To Friedrich Merz ma być architektem zerwania z powojenną przeszłością – zmiany, która wymaga od kraju zmierzenia się z trudną historią i podejmowania odważnych decyzji na poziomie krajowym i europejskim.
Wyobraź sobie szkolnego oprawcę, który atakuje cię bez powodu, wściekle wymachując rękami na oślep. Możesz na to odpowiedzieć podobną reakcją – dołączając do bezsensownej bójki, skazując się tym samym na jeszcze większe szkody. Lepszą strategią będzie jednak zminimalizowanie strat poprzez trzymanie się jak najdalej oraz „wyczekanie przeciwnika” – tak, aby sam opadł z sił.
Wszystko wskazuje na to, iż Donald Trump obrał Europę, a w szczególności Niemcy, za cel swojej kolejnej wojny handlowej. Po wprowadzeniu 25 proc. ceł na import stali i aluminium z UE, amerykański prezydent podpisał rozporządzenie ustanawiające minimalną 10 proc. stawkę taryfową dla towarów z całego świata oraz dodatkowe cła dla większości państw, w tym 20 proc. na produkty z Unii Europejskiej (te ostatnie, z wyjątkiem Chin, zostały już przez Trumpa zawieszone na 90 dni).
Dotyczy to również taryf na samochody i produkty farmaceutyczne, których znaczną część Stany Zjednoczone importują z Niemiec. Trump swoją decyzję motywuje koniecznością „ukarania” tych krajów, które generują nadwyżki w handlu z USA. W 2024 r. nadwyżka handlowa Niemiec z Ameryką osiągnęła rekordowy poziom 70 miliardów euro.

WIĘŹ – łączymy w czasach chaosu
Więź.pl to pogłębiona publicystyka, oryginalne śledztwa dziennikarskie i nieoczywiste podcasty – wszystko za darmo! Tu znajdziesz lifestyle myślący, przestrzeń dialogu, personalistyczną wrażliwość i opcję na rzecz skrzywdzonych.
Czytam – WIĘŹ jestem. Czytam – więc wspieram
Instynkt odwetu jest naturalny – tak jak w przypadku szkolnego oprawcy. Jednak taryfy celne nałożone przez inne kraje nie tylko nie odstraszą Trumpa, ale jeszcze bardziej podsycą jego nieuzasadnione roszczenia, czego dowodem są reakcje amerykańskiego prezydenta na zapowiedzi ceł odwetowych wobec USA. Najskuteczniejszym przesłaniem, jakie amerykańscy partnerzy handlowi mogą przekazać Trumpowi, jest: „możecie niszczyć własną gospodarkę. My zamiast tego zwrócimy się do innych, bardziej wiarygodnych partnerów”.
Demontaż amerykańskiego państwa, irracjonalne cła i alienacja sojuszników spowodują w dłuższej perspektywie trwałe szkody, również dla amerykańskich obywateli. Historia jednak pokazuje, iż wielkie kroki naprzód w jedności europejskiej były zawsze wynikiem geopolitycznych wstrząsów – od zakończenia II wojny światowej po koniec zimnej wojny. Europa już dwukrotnie udowodniła, iż potrafi skutecznie reagować na tego typu wyzwania i istnieje realna szansa, iż zrobi to ponownie.
Rosyjski imperializm, w połączeniu z osłabieniem więzi transatlantyckich w wyniku zmiany władzy w Waszyngtonie, stawia państwa Starego Kontynentu przed koniecznością znacznego zwiększenia wydatków na obronność oraz zmian w zakresie integracji rynku europejskiego. Europa ma jeszcze szansę odwrócić niekorzystny bieg wydarzeń. Porzuca właśnie swój pozimnowojenny sposób myślenia o „końcu historii”, w którym prym wiodło prawo międzynarodowe, siły zbrojne państw europejskich służyły jedynie do utrzymania pokoju, a nie odstraszania wroga (co dopiero prowadzenia wojen), a w kwestiach bezpieczeństwa na kontynencie polegano całkowicie na USA. Obecna sytuacja wymusza fundamentalną zmianę myślenia w Unii Europejskiej – szczególnie zaś w Niemczech.
