Czy naprawdę rzecznik episkopatu wierzy we wszystko, o czym mówi?

9 godzin temu
Zdjęcie: Ks. Leszek Gęsiak


Według księdza rzecznika z faktu, iż jedna dziesiąta członków KEP została obłożona watykańskim sankcjami, nie trzeba wyciągać wniosków na przyszłość. To znaczy, iż refleksja nad systemowymi błędami jest w naszym Kościele czymś zupełnie nieznanym.

Rozmowy Zbigniewa Nosowskiego z rzecznikiem Konferencji Episkopatu Polski, ks. Leszkiem Gęsiakiem, w więziowym podcaście „Zwięźle” słuchałam w dobrym towarzystwie – i całe szczęście. Dzięki temu mogłam pozwolić sobie na przeżywanie wszystkich emocji i wypowiadanie na głos wszystkich myśli. To z kolei sprawiło, iż dotrwałam do końca; sama pewnie poddałabym się znacznie szybciej.

Słuchałam więc z mieszaniną złości, smutku i zdziwienia. Co ciekawe, wszystkie te emocje wyrastały z jednej głównej myśli: otóż ksiądz rzecznik zdaje się naprawdę wierzyć w to, o czym mówi.

WIĘŹ – łączymy w czasach chaosu

Więź.pl to pogłębiona publicystyka, oryginalne śledztwa dziennikarskie i nieoczywiste podcasty – wszystko za darmo! Tu znajdziesz lifestyle myślący, przestrzeń dialogu, personalistyczną wrażliwość i opcję na rzecz skrzywdzonych.

Czytam – WIĘŹ jestem. Czytam – więc wspieram

Wprowadzając do nauki pojęcie paradygmatu, Thomas Kuhn twierdził, iż dwa paradygmaty są ze sobą nieporównywalne. Co więcej, ograniczał rolę samych danych empirycznych, pokazując, iż te same fakty mogą być interpretowane w zupełnie różny sposób w zależności od przyjętego paradygmatu. Wynika to m.in. z odmiennych definicji kluczowych pojęć czy stosowanych metod badawczych.

Choć teoria Kuhna z czasem została zniuansowana i złagodzona, wraca ona dziś do mnie, gdy myślę o rozmowie Nosowski-Gęsiak. Odnoszę bowiem wrażenie, iż słyszę przedstawicieli dwóch różnych paradygmatów w obrębie jednego Kościoła, którzy – patrząc na te same dane – interpretują rzeczywistość w zupełnie odmienny sposób.

Mimo iż obiecałam sobie pierwotnie nie wracać do tej rozmowy, nie dawał mi spokoju jej fragment dotyczący mnie osobiście: dotyczący spotkania biskupów na Jasnej Górze z osobami skrzywdzonymi wykorzystaniem seksualnym. Bardzo potrzebowałam odnieść się do sposobu, w jaki ksiądz rzecznik skomentował tamto wydarzenie.

Szukając tego konkretnego fragmentu, natknęłam się jednak na inne – być może wcześniej je wyparłam – które również domagają się komentarza. Mój wybór fragmentów nie oznacza oczywiście, iż w pozostałej części rozmowy nie ma wątków wartych uwagi. Nie mam jednak wystarczającej wiedzy, by odnosić się do wszystkiego, co ks. Leszek Gęsiak mówi na temat KAI czy wolnych/niezależnych mediów.

W tej dziedzinie wciąż jednak pozostaje we mnie jedno pytania po wysłuchaniu obrony „reformy” mediów kościelnych w kierunku ujednolicania przekazu. Skoro – jak twierdzi ksiądz rzecznik – zmiany w Katolickiej Agencji Informacyjnej są „wewnętrzną sprawą episkopatu”, a nie całego Kościoła (bo to KEP powołała i współfinansuje agencję) i w związku z tym KEP może z nią robić, co chce, to czy mam rozumieć, iż biskupi finansują KAI ze swoich prywatnych, a nie z diecezjalnych (czyli kościelnych) środków?

