Do zadań następcy św. Piotra nie należy spełnianie naszych oczekiwań.
Po wyborze nowego papieża mam w sobie wściekłość, smutek i rozczarowanie. I nie jest to rozczarowanie papieżem, ale nami: tymi, którzy papieża powinni przyjmować z wiarą. Po raz kolejny udowadniamy, jak bardzo nie rozumiemy Kościoła.
Na nowego papieża – przynajmniej w Polsce – niemal natychmiast wylał się ocean oczekiwań, wymagań i warunków wstępnych, które powinien spełnić, aby był „nasz”. Od lewej do prawej nawy, po każdej ze stron dopatrywano się detali i snuto podejrzenia.
Czarne buty i mucet
Przykłady? Prawa strona krzyczy: papież będzie nasz, progresiści chcą go zawłaszczyć! A on na pewno odwoła „Fidducia supplicans” i „Traditionis custodes”. Może choćby potępi ostatni sobór. Przecież wyszedł w mucecie i jest przeciwnikiem aborcji (jakby to była w przypadku papieża jakaś szczególna nowość). Ale też momentami ci sami ludzie drżą: może Leon to jednak parszywy liberał? Zobaczcie, mówi o synodalności, nie lubi Trumpa i – co najgorsze – chodzi w czarnych butach…

WIĘŹ – łączymy w czasach chaosu
Więź.pl to pogłębiona publicystyka, oryginalne śledztwa dziennikarskie i nieoczywiste podcasty – wszystko za darmo! Tu znajdziesz lifestyle myślący, przestrzeń dialogu, personalistyczną wrażliwość i opcję na rzecz skrzywdzonych.
Czytam – WIĘŹ jestem. Czytam – więc wspieram
Jest i druga strona. Ma ona nadzieję, iż papież zgodzi się na udzielanie sakramentu małżeństwa parom homoseksualnym, pozwoli na święcenia kapłańskie kobiet i zniesie celibat. Dobrze byłoby, gdyby Leon za każdym razem koniecznie mówił o „siostrach i braciach”, a nie o „braciach”, inaczej będzie nie do przyjęcia. Strona ta zarzuca papieżowi sztywność, bo na balkonie czytał z kartki – więc to znak, iż nie jest spontaniczny i autentyczny. No i ten mucet nieszczęsny, to tak straszny krok wstecz i niepotrzebny splendor.
Obie strony łączy jedno: zapowiadają, iż będą papieżowi uważnie patrzeć na ręce i go punktować. Czy na pewno spełni ich oczekiwania, czy aby na pewno poprowadzi Kościół tak, jak oni tego oczekują.
Na naszych zasadach
Chciałoby się takiego człowieka zapytać: a kim ty jesteś, żeby stawiać warunki? Naprawdę uważasz, iż Piotr jest po to, by spełniać Twoje oczekiwania? Kropka w kropkę powtarzasz to, co robili uczniowie z Jezusem. Mieli swoje wyraźne oczekiwania. „Bądź Mesjaszem, ale na naszych zasadach: obal rzymską władzę i daj Izraelowi pokój na wieki”. „A myśmy się spodziewali, iż On wybawi Izraela”.
Czy takie oczekiwania były złe? Nie, dobrze jest pragnąć pokoju i wolności. Tyle iż to było oczekiwanie za małe. Kto się spodziewa Mesjasza według swoich wyobrażeń, ogranicza wielkość Boga i sam siebie pozbawia wielkich darów.
To Bóg – a nie ktokolwiek z nas – wie, czego potrzebuje dziś Kościół. I jeżeli tego nie rozumiemy, redukujemy Kościół do roli społecznej instytucji, w której regulujemy sobie sprawiedliwe i równe zasady, według tego, co nam jest potrzebne.
Po co nam Piotr
Jest w Kościele coś więcej, co wyrasta poza „tu i teraz”. Bycie Kościołem nie oznacza budowania fajnej, wspierającej i przygarniającej wspólnoty. Kościół to dawanie świadectwa, iż coś w historii świata wydarzyło się naprawdę: dawanie świadectwa, iż Jezus Chrystus umarł i zmartwychwstał. Dbanie o tę prawdę i jej przekazywanie pozostaje w Kościele najważniejsze. Owszem – musimy żyć według tej prawdy. Musimy być jej wiarygodnymi świadkami, szerząc w świecie miłość.