Europa się obudziła
Kaja Kallas, wysoki przedstawiciel Unii Europejskiej do spraw zagranicznych i polityki bezpieczeństwa, podkreśliła w swoim wpisie na platformie X, iż „wolny świat potrzebuje nowego lidera” i wezwała Europejczyków do podjęcia tego wyzwania. Brytyjski premier Keir Starmer mówił o „chwili pokoleniowej” i zadeklarował gotowość do współpracy z Francją – jedynym obok Wielkiej Brytanii europejskim krajem posiadającym broń jądrową – w celu osiągnięcia sprawiedliwego zawieszenia broni na Ukrainie. Z kolei Friedrich Merz, przyszły kanclerz Niemiec, który wcześniej był zagorzałym zwolennikiem sojuszu transatlantyckiego, stwierdził, iż Europa musi „osiągnąć niezależność od Stanów Zjednoczonych”.

Merz wydaje się gotów do przejęcia przez Niemcy roli lidera w Europie, co w obliczu rosyjskiego rewanżyzmu i amerykańskiego izolacjonizmu staje się koniecznością.
Kacper Mojsa
Wydaje się, iż Finlandia i Szwecja jako pierwsze dostrzegły powrót geopolitycznej rywalizacji, a ich przystąpienie do NATO – odpowiednio w 2023 i 2024 r. – stało się silnym impulsem wzmacniającym północną flankę Sojuszu. Unia Europejska również wydaje się akceptować nową rzeczywistość, ogłaszając ambitny plan zbrojeniowy o wartości aż 800 miliardów euro. choćby Niemcy, dla których pożegnanie z przeszłością jest szczególnie trudne, przygotowują się do zwiększenia wydatków na obronność. Merz i jego partnerzy koalicyjni (wiemy już, iż CDU/CSU oraz SPD osiągnęły porozumienie w sprawie nowego rządu koalicyjnego) planują utworzenie funduszu infrastrukturalnego o wartości 500 miliardów euro oraz poluzowanie restrykcyjnych zasad fiskalnych, aby umożliwić większe inwestycje w obronność.
Konieczność ustanowienia nowego porządku jest więc oczywista, ale na drodze do tego celu pojawiają się przeszkody. UE nie jest potęgą militarną (przede wszystkim dlatego, iż nie jest sojuszem o charakterze militarnym), a zdolność „koalicji chętnych” pod przywództwem Wielkiej Brytanii i Francji do zastąpienia amerykańskich gwarancji bezpieczeństwa jest wątpliwa, przynajmniej w krótkim okresie. Kluczowym więc dla powodzenia tego procesu jest aktywny udział Niemiec, największej gospodarki bloku.
Niemiecka zmiana kursu
Od początku pandemii w 2020 r. niemiecka gospodarka nie odnotowała wzrostu, a w 2023 r. weszła w recesję, z której wciąż się nie podniosła. Bundesbank ostrzega, iż amerykańskie cła importowe mogą spowodować spadek o 1,5 proc. w 2027 r. Oprócz tego Niemcy borykają się z wieloma problemami dotyczącymi infrastruktury i budownictwa mieszkaniowego oraz związanymi z presją na niektóre branże, które w przeszłości silnie przyczyniły się do krajowego wzrostu, jak na przykład sektor motoryzacyjny.
4 marca chadecy i socjaldemokraci, w ramach wspólnych rozmów koalicyjnych, ogłosili plan na złagodzenie „hamulca zadłużenia”. Do tego konieczna jest zmiana niemieckiej konstytucji. jeżeli do tego dojdzie, Niemcy uwolnią setki miliardów euro na inwestycje w zaniedbane od lat wojsko i infrastrukturę. Wspomniany „hamulec” to konstytucyjne ograniczenie strukturalnych deficytów budżetowych do maksymalnie 0,35 proc. PKB rocznie, wprowadzone w 2009 r. przez pierwszy rząd Angeli Merkel.
Jego celem było zapobieżenie nadmiernemu zadłużaniu się państwa poprzez uniemożliwienie finansowania inwestycji dzięki zaciągania pożyczek. Z tego powodu był on dokładniej opisywany jako „hamulec inwestycyjny”. Wprowadzenie tego rozwiązania silnie nawiązywało do traumy hiperinflacji, która w przeszłości utorowała drogę do dojścia do władzy Adolfa Hitlera.
