Franciszek, szczęśliwy Syzyf?

3 tygodni temu
Zdjęcie: Franciszek


Kochałem go, bo on kochał życie.

Kiedy wokół są dzieci, dzień zaczyna się wcześnie. Cały mokry byłem już przed siódmą (za pół dnia przebierałem się jeszcze raz, po raz drugi). Zabawa, słońce, śmiech, leniwe śniadanie. I zaraz potem zaskakująca wiadomość: papież Franciszek nie żyje. Niby wiadomo było, iż to kwestia miesięcy, ale żeby w wielkanocny poniedziałek?!

Kochałem go, bo on kochał życie – napisałem po kilku minutach na Instagramie. Wydaje mi się to najwłaściwszą charakterystyką papieża z Argentyny. W ostatnich latach był coraz bardziej zmęczony, może choćby rozgoryczony, a jednak nie widziałem, by obrażał się na świat, na to, jak wygląda rzeczywistość. Raczej cierpliwie tłumaczył, iż wszyscy płyniemy tą samą łódką, mamy podobne tęsknoty, marzenia, rany. Wierzący i niewierzący – etykiety stają się ostatecznie pozbawione większego znaczenia.

WIĘŹ – łączymy w czasach chaosu

Więź.pl to pogłębiona publicystyka, oryginalne śledztwa dziennikarskie i nieoczywiste podcasty – wszystko za darmo! Tu znajdziesz lifestyle myślący, przestrzeń dialogu, personalistyczną wrażliwość i opcję na rzecz skrzywdzonych.

Czytam – WIĘŹ jestem. Czytam – więc wspieram

Akurat wczoraj wróciłem do „Mitu Syzyfa”. Camus pisze, iż Syzyf ściągnął na siebie gniew bogów, bo nie chciał wrócić do Hadesu, gdy „znów zobaczył świat i zakosztował smaku wody i słońca, ciepłych kamieni i morza”, miał przed oczami „łuk zatoki, olśniewające morze i uśmiechy ziemi”. Został ukarany za „umiłowanie życia”.

Ale zdaniem Camusa Syzyf mógł być szczęśliwy. W jedne dni schodził ze swojej beznadziejnej góry z cierpieniem na twarzy, a w inne z nieśmiałą radością. Odkrywał wtedy, iż „szczęście i absurd są dziećmi tej samej ziemi”. Smutek i piękno, zachwyt i ból. Co więcej, „nie ma słońca bez cienia i nie można nie znać nocy”. Zaczynał rozumieć, iż kamień jest jego kamieniem, nikogo innego. Wtedy był „ponad swoim losem”. Kimś „silniejszym niż jego kamień”.

Autor „Dżumy” z upodobaniem przywołuje zdanie Edypa, dla którego „wszystko jest dobre”. Słowa te „rozbrzmiewają w okrutnym i ograniczonym świecie. Uczą, iż wszystko nie jest i nie zostało wyczerpane”.

Łączy mi się to w jakiś przedziwny sposób z Franciszkiem. Nie żył w świecie absurdu, to jasne. Uznawał, iż czuwa nad nami Bóg, który ma dobrą twarz. Stale widział przed oczami uśmiechy ziemi. Konsekwentnie przypominał – ostatni raz dwa dni temu – iż Pascha (i w ogóle chrześcijaństwo) nie ma w sobie nic spektakularnego. Nie można jej świętować „bez ciągłego liczenia się z nocami, które nosimy w naszych sercach, i mrokami śmierci, które często unoszą się nad światem”. Czytałem te słowa w Wigilię Paschalną, kiwając z uznaniem głową.

Jest taki wiersz Wojciecha Bonowicza, który uwielbiam. Oto umiera mistrz, uczniowie zbierają się wokół niego. Starzec przyznaje się, iż boi się śmierci, tego, iż „Bóg musi na chwilę odejść”, aby on mógł umrzeć. I pojawia się lęk, iż Pan nie wróci. Że mistrz zostanie sam, „zatopiony w wodach śmierci z zesztywniałym językiem”, iż zatriumfuje „czarny bóg śmierci”.

Uczniowie odpowiadają: wiemy, jak bardzo kochasz życie, „gdybyś nienawidził świata, nie poszlibyśmy za tobą”. Spodobała mi się dziś myśl, iż Franciszek był takim kruchym starcem, a ludzie, dla których stał się kimś ważnym – uczniami stojącymi nad łóżkiem. Gdybyś nienawidził świata…

Kiedy ktoś kocha życie, nigdy tak naprawdę z niego nie odchodzi. Franciszek spotkał się dziś po prostu z Czułością, o której mówił każdym gestem. Nie umarł. Zasnął. „Z policzkiem na rozgrzanej ziemi”.

Idź do oryginalnego materiału