Słuchaj też na Youtube, Apple Podcasts i w popularnych aplikacjach podcastowych

Poniższy komentarz z pewnością nie wyczerpuje wszystkich wątków rozmowy Nosowskiego z rzecznikiem KEP. Mam też świadomość, iż – wracając do Kuhna – sama reprezentuję określony paradygmat. I iż z perspektywy innego paradygmatu ta sama rozmowa mogłaby zostać zinterpretowana zupełnie inaczej.

Chcę też, na koniec tego wstępu, podkreślić, iż mimo wszystko doceniam udział ks. Gęsiaka w podcaście „Zwięźle”. Myślę, iż mógł się spodziewać niełatwej rozmowy i trudnego odbioru, a mimo to podjął rękawicę – to niewątpliwy plus.

Naprawdę „wszyscy dobrze wiemy”?

Jak słyszę tę rozmowę ja, Tośka Szewczyk? Oto kilka jej fragmentów wraz z omówieniem.

ZN: Dlaczego [kard. Ryś] musiał postanowić o powołaniu własnej komisji diecezjalnej do zbadania spraw dotyczących wykorzystania seksualnego, nie czekając na komisję ogólnopolską?

LG: Tego też nie wiem. To jest decyzja księdza kardynała. Tak samo takie komisje powstały też w Sosnowcu [1]. Może sytuacja w Łodzi jest szczególnie trudna [2]? No nie wiem. W każdym razie wszyscy dobrze wiemy [3], iż komisja ogólnopolska jest na bardzo dobrym etapie przygotowania do jej powstania.

[1] Ks. Gęsiak sugeruje, iż powstanie komisji w Łodzi jest analogiczne do powstania komisji w Sosnowcu, podczas gdy powody i okoliczności powstania tych dwóch komisji są na tyle różne, iż nie należy ich w ten sposób ze sobą zestawiać. Powoduje to mylne wrażenie, iż powstanie komisji łódzkiej jest w równym stopniu niezależne od prac KEP nad komisją ogólnopolską, co powstanie komisji w Sosnowcu.

Nowość Promocja!
  • Tośka Szewczyk

Nie umarłam. Od krzywdy do wolności

31,20 39,00
Do koszyka
Książka – 31,20 39,00 E-book – 28,08 35,10

[2] Sugestia, iż w Łodzi „może sytuacja jest szczególnie trudna”, odwraca faktyczne proporcje. Łódź nie była miejscem największego kryzysu, ale diecezją, w której zdecydowano się na poważniejsze i bardziej przejrzyste działania. W tym sensie trudna jest raczej sytuacja całego Kościoła w Polsce, a nie specyficznie Łodzi – i to na tym tle działania łódzkie wyróżniają się in plus.

[3] W logice i w kulturze debaty jedną z podstawowych zasad jest odpowiedzialność za własne twierdzenia: kto coś stwierdza, ten uzasadnia. Przedstawianie swojego sądu jako „oczywistego” i uciekanie się do sformułowań typu „wszyscy dobrze wiemy” przerzuca ciężar dowodu na rozmówcę, a przy tym należy do klasycznych błędów argumentacyjnych znanych jako argumentum ad populum – odwołanie się do rzekomej powszechnej zgody zamiast rzeczowych dowodów.

ZN: Naprawdę „wszyscy wiemy”?

LG: Myślę, iż tak. Jeżeli ktoś słucha Kościoła instytucjonalnego [4] i przekazów chociażby moich i moich zaproszonych gości po ostatnim spotkaniu biskupów diecezjalnych na Jasnej Górze (…), to chyba nie ma tutaj specjalnych wątpliwości, iż ta sprawa jest dla biskupów kluczowa, ważna i na pewno będzie przeprowadzona tak gwałtownie jak to jest możliwe. Natomiast też wszyscy mamy świadomość – i biskupi mają tę świadomość, wielokrotnie podkreślał to przede wszystkim abp Polak [5] – iż jeśli raz popełnimy błąd, to nikt nam tego nie wybaczy [6]. Więc musimy to jako Kościół i muszą to biskupi jako episkopat tak zrobić, żeby tych wątpliwości nie było.

