Opowieść z podróży może być przywilejem. Często to my – zachodni podróżnicy, pisarze i badacze – przyznajemy sobie monopol na reprezentowanie tych, którzy nie mają możliwości, by opowiedzieć swoje własne historie. A może powinniśmy zamilknąć i zacząć słuchać?
Tekst ukazał się w kwartalniku „Więź” lato 2025 jako cześć bloku kulturalnego „Podróżować – ale dokąd?”. W wolnym dostępie można przeczytać jedynie jego fragment. W całości jest otwarty tylko dla prenumeratorów naszego pisma i osób z wykupionym pakietem cyfrowym. Subskrypcję można kupić TUTAJ.
Podróżnicy od wieków dostarczali informacji o świecie. Herodot, Marco Polo czy Ibn Battuta kreślili obraz dalekich, niedostępnych krain ludziom, których świat kończył się zwykle na najbliższej większej miejscowości. Dziś, w epoce tanich lotów, Instagrama i vlogów podróżniczych, opowiadanie o świecie poprzez podróże jest już zjawiskiem masowym. Czy przy takiej demokratyzacji podróżowania opowiadanie o świecie staje się zbędne? A może w związku z tym powinno przejść radykalną przemianę?
Przez dziesięć lat pracowałam jako dziennikarka podróżnicza, mieszkałam w Meksyku, pisałam o nim artykuły, przewodniki i książki. W którymś momencie pojawiły się wątpliwości. Lubię słuchać. Ale czasem boję się, iż słucham wybiórczo. Że słyszę tylko to, co już umiem zrozumieć. Nie tylko językowo, również ontologicznie.
Z czasem przestałam wierzyć, iż moje reportaże opisują rzeczywistość – zawsze przecież filtruję świat przez samą siebie. Słowa i struktury, z których buduję czytelnikowi świat, też są przecież tak bardzo moje. W końcu przyszły wątpliwości kardynalne – dlaczego wyobraziłam sobie, iż to właśnie ja powinnam komuś o tym świecie opowiadać?
Wszystko jest narracją
Nie mówię, iż wszystko już zostało napisane. Raczej chodzi mi o to, iż niektóre historie pisane są wciąż od nowa w ten sam sposób.
Tekst ukazał się w kwartalniku „Więź” lato 2025 jako cześć bloku kulturalnego „Podróżować – ale dokąd?”.