Wielu Europejczyków z krajów, które doświadczyły brutalnej nazistowskiej okupacji, prawdopodobnie podziela to odczucie. Część Niemców wciąż obawia się powrotu militarystycznych tendencji. W ostatnich wyborach federalnych w Niemczech drugie miejsce zajęła skrajnie prawicowa, sympatyzująca z Trumpem i Putinem oraz sprzeciwiająca się wspieraniu Ukrainy, partia Alternatywa dla Niemiec (AFD – Alternative für Deutschland).

- Ks. Andrzej Draguła
Kościół na rynku
Ale to właśnie inwazja Rosji na Ukrainę ostatecznie zakończyła pewną erę niemieckiej Ostpolitik – normalizacji stosunków z państwami byłego bloku wschodniego. Tuż po rozpoczęciu pełnoskalowej wojny za naszą wschodnią granicą sukcesor Angeli Merkel, Olaf Scholz ogłosił „epokową zmianę” (Zeitenwende) w niemieckiej polityce obronnej i zagranicznej – jednak jej realizacja napotkała na liczne trudności i opóźnienia, co sprawia, iż wielu obserwatorów kwestionuje, czy rzeczywiście doszło do zapowiadanego przełomu.
Ostatecznie to Friedrich Merz ma być architektem definitywnego zerwania z powojenną przeszłością – zmiany, która wymaga od kraju zmierzenia się z trudną historią i podejmowania odważnych decyzji na poziomie krajowym i europejskim. Czy tak się wydarzy? Przekonamy się o tym dopiero, gdy obejmie urząd kanclerza. Wydaje się jednak, iż Merz jest gotów do przejęcia przez Niemcy roli lidera w Europie, co w obliczu rosyjskiego rewanżyzmu i amerykańskiego izolacjonizmu staje się koniecznością.
Trwająca zmiana paradygmatu wydawała się do niedawna niewyobrażalna. Jest ona jednak realną szansą na wzmocnienie bezpieczeństwa, wspieranie innowacji i rozwój polityki klimatycznej – bez konieczności dokonywania poważnych cięć w wydatkach socjalnych. Niemieckie turbodoładowanie w postaci 500 miliardów euro ma zasilić inwestycje w infrastrukturę i obronność, co wyraźnie redefiniuje politykę gospodarczą państwa za naszą zachodnią granicą. Fundusze te mają być wykorzystywane przez 10 lat, koncentrując się na transporcie, energetyce, edukacji, ochronie ludności i infrastrukturze.
Rynki reagują entuzjastycznie – akcje firm zbrojeniowych idą wyraźnie w górę, a analitycy nazywają to „zmianą gry”, która sygnalizuje nową erę dla europejskiego wzrostu. Trudno więc nie zgodzić się z polskim ministrem spraw zagranicznych, Radosławem Sikorskim, który w 2011 r. wyraził obawę przed „niemiecką bezczynnością”, której należy się bać bardziej niż „niemieckiej potęgi”.
Perspektywy Niemiec nie są więc wcale beznadziejne. Kraj ten musi sprostać wyzwaniom czasów – dywersyfikując gospodarkę, reagując na negatywne trendy demograficzne oraz likwidując lukę inwestycyjną w edukacji i infrastrukturze. Trzymanie się starych rozwiązań to prosty przepis na stagnację, na którą nie stać ani Niemiec, ani Europy.
Nadszedł czas na odważne inwestycje oraz integrację gospodarczą rynku – początek nowego europejskiego modelu wzrostu, z większą zależnością od popytu wewnętrznego niż światowego (co będzie prawdopodobnie wymagać silniejszego europejskiego protekcjonizmu). UE potrzebuje nowoczesnych narzędzi, aby konkurować w obliczu nagłych zmian globalnych i rosnącej nieprzewidywalności rynków.
Odnowiona dynamika przemysłu oraz presja na „europejskie odrodzenie” w obronności i technologii tworzą świetne warunki do europejskiej transformacji. Czy te wyzwania spotkają się z konkretnymi – a co ważniejsze – konsekwentnymi działaniami? Czas pokaże.
Przeczytaj także: Nie jesteśmy chmarą ptaków, która zadziobuje najsłabszego