I temu między innymi służyło to, żeby bardzo dobrze przygotować zręby komisji od strony prawnej, co zrobił ostatnio zespół biskupa Sławomira Odera, bo te rzeczy wymagały pewnych dopracowań… No bo reszta była zasadniczo dobrze przygotowana, a to wymagało pewnych dopracowań [7]. W tej chwili pozostaje nam tak naprawdę konsultacja z konferencją zakonów męskich i zakonów żeńskich (…) Natomiast też wymuszanie, iż to się musi stać teraz, albo już, albo jak się nie stanie teraz, to mamy jedną wielką tragedię w Kościele, jest absolutnie tylko zwykłą manipulacją dziennikarską [8].

[4] Użycie sformułowania „Kościół instytucjonalny” w taki sposób skutecznie wyklucza z tego pojęcia tych hierarchów, którzy nie zgadzają się z decyzją KEP.

[5] Ksiądz rzecznik używa autorytetu prymasa Polski do tego, żeby uzasadnić działania, które faktycznie stoją w sprzeczności z wcześniejszymi postulatami prymasa. To jest naprawdę chwyt poniżej pasa.

[6] Wypowiedź rzecznika może sugerować, iż błąd dopiero „czyha” na biskupów. Ja widzę to inaczej. Według mnie „jeden strzał”, na który często powoływano się w rozmowach o komisji – ten strzał, od którego miało zależeć „być albo nie być” jej wiarygodności – został już oddany, właśnie w czerwcu. I był to strzał niecelny.

Promocja!

Lud i elity – konflikt nieuchronny? | Wierzący rodzice niewierzących dzieci | Ucieczki i powroty

32,30 35,90
Do koszyka
Książka – 32,30 35,90 E-book – 29,00 32,30

[7] Zmiękczanie języka jest widoczne w całym tym podcaście. Rzeczy, które Zbigniew Nosowski nazywa wprost, ksiądz rzecznik zmiękcza. „Pewne dopracowania” – to brzmi przecież niegroźnie. Zupełnie inaczej zabrzmi, kiedy powiemy, iż zespół bp. Odera wypracował umowy i dokumenty przed powstaniem komisji i iż dzięki temu nie ma ona żadnego wpływu na ich kształt.

[8] interesująca sprawa z tą manipulacją. W innym miejscu ksiądz rzecznik powie, iż zablokował komentarze na FB Konferencji Episkopatu Polski, bo przecież moderowanie (zaproponowane przez Zbigniewa Nosowskiego) to byłaby manipulacja (ze względu na dopuszczanie jednych treści, a wyrzucanie innych). Chwilę później ksiądz rzecznik powie natomiast, iż nie będzie prezentował wszystkich treści z zebrań plenarnych: iż jakieś musi wybrać, a inne opuścić. To już jednak manipulacją nie jest. Słowo „manipulacja” jest w rozmowie używane w sposób zmienny, zależny od kontekstu, co utrudnia jasne zrozumienie, jakie działania rzecznik faktycznie uznaje za nieuczciwe.

Nie większość, a wszystkie

ZN: Uuu. Grubo. Widzisz, bo zacząłeś to zdanie, o które dopytywałem, iż „wszyscy wiemy, iż…”. Dopytałem o to. Powiedziałeś: „jeśli się słucha wypowiedzi w imieniu episkopatu”. Problem w tym, iż jeżeli się choćby słyszy wypowiedzi episkopatu lub w imieniu episkopatu, trzeba jeszcze mieć podstawy, żeby im zaufać. Tego zaufania nie było. Biskup Oder apelował o to zaufanie kiedy został powołany do tej nowej funkcji. Prymas Polak nie musiał apelować o zaufanie, bo je miał. I wydaje mi się, iż tu jest ta podstawowa różnica: autorytet się w tej chwili zdobywa, buduje w oparciu o jakieś doświadczenie, autorytet nie jest tylko instytucjonalny. Coś musi być fundamentem zaufania. No bo dlaczego inaczej biskup Oder musi się mierzyć z nieufnością?