W Kościele zmieścimy się wszyscy. Wielu z nas właśnie za czasów papieża Franciszka poczuło się w Kościele przygarniętymi. Ale to nie znaczy, iż Kościół jest wyłącznie nasz
Monika Białkowska
Ale jeżeli zapomnimy o prawdzie Chrystusa, będziemy tylko wspaniałą organizacją charytatywną i największą na świecie grupą wsparcia. A bez Piotra, bez sukcesji apostolskiej – bez systemu kontroli w głuchym telefonie przekazu wiary przez wieki i przez najróżniejsze kultury – dawno tę prawdę byśmy stracili. Gdyby Piotr nie miał władzy kluczy i nie strzegł depozytu wiary, dawno zgubilibyśmy się w tysiącach pomysłów na to, kim rzeczywiście był i jest Jezus.
Piotr okazuje się więc gwarantem i stróżem prawdy, a nie organizatorem i szefem grupy wsparcia, nie charyzmatycznym liderem czy przykładem. Jest pieczęcią, iż idziemy w stronę prawdy. A od dawania świadectwa miłości tej prawdzie jest już każdy z nas: możemy to robić niezależnie od tego, kto jest Piotrem.
Nie pogubić dzieci
Kościół, istniejący w wieczności, prowadzony jest przez Ducha Świętego. Nie jest świeckim światem, w którym polityczne wahadło odchyla się raz w jedną, raz w drugą stronę. Nie jest światem, w którym się robi trzy kroki do przodu, a potem jeden w tył. Kościół trwa w czasie, konfrontując swoją niezmienną prawdę ze zmieniającymi się nieustannie okolicznościami. W ten sposób zachowuje ciągłość, ale i ma zdolność różnego kładzenia akcentów. Ma doświadczenie prób rewolucji i wie, jak wiele ginie w niej dzieci.
Dlatego nie pobiegnie szybko, choćby do tego nakłaniali go najgorliwsi. Dlatego nie wyhamuje nagle, jak chcieliby inni gorliwi. Musiałby wtedy pogubić zbyt wielu. Tymczasem Kościół nie chce pogubić nikogo, ani z lewej, ani z prawej strony. Zbyt dobrze pamięta modlitwę Jezusa w Ogrójcu: „aby byli jedno”.
Elementem ciągłości Kościoła są również papieże. Dlatego też z gruntu fałszywe było czytanie papieża Franciszka w opozycji do Benedykta XVI czy Jana Pawła II. Równie fałszywe jest czytanie Leona w opozycji do Franciszka.
Wiemy, co odsłonił przed nami pontyfikat papieża z Argentyny. Odkryliśmy, jak ważne są peryferia i jak bardzo Bóg szuka każdego, absolutnie każdego człowieka. To pozostaje aktualne. Nikt tego nie przekreśli, choćby jeżeli nie będzie powtarzał tego samego.
Teraz trzeba czekać i słuchać, co odsłoni przed nami pontyfikat Leona. Co Bóg będzie nam próbował powiedzieć nowego, co będzie próbował nam przypomnieć, na co nas uwrażliwić. Ale usłyszeć to można, kiedy się słucha bez założeń wstępnych, z czystą głową, kiedy własne oczekiwania nas już nie blokują.
Kto komu daje szansę
Papież Leon jest inny niż Franciszek. Ma inną wrażliwość. Raczej pewnie nie będzie gwiazdorem mediów. Jest człowiekiem spokoju i pokoju. Na balkonie oprócz wzruszenia najbardziej rzucała się w oczy modlitwa. Żaden z poprzedników tak długo na balkonie nie modlił się z ludźmi. Leon nie zwracał uwagi na siebie. Mówił o Kościele, świecie i pokoju – i się modlił.
W imię czego natychmiast otaczać go murem podejrzeń? Bo był w mucecie i nie wspomniał o kobietach? Bo był w czarnych butach i wspomniał o synodalności? To naprawdę skreśla w naszych oczach rozmodlonego i skromnego człowieka, wybranego przez kardynałów z całego świata? Siedzimy przed telewizorami, słyszymy kilka zdań i wiemy lepiej? To do nas należy skontrolować, czy aby Duch Święty nie popełnił błędu – musimy się więc zastanowić, czy dać mu szansę?
To nie my mamy dać szansę papieżowi. To Bóg daje nam szansę w tym papieżu. Daje nam szansę, żebyśmy zrozumieli więcej. Żebyśmy poszli jeszcze głębiej, jeszcze dalej.

- Stefan Frankiewicz
- Cezary Gawryś
Nie stracić wiary w Watykanie
Nowy papież nie jest po to, żeby utwierdzić nas w poglądach, albo żeby potwierdzić nam tylko naukę poprzedników. Jest po to, żebyśmy szli za nim dalej. Żebyśmy poszerzyli horyzonty. Żebyśmy uwrażliwiali się na kolejne grupy, na kolejne przestrzenie.
