Wydaję niniejszy dekret, by na całym obszarze mojego królestwa odczuwano lęk i drżenie przed Bogiem Daniela.
Bo On jest Bogiem żywym
i trwa na wieki.
Dn 6, 27
דנ’ 6:26: “מִן ־קֳדָמַי֮ שִׂ֣ים טְעֵם֒ דִּ֣י ׀ בְּ כָל ־שָׁלְטָ֣ן מַלְכוּתִ֗י לֶהֱוֹ֤ן ֯זאעין זָיְעִין֙ וְ דָ֣חֲלִ֔ין מִן ־קֳדָ֖ם אֱלָהֵ֣הּ דִּי ־דָֽנִיֵּ֑אל דִּי ־ה֣וּא ׀ אֱלָהָ֣א חַיָּ֗א וְ קַיָּם֙ לְ עָ֣לְמִ֔ין וּ מַלְכוּתֵהּ֙ דִּֽי ־לָ֣א תִתְחַבַּ֔ל וְ שָׁלְטָנֵ֖הּ עַד ־סֹופָֽא ׃”
W dzisiejszym czytaniu dwukrotnie pojawia się słowo dekret. Za pierwszym razem w Dn 6, 13: Poszli więc i powiedzieli do króla w sprawie zakazu królewskiego: «Czy nie kazałeś, królu, ogłosić dekretu (אֱסָר /’ĕ·sār/), iż ktokolwiek prosiłby w ciągu trzydziestu dni o coś jakiegokolwiek boga lub człowieka poza tobą, ma być wrzucony do jaskini lwów?(…). Drugim fragmentem jest ten, który stanowi przewodni tekst dzisiejszych rozważań: טְעֵם (ṭᵉʻęm). Różnica jest znaczna. O ile pierwszy ma konotacje autorytatywnego rozkazu, o tyle drugie znaczenie pociąga za sobą równie mocny osąd sytuacji. W treści Księgi Daniela zakaz modlitwy ewidentnie jest fanaberią i efektem spisku, natomiast uznanie Boga jedynego, to już wynik doświadczenia Jego istnienia. Określenie co jest prawdą, a co nie, dzięki dekretów, to jakaś istna czkawka dziejowa. Aż chce się rzec: o tempora, o mores! Permanentnie. Prawda po prostu jest prawdą! I tyle.

















