Zacząłem czytać Dzienniczek św. Faustyny, z myślą, iż przyniesie mi ulgę w depresji. Chłopaki w nowicjacie ciągle o nim mówią. Zacząłem czytać na chybił trafił i przeraziłem się. Jezus ciągle ma do Faustyny jakieś pretensje, ciągle ją poniża, chce, aby cierpiała. Nie potrafię tego czytać. Moja przyjaciółka z Karmelu mi napisała, iż tak bywa z prywatnymi objawieniami, i iż nie wiadomo, odkąd dokąd jest Faustyna, a odkąd dokąd Jezus, a poza tym, Jezus każdego traktuje indywidualnie. I żebym nie czytał, jeżeli nie potrafię.
Mnie osobiście jeszcze jedna rzecz związana z Faustyną nie daje spokoju, a mianowicie nowenna do Miłosierdzia Bożego i sama jego uroczystość w czasie oktawy wielkanocnej. Powtarza się w koronce wspomnienie męki Zbawiciela, a nic się nie mówi o Jego Zmartwychwstaniu, które Kościół święty, Matka nasza, właśnie uroczyście przeżywa! Trochę to dziwne, a już zupełnie sprzeczne z liturgią. Owszem, Zmartwychwstały zachował swoje pięć ran krzyżowych, ale już nie cierpi żadnej męki... Rozważaliśmy Jego mękę w Wielkim Poście.
Ktoś ma jakieś swoje doświadczenia z Dzienniczkiem i nowenną? Jak sobie z nimi radzicie?
Sama koronka, odmawiana w ciągu roku, mi nie przeszkadza, tylko w oktawie wielkanocnej zgrzyta.