił własną postać na skraju płótna zapełnionego wieloma przedmiotami i atrybutami, jakich zwykł używać. Teraz gestem ręki odpycha zarówno je wszystkie, jak i patrzących na niego widzów. Twarz jawi się również jako to, co może ją zastąpić, poszerzyć postrzeganie osoby, która się za nią kryje. W obrazie Aleksandry Waliszewskiej ta twarz zieje otwartą raną.

Na koniec pozostanie odsłonięty przez archeologów przyszłości szkielet. Katarzyna Przezwańska starannie wybrała te „resztki”: zeschnięte łodygi, kamienie.

Każda z prac wymaga artystycznego warsztatu, umiejętności. Portretowany może być, jak u Jarosława Modzelewskiego, po prostu malarzem, który namalował sam siebie przy pracy, wśród farb i pędzli, dodatkowo podkreślając znaczenie tego trudu zmagania z materią użyciem pracochłonnej techniki tempery żółtkowej.

Zbiór dwudziestu nowych autoportretów, widziany z perspektywy ciągłości kolekcji Muzeum Narodowego, może stanowić zapowiedź przyszłej prezentacji sztuki polskiej po roku 1945, której brak wciąż odczuwamy w Warszawie. Wiąże się też z cennym zjawiskiem prywatnego mecenatu, jaki stanowi działalność Stowarzyszenia „Przyjaciele MNW” i pozyskiwanych w ten sposób funduszy na zakup dzieł sztuki.

Autoportrety”, Muzeum Narodowe w Warszawie, 21 marca – 20 lipca 2025, kuratorzy Katarzyna Szydłowska-Schiller i Tomasz Jeziorowski

Idź do oryginalnego materiału