LG: Rzeczywiście ja powiem, iż po decyzji biskupów w czerwcu o przekazaniu tych kwestii prawnych w kompetencje biskupa Odera i prośbie, by on dopracował – bo tak jak mówię, tam adekwatnie większość rzeczy [9] została przygotowana przez zespół prymasa Polaka, który zresztą (ten zespół) w tym swoim memorandum po tym spotkaniu czerwcowym napisał, iż oni adekwatnie zakończyli swoją pracę [10] – to jest myślę dosyć istotny tutaj, w tej całej dyskusji też, wątek, iż ta praca została zakończona i pewna propozycja została przedłożona na zebraniu plenarnym, ale biskupi powiedzieli: „Musimy dopracować pewne kwestie prawne”, dlatego pojawił się też ten dodatkowy zespół, który, jak wiemy, praktycznie też zakończył swoją pracę (…), co tak naprawdę otwiera drogę do dalszych, bardzo konkretnych, kroków. Także nie sądzę, żeby to była jakaś zła wiadomość.

Natomiast jeżeli prześledzisz to, co powiedział bp Oder w czerwcu na konferencji prasowej po zebraniu plenarnym, zobaczysz, iż niektóre agencje prasowe i niektóre media [11] jeszcze przed tą konferencją – czyli przed tym, kiedy cokolwiek zostało powiedziane, a ja byłem na tym zebraniu plenarnym i wiem, iż decyzje odnośnie tego zapadły tak naprawdę tuż przed obiadem, przed zakończeniem zebrania plenarnego – a zatem ktoś w jakiś sposób [12] przygotował komentarz, który pojawił się wcześniej, zanim bp Oder zdołał o czymkolwiek powiedzieć. I on już wiedział, idąc na tę konferencję, on już wiedział o nieufności [13].

[9] Nie większość, a wszystkie. Zespół prymasa Polski wyraźnie podkreślał, iż przygotował wszystko, co było konieczne do powołania komisji. Dokumenty, które wypracował teraz zespół bp. Odera, CELOWO nie były opracowywane przez zespół prymasa. Są to bowiem umowy pomiędzy komisją a innymi podmiotami. Zespół prymasa dążył do tego, żeby najpierw powołać komisję po to, żeby miała ona możliwość – jako odrębne niezależne ciało – negocjowania treści tych umów.

Bestseller Nowość
  • Marek Kita

Zostać w Kościele / Zostać Kościołem
Książka z autografem

36,00 45,00
Do koszyka
Książka – 36,00 45,00

[10] Rzecznik stosuje manipulację semantyczną, przesuwając znaczenie słów „zakończyć pracę” – zostaje ono zinterpretowane jako „rozwiązać się”, choć faktycznie oznaczało „zakończyć przygotowanie dokumentów wystarczających do powołania komisji”. Zespół prymasa był gotowy pracować dalej, jeżeli tylko sytuacja by tego wymagała.

[11] Rzecznik sugeruje istnienie bliżej nieokreślonych „mediów” i „agencji prasowych”, które miałyby odpowiadać za krytyczne komentarze, ale nie wskazuje żadnych konkretnych źródeł, co utrudnia weryfikację tych zarzutów.

[12] Wypowiedź nie zawiera żadnych szczegółów dotyczących takich działań medialnych – brak przykładów i dowodów osłabia wagę tego argumentu.

[13] Wynika z tego, że, według księdza rzecznika, brak zaufania do bp. Odera wiąże się wyłącznie z narracją medialną. Nie z tym, w jaki sposób dokonano zmiany. Nie z tym, iż bp Oder nie zajmował się wcześniej tematyką osób skrzywdzonych. Można odnieść wrażenie, iż wszystko byłoby w porządku, gdyby nie media.

ZN: przepraszam, ale na czym ma być zbudowane [14] zaufanie do bp. Odera jako człowieka zajmującego się tą tematyką?

LG: Ale on się nie zajmował tematyką [15].

ZN: Jeszcze na dodatek powiedział, iż trzeba wnieść, cytat dosłowny, „inne wartości, inną wrażliwość, nowe widzenie rzeczywistości”, w porównaniu z poprzednim zespołem, którym kierował ksiądz prymas. Ja do dziś nie rozumiem, co było niewłaściwego i niewystarczającego w wartościach członków tego rozwiązanego zespołu prymasowskiego, w ich wrażliwości czy ich sposobie widzenia rzeczywistości, iż trzeba było wnosić „inne wartości, inną wrażliwość i nowe widzenie rzeczywistości”.