Nie zawsze chodzi o nas
Jeśli jednak nie rozumiemy, iż każdy nowy Piotr jest dla nas szansą i iż to on prowadzi Kościół – nie rozumiemy za wiele z Kościoła. jeżeli odrzucamy Piotra, bo jest nam niewygodny, to przestajemy faktycznie być w Kościele. Bo Kościół rzymskokatolicki bez Piotra czy wbrew Piotrowi po prostu nie istnieje. Albo idziemy z Piotrem, albo jesteśmy poza Kościołem.
A zadaniem Piotra nie jest spełniać nasze oczekiwania, być dla nas miłym ani choćby organizować Kościół w ziemskim wymiarze. Nie po to został ustanowiony. To on ma nas prowadzić. Nie ma dbać o prawą czy lewą stronę. Papież ma dbać o wszystkich: o jedność Kościoła, o jedność wiary. I nawet, jeżeli czasem ktoś jest niezadowolony, jeżeli musi zrezygnować ze swoich priorytetów, na tym polega pokora we wspólnocie: nie zawsze chodzi o nas. Jedni dostali pocieszenie i wsparcie od papieża Franciszka. Teraz być może trzeba przygarnąć kogoś jeszcze, kogo wcześniej nie zauważyliśmy – bo zajęci byliśmy tylko sobą.
Błogosławieni, którzy to widzą i nie oczekują papieża na swoją miarę, ale na miarę Boga. Błogosławieni, którzy pragną Kościoła dla wszystkich, a nie wyłącznie dla siebie. Błogosławieni, którzy wiedzą, iż to Bóg prowadzi Kościół przez Piotra – a nie próbują sami prowadzić go w kierunku, który im się wydaje.
Todos?
Granica między synem marnotrawnym a starszym bratem z przypowieści jest bardzo płynna. W gruncie rzeczy jesteśmy jednym i drugim. W tym samym momencie, kiedy zostajemy przygarnięci przez Ojca, mamy pokusę wejść w rolę starszego brata. Jak to – nie jesteśmy ostatni? Chcesz teraz przygarniać kogoś innego? Obrażamy się i znów odchodzimy. Taki cykl, dość beznadziejny i głupi, trwa, dopóki nie zrozumiemy, iż w domu Ojca jest mieszkań wiele, i iż serce Boga naprawdę jest pojemne.
W Kościele zmieścimy się wszyscy. Wielu z nas właśnie za czasów papieża Franciszka poczuło się w Kościele przygarniętymi. Ale to nie znaczy, iż Kościół jest wyłącznie nasz. To, iż jest w nim miejsce dla osób homoseksualnych, dla par w powtórnych związkach, dla osób, które mają więcej pytań niż pewności w wierze, dla kobiet pragnących święceń – to nie znaczy, iż nie ma już miejsca dla Wojowników Maryi i tych, którzy chodzą wyłącznie na Msze trydenckie.
Franciszek zapraszał nas, żeby wołać: „Todos, todos, todos”. Dlaczego więc narzekamy i drżymy ze strachu, iż nowy papież może zwrócić się ku innym? To już nie będzie „todos, todos”?
Następca
Wybór Piotra to nie jest demokracja, wybór ulubionego, najprzystojniejszego, najmądrzejszego, najbardziej konserwatywnego, najbardziej liberalnego, najbardziej środkowego papieża. To nie jest wybór kierunku politycznego. Każdorazowy wybór nowego Piotra to sygnał od Boga, czego On oczekuje od Kościoła. W którą stronę chce Kościół prowadzić. Bóg. Nie my.
Możemy się sprzeciwiać i mówić, iż się nam to nie podoba. Ale to Bóg daje nam Piotra przed oczy i mówi: dziś dobrze dla was będzie, jeżeli w tym pójdziecie szybciej, jeżeli tu na chwilę wstrzymacie oddech. Dla was to będzie dobre. Nauczycie się czegoś zupełnie innego. Skierujecie swój wzrok w zupełnie inną stronę. Ale to będzie dla was dobre. Ufacie mi?
Leon XVI nie jest następcą Franciszka. Nie jest następcą czy kontynuatorem dzieła Benedykta XVI ani Jana Pawła II. Jest następcą i kontynuatorem misji św. Piotra. A my jako katolicy mamy iść za Piotrem. choćby jeżeli będzie to droga w nieznane.