Właściwie każdego dnia daję komuś słowo i ufam czyjemuś danemu słowu. Czyli: mogę kogoś zawieść i mogę się na kimś zawieść. Cóż bardziej kruchego niż słowo?
Edytorial do wydania tygodnika „Więź co Tydzień” z 16 stycznia 2025:
Lecąc przed laty do Izraela liniami lotniczymi „El Al”, natknąłem się w czasopiśmie pokładowym na piękną żydowską modlitwę. Nie zachował mi się jej dokładny tekst, ale doskonale pamiętam jej przesłanie. Modlitwa zachęcała do zaufania Bogu, którego nie widzę i którego nie jestem w stanie ogarnąć rozumem, na wzór zaufania do pilota tego samolotu, którego też nie znam, a któremu jednak powierzam swoje życie. Proste i trafne!
Więź.pl to personalistyczne spojrzenie na wiarę, kulturę, społeczeństwo
i politykę.
Cenisz naszą publicystykę?
Potrzebujemy Twojego wsparcia, by kontynuować i rozwijać nasze działania.
Wesprzyj nas dobrowolną darowizną:
Przypomniała mi się ta modlitwa, gdy czytałem inspirujący esej ks. Jana Słomki w dzisiejszym numerze tygodnika „Więź co Tydzień”. Łódzko-katowicki teolog opisuje między innymi dwa rodzaje pewności. Oparciem dla pierwszego z nich są obiektywne prawa nauki, dla drugiego – słowo (np. przysięga wierności, choćby małżeńska, albo słowo Boga).
Jako przykład pierwszego rodzaju ufności nasz współpracownik podaje właśnie latanie samolotem – ze swymi weryfikowalnymi regułami nauki, techniki, konstrukcji i procedurami bezpieczeństwa. Ale przecież, choćbym choćby chciał, sam nie jestem w stanie tego wszystkiego zweryfikować, sprawdzić, zabezpieczyć. Tak czy owak, wsiadając do samolotu (czy innego środka lokomocji), dokonuję aktu zaufania komuś, kogo nie znam.
Właściwie każdego dnia daję komuś słowo i ufam czyjemuś danemu słowu. Czyli: mogę kogoś zawieść i mogę się na kimś zawieść. Cóż bardziej kruchego niż słowo? I zarazem: czyż w istocie to nie słowo jest najsolidniejszym fundamentem wszystkich listów intencyjnych, umów, porozumień, kontraktów z klauzulami bezpieczeństwa?
Od ponad dwóch lat prowadzę w „Więzi” podcast „Półprzewodnik po nocy ciemnej”. Szukam w nim duchowych punktów orientacyjnych w wędrówkach przez nasze liczne ciemności i kryzysy. Najlepiej, żeby były to stałe punkty orientacyjne – takie, które są niezmienne i nieodwołalne. Ale im dłużej o tym rozmawiam z kolejnymi zaproszonymi gośćmi, tym bardziej przekonuję się, iż najtrwalsze są te punkty, które opierają się na słowie danym przez Kogoś, kto zawieść nie może.
A „to, iż nasza wiara nie jest niezachwiana, może znaczyć po prostu, iż jest żywa” – jak pisze ks. Tomáš Halík w pięknej książce „Co nie jest chwiejne, jest nietrwałe”.