LG: Ale zespół księdza prymasa nie został rozwiązany, Zespół księdza prymasa zakończył swoją pracę, o czym poinformowali także w memorandum! (…)

ZN: Czy Konferencja Episkopatu poddała to jakiejś krytycznej refleksji, iż „10 proc. naszych kolegów w tej sprawie zawiodło totalnie”?

LG: Ale co miała więcej zrobić [16]? Wszyscy zostali poddani sankcjom.

ZN: Pozostałych to nie dotyczy? Nie trzeba się nad tym zastanowić?

LG: Ja nie wiem, czy dotyczy pozostałych.

ZN: Ale w każdym razie nie ma potrzeby wyciągnięcia wniosków? No przecież po to ma być ta komisja, żeby to właśnie sprawdzić. Przecież dokładnie temu ta komisja ma służyć.

LG: Nie, więc o ile będzie komisja, no to będzie to badać. o ile to będzie przedmiotem pracy komisji, to będzie to badać. (…) Ale ja bym naprawdę nie chciał gdybać nad czymś, co jeszcze nie zostało powołane [17]. To już się niedługo pewnie stanie (…) Ale wiem dobrze i zresztą sam to widzisz, iż to idzie w dobrą stronę [18], ale musi być dobrze przygotowane.

ZN: Ja widzę, iż idzie w jakąś stronę.

LG: Nie, idzie w dobrą stronę.

ZN: No właśnie, widzisz, tu się różnimy.

LG: No mamy do tego prawo, są wolne media.

[14] Pytanie Zbigniewa Nosowskiego, choć kilkukrotnie powtórzone, pozostało bez odpowiedzi. Rzecznik ani razu nie wyjaśnił, na czym adekwatnie miałoby się opierać zaufanie do bp. Odera – poza samym faktem jego nominacji.

To nieprawda, iż komisji potrzebują wyłącznie niektóre osoby skrzywdzone – i iż potrzebujemy jej po to, żeby poczuć się lepiej. NIEZALEŻNA komisja nie ma (nie miała?) uzdrawiać naszych ran – ona ma (miała?) uzdrawiać rany Kościoła.

Tośka Szewczyk

Udostępnij tekst
Facebook
Twitter

[15] Ksiądz rzecznik próbuje rozdzielić „tworzenie dokumentów” od „pracy komisji”. W rzeczywistości sprawy te są przecież ze sobą połączone: jedno stanowi integralny element drugiego.

[16] Opinia rzecznika, iż z faktu, iż około jedna dziesiąta członków KEP została obłożona watykańskim sankcjami (Nosowski wymienia pełną listę nazwisk!), nie trzeba wyciągać wniosków na przyszłość, bo „wszyscy zostali poddani sankcjom”, jedynie potwierdza, iż refleksja nad systemowymi błędami jest w naszym Kościele czymś zupełnie nieznanym.

[17] Argument, iż „nie ma sensu gdybać”, bo komisja jeszcze nie powstała, pomija fakt, iż właśnie teraz jest (był?) moment, by zapobiec katastrofie. Kiedy komisja już powstanie, będzie za późno na naprawianie procesu jej tworzenia.

[18] „Idzie w dobrą stronę” – to sformułowanie pojawia się jak zaklęcie: ma uspokoić, przekonać i uciąć dyskusję. Problem w tym, iż powtarzanie, iż „jest dobrze”, nie sprawia, iż naprawdę jest dobrze. Że wmawianie przez rzecznika Zbigniewowi Nosowskiemu, iż wie on, iż wszystko idzie w dobrą stronę, nie sprawi, iż Nosowski będzie tak myślał. We mnie więc jak refren wraca zdanie: „Jak ma zachwycać, jak nie zachwyca?”.

Kiedy ignorancja zaczyna być zawiniona?

ZN: Uczestniczyłeś w spotkaniu episkopatu ze skrzywdzonymi w listopadzie 2024 r. Czym ono było dla ciebie?

LG: Ogromnie ważne. Ogromnie ważne, bo słyszałem o pewnych świadectwach, które są niezwykle głębokie i poruszające – zarówno ze strony osób skrzywdzonych, jak i biskupów. Bardzo głębokie doświadczenie. To nie było moje pierwsze spotkanie z osobami skrzywdzonymi, natomiast było niewątpliwie bardzo znaczące, bardzo ważne i myślę, iż przyniesie dobre owoce.

ZN: Wszyscy biskupi, którzy się wypowiadali na temat tego spotkania, też mówili podobnie. To było bardzo wyraźne i to trzeba potwierdzić. I tak się zastanawiam – skoro to spotkanie było tak udane, to dlaczego później, a już niedługo minie rok od tego czasu, relacje pomiędzy tymi grupami już dalej nie miały miejsca? Ta sama grupa skrzywdzonych w imieniu sygnatariuszy listu pisała kilka razy potem, po tym spotkaniu, do sekretariatu episkopatu. Nie otrzymali choćby potwierdzenia odbioru pisma.

LG: No to trzeba by zapytać o to tak naprawdę sekretariat [19], dlaczego nie było odpowiedzi na pismo, bo jeżeli zostało to skierowane do sekretariatu, to sekretariat powinien jakoś się do tego odnieść, chyba iż to są wciąż te same rzeczy [20]. Ja mogę potwierdzić jedno. Że spotkanie było ważne, spotkanie bardzo mocno wpłynęło też na postrzeganie pewnych rzeczy przez biskupów, było bardzo pozytywne, i co do tego nie ma wątpliwości. (…) Ale też wszyscy wiemy, iż to byli tylko przedstawiciele osób skrzywdzonych [21].

ZN: Tylko sygnatariuszy listu. Oni nie mówią o sobie, iż są przedstawicielami wszystkich.

LG: Czyli tak naprawdę – i o tym wie wielu biskupów, którzy z takimi osobami spotykają się u siebie w diecezjach – wiemy też, iż jest wiele osób skrzywdzonych, sam z takimi rozmawiałem, które nie chcą i nie będą o tym mówić publicznie, bo to jest dla nich zbyt trudne. Że kiedyś te rany zagoili i odgrzebywanie tych ran byłoby dla nich kolejnym przeżywaniem koszmaru od początku. I myślę, że także tym ludziom należy się szacunek i także należy się to, iż o ile nie chcą o czymś mówić, albo nie chcą odkrywać kart ze swojej historii, to też należy to uszanować [22].

Uszczęśliwianie ich na siłę – wiemy, iż są różni ludzie i różnie potrzebują, jedni potrzebują tego, by ich wesprzeć i wtedy takie działania trzeba podjąć, potrzebują to głośno wypowiedzieć, swoją traumę, bo to są okropne przeżycia, przynajmniej te rzeczy, które ja osobiście słyszałem to są rzeczy straszne, na które nie ma żadnego słowa usprawiedliwienia wobec tych, którzy się takich rzeczy dopuszczali i tu nie ma w ogóle o czym rozmawiać, to jest tak oczywiste, iż szkoda mówić – ale też wiem, iż bardzo wiele osób chce, bo się w jakiś sposób z tym po wielu latach wewnętrznie uporało, i nie chce już o tym mówić, nie chce do tego wracać. Ja też słyszałem o kilku takich wypadkach w czasie spowiedzi, a zatem ludzie nie chcą tego choćby powiedzieć poza spowiedzią, prawda, to jest tak mocne, tak trudne i tak bolesne, iż też wydaje mi się, iż przyjęcie jednej formy rozwiązania tego problemu mogłoby być dla tych osób ponownie wielką krzywdą [23].

[19] Pytaliśmy. jeżeli sekretariat KEP nie odpowiadał na nasze wiadomości, to i na pytania nie odpowie. W tej sytuacji mam wrażenie, iż ksiądz Leszek Gęsiak określa siebie de facto jako rzecznika całej KEP… z wyjątkiem sekretariatu. W niewygodnych sprawach sekretariat powinien odpowiedzieć sam. A iż nie odpowiada… Problem z głowy.

  • Ks. Grzegorz Strzelczyk

Po co Kościół
Książka z autografem

29,00 Do koszyka

[20] Nie rozumiem, dlaczego mielibyśmy poruszać inne kwestie, skoro na te konkretne wciąż nie dostajemy odpowiedzi. Dlatego będziemy wciąż pytać o „wciąż te same rzeczy”. Na nich nam zależy, bo zależy nam na Kościele.

[21] Zastanawiam się, w którym momencie ignorancja zaczyna być zawiniona. Ile jeszcze razy, jak głośno i w jakich mediach musielibyśmy z Robertem Fidurą i Jakubem Pankowiakiem powtarzać, iż nie jesteśmy „przedstawicielami osób skrzywdzonych”? Ile razy musielibyśmy doprecyzowywać, iż na Jasnej Górze występowaliśmy jako przedstawiciele sygnatariuszy listu do Rady Stałej, a nie wszystkich osób pokrzywdzonych? W którym momencie uporczywe pomijanie tej informacji przez innych, w tym rzecznika KEP, staje się jawną arogancją?

[22] To jest, według mnie, jedna z najpoważniejszych „wywrotek argumentacyjnych” tej rozmowy. To ona stanowiła dla mnie pretekst do zatrzymania się przy tym nagraniu. Dlaczego? Ponieważ treść tej wypowiedzi jest prawdziwa – jednak moment, w którym ona pada, jest dla mnie nie do przyjęcia.

To absolutne prawda, iż są osoby skrzywdzone, które nie chcą publicznie wracać do swojej historii i iż trzeba to uszanować. Problem w tym, iż pojawia się to w miejscu, w którym nikt nie kwestionował ich prawa do milczenia. Żadne z naszych działań i żaden z naszych postulatów nie zagraża osobom skrzywdzonym, które nie chcą opowiadać swojej historii. Powiedzenie o tych osobach w tym miejscu ma jednak w wypowiedzi księdza rzecznika konkretną (ile bym dała, żeby było to działanie nieświadome) funkcję: pomniejsza znaczenie tego, o co się upominamy, pokazując, iż skala wcale nie jest aż tak duża. Istnieją wszak inni skrzywdzeni, których uszczęśliwilibyśmy na siłę (powtarzam: żaden z naszych postulatów nie dotyczył takich osób) lub którym byśmy wręcz [23] zagrażali.

Co więcej, ani komisja, ani żadna z innych postulowanych przez nas w liście do Rady Stałej zmian, nie powinna być traktowana jak plasterek na rany grupy skrzywdzonych w Kościele oszołomów (Kubo, Robercie, pozostali sygnatariusze – wybaczcie!). To nieprawda, iż komisji potrzebują wyłącznie niektóre osoby skrzywdzone – i iż potrzebujemy jej po to, żeby poczuć się lepiej. NIEZALEŻNA komisja nie ma (nie miała?) uzdrawiać naszych ran – ona ma (miała?) uzdrawiać rany Kościoła.

*

Pierwszy i jedyny raz spotkałam ks. Leszka Gęsiaka w listopadzie 2024 r. na Jasnej Górze. Mam nadzieję – i ten komentarz tego nie zmienia – iż spotkałam tam brata.

Wbrew pozorom wierzę też księdzu rzecznikowi, który mówi, iż spotkanie to było dla niego ważne i poruszające. Widziałam to. Takich rzeczy nie da się wyprodukować na siłę we własnym spojrzeniu, tonie głosu, sposobie mówienia.

Zastanawiam się więc, co się stało z tamtym doświadczeniem. Zastanawiam się, na ile to, co komentuję w tym tekście, było wynikiem świadomych zabiegów. Aż w końcu – i to chyba dziś dla mnie najważniejsze – zastanawiam się, czy naprawdę ksiądz rzecznik wierzy we wszystko, czego z racji pełnionej funkcji musi bronić.

Przeczytaj także: Tośka Szewczyk, Do księdza niesłusznie oskarżonego

Idź do oryginalnego materiału